Pamiętam dzień, w którym moja Lu, mając wtedy niespełna 2 lata, po raz pierwszy jadła szparagi. Przyrządzone tak, jak lubię najbardziej: delikatnie ugotowane w osolonej wodzie z prawdziwym, wiejskim masłem. Zjadła ich wtedy całkiem sporo, zerkaliśmy na półmisek z nadzieją, że zostawi trochę dla nas. Liczą się takie proste przyjemności, a szparagi są właśnie jedną z nich. Przerobione na dziesiątki sposobów, zawsze smakują mi z pomidorami. Tak jak w poniższej tarcie: