• Recenzje

    Nie boję się skrytykować beznadziejnej książki, chwalę dobrze napisane. Jestem subiektywny, nie piszę pod publikę.

  • Felietony

    Relacje z wydarzeń, porady dla początkujących i moje własne przemyślenia na temat blogosfery.

  • Gry

    Gry planszowe i karciane traktuję tak samo jak książki. To świetna alternatywa na nudne wieczory, czy spotkania z przyjaciółmi.

  • Sztuka

    Sztuka ciągle pojawia się w moim życiu pod różnymi postaciami. Chcę ją pokazać Wam w subiektywnym świetle, jednocześnie obnażając najdziwniejsze pomysły na dzieło sztuki.

21 kwi 2016

0

Pożar - Brandon Sanderson

Ostatnimi czasy, w moje ręce często wpadają różnego typu młodzieżówki. Pisane specjalnie dla młodszego czytelnika, tak by ten mógł się czegoś nauczyć, zastanowić - autor bardzo często porusza różne tematy, sprawdzając niejako reakcje czytelnika. Właśnie jestem w trakcie odbywania praktyk w jednej z krakowskich bibliotek i powiem Wam szczerze, że w dziale dla młodzieży można znaleźć prawdziwe perełki, których nie znajdziecie nigdzie indziej. Jeśli macie taką możliwość, wybierzcie się do tego oddziału, a być może wyjdziecie stamtąd z torbą pełną książek. Tymczasem, zapraszam Was na recenzję najnowszej książki mistrza gatunku, Brandona Sandersona pod tytułem "Pożar".

9 lis 2015

0

Brandon Mull w formie, czyli "Błędny Rycerz"

Z czym kojarzą Wam się współczesne młodzieżówki? Jesteśmy zalewani utopiami, dystopiami i innymi -topiami, gdzie pojedyncza jednostka jest w stanie zmienić bieg historii i burzyć dotychczasową hierarchię. Oprócz tego serwuje się nam niezjadliwą papkę paranormalnych romansów, gdzie bezbronna i nieświadoma dziewczyna wchodzi w świat wampirów, wilkołaków i innych stworów, w których, a jakże, zakochuje się bez pamięci. W Polsce narzekamy, że czytamy bardzo małą ilość ambitnej literatury i nie ma się co dziwić - co będą czytać przyszłe pokolenia, jeśli są karmieni takimi idiotyzmami? Pierwsze pomysły może i były fajne, wniosły coś nowego, ale to co stało się później i na nieszczęście dzieje się nadal jest.. niepokojące. Przeminął czas Harry'ego Pottera, chociaż nadal on ma miliony swoich zagorzałych fanów. Przeminął czas klasycznych baśni i opowiadań, które czytali nam na dobranoc rodzice. Spytacie, co polecić młodemu molowi książkowemu?

4 lis 2015

0

Czy każdy facet lubi futbol?


Jako młody chłopak biegałem wraz z kumplami po osiedlowym boisku w pogoni za piłką. Kopaliśmy, graliśmy, urządzaliśmy mecze, trenowaliśmy. Przygotowywaliśmy się do niezwykle ważnych i prestiżowych meczów z drużyną z osiedla naprzeciwko. Mimo że do każdego spotkania podchodziliśmy niezwykle poważnie to mieliśmy z tego masę frajdy - po każdym meczu rozmawialiśmy o cudownych akcjach, błędach i rzeczach, które możemy poprawić. I tak to się toczyło, zero zmartwień, zabawa i masa frajdy. Teraz mamy ponad 20 lat i spotkania na wspólne mecze należą do rzadkości - studia, praca, rodzina. Nie na wszystko jest czas, jednak ja lubię powracać do tych wspomnień. Dzięki najnowszej książce Przemysława Rudzkiego "Futbol i cała reszta" miałem taką okazję.

10 paź 2015

0

Powrót Kruka. Michael Krefeld "Zaginiony" [PRZEDPREMIEROWO]


Są tacy bohaterowie, których wspominamy niezwykle miło, a do ich przygód wracamy z prawdziwym sentymentem. Są tacy, którym kibicujemy, których nienawidzimy, nie cierpimy, a jednak wracamy. Thomas Ravn, bohater poprzedniej książki Krefelda "Wykolejony" wraca w najnowszym tomie i ma się.. świetnie. O ile dobrze pamiętam nie darzyłem go zbytnią sympatią, wręcz odstręczała mnie jego postawa, a mimo to jakoś zatęskniłem za tym gościem. Jesteście ciekawie co u dawnego policjanta? Zapraszam do przeczytania poniższej recenzji.

9 wrz 2015

0

Jak żyć na Czerwonej Planecie? [PREMIEROWO]


W mediach co jakiś czas trafiamy na wiadomości o kolejnych wysłanych łazikach,sondach czy satelitach, które mają ustalić czy jesteśmy sami we Wszechświecie, czy Mars jest planetą na której da się żyć, czy nasza galaktyka stale się powiększa, i tak dalej. Pytania trudne i na pierwszy rzut oka muszą pozostać bez odpowiedzi. Ludzie, a zwłaszcza pisarze od dziesięcioleci prześcigają się w fantazjowaniu o przyszłości ludzkiego gatunku - książki science-fiction są niezmiennie popularne, a pomysły autorów coraz ciekawsze. Tym razem to Dariusz Sypeń postanowił nas zaskoczyć i przedstawił swoją wizję przyszłości. Zapraszam serdecznie na recenzję książki "Dżungla"

5 wrz 2015

0

Jak ubierać się modnie, czyli pierwsza recenzja Lubej!


Poniższą recenzję chciałabym zadedykować mojemu narzeczonemu, który już od dawna marzył, żebym napisała coś swojego. Kiedyś zapewne miałabym z tym mniejszy problem, teraz natomiast mając świadomość z jaką wprawą Kamil tworzy swoje recenzje, czuję się trochę onieśmielona i obawiam się, że moja będzie tylko ubogą wypociną w porównaniu z jego tekstami. Wybór książki do recenzji był bardzo prosty – była to jedna z tych (na półce), której zgłębienie zapewne nie przyniosłoby mojemu facetowi dużej uciechy, a wypadało ją zrecenzować, więc podjęłam się tego zadania. Zapraszam na recenzję książki Karen Carbo "Księga stylu Coco Chanel. Jak stać się elegancką kobietą z klasą"

11 cze 2015

0

Jak zostać królem? Nie dać się zamordować


Pamiętacie film "Jak zostać królem?". Jąkający się król Jerzy VI nie potrafi przemawiać do ludu. Czasy nie są spokojne, a on musi znaleźć sposób by pokonać swoją ułomność. W powieści Abercombie'a sytuacja jest ciut inna - Yarvi nie ma pół ręki, przez co całe życie jest zamkowym popychadłem, ojciec nie uważa go za syna, brat ma gdzieś, jedynie matka potrafi okazać mu ludzkie uczucia. Jakie przeznaczenie czeka na naszego głównego bohatera? Co go spotka? Zapraszam na recenzję książki w klimatach "young adult", która niejako wykracza poza ustalone ramy i prezentuje ciekawą, choć dość schematyczną fabułę. Przedstawiam Państwu "Pół króla"!  Chłopiec, który zostaje zmuszony do założenia korony. Było. Cudem unika śmierci z rąk najbliższych. Było. Trafia do nietypowej kompanii, w której czuje się lepiej niż w domu. Było. Poprzysięga zemstę na uzurpatorze i nie spocznie póki jej nie spełni. Było. A jednak nowa powieść Joe Abercombie'a pochłania czytelnika od pierwszych stron. Co w tym takiego przyciągającego? Bardzo dobrze rozpisana opowieść o chłopcu, który mimo swoich wad, stawia czoło przeciwnościom losu i przechodzi swoistą przemianę. Dodajmy do tego ciekawy i klimatyczny świat, który nie oszczędza nikogo.   Mimo że fabuła jest na wskroś przewidywalna i już w połowie możemy mniej więcej powiedzieć jak się to wszystko skończy, to "Pół króla" jest książką, która potrafi zaskoczyć. Mamy kilka znaczących zwrotów akcji, przy czym jeden prawdziwie potężny, który zaskoczy nawet starych wyjadaczy gatunku. Jestem naprawdę zadowolony, że historia Yarvi'ego i jego powrotu na tron nie kończy się infantylnym punktem kulminacyjnym, który zniszczyłby całą opowieść - można odnieść wrażenie, że czytelnik dojrzewa wraz z herosami. Dostrzega pewne rzeczy, opanowuje mechanizmy władzy i zdaje sobie sprawę, że Morze Drzazg to nie przelewki.     Niesamowita budowa postaci, które zmieniają się na naszych oczach, jest bardzo mocną stroną powieści. Jesteśmy świadkami dojrzewania, zwłaszcza głównego herosa, który musi przejść duchową przemianę, by móc odbić tron z rąk uzurpatora. Jednak nie tylko do niego czujemy swoistą sympatię. Autor w bardzo przemyślany i drobiazgowy sposób kreśli poszczególne charaktery, tak byśmy mogli się do nich jak najbardziej przywiązać. Na tym opiera się cała powieść "Pół króla" - zaufanie, przyjaźń i wzajemna pomoc. Nawet gdy naszym bohaterom nie wszystko idzie po ich myśli to i tak starają się działać razem - w końcu mamy do czynienia z książką "young adult", która poprzez dobrą historię ma uczyć i przypominać o najlepszych wartościach.   Styl autora jest prosty i oparty na wcześniejszych powieściach. Oczywiście jest przystosowany dla ciut młodszego czytelnika i widać to szczególnie po dużej dawce ironii i specyficznego humoru, które w moim przypadku raczej żenował niż śmieszył. Żarty może i na poziomie, ale mogę z ręką na sercu powiedzieć, że chyba zabiłem w sobie nastolatka, który śmieje się z każdej, nawet najmniejszej błahostki. Troszeczkę kuleje konstrukcyjna strona fabuły - jest po prostu rozwleczona. Kilkukrotnie łapałem się na tym, że czytam to samo wydarzenie, tą samą akcję,a międzyczasie po prostu nie wydarzyło się nic wartego uwagi. Mimo stosunkowo niewielkiej (około 380 stron) objętości "Pół króla" nie należy do książek, w której wartka akcja płynie szerokim strumieniem, a kolejne wydarzenia następują po sobie w ekspresowym tempie - dzieje się stosunkowo niewiele, jednak autor sprytnie przeprowadza swoich czytelników przez kolejne wątki.     Co ciekawe, klimat jak i atmosfera całej książki znacząco odbiega od typowego "young adult" mamy tutaj krwawy świat, w którym zdrady i morderstwa są na porządku dziennym. Niewolnicy jako żywy towar są dostępni w każdym mieście. Najwyższy król uważa się za bóstwo i nakazuje innym zmianę wiary. I w końcu znacząca przemiana naszego głównego bohatera, który idzie po trupach do celu, do swojej małej zemsty. To wszystko sprawia, że "Pół króla" wyrywa się z przypisanego gatunku i zaczyna wkraczać w mroczne klimaty. W ten oto sposób dostajemy powieść z pogranicza dark fantasy, przeznaczoną dla ciut młodszego czytelnika.   Czy polecam? Oczywiście! "Pół króla" wyrywa się z infantylnej fabuły i pokazuje, że nie wszystkie pomysły zostały wykorzystane. Mimo ciut schematycznej fabuły książka potrafi zaskoczyć; język spodoba się ciut młodszym czytelnikom, którzy będą mogli wczuć się w rolę głównego bohatera, a z czasem sami spostrzegą, że droga do tronu wcale nie jest usłana różami. Ci starsi przekonają się, że brutalny i nieprzyjazny świat można zbudować w uniwersum przeznaczonym dla tych młodszych. To bardzo ciekawy zabieg, który niejako determinuje moją chęć przeczytania kolejnych tomów z przygodami Yarvi'ego - jest na co czekać moi Drodzy. Polecam!Pamiętacie film "Jak zostać królem?"? Jąkający się król Jerzy VI nie potrafi przemawiać do ludu. Czasy nie są spokojne, a on musi znaleźć sposób by pokonać swoją ułomność. W powieści Abercombie'a sytuacja jest ciut inna - Yarvi nie ma pół ręki, przez co całe życie jest zamkowym popychadłem, ojciec nie uważa go za syna, brat ma gdzieś, jedynie matka potrafi okazać mu ludzkie uczucia. Jakie przeznaczenie czeka na naszego głównego bohatera? Co go spotka? Zapraszam na recenzję książki w klimatach "young adult", która niejako wykracza poza ustalone ramy i prezentuje ciekawą, choć dość schematyczną fabułę. Przedstawiam Państwu "Pół króla"!

7 cze 2015

0

W oczekiwaniu na nowy sezon Z Archiwum X


Nie tak dawno temu stacja telewizja FOX ogłosiła wielki powrót uwielbianego serialu z lat dziewięćdziesiątych. "Z Archiwum X" nie trzeba nikomu przedstawiać - kultowy serial, który wpisał się na stałe w popkulturę. Większość z Was, którzy czytają ten tekst być może oglądało parę odcinków i..strasznie się ich bało, kryjąc głowy pod kołdrą, przy tych straszniejszych scenach. W styczniu przyszłego roku każdy z nas będzie mógł się przekonać czy reaktywacja tego serialu to dobre posunięcie - tym czasem fani serialu mogą podsycać swój entuzjazm komiksem, które w Polsce wydaje wydawnictwo SQN. Do tej pory ukazały się dwa zeszyty i trzeba już na początku przyznać, że oba prezentują bardzo dobry poziom. Zapraszam Was na recenzję drugiego tomu - "Z Archiwum X. Żywiciele"!     Pierwszy zeszyt komiksu prezentował jedną historię, która intrygowała i pokazywała, że większość wątków z serialu jest po prostu niedokończona. Drugi tom prezentuje znaną fanom serialu formułę monster-of-the-week - każdy odcinek był poświęcony innym sprawom, całkowicie od siebie odrębnych, a główny wątek gdzieś przewijał się w tle. Tym samym, w komiksie mamy nie lada gratkę - trzy historie, niektóre mroczniejsze od innych, jednak wszystkie utrzymane w starej, dobrej konwencji serialu.   Nie chcę Wam przytaczać poszczególnych wątków - jest to bezsensowne. Musicie sami sięgnąć po ten tom i przekonać się, czy nadal się boicie. Dodatkowo, w tym zeszycie otrzymujemy jeden rozdział poświęcony Palaczowi - najbardziej tajemniczej postaci "Z Archiwum X". Poznajemy strzępki jego przeszłości, dowiemy się o nim całkiem nowych, istotnych informacji. Jednak ta postać nadal pozostaje zagadką - czy dowiemy się o niej więcej w kolejnych tomach? Czas pokaże.   Strona graficzna drugiej części prezentuje się ciut inaczej od poprzedniczki. W pierwszym tomie mieliśmy ujednoliconą szatę graficzną, natomiast w drugiej to mieszanka kilku, różnych stylów. Co wcale nie uznaję za minus, wręcz przeciwnie! Rysunki i grafiki zawarte w "Żywicielach" powalają na kolana! Od samej okładki poczynając, która potrafi zahipnotyzować, aż po ostatni rozdział, z którego klimat i gęsta atmosfera wprost wyciekają. To naprawdę niesamowite, że za sprawą kilku historii i świetnych grafik czytelnik może mieć trudności z zaśnięciem.   Dla fanów jest to pozycja, którą muszą nabyć – bez dwóch zdań! Oficjalna kontynuacja "Z Archiwum X" zasługuje na dobrą oprawę i przemyślane zdarzenia . To wszystko otrzymujemy w "Żywicielach". Cała seria doczekała się w USA 21 (!) zeszytów, a każdy z nich był prawdziwym bestsellerem. Seria otrzymała sporo nagród, w tym dla autora koloru w komiksie Jordiego Bellariego w 2014 roku.Wierzę, że i na naszym terenie ta seria zostanie doceniona i zaistnieje na rynku.   Drugi tom trzyma poziom, jest nawet ciut lepiej niż w pierwszym tomie. Fantastyczne grafiki, idealnie oddające klimat opowiadanych historii, mroczna atmosfera, świetne wydanie - czego chcieć więcej? Dla fanów serialu to pozycja obowiązkowa, nie będziecie zawiedzeni, a z niecierpliwością będziecie czekać na kolejny zeszyt. Murder i Scully powracają w wielkim stylu i mam nadzieję, że sam serial utrzyma ten sam poziom co kilkanaście lat temu. Tymczasem lećcie do sklepów i kupujcie "Żywicieli", to naprawdę kawał świetnego komiksu!Nie tak dawno temu stacja telewizja FOX ogłosiła wielki powrót uwielbianego serialu z lat dziewięćdziesiątych. "Z Archiwum X" nie trzeba nikomu przedstawiać - kultowy serial, który wpisał się na stałe w popkulturę. Większość z Was, którzy czytają ten tekst być może oglądało parę odcinków i..strasznie się ich bało, kryjąc głowy pod kołdrą, przy tych straszniejszych scenach. W styczniu przyszłego roku każdy z nas będzie mógł się przekonać czy reaktywacja tego serialu to dobre posunięcie - tym czasem fani serialu mogą podsycać swój entuzjazm komiksem, które w Polsce wydaje wydawnictwo SQN. Do tej pory ukazały się dwa zeszyty i trzeba już na początku przyznać, że oba prezentują bardzo dobry poziom. Zapraszam Was na recenzję drugiego tomu - "Z Archiwum X. Żywiciele"!

29 maj 2015

0

Roger Zelazny po raz drugi.


Z kontynuacjami czy drugimi tomami pewnych cykli lub sag zwykle jest tak, że znacząco odstają od swoich poprzedniczek i nie trzymają tego samego poziomu. Pierwszy tom to prawdziwy bestseller, często określany jako prawdziwe arcydzieło, zdobywca wielu nagród. A co z kolejnymi tomami? No cóż, są dobrze napisane, ale jednak nie to. Roger Zelazny to nazwisko, które każdy, bez wyjątku, fan gatunku fantasy powinien znać i kojarzyć z magiczną krainą Amber, która stoi w opozycji do naszej, mogłoby się wydawać, że szarej i smutnej rzeczywistości. "Kroniki Amberu" to światowej sławy cykl, który na stałe wpisał się do kanonu najważniejszych książek fantastycznych - niepowtarzalny świat, specyficzny klimat, nowatorskie i ciekawe rozwiązania fabularne czy narratorskie. Tom pierwszy to klasyka gatunku. Jak jest z dwójką?

Merlin, główny bohater "Kronik Amberu. Tom II" to syn Corwina i Dary. Poznajemy go w ostatnim dniu kwietnia, kiedy to, jak co roku, ktoś chce go zabić. Tym razem próba zabójstwa przybiera zupełnie inny obrót, niż jak to przystało na coroczną tradycję i Merlin, zupełnie przypadkowo przenosi się do innej rzeczywistości. Od tego momentu akcja rusza z kopyta.

Zelazny pozostał przy swoich własnych rozwiązaniach narratorskich i to Merlin jest naszym narratorem. Wszystkie wydarzenia, światy i inne postacie poznajemy z jego perspektywy, co jak dało się to już zauważyć w tomie pierwszym, niesie za sobą pewne konsekwencje - nie odstaniemy suchych i obiektywnych opisów, a pełne emocji i uczuć dogłębne charakterystyki, które ani na jeden moment nie zwolnią tempa akcji. To duży plus, a zarazem wielka umiejętność wybitnego pisarza - wielu z młodego pokolenia chciałoby pisać w ten sposób i w tak dużym stopniu angażować swojego czytelnika w opowiadaną historię.

W tomie pierwszym "Kronik Amberu" dostawaliśmy bardzo dobrze napisane i barwne opisy Amberu i jego struktury jako takiej, jednak autor skupiał się tylko i wyłącznie na centralnym punkcie miasta, czyli pałacu. W drugim tomie dostajemy możliwość poznania innych mieszkańców wielkiego miasta, jego zakamarków, tajemnic, ciemnych uliczek, miejsc, gdzie lepiej się nie zapuszczać. Zelazny prezentuje nam naprawdę szeroką paletę osobowości, podkreślając przy tym oryginalność i wyjątkowość Amberu.

Co jest takiego wyjątkowego w "Kronikach Amberu"? Niewiarygodny, niezwykle plastyczny język! Każdy, kto tylko pomyśli o pisaniu, powinien sięgnąć po dzieło Zelaznego i przeczytać parę rozdziałów. Światy przedstawione, postaci i ich działania są opisane w wyjątkowo wiarygodny sposób. Wszystko jest bardzo łatwe do wyobrażenia, mimo że czytamy powieść z zakresu fantasy, to wszystkie rasy i dziwactwa przedstawionego świata są dla nas czymś oczywistym. Krnąbrny język, ciekawie napisane dialogi, z humorem i ironią, jednocześnie nie zahaczające o banał i patos. Styl i użyty język to czysta przyjemność dla oka.

Tom drugi ma jedną, a w zasadzie dwie, bardzo poważne wady. Pierwsza z nich to prawdziwy chaos opisywanych wydarzeń. Jak już wspomniałem, część drugą czyta się naprawdę dobrze, jednak mnogość postaci, wątków potrafi przytłoczyć najbardziej wytrwałego czytelnika. Dobija spora liczba niedokończonych wydarzeń, które po pierwszym wrażeniu miały spore znaczenie w kontekście całej fabuły, a po kilku stronach okazało się, że autor postanowił je porzucić. To samo dotyczy sporej liczby postaci, kompletnie niezwiązanych z fabułą, a Merlin spotyka je co parę stron. Nie wnoszą nic ciekawego, są typowymi i średnio napisanymi zapychaczami, tak by coś się działo.

Druga wada, o której chciałem wspomnieć to banalny finał. Tak epicka opowieść jak "Kroniki Amberu" zasługuje na spektakularne i godne zapamiętania zakończenie. Jest oczywiście zupełnie na odwrót, co mocno zabolało, gdy przewróciłem ostatnią stronę powieści. Finał tej historii jest przewidywalny i chaotyczny. Zelazny na przestrzeni całej powieści rozwinął bardzo dużą liczbę wątków, które zapragnął jakoś skleić na dwa rozdziały przez końcem. Efekt jest tego taki, że czytelnik może poczuć tylko i wyłącznie zniesmaczenie, bo zabieg ten widać gołym okiem, a całość akcji dąży tylko w jednym kierunku. To chyba najsłabsza strona "Kronik", a po dwóch lub trzech rozdziałach zapowiadało się naprawdę nieźle!

Wytrawni pasjonaci gatunku będą i tak wniebowzięci. nie jest to steampunk, nie jest to paranormal fantasy, nie są to inne, współczesne dziwactwa, które jakimś cudem kwalifikują się do tego gatunku. "Kroniki Amberu" to fantastyka z krwi i kości, której, niestety, już się nie pisze. Nie ma tutaj żadnych wilkołaków, trupów, dziwacznych machin i niezrozumiałych zabiegów fabularnych. Wszystko jest klarowne, a przyjemność z czytania powieści płynie szerokim strumieniem. Wszyscy Ci, którzy zaczynają swoją przygodę z fantastyką i szukają czegoś klasycznego, polecam! Nie zawiedziecie się, zostaniecie pochłonięci przez niezwykle barwny i dobrze skonstruowany świat, a styl autora po prostu Was zachwyci. Czego chcieć więcej?

Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję

www.zysk.com.pl

Wydawnictwo
Zysk i S-ka

Data wydania
7 kwietnia 2015

Liczba stron
764

Ocena
7/10

15 maj 2015

0

Ile jest wart zawód szpiega?


Zawód szpiega nie jest wcale taki łatwy i przyjemny. To nie tylko piękne kobiety szybkie samochody i martini z wódką. Ta profesja to przede wszystkim wielka odpowiedzialność, a co gorsze - ciągłe poczucie zagrożenia życia. O wiele istotniejsze są informacje, które posiadają. To właśnie one czynią z nich niezwykle niebezpieczną broń, którą ciężko zlikwidować. To duże brzemię, fakt, ale zastanów się sam - co byłbyś w stanie zrobić w zamian za odrobinę adrenaliny? Dlaczego tak popularne są domy strachów, wesołe miasteczka z wielkimi karuzelami i kolejkami? Dlaczego ludzie skaczą na bungee, uprawiają ekstremalne sporty? Wszystko dla adrenaliny i chęcią poczucia jej, choć na chwilę.  Więzień 5995 zwany Fistaszkiem ucieka z więzienia. Jak się wkrótce okazuje, to był szpieg brytyjskiego wywiadu - teraz próbuje odnowić swoje kontakty, by uciec z Chin. Udaje mu się wejść w posiadanie niezwykle tajnych informacji, które mogą być znaczące w przyszłej polityce międzynarodowej, i to właśnie te dokumenty Fistaszek uważa za swoją kartę przetargową. Pomaga mu w tym niezależny dziennikarz Philip Mangan, który na taką okazję czekał całe życie. Wszystko zmienia się w momencie, gdy wychodzi na jaw, że dokumenty byłego szpiega są dla niego, jak i dziennikarza śmiertelnie niebezpieczne.   Na barkach międzynarodowego szpiega spoczął ogromny ciężar, któremu będzie musiał stawić czoła, pomaga mu w tym przypadkowy dziennikarz, który dzięki swojej siatce kontaktów pomaga mu w realizacji zadania. Brzmi znajomo? Temat oklepany, powtarzany dziesiątki, jeśli nie tysiące razy. W czym więc tkwi nowatorskość "Nocy ślepowrona"? Brookes bardzo umiejętnie prowadzi swoich bohaterów przez kolejne zwroty akcji. Tak naprawdę cała książka opiera się na niezwykle wartkiej i dobrze skonstruowanej akcji. Choć z początku może się wydawać, że wieje nudą - akcja rozwija się bardzo powoli, autor świadomie przygotowuje nas do dania głównego. Po parudziesięciu stronach wszystko nabiera tempa, dzięki czemu od lektury nie sposób się oderwać.   Trzeba przyznać, że autor potrafi zainteresować, a co najważniejsze wzbudzić w nas tęsknotę za niebezpieczeństwem. Każdy z nas lubi od czasu do czasu poczuć drastyczny skok adrenaliny, kombinować, ścigać się z czasem. Brookes właśnie to nam serwuje - czytając jego książkę można wyczuć grożące bohaterom niebezpieczeństwo, nie siląc się przy tym na infantylne zagrania i błahe zapychacze fabularne. Wszystko jest dokładnie przemyślane, co czyni "Noc ślepowrona" książką wartą uwagi.  Bohaterowie to kolejny plus tej opowieści. Ze strony Fistaszka możemy zapoznać się z jego szpiegowską przeszłością, poczytać o pracy szpiega jako takiej, dowiedzieć się kilku, przydatnych ciekawostek. Mangan to dziennikarz z krwi i kości i już od początku rzuca się silne uczucie, że to pierwowzór samego autora. Co ważniejsze, postaci wykreowane przez Brookesa są autentyczne, wzbudzają skrajne emocje, miewają chwile zwątpienia. Nie jest to idealne przedstawienie ludzkich charakterów, ze względu na środowisko w jakim znaleźli się nasi bohaterowie, jednak trzeba przyznać autorowi, że robi wszystko, by cała trójka wyszła niezwykle przekonująco.  Co najbardziej mnie ucieszyło podczas lektury, to fakt, że otaczająca bohaterów rzeczywistość nie przeszła bez echa. Jesteśmy rzuceni w wir wydarzeń, akcja nabiera solidnego tempa, jednak autor nie zapomina o Pekinie i jego wpływie na podejmowane decyzje. Brookes z świetną precyzją i dosadnością opisuje "prozę życia codziennego" Chin i ich mieszkańców. Każdy fan kultury Dalekiego Wschodu będzie podwójnie usatysfakcjonowany z tej książki. Da się wyczuć w niej specyficzną atmosferę tamtych krain, każdy kto choć raz był w Chinach zatęskni za nimi z podwójną siłą. Sam nabrałem ochotę na daleką wycieczkę, byleby zobaczyć na własne oczy to, co autor umiejscowił w swojej książce.  Fabuła jest przedstawiana z perspektywy trzech różnych osób. Przy czym muszę nadmienić, że wątek agentki Patterson niespecjalnie mnie zachwycił i zainteresował. Język powieści jest niezwykle prosty i zupełnie nieskomplikowany - przejrzysty i łatwy w odbiorze. Można się było spodziewać naukowego języka i fachowych terminów - te drugie występują, owszem, ale jest ich naprawdę niewiele. Wszystko to implikuje istotny fakt - "Noc ślepowrona" czyta się szybko i łatwo. To nie jest wymagająca lektura, przed czytaniem nie musimy się do niej specjalnie przygotowywać. To dobra książka, która trzyma w napięciu, pozwala na odrobinę rozluźnienia, a co najważniejsze można przy niej na chwilę zapomnieć o całym świecie.  "Noc ślepowrona" to idealna książka dla wszystkich fanów gatunku. Znajdziecie tutaj same pyszności, okraszone dobrym warsztatem. Akcja z każdą kolejną stroną nabiera rozpędu, a Wy będziecie chcieli więcej i więcej. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że będzie schematycznie i nudno, jednak zapewniam Was, że tak nie jest. Specyficzna otoczka całej historii, dobrze skonstruowani bohaterowie i międzynarodowa afera, która może zmienić bieg historii. "Noc ślepowrona" Adama Brookesa to dobrze skonstruowana powieść szpiegowska, która będzie trzymać Was w napięciu do ostatnich stron. Chcecie się dowiedzieć jak wygląda dzień z życia z poszukiwanego szpiega? Jak sobie radzi? Co musi zrobić, żeby przeżyć? Sięgnijcie po tę książkę, nie zawiedziecie się.

Zawód szpiega nie jest wcale taki łatwy i przyjemny. To nie tylko piękne kobiety szybkie samochody i martini z wódką. Ta profesja to przede wszystkim wielka odpowiedzialność, a co gorsze - ciągłe poczucie zagrożenia życia. O wiele istotniejsze są informacje, które posiadają. To właśnie one czynią z nich niezwykle niebezpieczną broń, którą ciężko zlikwidować. To duże brzemię, fakt, ale zastanów się sam - co byłbyś w stanie zrobić w zamian za odrobinę adrenaliny? Dlaczego tak popularne są domy strachów, wesołe miasteczka z wielkimi karuzelami i kolejkami? Dlaczego ludzie skaczą na bungee, uprawiają ekstremalne sporty? Wszystko dla adrenaliny i chęci poczucia jej zastrzyku, choć przez małą chwilę.

5 maj 2015

0

Człowiek wychowany na mordercę



Analizując sylwetki różnorakich psychopatów, specjaliści doszukują się związków z dziwnymi przeżyciami w okresie dzieciństwa, wychowaniem i relacjami z rodziną, kolegami czy przyjaciółmi. Najczęściej, jako zapalnik wywołujący chorobę psychiczną, wymieniają traumatyczne przeżycie. A gdyby tak Twoi rodzice poddawali Cię wielkiemu eksperymentowi i chcieli wychować sobie mordercę? Taki problem przedstawia Charlie Huston w swojej książce "Skinner", którą poleca między innymi Stefan Król. Przyznam szczerze, opis fabuły niezwykle mi się spodobał i od razu wiedziałem, że to jest książka, którą muszę mieć w swojej biblioteczce. Czy się zawiodłem? Czy wręcz przeciwnie, nie mogłem oderwać się od lektury? Zapraszam do czytania recenzji "Skinnera".

19 kwi 2015

0

Najdziwniejsza książka, jaką kiedykolwiek przeczytałem




Mieliście kiedyś taką sytuację? Czytacie pewną książką, na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że niezwykle typową dla konwencji gatunku, ciut schematyczna, ale poprawnie napisana, z dobrym pomysłem i ciekawą fabułą. A po pierwszych stronach wszystko jest nie tak, nic nie jest poukładane, a autor z każdym kolejnym rozdziałem pokazuje swój dziwaczny zamysł. Tak było parę dni temu gdy zaczytywałem się w debiucie literackim Tomasza Fijałkowskiego , który akcję swojej powieści umiejscowił w odległych dla nas latach trzydziestych ubiegłego wieku. Brzmi interesująco prawda? A co powiecie, na fakt, że inna rzeczywistość postanowiła upomnieć się o swoje i wkroczyć do naszego świata? Już nie jest tak miło. Zapraszam na recenzję książki dziwnej, lecz niezwykle udanej.

12 kwi 2015

0

Odłamki



Czym jest wojna? Po co ona jest? Czy człowiek nie potrafi żyć w pokoju? Na lekcjach historii uczymy się o przeróżnych konfliktach, czy to europejskich czy na skalę światową. Analizujemy ich przebieg, zastanawiamy się dlaczego powstały, jak się skończyły, kto je wywołał. Każda próba zrozumienia istoty wojny i jej prawdziwego wyglądu spełznie na niczym. Weterani wojenni opowiadają przerażające historię z linii frontu, żałują pewnych decyzji. Mówi się o okropnościach wojny. W telewizji jesteśmy zalewani strumieniem informacji ogólnych, które podają tylko niezaprzeczalne fakty - tylko żołnierze stacjonujący na danym terenie wiedzą jak jest naprawdę. Wojna to nie zabawa. Żeby ją zrozumieć trzeba ją przeżyć. Ismet Prcić musiał uciekać z ogarniętej wojną ojczyzny. Jego książka Odłamki to zapis niezwykle emocjonalnej drogi artysty, który wbrew swojej woli musi porzucić kraj i zacząć nowe życie w kompletnie obcym dla siebie środowisku.    Jednocześnie Prcić chce odpowiedzieć na jedno z pytań, które mogłoby się wydawać, że nie ma odpowiedzi. Czym jest wojna? Jak wygląda? Jak oddać jej prawdziwe imię? I tutaj pojawia się pierwsze, ogromne zaskoczenie. Świat autora to nie przesłodzona i odpowiednio opisana rzeczywistość pozbawiona sensu. To krwawy, realny świat, który nie wybacza, który odsłania przed autorem wszystkie okropności i porażającą skalę wojny. Prcić świetnie opisuje swoje życie - daje nam swoisty pokaz własnych umiejętności. To czysto techniczna strona książki, która zasługiwała na kilka zdań - wydaję mi się, że to właśnie był główny cel autora. Nie chciał skupiać się na sobie, jego osoba oraz Nalić to plan drugorzędny, osoby, które znalazły się w okropnej rzeczywistości. Tak naprawdę Prcić chce nam pokazać prawdziwe oblicze wojny - wszystko co z nią związane. Na dodatek, pokazuje nam to z dwóch perspektyw!   Sam Ismet to niespełniony artysta, który emigruje do Ameryki w poszukiwaniu szczęścia i spokoju. Tego drugiego nie zazna już nigdy. Przeszłość to świadoma część naszego człowieczeństwa, która nigdy nie zasypia. Widział wojnę jako cywil, zderzył się z brutalną rzeczywistością w najbardziej dosadny z możliwych sposobów. Nalić to jego swoiste przeciwieństwo - doświadczony żołnierz, który można powiedzieć, widział już wszystko. Jego ludzkość jest nadszarpnięta, a empatia rozbita. Stał się niemym świadkiem wszystkich zbrodni i czynów, o które nie śmiał podejrzewać żadnego człowieka. Co ich łączy? Co takiego mają wspólnego?  Odłamki to powieść rozbita, fragmentaryczna - zapiski z dziennika mieszają się ze wspomnieniami z dzieciństwa, emigracją i życiu na obczyźnie. Przeczytamy również żołnierską rzeczywistość Mustafy Nalicia. Można by uznać, że sposób prowadzenia akcji książki jest nieakceptowalny przez sporą część czytelników, jednak musicie mi uwierzyć na słowo - Odłamki połyka się w całości i chce więcej i więcej.   Książka Ismeta Prcicia jest przerażająca. Nacechowana niebanalnym słownictwem, prostym i dobitnym stylem, którym nie zdecydował się pisać żaden inny autor. W Odłamkach nie znajdziemy upraszczanych i ocenzurowanych opisów wszystkiego co przyniosła ze sobą wojna. Prcić dosadnie pokazuje nam otaczającą rzeczywistość, uświadamiając nam, że wojna to prawdziwa walka o przetrwanie. A w takiej walce nikt, dosłownie nikt nie może być pewien jutra. Człowiek może doświadczyć czegoś co na stałe odbije się w jego psychice - pamiętajmy, że większość żołnierzy powracających z najcięższych misji nie ma problemów czysto fizycznych, bomba zegarowa znajduje się w głowie - to tam wszytko się rozgrywa, to tam człowiek wszystko analizuje, co mógł zrobić lepiej, czemu mógł zapobiec. To niesamowita walka ze samym sobą, którą Prcić przedstawia wprost genialnie.   Emocje to niezwykle ważny aspekt Odłamków. Ktoś by mógł powiedzieć, że autor chce zagrać nam na naszych własnych emocjach i uczuciach, byleby wzbudzić lęk, a jednocześnie i współczucie. Opowieść głównego bohatera jest do bólu szczera i prawdziwa. Tutaj nie ma miejsca na upraszczanie i pomijanie czegokolwiek. Ismet wszystko dogłębnie i precyzyjnie opisuje, dając nam czysty obraz wojny taka jaka jest. I to nie tylko wojny jako działań wojennych, nie! On pokazuje nam w jaki sposób człowiek walczy ze sobą, jak, rzucony w nieznany, nowy świat, musi sobie poradzić by przeżyć. Z czym musi się zmierzyć, jak reagują na niego inni. Wszystkie te przeżycia i myśli są pokazane w niezwykle emocjonalny sposób, co wcale nie jest wadą. Autentyczność bije po oczach, a my, czy to z przerażenia czy współczucia chcemy pomóc głównemu bohaterowi.  Nie wszytko jest idealne. W Odłamki trzeba się wgryźć, trzeba poznać historyczny aspekt wojny tamtych lat, żeby zrozumieć całą sytuację. Sam autor próbuje nam przybliżyć tamtą rzeczywistość widzianą oczami małego dziecka i to właśnie jest najsłabszy moment książki - wkrada nam się lekki chaos, nie wszystko jest zrozumiałe dla przeciętnego czytelnika. Dopiero późniejsze lata krystalizują całą opowieść i stopniowo jesteśmy zalewani coraz większymi falami emocji. Dawki te są o tyle duże, że Odłamki czyta się ze sporą trudnością, mimo że nie można się od nich oderwać. Ciężko opisać wojnę jako taką, komuś kto nigdy się z nią nie zetknął w prawdziwym życiu. Prcić znalazł i z tego wyjście - wplótł w wojenną rzeczywistość losy dwóch postaci, które niosą ze sobą pewną tajemnicę. Stąd wielka chęć na przeczytanie jeszcze jednej strony i jeszcze jednej.. I tak do ostatniej, kiedy powoli się zatrzymamy i zaczniemy snuć nasze własne przemyślenia. Takie właśnie są Odłamki - zmuszają do myślenia, ukazują pewne fakty w innym świetle. Po odłożeniu książki usiądziecie na chwilę i przemyślicie parę spraw. Możecie być tego pewni.  Każdy powinien przeczytać tę książkę. Bez względu na wiek, bez względu na poglądy. Wojna to najstraszliwsza rzecz na świecie, a Prcić umiejętnie pokazuje wszystkie jej aspekty. Odłamki Was porażą swoją dobitnością i dosadnością, ujmą prostym językiem, poruszą emocjami i całą historią wygnania głównego bohatera. To także idealny sposób na przemyślenie kilku kwestii - w końcu zobaczycie wojnę taka jaka jest naprawdę. To przerażająca wizja, jednak niezwykle potrzebna, by świat zrozumiał, że wojna rodzi w człowieku wszystko co najgorsze, prowadząc go do stopniowej ruiny. Musicie przeczytać Odłamki, koniecznieCzym jest wojna? Po co ona jest? Czy człowiek nie potrafi żyć w pokoju? Na lekcjach historii uczymy się o przeróżnych konfliktach, czy to europejskich czy na skalę światową. Analizujemy ich przebieg, zastanawiamy się dlaczego powstały, jak się skończyły, kto je wywołał. Każda próba zrozumienia istoty wojny i jej prawdziwego wyglądu spełznie na niczym. Weterani wojenni opowiadają przerażające historię z linii frontu, żałują pewnych decyzji. Mówi się o okropnościach wojny. W telewizji jesteśmy zalewani strumieniem informacji ogólnych, które podają tylko niezaprzeczalne fakty - tylko żołnierze stacjonujący na danym terenie wiedzą jak jest naprawdę. Wojna to nie zabawa. Żeby ją zrozumieć trzeba ją przeżyć. Ismet Prcić musiał uciekać z ogarniętej wojną ojczyzny. Jego książka Odłamki to zapis niezwykle emocjonalnej drogi artysty, który wbrew swojej woli musi porzucić kraj i zacząć nowe życie w kompletnie obcym dla siebie środowisku. 



4 kwi 2015

0

Koniec ludzkości?


Czego ludzie boją się najbardziej? Tego co nieznane. Niewiedza to potężna broń, która paraliżuje strachem każdego. Ludzkość od wieków żyje w strachu przed wizją apokalipsy, końca świata. W ciągu naszej historii ten temat był poruszany wielokrotnie, co rusz pojawiały się kolejne wizje końca ludzkości, okraszone niewysłowionym cierpieniem. Astronomowie przewidują, że w końcu coś na nas spadnie, geolodzy mówią o ogólnoświatowym trzęsieniu ziemi, a nawiedzeni wierni zwiastują przyjście kogoś, kto rozwali cały świat w drobny mak. Wiecie co jest najgorsze? To czyste spekulacje i tak naprawdę można je uznać za bzdury wyssane z palca. Tak po prawdzie najbardziej niebezpieczne są nieodkryte choroby na które nie ma lekarstwa. To istna walka z czasem, która niesie za sobą niewyobrażalną ilość śmierci. Kilka miesięcy temu wszyscy słyszeliśmy co działo się w środkowej Afryce - setki zabitych, kolejne zainfekowane wioski i miasta i groźba światowej pandemii. Ebola i jej cień zawisł nad światem, a media z całego świata skutecznie podkręcały atmosferę. Jak to było naprawdę? Zapraszam Was na recenzję Strefy skażenia Richarda Prestona.   Pierwsze przypadki zakażenia wirusem ebola pojawiły się w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Pamiętajmy, że ludzkość walczy z innym, równie groźnym wirusem HIV, a wszystkie społeczeństwa dopiero uczą się co to takiego właściwie jest, a zarażeni nie są śmiertelnym niebezpieczeństwem dla reszty. Od 1980 roku rozpoczyna się prawdziwa walka - śmiertelnie niebezpieczny wirus daje o sobie znać, pokazując swoją siłę, a ówcześni lekarze nie są w stanie nic zrobić. Strefa skażenia to zapis drogi, jaki przeszła ludzkość by poznać ten specyficzny wirus. Preston stworzył powieść przerażająco autentyczną. I chwała mu za to!  Napisanie książki opartej na faktach, zmieniając niektóre nazwiska i wydarzenia wydaje się być bardzo prostym zadaniem. Nic bardziej mylnego! Setki godzin poświęconych na poznanie rzeczywistości, mozolna konstrukcja fabuły - to nie może być ckliwa opowiastka, która po prostu jest i nie porusza nas w jakikolwiek sposób. Medyczna literatura faktu jest tym bardziej trudnym gatunkiem - autor musi się znać na tym o czym chce pisać, jednak największa trudność polega na jak najbardziej obrazowym pokazaniu czytelnikowi o co w tym chodzi - bez zbędnych, skomplikowanych naukowo opisów poszczególnych czynności i specyficznych zabiegów. Taka książka musi być do bólu prawdziwa i odzwierciedlać grozę tamtych wydarzeń. I znów Preston wychodzi z tego zadania obronną ręką. Świetnie napisana Strefa skażenia ukazuje okropną rzeczywistość, w której znaleźli się zwykli ludzie, postawieni przed nieznanym.  Kilka znać należy się stylowi autora. Do bólu prawdziwy, ciut emocjonalny, ale i profesjonalny w najbardziej odpowiednich momentach. Preston pokazuje, że wie o czym pisze i ma dokładny plan pokazania nam swoich odczuć i niebezpieczeństwa wirusa. Kłują w oczy krótkie zdania umiejscowione w lekturze, które psują napięcie. Nie jest to wielka wada, ale właśnie w tym uwidacznia się kunszt autora i sposób posługiwania się językiem. Z drugiej strony, ten typ gatunku literackiego nie potrzebuje epickich opisów, nagromadzonych emocjonalnie. Niemniej jednak w niektórych momentach przydałby się ciut inny opis.  Strefa skażenia nie jest dla ludzi o słabych żołądkach. W telewizji informowano nas o liczbie ofiar, gdzie w Europie zmarł kolejny pacjent szpitala, który niedawno był w Afryce. Jednak nikt nie mówił czym charakteryzuje się zakażeniem wirusem ebola, jakie są jego objawy, na co zwrócić uwagę. Preston skutecznie odsłania przed nami prawdę i obrazowo opisuje wszystkie dolegliwości związane z zarażeniem. Przy czym "dolegliwości" to za słabe słowo, by opisać w jednym słowie to co się dzieje z człowiekiem, w chwili gdy wirus dostanie się do organizmu. To powolne i bolesne wyniszczenie ciała - człowiek chce umrzeć i zapomnieć o wszystkim. Ebola jest straszliwym wirusem, który robi z człowiekiem co chce. A Preston? Opisuje to wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Brutalność, dosadność opisów daje o sobie znać już od początkowych stron książki, gdzie poznajemy historię samego wirusa i jego pierwszych ofiar. Uwierzcie mi, potrzebowałem chwili by to wszystko sobie wyobrazić i wcale nie było mi do śmiechu, gdy uświadomiłem sobie, że kilkanaście minut wcześniej jadłem obiad.  Strefa skażenia wciąga od pierwszych stron. To nie tylko zasługa aktualnemu tematowi, ale i płaszczyźnie fabularnej, którą wykorzystał autor. Wszystko nabiera dodatkowej autentyczności, gdy zdamy sobie sprawę, że bohaterowie książki są ludźmi z krwi i kości, tak jak my. Nie są niepokonanymi herosami, których nie ima się żadne niebezpieczeństwo, a wirus im nie straszny. Boją się tak jak my, są świadomi realnego zagrożenia - każdy ich ruch musi być przemyślany, nawet najmniejszy błąd zostanie wykorzystany przez wirusa, co może zakończyć się naprawdę tragicznie. Strefa skażenia daje do myślenia, co autor podkreśla na każdym kroku - uparł się wręcz by uświadomić swoim czytelnikom, ze wirus to naprawdę niebezpieczna broń, która rozprzestrzenia się w straszliwym tempie. Wyglądało to trochę, jakby Preston chciał nam pogrozić palcem i skarcić, że bagatelizujemy ten problem.   Wszyscy, którzy lubią pełnokrwiste i do bólu prawdziwe thrillery medyczne znajdą w Strefie skażenia prawdziwą gratkę. Od początkowych stron poczujecie wiszące niebezpieczeństwo, a wartka akcja pochłonie Was bez reszty. Uważajcie tylko na obrazowe i plastyczne opisy - jest ich sporo, każdy tak samo przerażający i autentyczny. Jeśli macie wrażliwe żołądki możecie poczuć nieprzyjemne konwulsje podczas lektury, ale zarzekam się, że warto. Strefa skażenia to bardzo dobry kawał thrillera!  A właśnie tę książkę możecie wygrać w rocznicowym konkursie! Serdecznie Was zachęcam do udziału! [KLIK]   Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję   www.wsqn.pl   Wydawnictwo SQN  Data wydania 18 lutego 2015  Liczba stron 320  Ocena 7/10Czego ludzie boją się najbardziej? Tego co nieznane. Niewiedza to potężna broń, która paraliżuje strachem każdego. Ludzkość od wieków żyje w strachu przed wizją apokalipsy, końca świata. W ciągu naszej historii ten temat był poruszany wielokrotnie, co rusz pojawiały się kolejne wizje końca ludzkości, okraszone niewysłowionym cierpieniem. Astronomowie przewidują, że w końcu coś na nas spadnie, geolodzy mówią o ogólnoświatowym trzęsieniu ziemi, a nawiedzeni wierni zwiastują przyjście kogoś, kto rozwali cały świat w drobny mak. Wiecie co jest najgorsze? To czyste spekulacje i tak naprawdę można je uznać za bzdury wyssane z palca. Tak po prawdzie najbardziej niebezpieczne są nieodkryte choroby na które nie ma lekarstwa. To istna walka z czasem, która niesie za sobą niewyobrażalną ilość śmierci. Kilka miesięcy temu wszyscy słyszeliśmy co działo się w środkowej Afryce - setki zabitych, kolejne zainfekowane wioski i miasta i groźba światowej pandemii. Ebola i jej cień zawisł nad światem, a media z całego świata skutecznie podkręcały atmosferę. Jak to było naprawdę? Zapraszam Was na recenzję Strefy skażenia Richarda Prestona.

25 mar 2015

0

Chcesz wiedzieć czy jesteś okłamywany?

Pamiętacie może taki serial jak Magia kłamstwa? Zespół dra Lightmana specjalizuje się w ludzkiej mimice i dzięki temu są w stanie określić czy człowiek w danej chwili kłamie czy nie. Serial był sporym sukcesem, a największe zainteresowanie ludzi wzbudziła sama technika odczytywania prawdy lub fałszu. Czy tak można w rzeczywistości? Czy każdy z nas, po krótkim treningu może stać się ekspertem w tej dziedzinie? Książka Anatomia kłamstwa .. wyklucza taką możliwość. Dlaczego? O tym później - najważniejsza kwestia poruszana  wyżej wspomnianej publikacji dotyczy, jak sama nazwa wskazuje genezy kłamstwa, jego rodzajów i sposobach kłamania, podparte i udowodnione autentycznymi przykładami. Jeśli masz nieodparte wrażenie, że ktoś w Twoim otoczeniu Cię okłamuje, obgaduje lub co gorsza zdradza, Anatomia kłamstwa powinna pojawić się w Twojej biblioteczce. 

23 lut 2015

0

Uwikłany Miłoszewski


W Polsce nie pisze się kryminałów. Albo inaczej. W Polsce nie pisze się dobrych kryminałów. Sprzedają się pozycje z zakresu tak zwanej literatury kobiecej, powieści historyczne, biografie, poradniki, książki dla dzieci i młodzieży, od biedy fantastyka. Nie mieliśmy dobrych i dojrzałych pisarzy specjalizujących się w zagadkowych morderstwach i umiejętnym kreowaniu specyficznych postaci. Z Zygmuntem Miłoszewskim było tak, że najpierw docenili go za granicami Polski, a dopiero w jego rodzimym kraju. Trochę to dziwne, prawda? Jednak gdy już sława autora do nas zawitała rozkręciła się na tyle, że Miłoszewski stał się prawdziwym, pisarskim fenomenem. Ludzie na całym świecie zachwycają się Poirotem, Holmesem czy detektywami ze Skandynawii, a my mamy prokuratora Teodora Szackiego.  Trup to nieodłączny element każdej kryminalnej historii. Uwikłanie rozpoczyna się dość sennie i jednostajnie, jednak po kilku stronach na scenę wkracza policja, i oczywiście Szacki. Trup z rożnem w oku to nietypowa sprawa, zwłaszcza, gdy wszyscy wokół mówią o samobójstwie. Czy ktokolwiek byłby zdolnej do takiego zakończenia swojego żywota? Jaką rolę w tym wszystkim odgrywa kontrowersyjna metoda ustawień, wykorzystywana przez psychologów i psychiatrów podczas sesji ze swoimi pacjentami? I wreszcie, czy Szacki okaże się na tyle błyskotliwy i uważny, by rozwiązać tę zagadkę? Czterech podejrzanych i jeden trup. Kto z nich jest mordercą?  Przyznam szczerze, że fabuła Uwikłania daje niewiele możliwości na wykazanie się autorowi w kryminalnych aspektach książki. Zakres potencjalnych morderców jest ściśle zawężone, zbrodnia również jest oczywista, a następne poszlaki sprawią, że zagadkowe morderstwo może okazać się łatwe do rozwiązania. Spytanie, o czym ta książka w takim razie jest? Miłoszewski ma jeden niezwykły dar, który niezwykle mocno cenię u naszych polskich twórców.   Mianowicie, potrafi on opisywać wszystko dookoła w niezwykły plastyczny i przystępny sposób. Uwikłanie to nie tylko opowieść o morderstwie i śledztwie prokuratora: znajdziemy tutaj wątki społeczne, polityczne, a nawet mafijne i peerelowskie. Wszystko się ze sobą przeplata i do końca nie wiadomo czy ma ze sobą coś wspólnego. Najbardziej spodobał mi się wątek dziennikarki Moniki i niejakiego szefa – to po prostu odskocznie od morderstwa i można poczytać o czymś innym.  W Uwikłaniu nie dzieje się zbyt wiele. Akcja toczy się leniwie i powoli. Nie następują żadne kolejne morderstwa, nikt nie grozi wybuchem bomby atomowej, nikt nikogo nie ściga, nikt do nikogo nie strzela. Trochę nudy możecie powiedzieć i faktycznie, czasami akcja znacząco zwalnia, by Szacki lub autor mogli dać upust swoim przemyśleniom i niektóre karty książki są po prostu zbyteczne. Kryminał Miłoszewskiego jest tworem specyficznym, bo nie traktuje stricte o morderstwie. To opowieść o prokuratorze i jego pracy, życiu. To nie morderstwo i podejrzani grają pierwsze skrzypce, ale właśnie Szacki, który mimo swoich trzydziestu pięciu lat marzy o przeszłości, która już nie wróci. Facet jest po prostu rozdarty i żałuje niektórych swoich decyzji, których nie może już zmienić. Jednak takie fragmenty nie są nudne, o co to to nie! Miłoszewski pisze jak facet i nie rozczula się nad swoim głównym bohaterem (dzięki Bogu!)   Zgrzyta znikomy ruch na kartach całej opowieści, zwłaszcza początek wydaje się długi i nudnawy. Oczywiście musimy wtedy poznać wszystkich podejrzanych, potencjalne motywy zabójstwa i różne domniemania organów śledczych. Można powiedzieć, że poznajemy prace prokuratora od podszewki, przy okazji dowiemy się co można znaleźć w archiwach IPN-u i na czym polega ta tajemnicza i kontrowersyjna jednocześnie metoda ustawień. Sporo wątków i to one tak naprawdę pchają całą fabułę do przodu, bo gdyby nie one, nie działoby się nic. Owszem, można wywnioskować, że Miłoszewski wiedział co robi i co chce napisać, jednak taki styl pisania nie trafi do każdego czytelnika.   Nie wszyscy wiedzą, że powstał film na podstawie Uwikłania o tym samym tytule. Tę kwestie może przemilczę, bo film nie nadaje się czegokolwiek, nie mówiąc o oglądaniu. Można powiedzieć, że Miłoszewski odniósł spektakularny sukces na naszym rynku – świetnie przyjęta trylogia, film na podstawie drugiej części z gwiazdami polskiego kina. Rzecz niespotykana, zwłaszcza z zakresu literatury kryminalnej. Można powiedzieć, że Polska nie tylko Wiedźminem i Grocholą słynie.  Uwikłanie nie jest książką najlepszą ani idealną. To bardzo dobrze napisana powieść o pewnym prokuratorze, który jest człowiekiem z krwi i kości. Każdy z nas może doszukać się w nim pewnch cech wspólnych. Miłoszewski nadał mu wyrazistej polskości, która tkwi w każdym z nas, i jak każdy nas tak i Szacki ma swoje własne przemyślenia na temat ojczyzny. Cała opowieść jest na wskroś polska. I chyba w tym tkwi jej tajemnica sukcesu. Na brawa zasługują zwłaszcza krótkie notki na początku każdego rozdziału, czyli co działo się w Polsce właśnie w tamtym dniu. Miło powspominać co działo się w naszym kraju 10 lat temu, przy okazji dowiadując się czegoś nowego. Miłoszewski osadza swoich bohaterów w realnym świecie, przez co czujemy do nich większą sympatię – muszą żyć w takich samych warunkach jak i my, więc jeszcze bardziej z nimi się utożsamiamy.  Kończąc muszę powiedzieć, że Miłoszewski również i mną zawładnął i na pewno przeczytam kolejne dwie części przygód prokuratora Szackiego. Uwikłanie nie jest kryminałem idealnym, ale jednym z lepszych na polskim rynku i każdy fan gatunku powinien sięgnąć po trylogię Miłoszewskiego. Dostaniecie zagadkową sprawę, wyrazistego głównego bohatera i oczywiście polskość taką jaką znamy z własnego życia. To wszystko sprawia, że kupicie książkę na wskroś polską, ale i bardzo dobrze napisaną. Czego chcieć więcej?
W Polsce nie pisze się kryminałów. Albo inaczej. W Polsce nie pisze się dobrych kryminałów. Sprzedają się pozycje z zakresu tak zwanej literatury kobiecej, powieści historyczne, biografie, poradniki, książki dla dzieci i młodzieży, od biedy fantastyka. Nie mieliśmy dobrych i dojrzałych pisarzy specjalizujących się w zagadkowych morderstwach i umiejętnym kreowaniu specyficznych postaci. Z Zygmuntem Miłoszewskim było tak, że najpierw docenili go za granicami Polski, a dopiero w jego rodzimym kraju. Trochę to dziwne, prawda? Jednak gdy już sława autora do nas zawitała rozkręciła się na tyle, że Miłoszewski stał się prawdziwym, pisarskim fenomenem. Ludzie na całym świecie zachwycają się Poirotem, Holmesem czy detektywami ze Skandynawii, a my mamy prokuratora Teodora Szackiego.

19 lut 2015

0

Śmierć jako główna bohaterka książki


Śmierć. Ciągle obecna w naszym życiu. Czy to dlatego z takim uwielbieniem zaczytujemy się w różnych kryminałach, thrillerach czy horrorach? Chcemy czytać o mordercach, śmierci i psychopatach, którzy czerpią z tego niewysłowioną przyjemność. Simon Beckett w swojej książce Chemia śmierci czyni śmierć główną bohaterką, która spadnie na małe miasteczko niczym grom z jasnego nieba, niwecząc ich wszędobylski spokój. Autor na początku swojej literackiej działalności był uważany za niezwykle utalentowanego, jednak dopiero po spektakularnym sukcesie historii z Davidem Hunterem w roli głównej można było uznać go za pisarza dojrzałego i świadomego. Niejedno z nas marzy o takiej karierze, jednak trzeba przyznać, że Beckett to nie tylko bardzo dobry pisarz, ale znakomity psycholog, który swoim postaciom nadaje szczegółowo określone formy. Zainteresowani? Zapraszam do lektury recenzji Chemii śmierci!   Spokojne miasteczko Manham, które żyje tylko dla siebie, nie potrzebuje nikogo z zewnątrz, nie chce obcych. Każdy tutaj zna każdego i wszyscy razem tworzą specyficzną społeczność. W tym wszystkim musi się odnaleźć David Hunter, lekarz z Londynu, który przybywa do miasta w poszukiwaniu spokoju i spowolnienia tempa swojego życia. Dawne demony odzywają się, gdy zaczynają ginąć młode kobiety. Wszystkie mają wspólną cechę - plany na życie, młodość i werwa. Wszystko zostaje brutalnie przerwany, bo jakiś psychopata czerpie niewypowiedzianą przyjemność z zabijania. Hunter wraz z policją muszą rozwiązać zagadkę tożsamości mordercy nim będzie całkowicie za późno.  Otwieram książkę i lekkie zaskoczenie. Narracja pierwszoosobowa. Myślę sobie nieee, będę się męczył jak z Igrzyskami Śmierci. Przyznaję się, nie lubię tego typu prowadzenia narracji i często ona do mnie po prostu nie przemawia. Jednak byłem niezwykle ciekawy tego międzynarodowego bestsellera Becketa i chciałem go przeczytać jak najszybciej. Dlaczego? Gdy już jakiś kryminał/thriller/horror pochłonie mnie na tyle, że nie będę się mógł oderwać, to atmosfera płynąca z książki zmusza mnie do dalszego czytania, mimo że oczy bolą i pieką. Tak, jestem fanem tego typu literatury!  Wszystko w Chemii śmierci zdaje się być kilkukrotnie przemyślane i opracowane w najwłaściwszy z możliwych sposobów. Tak naprawdę ciężko się do czegoś przyczepić i pisać źle o tej książce. Cała jej fabuła, sposób prowadzenia akcji i sylwetki poszczególnych bohaterów są nakreślone niezwykle dobrze. Może mogę ponarzekać na ich przewidywalność, bo każdy mieszkaniec Manham ma określoną rolę do odegrania i odgrywa ją z niezwykłą pieczołowitością. W ten sposób co poniektórzy są zwyczajnie nudni i nie należy specjalnie się do nich przywiązywać. Sama fabuła jest dobrze rozpisana, tak by wzbudzać w nas kolejne fale konkretnych emocji: zdziwienia, zaniepokojenia, gniewu, a na końcu strachu, który poczujemy w każdej naszej kości.   Od początku miałem wrażenie, że gram z autorem w jakąś skomplikowaną grę jego autorstwa i to on wie, jak to się wszystko skończy.  Rzeczywiście, Beckett serwuje nam kolejne informacje na złotej tacy, tylko sami nie wiemy czy mają dla nas jakaś konkretną wartość czy mają nas po prostu dezinformować. Czujemy się mamieni, oszukiwani i wystawiani na próby. Nie wiemy co wydarzy się na następnej stronie, żaden z bohaterów Chemii śmierci nie może o sobie powiedzieć, że ma krystalicznie czyste sumienie. Beckett się z nami bawi i wychodzi mu to pierwszorzędnie! Uwielbiam autorów, którzy są świadomi swojego przekazu i sensu historii, którzy bawią się z czytelnikiem i wiedzą jak wyprowadzić go na manowce.   David Hunter to człowiek o niejasnej przeszłości, próbujący ukryć informacje o własnej osobie. Jego postać gra tu pierwsze skrzypce, jednak nie wszystko kręci się wokół tajemniczych morderstw. Poznajemy lekarza jak faceta jako takiego, pełnego pasji, miłości, by stał się człowiekiem smutnym i pozbawionym jakiejkolwiek motywacji do działania. To Manham budzi w nim nowe uczucia lub te dawno zapomniane i towarzyszymy mu w tym poznawaniu, subiektywnie go oceniając. Beckett to nie tylko dobry pisarz kryminałów, ale i psycholog, który rozkłada swoje postacie na czynniki pierwsze. Wychodzi mu to znakomicie i po raz pierwszy od bardzo dawna czytało mi się takie przemyślenia z wielką przyjemnością.  Okej, jest jedna rzecz na którą mogę z czystym sumieniem ponarzekać. Mianowicie jest to zakończenie książki, które trąci amerykańskim dreszczowcem na jedynce w każdy wtorek czy środę, nie pamiętam. Może nie jest przewidywalny, ale sama historia mordercy oraz jego historia jest naciągana. W tym momencie cała powieść nabrała ciut innego wyrazu, przez co odebrałem ją jako swoiste usprawiedliwienie. Główny oportunista i końcowa akcja jest mdła i przywodzi na myśl historie bez polotu i zaangażowania ze strony czytelnika. Nie mogę Wam wprost powiedzieć o co chodzi, jednak sami możecie dojść do takiego wniosku, kiedy już przeczytacie ostatnie strony Chemii śmierci.  Jak kryminał, to trupy, a jak trupy to barwne opisy. Niektórych ponosi fantazja i piszą o zwłokach w stylu amerykańskim, barwnie i pompatycznie, jednak czytelnik nic z tego wiedzieć nie będzie. Beckett podchodzi do sprawy niezwykle uważnie, drobiazgowo, a co najważniejsze profesjonalnie. Tak jak David Hunter. Jesteśmy wprowadzani w anatomię człowieka, typowe zachowania ciała. Dowiadujemy się co wpływa na rozkład ciała i w jakim stopniu, kiedy ciało zaczyna cuchnąć, a kiedy gnić. Co je zjada i co powoduje rozkład. Wszystko dokładnie opisane, w sposób niezwykle plastyczny - każdy z nas automatycznie wyobrazi sobie dokładnie to, co chciał przedstawić autor.  Podsumowując, nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić Was do przeczytania Chemii śmierci! Na pewno część z Was ma ją już za sobą, jednak z całą odpowiedzialność polecam wszystkim tym, którzy lubią mroczne i tajemnicze historie przyprawione kilkoma trupami oraz specyficznym bohaterem głównym, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Na koniec mogę powiedzieć jedno: do końca nie będziecie wiedzieć co tak naprawdę się wydarzyło!Śmierć. Ciągle obecna w naszym życiu. Czy to dlatego z takim uwielbieniem zaczytujemy się w różnych kryminałach, thrillerach czy horrorach? Chcemy czytać o mordercach, śmierci i psychopatach, którzy czerpią z tego niewysłowioną przyjemność. Simon Beckett w swojej książce Chemia śmierci czyni śmierć główną bohaterką, która spadnie na małe miasteczko niczym grom z jasnego nieba, niwecząc ich wszędobylski spokój. Autor na początku swojej literackiej działalności był uważany za niezwykle utalentowanego, jednak dopiero po spektakularnym sukcesie historii z Davidem Hunterem w roli głównej można było uznać go za pisarza dojrzałego i świadomego. Niejedno z nas marzy o takiej karierze, jednak trzeba przyznać, że Beckett to nie tylko bardzo dobry pisarz, ale znakomity psycholog, który swoim postaciom nadaje szczegółowo określone formy. Zainteresowani? Zapraszam do lektury recenzji Chemii śmierci!