Showing posts with label JESIEŃ. Show all posts
Showing posts with label JESIEŃ. Show all posts

19 January 2013

ZUPA I SZARŁAT


Są dni, kiedy jedyne co mi potrzebne do szczęścia to talerz pożywnej zupy z kromką żytniego chleba na zakwasie. 

Nie znam osoby, która zimą zamieniłaby parującą zupę na coś innego. Ja lubię chyba każdą, ale najbardziej te, do których dodaje się kasze. Toteż najczęściej przyrządzam nasz ukochany krupnik. Ale cieszy mnie jarzynowa z kaszką kukurydzianą, ryżanka mojej mamy, która używa do niej basmati, przez co jej zapach jest po prostu uzależniający i czyni z tak banalnej zupy coś wyjątkowego. Lubię zupy, w których pływają duże liście szpinaku w towarzystwie komosy lub amarantusa. 

Zupę, którą dziś pokazuję, zrobiłam właśnie z amarantusem, a podstawa tego przepisu to porowa mojej mamy, którą zazwyczaj zjadamy z makaronem. Moja wersja jest bogatsza o szpinak i amarantus oraz doprawiona czosnkiem i tymiankiem. Marchew możecie pominąć, ja dodałam ją ze względu na Lu, dla której zupa bez marchewki to nie zupa;) Spróbujcie!

28 October 2012

KRUCHE, JESIENNE CZY...ZIMOWE?


Ostatnio żyję w ciągłym niedoczasie. Dostaliśmy w prezencie jedną godzinę. Na co? To zależy od nas samych. Można dłużej pospać. Ale z dziećmi niemal nigdy się to nie udaje. Na zabawę z nimi? Patrzę na dom wywrócony do góry nogami, słyszę ich radosne okrzyki - nie potrzebują towarzystwa. Pod naszą kamienicą kręcą film: z ulicy zniknęły wszystkie samochody, teraz czas się cofnął, bo widać tam tylko kilka takich retro. Słońce rozpuściło resztki śniegu na parapecie. Dodatkowa godzina mija niezauważenie. Podobnie jak wszystkie ostatnio. Milion rzeczy do zrobienia. Stos książek do przeczytania. Setki przepisów do wypróbowania. Ogórki na pikle żółkną. Małe, czerwone jabłuszka (z wujkowego ogrodu) nie mogą doczekać się obiecanej szarlotki. Ale kiedy ostatecznie decyduję się nad nimi zlitować, lądują w tartaletkach. Kruchych i...jesiennych? Ani śladu po śniegu za oknem. Kamień z serca. Więc jeszcze jesiennych...

28 October 2011

MOJE COMFORT FOOD - MAKARON I GRZYBY


Wracamy do domu po jesiennym spacerze. Mogłam znów cieszyć się swobodnym wędrowaniem po wrocławskich uliczkach, Rynku, parkach i alejach. Przez ostatnie dwa tygodnie miałam problem ze stopą i byłam uziemiona, każde wyjście kończyło się bólem i wściekłością, że taka piękna jesień przecieka mi między palcami. Ale już po wszystkim:) I chociaż nie powinnam przeciążać stopy, dziś nie mogłam nacieszyć się spacerowaniem i podziwianiem ciepłych barw, jakie nabrał Wrocław w ciągu tego czasu. Z resztą, miałam specjalne zadanie, starałam się zrobić kolorowe zdjęcia dla kogoś wyjątkowego, kto zaprosił mnie do swojego blogu. Efekt możecie obejrzeć w moim gościnnym poście u Schokolade. To było bardzo miłe doświadczenie (dziękuję raz jeszcze Iwonko). Miło było też zjeść porcję gorącego makaronu z moimi ulubionymi dodatkami po powrocie do domu. Odpocząć w ciepłym dresie i skarpetkach, rozpuścić włosy, usiąść wygodnie w fotelu i jeść z miseczki na kolanach oglądając z Lu kreskówkę. Proste danie, które wypełnia brzuszek ciepłem i zadowoleniem;)

03 October 2011

WARZYWNE TARTY NA ZĄB


Gdy zobaczyłam pierwszą jesienną dynię na straganie od razu pomyślałam o tarcie, na którą przepis znalazłam w starszej Kuchni. Na francuskim cieście, z niebieskim serem. Ale część dyni poszło do zupy. Część przez długi czas leżakowała w lodówce, wkrótce trafi do korzennego chlebka. Ciarki mnie przechodzą gdy pomyślę o sałatce na ciepło, przetworach, placuszkach. Kocham dynię miłością bezgraniczną. I oto mam w ręce kawałek dyni, która została niewykorzystana. Za mały kawałek na kolejną zupę. A na dnie szuflady jeszcze cukinia i pęczek rzodkiewek. W takiej sytuacji zdaję się na starego, niezawodnego przyjaciela: francuskiego gotowca. I robię mini tarty. Z kozim serem, mięciutkim, aromatycznym, z aksamitną pleśniową skórką. Takie tarty na ząb.