Tytuł: Mroczna bohaterka. Kolacja z wampirem
Autor: Abigail Gibbs
Wydawnictwo: Muza
ISBN: 9788377584897
Ilość stron: 560
Cena: 39, 99 zł
Po raz kolejny trafiłam na książkę, o której ciężko pisać
bez przyspieszonego tętna i wracania raz po raz do świata stworzonego przez
autorkę – choć bardzo młodą, to niewyobrażalnie utalentowaną.
Do książki tej podeszłam po trosze na zasadzie doświadczenia
– wiele było wokół niej szumu, wszak jej twórczyni początkowo publikowała ją w
odcinkach na swoim blogu, zyskując niebagatela 17 milionów wejść, co uczyniło z
niej niekwestionowane zjawisko na skalę światową, zwłaszcza że tekst ów
stanowił kolejną, angielską odpowiedź na amerykańską sagę Zmierzch, zaś prawa do jego publikacji sprzedano do 19 krajów – a
ja lubię być wobec szumnych powieści podejrzliwa, ale też – o, Matko Marketingu
– ciekawska.
Nie jestem kompulsywną zbieraczką publikacji poświęconych
wampirom – jako postaci literackie są one dla mnie zupełnie obojętne –
akceptuję ich istnienie, lubię sobie o nich poczytać, ale nie stanowią też
centrum moich czytelniczych upodobań ani też ośrodka badań.
Abigail Gibbs sprawiła jednak [zaraz po Sherrilyn Kenyon,
choć u niej linia fabularna opierała się na czymś zgoła innym], że wampiry
zaczęły mnie prawdziwie intrygować, a nawet toczyć ze mnie krew – bo ta
niemalże lała się ze mnie wraz z potem podczas lektury – i to jest komplement.
Siedemnastoletnia Violet, to dziewczyna zadziorna i
nieskrępowana w wyrażaniu swojego zdania, jakkolwiek niesprzyjające byłyby ku
temu okoliczności. Nawet w obliczu zagrożenia życia, nic nie było wstanie
stępić jej ciętego języka, co prawdopodobnie stało się z jednym elementów ważących
nad tym, że, paradoksalnie, udało jej się uniknąć śmierci mimo bycia świadkiem
masowego mordu na Trafalgar Square. Na skutek przypadkowego zdarzenia,
wciągnięta została ona w świat, który dotąd pozostawał dla niej jedynie
przestrzenią zarezerwowaną dla fikcyjności. Poznała bogatego arystokratę o
wampirycznej proweniencji, co dalece skomplikowało ich wzajemne relacje. W
praktyce została ona przez niego uprowadzona i przetrzymywana w nieprzyzwoicie
luksusowej rezydencji, gdzie zatrzymał się czas, a w kieliszkach podawano krew
zamiast szampana. Powinna stać się tym, kim reszta sprowadzanych kobiet –
zabawką do gryzienia, upuszczania świeżej krwi, branką zaspokajającą wszelkie
potrzeby, tak się jednak wcale nie dzieje. Oto Violet wtłoczona w mroczną
(nawet nie wie jak bardzo!) rzeczywistość, powoli zaczyna w nią wnikać, coraz
mniej pragnąć powrotu do domu, a coraz bardziej dając upust swoim żądzom.
Ucieleśnieniem jej wszystkich pragnień staje się niebezpieczny i równie
nieokrzesany Kaspar – jej wybawca, a przy tym następca tronu, z którym zaczyna
łączyć ją namiętność, na którą żadne z nich nie powinno sobie pozwolić. Stawką
w tej grze jest bowiem coś więcej niż nieprzyzwoitość i społeczne wykluczenie
płynące ze związku człowieka z wampirem, lecz pokój między wymiarami.
Gibbs skonstruowała fabułę godną największych weteranów
literatury. Mimo że od początku akcja budowana była niezwykle precyzyjnie, raz
po raz pogłębiając elektryzujące napięcie, to przez ostatnie sto stron wprost
gotowałam się z emocji, gorączkowo kartkując książkę w poszukiwaniu
rozstrzygnięcia, które – o ironio – nie nastąpiło, urywając akcję w momencie
przełomowym.
Co ciekawe i dość wyjątkowe w gatunku – akcja wcale nie jest
skoncentrowana na seksie, będącym główną osią, wokół której skoncentrowana
została akcja ani na rozbuchanej erotyce – owszem, napięcie seksualne między
bohaterami jest odczuwalne i nadaje narracji magnetyzmu, ale oni – w
odróżnieniu od innych postaci literatury wampirycznej – potrafią je poskromić i
w ten sposób zintensyfikować potencjał.
Seks nie jest dominantą, lecz jedynie wątkiem epizodycznym, koniecznym przy
pisaniu o wampirach, będących ucieleśnieniem ideału kochanka, ale też przy
konstruowaniu historii związków w ogóle,
którego ten element jest koniecznym dopełnieniem.
Tym, co jeszcze wpływa na jakość książki, jest dwutorowa narracja, prowadzona zarówno z perspektywy Violet jak i Kaspara, dzięki czemu możemy na bieżąco kontrolować przebieg zdarzeń z dwu odległych od siebie spojrzeń, w których niespodziewanie szybko zacznie zacierać się granica między tym co wampirze, a tym, co człowiecze.
Przy okazji mówienia o tej książce przychodzą mi do głowy
same sformułowania dalekie od tradycyjnego komplementowania. Nic jednak nie
poradzę na to, że podczas lektury było mi aż niedobrze od spotęgowania wrażeń i
że jednocześnie chciałam ją pospiesznie czytać dalej, jak i odrzucać, bo wręcz
omdlewałam z emocji. Napięcie z każdą stroną narastało, nawarstwiało się,
intryga się zgęstniała, a ja nie mogłam złapać tchu – emocje te wciąż są żywe,
a pisanie o nich powoduje wręcz ich eskalację!
Obłędna lektura!
Ale uwaga – to wampir czasowy!;)
PS Zaczynać rok takimi lekturami to wielka poprzeczka dla
kolejnych :)