• Recenzje

    Nie boję się skrytykować beznadziejnej książki, chwalę dobrze napisane. Jestem subiektywny, nie piszę pod publikę.

  • Felietony

    Relacje z wydarzeń, porady dla początkujących i moje własne przemyślenia na temat blogosfery.

  • Gry

    Gry planszowe i karciane traktuję tak samo jak książki. To świetna alternatywa na nudne wieczory, czy spotkania z przyjaciółmi.

  • Sztuka

    Sztuka ciągle pojawia się w moim życiu pod różnymi postaciami. Chcę ją pokazać Wam w subiektywnym świetle, jednocześnie obnażając najdziwniejsze pomysły na dzieło sztuki.

15 maj 2016

0

Wyścig, czyli kosmiczna sieka.

I to nie typowa, filmowa sieka, gdzie trup ściele się gęsto, płyną hektolitry krwi. Sieka literacka. Pełna wtórności, schematyczności i powtarzalności. Nudna i sztampowa. Gdy przeczytałem opis książki Jenny Martin, byłem zachwycony! Wyścigi, kosmos, klimat gwiezdnych wojen i pędząca do przodu akcja, która nadaje charakteru całej opowieści. Nic z tego. Przygotujcie się na blisko 400 stron nudy.

14 sty 2016

0

O psie, który jeździł.... O dziewczynie z pociągu


Pamiętacie książkę/film "Gone girl", w której pewnego dnia, pewien facet, wchodzi do swojego domu, a jej żony tam nie ma? Ślady włamania, krew, wkrótce on sam zostaje oskarżony o morderstwo. Jest mrocznie, tajemniczo, czytelnik cały czas jest zwodzony, naprowadzany na ślepy trop. "Dziewczyna z pociągu" była reklamowana jako niezwykły thriller, pełen napięcia i niespodziewanych zwrotów akcji. Polecające książkę słowa gwiazd gatunku tylko ostrzyły apetyty. Książka biła rekordy popularności na całym świecie, a wydawca sprzedawał nam ją jako prawdziwy dreszczowiec. Czy było zaskakująco? Nie. Czy to dobra książka? Nie. Czy zrobiono nas w balona? Tak.

23 maj 2015

0

Dlaczego Harlan Coben podpisał się pod takim gniotem?


Z wydaniem książki jest bardzo podobnie jak ze znalezieniem dobrej pracy. Jeśli masz odpowiednie znajomości, wiesz do kogo zwrócić się o pomoc, wiesz kto może pomóc Ci osiągnąć cel, możesz być pewny, że prawdopodobnie dostaniesz tą pracę. Z książką jest identycznie - jeśli masz dobre kontakty, nakłonisz jakiegoś znanego pisarza do wyrażenia opinii o swoim dziele, możesz liczyć na dobrą sprzedaż, a co za tym idzie niezły zarobek. Na okładce książki Williama Lashnera "Z krwi i kości" widnieje zdecydowana rekomendacja Harlana Cobena, pisarza o ugruntowanej pozycji w świecie pisarzy. Nie jestem jego fanem, ale cenię jako pisarza. Dlaczego, pytam, dlaczego podpisał się pod tak beznadziejną i co gorsza, nudną książką?    Kyle to typowy próżniak. Jego życie nie jest spektakularnym sukcesem - złe towarzystwo, gry wideo, balangi, zły wybór kobiet na jedną noc. To wszystko krystalizuje nam obraz naszego herosa jako życiowe zero - takiego gościa po prostu nie da się lubić. Wszystko (podobno) zmienia się, gdy dochodzi do morderstwa długoletniego pracownika i przyjaciela ojca Kyle'a. Warto nadmienić, że bohater stracił ojca w wieku dwunastu lat, co odcisnęło na nim niewyobrażalnie duże piętno. Policja zaczyna szukać, kręcić, zadawać niewygodne pytania i nagle, w oka mgnieniu Kyle postanawia zmienić swoje życie i spróbuje rozwikłać tajemnicę zabójstwa na własną rękę.  Brednie. Nuda. Sztampa. Tak przewidywalnej i nudnej fabuły nie czytałem już bardzo dawno. Jeśli chcecie poziewać, porzucać książką, stracić parę nerwów - bierzcie "Z krwi i kości" do rąk, śmiało.Zacznijmy od początku, czyli naszych bohaterów. A raczej Kyle'a, bo tak naprawdę to on gra pierwsze skrzypce, co już na początku dyskwalifikuje książkę w moich oczach. Gość jest prawdziwym leniem i zerem. Nagle robi się z niego typowy ważniak, który bierze życie w swoje ręce i staje się dociekliwym detektywem. Po kolei - cała fabuła, pomysł Lashera wydaje się wymyślony na długo przed umiejscowieniem go w konkretnym czasie, bez jakichkolwiek bohaterów. Tak moi Drodzy, nas główny heros jak i kompletnie lekceważone postacie poboczne są wymyśleni na potrzeby fabuły i narracji "Z krwi i kości". Co gorsza, widać to już na początku, gdy widzimy przemianę głównego bohatera - jest ona tak nieprawdopodobna, że szkoda mówić o tym coś więcej.  Biorąc do ręki książkę Lashnera miałem nadzieję na oryginalną fabułę, dobrze skonstruowaną akcję, która będzie trzymała mnie w napięciu, pokazując, że ten gatunek może zaproponować coś nowego czytelnikowi, że kolejny raz poczuję się zaskoczony. Nic z tego. Niestety, "Z krwi i kości" jest publikacją do bólu przewidywalną i po prostu nudną. Nie dzieje się tutaj praktycznie nic, zwroty akcji jest jak na lekarstwo, a gdy się pojawią raczej żenują niż zaskakują. Nie muszę chyba wspominać, że zakończenia historii można domyślić się na długo przed jej przeczytaniem? Cała fabularna otoczka bardzo kuleje i jest wtórna i podrabiana. Jakieś tło polityczne, które jest tylko liźnięte, postacie drugoplanowe kompletnie pomijane, a wszystko to zupełnie rozmontowane i nie posklejane do jako takiej kupy Co autor chciał osiągnąć zanudzając czytelnika swoimi wypocinami?  Wszystkie wydarzenia zdają się, w wymyśle autora jakoś łączyć i dążyć do określone końca. Tak naprawdę spora liczba wątków jest pomijana i porzucana przez Lashnera - gość po prostu coś zaczyna, akcja nawet nieźle się rozkręca i nagle, ni z tego ni z owego wszystko jest ucięte. A to właśnie mogła być najlepsza część tej książki!! Autor postanowił sobie strzelić w stopę i to podwójnie, gdy postanawia wprowadzić na scenę intrygujące postacie drugoplanowe, a po paru stronach słuch o nich ginie w czeluściach nudziarstwa.  Co można powiedzieć dobrego o tej książce? Jest dość dobrze napisana. Czyta się to szybko, ale tylko w określonych momentach, których jest po prostu za mało. Widać, że autor potrafi pisać i chciał stworzyć coś intrygującego i porywającego czytelnika, jednak szereg błędów, które popełnił skutecznie mu to uniemożliwiły. Wystarczyłaby lekka modyfikacja przewidywalnej do granic możliwości fabuł, wymyślenie innych, ciekawie skonstruowanych bohaterów, poprowadzenie akcji w zupełnie innym gatunku. Stało się inaczej i "Z krwi i kości" jest książką, którą z całego serca Wam odradzam.  Jeśli jesteście bardzo spokojnymi ludźmi, bardzo rzadko się denerwujecie, jesteście oazą spokoju, macie cierpliwość do wszystkich i wszystkiego, a znajomi zgłaszają się do Was po poradę jak osiągnąć duchowy spokój w dzisiejszych, szalonych czasach, sięgnijcie po tę książkę. Wystawi ona Wasz spokój i opanowanie na bardzo ciężką próbę i tak naprawdę będzie to dla Was bardzo ważny sprawdzian. Jeśli ktoś z Was przeczyta "Z krwi i kości" bez choćby strzępka nerwów, niech da mi znać - zgłoszę się do Ciebie po poradę, nawet Ci za nią zapłacę. Tylko nie każcie mi czytać takich gniotów po raz kolejny.

Z wydaniem książki jest bardzo podobnie jak ze znalezieniem dobrej pracy. Jeśli masz odpowiednie znajomości, wiesz do kogo zwrócić się o pomoc, wiesz kto może pomóc Ci osiągnąć cel, możesz być pewny, że prawdopodobnie dostaniesz tą pracę. Z książką jest identycznie - jeśli masz dobre kontakty, nakłonisz jakiegoś znanego pisarza do wyrażenia opinii o swoim dziele, możesz liczyć na dobrą sprzedaż, a co za tym idzie niezły zarobek. Na okładce książki Williama Lashnera "Z krwi i kości" widnieje zdecydowana rekomendacja Harlana Cobena, pisarza o ugruntowanej pozycji w świecie pisarzy. Nie jestem jego fanem, ale cenię jako pisarza. Dlaczego, pytam, dlaczego podpisał się pod tak beznadziejną i co gorsza, nudną książką? 

29 kwi 2015

0

Gniot nad gnioty, na dodatek oszukuje czytelnika!



Jaki według Was powinien być thriller? Przerażający? Pełny niedomówień? Z gęstniejącą z każdą następną stroną atmosferą? Zmuszający do myślenia? Można tak wymieniać i wymieniać, jednak każdy z nas ma swoje własne preferencje i wie czego oczekuje od lektury. Wiele osób twierdzi, że takie książki lubi czytać wieczorową porą, po ciężkim dni, tak by mogli się choć na chwilę odprężyć i dać porwać fascynującej lekturze. Blurb "Łodzi" Clary Salaman zapowiada się naprawdę dobrze. Co wyszło nie tak? Wszystko. Tak z grubsza.


2 gru 2014

0

Recenzja inna niż wszystkie. Krzysztof Numpsa - Na krawędzi czyli jak napisać książkę beznadziejną.



Zacznę może od tego, że po przeczytaniu ostatniej strony Na krawędzi Krzysztofa Numspy nie wiedziałem co myśleć i co niby mam o niej napisać. Od początku wiedziałem, że to nie może być zwykła recenzja, bo jak to autor sam określił swoje dzieło, jest inne niż wszystko co do tej pory przeczytałem i ma mnie skłonić do smutnych refleksji. Mam takich parę i wygłoszę je w stosownym momencie. Może pamiętacie lub nie spór autora z recenzentkami jego książki, gdzie nazwały go chorym psychicznie człowiekiem, z drugiej strony zaś pojawił się zarzut, że dziewczyny nie przeczytały książki, no może zaczęły, ale nie dały rady skończyć. Ja przeczytałem od deski do deski, ba! zapisywałem wszystkie moje przemyślenia dotyczące tej lektury, czego nigdy nie robię, bo zwykle wiem co chcę napisać. Wiecie, jak wielkim konserwatystą jestem, jeśli mówimy o subiektywizmie recenzji, więc już teraz ostrzegam Was, moi Drodzy - to najbardziej subiektywna recenzja jaką napisałem. Niemniej jednak i tak zapraszam do jej lektury.  Damian ma problem. Jest zdeprawowany, słaby, chory, znudzony, sfrustrowany, gniewny, zazdrosny, chciwy. Je, pracuje, dupczy, wali konia, śpi, rozmyśla, pije. Pije. Pije. Można powiedzieć, że przy życiu trzyma go dziwne uczucie, które żywi do swojej żony, a on sam nazywa je miłością. Nie zastanawia się dlaczego jego wybranka z nim jest i z nim wytrzymuje, uparcie wierzy, że to ta jedyna i połączyła ich miłość. Damian pracuje jako taksówkarz i jak sam mówi, jest alkoholikiem, ma depresje i nienawidzi świata. Zazdrości wszystkie wszystkim. Wystarczy jedna, stresująca sytuacja, by wpadł w odmęty alkoholu i pływał w nim przez parę dni. Nie umie sobie radzić ze stresem, nie lubi życia, uwielbia seks.  O czym jest ta książka? Nie wiem. Od początku czułem się jak Francuz w chińskiej knajpie. Zamówiłem coś, co wydaje mi się, że znam, podają mi co innego, smakuje to jeszcze inaczej, a wygląda nie tak jak sobie wyobrażałem. Może przytoczę notkę z okładki "Na krawędzi" daje możliwość spojrzenia na świat przez pryzmat psychopatycznego umysłu, który świadomy swojej ułomności stawia wszystko na jedną kartę.   Gówno prawda. Dostałem pomyje i żale, które w zamyśle autora miały być ubrane we wzniosłe i spektakularnie dobre frazesy, mające mnie zachwycić i zmusić do refleksji. Refleksje miałem, owszem, ale odchodzące ciut od tematu. Powiedzmy sobie szczerze Na krawędzi nie zmieni w Waszym życiu nic, a będziecie jęczeć i zgrzytać zębami, że to przeczytaliście. To książka inna niż wszystkie, zgadzam się, ale książkę przypomina tylko w jej wydanej formie - może i to mógłby by dziennik, ale ja nazywam to po prostu wyrzuconymi żalami i zgryzotą, którą autor chciał zawojować świat.  Nie zarzucajcie mi, że nie zrozumiałem przekazu, że to przecież dzieło, które niesie ze sobą wartości, wyznacza sens naszego życia. Jeśli ktoś chce przekonać mnie do swoich racji, pokazać swój światopogląd, przedstawia to w prosty i zwięzły sposób, nie siląc się na dziwaczne opisy, często wykluczające się wzajemnie, przeżycia i myśli bohatera, który jest przesiąknięty alkoholem i nie umie sobie z nim radzić. Okej, powiecie, ale on jest chory, walczy z nałogiem, jego życie pełne jest niepowodzeń i koszmarów.   Dobra, ale ktoś mnie kiedyś nauczył, że trzeba trzymać ster własnego życia, inaczej ktoś za nas nim pokieruje, a to nigdy nie skończy się dobrze. Zagłębiając się w analizę głównego bohatera można powiedzieć o nim kilka, ciekawych rzeczy. Jest niewyżyty. Zboczony. Alkoholik. Słaby. Dziecinny. To taki typowy antybohater, którego wszyscy nienawidzą. A on przecież prosi o pomoc! Ale w jaki sposób? Ano opisuje swoje fantazje seksualne, pijackie przygody, użala się nad sobą i zazdrości wszystkim, co tylko można, usprawiedliwiając się, że on przecież tak nie umie, że to życie go tak sprało po dupie. NO LITOŚCI  Seks i sceny erotyczne, które tak wielu czytelnikom nie przypadły do gustu są nierealne. Szesnastoletnia dziewczyna uprawiająca dziki seks analny przez dobrą godzinę? Błagam. Perwersje i myśli tego typu mają to do siebie, że mogą być z zakresu nawet i high fantasy czy nawet hentai, ale gdzieś ta granica jest, której nie należy przekraczać. Jeśli autor chciał pokazać uzależnienie Damiana od seksu i waleniu konia, to mógłby skusić się na mniej dosadny ton, a zagłębić się w psychologiczny aspekt problemu. Słowa typu cipsko, dupsko, mięso, cyce nie przysporzą zagorzałych fanów. To nie porno, by tam napalona osiemnastka grzmociła się na wszystkie sposoby z dostawcą pizzy.   Podczas lektury krążyło mi po głowie jedno słowo. Usprawiedliwienie. Fabuła Na krawędzi wygląda mniej więcej tak, że gdy coś wydarzy się w życiu Damiana, ten raczy nas jakąś ciekawą historyjką z jego życia, która będzie swoistą wisienką na monstrualnym torcie uzależnień. Nie mam litości dla bohatera, zwłaszcza za końcówkę i niezwykła lekkość w podejmowaniu decyzji, czy pójdzie na odwyk czy nie, czy zrobi coś ze swoim życiem, czy nie. Te kilka ostatnich stron są niezwykle słabe i do bólu przewidywalne. Można by było powiedzieć Życie, Panie Kamilu! Życie!, ale pozwólcie, że przemilczę tę kwestię.  Wiecie co najbardziej boli w tej książce? Z tyłu okładki, dostajemy informację o autorze, który jest przeciwnikiem przeludniania planety oraz niezrównoważonym dysponowaniem zasobami naturalnymi w celu utrzymywania za wszelką cenę wzrostu gospodarczego, który stał się katastrofalnym w skutkach celem obecnej cywilizacji. Powiem tak, w książce tej są poruszane, a raczej napomknięte gdzieniegdzie pewne problemy, z którymi mierzy się współczesny świat, jednak są one sprowadzane do depresji, seksu i pijaństwa Damiana. Mam wrażenie, że autor w swym zamyśle po prostu zapomniał o czym pisze, a te różnorakie opisy sprawiały mu tyle frajdy, że do napisał ich tyle, że to zakrawa o dużą przesadę. Takie były moje odczucia, gdy czytałem o satanizmie, seksie, uwielbieniu Hitlera, seksie, .. wiecie co?   Wszystko sprowadza się do Damiana i jego nienawiści do Polaków, w ogóle świata całego. Nie lubi tego, nie lubi tamtego. To takie prostackie narzekanie, i wmawianie sobie, że nie umie się tego i owego, bo życie nie dało takiej szansy. Na krawędzi to bardzo dobra forma usprawiedliwienia swojej żenującej postawy, prostackiego myślenia i dziecinności. Bo argument typu jestem słaby, nie poradzę sobie, muszę, muszę, muszę.. to żaden argument. Damian sprowadza wszystko do jednego worka. To trochę tak jak z tym znanym powiedzeniem - eee, ten to pijak! a jak pijak, to na pewno i złodziej! I tutaj faktycznie tak jest, każdy lekarz to idiota, który czeka na łapówkę. Każdy bogacz jest zadufanym w sobie egoistą. Każdy ksiądz do pederasta i gwałciciel, lubujący się w dziecięcej pornografii. Wszystko jest niby proste i łatwe w interpretacji, tylko ten biedny Damian ma problem i nie umie sobie z nim poradzić, bo nikt mu nie pomoże, bo świat jest zły, bo ludzie tacy i owacy.   To taki psychodeliczny bełkot, mówiący wiecznie o tym samym, ale ubierający swoje kolejne zdania w inne słowa, tak by tłum za nimi poszedł i walczył w ich imieniu. Miało być podniośle, spektakularnie, a wyszło po prostu dennie i obrzydliwie. Nie wiem, może mój umysł jest jak w klatce i patrzy tylko w jednym kierunku? Może jestem za mało otwarty na nowe idee i pomysły? Może jestem nieczuły? Podstawą dobrej książki, jest wzbudzanie jakichkolwiek, najlepiej różnych emocji. Odczuwałem złość, że zgodziłem się to przeczytać. Czy były jakieś dobre momenty w Na krawędzi?  Były. Był. Jeden. Ta niedługa chwila, gdy Damian zaczyna rozmawiać ze swoją paranoją. Muszę przyznać, że ten moment potrafił zaciekawić, no i w końcu dostałem coś, co nie było narzekaniem czy użalaniem się nad sobą. Czysta paranoja i panika, która ociera się o Ciebie każdego dnia, a Ty nigdy nie wiesz kiedy zaatakuje i w jakiej sile. To była naprawdę dobra chwila i gdyby ta książka była pisana w tym tonie, to kto wie.. kto wie..  Nie czytajcie. Przechodźcie dalej, gdy zobaczycie na półce. Nie zainteresuje Was, a poczujecie tylko frustrację, że to kupiliście i wyrzuciliście pieniądze w błoto. Jest ogromna liczba książek, które traktują o uzależnianiach, problemach społecznych, stanach psychicznych człowieka, a są pisane lepszym językiem, są o wiele bardziej zrozumiałe i co ważniejsze, idea autora zostanie Wam pokazana jasno i wyraźnie, tak byście mogli ją ujrzeć i subiektywnie zinterpretować. Zastanawiam się tylko, jakim sposobem mogłaś tej książce dać tak wysoką ocenę Andżeliko?  Za książkę dziękuję Andżelice z bloga Lustro Rzeczywistości   http://lustro-rzeczywistosci.blogspot.com/  Wydawnictwo Novae Res  Data wydania  październik 2014  Liczba stron 228  Ocena 2/1Zacznę może od tego, że po przeczytaniu ostatniej strony Na krawędzi Krzysztofa Numspy nie wiedziałem co myśleć i co niby mam o niej napisać. Od początku wiedziałem, że to nie może być zwykła recenzja, bo jak to autor sam określił swoje dzieło, jest inne niż wszystko co do tej pory przeczytałem i ma mnie skłonić do smutnych (głębokich) refleksji. Mam takich parę i wygłoszę je w stosownym momencie. Może pamiętacie lub nie, spór autora z recenzentkami jego książki, gdzie nazwały go chorym psychicznie człowiekiem. Z drugiej strony zaś pojawił się zarzut, że dziewczyny nie przeczytały książki, no może zaczęły, ale nie dały rady skończyć. Ja przeczytałem od deski do deski, ba! zapisywałem wszystkie moje przemyślenia dotyczące tej lektury, czego nigdy nie robię, bo zwykle wiem co chcę napisać. Wiecie, jak wielkim konserwatystą jestem, jeśli mówimy o subiektywizmie recenzji, więc już teraz ostrzegam Was, moi Drodzy - to najbardziej subiektywna recenzja jaką napisałem. Niemniej jednak i tak zapraszam do jej lektury.


15 sie 2014

30

O tym, jak zrujnowałem sobie dzieciństwo.


Będąc małym łaknącym świata chłopcem, który ledwo co poznał wartość książki, szukałem swojego gatunku literackiego, który śmiało mógłbym nazwać idealnym. Po lekturze Władcy Pierścieni byłem nastawiony na klasyczną fantastykę, jednak to dopiero cykl polecony przez kolegę spowodował, że moja miłość do tego typ książek urosła do maksymalnego poziomu. Kilkanaście dni temu chciałem wrócić do pierwszej części i jeszcze raz zostać pożartym przez magiczną opowieść o odwadze, przyjaźni i samozwańczych królach. Nie dotrwałem do połowy, musiałem przekartkować na co lepsze fragmenty. Nie mogłem tego czytać. Nie dałem się wciągnąć na powrót i rzuciłem książkę z powrotem na półkę. Takiego grafomaństwa, nieumiejętności pisania i oklepanej fabuły nie widziałem bardzo dawno. To będzie powieść o tym, jak jednym, głupim pomysłem zrujnowałem sobie piękne dzieciństwo.

9 cze 2014

37

Gnioty w fantastyce też się zdarzają czyli..


Kamil Czyta Książki Anne Bishop Córka Krwawych Opinia Recenzja Gniot Fantasy Idiota Czarne KamienieDwa lub trzy lata temu skusiłem się pewną książkę. Ładna okładka, przykuwająca moje spojrzenie. Chwytliwy opis z tyłu, zapewniający o niesamowitej akcji i niebanalnej fabule, wprost z wymarzonego świata fantasy. Nie zastanawiałem się wiele i zakupiłem ów powieść. Po 70 stronach rzuciłem książkę w kąt, bo takich głupot dawno nie czytałem, czegoś tak niespójnego nie miałem w rękach od dawna. Po jakimś czasie wróciłem do niej, by w imię zasady rozpoczętą książkę należy skończyć, mimo bólu w prawym oku, dobrnąłem do końca. Do tej pory nie wiem o czym ta książka jest, nie wiem jakim cudem ma kilka części, nie mam najmniejszego pojęcia, jak może się podobać innym ludziom, nie umiem Wam opisać wszystkich moich uczuć towarzyszących podczas zgłębiania lektury. Jednak podejmę się wyzwania i napiszę jej recenzję.