Pokazywanie postów oznaczonych etykietą orzechy włoskie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą orzechy włoskie. Pokaż wszystkie posty

środa, 2 stycznia 2019

kutia

Wczoraj wróciliśmy z Bieszczad, po kilku dniach spędzonych w chacie zbudowanej obok wysiedlonej wsi bojkowskiej. Jeszcze śpiewamy po cichu o bukowych lasach i cerkiewnych baniach. A dla kilkorga naszych znajomych zbliżają się Drugie Święta.




kutia na dziko


200 g maku
250 g ziarna orkiszu
garść suszonych dzikich owoców (wydrylowanych, jeśli trzeba): róży, głogu, jarzębiny, porzeczki
100 g orzechów włoskich i bukwi lub migdałów
150 ml śmietanki 36%
ulubiony płynny miód
sól

Orkisz wypłukać i ugotować do miękkości w wodzie ze szczyptą soli – u mnie było to około 2 godziny – a następnie odlać. Mak ugotować w wodzie i kiedy będzie dawał się z łatwością rozetrzeć, przepuścić go przez maszynkę. Można też użyć mielonego maku, który zalany wrzątkiem należy gotować chwilę do napęcznienia. Owoce zalać wrzątkiem i odstawić do zaparzenia. Kiedy będą miękkie, wyłowić je z naparu, który można wypić jak herbatkę. Orzechy niezbyt drobno posiekać. Wystudzone orkisz, mak i owoce wymieszać z orzechami i śmietaną, słodząc do smaku miodem.

Dzikie owoce są wyraziste w smaku, niektóre mogą być gorzkawe czy cierpkie nawet po przemrożeniu, tak jak jarzębina i tarka, dlatego lepiej dodawać je ostrożnie, małymi partiami. Można je też wymienić na owoce łagodniejsze w smaku, choćby pokrojone w kostkę suszone jabłka i żurawinę, a nawet zastąpić rodzynkami. Ilość miodu będzie zależała w pewnym stopniu od składu bakalii, więc smak jest tu jedynym kryterium. Dałam dużą czubatą łyżkę, bo zwykle mało słodzę, ale jeśli tylko chcecie, dodajcie więcej, tradycyjnie to bardzo słodki deser.


wtorek, 31 lipca 2018

bullar

Upał nie sprzyja wypiekom, na samą myśl o rozgrzewaniu piekarnika robi się słabo. Wytchnienie przynoszą dopiero chłodne noce, a mi się zawsze najlepiej piekło nocami właśnie, kiedy jest tak cicho, że zapach chleba albo ciastek wydaje się jeszcze intensywniejszy.

Dawno się tak nie cieszyłam pracując z ciastem. Zaryzykowałam z większą wilgotnością (chociaż podsypywanie kusiło) i okazało się świetne. Kiedy maślane drożdżowe wyrosło, otworzyłam na oścież okno i jakoś dało się wytrzymać z włączonym piekarnikiem.




Publikując przepis na trdelnik, podałam takie proporcje posypki, żeby starczyło jej do obtaczania ze sporym zapasem. Inaczej turlanie ciastek po orzechowo-korzennym cukrze nie wyszłoby tak dobrze. Zabrakło wtedy może sposobu na zagospodarowanie nadwyżki. Nadrabiam teraz - będzie idealnym nadzieniem do tych drożdżówek ze Szwecji. (Oczywiście masę można też zrobić zupełnie od nowa.) Jeśli macie posypkę w dzikiej wersji tylko z kuklikiem i nie dodacie cynamonu, gotowe bułeczki należałoby dla ścisłości nazwać raczej nejlikrotbullar, ale też będą pyszne.




kanelbullar med valnötter
(szwedzkie cynamonowe bułeczki z orzechami)


ciasto

2 szklanki letniego mleka
16 g suszonych drożdży
180 g cukru
1,5 łyżeczki drobnej soli
1 jajko
650 g mąki pszennej + 350 g w zapasie
170 g masła w temperaturze pokojowej

Wymieszać wszystkie składniki oprócz masła i wyrabiać 5 minut. Dodać masło i kolejne 5 minut zagniatać dosypując powoli około 120-150 g mąki, aż ciasto będzie zwarte i mało kleiste. Odstawić w ciepłe miejsce pod przykryciem z wilgotnej ściereczki do podwojenia objętości.


nadzienie

150 g masła w temperaturze pokojowej
1 łyżka cynamonu
120 g posypki z tego przepisu
lub 80 g orzechów włoskich zmiksowanych z 40 g brązowego cukru

Wszystkie składniki ugniatać łopatką cukierniczą do połączenia.


dodatkowo

jajko do posmarowania


Ciasto wyjąć na posypaną mąką stolnicę albo blat i składać 5 minut. Podzielić na dwie równe części i każdą złożyć jeszcze kilka razy. Dać im odpocząć 15 minut. Podsypać mąką, pojedynczo rozwałkować na prostokąt o wymiarach około 40x60 cm, rozsmarować na połówce wzdłuż dłuższego boku połowę nadzienia i złożyć ciasto tak, żeby przykryć posmarowaną część. Wałkować do uzyskania prostokąta o grubości około pół centymetra. Trzy blachy wyłożyć papierem do pieczenia. Wyrównać brzegi ciasta i ciąć wzdłuż krótszego boku na paski o szerokości 1-1,5 cm. Każdy z pasków lekko rozciągnąć w dłoniach, skręcić i formować gniazdka lub zawijać na dwóch palcach w ósemkę, na końcu przeplatając po środku. Uformowane drożdżówki odkładać na blachę i odstawić na pół godziny do wyrośnięcia. W tym czasie nagrzać piekarnik do 225 stopni. Bułeczki smarować rozkłóconym jajkiem, zmniejszyć temperaturę do 200 stopni i piec 10-15 minut.

niedziela, 15 lipca 2018

cykory

Utarło się, że cykoria to zimowe warzywo, ale jak to powiedzieć tym bladym soczystym cepelinom, które mam w kuchni?




Wynalazłam im przepis całoroczny, nietypowy, ze skandynawsko-nordyckim (duńskim!) balansem słodyczy i przypraw. Letnim akcentem będzie przygotowanie tej sałatki na grillu, ale nie jest to warunek konieczny. Pod żadnym pozorem nie zmniejszajcie ilości imbiru, za to spokojnie możecie dołożyć cząstki pomarańczy, najlepiej też podpieczone krótko na ruszcie i obrane z błonek.




grillet endivie med vaniljeglaserede valnødder og blå ost
(grillowana cykoria z orzechami w waniliowej glazurze i serem pleśniowym)

przepis źródłowy: madgrisen.dk
przystawka dla 2 osób

1 cykoria endywia
garść orzechów włoskich
1 łyżka miodu + trochę do sosu
ziarenka z laski wanilii
50 g sera z niebieską pleśnią np. duńskiego Chabra (Kornblomst) albo polskiego Lazura
2 łyżki masła
kawałek imbiru wielkości kciuka
sól, pieprz

Zewnętrzne liście cykorii dać królikowi. Pokroić ją w łódki tak, żeby każda część miała kawałek głąba. Podpiec je na patelni lub ruszcie z dwóch stron (tak jak cięcia) aż się przyrumienią.
Orzechy uprażyć na patelni, aż zaczną pachnieć. Dodać miód i starannie pokryć wszystkie orzechy glazurą. Wmieszać ziarenka wanilii i już nie podgrzewać.
Imbir zetrzeć na drobnej tarce. W rondelku roztopić masło, dodać odrobinę miodu i imbir. Doprawić solą i pieprzem. Polać powstałym sosem cykorię z orzechami i posypać pokruszonym serem. Podawać z dobrym chlebem i masłem.



piątek, 29 czerwca 2018

trześnia

Ledwo udało się pozamykać w słoikach kilka wiader ciemnych czereśni ze zdziczałego sadu, a tu już pomiędzy olchami znad zbiornika przeciwpożarowego dojrzały dzikie, czyli psie. Drzew jest kilka, ale wyrosły wysokie i nie tak łatwo jest nazbierać owoców, kiedy ledwo sięga się do najniższych gałęzi. Mają charakterystycznie pozwijaną korę i znajome liście, a w tym roku pięknie obrodziły. Owoce wprawdzie są małe, największe mają półtora centymetra średnicy, ale za to pestka jest proporcjonalnie malutka i łatwo odchodzi przy drylowaniu. Agrafką, bo drylownica to dla nich zbyt wielki kaliber. Czerwienią się tylko owoce z nasłonecznionej strony, a te rosnące w cieniu są zupełnie blade, ale tak samo słodkie, ze zwykłą czereśniową goryczką.




Od nazwy wiśnia psia zawsze bardziej lubiłam trześnię, ale pies Pipek udowodnił mi, że się myliłam. Wyjadał z podszytu czereśnie strącone przez grzywacze i szpaki z apetytem dzika. Więc jednak psia.




konfitura z dzikich czereśni po gruzińsku

(ok. 4 słoiki 350 ml)

1 kg wydrylowanych jasnych czereśni
0,8 kg cukru
ok. półlitrowy słoik orzechów włoskich
0,5 szklanki wody
laska wanilii
2 niewoskowane cytryny

Dzikie czereśnie wydrylować agrafką lub spinaczem, żeby otwór był jak najmniejszy. Odsączyć, a sok wypić, bo dalej w przepisie się nie przyda. Orzechy podprażyć na patelni i pocierając zdjąć ciemną skórkę, albo pominąć ten etap i nie przejmując się skórką, połamać każdą połówkę orzecha na 4-6 części. Ostrożnie nadziewać każdy owoc kawałkiem orzecha. Przełożyć owoce do dużego garnka, dodać wanilię. Z wody i cukru (użyłam nierafinowanego trzcinowego, bo tylko taki miałam w domu) zrobić syrop, podgrzewać na małym ogniu aż kryształki się rozpuszczą. Pojawiającą się pianę zdjąć łyżką. Zalać syropem owoce i gotować chwilę, żeby doprowadzić je do wrzenia. Nie mieszać, ale zdjąć pianę. Wystudzić i zagotować jeszcze 3 razy, piana nie powinna się już pojawiać. Zetrzeć skórkę z cytryn, jedną pokroić w ćwierćplasterki, a z drugiej wycisnąć sok. Dodać wszystko po ostatnim zagotowaniu, gorącą konfiturę szybko przełożyć do wyparzonych słoików i zakręcić. Podawać do herbaty.

Jeżeli wykorzystacie duże odmiany sadownicze czereśni, możecie użyć drylownicy, a do środka powinny zmieścić się całe ćwiartki orzechów.
Wersja uproszczona bez nadziewania, czyli czereśnie i orzechy w syropie, też będzie pyszna.


środa, 18 kwietnia 2018

taki wałek!

Od kiedy pozna­li­śmy trdel­niki na jar­marku w Pra­dze, pla­no­wa­li­śmy przy­go­to­wać je wła­sno­ręcz­nie. Tra­dy­cyj­nie pie­cze się je na powie­trzu nad praw­dzi­wym żarem i taki też był nasz zamiar. Nie mamy ele­ganc­kiego grilla spe­cjal­nie do tego celu, ale byli­śmy pewni, że impro­wi­zo­wane metody ogni­skowe się spraw­dzą. Nie­stety, kiedy zagnie­cione cia­sto już wyra­stało, deszcz pokrzy­żo­wał nam szyki. Wymy­śli­łam szybko tech­no­lo­gię domową wyko­rzy­stu­jącą pie­kar­nik.




Poza zamianą węgli na elek­trykę, wpro­wa­dzi­łam jesz­cze jedną odmianę wzglę­dem sło­wac­kiej (i cze­skiej) tra­dy­cji. Zamiast cyna­monu doda­łam korzeń kuklika pospo­li­tego (Geum urba­num), ogro­do­wego chwa­stu. To nie­po­zorna i łatwa do usu­wa­nia roślina, nie ma zapę­dów impe­ria­li­stycz­nych, ale u nas jest tak pospo­lita, że rośnie nawet pomię­dzy pły­tami chod­ni­ko­wymi. Jej korze­nie są wyraź­nie słod­kie, mają aro­mat goździ­ków i przy­praw korzen­nych. Cyna­mon na ciastku jest tro­chę banalny, a ten smak pasuje ide­al­nie jako zastęp­stwo.




Mam nadzieję, że znaj­dzie­cie jesz­cze w kuchen­nych szu­fla­dach zwy­kły drew­niany wałek do cia­sta, albo naj­le­piej od razu dwa. Jeżeli spró­bu­je­cie upiec trdel­nik w ten spo­sób, szybko prze­ko­na­cie się, że do tego celu naj­le­piej spraw­dzają się wałki z jed­nego kawałka drewna, bo łatwiej je obra­cać. Przyda się też duża meta­lowa miska. Srebrny kolor wpraw­dzie roz­pra­sza cie­pło i przez to nie obej­dzie się bez obra­ca­nia wał­ków pod­czas pie­cze­nia (to dla­tego pie­kar­niki są w środku czarne), ale będzie ide­al­nym ste­la­żem i przy oka­zji wyła­pie wszyst­kie sypiące się okru­chy. Koniecz­nie zrób­cie naj­pierw próbę całego zestawu sprzętu w zim­nym pie­kar­niku, żeby mieć pew­ność, że wszystko pasuje, a drzwiczki się domy­kają.




trdel­ník

(pro­por­cje na 4 kuchenne wałki, czyli około 8 por­cji)

posypka

200 g orze­chów wło­skich
100 g brą­zo­wego cukru
4–6 roze­tek kuklika wyrwa­nych z korze­niami
(lub tra­dy­cyj­nie łyżeczka mie­lo­nego cyna­monu)

Kukliki w cało­ści dokład­nie umyć i wysu­szyć. Nie odci­nać list­ków, będą słu­żyły do trzy­ma­nia. Ciąć korze­nie nożycz­kami od koń­có­wek na jedno-dwu­mi­li­me­trowe odcinki, zosta­wia­jąc kawa­łek od nasady liści, na wypa­dek, gdyby ukrył się tam pia­sek. Roz­drob­nić blen­de­rem orze­chy z cukrem i pocię­tymi korzon­kami (lub cyna­mo­nem) na posypkę o struk­tu­rze przy­po­mi­na­ją­cej bułkę tartą.


cia­sto

200 ml cie­płego mleka
2 łyżeczki suchych droż­dży

Rozmie­szać droż­dże w mleku i odsta­wić na 5 minut.

140 g masła
4 żółtka
100 g bia­łego cukru
700 g mąki
szczypta soli
1 białko do sma­ro­wa­nia cia­sta
łyżka oleju do natłusz­cze­nia wał­ków

Masło roz­pu­ścić i ostu­dzić, żeby było let­nie. W spo­rej misce ubić żółtka z cukrem na jasną, puszy­stą masę. Cią­gle ubi­ja­jąc, dole­wać masło, a potem droż­dżowy roz­czyn. Mąkę prze­siać razem z solą i dodać do mokrych skład­ni­ków. Kiedy się połą­czą, zagnia­tać mini­mum 15 minut. Cia­sto ufor­mo­wać w kulę i w przy­kry­tej folią misce odsta­wić do wyra­sta­nia w cie­płe miej­sce na około godzinę. Będzie raczej twarde i już mu tak zosta­nie.

Dwa drew­niane wałki do cia­sta prze­trzeć ole­jem. Pie­kar­nik nagrzać do 180 stopni (ter­mo­obieg). Podzie­lić cia­sto na 4 czę­ści lub mniej­sze kawałki wygodne do wał­ko­wa­nia. Trzy­mać pod folią albo wil­gotną ście­reczką. Z każ­dej czę­ści for­mo­wać wałe­czek o śred­nicy około 1,5 cm, lekko spłasz­czać i nawi­jać na drew­niany wałek zawi­ja­jąc oba końce pod cia­sto. W razie potrzeby wałeczki skle­jać ze sobą, żeby pokryć całą dłu­gość wałka. Gotowy wałek odkła­dać na miskę opie­ra­jąc rącz­kami o jej brzeg. Po nawi­nię­ciu dwóch, posma­ro­wać je dookoła roz­trze­pa­nym biał­kiem. Wysy­pać orze­chowo-korzenny cukier na tacę odpo­wied­niej sze­ro­ko­ści i lekko doci­ska­jąc, obto­czyć cia­sto w gru­bej war­stwie posypki. Prze­kła­dać wałki na miskę i całość wło­żyć do pie­kar­nika. Piec około 35 minut, obra­ca­jąc deli­kat­nie w poło­wie pie­cze­nia. Kroić przed zdję­ciem z wałka i gorące jesz­cze raz obto­czyć w posypce, tym razem bez doci­ska­nia. Jak wałki wysty­gną, można przy­go­to­wy­wać drugą por­cję (albo nie tak od razu, cia­sto zawi­nięte w folię spo­koj­nie poczeka do następ­nego dnia w lodówce).
Trdel­niki naj­lep­sze są cie­płe. Łasu­chy mogą posma­ro­wać je wewnątrz dże­mem, cze­ko­ladą albo masłem orze­cho­wym.

Nadwyżkę posypki przechowywać w lodówce w szczelnym pojemniku albo zużyć jako farsz do szwedzkich bułeczek.



sobota, 10 marca 2018

gruzińskie zaklinanie

Dosta­li­śmy nie­dawno kilka sło­ików pod­la­skiego miodu. Leczy, sło­dzi i wspa­niale sma­kuje, zwłasz­cza spa­dziowy. Ważne tylko, żeby nie pod­grze­wać go do tem­pe­ra­tury powy­żej 40 stopni, aby dobro­czynne enzymy pozo­stały aktywne. Jest jed­nak kilka oko­licz­no­ści, które uspra­wie­dli­wiają zła­ma­nie tej mądrej bio­che­micz­nej zasady. Na przy­kład zdo­by­cie tra­dy­cyj­nego prze­pisu gru­ziń­skiego na gozi­naki.

Kiedy usły­sza­łam ostrze­że­nie, że ta potrawa wymaga cier­pli­wo­ści, pomy­śla­łam, że cho­dzi wła­śnie o kar­me­li­za­cję miodu. Nic bar­dziej myl­nego. Spró­buj­cie tylko obrać orze­chy wło­skie do bia­łego. Wła­śnie takie ucho­dzą w Gru­zji za ele­ganc­kie, zapew­niają deli­katny smak i pod­kre­ślają wyjąt­ko­wość tego deseru, pier­wot­nie obrzę­do­wej potrawy nowo­rocz­nej. Skoro mają być słod­kim zaklę­ciem przy­no­szą­cym zdro­wie i pomyśl­ność, muszą wyma­gać tro­chę czasu i pracy.




ნიგვზის გოზინაყი

(gozi­naki z orze­chów wło­skich)


Orze­chy upra­żyć na patelni z gru­bym dnem cią­gle mie­sza­jąc. Po 3–4 minu­tach staną się pach­nące, lekko gdzie­nie­gdzie zru­mie­nione, a ciemna skórka będzie się łusz­czyć. Trzeba je zosta­wić do wystu­dze­nia i obrać.

400 g obra­nych orze­chów wło­skich
160-200 g miodu wie­lo­kwia­to­wego (albo wię­cej)
łyżka cukru
mała szczypta soli

Orze­chy posie­kać nożem; upra­żone są kru­che i nie spra­wiają pro­ble­mów.
Miód z cukrem pod­grze­wać na patelni nie­ustan­nie mie­sza­jąc. Uży­łam tylko 160 g miodu i uwa­żam to za mini­mum. Mój spo­sób na bez­pro­ble­mową kar­me­li­za­cję to pod­grze­wa­nie w sumie około 8 minut i wyłą­cza­nie kuchenki, kiedy piana bar­dzo się podnosi. Kar­mel jest gotowy, kiedy zgęst­nieje i nabie­rze głęb­szej bursz­ty­no­wej barwy. Można wyko­nać próbę na tale­rzyku – upusz­czona gorąca kro­pla nie powinna się roz­le­wać.
Wsy­pać orze­chy, zmniej­szyć pło­mień i goto­wać mniej wię­cej 3 minuty mie­sza­jąc.
Prze­ło­żyć gorącą masę na mokrą drew­nianą deskę i roz­pro­wa­dzić równą war­stwą o gru­bo­ści pół cen­ty­me­tra. Warto wyko­rzy­stać do tego drew­niany wałek do cia­sta, rów­nież wcze­śniej zmo­czony. Wyrów­nać kra­wę­dzie i poso­lić po wierz­chu. Kroić w romby, trój­kąty lub na pro­sto­kątne bato­niki nożem zanu­rza­nym w cie­płej wodzie. Przed poda­niem gozi­naki warto zosta­wić do prze­schnię­cia na jakiś czas.


sobota, 10 lutego 2018

marzę o baże

Prze­pis pocho­dzi z książki „Gru­ziń­ski smak” panów Babu­na­shvi­lego i Polaka. Według gru­ziń­skiego autora jest nie tyle tra­dy­cyjny, co typowy. Czy­ta­jąc jego rodzinną histo­rię cebu­lo­wej recep­tury, przy­po­mnia­łam sobie, że goto­wa­nie z pustych sza­fek to moja ulu­biona dys­cy­plina. Więc zro­bi­łam to po gru­ziń­sku. Zmiany musiały być, zmniej­szy­łam tem­pe­ra­turę i wydłu­ży­łam czas pie­cze­nia, ale nie wzbo­ga­ca­łam sosu, został w książ­ko­wej bar­dzo pro­stej wer­sji, dopa­so­wa­łam tylko jego ilość do przy­zwy­cza­jeń domow­ni­ków – podaję pro­por­cje na trzy razy mniej.




ნიგვზიანი ბაჟე

(gru­ziń­ski sos orze­chowy baże)


100 g orze­chów wło­skich
150 ml wody
ząbek czosnku
pół łyżeczki kur­kumy
spora szczypta soli

Zmik­so­wać orze­chy z przy­pra­wami, na końcu dodać wodę. Roz­drab­niać do uzy­ska­nia śmie­ta­nowo-musz­tar­do­wej kon­sy­sten­cji.




pie­czona cebula w sosie baże (bazhe)


1 kg śred­niej wiel­ko­ści cebuli
50 ml oliwy
sos baże j. w.

Pie­kar­nik roz­grzać do 230 stopni. Cebule umyć i pokroić w ćwiartki lub na połówki. (Prze­pis prze­wi­duje pie­cze­nie w łupi­nach, ale wyj­dzie też z obraną cebulą.) Pona­kłu­wać widel­cem i polać oliwą. Piec 30–35 minut, aż będzie miękka. Poda­wać na cie­pło z sosem.


wtorek, 28 listopada 2017

esencja jesieni

Na wsi korzenie wykopane, była nawet wyprawa na dziki topinambur, ale o tym następnym razem. A dziś już mróz ścina wodę w wiadrach. Na kolację mamy więc coś bardzo jesiennego.




gruzińska sałatka z buraków w sosie mirabelkowo-dereniowym


1 kg buraków
szklanka owoców derenia którejś późnej odmiany /można zamienić na 3 łyżki soku z granatów
3 łyżki sosu tkemali /zastępstwo poniżej
mały por lub pęczek szczypiorku
garść orzechów włoskich
sól, pieprz
(czosnek, nasiona i liście kolendry, mięta)

Buraki ugotować w osolonej wodzie, wystudzić i obrać. Pokroić w dość drobną kostkę, mniejszą niż cetymetrowa. Owoce derenia pozbawić pestek i rozdrobnić blenderem. Orzechy uprażyć na suchej patelni. W salaterce wymieszać buraki, przecier owocowy, sos tkemali i połowę pokrojonego pora. Przyprawić solą i pieprzem oraz pozostałymi przyprawami, jeżeli ich smak nie jest dość wyczuwalny w tkemali. Posypać resztą cebulowej zieleni i orzechami. Odstawić do schłodzenia na co najmniej godzinę.


Co jeżeli nie macie zapasu tkemali w słoikach?
Można posiłkować się kupnym sosem (czerwonym lub żółtym), który bywa dostępny w specjalistycznych sklepach spożywczych sprowadzających składniki z Kaukazu. Ale łatwiej będzie zmiksować pół kilo niezbyt dojrzałych śliwek np. węgierek z 5 ząbkami czosnku, pęczkiem mieszanej zieleniny: kopru, kolendry, mięty, bazylii itd., szczyptą ostrej papryki i ziaren kolendry. Takiego sosu już nie należy dosładzać, a sałatce może się wtedy przydać łyżka czy dwie domowego octu jabłkowego (ewentualnie soku z cytryny), żeby przełamać słodycz śliwek i buraków. I trzecia możliwość - użyć derenia jako podstawy sosu. Oczywiście sosu śliwkowego i dereniowego nie można nazwać tkemali, ale będą tak samo pasowały do sałatki.

sobota, 16 września 2017

zielone choć malinowe

Jesteśmy szczęśliwie wyjechani i mamy międzylądowanie w Miasteczku. Tu grzybów jakby mniej, można zmienić temat. I objeść się koralików.




Te minimalinówki powoli się kończą, ale nie wszystkie zdążą dojrzeć. Czerwone są kapitalne, bledsze też lubię. W sumie lubię wszystkie... A to idealny przepis na koniec lata.




gruzińska sałatka z zielonych pomidorów

3 garście niedojrzałych pomidorków
pół cebuli
nać pietruszki lub selera
płatki aksamitki lub nagietka z kilku kwiatów
(opcjonalnie liście kolendry)

sos orzechowy
2 garstki orzechów włoskich
ząbek czosnku
po sporej szczypcie: suszonej papryki słodkiej lub ostrej, nasion kolendry, kozieradki
łyżka oleju np. z orzechów włoskich albo słonecznikowego
1-2 łyżki łagodnego domowego octu jabłkowego
sól

Spróbować pomidorów - jeżeli na surowo są zbyt cierpkie w smaku, można je 3-4 minuty obgotować w posolonej i zakwaszonej octem wodzie. Warzywa pokroić i wymieszać z płatkami kwiatów. Składniki sosu zblendować, dosolić do smaku. Jeśli sos wyjdzie zbyt gęsty, rozrobić go wodą do konsystencji musztardy.
Sałatkę można przygotować kilka godzin przed podaniem i przechowywać wymieszaną w lodówce.