Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przemiana. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przemiana. Pokaż wszystkie posty

sobota, 2 maja 2015

Kiedy Cię poznałam Cecelia Ahern



Kiedy Cię poznałam to opowieść wzruszająca i niezwykle budująca, a nawet – umoralniającą.

Ujęła mnie prostotą wydarzeń, zaczerpnięciem ich z  życia i pokazaniem w  jaki sposób pozorne zło przekuć można w  dobro, jak odzyskać siebie i uratować człowieczeństwo w sytuacjach, które rzucają człowieka na kolana i wielu nie pozwalają się już podnieść.

Książkę otwiera refleksja głównej, młodziutkiej wówczas bohaterki o przemijalności, z  której zdała sobie sprawę. Dziewczyna uświadamia sobie, że musimy dbać o swoje wnętrze, pielęgnować wewnętrzną magię, bo nie wiadomo ile zostało nam czasu. Lata mijają, a ona zapomina o własnych słowach.

Jasmine to kobieta niezwykła – uwielbia swój prace, ale jeszcze mocniej kocha starszą siostrę dotkniętą zespołem Downa. Bohaterka ma poczucie obowiązku opiekowania się nią, szczególnie po śmierci ich mamy. Relacje z  innymi ludźmi nie są dla niej proste – każdy, kto w  jakikolwiek sposób skrzywdzi lub chociaż niestosownie (według oceny Jasmine) potraktuje Heather jest dla niej skreślony. Kobieta nie miała łatwego życia: ojciec zawsze był nieobecny, szukał pociechy w ramionach młodych kobiet, teraz zaś ma nową córkę i nowe życie, mama zmarła przedwcześnie w wieku 44 lat po długim mocowaniu się z  niełatwym życiem i zdradami mężą, a siostra zawsze wydawała jej się krucha i wymagająca płaszcza opieki. To obraz typowej rodzinny: z  jej ułomnościami, trudnościami, bałaganem. Już od pierwszych stron Ahern maluje obraz, pod którym wielu mogłoby się podpisać.

Jej bohaterka ma to nieszczęście, że mieszka naprzeciwko Matta Marshalla – radiowego didżeja, który przed szesnastu laty podczas jednej audycji nie zareagował na złośliwe komentarze dotyczące osób z zespołem Downa. Od tamte j pory – mimo że o tym nie wie – jest jej wrogiem publicznym nr 1. Gdy Jasmine ląduje na przymusowym urlopie ogrodniczym, ma wiele czasu na obserwację sąsiada – widzi jak każdej nocy wraca do domu pijany, awanturuje się i żąda uwagi żony, stając się utrapieniem dla okolicznych mieszkańców. Źródłem jego zachowania jest zawieszenie za niestosowne zachowanie na antenie – Matt nie mogąc sobie poradzić z  porażką, zaczyna pić i wylewać swoją furię na otoczenie. 

Zbiegiem okoliczności losy obu bohaterów splatają się – ci tak bardzo różni mieszkańcy osiedla, odtąd spędzają ze sobą coraz więcej czasu, poznając się i upewniając, że to co widoczne gołym okiem, rzadko jest takie jak o tym myślimy, a złość, którą z  siebie wyrzucamy powodowana jest bólem. Zranieni ludzie bowiem ranią innych. Jasmine i Matt przekonują się, że każdy z nich ma problemy, które każą im przybierać skorupę będącą warownią nie do pokonania przez otoczenie – wzajemnie stają się dla siebie wsparciem, a dawna niechęć ustępuje rodzącej się przyjaźni.
Jaka to piękna historia ludzi, którzy obustronnie się uratowali i, choć o tym nie wiedzą, sprawili, że są teraz tym, kim są, w  miejscu, w  którym się znajdują! Ulegli transformacji i przepoczwarzyli się w  motyle, niosąc czytelnikom śledzącym ich losy otuchę.


Kiedy gąsienica myślała już, że świat się skończył, stała się motylem[1].

Zewnętrznym świadectwem przemiany Jasmine staje się ogród, który ta zdecydowała się założyć i prowadzić – z  surowego kawałka ziemi, staje się ośrodkiem kwitnięcia kwiatów otoczonych soczystą zielenią. Ta wspaniała metafora metamorfozy pokazuje jak wysiłek kształtuje nasze życie – jak to, co w  nie wkładamy później procentuje, cieszą nie tylko nas, ale także całe otoczenie mogące podziwiać efekty naszej pracy. Autorka zdaje się przypominać, że każdy z  nas posiada taki ogród we własnej duszy i jest zobowiązany do jego pielęgnacji. Pracując nad ogrodem, pracujemy nad sobą wtłaczając w  nasze wysuszone i skamieniałe żyły trochę pulsującego życia. Świetne wykorzystanie metafory ogrodu jako duszy, jestem oczarowana.

Narracja prowadzona jest w bardzo specyficzny sposób – stanowi zapis monologu Jasmine kierowanego do Matta – bohaterka od samego początku, mimo że go nie znosi, podskórnie go żałuje i szuka dla niego rozwiązań. Czuje, że tak naprawdę wcale się od siebie nie różnią.

Kiedy Cię poznałam, jak zresztą większość książek Ahern ma charakter dotulający – to określenie jest kwintesencją tego, co może czuć czytelnik  podczas obcowania z  jej tekstami. Z  każdym kolejnym słowem wypełnia Cię ciepło promieniujące z  serca na całe ciało, ogarnia Cię rozlewający się aż po koniuszki palców spokój, uśmiech samorzutnie wypływa na usta kierowany niewidzialną siłą – oto co będzie się z  Tobą działo podczas czytania, zostaniesz dotulony, przytulony i otulony – niezwykłe uczucie, które jeśli tylko mu na to pozwolisz, zostanie z  Tobą na długi czas po lekturze. To właśnie do tych emocji tęsknię i ich wyczekuję z  każdą kolejną książkę.

Powieść tę czytałam nieśpiesznie, mimo że zwykle teksty Ahern traktuję zachłannie – tym razem odnalazłam w książce spokój i wyciszenie. Dała mi ona szansę do namysłu, sprowokowała do zastanowienia się nad tym w jakim punkcie życia właśnie się znajduję i dokąd będę zmierzać dalej – choć sama nie znajduję się na urlopie ogrodniczym, mój punkt życia w swoisty sposób zbiega się z punktem życia bohaterki – ona musi podjąć decyzję o tym co dalej zrobi ze sobą, dokąd pokieruje swoje kroki, musi poukładać wiele spraw, zastanowić się nad relacjami – ja również, bo dopiero wkraczam na ścieżkę zawodową. Książki Ahern w przedziwny, magiczny sposób splatają się z  losami czytelników, co sprawia, że zawsze odnajduję w nich rys siebie, okruszek swojej duszy. Niezwykłe, prawda? Żaden inny autor tak na mnie nie działa, żaden inny nie daje odbiorcy tak wielu szans na odnalezienie siebie. I choć twórczość tej irlandzkiej pisarski można dziś podzielić na dwa okresy – ten magiczny, w którym niewidzialne dla zwykłego człowieka siły oficjalnie determinowały wydarzenia książkowe i oplatały je oraz ten bardziej przyziemny, mocno osadzony w rzeczywistości, która –  jeśli się dobrze przyjrzeć – również budowana jest dzięki temu, co niedostrzegalne: stawianiu tych a nie innych ludzi na naszej drodze w odpowiednim czasie, dziwne zbiegi okoliczności, to, co zwykliśmy mienić przypadkiem – Ahern udowadnia, że magia, opatrzność jest wszędzie wokół nas – nawet jeśli nie powołuje się na nią dosłownie, czaruje rzeczywistość. I przekazuje niezwykłą życiową mądrość możliwą do odnalezienia na kolejnych stronicach połączoną z ustawicznym przypominaniem tego, że najwięcej uczymy się z relacji – za to cenię ją najbardziej. Nie ma takiej jej książki, która by mnie jako człowieka nie ubogaciła, nie ma takiej, do której nie chciałabym wracać i którą nie obdarowywałabym bliższych i dalszych znajomych – nawet wbrew ich woli, za co zwykle dziękują:) 

Ogromnie polecam tę jak i każdą inną książkę Ahern – czerpcie z  nich pokłady ciepła, optymizmu, mądrości, dajcie się otulić mgiełce niezwykłości w zwykłym, szarym świecie – Ahern wprowadzi do niego sporo magii i koloru:)



[1] Cecelia Ahern, Kiedy cię poznałam, Warszawa 2015, s. 412.

niedziela, 9 grudnia 2012

Dom na krawędzi – Maria Nurowska


Tytuł: Dom na krawędzi
Autor: Maria Nurowska
ISBN: 978-83-240-2177-2
Wydawnictwo: Znak
Udostępnienie: Sztukater
Ilość stron: 270








Drewniana chata przytulona do stromego zbocza. Dom na krawędzi – przyszło mi wtedy do głowy, jeśli coś takiego można nazwać domem: podziurawiony gontowy dach, puste oczodoły okien, wyrwane drzwi.[i]


Dom na krawędzi stanowi kontynuację opowieści o losach bohaterki Drzwi do piekła – Darii.
Kobieta po wyjściu z więzienia, postanawia całkowicie zmienić swoje życie. Przyjmuje nową tożsamość, buduje dom w Bukowinie Tatrzańskiej, z którego czyni pensjonat.
Budowa przyjęła w jej życiu wymiar symboliczny – stała się widzialnym znakiem zmian, naocznym świadkiem wewnętrznej przemiany bohaterki, ucieczki od przeszłości, oczyszczenia, swoistego katharsis.
Przestaje być ona Darią, a staje się Martą – kobietą pewną siebie, spełnioną, pragnącą zacząć wszystko od początku, bez zbędnego balastu przeszłości. Z tego powodu opuszcza znaną sobie okolicę; ludzi, którzy już zawsze spoglądaliby na nią przez pryzmat jej życiowych doświadczeń i zaszywa się w miejscu pozornie oddalonym od dotychczasowego.
Wszystkie losy ludzkie splecione są jednak w pewien niezrozumiały dla nas sposób i w momencie, gdy Marta ponownie zaczyna czuć szczęście i spełnienie, gdy ma wrażenie, że oto narodziła się na nowo – wracają demony przeszłości. W drzwiach jej pensjonatu staje jej współwięźniarka, chcąca ujawnić wszystkim jej prawdziwą tożsamość.
Marta raz po raz natyka się na poznane w więzieniu kobiety, jedną z nich zaprasza nawet na dłużej do swojego życia, dając jej szansę na zmianę – zabiera ją z Dworca centralnego, pozwala zająć jeden z pokoi pensjonatu, stara się pomóc jej wyjść na prostą.
Na tym jednak nie koniec zawirowań w życiu Darii-Marty. Gdy pojawia się kolejna współwięźniarka – Iza – życie kobiety nabiera nowego kształtu. Zostawia ona bowiem u niej córkę – początkowo mowa o kilku miesiącach, jej wizyta ostatecznie przeradza się jednak w wieloletnie zamieszkiwanie pensjonatu i wejście na stałe w relacje rodzinne z bohaterką. Marta staje się dla córki koleżanki drugą matką, dbającą o jej wychowanie, wykształcenie, dającą jej wszystko co potrzebne: trwającą przy niej, jak na posterunku, zarówno w zdrowiu, jak i w chorobie, podczas gdy Iza robi zawrotną karierę za granicą i nie ma czasu na zainteresowanie się swoim dzieckiem.
Jak na marzenie o spokojnym i sielskim życiu po wyjściu z więzienia – dzieje się zbyt dużo.
Dom, o którym śniła bohaterka, stał się tytułowym domem na krawędzi – krawędzi rozumianej wielorako. Jako granicy starego życia, granicy załamania, granicy przyjaźni, granicy starych uraz. Krawędź owa jest raz po raz przekraczana przez wszystkie kobiety przewijające się na kartach tej powieści, głównie zaś przez Martę, która zmieniła nie tylko swoją tożsamość, lecz właściwie wszystko. Budując pensjonat w Bukowinie, faktycznie zbudowała podwaliny nowego, wspaniałego życia – poznała smak przyjaźni, macierzyństwa, miłości, spełnienia, zadowolenia z siebie i nade wszystko – odwagi. Odkryła, że czas dany nam na ziemi, to sinusoida barw, prawdziwa paleta kolorów, a odcień każdego dnia, zależy tylko i wyłącznie od niej.

Nurowska po raz kolejny zaprezentowała swój dar w budowaniu portretów psychologicznych. Choć tym razem bohaterkami rządzą zupełnie inne emocje niż w Drzwiach do piekła, w dalszym ciągu są one doskonale nakreślone. Uważny czytelnik zauważy powolne przemiany każdej z nich, autorka bowiem poświęciła sporo uwagi każdemu niuansowi, sprawiając, że powieść tę czytać można jako historię o dojrzewaniu do nowego życia.

Polecam, czyta się jednym tchem. Warto jednak najpierw poznać część pierwszą, by zrozumieć mechanizmy zachowań bohaterek, ich historie życia, sposób ukształtowania psychiki. Wszystko to, będzie bardzo ważne podczas lektury i zadecyduje o jej docenieniu w każdym, nawet najmniejszym detalu.


Recenzja Drzwi do piekła dostępna po kliknięciu w obrazek:




[i] Maria Nurowska, Dom na krawędzi, Kraków 2012, s.30.

piątek, 21 września 2012

Szaleństwo elfów


Tytuł:
Szaleństwo elfów
Autor:
Karen Marie Moning
Seria:
Kroniki Mac O’Connor

ISBN:978-83-7480-261-1
Liczba stron: 440
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2012


Szaleństwo Elfów – Karen Marie Moning

Seria Kroniki Mac O’Connor, to aktualnie mój ulubiony cykl fantastyczny. Akcja osadzona w deszczowej i pochmurnej Irlandii, opatulona celtyckimi wierzeniami, mitami i legendami, atmosfera unoszącej się nad miastem mgły, miasta spowitego mrokiem, z zanikającymi uliczkami i drogami, a do tego postaci będące indywiduami nieprzewidywalnymi, których nikt, nawet główna bohaterka, nie potrafi do końca rozpracować – to coś, czego zdecydowanie można oczekiwać po tej książce, co więcej – są to elementy dopracowane do perfekcji. Żadne wydarzenie nie jest przypadkowe, bohaterowie są na tyle tajemniczy, że właściwie niewiele się o nich dowiadujemy, a przez to wciąż są pociągający.
Z wielką przyjemnością i ogromnym zainteresowaniem śledzę dalsze losy Mac, która przeniosła się ze słonecznej Kalifornii do deszczowej Irlandii, by dokonać zemsty za tragiczną śmierć swojej siostry.

Nieskrywaną radość sprawia mi obserwacja, jak ze ślicznej i, co tu dużo kryć, pustej dziewczyny stała się ona zdeterminowaną, cwaną, pomysłową i energiczną kobietą, która potrafi zjednać sobie ludzi i za wszelką cenę dowieść prawdy. Jako widząca sidhe przekonuje się, że jej wartość jest ogromna – prawdopodobnie tylko dzięki temu jeszcze żyje.
Po dramatycznych wydarzeniach ostatnich dwóch części, Mac wchodzi w jeszcze intymniejszą relację z elfickim Księciem, ale też Jericho Barronsem. Odkrywa, że jej znajomi nie są tym, za kogo się podają, a ich życie to ciąg sekretów, których nie sposób odkryć do końca.
Na domiar złego, Mac z coraz większą częstotliwością dostaje do swojej skrzynki listowej fragmenty pamiętnika Aliny – swojej siostry – w której krok po kroku opisuje ona swoje dublińskie życie, lecz także fakty, które odkrywała, a które zaważyły na jej życiu i mogą mieć też ogromny wpływ na życie MacKayli.
Kto i w jakim celu podrzuca Mac urywki słów jej ukochanej siostry? Komu zależy na tym, by bohaterka poznała prawdę?

Jak każda poprzednia część, także i Szaleństwo elfów pozostawia otwarte pole dla następnej części. Wiele spraw wciąż pozostaje niewyjaśnionych, gros komplikuje się coraz bardziej, a stawka jaką są losy całej ludzkości wydaje się jedynie szczytem góry lodowej. Niezmienna pozostaje także wartka akcja, stopniowo narastające napięcie, szereg tajemnic, które miast do rozwiązań, prowadzą do kolejnych sekretów; ograniczone zostały jedynie sceny, w których kipi od namiętności i erotyzmu. W tej kwestii część ta jest bardziej stonowana, skupia się przede wszystkim na akcji właściwej, a nie na pobocznych opisach potencjalnych stosunków seksualnych, które mogłyby zostać odbyte, gdyby nie wielka łaskawość elfów.

Polecam serdecznie, zachęcam jednak do rozpoczęcia od pierwszej części cyklu. Dla niecierpliwych jednak powiem, że na początku skrótowo zostaje przypomniana cała historia Mac, po to, by ktoś, kto dopiero wkracza w jej świat, nie czuł się wyobcowany przez mnogość terminologii. Jak w każdej poprzedniej części, także i w tej na końcu znajdziemy mały słowniczek pojęć, wraz z ich prawidłową wymową. Większość słów pochodzi z języka gaelickiego.

Dla miłośników celtyckich klimatów, będzie to z pewnością duża gratka.
Polecam gorąco!


 Recenzje poprzednich części:




wtorek, 13 września 2011

Wędrówka 2012 – Radosław Lemański




Pana Radosława Lemańskiego, mam nadzieję, przedstawiać już nie muszę. W razie gdyby jeszcze ktoś nie wiedział o kim mowa, odsyłam do dwóch poprzednich recenzji jego książek:

Po lekturze trzeciego z kolei utworu pisarza, zaczęłam zauważać pewne cechy charakterystyczne dla jego twórczości. Pan Radosław w każdej ze swoich powieści stosuje bogatą symbolikę i metaforykę. Każde z opisywanych wydarzeń jest pretekstem go głębszej refleksji i prócz znaczenia oczywistego, ma także sens ukryty. Jego utwory można traktować jako parabole mające posłużyć do przekazania prawd moralnych. Zważając na tytuł ich uniwersalność wydawać by się mogła względna, tak naprawdę jednak na płaszczyźnie świata przedstawionego jest ona bardzo widoczna. Bo przecież do Wędrówki wzywany jest każdy z nas…

Autor zabiera nas do Peru, gdzie archeolodzy dokonują wiekopomnego odkrycia, mającego odpowiedzieć na pytania o to skąd tak naprawdę pochodzi człowiek. Na miejscu poznajemy Martina i Michaela, którzy zostali wybrani do zapoczątkowania wielu zmian. Ich Wędrówka już się rozpoczęła. Jeden z nich ma dar obserwacji swoich poprzednich wcieleń – wie, kogo już wcześniej spotkał i z kim łączyły go bliższe relacje. Jego umiejętność zostanie wykorzystana na krótko przed zbliżającym się rokiem 2012 związanym z wieloma teoriami o końcu świata. Któż z nas ich nie zna?
Radosław Lemański w swoim utworze wykorzystuje znane prawdy i mity, z których czerpie na wiele sposobów. W tym tekście z pogranicza fantastyki odnajdziemy pradawne plemiona Indian, Kościół mający związek z przemianami, a także wiele magii i zjawisk metafizycznych oraz tajemniczych historii przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Nie jest to już powieść realistyczna, choć tak naprawdę, jako parabola nie taki jest jej cel – opisywane wydarzenia mają obnażać przed czytelnikiem prawdy uniwersalne, które łatwiej dostrzec, gdy dzieję się coś zwiastującego zburzenie dotychczasowego ładu.
To luźna interpretacja przepowiedni o końcu świata mającym nastąpić w roku 2012 – autor wykorzystuje ten fakt, by zwrócić uwagę na to, czym tak naprawdę jest ludzkie życie i do czego zmierza. To wreszcie powieść o walce dobra ze złem i próbie nowego tworzenia wartości i ustanawiania priorytetów.

Książka ta to niezwykła wariacja na tematy związane z człowieczeństwem i jego przeżywaniem oraz o związkach z naturą i wychodzeniu naprzeciw przeznaczeniu. To niezwykła podróż i wezwanie do naszej własnej Wędrówki.
Polecam serdecznie.




Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

"Podarunek" Cecelia Ahern

Wydawnictwo: Świat Książki
Cecelia Ahern. O tej autorce miałam przyjemność już wspominać.
Każda jej książka budzi we mnie morze emocji. W momencie, w którym dowiedziałam się, że na sklepowe półki trafił "Podarunek" , a ja akurat przezywałam kryzys pieniężny zaczęłam, kombinować na wszelkie sposoby, byle tylko uciułać te okładkowe 34,90.  I udało się.
Muszę powiedzieć, że każdorazowa lektura jej książek to dla mnie celebracja. By zacząć muszę mieć pewność, że nic nie przeszkodzi mi przez następne kilka godzin. Gdy zaczynam, wiem, że skończę tego samego dnia czy raczej- nocy.
Przechodząc do meritum. Kolejna w dorobku Ahern powieść  rozpoczyna się sceną, w  której podczas wieczoru wigilijnego samotny  chłopak przygląda się przez okno mieszkańcom domu nr 24. Po jakimś czasie przerywa ich rodzinną sielankę rozbijając szybę indykiem, którego nazywa swoim podarunkiem .
Szybko okazuje się, że wybór domu nie był przypadkowy.


'Oto powieść o ludziach, sekretach i czasie. O ludziach,którzy- podobnie jak paczki-skrywają tajemnice, otaczają się kolejnymi warstwami, aż zaofiarują się właściwym osobom, a te pomogą im się otworzyć i zajrzą do środka. Czasem trzeba się komuś ofiarować, żeby zobaczyć, kim się jest, Czasem trzeba rozwiązać pewne sprawy, żeby dotrzeć do sedna..
To opowieść o człowieku, który odkrywa kim jest. O człowieku, który otworzył się, a jego sedno ukazało się ważnym dla niego osobom. A ważne osoby ukazały się jemu. W samą porę'


Podczas przesłuchania na posterunku chłopak zaczyna rozmowę z funkcjonariuszem, który postanawia opowiedzieć mu pewną niezwykłą historię...
Historię człowieka, dla którego najważniejsza była praca, bogacenie się nawet, a może przede wszystkim kosztem innych ludzi.
Dla pracy rezygnuje z rodziny, z tej części życia, której kiedyś najbardziej pragnął, a której teraz unika za wszelką cenę. Kontakty z żoną, rodzicami, dzieckiem są sporadyczne i jak sam przyznaje- bardzo uciążliwe.
Gdy spotyka i zatrudnia bezdomnego Gabe`a w jego życiu zaczynają się dziać niewytłumaczalne rzeczy, Leo znajduje się wszędzie tam gdzie powinien być Gabe.  Mężczyzna zaczyna w nowo zatrudnionym człowieku widzieć zagrożenie. Szybko okazuje się jednak, że jedynym zagrożeniem dla siebie był on sam..
Gabe ofiarowuje Leo podarunek, który całkowicie odmienia jego życie... W samą porę.

Od tej powieści nie mogłam się oderwać. Uwielbiam książki, które wywołują na mnie tak wielkie wrażenie. Wtedy bez zastanowienia w moim odczuciu książka zasługuje na 6. Zwłaszcza, że dziś ciężko podjąć jakiś nowy temat albo tak jak w tym wypadku -temat bardzo dobrze znany ująć w sposób, który zachwyca, pokazuje inną perspektywę, uczy.
Ahern polecam każdemu, zwłaszcza teraz, w atmosferze świątecznej, na początku nowego roku, kiedy każdy podejmuje pewne postanowienia, chce zmienić siebie i swoje życie. Ta książka ukazuje, że naprawdę warto.
Warto przyjrzeć się swojemu życiu i zobaczyć czy naprawdę jest tym, o czym zawsze marzyliśmy. I zmienić to, póki mamy jeszcze czas... Bo tak naprawdę nikt nas nie wie, ile go nam jeszcze zostało...



Bywa, że jednak bardzo ważna rzecz ma wpływ zaledwie na garstkę ludzi. Ale bywa też,  ze mało istotna rzecz wpływa na całą ich rzeszę. Tak czy owak, jedno wydarzenie- duże czy małe- potrafi poruszyć cały łańcuch ludzi. Zdarzenia mogą nas połączyć. Bo widzicie wszyscy jesteśmy z tej samej glony. Kiedy coś się dzieje, budzi się w nas iskra, która łączy nas z tym wydarzeniem, łączy z innymi ludźmi, i tak połączonych rozświetla od wewnątrz, niczym lampki na choince, poskręcane, ale wciąż połączone z przewodem. Niektóre gasną, inne migoczą, jeszcze inne promienieją jasnym mocnym światłem, ale wszystkie są na jednym kablu.’