Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rossmann. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rossmann. Pokaż wszystkie posty

12 sierpnia 2011

Moja wakacyjna kosmetyczka cz. 1


Wszystko co dobre szybko się kończy. Mój urlop niestety już jest tylko wspomnieniem. Postanowiłam pokazać Wam kosmetyki, które zabrałam ze sobą na wyjazd - przeczytajcie co się sprawdziło, a co nie. W drugiej części opisze produkty do twarzy oraz makijażu.



Żele z cytryna i drzewem herbacianym oraz miętą i drzewem herbacianym Original Source, ok. 9zł
W końcu udało mi się przetestować produkty OS. Na wyjazd wzięłam duże opakowanie żelu cytrynowego oraz miętową miniaturkę, którą pokazywałam tutaj. Cytryna jest naprawdę cytrynowa, a mięta bardzo orzeźwiająca, daje uczucie delikatnego chłodu na skórze. Żele są średnio gęste, butelki nie powalają wyglądem, ale są funkcjonalne – produkt można zużyć do samego końca, a dzięki silikonowemu zamknięciu wyciskamy z łatwością odpowiednią porcję żelu. Są średnio wydajne.


Szampon do codziennego stosowania Splassh Brocato, ok 36zł
Wzięłam ze sobą ten szampon, bo jest przeznaczony do codziennego stosowania. Rzeczywiście nie podrażnił skóry głowy i nie wysuszył włosów – są teraz w świetnej kondycji, bardzo gładkie, lśniące i miękkie. Nie odpowiadał mi zapach produktu – bardzo intensywny migdał. Szampon jest średnio gęsty, otwór zaopatrzony jest w silikonowe zamknięcie – podobne jak w żelach Original Source.


Odżywka do włosów suchych i zniszczonych Ultimate Repair Gliss Kur, ok. 9zł
Zawsze na urlop zabieram ze sobą odżywki marki Gliss Kur – mocno regenerują włosy, które jak wiadomo muszą dużo wytrzymać - słońce, piasek, chlorowaną i słoną wodę. Odżywka z najnowszej linii Ultimate Repair nie do końca mnie zadowoliła (więcej nie zdradzę pomarańczowej serii). Włosy po niej są naprawdę ładne, ale nie zawsze mogłam je rozczesać, nie wiem czemu, bo odżywka naprawdę mocno nawilża i wygładza. Mogłabym jej to darować, bo działanie pielęgnacyjne ma na mocna piątkę, gdyby nie… zapach. Okropny, bardzo intensywny, słodkawy – można dostać bólu głowy.


Anthelios XL 50 w sprayu La Roche Posay
Jeden z moich tegorocznych ulubieńców. Ma świetną konsystencję – mimo wysokiego filtra jest dość lekki. Łatwo się rozprowadza i wchłania w skórę, dobrze chroni, jest wydajny. Nie zostawia lepkiej warstwy.


Photoderm Bronz 20 w sprayu Bioderma, ok. 70zł
Rewelacja, tak jak LRP ma lekką konsystencję, ale zostawia delikatną warstwę – skóra staje się nawilżona i lekko natłuszczona. Balsam dobrze chroni, na pewno wrócę do niego, chociaż pewnie wybiorę wyższy filtr – w opakowaniu było go tylko trochę, wcześniej używała go mama; chciałam go przetestować i zużyć. Ma wygodny spray.



Mineralna emulsja 30 Sensitive Lirene, ok. 25zł
Niestety, duże rozczarowanie. Emulsja ma bardzo nieprzyjemny, apteczny zapach  - pachnie tak jakby się popsuła. Bieli skórę, ale nakładana po trochu daje się bez problemu wsmarować w skórę – trzeba pamiętać, żeby nie wycisnąć naraz za dużo. Bardzo niewydajna.


 
Emulsja ochronna 50+ Solecrin Iwostin, ok. 33zł
Kolejne rozczarowanie filtrowe. Potwornie bieli, jest tępa w nakładaniu. Generalnie nie polecam.


Balsam po opalaniu SOS z panthenolem Bikini Bielenda, ok. 12zł
Balsam ma średnio gęstą konsystencję, dobrze się rozsmarowuje i wchłania, ale nie zauważyłam jakiegoś spektakularnego nawilżenia czy ukojenia skóry. Żałuję, że nie wzięłam ze sobą balsamu Lirene ‘Ratunek po przedawkowaniu słońca’, który ma bardzo dobre opinie.


Balsam po opalaniu Sun Ozon Rossmann, ok. 8zł
Bardzo lubiłam ten balsam i często zabierałam go ze sobą na urlop, niestety w tym roku nie spełnił moich oczekiwań. Ma lekką konsystencję, która może być zarówno plusem jak i minusem – kiedyś mi odpowiadała, teraz uważałam ja za zbyt lekką – najwidoczniej moja skóra się starzeje i potrzebuje bardziej treściwych kosmetyków ;) jest niedrogi, łagodzi podrażnioną skórę.

22 lipca 2011

Tanie i dobre: Peeling solny Algi i Minerały Morskie z Rossmanna

Peeling na bazie soli morskiej i oliwki np. Wellness&Beauty Algi i Minerały Morskie, dzięki szczególnie drobnym kryształkom soli, skutecznie oczyszcza skórę, usuwając wszelkie zanieczyszczenia i martwy naskórek. Dodatkowo bogaty w składniki olejek z migdałów odżywia skórę, która staje się aksamitnie gładka.


Peeling można kupić w Rossmannie za 13zł / 300g. To drobna sól zanurzona w olejku - peeling jest ostry i świetnie ściera naskórek. Dodatek olejku sprawia, że po kąpieli nie muszę używać balsamu, bo skóra jest mocno nawilżona i natłuszczona. Uwaga na drobne skaleczenia - bardzo piecze. Podoba mi się, że olejku jest dużo, co zresztą widać na zdjęciu poniżej.
Zapach raz pachnie morzem, a raz trochę rybą - algi generalnie mają mało przyjemny zapach.
Ma fajne oldschoolowe opakowanie, chociaż na początku miałam do niego zastrzeżenia, bo było nieszczelne i olejek ciągle z niego wypływał. Na szczęście potem się uspokoił i słoik pozostawał czysty.
Bardzo polecam, bo jest naprawdę dobry i niedrogi :) mogliby zrobić różne wersje zapachowe - wtedy kupowałabym go częściej.

17 lutego 2011

Zużycia: Szóstka w koszu

W tym miesiącu znowu udało mi się sporo zużyć :) miałam nadzieję, że wykończę trochę więcej i może coś z kolorówki, ale na razie jestem chora i w ogóle się nie maluję, nie chce mi się też za bardzo smarować kremami itp.


Żel witaminowy Lirene - jaśminem na pewno nie pachnie; ciężko napisać o nim coś dobrego czy złego - ot taki zwykły żel pod prysznic, nic szczególnego. Nie kupię go ponownie ze względu na zapach, trochę mnie zmęczył pod koniec opakowania.

Szampon Dora - szampon, który chciałam skończyć jesienią, a on ciągle był i był i był - to chyba zasługa jego konsystencji, która jest żelowa i bardzo skoncentrowana, co sprawia, że szampon jest niesamowicie wydajny. Nie wysusza i nie plącze włosów, stają się one świeże i mniej się przetłuszczają, ale przy regularnym stosowaniu może trochę wysuszyć skórę głowy.

Pianka do golenia Isana - wszystkim znana, nie trzeba jej przedstawiać. Bardzo ją lubię i używam od wielu lat, nie ustępuje w niczym markowym piankom - kupuję ją tylko w promocji - warto porównać cenę i pojemność, bo czasem taniej jest kupić coś innego.


Maska z aminokwasami Pantene - ostatnimi czasy używam przede wszystkim odżywek - po jaką maskę bym nie sięgnęła to mnie totalnie rozczarowuje (działają o wiele słabiej niż odżywki). Ta maska na szczęście rzeczywiście jest maską. Pięknie pachnie, bardzo lubię zapach Panetne, takie kwaskowate jabłka; nie spływa z włosów. Po spłukaniu włosy są gładkie, łatwo je rozczesać. Tuba wykonana jest z miękkiego, giętkiego plastiku i łatwo z niej wycisnąć kosmetyk.

Peeling Pat&Rub - ja + on = love-hate relationship; gdy udało mi się skończyć jedno opakowanie dostałam w prezencie drugie... możecie sobie wyobrazić moją minę; peeling raz jest super zdzierakiem, a raz w ogóle nie czuję drobinek. Polecam używać na suchą skórę albo bardzo delikatnie zwilżoną. Pięknie pachnie, ale bardzo mocno, kto wąchał inne kosmetyki Pat&Rub ten wie o czym piszę. Znam fajniejsze kosmetyki tej marki, chociaż moja mama bardzo go lubi;)

Balsam z mocznikiem Topicrem - na początku go nie znosiłam, zaczęłam wątpić, że ma mocznik w składzie, ale po tygodniu zaczął działać i rano budziłam się z miękką, nawilżoną skórą. Jest w miarę lekki, ale dobrze radzi sobie z nawilżeniem i wygładzeniem, gdyby nie zapach byłby moim ideałem - wolę bezzapachowe kremy do ciała.

16 stycznia 2011

Weekendowe testowanie

Weekend to dobry czas, żeby przetestować nowe kosmetyki - zwłaszcza pielęgnację (alergicy) czy próbki podkładów - niestety większość z nich jest w bardzo nieżyciowych odcieniach i ciężko wyjść z domu z czymś mega ciemnym czy pomarańczowym na twarzy.
Nazbierało mi  się sporo kosmetyków, które wypróbowałam, więc wpadłam na pomysł, że opiszę je w kilku słowach :)


Serum i maseczka Karoten Bielenda - najpierw nakładamy serum, a po jego wchłonięciu maseczkę, którą również ma się wchłonąć (koniec końców resztkę trzeba zetrzeć, bo nie wchłania się całkowicie). Skóra stała się nawilżona, miękka i gładka - wcześniej użyłam peelingu. Jest rozjaśniona i ładnie wygląda. Warto spróbować, bo nie jest droga.


Maseczka pod oczy Rival de Loop - maseczka rzekomo pod oczy, ale w kształcie dwóch owalnych kółek połączonych ze sobą, więc trzeba ją nałożyć na całe oczy i zrelaksować się przez 10 minut. Po 5-7 minutach skóra zaczęła mnie lekko piec, dlatego zdjęłam maseczkę wcześniej. Skóra była delikatnie nawilżona i napięta, można zastosować przed imprezą; produkt nie zachwycił mnie wystarczająco, żeby kupić go ponownie.


Maseczka i serum do włosów Montagne Jeunesse - pachnie bardzo fajnie, owocowo. Maskę przed użyciem wkładamy do ciepłej wody. Po maseczce nakładamy serum na wilgotne włosy i układamy jak zwykle. Włosy są miękkie, lepiej się układają i kręcą. Maseczka wystarcza na 1 użycie, serum jest zdecydowanie za dużo - starczy mi na kilka razy.


Puder Select Sheer Loose MAC w odcieniu NC5 - mój nowy puder w jasnym beżowym odcieniu. Jest bardzo drobno zmielony, ma ładne, nieduże opakowanie. Delikatnie rozświetla, twarz nie jest płaska.


Róż w kremie MAC w odcieniu Ladyblush - w sobotę nałożyłam go chyba za mało i roztarłam pędzelkiem - był delikatnie widoczny na skórze; dziś nałożyłam róż palcami - efekt o wiele lepszy - pierwszy sposób polecam osobom o bardzo jasnej skórze. Róż ma śliczny, bardzo twarzowy kolor. Trzyma się baaaaardzo długo :)


Podkład Aerateint Pure Vichy w odcieniu Ivory - podkład, o który pytałam Was w jednym z poniższych postów. Na plus zaliczam bardzo lekką, płynną konsystencję. Skóra wygląda świeżo i naturalnie, niestety nie matuje - błyszczałam się po ok. 2 godzinach. Jeśli ktoś nie ma problemów z nadmiernym błyszczeniem skóry to polecam wypróbowanie.

7 stycznia 2011

Zużycia grudniowo-styczniowe

Grudzień dobiega końca, styczeń zaraz będzie w połowie - nie wiem kiedy ten czas leci. Pora na podsumowanie zużyć wraz z krótkimi recenzjami :)
 

Szampon Garnier - fajny delikatny szampon - nie trzeba używać odżywki, żeby rozczesać włosy.



Szampon Head&Shoulders - zalegała mi końcówka, więc postanowiłam zużyć. Nie podrażnia skóry, nie wiem czy działa na łupież, bo go nie mam.


Szampon Gliss Kurs - lubię zapach tego szamponu i od czasu do czasu do niego wracam. Nie polecam osobom z włosami skłonnymi do przetłuszczania - będzie je bardzo obciążał.


Szampon Emoilum - kupiony dawno temu, nikt go nie chciał używać,więc postanowiłam prać w nim pędzle - świetnie się do tego nadaje, wystarczy raz je umyć i są idealnie czyste.


Odżywka do włosów Dove - ładnie pachnie, ułatwia rozczesywanie - to dla mnie najwazniejsza funkcja odżywki.


Żel do golenia Isana - produkt, którego używam od dawna. Żel zamienia się w gęstą pianę, nie podrażnia, ułatwia golenie. Kupuję w promocji - bez promocji często kosztuje tyle co inne żele/pianki (które mają większą pojemność; na każdej kartce z ceną jest cena za opakowanie i cena za 100ml, warto sprawdzić co się opłaca w danym momencie).


Płyn do higieny intymnej Ziaja - trzecia testowana przeze mnie wersja, mam jeszcze czwartą, ale nie widzę między nimi różnicy, wszystkie są dość rzadkie i kremowe - są poprawne, ale mnie nie powalają, sama nie wiem dlaczego. Wolę Lactacyd, do którego po raz kolejny pokornie wracam. Zuzyłam małe opakowanie niebieskiego płynu i duże różowego.


Cukrowy krem do rak Phenome - pięknie pachnie sernikiem z dodatkiem olejków - migdałowym i cytrynowym. Ma rzadką konsystencję, co sprawia, że jest wydajny i szybko się wchłania. Ładne opakowanie, chociaż pod koniec metalowa tuba połamała się na brzegach i wyciekał z niej krem. Fajny gadżet na prezent - zwłaszcza na fanów produktów eko, niestety dość drogi.


Balsam do ust Yes to Carrots - kupiłam trzypak na promocji w Sephorze; bardzo fajne balsamy, również dla ekomaniaczek. Na zimę ciut za słabe, ale podczas sezonu wiosna-jesień w sam raz. Ciekawy wybór zapachów.


Balsam do ust Estee Lauder - nie wiem co mnie podkusiło, żeby go kupić. Chociaż wiem - był miniaturką przy kasie w Douglasie... czyli w miejscu, gdzie stoją zawsze jakieś fajne drobiazgi. Piękne metalowe opakowanie, nieźle pielęgnuje usta, ale... nie wiem czy on tak ma czy Douglas sprzedawał przeterminowane produkty, bo balsam miał średni zapach, co odbierało przyjemność z jego używania.


Bioderma Sensibio H2O - mój ukochany produkt do demakijażu, do które zawsze wracam. Nie zliczę ile litrów już zużyłam. polecam gorąco.


Zmywacz Isana - dobry produkt w dobrej cenie. Radzi sobie z każdym lakierem. Nie widzę sensu przepłacania za tego typu kosmetyki.


Tusz Milion Lashes L'Oreal - świetnie podkreśla i rozdziela rzęsy, niestety dość mocno się kruszy podczas dnia. Szybko też zasycha w opakowaniu i jest mocno perfumowany. Duży plus za fajny dozownik - zbiera nadmiar tuszu ze szczoteczki.


Tusz Opulash MAC - na początku go nie lubiłam, gdy trochę zgęstniał pokochałam. Świetnie podkreśla rzęsy - od dziennego makijażu po bardziej dramatyczny look. Na pewno kupię go ponownie.


Błyszczyk Lancome - dostałam w prezencie, sama raczej bym go nie kupiła - nie wiem czemu, bo ma bardzo dobre opinie. Nie lubię go mieć na ustach, jest mocno silikonowy, nie lubię takiego uczucia.

13 listopada 2010

Plan zużyć do końca roku!

http://www.nataliedee.com/archives/2008/Jul/

Podejście do projektu denko po raz kolejny, ale tym razem w nieco zmienionej formie. Muszę się wziąć za zużywanie zapasów, ale jak to zrobić, gdy tyle kosmetyków jest otwartych? Daję sobie czas do końca roku na zużycie poniższych kosmetyków - z niektórymi na pewno pójdzie mi bardzo łatwo, z innymi pewnie się trochę pomęczę, mam nadzieję, że 2 miesiące to odpowiedni czas na ich zużycie. Plan jest następujący: nie otwieram kolejnych kosmetyków z tej samej grupy, dopóki nie zużyję już otwartych.
  • błyszczyki - wytypowałam 3, innych nie tykam ;)
  • balsamy do ciała - totalna masakra, policzyłam ile mam mniej więcej w zapasach, wyszła liczba dwucyfrowa - lepiej to przemilczeć
  • pudry do twarzy - dwa prasowane powinnam skończyć, sypkiego chyba nie zużyję, ale w styczniu powinnam się z nim rozprawić
  • balsam do ust - otwarty jest tylko jeden i zostało go niewiele, ale w zapasach czekają chyba 3
  • baza pod cienie - chcę zużyć resztkę bazy Urban Decay, którą recenzowałam tutaj
  • korektor - również resztka z rozciętego opakowania
  • krem do rąk - końcówka jednego, drugi napoczęty
  • toniki - dwie końcówki, na pewno zużyję, bo tonik to podstawa mojej pielęgnacji
  • peelingi do twarzy - mam trzy i chciałabym zużyć chociaż jeden
  • żele pod prysznic - strasznie się rozmnożyły, nie sądziłam, że jest ich aż tyle - redukcja do sensowej ilości ;)
  • próbki i maseczki w saszetkach - masa próbek i masa maseczek; nie lubię używać próbek, ale w końcu trzeba się za nie zabrać.
 Trzymajcie kciuki :) a na razie prezentuję część zużyć z listopada - resztę pokażę pod koniec miesiąca.


Błyszczyk Maybelline ColorSensational Gloss w odcieniu Nude Peral - mój faworyt, którego używałam codziennie - szkoda, że już się skończył, bo zdeklasował wszystkie inne błyszczyki. Nie klei się, optycznie powiększa usta - może to kwestia odcienia, ale ten jest super naturalny na ustach. Ładnie pachnie, nie klei się, nie wysusza.
 

Świeża maseczka Love Lettuce z Lusha - tu zużycie jest troszkę 'naciągane', bo część maseczki zamroziłam, ale ponad pół opakowania na pewno zużyłam (nie zużyłabym całej przed terminem, a mam pootwierane jeszcze inne maseczki). Kolejny rewelacyjny produkt, który kupię jeszcze nie raz. Zrobię dokładniejszą recenzję z fotkami niedługo :)


Krem do twarzy Aquasource Biotherm - miniaturka, którą dostałam, dzięki wypełnieniu ankiety na stronie Biotherm - później można było ją odebrać ze specjalnym kuponem w wybranej Sephorze. Duże rozczarowanie, nie podoba mi się morski zapach ani konsystencja - niby pianka, ale po nałożeniu na twarz mam wrażenie, że składa się z samych silikonów.


Krem na dzień do skóry normalnej i mieszanej Mineral Flowers - fajne kosmetyki w fajnych cenach - przez długi czas na Mineral Flowers była promocja w Sephorze i można było dostać zestawy w świetnej cenie. Kremu na dzień używałam wieczorem - ten na noc zbyt mocno pachnie geranium, którego nie lubię. Jest bardzo treściwy, więc w mojej opinii nie nadaje się na dzień (chyba, ze do bardzo suchej skóry). Fajnie nawilża i ma świetny skład.


Krem-mus do skóry wrażliwej Lirene - dość nowa seria dla wrażliwców, w skład której wchodzi krem-mus, masło, balsam, serum i żel pod prysznic. Mam jeszcze masło z tej serii, ale zostawiłam je na chłodniejszą porę roku. Krem-mus nie ma bardzo lekkiej konsystencji - trzeba poświęcić chwilę na jego wsmarowanie; jest bardzo dziwny w dotyku - nieco silikonowy. Nieźle nawilża, ale chyba już do niego nie wrócę, bo pachnie za mocno - identycznie jak żel pod prysznic, który można powąchać w drogerii - krem jest szczelnie zapakowany ;)


Tabletki barwiące wodę  z Rossmanna - produkt dla dzieci ;) barwi wodę na czerwono-malinowy odcień, delikatnie pachnie. Nie radzę brać do ręki rozpuszczającej się tabletki - zabarwiona skóra i paznokcie gwarantowane! Na szczęście podczas dłuższej kąpieli schodzi ze skóry, ale podczas zwykłego mycia rąk nie pozbędziemy się barwnika z palców. Fajny gadżet, ale nie jest niezbędny ;)


Tonik łagodzący do skóry wrażliwej Dermika - jako tonik się sprawdza, ale niczym mnie nie ujął, dlatego chyba już do niego nie wrócę. Powinien spodobać się 'wrażliwcom' ze względu na skład. Nie ma zapachu i koloru. Nie podobało mi się zamknięcie - mało higieniczne.


Peeling solny do ciała NailTek - używam odżywek NailTek od wielu lat i uważam, że są świetne. Niestety, nie można tego powiedzieć o tym peelingu. Używany na suchą skórę 'daje' radę, ale na mokrą to porażka. Kryształki soli ślizgają się i rozpryskują, na sucho jest trochę lepiej, ale nie na tyle dobrze, żeby go polecać. Mała pojemność, wysoka cena i kiepskie właściwości złuszczające. Zdecydowane NIE.

Maseczka Naturia Joanna - zawsze chciałam ja mieć, ale albo nie było jej w sklepie albo miałam inne. Niestety kolejne rozczarowanie - ładnie pachnie, ale nie regeneruje, nie ułatwia rozczesywania, właściwie nie robi nic.