Pokazywanie postów oznaczonych etykietą religia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą religia. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 12 listopada 2015

Plaster miodu - o. Adam Szustak. Rekolekcje adwentowe





Znacie ojca Adama Szustaka?

Znacie jego rekolekcje, jego audycje, teksty?

Jeśli nie – to jest właśnie ten moment, by nadrobić tak horrendalne braki!

Adwent zbliża się wielkimi krokami i jak każdego roku, będę uczestniczyła wówczas w rekolekcjach internetowych. Ubiegły rok spędziłam w towarzystwie o. Szustaka właśnie i jego wieczornych słuchowisk Plaster miodu, które dziś, dzięki kapitalnemu pomysłowi kogoś w Wydawnictwie Znak możemy wziąć do ręki w formie książkowej, by raz jeszcze odtworzyć sobie wszystkie nauki.

To wspaniała gratka dla takich osób jak ja – które owszem, słuchają, ale przychodzi im to z trudem, bo wolą czytać. Które chciały notować podczas wieczornych odsłuchań, ale wówczas nie mogłyby kontemplować, które bardzo chciały pisać, ale opadały z sił po całym dniu pracy.

Szustak nie owija w bawełnę. Mówi nieraz dosadnie, mocno, z przytupem, metaforami, które trafiają prosto do Twojego serca i wiercą w nim dziurę. Nie bawi się w pseudonauczanie i pseudomoralizatorstwo. Obce są mu napuszone kaznodziejskie tony – jest konkretny, szczery, przechodzi do meritum bez przydługiego krążenia wokół tematu. Wie, że współczesny człowiek potrzebuje konkretu, faktów, a nie słodkich półsłówek i głaskania po głowie. Potrzebuje wstrząsu.
Plaster miodu zatem to – wbrew słodko brzmiącej nazwie – to nie znów taka cukrowa droga przez nasze niemoce. Szustak wytrąca z marazmu, zmusza do działania, pokazuje prawdę taką jaką jest. To wszystko robi jednak sącząc wraz z Tobą ciepłą herbatę dosłodzoną miodem, które to pozwolą Ci lepiej przyjąć nieraz gorzką prawdę.

Autor przybliża Boga, czyni go obecnym, uświadamia Jego obecność w naszym życiu, pokazuje jak się ona objawia, jak my możemy na nią odpowiadać, jak mamy sobie z nią radzić. Zachęca do zmian w życiu dotąd letnim. Prowokuje do rozmyślań, inspiruje do działania, wręcz zmusza do aktywnego  i świadomego oraz pełnego przeżycia czasu Adwentu.

Kapitalne rekolekcje, wyśmienity pomysł na wydanie, rewelacyjny pomysł na prezent – dla siebie samego albo kogoś bliskiego, o kim wiemy, że potrzebuje wskazówek czytelnych.


Do obowiązkowego zakupu na zbliżający się czas!


A jeśli wolicie jednak słuchać albo potrzebujecie próbki - zapraszam:



piątek, 25 września 2015

Słowa św. Charbela - Hanna Skandar



Święty Charbel to mój ulubiony święty.

Pokorny, cichy, ascetyczny, zdolny wybłagać u Boga spektakularne cuda, tak dalekie w widowiskowości od jego egzystencji.

Życie tego świętego to świadectwo świętości na ziemi. Dziś, gdy jego popularność zawędrowała z Libanu do Polski, a sam święty staję się ulubionym orędownikiem wielu rodaków, warto wspominać nie tyko jego skądinąd wspaniałą, lecz znaną już większości biografię, ale także jego słowa – to, w czym był niezwykle oszczędny, ale dosadny.

Hanna Skandar zebrał dla nas te najważniejsze i najpiękniejsze kazania głoszone przez św. Charbela i uczynił z nich publikację, która choć wizualnie skromna – bogata treściowo.

Św. Charbel mówił tak, by w możliwie najkrótszy sposób, wyrazić więcej niż niejedna przydługa nauka kaznodziejska. Podejmował jedynie tematy ważkie, stroniąc od słowotoku nieistotności. w swoich homiliach nauczał o Bożej miłości, uczył jak roztropnie korzystać z daru mowy, zachęcał do odkrywania własnego powołania, walki ze słabościami, budowania prawdziwych więzi z ludźmi – relacji, do których zaproszony będzie Bóg. Nauczał o naszej ziemskiej wędrówce stanowiącej podróż ku świętości, która to stanowiła centrum jego nauczania – pragnął jej dla każdego. Dotykał miejsc bolesnych i niewygodnych, koncentrował się na dążeniach do życia wiecznego, nie znosił poprzestawania na doczesności. Istotnym elementem jego nauczania było zwracanie uwagi na radość – prawdziwą Bożą radość, którą każdy chrześcijanin powinien emanować. Namawiał do częstego korzystania z sakramentu pokuty, pochylał się nad rodziną, w której upatrywał świątynię świętości. Niezwykle ważną dla mnie nauką była ta poświęcona milczącemu poprawianiu cudzych błędów – bez krytyki, ostrych słów, za to z miłością i życzliwością. Życie Charbela to życie sługi, a z jego słów czuć tchnienie Ducha. Chce się je czytać, bo napełniają one pokojem i wskazują drogę, którą warto kroczyć, o której wartości poświadczył swym życiem sam zakonnik.

Homilie św. Charbela są oszczędne w słowa, lakoniczne i proste. W prostocie tej tkwi jednak ogromna mądrość, którą czuje się niemalże namacalnie. Nad tą mądrością warto się pochylić, warto z niej zaczerpnąć.

Na uwagę zasługuje także samo wydanie – arabskie słowa zaklęte w szatę św. Charbela, zdania, z których ten został niejako upleciony, które go tworzą i symbolizują ten ważny przekaz – jesteś tym, co mówisz, a słowa mają moc stwarzania, istnienia jak byty materialne.


Piękna, otwarta na interpretacje okładka, która nie sugeruje spektaklu bogactwa, lecz raczej ubóstwo i prostotę ubraną w broszurową formę. 
Polecam. Do refleksji, medytacji, czerpania ze źródła.




poniedziałek, 22 czerwca 2015

Po schodach do nieba – Betty J. Eadie


Po ostatniej, dość kiepskiej książce o zaświatach  sądziłam, że chwilowo odłożę podobne lektury na półkę.

Na szczęście jednak, wcale tego nie zrobiłam. Sięgnęłam do publikacji Po schodach do nieba Betty J. Eadie i zupełnie przepadłam. Tego było mi trzeba! Nieprawdopodobne jak słowo czytane potrafi nieść ukojenie, uspokojenie i pokrzepiać.

Książka jest zapisem doświadczeń autorki, o której lekarze sądzili, że zmarła. Jej ciało nie reagowało na reanimację, zatem prowadzący ją doktorzy zrezygnowali z dalszych działań ratunkowych W czasie gdy oni bez skutków walczyli o jej życie, ona znajdowała się w miejscu, o jakim nigdy nie śmiała marzyć. Szczęście towarzyszące jej wędrówce było nie do opisania tak bardzo, że autorka na wiele lat zrezygnowała z  opowiedzenia swojej historii światu.

Teraz jednak robi to, niosąc nadzieję, pokój i światło wszędzie tam, gdzie dociera jej poruszająca historia.
Eadie przekonała się, że życie nie kończy się na ziemi, lecz przekracza śmierć, prowadząc nieśmiertelną duszę tam, gdzie przynależy od zawsze. Pokazuje świat, do którego dążymy, którego pragniemy, a którego nigdy nie zaznamy na ziemi na skutek cielesnego ograniczenia. Biologia to tylko część tego, co nas czeka.

Autorka rzuca nowe światło na doświadczenia z pogranicza śmierci: pokazuje dusze istniejące zanim znalazły się w swoich ziemskich powłokach, wskazuje jak wielki mają one wpływ na wybór swojego przyszłego życia i osób, które spotkają – uzasadnia rodzenie się przyjaźni, relacje rodzinne, a także nasze cierpienia, choroby i życiowe doświadczenia mające przysłużyć się duchowemu wzrostowi. I niesie jeden podstawowy przekaz – przekaz miłości, którą musimy się darzyć bez względu na wszystko. Mówi również o wpływie pozytywnego myślenia na energię, która się wokół nas wytwarza, przypomina o radości życia, którą wielu utraciło, prezentuje jak przebiega proces leczenia, podczas którego dusze uzdrawiają ciało. Pokazuje, że śmierć to jedynie przejście do innego stanu, a ziemia to czas edukacji, nic więcej. Prowadzi także przez sąd, który sami nad sobą będziemy czynić i wskazuje efekt kół na wodzie, którego codziennie jesteśmy uczestnikami: to, co daję, jest tym co dostaję. Każdy mały gest zatacza coraz większe koła na wodzie: nieważne czy jest dobry, czy zły.

Jej opowieść, mimo że dotyka tematyki niełatwej, budzącej kontrowersje albo przez wielu ludzi wkładanej między bajki lub traktowanej jako efekt halucynacji towarzyszących wydzielaniu przez organizm człowieka pewnych substancji w  obliczu śmierci, jest piękna i niezwykle prosta – sprawia, że to co niezrozumiałe i nie do ogarnięcia, nagle staje się nieco bardziej oczywiste, logiczne i spójne.
Przede wszystkim jednak Eadie głosząc swoją historię śmierci, uczy jak należy żyć.

Piękna i poruszająca. Jedna z lepszych opowieści o życiu po śmierci, jaką dotąd czytałam. 




czwartek, 11 czerwca 2015

Oczami Bożej miłości – Carver Alan Ames


Droga za nami też była ciężka, a jakoś jej podołaliśmy. Warto chyba wytrzymać jeszcze trochę, chociażby przez wzgląd na to, co już przeszliśmy?
[1]

Carver Alan Ames to charyzmatyk, mistyk i wielki chrześcijański mówca australijskiego pochodzenia. Swoimi doświadczeniami od ponad dwudziestu lat dzieli się z  innymi, jeżdżąc po całym świecie i głosząc świadectwo swojego nawrócenia i cudów Boga dokonywanych w  jego żuciu.

Jego prywatne objawienia (których ten doświadcza nieprzerwanie od 1994 roku) stanowiły inspirację do napisania książek, będących zapisem tychże, obrazujących (w przypadku omawianego tytułu) z  jak wielką miłością przypatruje się naszemu życiu Trójca Święta, Maryja oraz święci patronowie.

Oczami Bożej miłości to zbiór kilkudziesięciu opowieści spisanych na podstawie objawień mających miejsce od 5 stycznia 1996r. do 16 kwietnia 2000 roku. Kościół oficjalnie nie potwierdza autentyczności objawień, wydaje się jednak, że czytanie o tychże nie stanowi żadnego duchowego zagrożenia, a wręcz przeciwnie: pozwala na ponowne odkrycie głębokiej więzi z Bogiem, Jego ogromnej miłości względem nas i stałej obecności oraz opieki. Autor posiada zezwolenie australijskiego arcybiskupa na spisywanie swoich objawień, po to, by umacniać innych w  wierze. Inna jego książka, najgłośniejsza dziś – Oczami Jezusa – posiada imprimatur, co tym bardziej utwierdzać może w przekonaniu, że publikacje autora warto czytać, by pogłębiać swoją duchowość.

Co może nam dać lektura tychże? Ames przekazuje ludziom orędzie o nieskończonej Bożej miłości wyrażanej zarówno w stosunku do ludzi, jak i całej reszty świata. Wizerunek Stwórcy wyłaniający się z  kolejnych opowieści uwypukla jedno: niepowtarzalność stworzenia i jego wartość. Dla Boga każdy jest niezbędny i ważny, ma do odegrania ważną rolę, często nawet nie zdając sobie sprawy jak drobne gesty mogą przysłużyć się światu. Człowiek pojawiający się w objawieniach, otoczony jest nieustanną opieką i miłością, bez względu na to, jak bardzo oddalił się od Stwórcy i jak bardzo sam siebie potępia.

Książka napisana została językiem niezwykle prostym – miejscami przypomina wręcz biblijne przypowieści. W  oczy rzuca się pragnienie docierania do jak największej ilości ludzi, także (głównie) tych prostych, dla których taki język przemawia najdoskonalej – nie ma w  nim bowiem fachowego słownictwa czy zawiłej terminologii. Nawet składnia została możliwie najbardziej uproszczona. I to niestety już mój zarzut – tak radykalne uproszczenie było dla mnie męczące. Choć przekaz jest ważny, to jego forma momentami – mam wrażenie – spłyca go i sprowadza do banału – właśnie na tym poziomie. Treść zachowana, język strywializowany: proporcje zostały zachwiane i publikacja, w  mojej opinii, traci swoją moc przekazu: przywodzi na myśl opowiadania jakie czytano mi w szkole podstawowej na lekcjach religii – i chyba tak też publikacja ta mogłaby być wykorzystywana.

Niestety, moc orędzia została utracona – to wielka szkoda, bowiem dziś trzeba nam tekstów mówiących o miłości doskonałej, nie zaś nienawiści otaczającej nas zewsząd. I ta właśnie o tym traktuje, niestety nie każdemu spodoba się jej warstwa lingwistyczna.

Mam wielką nadzieję, że mimo tych usterek książka poruszy serca – umocni wiarę, pocieszy, podniesie na duchu, przyniesie ulgę, skruszy zatwardziałe serca lub chociażby sprowokuje to lektury innych książek o tematyce religijnej.






[1] Carver Alan Ames, Oczami Bożej miłości, Kraków 2015, s.25.

sobota, 28 marca 2015

Po drugiej stronie – Michael H. Brown





Tę książkę należy traktować jako serię rozważań przygotowujących do życia wiecznego[1].

Świadomość śmierci tkwi w każdym z nas. Z  jej nieuchronności zdajemy sobie jednak najczęściej sprawę dopiero wtedy, gdy chorujemy my lub ktoś nam bliski albo nagle tracimy kogoś znajomego, kto przecież wcale nie chorował, był młody, w  pełni sił, aż nagle – z  dnia na dzień – przekroczył tę niewidzialną granicę, pozostawiając nas z  bólem, niedowierzaniem i innym niż dotąd stosunkiem do przemijalności.
Niezaprzeczalnie śmierć dotknie każdego – nie dla każdego jednak wiązać się ona będzie z  powrotem do życia ziemskiego. Doświadczenie śmierci klinicznej dane jest nielicznym. Ci jednak, dzieląc się swoimi niezwykłymi doświadczeniami z innymi ludźmi, świadczą o tym, co czeka nas po przekroczeniu jej progu.

Książek poświęconych temu przeżyciu powstało już wiele – są one mniej lub bardziej wiarygodne, mniej lub bardziej służące dobru. Próbę zebrania wielu takich doświadczeń w  jednym miejscu i wskazaniu na ich cechy wspólne podjął także Michael H. Brown – amerykański dziennikarz śledczy, który po nawróceniu na katolicyzm odnajduje w  nim pełnię życia, angażując się w  każde jego działania. Znany jest z  dwu innych książek wydanych w  Polsce – Duchy wokół nas oraz Ostatnia godzina.

Ta książka to swoiste memento – zebrane tu świadectwa nie mają służyć przestraszeniu czytelnika czy też zbałamuceniu go – mają za to uwrażliwić na to, co wiemy, a co próbuje nam się wszelkimi sposobami wyperswadować – że żyjąc na ziemi, planujemy sobie życie po śmierci. Od nas zależy, jak szybko przemierzymy pośmiertny tunel i co znajdziemy u jego zwieńczenia – bramy niebios, bramy piekieł czy bramy czyśćca, gdzie dokonać się  będzie musiało nasze oczyszczenie.
Brown pokazuje na złożoność owych stanów i ich wielopoziomowość – szczególnie czyśćca. 


W  głównej komorze czyśćca jest kilka stadiów zadośćuczynienia. Najgłębsze pokłady, gdzie cierpi się najdotkliwsze męki, przypominają tymczasowe piekło[2].

Ze świadectw zawartych w  książce wyłania się jego hierarchiczny układ, uzależniony od stopnia naszego „wewnętrznego brudu”. Brown pokazuje jak inaczej spojrzymy na nasze życie i wszystko co nas spotkało po śmierci – jak konieczne i logiczne okaże się każde wydarzenie, każde cierpienie, każda decyzja. Ponadto będziemy mogli ujrzeć alternatywne wersje swojego życia – takie jakie byłoby ono, gdy w  momencie podejmowania decyzji poszlibyśmy w innym niż obrany przez nas kierunek.
Brown przypomina, że sądzeni będziemy nie z  tego, co w  naszych oczach uchodzi za ważne, lecz z  tego, co Bóg uzna za istotne – nasze życie dla bliźnich, bezinteresowność (ile razy zdarzyło Wam się coś zrobić bez myślenia o własnych korzyściach?), uśmiech, pociechę, drobne gesty – zarówno dobre i jak złe – mające działanie lawinowe, którego nawet nie jesteśmy w  stanie sobie wyobrazić. Nasze jedno odburknięcie, może przenieść się z  jednej na drugą osobę tak daleko, by w ostatniej linii doprowadzić nawet do morderstwa – przyjmując taką perspektywę zupełnie inaczej spojrzymy na swoje zachowanie. 


W  życiu tak naprawdę znaczenie mają rzeczy pozornie nieistotne. Żyjmy jego pełnią. Natychmiast wybaczajmy drobne zniewagi. Ludzi, wokół których się obracamy brońmy przed trybunałem własnych myśli. Nie cieszmy się z ich niepowodzeń[3].

Autor wskazuje jak wiele zła sami na siebie sprowadzamy złorzecząc innym, zapominając o modlitwie szczerej, popadając w  obojętność i oziębłość.
Choć to świadectwo radosne i pełne nadziei, zawiera wiele przestróg, które powinnyśmy wziąć pod uwagę w  naszej codzienności. Łatwo podczas lektury o szczegółowy rachunek sumienia, wiwisekcję własnego życia i konieczne poszerzenie perspektywy, a nie zogniskowanie się na sobie samym.
Dla mnie książka ta okazała się niezwykle cenną lekturą, potrzebną, uspokajającą i przywracającą mnie na właściwe tory. We współczesnym świecie łatwo się zagubić – ważne, by mieć wówczas obok siebie wartościowe pozycje, które ustawią nas do pionu. Jedną z  nich jest właśnie książka  Browna.
Nawet jeśli nie wierzycie w to wszystko, co zostało tutaj opisane, bo przecież każdy z nas na własnej skórze przekona się o tym co nas czeka dopiero w chwili śmierci, warto tę publikację czytać, by samemu się duchowo rozwijać.
Polecam do namyślenia się.


[1] Michael H. Brown, Po drugiej stronie, Kraków 2013, s. 141.
[2] Tamże, s. 180.
[3] Tamże, s. 153.