Pokazywanie postów oznaczonych etykietą miś. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą miś. Pokaż wszystkie posty

sobota, 19 września 2015

środa, 2 września 2015

425. Misiek ceramiczny

Coś dla wielbicieli misiów. Duży wisior lub mała tabliczka. Miś był szkliwiony na pomarańczowo, ale zareagował na towarzystwo żółtego i trudno się tego domyślić (pieczątka z empiku).

środa, 9 października 2013

341. Roczek

Rok minął od czasu, kiedy zrobiłam kartkę z okazji narodzin maleńkiego Milana i teraz dostałam zamówienie na kartkę roczkową. Oto ona na płask:
 I na stojąco:
Druga fotka pokazuje, że jestem mistrzynią drugiego planu, ale co tam.
Miś i papier w zygzaczki z galerii RAE.

poniedziałek, 15 października 2012

280. Różowy - dzień pierwszy

I znowu minął rok, i znów mamy różowy tydzień, i znów apel: kobiety! badajmy się, dbajmy o się!
Kartka obowiązkowo różowa :)

piątek, 21 października 2011

189. Różne takie, misie i inne przyjemności

W Stumilowym Lesie wiatr strącił kilka listków z największego drzewa.
- Nie mogę w to uwierzyć - powiedział Królik. - Czyżby zbliżała się jesień?
- Jesień... - rozmarzył się Puchatek. - Spiżarnia, pokój, garnek, spiżarnia, łóżko, miodek i tak bez końca...
- Uważaj, Misiu, bo z tego "bez końca" nie zmieścisz się w drzwiach - ostrzegł go Prosiaczek.
- Hmm... - Puchatek się zastanowił. - To nic, wtedy wy przyjdziecie do mnie!

Dla dzisiejszej solenizantki, zwariowanej fanki Kubusia P. (w disneyowskiej wersji graficznej) znalazłam w empiku idealny prezent: kalendarz na przyszły rok z takimiż disneyowskimi ilustracjami i licznymi (bodaj dwoma tygodniowo) cytatami. Cytaty uwielbiam, bo jestem taką samą wielbicielką słynnego pluszaka, tylko wolę oryginalną wersję rysunkową. Otworzyłam na chybił trafił i trafiłam na powyższy dialog. Cudownie oddaje charakter tytułowego bohatera, pogodnego, zadowolonego z siebie i z życia Puchatka (a nie głupiego misia, jak to interpretują niektórzy).
A skoro już byłam w empiku, nie powstrzymałam się przed wydaniem wiekszej liczby złotówek niż miałam (dysponuję teraz funduszem pożyczonym i przeznaczonym na przeżycie jeszcze minimum pięciu dni, swoje już wydałam do zera).
Bo, po pierwsze, rekomendowany przez Kardamonową "Słodki listopad". Obejrzałam film tego samego popołudnia. Nie wiedziałam, jak włączyć polskie napisy, więc przymusowo poćwiczyłam listening comprehension. Nowy piękny przykład serendipity. Film z całego serca rekomenduję. Rzeczywiście można z przyjemnością obejrzeć każdej jesieni (tak jak "To właśnie miłość" w okolicach Gwiazdki).
Bo, po drugie, nowy numer "Zwierciadła". Niby nie uciekłoby do przyszłego tygodnia, ale to taka przyjemność mieć nowe, nowiutkie, od razu, natychmiast!
Bo, po trzecie, było to nie w moim małym sopockim salonie, tylko w dużym w Galerii Bałtyckiej, gdzie jest całkiem przyzwoite stoisko scrapbookingowe, a tam czekał na mnie On, sama misiowa słodycz i uroda. Z żalem stwierdziłam, że stempelek jest prawdopodobnie wadliwie przyklejony do klocka, bo jedno uszko się nie odbija, ale już po naużalaniu się odkryłam, że wystarczy odbijać na czymś miększym i wychodzi lepiej (np. na złożonej gazecie). A oto on, we własnej misiowej osobie:
Przypisuje się to zdanie Marilyn Monroe: Pieniądze szczęścia nie dają, dopiero zakupy!

*
Postanowiłam też docenić moje gryzmołki konferencyjne, robione wczoraj w czasie nudnawego wykładu. Przyjrzałam się im jakby je robił ktoś obcy i dzięki temu mój wewnętrzny krytyk milczał. Stwierdziłam, że mógłby to być projekt stempla, pewnie znalazłby nabywców i użyłam go do zaczątka kartki. Nie jest jeszcze skończona, ale coś z niej pewnie powstanie. Najbliższe wydało mi się życzenie Cynki, które zwykła umieszczać na swoich kartkach z broszką, choc pewnie burza mózgów przyniosłaby jeszcze inne twórcze pomysły. Jakieś podpowiedzi? :)

niedziela, 1 listopada 2009

44. Misiaczek-głuptaczek

Misie może mają małe rozumki, ale kochać umieją jak nikt. Jeszcze nie zszyty, a już się nim chwalę: oczka jak gwiazdki i jaka miła minka! A jakie wielkie serce!
- Jestem sobie mały miś (mieszczę się w pudełku od zapałek),
znam się z dziećmi nie od dziś!




Update: Misie się nie obrażają (mają na to za wielkie serca), ten jednak zaprotestował przeciw nazywaniu go głuptaczkiem:
- Jestem Michałek z pudełka od zapałek!
- Przepraszam, Michałku, że tak cię nazwałam. Kiedy cię tworzyłam, nie wiedziałam jeszcze, jaki będziesz uroczy. Pojedziesz w daleką podróż do domu Beaty.

niedziela, 4 października 2009

24. Skąd się biorą misie

Najpierw mnie wcale nie było... Tak się zaczęła opowieść pewnego misia. Ale co było, zanim Babcia zrobiła go na drutach? Opowiem wam bardzo, bardzo starą historię.
Żyliśmy w wielkiej misiowej rodzinie. Nadal żyjemy. Jest nas tam tak dużo, że żaden miś nie jest w stanie policzyć (misie nie są dobre w arytmetyce). Mieszkamy razem, bawimy się, śmiejemy się, a przede wszystkim bardzo się kochamy (nie ma misia, który nie umie kochać). Starsze misie opowiadają o swoich przygodach. Mówią nam, młodym miśkom, że na świecie jest czasem radośnie, czasem trudno, ale każdy jest bardzo ważny i ma coś do zrobienia. I każdy, kto tego chce, może się jakiegoś zadania na ziemi podjąć. A kiedy to zadanie się skończy, wracamy do miśkowej rodziny. Czasem przyglądając się światu z daleka widzimy dzieci w domach i dzieci w przedszkolach, dzieci w sierocińcach i dzieci w szpitalach, wesołe albo samotne, szczęśliwe albo przestraszone, i rodziny, które właśnie czekają na dziecko, i młodych ludzi, którzy dopiero zakochali się w sobie i chcą ukochanej osobie miłość okazać, i starszych ludzi, którzy wracają myślą do dzieciństwa (bo wtedy się dużo wspomina) i oni wszyscy potrzebują misia. I co rusz jeden z nas udaje się na ziemię żegnany słowami "do zobaczenia", bo wiemy, że to rozstanie na krótki czas i wrócimy tu, do miśkowej rodziny.
Na ziemi jest zupełnie inaczej niż w zaświatowej rodzinie. Trzeba mieć formę, postać, kształt. Ludzie i zwierzęta się rodzą, ptaki i jaszczurki wykluwają się z jajek, a misie muszą zostać wyprodukowane. Czasem babcia zrobi misia szydełkiem lub na drutach, czasem mama uszyje ze szmatek albo dziadek lub tata wystruga z drewna. Tak, tak, są i takie misie. Duuużo misiów robi się w Fabryce Zabawek. Gdybyście tam weszli to byście się zdziwili! Na początku nie widać nic podobnego do miśka, tylko słychać gwar, szum, krzątaninę. Są wielkie bele materiału, pluszu, futerka, szpule nici, stosy guziczków i sznury koralików na oczy i noski, ogromne kłęby włókniny do wypychania. I maszyny: maszyny, które kroją materiał, maszyny do szycia, maszyny, które odwracają i wypychają uszyte formy, maszyny do pakowania. I samochody, które rozwożą nas w świat.
Wtedy zaczyna się przygoda. Najpierw przyjeżdżamy do sklepu. Tam jest mnóstwo zabawek i wszyscy są bardzo podnieceni i ciekawi, dokąd trafią. Ciągle o tym rozmawiamy, ale tylko nocą, gdy sklep jest zamknięty. Jak tylko drzwi się otworzą, znowu siedzimy grzecznie na półkach lub czekamy w pudełkach.
Może nie wiecie, że miś na ziemi zapomina swoją miśkową rodzinę. Tak musi być, bo inaczej tak by tęsknił, że nie mógłby wypełniać swojego zadania. Dlatego misie mają bardzo krótką pamięć. To jest taki szczególny dar, który pozwala misiowi nie martwić się, gdy czasem dziecko o nim zapomni i rzuci go w kąt. Miś się wcale nie przejmuje. Miś leży sobie w kąciku i marzy. Misie dużo marzą, i kto jest cierpliwy, może czasem usłyszeć ich opowieści. Tylko trzeba nasłuchiwać spokojnie, najlepiej po ciemku, wtedy marzenia błyszczą i mienią się wszystkimi kolorami jak skrzydła ważki w słońcu.
Ja trafiłem do pewnej rodziny... Ale to historia na inny raz.
Teraz mieszkam u pani Skrzatki. To się nazywa rodzina zastępcza. Skrzatka wysłuchuje moich opowieści, wystukuje je na klawiaturze, a gdy kliknie "publikuj posta" wielu ludzi dowie się, skąd się biorą misie. Takie mam teraz zadanie.




O, a tak wyglądam ciśnięty w kąt. Trochę mi się łapka odpruła.

poniedziałek, 31 sierpnia 2009

13. Miś, który znalazł dom

Skrzatka (prosi, żeby nie mówić do niej "pani", bo się już znamy) powiedziała, że dobrych domów jest wiele, ale tylko jeden jest mój. Mieszka tam pani Aneladgam (to nie jest prawdziwe imię, tylko anagram. Anagram Aneladgam ? - To taki żart, tłumaczy Skrzatka) z małym chłopczykiem.
Skrzatka wytłumaczyła mi również, że ja nie tylko będę miał tam dom, ale że też będę misiem synka Aneladgam . Miś jest dziecku potrzebny, kiedy jest smutne, albo zmęczone, albo ma sekret. Wtedy dziecko przytula misia i mówi mu do ucha swój sekret, albo smutek, albo po prostu zasypia. I po to są misie.
Powiedziała mi też o sercu, to jest takie coś, że się płacze, albo jest się szczęśliwym, albo smutnym, albo się kocha, albo rozpacza. Zapytałem, czy ja też to mam, a Skrzatka odpowiedziała, że gdy Babcia robiła mnie na drutach, to wkładała w tę pracę całe swoje serce i dlatego część jej serca jest we mnie. I dlatego przyczepia mi - jak order - malutkie serduszko, żeby przypominało o tym prawdziwym.
Skrzatka mówi, że Aneladgam ma zmartwienie i że może ona też będzie mnie przytulać i szeptać mi na ucho. I mam jej zawieźć pocieszajki. Pocieszajka nie pomaga na problem, tylko przypomina, że ktoś życzliwie myśli. Każdy ma inne pocieszajki, może to być kamyk, albo guzik, albo list, albo wspomnienie. Skrzatka wybrała dla niej zielone, bo to jest Aneladgam Zielonobloga.
Jutro wyruszam w podróż. Aneladgam chciała zapłacić za mój bilet. Hi, hi, chyba zapomniała, że misie nie potrzebują biletu! Będę jechać 500 km w czymś co się nazywa przesyłka pocztowa. Będzie ciemno, ale wcale się nie boję! W ciemności dobrze się marzy i śni, a potem można opowiadać te marzenia komuś na ucho.
Ja będę śnił, że jadę do domu, w którym czeka na mnie moje IMIĘ.

sobota, 29 sierpnia 2009

12. Miś

Najpierw mnie wcale nie było. Pamiętam cichutkie stukanie, brzękanie, szelest i piosenkę. Babcia robiła na drutach i śpiewała, a potem zszyła dzianinę, wypchała czymś mięciutkim i ciepłym i igiełką wyszyła buzię, nosek i oczy. Na końcu odcięła i pochowała wszystkie nitki i to już byłem ja.
Babcia powiedziała: udałeś mi się, misiu. Stąd wiem, że jestem misiem. Miałem gdzieś pojechać z Babcią i tam zamieszkać, ale coś się stało. Nagle było ciemno i ciasno, wokół pełno było ubrań, zasłon i poduszek i nikt nie wiedział, co z nami będzie. Potem ktoś powiedział: tu to wnieście, i zrobiło się jasno i byliśmy w miejscu, które się nazywa: sklep. Tam posadzili mnie na półce z innymi. I ciągle ktoś podchodził i wybierał, a ja tylko się przewracałem i czekałem. Aż w sobotę przyszła jakaś pani, weszła do sklepu i nic nie oglądała, ani sukienek, ani sweterków, ani bucików, od razu podeszła do mojej półki, wzięła mnie do ręki i tak miło mnie dotykała. Czuła jaki jestem miękki i powiedziała do siebie: taki miękki, miły miś nie może tu zostać. Długo mnie trzymała, nawet na chwilę położyła na krześle, żeby już nikt mnie jej nie zabrał i oglądała piękne tkaniny, a kątem oka cały czas na mnie popatrywała. A jak już wybrała sobie ze sklepu, co chciała, podeszła ze mną do pani Sklepowej i pokazała mnie. Pani Sklepowa położyła mnie na wadze i powiedziała, że ważę 7 deko. Nie wiem co to znaczy. Może, że jestem deko-racyjny. I jeszcze powiedziała pani Skrzatce (tej co mnie znalazła na półce), że musi za mnie zapłacić, ale że to nie będzie bardzo dużo, a pani Skrzatka od razu wyciągnęła portmonetkę i zabrała mnie stamtąd i obiecała, że znajdzie mi dobry dom. I że w tym domu będę już na zawsze. I dostanę imię, bo na razie nie mam imienia. Tylko wiem, że jestem misiem.
No więc może to ty jesteś tą osobą z dobrym domem, która da mi imię. To napisz do pani Skrzatki.