Showing posts with label FETA. Show all posts
Showing posts with label FETA. Show all posts

20 May 2013

TARTA ZE SZPARAGAMI


Pamiętam dzień, w którym moja Lu, mając wtedy niespełna 2 lata, po raz pierwszy jadła szparagi. Przyrządzone tak, jak lubię najbardziej: delikatnie ugotowane w osolonej wodzie z prawdziwym, wiejskim masłem. Zjadła ich wtedy całkiem sporo, zerkaliśmy na półmisek z nadzieją, że zostawi trochę dla nas. Liczą się takie proste przyjemności, a szparagi są właśnie jedną z nich. Przerobione na dziesiątki sposobów, zawsze smakują mi z pomidorami. Tak jak w poniższej tarcie:

20 April 2013

ZAKAZ PALENIA...KASZY


Spotkało mnie wielkie szczęście. Moja czteroletnia córka, odkąd tylko wyrosły jej zęby (a nawet trochę wcześniej), stała się miłośniczką kasz wszelakich. Nie wiem czy istnieje taka, której by nie zjadła. I ogromnie mnie to cieszy, bo i ja darzę kaszę umiłowaniem:) Z tą jednak różnicą, że w moim przypadku zdarzały się wyjątki. Jako dziecko nie znosiłam jaglanki, uznawałam głównie kaszę jęczmienną, którą mogłam jeść bez dodatków, w nieograniczonych ilościach. Z kaszą gryczaną natomiast jest tak, do dziś, że do palonej podchodzę z rezerwą. Zdarza się dzień (choć naprawdę rzadko), kiedy przychodzi mi na nią ochota i jest to wtedy niezmienna forma, z masłem i solą, nic ponadto. Ale sedno tej kaszowej sprawy leży w fakcie, iż przez większość życia znana mi była tylko ta. Ciemna, prażona, ze specyficznym, dymnym posmakiem, który jako dziecko starałam się tłumić dokładką buraczków i topić sporą porcją sosu. Jednak, w dorosłym już życiu, spróbowałam jasnych, zielonkawych ziarenek i...przepadłam. Gryczana stała się jedną z moich ulubionych kasz, jej łagodny, surowy smak odkrywam co jakiś czas na nowo. Doskonale nadaje się do przyrządzania słodkich dań: puddingów, ciast, serniczków, czego z prażoną nie odważyłabym się czynić. Ale lubię ją także w sałatkach, mieszankach, które robi się dość szybko, zjada na ciepło i na zimno, pakuje do lunchboxa i zabiera ze sobą gdziekolwiek...

12 February 2013

ZIMOWA SAŁATKA NA CIEPŁO


Zimą tęsknię za smakiem warzyw. Za ich prawdziwym smakiem, za słodyczą jaką uwalniają w trakcie pieczenia. Czasem zadowoli mnie talerz gotowanego selera, marchwi i kalafiora z masłem i soloną tartą bułką. Czasem nie trzeba nic skomplikowanego aby oswoić zimę i śnieg za oknem. Czasem jednak warto dorzucić (niewiele) więcej aby poczuć się wyjątkowo dobrze. Wszystkie sałatki z pieczonych warzyw mają taką kojącą energię. Bardzo lubię sałatkę Sophie Dahl z batatem i burakami. Za kolory, za ten słodki zapach, który otula mnie za każdym razem, gdy otwieram piekarnik, aby przewrócić warzywa...