Wydawnictwo: Goldmann Verlag
Data wydania: 01.05.2000
Tytuł oryginału: Knots and Crosses
Ilość stron: 224
Cena: 8 euro
Wydanie polskie: Supełki i krzyżyki (wyd. Zysk i S-ka)
Są historie i bohaterowie, którym trzeba pozwolić dojrzeć, by nabrali słodyczy, cierpkości, szlachetnego aromatu. Kiedy Ian Rankin w roku 1985 kończył pisać na uniwersytecie w Edynburgu dysertację o dziełach Muriel Sparks, w tym samym roku podpisał umowę na swą pierwszą książkę ("Flood") i jednocześnie wykreował bohatera kolejnej, Johna Rebusa, nie miał pojęcia, że tworzy legendę. I że ta legenda będzie żyć wieloma książkowymi istnieniami, rozwijać się i zdobywać kolejne serca fanów kryminału.
W tomie początkującym kultową już serię kryminałów John Rebus nawet jeszcze nie jest inspektorem, nosi ledwie stopień detective sergeanta, zaś jego wkład w rozwiązanie zagadki kryminalnej - serii morderstw popełnianych na nastolenich dziewczętach - przynajmniej w początkowej fazie śledztwa, jest marginalny i ogranicza się do rutynowego przekopywania starych akt, w porywach do przepytywania okolicznej ludności. Niewiele w tym policyjnej pracy, jaką kochają miłośnicy i znawcy kryminału, toteż i książka nie porywa, wydaje się nijaka i miałka, ze stronic powieści wieje zaś nudą. O seryjnych morderstwach pisano już bardziej umiejętnie, fachowo i porywająco. Pamiętajmy jednak, że jest rok 1985 - w tamtych czasach kryminał, jakim go znamy dzisiaj, znajdował się jeszcze w powijakach, a Ian Rankin wytyczał dopiero szlaki, którymi podążyło stado innych autorów. Autor sam zresztą przyznaje, że w tamtych czasach nie miał pojęcia, jak wygląda praca policji, nie planował również, że John Rebus powróci, i to niejednokrotnie.
Może dlatego zatem powieść "Supełki i krzyżyki", objętościowo skromna jak na dzisiejsze standardy, nie do końca przekonuje. Jej konstrukcja wydaje się nieco zdeformowana: z rozbudowaną fazą wstępną, w której niewiele się dzieje, poza tym, że Rebus wypija morze piwa i whisky, topiąc melancholię spowodowaną nieudanym małżeństwem, oddalaniem się nastoletniej córki, skomplikowanym stosunkiem do brata, i tajemniczą, traumatyczną przeszłością w elitarnej jednostce SAS. Śledztwo nie posuwa się ani o milimetr, a Rebus, policjant szary i przeciętny, nie zauważa nawet, że jest uwikłany w sprawę morderstw na dziewczynkach bardziej, niż ktokolwiek podejrzewa. Uparcie ignoruje kolejne zagadkowe listy, zawierające osobliwe zdania, przypominające - nomen omen - rebusy, pogrążony w niepojętym zamroczeniu wzbrania się sięgnąć pamięcią do przeszłości, gdzie rozwiązanie zagadki morderstw jest bardziej niż oczywiste. Pomaga - o rany - hipnoza... Potem wydarzenia nabierają tempa i wszystko toczy się błyskawicznie, niejako siłą inercji, na złamanie karku, Rebus doznaje nagłego olśnienia i dziesięć stron później jest już niemal po wszystkim...
Takie bywają początki znakomitych karier. Każdy, nawet najznamienitszy mistrz gatunku zaczynał od wprawek, utworów najwyżej rzemieślniczo poprawnych, potem niezłych, by stopniowo pobłyskiwać geniuszem i osiągnąć absolutną maestrię. I tego właśnie oczekuję od kolejnych tomów - po niespektakularnych, troszkę nieporadnych narodzinach postaci, mającej w sobie ogromny potencjał i - co widzę już teraz - kopiowanej w setkach innych, pośledniejszych wersjach, spodziewam się raczkującego, a potem dojrzewającego nastolatka z pryszczami, by wreszcie zakochać się w dojrzałym mężczyźnie. Serię z Rebusem zamierzam zgłębić w najblilższym czasie, przymykając oko na przejściowe niedoskonałości. I wiem, że dużo przede mną.
Nie wiem na dobrą sprawę, jaką miarką zmierzyć ten zalążek kryminału - jest tu sporo zadatków, ale zaledwie zadatków na dobrą powieść. Trójkę mogę dać, na więcej chyba muszę poczekać. Moja ocena: 3/5.
Książkę przeczytałam w ramch wyzwania Sardegny trójka pik, w kategorii "zaplanowane na rok 2012".
Wszystkim, którzy dotarli do końca tej recenzji, życzę z niemiecka "einen guten Rutsch" czyli dobrego ślizgu w Nowy Rok. Niech nam się darzy!