Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ossendowski Antoni Ferdynand. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ossendowski Antoni Ferdynand. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 2 sierpnia 2015

Zima na Polesiu

Julian Fałat - krajobraz zimowy z Polesia

"Zima wyzwala mieszkańców Polesia z przepotężnej władzy trzęsawisk, topieli wodnej i nieustannej, mozolnej pracy. Jak okiem sięgnąć, rozpiera się tam na cztery, pięć miesięcy biała równina-jedna wielka, bezkresna i bezpieczna droga. Poleskie sanie na jesionowych płozach przetną niebawem zimowy szlak."


„Polesie” Antoni Ferdynand Ossendowski
 

Czesław Wasilewski - Zygmuntowicz- sanna

poniedziałek, 27 lipca 2015

Wiosna na Polesiu

Julian Fałat - roztopy

"Na Polesiu zachowały się największe puszcze olchowe, wydmy z pierwotną roślinnością stepową, bagna i jeziora torfowe. Nic dziwnego, że Polesie było rajem dla myśliwych polujących na łosie, jelenie, rysie, bobry i głuszce oraz ulubionym plenerem malarzy.
Wiosna roztapia coraz to nowe zaspy, połacie i wydmy śnieżne. Budzą się, zbierają, ruszają długo zastygłe wody. Woda przybywa coraz szybciej i wyżej, piętrzy się groźnie. Zrozpaczona, niosąca nadmiar wody Prypeć z bolesnym westchnieniem występuje z brzegów i zalewać zaczyna niskie torfowiska mszarniki, hała i kotlinne olsy- aż hen! 

 
Znikają pod wodą łęgi i wyżej położone błonia przybrzeżne, najniższe ostrowy, grzędy pełne jałowców i wrzosowisk, zarośla łóz, suchych i łamliwych szuwarów."

„Polesie” Antoni Ferdynand Ossendowski
 

Józef Chełmoński - zalana łąka

sobota, 4 lipca 2015

Lato na Polesiu

Cz. Wasilewski - świt i kaczory


"Któż mógłby je nazwać pięknym? Niepewne jest i zmienne lato poleskie, deszczami nasiąkłe, mgłami o świcie i po zorzy wieczornej spowite. Nad krajem tym rozpościera się szara, pochmurna płachta bodaj przez połowę dni w roku; okresie letnim słońce nieczęsto przegląda się w wodach rzek i jezior. Lato jest tu dżdżyste, szczególnie w lipcu. (…)

Polesie to nasza dżungla parna, wilgotna, nieruchoma, bo nawet dmące w lecie północno-zachodnie wiatry nie rozpraszają mgieł i chmur. W umiarkowanie ciepłym i wilgotnym powietrzu wybuja niezmiernie wszelaka roślina. Po łąkach żerują gromady bocianów, a w miejscach dalekich od oka ludzkiego czujne, szare czaple wyglądają zdobyczy.

Nad trzcinami latają kaczory. Przylatują tu z jezior zaczajonych wśród olszyńców, aby sprawdzić czy wzrasta młódź po szuwarach i czy prędko sobie sama radzić zacznie."

„Polesie” Antoni Ferdynand Ossendowski


J. Chełmoński - królestwo ptaków

piątek, 3 lipca 2015

Mieszkańcy Polesia


J. Fałat - oszczepnicy

"Drugim obok przyrody magnesem przyciągającym na Polesie etnografów, etnologów i badaczy kultury byli jego mieszkańcy, Poleszucy. Mówiący o sobie „tutejsi”, wyznający przede wszystkim prawosławie, posługujący się mieszanym dialektem języków ukraińskiego, białoruskiego i polskiego, zazwyczaj niepiśmienni.
W szeroko rozpowszechnionej opinii Polesie uchodziło za swoisty skansen pierwotnej Słowiańszczyzny. (…) Na ogromnej połaci bagien i resztek puszczy przetrwał na tym skrawku prasłowiańskiej ziemi odrębny typ człowiek- Poleszuk.
Jest on wzrostu średniego, niekrzepkiej postawy, o włosach płowych lub jasnych, o oczach siwobłękitnych lub zielonkawych jak pióra drobnych ptasząt lub chwoszczyków-skrzypów moczarowych. (…) Poleszuk stał się nieufny i uparcie bierny, a gdy to nie pomaga- mściwy i zawzięty."

„Polesie” Antoni Ferdynand Ossendowski


Cz. Wasilewski - cietrzewie



niedziela, 28 września 2014

Antoni Ferdynand Ossendowski, Polesie




Nieważne, czy Antoni Ferdynand Ossendowski zmyślał bądź koloryzował w swoich podróżniczych książkach (a takie wątpliwości się pojawiały), czy może jednak pieczołowicie i zgodnie z rzeczywistością przedstawiał zwiedzane przez siebie zakątki Polski i innych państw. Nie ma to dla mnie absolutnie żadnego znaczenia, gdyż niezależnie od tego, jak było naprawdę, Ossendowski zapewnia czytelnikowi niezapomniane przeżycia! Zaprasza bowiem do uczestnictwa we wspaniałej uczcie literackiej! I duchowej! Bogactwo uczuć, jakie mi towarzyszyły w trakcie lektury Polesia, jest nie do opisania. Nie przypominam sobie, jaka książka wywarła na mnie ostatnio tak głębokie wrażenie. Może to były zapiski Kazimierza Nowaka, który między innymi na rowerze przemierzył Afrykę. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Ossendowskiego. Kolejne to będzie powieść Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów, która w latach 20. podobno, jak głosi blurb okładkowy, zatrzęsła światem literackim i naukowym Europy.

Lektura Polesia wzbudza ogromną nostalgię za tym krajem zaczajonym niegdyś między Polską, Litwą a Rusią. Reprintowe wydanie zawiera mapkę ilustrującą jej położenie po 1920 roku. Jak podkreśla pisarz, po wojnie polsko-bolszewickiej kraj ten został prawie w połowie przecięty nową granicą państwową.

Prawdziwie zniewalający jest urok zaklętej w słowach Ossendowskiego poleskiej ziemi! Na marginesie wspomnę, że w folklorze i dzikiej przyrodzie Polesia rozmiłowana była Krystyna Krahelska, autorka najpopularniejszej pieśni Powstania Warszawskiego Hej, chłopcy, bagnet na broń! Warto też podkreślić, że jej piękno sławił między innymi zapomniany dziś poeta Władysław Syrokomla, którego wiersz Ossendowski zresztą przytoczył.

Wyłaniający się z książki kraj przecięty jest licznymi strumykami, roztokami i rzeczułkami. Pełny jest rozległych bagien, lasów i łąk, nie wspominając o bogactwie flory i fauny. Wszystko to pod wpływem pióra Ossendowskiego zamienia się w jakieś absolutnie zaczarowane i pełne nieodgadnionej tajemnicy miejsce.

Począwszy od XIII wieku, olbrzymi wpływ - moralno-polityczny i etniczny - wywierały na ten kraj Ruś Nowogrodzka, Kijowska i Moskiewska, Litwa ościenna i Polska, o czym najlepiej świadczy mowa poleska.
Posłuchajcie sami zresztą:

Cerez pole szyrókieje,
Cerez mor hłybókieje,
Stojać stołuby zołotyje,
Mościać mosty srebranyje


Taką obrzędową pieśń śpiewali, jak pisze Ossendowski, Poleszucy po Wielkiej Nocy. A skoro już o Poleszukach mowa... Jawią się oni jako małomówni, uparci i nieufni, ale zaprawieni w bojach z dziką przyrodą i żyjący zgodnie z rytmem pór roku. Poleszuk to odwieczny łowca i niepoprawny kłusownik, walczący, a właściwie lepiej powiedzieć, i wcale nie będzie w tym żadnej przesady, że tańczący z wilkami.

A co śpiewały dziewczyny wiejskie, witając z utęsknieniem wiosnę?

Oj, wiesna krasna!
Da sztoż ty nam uniosła?
Oj, uniosła, uniosła
Try koryści radości [...]



Kobiety musiały się natrudzić, by mieć, co włożyć do garnka i wyżywić rodzinę. Sprytu im nie brakowało. Nie mogę nie wspomnieć, iż pojawia się wzmianka o szczawiu... Skojarzenie, wiadomo jakie. Nie chcę, żebyście pomyśleli, że tropię w literaturze polskiej wątki dotyczące tej rośliny zielnej, która od wieków stanowiła podstawę jadła dla ubogich i obrotnych zarazem ludzi. Poseł, wiedział, co godo.

Oto, co pisał Ossendowski na temat położenie kobiet poleskich:

Poleszuckie baby znają swój kraj i biorą zeń wszystko, co zdatne jest do zjedzenia: krupy z manny - majny rosnącej po łąkach, korzenie wodnych lilii, młode pędy tataraków i szczaw i cebulę polną; zbijają dzikie gruszki i robią z nich ulęgałki; mrożą czerwoną kalinę, sporządzają z owsa żur i tołokno, a z gryki lemieszkę i setki innych pożywnych rzeczy

Barwnie i żywo nakreślone przez Ossendowskiego zwyczaje, prace, wierzenia i obrzędy Poleszuków uświadamiają, jak bardzo uduchowione i bogate, mimo materialnego niedostatku, można wieść życie, pod warunkiem, że człowiek nauczy się odczytywać znaki przyrody i liczyć z siłami natury;

Starcy wiedzą dokładnie, że gdy pofrunie wpierw biała babka - rok będzie mleczny, jeżeli żółta - należy się spodziewać miodowego.

Poleszucy po ruchach szczupaka umieli rozpoznać, że ryby iduć i że można zacząć przygotowania do połowów. Musieli bacznie obserwować florę i faunę, by obficie czerpać z ich darów i nie zginąć. Mieli swoje tajemne modły, zaklęcia i wieszczby.

Pełna nieprzemijającego i zniewalającego uroku jest opowieść Ossendowskiego. I jeszcze ta polszczyzna! Wyśmienita i pełna poezji. Ponadto z edytorskim kunsztem opublikowana przez Zysk i S-kę literacka gawęda Ossendowskiego wzbogacona jest o mocno przemawiające do wyobraźni zdjęcia Jana Bułhaka, zwanego ojcem polskiej fotografii. Jeśli ktoś jeszcze nie czytał Polesia, niechaj nie zwleka. Idealna lektura na pojawiającą się bardzo nieśmiało wiosnę.


Tekst oryginalnie ukazał się na blogu Szczur w antykwariacie


sobota, 13 września 2014

Antoni Ferdynand Ossendowski, Polesie





Polesie to kraina leżąca obecnie na terenie trzech państw: Ukrainy, Białorusi i Polski. Największa jej część należy do Republiki Białorusi. Na obszarze Polski pozostały jedynie północno-zachodnie skrawki Polesia.


Przedwojenne Województwo Poleskie, było największym w II Rzeczypospolitej, a zarazem najrzadziej zaludnionym (na jeden kilometr kwadratowy przypadało około 31 osób). Było tam tylko osiemnaście miast oraz trzydzieści osiem miasteczek. Resztę stanowiły zaszyte wśród lasów i bagien wsie, często oddalone od siebie o dziesiątki kilometrów*. Tereny te zamieszkiwał lud dość tajemniczy, czyli Poleszucy posługujący się swoistym językiem będącym mieszanką białoruskiego, rosyjskiego, ukraińskiego i polskiego. W okresie międzywojennym stanowili ponad 60% ludności całego województwa poleskiego. Etnologowie uważają, że wywodzą się oni z kilku pierwotnych plemion słowiańskich: Dregowiczów, Derewlan, Krzywiczan i Wołynian.

Jeśli chcecie odbyć podróż w czasie do krainy, której już nie ma, a która kilkadziesiąt lat temu sprowokowała Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego do napisania tej książki, hołdu dla Polesia, ziemi pełnej tajemnic i swoistej magii - to lektura dla Was.

Polesie było w przedwojennej Polsce regionem opóźnionym w rozwoju w stosunku do innych ziem. Jednak w opinii autora była to kraina w Europie wręcz egzotyczna, a przez to szalenie ciekawa. Ossendowski uważał, że po latach, a właściwie wiekach, zaniedbań, to właśnie niepodległa Polska może umożliwić tej krainie i jej mieszkańcom harmonijny rozwój i cywilizacyjny skok. Tym właśnie ziemiom poświęcił także powieść dla młodzieży pt. „W polskiej dżungli”, która miała podobne patriotyczne przesłanie, jak „Polesie”. W książkach tych widać autentyczną pasję z jednej strony edukatora mieszkańców Polesia, z drugiej zaś – promocji piękna tego regionu wśród rodaków.

Język Ossendowskiego jest niedzisiejszy, nasycony słowami o kresowym rodowodzie. Kto lubi zanurzyć się przeszłość, poczytać o mrocznych, zawziętych Poleszukach, których charakter ukształtowała wielowiekowa izolacja wśród mokradeł i oczeretów, o pogańskich wierzeniach, które tworzyły swoistą mitologię, tak charakterystyczną dla tej ziemi, nie powinien być zawiedziony. Oczywiście, nie jest to pozycja naukowa, a popularna i w swoim czasie miała – jak sądzę - osiągnąć kilka celów, a najważniejsze z nich to zainteresowanie rodaków Autora tym regionem i skłonienie ich do osiedlania się tam lub inwestowania oraz przekonanie rodowitych mieszkańców tych terenów, jak wiele mogą osiągnąć poprzez lojalną współpracę z państwem polskim.

Autor, między innymi, wyraża wielkie uznanie dla polskiego wojska, które odgrywało istotną rolę w asymilacji Poleszuków. Wzbudza to niewątpliwie kontrowersje, zwłaszcza we współczesnych czytelnikach, ale nie można zapominać o ówczesnej sytuacji geopolitycznej, na której cieniem kładło się sąsiedztwo Związku Sowieckiego, skąd przenikanie agentów przez „zieloną granicę” było dość powszechne.

Spuścizna Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego przez wiele lat była skazana w Polsce na zapomnienie, gdyż autor, po aktywnym udziale w wojnie z bolszewikami - co jest opisane w jego najsłynniejszym dziele „Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów” – był zajadłym antykomunistą i w swojej działalności literackiej dawał temu wyraz. Jego życie jest zresztą świetnym materiałem na książkę, co udowodnił W. Michałowski w wydanej w 2004 r. książce „Wielkie safari Antoniego O.”. Dobrze, że teraz mamy szansę na ponowne odkrycie jego dzieł, zwłaszcza literatury podróżniczej, nie tylko ze względu na zawartą w tych książkach treść, lecz także dzięki dopracowanej szacie graficznej.

„Polesie” jest bowiem przepięknie wydane, ba, wręcz wysmakowane graficznie. Bajeczną oprawę zapewniają „klimatyczne” – jak byśmy dziś powiedzieli - zdjęcia Jana Bułhaka, mistrza fotografii. Do obrazu nie można mieć najmniejszych zastrzeżeń, słowo zaś jest na najwyższym poziomie, aczkolwiek trzeba mieć na uwadze epokę, w której powstała książka i cele, które przyświecały Antoniemu Ossendowskiemu w jego twórczości literackiej. Dążenie do pokazania piękna zakątków przedwojennej Polski, jej dobrobytu i dążenia do potęgi to motyw przewodni jego twórczości literackiej.

Warto pamiętać o tych ziemiach, zwłaszcza obecnie, gdyż coraz trudniej odnaleźć ślady pozostawione przez polski żywioł na Kresach. Kilka lat temu miałam przyjemność i niepowtarzalną okazję odwiedzić Białoruś, w której granicach znajduje się obecnie ta część Polesia, która przed II wojną światową wchodziła w skład państwa polskiego. Pewnym paradoksem jest zresztą fakt utrudnionego obecnie dostępu do tego kraju, gdzie "na wyciągnięcie ręki" znajduje się wiele pamiątek naszej historii i kultury. Nie wdając się w szczegóły, powiem tylko, że wymaga to sporo wysiłku. Tak daleko, a tak blisko…

Podczas mojej podróży zwiedzałam głównie północ i centrum Białorusi, przez Polesie tylko przemknęłam, czego bardzo żałuję, bo ten region zwraca uwagę swoją odmiennością od reszty kraju nawet dzisiaj. Rzuca się w oczy przede wszystkim charakterystyczny krajobraz zakrętasów rzecznych, rozlewisk z kępami krzaków. Rozlewiska zajmują naprawdę sporo miejsca – choć jest ich obecnie dużo mniej niż przed wojną - i kształtują panoramę tego miejsca. Piękne są również lasy, a raczej pozostałość po poleskiej puszczy, która zachwyciła Ossendowskiego w latach trzydziestych XX w.

„Za dawnych, może drewlańskich jeszcze czasów, gdy poczucie budzących się potęg natury było mocniejsze – wiosnę przepowiadały dziewczyny wiejskie zapożyczonym od prababek „klikaniem”. Zbierały się dziewuchy całą gromadą koło parkanów, nad brzegiem rzeki i, patrząc na siniejący, coraz bardziej pęczniejący lód na przeprawach i na porowatą powierzchnię śniegu, przeraźliwie zawodzącymi głosami śpiewały żałośnie; niosła się pieśń z wezbranej tęsknotą dziewczęcej piersi:

Oj, wiesna krasna!
Da sztoż ty nam uniosła?
Oj, uniosła, uniosła
Try koryści u radości:
Pierwaja koryść – bortniczkom,
A druhaja i oratajom
A treciaja – pastuszkom!


Wiosna rychło odpowiadała dziewczęcemu klikaniu. Posyłała ciepłe wiatry i nagłe deszcze, co przesiąkały śnieg i nic go już obronić nie mogło – ani podmuchy srogie od północy, ani śnieżyce wściekłe, ani nawet ostre przymrozki poranne.” (s.59)

Tak właśnie rozpoczyna się jeden z rozdziałów tej książki poświęcony przywoływaniu wiosny poprzez pradawną tradycję „klikania”. Jakżeż inne konotacje ma obecnie to słowo :)

A oto, jak kończy się ta książka:

„Odrodzona Polska – Polska narodu świadomego swej woli życia i mocarstwowej potęgi – powołała Polesie do wspólnego wysiłku, do wielkiej pracy nad własnym szczęściem i światłą dolą.”

Niestety, to proroctwo autora się nie spełniło…






Tekst oryginalny ukazał się na blogu Notatnik Kaye

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...