Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warsztaty kulinarne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warsztaty kulinarne. Pokaż wszystkie posty

piątek, 12 maja 2017

Wspomnienie Sycylii i Fotograficzne Spa z Greenmorning.pl






drzazga mojej wyobraźni
czasem zapala się od słowa
a czasem od zapachu soli

[...]

Halina Poświatowska


Czasami wystarczy promień słońca iskrzący się na brzegu jesiennego liścia.
Innym razem samotny krokus na środku miejskiego trawnika.
Pokryta pajęczyną zmarszczek twarz lub spracowane dłonie.
Deszcz uderzający miarowo o szyby lub pierwszy śnieg.
Słowo, gest, szczegół...
Tak niewiele trzeba, by rozbudzić wyobraźnię do tworzenia.
Czasem jednak przychodzi taki moment, kiedy kreatywność bierze wolne,
zdolności twórcze gdzieś się zawieruszą,
a inspiracja ukrywa się za niewłaściwym rogiem.






W jednym z takich momentów napisała do mnie Kinga z Greenmorning.pl
z propozycją wyjazdu na Fotograficzne SPA na Sycylię.
Czternaście zakręconych na punkcie fotografii dziewczyn,
Sycylia i fotografowanie od świtu do zmierzchu.
Jak odmówić sobie takiej przyjemności?
Nie wiem. Nawet nie próbowałam.
Zgodziłam się bez zastanowienia!






Od dawna podziwiam niezwykłą kreatywność Kingi
i PRZEPIĘKNE kompozycje, którymi karmi nas na swoich zdjęciach.
Wyruszyłam więc na Sycylię z nadzieją na dużą dawkę inspiracji
i poznanie przepisu na tworzenie przepysznych kulinarnych kreacji.






Po przybyciu na miejsce, Kinga powitała nas szerokim uśmiechem wyłaniając się spośród
pomarańczowych drzew, na których kładło się cudowne, sycylijskie, popołudniowe słońce.
Żałuję, że w tamtym momencie mój aparat tkwił jeszcze w czeluściach bagażu podręcznego,
bo właśnie takie chwile chciałabym zatrzymywać w kadrach najbardziej.







Wszystko co działo się później, trwało zbyt krótko, mijało zbyt szybko 
i pozostawiło w pamięci mnóstwo przyjemnych wspomnień. 

W ciągu kilku dni odwiedziłyśmy wiele pięknych miejsc.
Sad migdałowy i bardzo klimatyczną agroturystykę Tenuta Cancaleo.
Gospodarstwo rodziny Majorana z polami karczochów ciągnącymi się aż po horyzont.
Sad awokado, nad którym króluje dostojna Etna.
Agroturystykę San Leonardello, gdzie drzewa uginały się pod ciężarem cytryn i kumkwatów.
Targi w Lentini i Syrakuzach kuszące obfitością warzyw i owoców.

Gdziekolwiek się nie pojawiałyśmy, napotykałyśmy na radosnych,
ciepłych i bardzo otwartych mieszkańców wyspy,
a panowie na targach i w gospodarstwach bardzo chętnie pozowali do zdjęć.






Naszymi gospodarzami była przesympatyczna rodzina Valenzianich,
która prowadzi agroturystykę Pietre di Gelo w sercu ekologicznego gospodarstwa.
Większość z Was dobrze zna ich przepyszne pomarańcze,
które dzięki sprzedaży bezpośredniej można zamówić wprost do domu
i cieszyć się smakiem sycylijskiego słońca podczas zimowych miesięcy.
Tych, którzy nie mieli jeszcze okazji spróbować smaku tych cytrusów,
zachęcam gorąco do odwiedzenie strony InCampagna, 
na której znajdziecie również produkty innych lokalnych producentów.
Jeszcze do niedzieli można składać zamówienia na ostatnią w tym roku dostawę. :)






Justyna, dobry duch naszej wyprawy, dbała abyśmy wszędzie dotarły na czas.
Sylvia codziennie rozpieszczała nasze kubki smakowe, przepysznymi daniami kuchni włoskiej
i chyba udało jej się odczarować moją niechęć do rodzynek. ;)
Jej marynowana dynia z rodzynkami to mistrzostwo świata!
Podobnie jak  bakłażany na różne sposoby, makarony, zupy, sałatki i desery.
Delicje!

Miałyśmy też okazję uczestniczyć w kursie gotowania, podczas którego Silvia i Alessandra
pokazały nam jak przygotować pizzette i słynne sycylijskie cannoli.






Dodatkową atrakcją wyjazdu były warsztaty z Magdą Wasiczek
której fotografie są dziełami sztuki i zapierają dech w piersi.
Chciałabym kiedyś dotrzeć do świata Magdy i uchwycić tę magię choć na jednym zdjęciu.
Póki co stoję na progu i cierpliwie czekam, aż łąki obsypią się kwieciem,
a temperatura pozwoli na siedzenie w trawie bez narażenia się na przeziębienie. ;)
Podczas pokazu swoich bajecznych prac, Magda powiedziała,
że kiedy jest się na łące, nie trzeba biegać dookoła ścigając motyle, wystarczy usiąść 
i uważnie się rozejrzeć, bo to co najpiękniejsze jest zwykle tuż na wyciągniecie ręki.
Prosta i piękna myśl, która może sprawdzić się na wielu płaszczyznach naszego życia,
nie tylko podczas polowania z obiektywem na owady...






To było kilka intensywnych i bardzo wyjątkowych dni,
które zaowocowały wspaniałymi znajomościami i cudownymi wspomnieniami.
Jeżeli macie ochotę na taką przygodę, koniecznie zajrzyjcie do Kingi.


Kingo, dziękuję za to, że dałaś mi szansę bycia częścią tego wydarzenia,
za wszystkie wskazówki, pozytywną energię i dobre słowa.
Magdo, za tę magię, którą mnie zachwyciłaś i której cząstkę we mnie zaszczepiłaś.
Wam obu za niezwykłą otwartość i chęć dzielenia się z nami tajnikami Waszego warsztatu.
Aniu, Mariolu, Sylvio, za rozmowy do białego rana, te poważne i te całkiem niepoważne. ;)
Dziękuję Aniu, Joasiu, Kasiu, MagdoMagdoMarzenoOluPaulino.
Choć tak niewiele czasu miałyśmy okazję ze sobą spędzić, 
każda z Was stała się dla mnie inspiracją do działania i do pracy nad sobą.
Kibicuję Wam ogromnie we wszystkich Waszych postanowieniach,
decyzjach, planach, projektach i marzeniach!





Życzę Wam dużo słońca!
Niech zostanie z nami na dłużej. :)





środa, 16 grudnia 2015

Kampania na rzecz ochrony różnorodności biologicznej mórz i oceanów. Warsztaty kulinarne i jaką rybę wybrać na obiad.


Oceany i morza stanowią aż dwie trzecie powierzchni Ziemi. 
Większość żywych istot na Ziemi jest więc ściśle powiązanych z wielkimi wodami. 
Rośliny i zwierzęta je zamieszkujące są zaś z sobą połączone skomplikowaną siecią zależności. 
Jeśli niszczy się jedno ogniwo sieci, bardzo łatwo zniszczyć cały system.*




Nasze decyzje znacząco wpływają na  środowisko. 
Nie jest to ani tajemnicą, ani wielkim odkryciem. 
Większość pomyśli zapewne, że chodzi o wielki przemysł, wielkie pieniądze, wielki biznes. 
Nie do końca. 
Twoja, pozornie błaha, decyzja o tym, co dziś zjesz na obiad, może zmienić świat.*

Ta myśl była mottem przewodnim warsztatów kulinarnych realizowanych w ramach projektu: 
Kampania na rzecz ochrony różnorodności biologicznej mórz i oceanów,
które odbyły się pod koniec października ( ale ten czas leci!) w Szczecinie, w Studiu Kulinarnym Bataty.
Warsztaty prowadził Sebastian Gołębiewski, kucharz, instruktor kulinarny, pasjonat gotowania,
pionier kulinarnych warsztatów i kursów w Polsce, wychowanek Kurta Schellera 
i Adama Chrząstowskiego, uczestnik i laureat konkursów kulinarnych oraz ceniony stylista kulinarny.
Towarzyszyli mu Kuba Mikołajczak, kucharz, twórca strony Chefs Mind, współwłaściciel MadCreation,
oraz przedstawicielka WWF Polska Anna Ratajczak, która przedstawiła nam dość niepokojące fakty
dotyczące stanu populacji różnych gatunków zamieszkujących morza i oceany oraz ich nadmiernej eksploatacji. 
Czy wiedzieliście, że...

Blisko jedna trzecia połowów na świecie to połowy nielegalne
Co 20 minut na świecie wymiera jeden gatunek
Aż 30 proc. stworzeń, w tym morskich, jest zagrożonych wyginięciem
W Bałtyku tylko 3 na 10 poławianych komercyjnie gatunków znajduje się na stabilnym poziomie 
– mimo to połowy wszystkich dziesięciu są kontynuowane. 
Naukowcy twierdzą, że 90 proc. komercyjnie poławianych na świecie gatunków ryb i skorupiaków
jest albo było eksploatowanych nadmiernie lub na granicy bezpieczeństwaCzęść z nich obecnie się odbudowuje, ale ich populacje są nadal zbyt małe, aby zapewnić im stabilność. Niektórzy naukowcy prognozują, że jeśli nie zmienimy naszych zachowań, 
za 40 lat ryb w oceanach może zabraknąć. Nieprawdopodobne? Ależ wcale nie! *

Coraz częściej zwracamy uwagę na skład kupowanych produktów, zawartość konserwantów
i polepszaczy smaków, wybieramy jajka od kur z wolnego chowu,
szukamy mięsa, które nie pochodzi z przemysłowych hodowli
i chętnie kupujemy warzywa uprawiane naturalnie.
Jesteśmy coraz bardziej świadomi, ale czy kupując rybę na obiad zastanawiamy się,
czy pochodzi z legalnego źródła, w jaki sposób została złowiona,
czy zdążyła wydać na świat potomstwo, czy nie jest gatunkiem zagrożonym?
Jeżeli do tej pory nie zastanawialiście się nad tym, przeczytajcie na co warto zwrócić uwagę, kupując rybę, 
ponieważ to wasz wybór ma wpływ na różnorodność biologiczną mórz i oceanów.

Nie kupuj ryb młodocianych, które nie miały jeszcze szansy wydać na świat potomstwa. Jak je poznać? 
Przejrzyj poradnik WWF. W opisach poszczególnych gatunków znajdziesz wskazówkę, jaka powinna być wielkość dorosłej ryby. Jeżeli sprzedawane okazy są mniejsze, oznacza to, że masz do czynienia z osobnikami zbyt młodymi. Trafiają one do sklepu wbrew prawu.
Zwracaj uwagę na to, skąd pochodzi ryba, którą chcesz kupić. Zasoby danego gatunku w jednym akwenie mogą być stabilne, w innym akwenie bardzo niskie.
Kupuj produkty rybne z ekologicznym certyfikatem

Obecnie w polskich sklepach znajdziesz mintaja, śledzia, makrelę i łososia z certyfikatem MSC.
Pytaj o ryby i owoce morza, które złapane zostały za pomocą selektywnych narzędzi połowowych. Ograniczają one tzw. przyłów, czyli łapanie w sieci przypadkowych gatunków zwierząt, takich jak morświny, delfiny, foki czy żółwie.
Wybieraj ryby z lokalnych połowów. Pomoże to lokalnym społecznościom, przyczyni się do rozwijania połowów na małą skalę i zmniejszy potrzeby transportu ryb. Co istotne, ryby z takiego źródła będą świeże.
Eksperymentuj! Kupując różne ryby i owoce morza wymuszasz na producentach większą różnorodność. Ta z kolei sprawi, że rybacy ograniczą nadmierne połowy najpopularniejszych ryb.
Nie wahaj się pytać sprzedawców o to, skąd pochodzi oferowany przez nich produkt rybny – nawet jeśli nie uzyskujesz odpowiedzi! Wielu z nich nie ma odpowiedniej wiedzy na temat produktów rybnych i wpływu rybołówstwa na środowisko. Pytając ich, masz szansę wpłynąć na ich postawę i zachęcić do pogłębienia wiedzy.*





W warsztatach udział wzięły szczecińskie bloggerki:

Magda, właścicielka Studia Kulinarnego Bataty

 oraz szczecińscy kucharze:
Błażej, Sławek i Paweł,
których można spotkać w kuchniach restauracji Harnaś i Willa Ogrody.


Poniżej możecie zobaczyć, jakie dania powstały tamtego dnia.
Było pysznie!



 Dorsz w tapenadzie i szynce dojrzewającej, puree z pasternaku i topinambura, pieczone pomidory.



 Makrela w papilotach na caponacie, palone masło i dyniowa kasza orkiszowa.



 Smażony śledź w żołędziowej otoczce i korzennym occie, sałatka ziemniaczana z grzybami i sojonez.



 Chowder z marynowanym bakłażanem, kalafiorem i czarniakiem.




Kaszanka z białych ryb i jabłek z sałatką z brukselki i buraków.



*Informacje zawarte w tym poście pochodzą ze strony WWF 
na której znajdziecie również filmy, poradniki i wskazówki jak działać eko-logicznie.
oraz książkę kucharską z przepisami na rybne dania.
Warto tam zajrzeć!


Ja już wybrałam ryby na święta, a Ty?




wtorek, 21 stycznia 2014

Rybne sekrety Artura Moroza i śledzie w oleju rzepakowym





Grudniowy, chłodny wieczór, pociąg wtacza się na peron.
Nie mogę się doczekać spotkania.
Miał być bukiet konwalii, jako znak rozpoznawczy,
ale o ile pomidory w środku zimy to już norma,
konwalie to wciąż towar nie do zdobycia o tej porze roku;)
I bardzo dobrze, bo może nie cieszyłyby tak bardzo w maju.
Pierwsze słowa, pierwsze uściski, krótki spacer po Monciaku,
jakże innym niż latem, kiedy zalewają go tłumy turystów.
Świąteczne dekoracje i nieliczni spacerowicze dodają uroku temu miejscu.
We francuskiej knajpce, przy kieliszku wina, kaczce confit i pasztetach
dopasowujemy kolejne twarze do blogów, maili, głosów...
Czas płynie i z niektórymi pora się rozstać, ale nie na długo, tylko do rana.
Przed snem mam jeszcze okazję skosztować domowej nalewki i gryczanych ciastek,
a następnego dnia rano dwóch przepysznych chlebów
dyniowego na zakwasie i żytniego z płaskurką.
Kilka łyków kawy i jedziemy na poszukiwanie restauracji Bulaj.
Zatrzymujemy się na wskazanym wcześniej parkingu 
i trochę niepewnie ruszamy w stronę plaży.
Siedzący na ławce kloszard, spożywający śniadanie przy niewielkim ognisku, 
wyczuwa tę niepewność i natychmiast rusza w naszym kierunku.
Zdaje się wiedzieć wszystko o Bulaju i z radością, 
choć nie bezinteresownie, wskazuje nam właściwą drogę.
Przed nami niepozorny drewniany budynek,
w środku siedem spragnionych wiedzy osób
oraz właściciel i szef restauracji Artur Moroz,
który zgodził się zdradzić nam tajniki swojego kunsztu.




Artur sprawia wrażenie bardzo bezpośredniej,
konkretnej i dobrze zorganizowanej osoby.
Najpierw zabiera nas na targ rybny,
gdzie słuchamy jego cennych wskazówek
i kupujemy kilka gatunków ryb. 
Po powrocie do Bulaja, przy kawie i herbacie, 
dzieli się z nami swoją wiedzą na temat ryb i nie tylko. 
Nie owija w bawełnę, cierpliwie odpowiada na nasze pytania,
zdradza pomysły na doskonałe rybne dania.
Jemy wątróbkę z dorsza i mlecz miętusa,
próbujemy marynowanego węgorza w galarecie 
i przepysznych śledzi w oleju z przyprawami.
W końcu przychodzi czas, by zakasać rękawy i zabrać się do pracy.
Czeka nas mnóstwo skrobania, patroszenia i filetowania.
Podczas gdy my robimy niesamowity bałagan, 
ucząc się tych wszystkich czynności pod czujnym okiem Mistrza, 
w restauracji zaczyna się normalny dzień pracy.
Mimo, że na tej niewielkiej przestrzeni pojawia się dziewięć dodatkowych osób,
załoga Bulaja przyjmuje to ze spokojem i uśmiechami na twarzy.
Artur smaży na różne sposoby łososia, flądry, gładzice
i choć to bardzo proste dania, zachwytom nie ma końca.
Nie mogę się oprzeć śledziom w piwnym cieście, 
na które przepis znajdziecie u Ani.
Zaskoczeniem jest soczysta kiełbasa z różnych gatunków ryb.
Jeżeli macie ochotę ją przygotować, zajrzyjcie do Amber i Wisły.
Godziny mijają jak szalone i zaczynam nerwowo patrzeć na zegarek.
Do ostatniego pociągu zostało tak niewiele czasu.
Żegnam się w pośpiechu mając nadzieję na kolejny raz,
a na pożegnanie dostaję słoiczek z miętusem w zalewie octowej.
Pychota!




Śledzie w oleju rzepakowym
na podstawie przepisu A. Moroza

4 solone filety śledzi
4 średnie cebule
2 liście laurowe
3 goździki
3 ziarna jałowca
2 ziarna ziela angielskiego
2 ząbki czosnku
kilka plasterków świeżego imbiru
kilka ziaren pieprzu
150-200 ml oleju rzepakowego*

Śledzie płuczemy i moczymy w zimnej wodzie.**
Osuszamy, kroimy na mniejsze kawałki.
Cebule kroimy w kostkę lub piórka.
Śledzie, cebulę i przyprawy zalewamy olejem
i odstawiamy na co najmniej 3 dni.

*lub mieszanki oleju rzepakowego i lnianego
**lub tylko płuczemy pomijając moczenie, uzyskamy wtedy bardziej intensywny smak




Dziękuję Arturowi Morozowi za to, że tak otwarcie dzielił się z nami swoją bezcenną wiedzą.
Całej załodze Bulaja, za cierpliwość, wyrozumiałość i ciepłe przyjęcie.
Dziewczynom za miłe towarzystwo,
dodatkowo
Amber, że o mnie pamiętała,
Betty za to, że zdążyłam na pociąg,
a Wiśle za gościnność:)


wtorek, 23 października 2012

Arabskie smaki i aromaty

Malownicze miasteczko, położone wśród jezior i lasów,
a w nim Marzena i Hassan, para przesympatycznych ludzi.
Spędziłam z nimi cudowny weekend, który rozpoczął się kolacją w ich domu.
Na stole pojawiło się  mnóstwo arabskich pyszności.
Mtebbal, hummus, sos tahini, makdous, dolma, sałatka z sera shanklish, fettusz,
oliwki, arabskie chleby, mnezele, burgul z soczewicą i cebulą,
a na deser arabskie słodkości, daktyle, pismaniye i arabskie ciasteczka.
To był początek, mających trwać przez weekend, warsztatów Gotuj z arabskie.pl
Jedzenie było pyszne, a atmosfera tak przyjemna,
że Gospodarze nie mogli się nas pozbyć aż do późnych godzin nocnych ;)


fot. Marzena Warsztocka/ www.arabskie.pl


Sobotni poranek przywitał nas pięknym słońcem.
Zapowiadał się pogodny, ciepły i smakowity dzień.




Niespiesznie zabraliśmy się za przygotowywanie lunchu.
Krzątaliśmy się po kuchni, siekając, mieszając, smażąc, 
podjadając zawartość puszek i słoiczków, 
smakując egzotyczne mieszanki przypraw 
i słuchając opowieści o arabskiej kuchni i podróżach.




Później była przejażdżka po lesie, spacer nad jeziorem i wspólne gotowanie kolacji.
Jedliśmy kofty wołowo-baranie, ryż z makaronem szarije i okrę w pomidorach,
wypijając przy tym morze herbaty po hassańsku :)




Gospodarze zadbali również o to, abyśmy nie poszli spać ze zbyt pełnymi brzuchami
i zorganizowali nam lekcję tańca...tańca brzucha oczywiście.
Kiedy tylko nastąpił moment przywdziania odpowiednich chust, wszyscy panowie zniknęli ;)
My, dziewczyny, starałyśmy się bardzo, ale w rezultacie było więcej śmiechu niż samego tańca :)





W wyśmienitych nastrojach udaliśmy się do naszych sypialni, aby nabrać sił na kolejny dzień.
Tym razem przygotowywaliśmy arabskie dania śniadaniowe, foul blaban i tysije.
Było pysznie!




Przepisy na większość dań znajdziecie na stronie arabskie.pl.
Kilka na pewno pojawi się już niebawem na moim blogu.
Jeżeli będą kolejne warsztaty, nie zastanawiajcie się,
zapisujcie się i korzystajcie z cudownej atmosfery i arabskich pyszności :)




Ten post nie jest postem sponsorowanym.
Powstał, ponieważ dobrymi rzeczami trzeba się dzielić :)