Tytuł: Nowe oblicze Greya
Autor: E L James
ISBN: 978-83-7508-596-9
Wydawnictwo: Sonia Draga
Ilość stron: 688
Całą jeszcze drżę od emocji po
przeczytaniu ostatniego tomu trylogii Pięćdziesiąt
odcieni i powrocie do kilku fragmentów tomu pierwszego.
Obie książki dzieli przepaść nie
do ogarnięcia.
Książa stricte erotyczna ewoluowała w nieprawdopodobnie wciągający i
emocjonujący thriller, w którym bohaterowie w dalszym ciągu ulegają dynamicznym
przemianom. Coraz mniej w niej wpadek językowych, coraz lepiej wykorzystywany
jest potencjał.
I proszę Państwa, Anastasia
Steele, przepraszam, Grey, nareszcie pokazała charakter!
W części tej wiele się dzieje.
Bliżej poznajemy bohaterów pobocznych, częściej zaglądamy do przeszłości
głównych bohaterów. Na wszystkim jednak cień rzuca postać Jacka Hyde’a, który
poprzysiągł sobie zemstę na Greyu i jego świeżo poślubionej żonie.
Cieszy mnie, że autorka
zdecydowała się skupić na tym wątku i rozwinąć go na ile umiała, wprowadzając
tym samym pożądane napięcie. Żałuję jedynie, że scena porwania, która miała
zadatki na najlepszą ze wszystkich, została znów potraktowana nieco po macoszemu,
zbyt szybko się rozwiązując.
Cieszę się, że ukazane zostało dzieciństwo Greya, że mężczyzna ów otworzył się
i wreszcie ogromnie cieszę się, że nie stało się to na hip hip hurra!
Oczywiście, pomijając coraz
bardziej nużące sceny łóżkowe, windowe, bilardowe, czerwonopokojowe i inne,
opisywane niesłychanie tendencyjnie (których notabene w tomie tym jak na lekarstwo w porównaniu z tomem
pierwszym), książka ta staje się zaskakująco dobrym czytadłem. Wyłączającym
intelekt, pozwalającym na odprężenie, a jednocześnie… uzależniającym.
Niebywałe jest to, że nie mogłam się od książki oderwać. Brałam ją ze sobą
wszędzie, czytałam w każdym możliwym miejscu, zapominałam o bożym świecie,
upływającym czasie i otaczających mnie ludziach. Cóż, nie będę ukrywać – to
najlepsza część trylogii, rozbudzająca apetyt na jeszcze i dająca nadzieję na
to, że być może James w końcu nabierze umiejętności pisania o czymś innym niż
tylko seks. Zdecydowanie bowiem w tej książce nie o niego chodzi.
Rewelacyjna końcówka, która może nie jest popisem
wizjonerstwa i wirtuozerii James, ale z całą pewnością rości sobie prawo do
miana jednego z najbardziej emocjonujących finałów książek, jakie w ostatnim
czasie czytałam. Zaświadczyć mogą o tym moje nocne krzyki wściekłości na
bohaterów, rzucanie książką, zamykanie jej z hukiem, po to, by za parę sekund
znów do niej powrócić, gdyż nie dawała o sobie zapomnieć. O spokoju mogłam na
czas lektury ostatnich stu pięćdziesięciu stron zapomnieć. Być może za bardzo
się wczułam, ale o to przecież chodzi, prawda?:)
Język, cóż… bez zmian. Momentami ordynarny, wulgarny,
momentami drażniąco naiwny. Na tyle jednak do niego przywykłam, że gdyby nie
wewnętrzna bogini pojawiająca się od czasu do czasu, zupełnie przestałabym na
niego zwracać uwagę.
Epilog, który stanowi opis sceny poznania się Greya ze
Steele z perspektywy Christiana jest dla mnie zapowiedzią i obietnicą zupełnie
nowej serii. Mam nadzieję, że James do czasu jej napisania zrezygnuje z tworów
na kształt wewnętrznych bogiń czytających Dickensa czy wyświechtanych,
irytujących frazesów, które staną się jedynie kiepskim powtórzeniem tego, co
wszyscy już zdążyliśmy doskonale poznać.
Prawdopodobnie ta powieść wcale nie jest tak dobra, jak
piszę. Być może jest jedynie tym, czego w tej chwili potrzebowałam. Nie zmienia
to jednak faktu, że czytało mi się ją doskonale i że kiedyś do niej wrócę. I
tak – polecam serdecznie!
Nie spodziewałam się, że to powiem, gdy sięgałam po
Pięćdziesiąt twarzy Greya. Nowe oblicze…
to jednak zupełnie inna bajka.
__________
Poprzednie tomy: