Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Grzegorzewski Adrian. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Grzegorzewski Adrian. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 7 maja 2017

Adrian Grzegorzewski - „Czas burzy”




Wydawnictwo:
ZNAK/MIĘDZY SŁOWAMI
Kraków 2017


Trudno jest myśleć dziś o Wołyniu, nie mając w pamięci bestialskiej rzezi dokonanej na Polakach przez ich sąsiadów Ukraińców. Obecnie ten temat ożywa niemalże przy każdej dyskusji odnośnie do relacji polsko-ukraińskich i przypuszczalnie jeszcze bardzo długo będzie powodem generowania wrogich nastrojów po obydwu stronach. Na pewno nie pomagają tutaj wszelkiego rodzaju wydarzenia, które jednoznacznie świadczą o tym, że w niektórych środowiskach po stronie ukraińskiej wciąż gloryfikuje się osobę Stepana Bandery (1909-1959), natomiast rok 2017 ogłasza się Rokiem Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Antypolskie nastroje na Wołyniu miały miejsce już w 1939 roku. Wtedy swoją działalność uaktywniły grupy, w skład których wchodzili Ukraińcy, natomiast po ataku Związku Sowieckiego na Polskę w dniu 17 września 1939 roku, wymierzone przeciw Polakom akcje zaczęły znacznie przybierać na sile. Z kolei ich liczba i zasięg wzrosły jeszcze bardziej po wybuchu wojny pomiędzy Trzecią Rzeszą a Związkiem Sowieckim, a co za tym idzie zajęciu dawnych Kresów Rzeczpospolitej przez nazistowskie Niemcy w 1941 roku.

Jesienią 1942 roku swoją działalność rozpoczęła wspomniana wyżej Ukraińska Powstańcza Armia, czyli innymi słowy formacja zbrojna walcząca o niepodległość Ukrainy. Jej ataki od samego początku miały na celu wymordowanie Polaków mieszkających na Wołyniu. Ukraińska Powstańcza Armia wraz z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) są zatem odpowiedzialne za bestialskie mordowanie polskiej ludności cywilnej. Swoje apogeum te antypolskie działania osiągnęły latem 1943 roku. Ukraińscy nacjonaliści przekonywali wówczas, że właśnie nadszedł czas, aby wreszcie móc wywalczyć niepodległość Ukrainy, lecz zasadniczą przeszkodą ku temu są Polacy. Uważali bowiem, że dopóki na ziemi ukraińskiej będzie żył choćby tylko jeden Polak, nie uda się im stworzyć samodzielnego ukraińskiego państwa.

Tak więc masowa akcja przeciwko polskiej ludności rozpoczęła się w dniu 11 lipca 1943 roku. Z samego rana oddziały UPA otoczyły i zaatakowały dziewięćdziesiąt dziewięć wsi i osad, w których mieszkali Polacy. Miejscowości te były położone w trzech powiatach, czyli kowelskim, horochowskim oraz włodzimierskim. Rzeź wołyńska rozpoczęła się około godziny trzeciej rano atakiem na polską wieś o nazwie Gurów, w której życie zachowało jedynie siedemdziesiąt osób spośród czterystu osiemdziesięciu mieszkańców. W tym samym dniu dwudziestu nacjonalistów wtargnęło do kościała w Porycku podczas mszy świętej. W ciągu trzydziestu minut zamordowali około stu osób, w tym również kobiety i dzieci, nie oszczędzając także starców. Bandyci wymordowali wtedy wszystkich mieszkańców Porycka. Było to około dwieście osób.


Zamordowani przez UPA Polacy ze wsi Lipniki (1943)


Inne oddziały ukraińskich nacjonalistów zaatakowały między innymi takie miejscowości, jak Nowiny, Wygranka, Romanówka, Orzeszyn oraz Swojczów. Ataki, których dokonano 11 lipca 1943 roku były więc jednymi z najokrutniejszych oraz najbardziej krwawych mordów, jakich dopuścili się ukraińscy nacjonaliści w latach 1942-1944. Rzeź wołyńska oznacza wiele ludobójczych akcji dokonanych przez Ukraińską Powstańczą Armię i miejscowych chłopów, a wymierzonych w ludność polską i czeską, która zamieszkiwała tereny Wołynia. Trzeba też dodać, że odwet za te brutalne akcje wzięła polska partyzantka. W lipcu 1943 roku oddziały UPA przeprowadziły około pięćset trzydzieści ataków. Towarzyszyło im hasło: Śmierć Lachom!  Wymordowano wtedy kilkanaście tysięcy Polaków.

Oszacowanie dokładnej liczby Polaków, którzy zginęli w czasie rzezi wołyńskiej nie jest łatwe. Ocenia się, że było to około sześćdziesiąt tysięcy pomordowanych. Z kolei Ukraińcy podają, że ofiar po ich stronie było od dziesięciu do dwudziestu tysięcy, w tym część z nich zginęła podczas akcji odwetowych prowadzonych przez polską partyzantkę, natomiast część straciła życie z rąk UPA. Była to kara za pomoc, jakiej udzielali Polakom lub za odmowę przyłączenia się do katów. Ten problem szczegółowo opisałam przy okazji eseju na temat pierwszego tomu dylogii Adriana Grzegorzewskiego zatytułowanego Czas tęsknoty.

Dmytro Klaczkiwski (1911-1945)
Był jednym z inicjatorów rzezi wołyńskiej
i głównym kierującym akcją mordowania
polskiej ludności.
Zdjęcie pochodzi z lat 30. XX wieku. 
Tym razem swoją opowieść Autor rozpoczyna wydarzeniami mającymi miejsce w 1943 roku. Do domu w rodzinnych Bedryczanach wraca Marta Kosiecka. To, czego była świadkiem w ostatnim czasie nie mieści się w głowie. Kobieta cały czas ma w pamięci akty terroru, jakich Ukraińcy dopuścili się na Polakach. Marta zdążyła już wyjść za mąż i owdowieć. Na chwilę obecną nie potrafi otrząsnąć się z szoku, a tęsknota za zamordowanym mężem wcale nie pomaga jej w odzyskaniu emocjonalnej równowagi. Marta ma jednak nadzieję, że w rodzinnej wsi zastanie matkę, która ukoi jej ból. Niestety, kiedy już dociera do wsi, jej oczom ukazuje się dramatyczny widok. Widzi ogromne spustoszenie, jakiego dokonali jej ukraińscy sąsiedzi, natomiast matki nigdzie nie ma. W domu, który tak bardzo ukochała, mieszka teraz ktoś inny. I choć młodej kobiecie trudno jest uwierzyć i zaakceptować to, co widzi, to jednak mobilizuje w sobie siły i udaje się na poszukiwanie kogoś, kto będzie w stanie udzielić jej informacji na temat tego, co stało się w Bedryczanach.

Tymczasem kościelny Witalij przeżywa najgorsze dni w swoim życiu. Oto bowiem okrutny Jegor i jego bezwzględni kompani mordują mu najbliższych. Najpierw życia pozbawiony zostaje starszy syn kościelnego, a potem żona i drugi z synów. To wszystko dzieje się na oczach Witalija. Jego oszczędzają, bo jest Rusinem, ale żona i dzieci to już przecież polska krew, więc nie mogą pozostać przy życiu. W dodatku Jegor ma właśnie doskonałą okazję do tego, aby zemścić się na starszym mężczyźnie. Przecież to Witalij przyczynił się do tego, że niejaki Piotr Ochocki zabrał mu Swietę, która została Ukraińcowi przeznaczona na żonę. Jegor musi zatem wyrównać rachunki. Lacha też kiedyś dopadnie, lecz najpierw chce załatwić sprawę z tymi, których ma na wyciągnięcie ręki. Ochocki gdzieś zniknął. Swiety również nie ma już w Bedryczanach. Kiedy Marta Kosiecka dociera do domu Witalija jest już po wszystkim, a stary siedzi niczym posąg i pustym wzrokiem jedynie wpatruje się w trzy równo usypane groby, zaś ból rozrywa mu serce na drobne kawałki. Wtedy też Marta dowiaduje się, co tak naprawdę zaszło we wsi podczas jej nieobecności.

Mniej więcej w tym samym czasie w Warszawie swoim szczęściem cieszą się Piotr Ochocki i jego ukochana Swieta. W końcu odnaleźli się po prawie czterech latach, więc nie dziwi fakt, że – na ile to jest tylko możliwe – pragną spędzać ze sobą jak najwięcej czasu. Obydwoje działają w konspiracji. Piotr jest nawet dowódcą i czasami zdarza mu się kierować najbardziej niebezpiecznymi akcjami. Niestety, wojna bardzo go zmieniła. Nie jest już tym samym chłopakiem, którego Swieta poznała w Bedryczanach. Wtedy chciał zostać architektem, a teraz myśli tylko o tym, jak skutecznie wykończyć okupanta. Zabijanie stało się dla niego chlebem powszednim. Po prostu przyzwyczaił się do tego i nawet ręka mu nie zadrży, kiedy trzeba odebrać wrogowi życie. Niekiedy wręcz przekracza swoje uprawnienia, ale jakoś nie za bardzo go to obchodzi.


Aleje Ujazdowskie przy skrzyżowaniu z ulicą Chopina.
Widok w kierunku placu na Rozdrożu. Po prawej stronie za drzewami widać
pałacyk Rzyszczewskich i kamienicę ufundowaną przez aptekarza oraz działacza społecznego
i gospodarczego żydowskiego pochodzenia Maurycego Spokornego (1859-1917).
To w tym miejscu „Pegaz” dokonał zamachu na Franza Kutscherę w dniu 1 lutego 1944 roku.
Fotografia pochodzi z lat 20. XX wieku. 


Wreszcie przychodzi dzień, na który zaplanowany jest zamach na Franza Kutscherę (1904-1944). To nazistowski zbrodniarz zwany katem Warszawy. Dla takich nie ma litości. Jest to naprawdę niezwykle ryzykowna akcja i trzeba liczyć się z najgorszym. Każdy z tych młodych żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że może nie wyjść z akcji żywy. Niemniej dobro ojczyzny jest dla nich znacznie ważniejsze, aniżeli własne życie. Zbyt dużo okrucieństwa na ulicach Warszawy, aby przechodzić obok niego obojętnie i pozwalać hitlerowcom na dalsze egzekucje niewinnych ludzi. Tak się nieszczęśliwie składa, że świadkiem zamachu na Franza Kutscherę jest Swieta. Na jej oczach rozgrywają się naprawdę dramatyczne sceny. I choć gdzieś w głębi duszy doskonale wie, że jej Piotr może nie wyjść cało z tej akcji, to jednak stara się, żeby ta myśl nie zawładnęła nią bez reszty. Niestety, w pewnym momencie dziewczyna widzi, jak Piotr pada na ziemię raniony kulami hitlerowca. Nie jest przecież ani głupia, ani naiwna. Dlatego jest przekonana, że rany, które powaliły jej ukochanego na ziemię są śmiertelne. W dodatku Ukrainka jest pielęgniarką, więc tym bardziej jest świadoma tego, co się właśnie stało. Czy zatem będzie potrafiła żyć bez ukochanego Piotrusia? Jak będzie teraz wyglądać jej życie? Czy jeszcze kiedyś będzie szczęśliwa? Czy odnajdzie wewnętrzny spokój? U kogo będzie mogła szukać pocieszenia?

Czas burzy to powieść, w której bohaterowie wciąż muszą dokonywać dramatycznych wyborów. To nie oni kierują swoim życiem, lecz otaczająca ich rzeczywistość. Są od niej uzależnieni i dlatego bardzo trudno jest im podejmować decyzje, które nie miałyby związku z realiami, w jakich zmuszeni są egzystować. Sytuacje, którym trzeba stawić czoło, czasami wymykają się spod kontroli, a wtedy konsekwencje mogą być naprawdę fatalne. W dodatku nie zawsze mają możliwość postępować zgodnie z własnym sumieniem. Czasami dzieje się bowiem tak, że konieczne jest podejmowanie działań, które są wbrew ich przekonaniom, a nawet mogą przysporzyć cierpienia tym, których kochają. Wojna kieruje się zupełnie innymi zasadami, aniżeli czas pokoju. Wojna nie pyta o pozwolenie, tylko robi swoje, nie dbając o ludzkie dobro.



Patrol żołnierzy Armii Krajowej i Armii Czerwonej na ulicy Wielkiej
w Wilnie podczas operacji  „Ostra Brama” (7-15 lipca 1944).
Niektórzy bohaterowie powieści biorą udział w walkach o wyzwolenie Wilna,
a potem przedostają się do Warszawy, aby walczyć w Powstaniu Warszawskim.  


Drugi tom dylogii to także opowieść o wyrównywaniu rachunków. Mówią, że zemsta jest słodka, ale czy zawsze podyktowana właściwymi motywami? To również – a może przede wszystkim – historia o potędze miłości, która jest silniejsza od śmierci. Nawet jeśli można ułożyć sobie życie na nowo, to jednak gdzieś głęboko w sercu i umyśle wciąż drzemie uczucie, którego nikt ani nic nie zdoła wymazać. Na kartach książki czytelnik spotyka także tych, dla których bardzo ważna jest przyjaźń i to bez względu na narodowość. Ci bohaterowie są zatem symbolem tego, że pomimo różnic oraz krwawych podziałów społecznych można szanować drugiego człowieka, a nawet oddać za niego życie.

Pomimo że na kartach książki niezwykle ważni są mężczyźni, to jednak Adrian Grzegorzewski bardzo wyraźnie eksponuje postacie kobiece. Zarówno Marta, jak i Swieta to bohaterki silne i próbujące za wszelką cenę zachować swoją godność, choć warunki wcale temu nie sprzyjają. Nawet w obliczu największego zagrożenia życia, obydwie dziewczyny nie poddają się. Szczególnie w przypadku Marty można wyraźnie zaobserwować jej przemianę wewnętrzną. Pod wpływem doświadczeń, z nieśmiałej i skrytej dziewczyny zmienia się w kobietę, która naprawdę wie, czego chce od życia i przed niczym się nie cofnie, aby osiągnąć swój cel. Wielokrotnie czytelnik odnosi wrażenie, że Marta wie znacznie więcej, niż można byłoby przypuszczać. W dodatku jej miłość wystawiona jest na wielką próbę.

Moim zdaniem Adrian Grzegorzewski stworzył doskonałą opowieść, która czasami mrozi krew w żyłach, a kiedy indziej pozwala mieć nadzieję na pozytywne zakończenie. Na kartach książki Autor nikogo nie ocenia, nie potępia, ani też nie gloryfikuje. Losy swoich bohaterów przedstawia w sposób obiektywny, pozostawiając czytelnikowi ocenę ich postępowania. Ta historia jest tym bardziej wartościowa, bo oparta na prawdziwych wydarzeniach, choć nie bez domieszki fikcji. Myślę, że naprawdę warto sięgnąć zarówno po Czas tęsknoty, jak i po Czas burzy. Choć generalnie dylogia adresowana jest do kobiet, to jednak uważam, że mężczyźni również powinni ją przeczytać. 



Tekst pochodzi z bloga W Krainie Czytania & Historii [klik]





poniedziałek, 19 września 2016

Adrian Grzegorzewski – „Czas tęsknoty”




Wydawnictwo: 
ZNAK/MIĘDZY SŁOWAMI
Kraków 2014

Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) została powołana do życia w 1929 roku w Wiedniu. Zbrojnym ramieniem organizacji była Ukraińska Powstańcza Armia (UPA), która odpowiedzialna jest za zbrodnie dokonane na Polakach zamieszkujących tereny Wołynia i Galicji Wschodniej w latach 1943-1945. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów powołana została podczas I Kongresu Ukraińskich Nacjonalistów, w którym uczestniczyli przedstawiciele Ukraińskiej Organizacji Wojskowej (UWO), a także środowisk emigracyjnych oraz młodzieżowych organizacji ukraińskich. OUN miała na celu podjęcie walki o własne państwo, które swoim zasięgiem obejmowałoby wszystkie ziemie uważne przez nacjonalistów za ukraińskie. Dekalog ukraińskiego nacjonalisty, czyli innymi słowy Dziesięcioro przykazań ukraińskiego nacjonalisty, mówił między innymi, że: Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy. Ponadto zacytowana broszura opracowana w 1929 roku przez Stepana Łenkawskiego (1904-1977) obiecywała, iż wobec wrogów ukraińskiego narodu trzeba kierować się nienawiścią i zwalczać ich w sposób bezwzględny.

W skład Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów wchodziły struktury Ukraińskiej Organizacji Wojskowej, która na początku lat 20. XX wieku przeprowadzała w Polsce akcje dywersyjne i sabotażowe. Poza tym dokonała nieudanych zamachów na prezydenta II Rzeczypospolitej Stanisława Wojciechowskiego (1869-1953) oraz marszałka Józefa Piłsudskiego (1867-1935). Na czele OUN stanął pułkownik armii Ukraińskiej Republiki Ludowej – Jewhen Konowalec (1891-1938), który był również współzałożycielem i komendantem Ukraińskiej Organizacji Wojskowej i byłym oficerem Ukraińskiej Halickiej Armii walczącej z Wojskiem Polskim w 1919 roku. Na samym początku istnienia OUN dominującą rolę odgrywali w niej działacze UWO, lecz już wkrótce doszli w niej do głosu młodzi członkowie organizacji. Natomiast w 1933 roku szefem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów w Polsce został dwudziestoczteroletni Stepan Bandera (1909-1959).

Jewhen Konowalec
Zdjęcie pochodzi sprzed 1936 roku.
autor nieznany
W 1930 roku OUN wraz z UWO dokonały akcji sabotażowych, które polegały między innymi na podpalaniu zboża oraz zabudowań należących do zamieszkałych w nich Polaków. Z kolei w latach 1931-1932 członkowie OUN napadali na banki oraz urzędy i ambulanse pocztowe. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów stosowała również terror, czego przykładem było zamordowanie w 1931 roku piłsudczyka i publicysty Tadeusza Hołówki (1889-1931), który uchodził za zwolennika dialogu polsko-ukraińskiego. Z kolei w 1934 roku OUN zamordowała dyrektora gimnazjum ukraińskiego we Lwowie – Iwana Babija (1893-1934), a także wicepremiera i ministra spraw wewnętrznych II Rzeczpospolitej – Bronisława Pierackiego (1895-1934). Ukraińscy nacjonaliści planowali również zamach na życie wojewody wołyńskiego Henryka Józewskiego (1892-1981) opowiadającego się za porozumieniem z Ukraińcami. Organizacją zamachów terrorystycznych zajmował się Roman Szuchewycz (1907-1950), który później został głównym dowódcą Ukraińskiej Powstańczej Armii. 



 
Śmierć ministra Bronisława Pierackiego – jednego z czołowych piłsudczyków – stała się bodźcem do założenia w 1934 roku obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej. Trafiło tam wielu członków OUN, wśród których byli między innymi wspomniany już Roman Szuchewycz, jak również Jarosław Staruch (1910-1947) czy ukraiński adwokat i działacz polityczny Wołodymyr Horbowy (1899-1984). Z kolei Stepan Bandera podczas procesu w sprawie zabójstwa Bronisława Pierackiego został skazany na karę śmierci, którą potem zamieniono na dożywocie. W 1935 roku Stepana Banderę sądzono również w procesie czołowych działaczy OUN, gdzie także otrzymał wyrok dożywotniego więzienia.

Rezultatem współpracy OUN z faszystowskimi Niemcami było stworzenie w pierwszej połowie 1941 roku złożonych z Ukraińców batalionów Roland i Nachtigall, które przez krótki czas uczestniczyły w walkach z Armią Czerwoną, i w tym samym roku zostały rozwiązane. Część żołnierzy zasiliła szeregi batalionu policyjnego, który przez Niemców wykorzystywany był do walki z sowiecka partyzantką. Trzeba pamiętać, że w latach 30. XX wieku Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów ściśle współpracowała z Trzecią Rzeszą. Na terenie Niemiec oraz w Wolnym Mieście Gdańsku prowadzone były obozy szkoleniowe tejże organizacji. Szkolenia dotyczyły wywiadu, dywersji i sabotażu. Partnerem ukraińskich nacjonalistów była nazistowska Abwehra.

Andrij Melnyk w mundurze
Ukraińskich Strzelców Siczowych
w 1914 roku
autor nieznany
Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów nie zdołała jednak rozwinąć swojej działalności na terenie Związku Sowieckiego, lecz nie przeszkodziło to Pawłowi Sudopłatowowi (1907-1996) – sowieckiemu agentowi – zamordować w Holandii w 1938 roku szefa OUN – Jewhena Konowalca. Następcą zamordowanego przywódcy OUN został Andrij Melnyk (1890-1964). Z kolei we wrześniu 1939 roku, kiedy Trzecia Rzesza wypowiedziała wojnę Polsce, członkowie OUN ostrzeliwali polskie oddziały i rozbrajali polskich żołnierzy. Były też przypadki mordów dokonywanych na mieszkańcach polskich wsi w województwach południowo-wschodnich. W 1940 roku doszło do rozłamu w szeregach OUN. Wtedy też Stepan Bandera sprzeciwił się przywództwu Andrija Melnyka, w związku z czym powstała OUN-B, czyli frakcja banderowska przy jednoczesnym istnieniu OUN-M będącej grupą zwolenników Andrija Melnyka.






 
Natychmiast po rozpoczęciu wojny niemiecko-sowieckiej (30 czerwca 1941 roku) z inicjatywy OUN-B proklamowano akt odrodzenia państwa ukraińskiego. Wtedy też powstał rząd Jarosława Stećki (1912-1986), który zadeklarował współpracę z Trzecią Rzeszą. Były to jednak działania, które nie zostały zaakceptowane przez Niemców. W tej sytuacji Jarosław Stećko i Stepan Bandera zostali osadzeni w nazistowskim obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. Umieszczono ich w bloku przeznaczonym dla specjalnych (ważnych) więźniów. Kres istnieniu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów w Polsce, jak i działalności Ukraińskiej Powstańczej Armii przyniosła dopiero akcja Wisła przeprowadzona w latach 1947-1950. Tak więc w 1947 roku zginął przywódca OUN w Polsce – Jarosław Staruch, natomiast rok później dokonano aresztowania dowódcy UPA na ziemiach polskich – Myrosława Onyszkiewicza (1911-1950).

Wojna niemiecko-sowiecka oraz odrzucenie przez Trzecią Rzeszę współdziałania z ukraińskimi nacjonalistami sprawiły, że OUN-B odeszła od idei współpracy z Niemcami, podczas gdy OUN-M nadal tę współpracę utrzymywała. Jeszcze wiosną 1943 roku działacze tej organizacji poparli utworzenie złożonej z Ukraińców dywizji SS Galizien. W tym samym czasie powstał też zbrojny odłam OUN-B, czyli Ukraińska Powstańcza Armia, która przystąpiła do tak zwanej akcji antypolskiej, będącej tak naprawdę czystką etniczną mającą charakter ludobójstwa. Akcję tę przeprowadzono w latach 1943-1945 na terenie Wołynia i Galicji Wschodniej. W jej wyniku bestialsko zamordowanych zostało około stu tysięcy Polaków.

Stepan Bandera
Zdjęcie pochodzi z 1934 roku.
autor nieznany
Ukraińska Powstańcza Armia walczyła z sowiecką partyzantką i Armią Czerwoną, zaś ostatnia na ziemiach sowieckiej Ukrainy grupa partyzantów OUN/UPA została zlikwidowana w 1960 roku. Stepan Bandera został zwolniony z obozu koncentracyjnego w 1944 roku, natomiast po zakończeniu wojny pozostał w Niemczech, zaś OUN-B uległ podziałowi. Emigracyjna banderowska OUN usiłowała jeszcze prowadzić swoją działalność na ziemiach sowieckiej Ukrainy poprzez przerzucanie tam swoich członków. Do tego celu wykorzystywała brytyjski wywiad. Sam Stepan Bandera został zamordowany w Monachium przez oficera KGB i zawodowego zabójcę – Bohdana Staszynskiego.

To, o czym napisałam powyżej nadal nie przestaje budzić emocji. W ostatnim czasie temat, jak gdyby jeszcze bardziej ożył i nie tylko politycy, ale także dziennikarze czy pisarze sięgają po tragedię, jaka rozegrała się w czasie drugiej wojny światowej na terenach kresowych. Chyba dla żadnej ze stron nie jest to łatwy kawałek historii, ale czasu nikt nie cofnie i trzeba nauczyć się z nią żyć. Na pewno nie można popełniać tych samych błędów, które były udziałem poprzednich pokoleń. Nie wolno znów kierować się nienawiścią, ponieważ ona nie doprowadzi do niczego dobrego. Nie oznacza to jednak, że tamte tragiczne wydarzenia należy wymazać z pamięci i z kart historii. Trzeba o nich pamiętać, chociażby poprzez tworzenie mądrej literatury, nie tylko faktu, ale też beletrystyki historycznej. Jedną z takich właśnie książek jest debiutancka powieść Adriana Grzegorzewskiego. Na początku nakreśliłam genezę Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, która w momencie, gdy rozpoczyna się akcja powieści coraz bardziej przybiera na sile i tylko czeka odpowiedniego mementu, aby uderzyć na znienawidzonych Lachów.

Mamy zatem rok 1939. Do niewielkiej fikcyjnej wsi Bedryczany położonej niedaleko Drohobycza przyjeżdża młody Piotr Ochocki. Chłopak pochodzi z Warszawy, gdzie studiuje architekturę. Do Bedryczan udaje się jedynie na krótkie wakacje. Chce odwiedzić przyjaciółkę swojej nieżyjącej już matki – panią Marię Kosiecką – która po śmierci męża mieszka we wsi wraz z nastoletnią córką Martą. Niestety, napiętą atmosferę czuje się praktycznie na każdym kroku. Widać, że Ukraińcy do czegoś się przygotowują, choć mało kto mówi o tym głośno. Można śmiało rzec, że Bedryczany to swego rodzaju polsko-ukraińska wieś, gdzie sąsiad sąsiadowi wilkiem, pomimo że zdarzają się tutaj mieszane małżeństwa. Piotr Ochocki nie jest jednak niczego świadomy. Jest młody i cieszy się życiem. Nawet wisząca w powietrzu wojna z Trzecią Rzeszą nie spędza mu snu z powiek, ponieważ wierzy, że Polacy poradzą sobie z Niemcami i co najwyżej po kilku dniach walki nasze wojska pokonają Adolfa Hitlera (1889-1945).

Ratusz w Drohobyczu
Pocztówka pochodzi z 1939 roku.
autor nieznany
Piotr czuje się w Bedryczanach bardzo dobrze. Pani Maria dba o niego niczym o własnego syna, zaś Marta coraz częściej spogląda na przystojnego chłopaka z nadzieją, że ten zwróci na nią uwagę i nie będzie jej traktował jedynie jak zwykłą koleżankę. Dziewczyna wcale nie ukrywa, że przybysz z Warszawy bardzo jej się podoba i chętnie stałaby się dla niego kimś naprawdę ważnym. Jednakże Piotrowi nie w głowie romanse. On przyjechał do Bedryczan, aby wypocząć i poznać ludzi, wśród których wychowała się jego ukochana matka. Ponieważ wokół pełno jest Ukraińców, kwestią czasu staje się dla Piotra spotkanie ich na swojej drodze. Pewnego dnia do uszu chłopaka dociera piękny śpiew w języku ukraińskim, który słychać z miejscowej cerkwi. Okazuje się, że ten przepiękny głos należy do równie prześlicznej dziewczyny o imieniu Swieta. Niestety, dziewczyna jest Ukrainką, więc jedyne, co Piotr powinien w tej sytuacji zrobić, to natychmiast o niej zapomnieć. W dodatku ojciec Swiety stoi na czele miejscowych OUN-owców. Lecz to nie wszystko. Dziewczyna została już obiecana niejakiemu Jegorowi, który jest prawą ręką jej ojca i najchętniej już teraz wybiłby wszystkich Lachów, aby tylko Ukraina znów mogła być wolnym i niezależnym krajem. Z drugiej strony jest też Marta, która dowiedziawszy się o zauroczeniu Piotra Swietą, bardzo cierpi z tego powodu, bo zdążyła już oddać chłopakowi swoje nastoletnie serce.

W miarę upływu czasu i na skutek splotu różnych wydarzeń Piotr i Swieta wreszcie się spotykają. Okazuje się, że chłopak również nie jest obojętny Ukraince. Chociaż dziewczyna wie, co czeka ją i Piotra, kiedy stary Danyło dowie się prawdy o jej uczuciu do Polaka, to jednak nie potrafi nad nim zapanować. Swieta doskonale zdaje sobie też sprawę z tego, jak zareaguje Jegor na wieść, że ta zakochała się w Lachu. Miłość jest jednak silniejsza niż rozsądek i w końcu dziewczyna poddaje się uczuciu, nie bacząc na konsekwencje. Niestety, wybucha wojna, a Piotr musi wracać do Warszawy, gdzie zostawił ojca. Przed wyjazdem obiecuje ukochanej Ukraince, że nigdy o niej nie zapomni i któregoś dnia do niej wróci, pomimo że jego życie jest w niebezpieczeństwie. Przecież z jednej strony naraził się brutalnemu Ukraińcowi, „hańbiąc” jego narzeczoną, zaś z drugiej jest Polakiem, a to wystarczy, aby tamten przebił go bagnetem. Czy zatem Piotr Ochocki odważy się przyjechać jeszcze kiedyś do Bedryczan? Czy los okaże się łaskawy i będzie mu dane związać się ze Swietą na stałe? A może akurat w tym wypadku wybuch wojny będzie dla niego wybawieniem od śmierci z rąk Ukraińców? Co stanie się z Martą i jej matką, kiedy OUN-owcy poczują się na tyle pewnie, że sięgną po broń i ruszą na znienawidzonych Lachów?

Przyznam szczerze, że podziwiam Autora za odwagę, jaką pokazał przy podjęciu tematu, który od wielu lat do łatwych nie należy. W dobie poprawności politycznej naprawdę trudno jest pisać powieści historyczne, szczególnie jeśli ma się do czynienia z przedziałem historii, który wciąż wraca niczym bumerang. Trzeba więc wykazać się ogromnym poczuciem taktu, aby nikt nie poczuł się urażony. Adrian Grzegorzewski tak właśnie zrobił, pisząc Czas tęsknoty. W swojej książce nikogo nie oskarża, ani też nie opowiada się po żadnej ze stron, pomimo że w powieści nie brak emocji, brutalności i wzruszających scen, które na długo zapadają w pamięci czytelnika. Wyraźnie widać, że ocenę konfliktu ukraińsko-polskiego pozostawia czytelnikowi. W moim odczuciu niezwykle obiektywnie pokazuje każdą ze stron, nie pomijając tych Ukraińców, którzy ratowali Polaków od rzezi. Chociaż postacie występujące w książce w większości są fikcyjne, to jednak stanowią one przykład ludzi, którzy żyli wiele lat temu i musieli stawić czoło tamtym dramatycznym chwilom.


Cerkiew świętego Jura w Drohobyczu (1939)
Zabytek pochodzi z XV wieku. Zapewne w podobnej cerkwi śpiewała Swieta,
kiedy Piotr Ochocki usłyszał po raz pierwszy jej piękny głos.
autor nieznany


W Czasie tęsknoty Adrian Grzegorzewski nie skupia się jedynie na romansie Swiety i Piotra, lecz pokazuje relacje międzyludzkie, które zmieniają się w zależności od tego, w jakich okolicznościach przychodzi żyć poszczególnym bohaterom. Mamy zatem do czynienia ze zdradą, przeogromnym strachem, odrzuceniem z powodu narodowości, jak również pomocą w tragicznych momentach, z których wydawałoby się, że jedyną ucieczką jest śmierć. Akcja powieści rozgrywa się nie tylko na Kresach, ale też w Anglii i w Warszawie. Oczywiście wszystko to ma miejsce w czasie drugiej wojny światowej. Sięgając po powieść nie rozumiałam, dlaczego na okładce napisane jest, iż książka przeznaczona jest „dla wielbicieli serialu Czas honoru.” Zrozumiałam to dopiero wtedy, gdy wraz z Piotrem Ochockim dotarłam do Anglii, a potem wróciłam do okupowanej Warszawy.

Moim zdaniem Czas tęsknoty to piękna wojenna opowieść o ludziach, którzy pomimo tragicznych wydarzeń nadal pragnęli normalnie żyć. Choć z dnia na dzień musieli diametralnie zmienić swoje życie i podejmować działania, o jakich nigdy nawet im się nie śniło, to jednak do końca zachowali swoją godność. Dotyka ich nie tylko dramat wojny, lecz także tragedie osobiste, które – być może – są znacznie trudniejsze do zaakceptowania, aniżeli te, które codziennie funduje im wróg i okupant, dlatego też tak bardzo ważne są prawdziwa przyjaźń i zaufanie do drugiego człowieka, a także świadomość, że któregoś dnia los może się odmienić i znów wszystko wróci do normy. Chcę również zwrócić uwagę, że każdy z bohaterów pojawiających się na kartach powieści jest niezwykle wyrazisty. Wszyscy oni mają szczególną rolę do odegrania w tej trudnej i krwawej sztuce.

Ponieważ nie wszystkie wątki zostały doprowadzone do końca, mam nadzieję, że pewnego dnia na rynku wydawniczym pojawi się druga część Czasu tęsknoty. Na chwilę obecną polecam powieść, która na mnie wywarła niesamowite wrażenie. W dodatku Autor zaskoczył mnie zakończeniem. Nie spodziewałam się, że cała ta historia skończy się w taki sposób, w jaki się zakończyła, dlatego liczę na to, że kiedyś pojawi się ciąg dalszy. Czas tęsknoty w każdym calu obala mit, że debiuty to książki rzekomo źle napisane i niedopracowane, ponieważ ich autorzy nie mają jeszcze doświadczenia w pisaniu. Jest to nieprawda, gdyż akurat ta powieść jest doskonała pod każdym względem, a jej bohaterowie tak bardzo realni, iż można odnieść wrażenie, że czas się cofnął, a oni żyją gdzieś obok nas.



Tekst pochodzi z bloga W Krainie Czytania & Historii [klik]

sobota, 24 stycznia 2015

Adrian Grzegorzewski, Czas tęsknoty





A lato było piękne tego roku...

Upalne, gorące... Złociste zboże dojrzewało w pełnym słońcu kontrastowało jedynie z połaciami zielonej trawy. Powietrze, przesycone zapachem ziół, ujarzmiało zmysły. „Wszystko tutaj było inne niż to, co znał z wycieczek poza miasto. Niby takie same drzewa, niby podobne do mazowieckich pola złocące się łanami zbóż i niby droga jak każda inna wiodła pomiędzy nimi, a jednak...” [str.14] Z całą pewnością było coś innego w tym miejscu, w tym klimacie, w tym czasie. To miejsce, to mała wieś Bedryczany, w powiecie drohobyckim, a upalne lato "tego roku", to sierpień 1939. Młody warszawiak Piotr Ochocki przyjeżdża właśnie do Bedryczan, tej małej wioski na Kresach, aby poznać rodzinne strony swojej matki. I od pierwszego haustu powietrza poczuł, że wrócił, tam gdzie jego miejsce i serce. Teraz, w porze żniw, mieszańcy wsi większość czasu spędzali przy pracy w polu. „Od strony Drohobycza rozciągała się ukraińska część wsi, a po drugiej stronie leżała część polska. Jednak kościół katolicki znajdował się na górce, tuż przy ukraińskiej części, natomiast cerkiew przylepiona była do skraju łąki od polskiej strony (...). W niedzielę na łące spotykali się wszyscy sąsiedzi, mijając się na drodze do świątyń. [str.12] Wszyscy żyli tu ze sobą od pokoleń. Kultury przenikały się, mimo że zarówno Polacy, jak i ich ukraińscy sąsiedzi starali się pilnować swoich praw i nie asymilować się za bardzo”. [str.20] Dla Piotrusia to lato nie okazało się tak beztroskie, jak sobie na początku wyobrażał. Napięcie pomiędzy sąsiadami tutaj powoli narastało. A na domiar złego Piotr zakochuje się w Ukraince Swiecie, która jest przeznaczona już dla innego. Jej narzeczony-Jegor działał wraz z ojcem Swiety w ukraińskiej organizacji nacjonalistycznej OUN, dlatego małżeństwo było przypieczętowaniem lojalności i oddania sprawie obu panów. Tymczasem wrogość między Polakami a Ukraińcami narasta, gdzie Ukraińcy z zgodnie ze swoimi nacjonalistycznymi ideami i hasłem "Śmierć jednego Lacha to metr wolnej Ukrainy", dodatkowo wspierani przez hitlerowców, czuli się coraz pewniej. W momencie, gdy wybucha woja, wszelkie opory czy już nie mają znaczenia...

Tak zaczyna się fabuła "Czasu tęsknoty", debiutu Adriana Grzegorzewskiego. Debiutu, ale napisanego z sercem i pasją. Kresy - to dla wielu Polaków, miejsce, do którego się tęskni i wzdycha z nostalgią. Ale to przede wszystkim miejsce, które wywołuje potężne emocje, szczególnie w kontekście rzezi wołyńskiej. Wieś Bedryczany to fikcyjna nazwa, jednak takich wiosek było wiele. Autor wyjaśnia, że to celowy zabieg, ponieważ nie chciał, „aby ludzie wciąż głęboko przeżywający tamte tragiczne wydarzenia, słysząc znajomo brzmiące nazwy geograficzne, czuli się dotknięci zupełnie innym opisem wydarzeń niż ten, który znają z własnych przeżyć bądź opowieści”. [str.410] Opisy masakr dokonanych przez Ukraińską Powstańczą Armię i zwykłych Ukraińców też celowo złagodził, chociaż i tak dalej pozostają szokujące.

Jestem pod wielkim wrażeniem talentu pisarskiego autora. Talentu, wielkiego talentu, a przy tym skromności jako człowieka. Książka powstała z fascynacji Kresami, jak również opowieściami, jakie słyszał od dzieciństwa. Matka pana Grzegorzewskiego pochodziła właśnie z Kresów. To z jej opowiadań czerpał inspirację do pisania. To najlepsze, co może się zdarzyć w powieści - połączenie namiętnej historii miłosnej, tła historycznego, świetnego stylu i wciągającej akcji. A jak dodać do tego nutkę nostalgii, tęsknotę za krajem, sentyment płynący z rodzinnych opowieści, to wychodzi z tego cudownie ciepła, ale przesiąknięta okrutną historią powieść. Polecam gorąco!


 Tekst oryginalny ukazał się na blogu Gorąca czekolada z cynamonem

poniedziałek, 5 stycznia 2015

Adrian Grzegorzewski, Czas tęsknoty




Sugerując się fotografią widniejącą na okładce oraz umieszczoną tam rekomendacją Anny Ficner- Ogonowskiej, dość łatwo wrzucić tę książkę do przepastnego wora z romansami, czy popularnymi "obyczajówkami". Byłoby to jednak niesprawiedliwe wobec debiutanckiej powieści Adriana Grzegorzewskiego, zafascynowanego Kresami obecnego mieszkańca Londynu.

"Czas tęsknoty" - z racji pewnych pokrewieństw zestawiany z z serialem "Czas honoru" -stanowi znakomitą, przejmującą do szpiku kości opowieść o dramatycznych losach bohaterów na tle wojennej pożogi.

Piotr Ochocki, którego poznajemy jako studenta architektury, spędzającego przez kilka tygodni wakacje w Bedryczanach, skąd pochodziła jego - nieżyjąca już niestety- matka, "wpadł po uszy w sam środek waśni pomiędzy dwoma narodami, zdążył ściągnąć na siebie uwagę wrogiej Polakom nacjonalistycznej nielegalnej ukraińskiej organizacji szykującej się do krwawej rozprawy z nimi oraz zakochał się w córce jej prominentnego członka" ( s. 147) To był zaledwie początek.... Te wydarzenia legły u podstaw zagmatwanej, pełnej zakrętów i wybojów życiowej drogi głównych bohaterów: wymienionego Piotra, Swiety Horodyło oraz Marty Kosieckiej. Kobiety początkowo dzieliło ulokowanie uczuć w tym samym mężczyźnie, los jednak sprawił, że musiały zewrzeć szyki w obliczu wojennego zagrożenia i zła wyrządzanego przez wrogów. Ochocki rozpoczął karierę wojskową, obiecując sobie powrót po ukochaną. Tymczasem los wyraźnie im nie sprzyjał, przynosząc szereg cierpień i tragedii. Nawet, gdy wydawało się, że szczęście bohaterów jest o krok, coś musiało się stać...

Wątek romantyczny wcale nie jest tu na pierwszym planie, do głosu dochodzą kwestie związane z relacjami polsko-ukraińskimi, czy ogólnie międzyludzkimi, sytuacją historyczną, przyjaźnią, lojalnością, wiernością, patriotyzmem, ludzką uczciwością i nieludzkim okrucieństwem. Wymienione przez Ficner-Ogonowską trzy elementy: historia, wojna i miłość splatają się w krwawy warkocz. Krwawy tym bardziej, że nie chodzi tu o rozłączonych zakochanych, ale o tzw. rzeź wołyńską, jedną z czarnych kart historii dziejów, o której dopiero od niedawna zaczyna się przypominać, czy uczyć.


Grzegorzewski inspirując się rodzinnymi kresowymi opowieściami, stworzył fikcyjną fabułę osadzoną w konkretnej historycznej rzeczywistości i wprowadził też obok fikcyjnych - autentyczne postaci. Jego celem nie było przedstawienie ściśle historycznych faktów, ale zainteresowanie odbiorców nimi poprzez lżejszą formę, jaką jest powieść historyczno- obyczajowa.

"Czas tęsknoty" czyta się z przyjemnością ze względu na zróżnicowany język ( we fragmentach narracyjnych - literacki, w dialogach - padają ukraińskie zwroty, niewybredne teksty, wszystko dostosowane do okoliczności i postaci) , ale także ze ściśniętym sercem. A to za sprawą makabrycznych opisów zbrodni dokonywanych przez Ukraińców na polskiej ludności zamieszkującej tzw. Kresy przed II wojną światową. Autor w posłowiu wspomina, że złagodził te opisy tak bardzo jak to było możliwe. W takim razie już wiem, że nie dam rady czytać "mocniejszych". Trzeba zaznaczyć, że nie wszyscy Ukraińcy brali udział w pogromie, byli też wśród nich normalni, mądrzy i dobrzy ludzie, tacy jak np. kościelny przy cerkwi Witalij, czy państwo Łuczenko, o Swietłanie - włączonej w szeregi polskiego wojska jako sanitariuszka - nie wspominając...

Takie powieści, jak ta, nazywam "okrągłymi". Ciekawa fabuła, różnorodne postaci, tło historyczne, emocje oraz talent autora do snucia barwnej narracji sprawiają, iż czytelnik ma przed sobą utwór wielowymiarowy, pełny. Poruszający i zapadający w pamięć.
Oby więcej takich debiutów! Oby ukazały się kolejne tomy opowieści pióra Grzegorzewskiego, zwłaszcza, że wątek nie został jednoznacznie zamknięty, a czytelnik jest ciekaw dalszych dziejów bohaterów.

 

Tekst oryginalny pojawił się na blogu
 


niedziela, 28 września 2014

Adrian Grzegorzewski, Czas tęsknoty



"Mówi się, że czas leczy rany. Są jednak takie, które mimo upływającego oceanu sekund za nic nie chcą zamienić się w blizny i w końcu zniknąć..."
Cyt.: "Czas tęsknoty"- autor: Adrian Grzegorzewski


Zainteresowania, ciekawość, pasja są wartością samą w sobie. A, jak jeszcze ktoś potrafi podzielić się czymś, co dotąd było tylko jego, z innymi i ich zainteresować, zarazić, to jest wartość bezcenna. Magia.Zupełnie od niedawna uważniej patrzę w stronę Kresów Wschodnich. Zafascynowała mnie historia i kultura tego regionu, przeżycia Kresowiaków, niezmiernie ciekawe, często bardzo bolesne, zwłaszcza te dotyczące czasu ostatniej wojny światowej.

Gdy usłyszałam o powieści "Czas tęsknoty" Adriana Grzegorzewskiego, chciałam jak najszybciej poznać opisaną w niej historię. Historię miłości młodego Polaka Piotra i pięknej Ukrainki Swiety. Historię miłości zakazanej, głównie z racji ich narodowości, różnych wyznań i wyjątkowo złego czasu. Tłem tego uczucia jest historia prawdziwa, ważne fakty dotyczące wrogich stosunków polsko-ukraińskich, doprowadzających do tragicznych zdarzeń, których pamięć jest wciąż żywa.

Jest gorące lato 1939 roku.Piotr Ochocki, student architektury z Warszawy wyjeżdża na wakacje w rodzinne strony swojej matki, do Bedryczan, małej polsko-ukraińskiej wioski na Kresach. Przyciągał go magnetyzm tych pięknych miejsc. Chciał zobaczyć jak najwięcej, chciał szkicować ciekawe obiekty architektury. Znalazł się w pobliżu cerkwi prawosławnej, gdzie usłyszał cudowny głos, piękną melodię, brzmiącą jak modlitwa. Głos ten należał do pięknej ukraińskiej dziewczyny o imieniu Swietłana. Gdy ją zobaczył...i wzajemnie..."Wskazówki zegara stanęły, a ziemia przestała się obracać."

Czas, w którym los splątał ich drogi był niezwykle trudny. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wróżyły widmo wojny. Narastała wrogość Ukraińców do narodu polskiego. Bo to Polacy, "Lachy przeklęte" stały na drodze do ich wolności. Marzenia o wielkiej, niepodległej Ukrainie od Kazachskich stepów po Małopolskę napędzały ukraińską wyobraźnię. Od dziecka wpajano każdemu deklarację ukraińskiego nacjonalisty.

"Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy." Członkowie organizacji nazistowskiej OUN-nowcy od Bandery, w swoim amoku, nie cofnęli się przed najgorszym okrucieństwem. Z okrzykiem na ustach: "na Lachy", zdolni byli do wszystkiego.
"Będziemy ich ciąć jak młode żyto (...) Za jednego skręta to dziesięciu Polaków zariżu!"
Nie ważne, że byli to sąsiedzi, ludzie obok których żyli od dawna...Teraz była to dla nich "banda Lachów".

Pokrętny los chciał, by ojciec Swiety, Danyło Horodyło był jednym z nich, był przywódcą OUN-nowców. A córkę swą przyrzekł już Jegorowi- najokrutniejszemu z okrutnych wyznawców ukraińskiego dekalogu.

Autor "Czasu tęsknoty", tak jak i jego bohater Piotr, zafascynował się historią Kresów, miejscem urodzenia swej matki. Jej rodzinne Rychcice to pierwowzór opisanych Bedryczan. Pisarz pozmieniał nazwy geograficzne, bo jego książka nie jest dokumentem, a powieścią historyczną. Bohaterowie też są fikcyjni, choć wszystko osadzone w realiach. Grzegorzewski, jako dziecko tych, którzy urodzili się na Kresach i zostali stamtąd wysiedleni, miał poczucie obowiązku opowiedzieć o tym, co stało się w 1943 roku na Wołyniu, jak szczególnie okrutna była to zbrodnia ludobójstwa, rzeź, której nie wolno zapomnieć. Nie można zapomnieć decyzji, mocą której okradziono nas z Kresów, odebrano Wilno, Grodno, Lwów i "skazano na wyrugowanie ze świadomości Polaków". Ofiary szaleńczych banderowskich ideologii dały temu świadectwo. Okrucieństwo bestialskich mordów zostało przez pisarza złagodzone poprzez beletrystyczny przekaz. Na tle historii prawdziwej nakreślił obraz romantycznej historii miłosnej Piotra i Swiety. Równie ważnej. Pisarz podkreśla, że to, co w nas najlepsze, w istocie zwycięża najgorszą rzeczywistość. Losy bohaterów wiążą się z kampanią wrześniową, rzezią wołyńską, historią Samodzielnej Brygady Spadochronowej, zamachem na Kutscherę. Natomiast całe okrucieństwo barbarzyńskich mordów dokonanych przez Ukraińską Powstańczą Armię (UPA), choć mocno fabułą złagodzone, wydostaje się całą swą mocą z każdej stronicy i szokuje. Prawdą jest, że byli Ukraińcy, którzy narażając swoje życie, pomagali uratować swych polskich sąsiadów przed tym piekielnym pogromem. W powieści reprezentuje ich kościelny Witalij, czy Łuczenko, pomagający uciekinierkom z Bedryczan- Swiecie i Marcie, córce pani Marii, u których gościł Piotr. Te dwie dziewczyny połączyła rywalizacja w miłości do Piotra i wspólna niedola. Są skazane na siebie. Ten wątek, to prawdziwe studium ludzkich emocji, uczuć, relacji w ekstremalnych warunkach.

Podobne historie miały z pewnością miejsce. Zawierucha wojenna rozdzieliła naszych bohaterów. Gdzie rzucił ich los i jak przetrwali tak długi "czas tęsknoty"? Czas współgra z losem nierozerwalnie. W końcu, nawet ten najgorszy, mija, dobiega kresu. Co daje w zamian? Wynagradza, czy rozczarowuje? Czy pozostaje ta uporczywa "Tęsknota", drugie imię "Wojny"? I wspomnienia, które z pozoru tylko są balsamem na stęsknioną duszę, a tak naprawdę potrafią wyciskać tylko łzy. A każda, niczym kropla skałę, "każda łza wyrywa kawałek duszy..."


Tekst oryginalny ukazał się na blogu: Myśli rzeźbione słowem


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...