Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Agnesto. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Agnesto. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 17 marca 2016

Agnieszka Lewandowska - Kąkol, Siostry





Powieść Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol Siostry jest oparta na autentycznych życiorysach. To dramatyczna lekcja historii ukazana przez pryzmat ludzkich losów. Literacka podróż od Kresów po Kanadę stanowi znakomity materiał na film.

Często narzekamy na naszą szarą codzienność. Szukamy dziury w całym. Błahe problemy nieraz urastają do niebotycznych rozmiarów. Trudno nam odnaleźć pozytywne aspekty życia w zwyczajności, przeciętności. Dlatego warto czasem sięgnąć po książkę, czy film, które opowiedzą nam taką historię, że docenimy to, czym uraczył nas los, w jakich czasach przyszło nam żyć. Nie chcielibyśmy doświadczyć tego, co spotkało bohaterów poznanej opowieści. Wtedy porównanie wypadnie na naszą korzyść.

Do książek pomagających docenić nasze „tu i teraz”, a także niosących w lekcję historii pokazanej przez pryzmat ludzkich losów, należy powieść Agnieszki Lewandowskiej-Kąkol Siostry, opatrzona wymownym podtytułem Kresy. Zsyłka. Wielki świat.

Autorka z wykształcenia jest muzykologiem i dziennikarzem, współpracowała z redakcją muzyczną Polskiego Radia, z „Tygodnikiem Kulturalnym” i „Przeglądem Powszechnym”. Interesuje się na losami Polaków zamieszkałych przed II wojną światową na Kresach Wschodnich, czego świadectwem jest chociażby powieść Niezłomna. Zachowała godność w łagrach – o Annie Górskiej. Lewandowska – Kąkol wydała również zbiór rozmów z kompozytorami Dźwięki, szepty, zgrzyty.

Wróćmy jednak do Sióstr…

Fabuła powieści wydaje się dość prosta. Pochodzące z Kresów, z Lwowa Barbara, Ludmiła i Helena wraz z matką zostają zesłane do Kazachstanu, gdzie egzystują i pracują w trudnych, nieludzkich warunkach. Siostrom przypada w udziale los naznaczony biedą, dramatycznymi rozstaniami, walką o przetrwanie, wędrówkami zesłańców, wojskowymi epizodami. Barbara wychodzi za mąż za Jurija, Rosjanina, który ją ocalił. Potem sama dźwiga na barkach dom, utrzymanie rodziny, zostaje „przodowniczką pracy”. Ludmiła i Helena, po ogłoszeniu amnestii, wyruszyły w drogę. Najpierw do Turkiestanu. Tułaczka wiodła przez Iran, Palestynę, Afrykę. Kanada – okazała się rajem dla niektórych. Po wielu latach zaistniała szansa na spotkanie sióstr w stolicy Polski. Czy doszło do skutku? Czy siostrom, mówiąc krótko – udało się w życiu? Czy poddane próbie więzi rodzinne przetrwały? O tym, dowiemy się z lektury, do której zachęcam.

Powieść nie jest zbyt obszerna, ale jakże bogata w treść. Napisana została w stylu „reporterskim”, bez zbędnych ozdobników, rozbudowanych opisów. Bardzo konkretnie, rzeczowo, autentycznie. Inaczej być nie mogło, skoro fabuła opiera się na prawdziwych życiorysach, natomiast Agnieszka Lewandowska-Kąkol ma już w swoim dorobku opowiadania i reportaże o tematyce kresowej (Na skraju piekła. Opowiadania i reportaże z Kresów). Z „bliska” więc zna ten fragment historii i relacje osób, które go przeżyły.

Autorka posłużyła się retrospekcją. Czytelnik towarzyszy Barbarze w pełnej komplikacji pociągiem z głębi Rosji do Warszawy. Stopniowo, wraz ze wspomnieniami kobiety, cofamy się do wydarzeń sprzed 30 lat, do czasów wojennej zawieruchy. Śledzimy wątki sióstr, przeżywamy wraz z nimi wiele dramatów, obserwujemy wiele tragicznych scen. Niestety, to nie efekt bujnej wyobraźni. To prawda odziana w fikcyjny płaszczyk. Znakomity materiał na barwny i pasjonujący film.

Po przeczytaniu tej książki pozostaje niedosyt. Znak zapytania – co dalej? Smutne, gorzkie przekonanie, że takie historie się zdarzały. Nieważne, czy to były Helena, Basia, Ludmiła, one są tylko przykładami losów ludzi zesłanych w czasie wojny do pracy w ZSRR, szukających domu i sensu życia po odzyskaniu wolności.

Siostry to literacka podróż od Kresów, przez Rosję, Iran, Afrykę, Kanadę, ku ojczyźnie. Autentyczna opowieść o trudnych wyborach, decyzjach, relacjach. To książka dla osób poszukujących niebanalnej prozy, opartej na faktach, nielukrowanej, mocno osadzonej w historii, skupionej na dziejach jednostek. Mimo poważnej, trudnej, bolesnej tematyki, ma w sobie pewną lekkość. Toteż nic dziwnego, że jej czytanie wciąga i budzi w odbiorcy emocje, a także stawia przed nim pytania, na które nieraz po prostu nie ma odpowiedzi.

Warto sięgać po takie książki, by uświadomić sobie parę spraw. Polecam.



Tekst oryginalny ukazał się na łamach Życie i pasje

 


poniedziałek, 5 stycznia 2015

Adrian Grzegorzewski, Czas tęsknoty




Sugerując się fotografią widniejącą na okładce oraz umieszczoną tam rekomendacją Anny Ficner- Ogonowskiej, dość łatwo wrzucić tę książkę do przepastnego wora z romansami, czy popularnymi "obyczajówkami". Byłoby to jednak niesprawiedliwe wobec debiutanckiej powieści Adriana Grzegorzewskiego, zafascynowanego Kresami obecnego mieszkańca Londynu.

"Czas tęsknoty" - z racji pewnych pokrewieństw zestawiany z z serialem "Czas honoru" -stanowi znakomitą, przejmującą do szpiku kości opowieść o dramatycznych losach bohaterów na tle wojennej pożogi.

Piotr Ochocki, którego poznajemy jako studenta architektury, spędzającego przez kilka tygodni wakacje w Bedryczanach, skąd pochodziła jego - nieżyjąca już niestety- matka, "wpadł po uszy w sam środek waśni pomiędzy dwoma narodami, zdążył ściągnąć na siebie uwagę wrogiej Polakom nacjonalistycznej nielegalnej ukraińskiej organizacji szykującej się do krwawej rozprawy z nimi oraz zakochał się w córce jej prominentnego członka" ( s. 147) To był zaledwie początek.... Te wydarzenia legły u podstaw zagmatwanej, pełnej zakrętów i wybojów życiowej drogi głównych bohaterów: wymienionego Piotra, Swiety Horodyło oraz Marty Kosieckiej. Kobiety początkowo dzieliło ulokowanie uczuć w tym samym mężczyźnie, los jednak sprawił, że musiały zewrzeć szyki w obliczu wojennego zagrożenia i zła wyrządzanego przez wrogów. Ochocki rozpoczął karierę wojskową, obiecując sobie powrót po ukochaną. Tymczasem los wyraźnie im nie sprzyjał, przynosząc szereg cierpień i tragedii. Nawet, gdy wydawało się, że szczęście bohaterów jest o krok, coś musiało się stać...

Wątek romantyczny wcale nie jest tu na pierwszym planie, do głosu dochodzą kwestie związane z relacjami polsko-ukraińskimi, czy ogólnie międzyludzkimi, sytuacją historyczną, przyjaźnią, lojalnością, wiernością, patriotyzmem, ludzką uczciwością i nieludzkim okrucieństwem. Wymienione przez Ficner-Ogonowską trzy elementy: historia, wojna i miłość splatają się w krwawy warkocz. Krwawy tym bardziej, że nie chodzi tu o rozłączonych zakochanych, ale o tzw. rzeź wołyńską, jedną z czarnych kart historii dziejów, o której dopiero od niedawna zaczyna się przypominać, czy uczyć.


Grzegorzewski inspirując się rodzinnymi kresowymi opowieściami, stworzył fikcyjną fabułę osadzoną w konkretnej historycznej rzeczywistości i wprowadził też obok fikcyjnych - autentyczne postaci. Jego celem nie było przedstawienie ściśle historycznych faktów, ale zainteresowanie odbiorców nimi poprzez lżejszą formę, jaką jest powieść historyczno- obyczajowa.

"Czas tęsknoty" czyta się z przyjemnością ze względu na zróżnicowany język ( we fragmentach narracyjnych - literacki, w dialogach - padają ukraińskie zwroty, niewybredne teksty, wszystko dostosowane do okoliczności i postaci) , ale także ze ściśniętym sercem. A to za sprawą makabrycznych opisów zbrodni dokonywanych przez Ukraińców na polskiej ludności zamieszkującej tzw. Kresy przed II wojną światową. Autor w posłowiu wspomina, że złagodził te opisy tak bardzo jak to było możliwe. W takim razie już wiem, że nie dam rady czytać "mocniejszych". Trzeba zaznaczyć, że nie wszyscy Ukraińcy brali udział w pogromie, byli też wśród nich normalni, mądrzy i dobrzy ludzie, tacy jak np. kościelny przy cerkwi Witalij, czy państwo Łuczenko, o Swietłanie - włączonej w szeregi polskiego wojska jako sanitariuszka - nie wspominając...

Takie powieści, jak ta, nazywam "okrągłymi". Ciekawa fabuła, różnorodne postaci, tło historyczne, emocje oraz talent autora do snucia barwnej narracji sprawiają, iż czytelnik ma przed sobą utwór wielowymiarowy, pełny. Poruszający i zapadający w pamięć.
Oby więcej takich debiutów! Oby ukazały się kolejne tomy opowieści pióra Grzegorzewskiego, zwłaszcza, że wątek nie został jednoznacznie zamknięty, a czytelnik jest ciekaw dalszych dziejów bohaterów.

 

Tekst oryginalny pojawił się na blogu
 


czwartek, 30 października 2014

Jeno Szentivanyi, Orlęta Lwowskie





Na hasło "literatura węgierska" wyświetlają się nam w pamięci najczęściej nazwiska: Ferenc Molnar, Sandor Marai, Magda Szabo, Imre Kertesz, Dezso Kosztolanyi, ewentualnie jeszcze Zsusa Bank (niemiecka pisarka pochodząca z Węgier). Warto do tej listy dopisać i zapamiętać nazwisko autora powieści młodzieżowych , a mianowicie: Jeno Szentivanyi.


"Orlęta Lwowskie" to przedwojenna powieść, która ukazała się na Węgrzech w 1939 r i nie była dotychczas wznawiana., natomiast w Polsce - o ile mi wiadomo- ukazała się dopiero nakładem Wydawnictwa M w 2013 roku, z okazji 95-ej rocznicy Obrony Lwowa. (Gdyby ktoś miał inne informacje, proszę dać znać).


Szenivanyi przedstawił w fabularyzowanej formie mityczny wręcz epizod polskiej historii, -bohaterską walkę o Lwów w 1918 r., w której brali udział najmłodsi żołnierze, uczniowie, po prostu dzieciaki. 

"Dulce et decorum est pro patria mori" - prawdopodobnie większość dzisiejszej młodzieży nawet nie rozumie tych łacińskich słów, a nawet jeśli coś kojarzą, to nic one dla nich nie znaczą. Tymczasem dla rodzeństwa Potockich oraz ich kolegów, bohaterów powieści "Orlęta Lwowskie", była to maksyma stanowiąca jeden z życiowych drogowskazów. Kazimierzowi, Stanisławowi, Marii, Drogoczynowi, Jerzemu Koperze, Kadenowi i innym przyszło dorastać w czasach wojennej zawieruchy. W obliczu utraty ukochanego miasta chwycili za oręż. Powodowani poczuciem konieczności i obowiązku wstapili do służb pomocniczych, zajmowali się pomocą sanitarną, pełnili wartę, wyruszali na zwiady i patrole, brali także udział w boju. Wojna była dla nich przygodą - zabawą, odskocznią od szkoły (której jednak nie uniknęli - zorganizowano im lekcje), ale mimo to traktowali wszystko z powagą i poświeceniem. Wkładali w to całe serce, przekonanie, wierzyli w sens swych działań. Odznaczyli się odwagą, bohaterstwem, okazali hart ducha. Zapłacili niektórzy za to życiem, umierali z uśmiechem na ustach, na zawsze zapisując się w pamięci tych, którzy pozostali.

"Orlęta..." to jednak nie tylko opowieść o dążeniach do wolności i niepodległości, ale także o przyjaźni, honorze, autorytetach w życiu młodego człowieka, rodzinnych relacjach.


Państwo Potoccy całą rodziną angażowali się w obronę Ojczyzny. Ojciec- w wojsku, z dala od bliskich, był wzorem. Matka w przebraniu przedostawała się jako wywiadowca na ukraińską stronę, jej wieści miały ogromne znaczenie dla działań wojskowych. Ryzykowała zdrowiem i życiem ku chwale swojego kraju. Wszyscy rozumieli swój obowiązek, tak byli wychowani.

Nie jestem w stanie stwierdzić, na ile ta książka jest zgodna z faktami, jeśli chodzi o szczegóły rozgrywających się we Lwowie akcji i walk. Nie wiem, na jakich źródłach opierał się autor, ale nawet jeśli naciągnął, czy podkoloryzował co nieco, to i tak stworzył piękną i cenną opowieść - bardzo wychowawczą, głoszącą wartości patriotyczne, a przy tym pasjonującą, przygodową, mądrą i wzruszającą.

Poświęcił ją wszystkim tym, którzy swe dziecięce życie oddali za Ojczyznę.

Ta książka śmiało może stanąć obok "Kamieni na szaniec". Na pewno współcześnie młodym czytelnikom wyda się ona staroświecka, pokazuje nie przez wszystkich lubiane historyczne realia, prezentuje wartości dalekie od tych, jakie są obecnie lansowane. Warto jednak odkurzać takie zapomniane powieści jak "Orlęta Lwowskie", sięgać do historii, pamięci narodowej. 

 


Tekst oryginalny ukazał się na blogu Agnestariusz - notatki w kratki i książkowe zapiski

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...