Pokazywanie postów oznaczonych etykietą morderca. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą morderca. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 7 stycznia 2016

Psychopata - John Lutz








Doskonały, jeden z najlepszych (zaraz po Mroku) tekstów Lutza, który zadowoli każdego fana dobrych kryminałów. Pełen napięcia, niepozwalający na oddech, rewelacyjnie wchodzący w psychikę mordercy, który w  książce pokazany zostaje z perspektywy tego mądrzejszego i będącego dwa kroki do przodu przez policją, co rusz wywodzoną w  pole. Towarzyszyć będzie nam od pierwszych od ostatnich stron, dzięki czemu nie będziemy musieli głowić się „kto morduje”, lecz wsłuchując się w  jego myśli, zastanawiać się „dlaczego i po co?”. 


Obłędna lektura, dostarczająca potężnego ładunku emocjonalnego, cechująca się niezwykłą dynamiką. Dzięki typowej już dziś dla twórców kryminałów dwutorowości narracji, adrenalina będzie rosnąć – zestawienie działań policji i rozgrywających się w tym samym czasie łowów mordercy nie pozwoli na spokojną lekturę, lecz ewokować będzie niesłabnące napięcie.

Morderca jest wyjątkowo brutalny – swoje starannie dobrane ofiary, oczywiście przypominające kobietę odpowiedzialną za jego traumę psychiczną – rozbebesza, umieszczając w ich wnętrznościach miniaturową wersję Statui Wolności, możliwą do zakupienia na każdym rogu Nowego Jorku. Perfidia jego działań jest nieopisana – z  dnia na dzień staje się zuchwalszy i sprytniejszy, a finał swoich działań nieuchronnie kieruje na bliskich detektywa prowadzącego śledztwo – Quinna. Detektywa, z którym świadomie prowadzi tę krwawą grę i w  którym upatruje godnego przeciwnika.
Ten zaś, widząc dokąd nieuchronnie zmierza ich przepychanka, stara się zapewnić bliskim swemu sercu kobietom należytą ochronę, wiedząc jednocześnie, że uratować je może jedynie czujność i zdrowy rozsądek, którym to – mimo wielu ostrzeżeń w mediach – nie wykazały się dotąd żadne ofiary mordercy.

Rewelacyjnie poprowadzona narracja, fenomenalnie rozegrana akcja – Lutz po raz kolejny podniósł sobie poprzeczkę, pokazując w jak dobrej kondycji pisarskiej wciąż się znajduje.

Jeśli zatem lubujesz się w kryminałach, a ścielący się gęsto trup nie jest Ci straszny – zachęcam do tej lektury i pościgu za mordercą.

Ale uważaj! On może być tuż obok Ciebie…


Inne książki Lutza na blogu:



poniedziałek, 8 września 2014

Inicjały zbrodni – Sophie Hannah


Tytuł: Inicjały zbrodni
Autor: Sophie Hannah
Wydawnictwo: Literackie
ISBN: 978-83-08-05391-1
Ilość stron:
360
Cena:
30,40zł
Data premiery: 11 września 2014.

Niemalże 40 lat po premierze ostatnich przygód Poirota, na światowej scenie pojawia się kolejna powieść z udziałem tego detektywa wszech czasów. Spisaniem jego przygód zajął się nie kto inny, jak Sophie Hannach, wybrana do tego zadania przez spadkobierców Agaty Christie, zgodnie twierdzących, że nikt inny tak dobrze nie sprawdzi się jako kontynuator dokumentowania perypetii Małego Belga, jak uznana pisarka wychowana na kryminałach anglosaskiej autorki.
Także ja i wychowałam się na jej powieściach, zatem wieść o ponownym oddaniu głosu Poirotowi była dla mnie piorunująca – z miejsca pojawił się szereg obaw, ale i nadziei na świetne projekty literackie, które będą nie lada gratką dla fanów, ale też ogromnym hołdem złożonym samej autorce.
Sumiasty, czarny wąs, szare komórki zdolne rozwikłać dowolną zagadkę, wysokie poczucie własnej wartości, nieco irytujący ton i fenomenalny zmysł obserwacji, to cechy, które wyróżniają Poirota spośród innych detektywów. To one sprawiły, że wiele lat temu Mały Belg umościł się wygodnie w mojej głowie i ani myśli z niej wyjść.
A jego ani myślą opuścić przygody – gdy na emeryturze spędza wieczór w londyńskim hotelu, gdzie delektuje się smaczną kolacją, z miejsca zaangażowany zostaje do rozwiązania niełatwej, jak się okaże, sprawy. Pewna kobieta, której poruszenie mocno go zainteresowało, a wrodzona ciekawość nie pozwoliła pozostawić sprawy bez wyjaśnienia, wyznaje mu, że grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Mimo wyraźnego poruszenia, błaga detektywa, by nie próbował szukać mordercy, bo jej śmierć jest konieczna. Jej relacja stanowi tak mocno chaotyczną szarpaninę słowną, że detektywowi z trudem przychodzi wysunięcie z niej rozsądnych wniosków. Sprawa okazuje się tym bardziej osobliwa, że tego samego wieczoru, w innym hotelu, popełnione zostaje trzykrotne morderstwo, o którym wieść szybko dociera do mężczyzny. W ustach ofiar zabójca pozostawił spinki do mankietów z grawerem PJI. Tym razem, w dochodzeniu pomaga Poirotowi (choć powinno być odwrotnie) Catchpool, przedstawiciel Scotland Yardu.
Jaki związek mają ze sobą obie sprawy? Czy Poirotowi uda się rozwiązać zagadkę, zanim dojdzie do kolejnego morderstwa?
Na te pytania odpowiedzi poznacie dopiero, gdy wejrzycie tej książce pod okładkę, a zaręczam, że warto.

Jak poradziła sobie Hannah z tym ogromnym wyzwaniem jakim jest próba dorównania do poziomu Christie, by całość nie wypadła blado?
Muszę przyznać – doskonale.
Inicjały zbrodni, pomimo kilku odstępstw od charakterystycznego rytmu powieściowego Christie, jakim jest przede wszystkim długość historii (około 350 stron przy dużym formacie, podczas gdy u Christie było to około 250 stron) i rozbudowanie wątków, a także osadzenie w roli narratora Catchpoola, a nie jak było to dotąd – narratora wszechwiedzącego (nie ukrywam, że do formy narracji zastosowanej przez Hannah bardzo ciężko było się przyzwyczaić, a dodatkowo sprawiała ona, że ułuda czytania Christie zanikała – dość nieudany zabieg), są książką bardzo sprawnie napisaną, wierną rozwiązaniom fabularnym znanym z tekstów Królowej Kryminału i – gdyby nie owe niedopatrzenia (specjalne zastosowania?) – wręcz łudząco podobną do oryginału.
Spadkobiercy Christie nie pomylili się – Hannah to właściwa autorka, na właściwym miejscu.
Nic nie uroniła z pewności siebie, kultury osobistej, impertynencji i analitycznego umysłu Poirota, który lubował się w popisywaniu się swoją wiedzą i zdolnością od odkrywania prawdy, nawet tej najbardziej wymyślnej. W Inicjałach zbrodni czuć atmosferę znaną z książek Christie, namacalne jest podobieństwo postaci, a ewentualne różnice są niezauważalne i zupełnie bez znaczenia. To wręcz lustrzane odbicie, które jednak w pewien sposób zostało zniekształcone – skazą na powieści jest bowiem jednocześnie jej najmocniejsza strona… Poirot. Autorka tak silnie chciała oddać jego najbardziej charakterystyczne cechy, że w którymś momencie miarka się przebrała, sprawiając, że detektyw –  dotąd irytujący jedynie dla innych bohaterów – teraz stał się  denerwujący także dla czytelników. Uwielbiałam tę zarozumiałość Poirota i jego wrodzoną  nieomylność, u Hannach zaś mocno mnie ona drażniła, sprawiała, że Poirot wydawał się… sztuczny, nieswój, obcy i przesadzony.
Cieszę się, że wydawcy zachowali charakterystyczne logo znane z niemalże wszystkich wydań książek o Poirocie, choć przyznaję, że nieco mylące jest wyolbrzymienie jej nazwiska na niekorzyść prawowitej autorki, ale marketingowo to zdecydowanie jasne i – jak sądzę – najlepsze rozwiązanie. Sprawi jednak, że Hannah nie będzie oceniania jako samodzielna autorka, a jako naśladowczyni – dla jednym mniej, dla innych bardziej wiarygodna.
Z niecierpliwością oczekuję kolejnych przygód Poirota, a Was zachęcam do szybkiego odwiedzenia księgarni i zrobienia miejsca na półkach – będzie Wam w najbliższym czasie potrzebne, zwłaszcza, że format znacząco wybiega od formatu książek samej Christie;)





poniedziałek, 12 maja 2014

Mrok – John Lutz


Tytuł: Mrok
Autor: John Lutz
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 9788378397304
Ilość stron: 480
Cena: 34zł

Tym, co od wieków jest dla człowieka konieczne do zharmonizowanego istnienia jest poczucie bezpieczeństwa, konstytuowane przez trwanie w zdrowym związku, ale przede wszystkim przez posiadanie domu – ostoi, do której zawsze możemy wrócić, przestrzeni swojskiej, znanej, pewnej, nieskażonej przez bytowanie Innego, chyba że na zasadach właściciela.
Jeśli komukolwiek z ludzi zdarzy się włamanie, dom przestaje jawić się jako miejsce, w którym możemy czuć się komfortowo. Ludzie dotknięci takim wydarzeniem, niejednokrotnie albo sprzedają większość swojego dobytku (nigdy bowiem nie wiadomo czy włamywacz nie jadł z naszego talerza, nie pił z naszej szklanki etc.), albo decydują się na przeprowadzkę i całkowitą zmianę otoczenia, po to by na nowo udomowić inną przestrzeń i uczynić ją sobie znaną i pewną.
Co jednak, gdy ofiara włamania nic o nim nie wie? Co gdy nie ma świadomości, że ktoś sobie ją upatrzył i odtąd każdą noc spędza w jej mieszkaniu, milcząco przyglądając się pogrążonym w śnie domownikom?

Po mieście krąży seryjny morderca, ochrzczony przez prasę Nocnym Łowcą. Upatruje on sobie bezdzietne małżeństwa, śledzi kobiety, poznaje ich preferencje i upodobania. Po wstępnym rozpoznaniu każdą kolejną noc spędza w domu ofiar, przyglądając się im i przemierzając niezauważony mieszkanie. Zabójca en passant zostawia w domu ofiar podarunki – ulubione czekoladki pani domu, upatrzony sobie przez nią wisiorek czy futro, doskonałe wino i każdorazowo – żółte róże. Rankiem kobiety, choć zdziwione znalezionymi podarunkami, zawsze ich pochodzenie przypisują mężom, pragnącym sprawić im przyjemność i okazać uczucie. I choć większość z nich wypiera się kupienia czegokolwiek, nikt nie dopuszcza do siebie myśli, by ktoś obcy mógł wtargnąć do ich mieszkania.  A tymczasem każdej nocy, seryjny morderca rozsiada się wygodnie w kuchni ofiar, by tam posilić się spowity przez mrok. Czeka, aż ktoś go nakryje, a wtedy dokonuje zbrodni, szybko zabijając mężów i powoli uśmiercając kobiety, z wyjątkowym okrucieństwem.
Zabójca ów jest niezwykle przewidujący – czytał wiele publikacji poświęconych podobnym sobie osobom, wie jak działa policja i na jakie jego ruchy oczekuje, dzięki czemu zawsze jest przed nimi i nie daje się łatwo sprowokować. Wydaje się, że nikt nie zdoła go złapać.

Do sprawy przydzielony zostaje detektyw Quinn, wraz z Pearl i Federmannem. Dla każdego z nich dochodzenie to, ma być rehabilitacją w oczach ludzi i policji, w których okryli się niesławą.  Niestety, morderca doskonale zna i umiejętnie wykorzystuje ich słabości, robiąc wszystko, by pokrzyżować im szyki.

Narracja prowadzona jest wielotorowo – poznajemy zarówno życie ofiar jeszcze za ich życia, mamy wgląd w przeszłość mordercy, śledzimy jego wizyty u psychiatry, obserwujemy dokonania policjantów, ale też podglądamy reakcje kobiet po znalezieniu prezentów i reakcje mężczyzn. Autor wodzi nas za nos, naświetlając sprawę z wielu stron.

Będąc już niemalże na końcowej stronicy książki, poczułam się niesamowicie skołowana – autor do ostatniej chwili zwlekał z rozwikłaniem zagadki. Miałam wrażenie, że zdecydował się na on na kompozycję otwartą, bez rozwiązania akcji, pozostawiając strach, że gdzieś na wolności wciąż grasuje nieuchwytny Nocny Łowca, wkradający się niepostrzeżenie w życie wybranych kobiet. Przyznaję, że to rozwiązanie mocno mnie zaintrygowało i zaczęłam zastanawiać się nad jego konsekwencjami, jednak w toku moich rozważań Lutz ofiarował mi emocjonujący finał, zwieńczony schwytaniem mordercy.
Lutz bawi się czytelnikiem, igra z jego emocjami, z jego wiedzą o kolejnych etapach rozwoju akcji w literaturze kryminalnej, nieustannie podkręca temperaturę, raz po raz zaznaczając inteligencję i przenikliwość zabójcy, będącego zawsze krok przed ścigającą go policją. Nie ukrywam, że autorowi udało się uśpić moją czujność i całkowicie mnie zwieść – w taki sposób poprowadził narrację, że niemalże od początku czytelnik był wyposażony w wiedzę o tożsamości mordercy, jak się jednak później okazało – w wiedzę pozorną i niezgodną z rzeczywistością. Pisarz pokazuje jak kruche jest poczucie bezpieczeństwa, jak łatwo nim zachwiać i jak obezwładniająca jest to utrata.
Dawno nie czytałam już tak zawikłanego i doskonale poprowadzonego kryminału, z dobrze pomyślaną intrygą, pobudkami, mającymi swoje źródło wiele lat przed akcją właściwą.
Jeżeli więc szukacie nie tylko poprawnie skonstruowanej książki wpisującej się w ów gatunek, lecz prawdziwie porywającej historii, gwarantuję, że Lutz to dobra inwestycja: zarówno czasu, jak i pieniędzy. I uważajcie: w waszej szafie wciąż może czaić się nieuchwytne zło.

niedziela, 23 marca 2014

I nie było już nikogo – Agatha Christie



Tytuł: I nie było już nikogo
Autor: Agatha Christie
Wydawnictwo: Dolnośląskie
ISBN: 978-83-271-5036-3
Ilość stron: 213
Cena: 14,99 zł


I nie było już nikogo to książka, z której wyrosła moja fascynacja Agathą Christie. Nie pamiętam już ile razy do niej wracałam, ale robię to każdorazowo z wielkim namaszczeniem – nawet znając clue, a może właśnie szczególnie dlatego, każda kolejna lektura staje się pełniejsza: już od pierwszych stron mogę śledzić kunszt pisarski, obserwować jak skrywała małe podpowiedzi w kolejnych rozdziałach, tak zmyślnie jednak, by właściwie nie było szans na domyślenie się, kto jest sprawcą.
Książka ta, ze względu na poprawność polityczną, funkcjonowała pod kilkoma tytułami: Dziesięciu Murzynków (wcześniej Dziesięciu małych Murzynków), Dziesięciu małych Żołnierzyków, Dziesięciu  małych Indian  i wreszcie – I nie było już nikogo. Jako że zmiana tytułu, pociągała za sobą także zmianę treści rymowanki, na bazie której morderca dokonuje kolejnych czynów, nie sposób nie wybrać swojej ulubionej. Moją jest właśnie wersja ostatnia, a wieńcząca wyliczankę strofa A ten jeden, ten ostatni /tak się przejął dolą srogą/ że aż z żalu się powiesił/ I nie było już nikogo krąży w mojej głowie od wielu lat.
Akcja otwiera się, gdy ośmiu ludzi, dostaje zaproszenie od tajemniczego Pana Owena, który zachęca ich do przybycia na wyspę. Na pozór nic ich nie łączy – nigdy wcześniej się nie spotkali, nie wiedzą też, kim jest gospodarz, który zresztą na wyspie wcale się nie pojawia. Zamiast niego, dwójka służących, według wcześniejszych instrukcji, puszcza nagranie, na którym Owen oskarża wszystkich swoich gości o zbrodnie, do których nigdy się nie przyznali, i których nigdy im nie udowodniono. Po tym zdarzeniu przybyli rozchodzą się do swoich pokojów, gdzie znajdują dziecięcy wierszyk o kolejno znikających ludziach. Jeszcze ten samej nocy niewinny tekst zaczyna nabierać nowego znaczenia.
Morderca ciąg zabójstw ułożył w rytm wyliczanki, co nadaje książce zarówno makabry, jak smaczku. Podobny zabieg często przyświecał motywacjom bohaterów książek Christie – czerpali oni z mądrości ludowych, rymowanek znanych z młodości i wrzucali je w nowe konteksty, całkowicie zmieniając ich znaczenie i rozumienie.
Choć na pozór książka ta wydawać się może jedynie bardzo sprawnie napisanym kryminałem, tak naprawdę otwiera drugie dno – psychologiczne i filozoficzne. Wyspa, na której znaleźli się bohaterowie, to nie tylko dosłowne miejsce odseparowane, na którym zmuszeni są oni do życia z tymi, z którymi zostali na niej ulokowani (a raczej: uwięzieni), ale też metafora człowieka w świecie – samotnej wyspy, indywidualności, składającej się wraz z innymi na cały obraz świata (ludzkości), świadomości, duszy, która w zetknięciu z ostatecznym musi zmierzyć się z demonami przeszłości i przyznać się do popełnionych czynów. Bycie uwięzionym na wyspie (czytanym jako zmuszenie do przebywania z sobą samym w warunkach bardzo specyficznych) zmusza do zdefiniowania własnych przewin, wyartykułowania dokonanych przestępstw, stanięcia w prawdzie przed sobą samym, do czego obliguje duszna i parna atmosfera bycia z sobą sam na sam, bez możliwości ucieczki, a do tego potęgowana poczynaniami osoby odpowiedzialnej za zmuszenie nas do przyjazdu na wyspę – budzenia uśpionych wyrzutów sumienia, zasiewania ziarna wątpliwości.
Agatha Christie to nie tylko Królowa Kryminałów, ale też królowa badania ludzkiej psychiki. W dziesiątkach swoich tekstów, zaprezentowała niebywały talent do śledzenia ludzkich motywacji, głębokiego gruntowania ich w przeszłości, w relacjach, zmyślnego przeplatania z zazdrością, żądzą i zemstą.
I nie było już nikogo to jedna z jej najlepszych książek, którą polecam każdemu, szczególnie tym, którzy na geniuszu tej autorki jeszcze się nie poznali.
A kto lubi – niech sięgnie także i po grę, z czterema alternatywnymi zakończeniami.

poniedziałek, 10 lutego 2014

Alex – Pierre Lemaitre


Tytuł: Alex
Autor: Pierre Lemaitre
Wydawnictwo: MUZA
ISBN: 9788377583388
Ilość stron: 352
Cena: 34,99 zł

Dla nas najważniejsza jest nie prawda, lecz sprawiedliwość, czyż nie?[1]
Alex Prévost, to piękna, ponętna i wzbudzająca ogromne zainteresowanie mężczyzn kobieta. Niestety, uwagę jednego z nich zwróciła aż nadto: on to porywa ją i zamyka w klatce podwieszanej u sufitu, przypominającej tzw. dziewice, pamiętające czasy Ludwika XI i jego narzędzia tortur – klatce, w której nie można ani usiąść, ani się położyć.
Przez wiele dni nikt nie zgłasza jej zaginięcia, a jedynym śladem zdarzenia staje się relacja świadka, który niewiele potrafi jednak do sprawy wnieść, mając w pamięci jedynie szczegóły o małym znaczeniu. Choć Alex zdaje sobie sprawę ze swojego położenia, nie chce pogodzić się z myślą o śmierci w taki sposób. To właśnie to przeświadczenie daje jej nieludzką wręcz siłę do walki o przetrwanie, na przekór założeniom kata, którego jedynym zamierzeniem jest patrzenie na nią „jak zdycha”.
Choć obraz ofiary zarysowany jest nadzwyczaj szczegółowo, czytelnik zastanawia się czy aby na pewno należy jej jednak współczuć? Czy emocje wywołane obserwowaniem jej upodlenia i egzystowania na granicy ludzkiej wytrzymałości oraz całkowitej dehumanizacji są słuszne? Choć wątpliwości pojawiają się dopiero po uwolnieniu się Alex z klatki jeszcze przed przybyciem policji, uderzają swą siłą i mocą oddziaływania. Dlaczego ofiara nie zgłosiła się na najbliższy posterunek?
"Dziewica" wynaleziona przez Ludwika XI .

Jej sprawę prowadzi inspektor Camille Verhoeven, mężczyzna, który jakiś czas wcześniej w wyniku porwania stracił ciężarną żonę. Wydaje się, że do sprawy tej podchodzi nadzwyczaj emocjonalnie, ale też… instrumentalnie, traktując ją jako katartyczną przeprawę, mającą pozwolić mu na uporanie się z dręczącymi go demonami przeszłości.
Przed inspektorem zadanie niebywale trudne, Alex bowiem niewiele ma wspólnego z jego zmarłą żoną. Jest brutalna, inteligentna i niewątpliwie żądną zemsty. Inspektor jednak nie ma w zwyczaju się poddawać, toteż mocując się z napotkanymi trudnościami, małymi krokami posuwa się do przodu, po to, by sprawiedliwości stało się zadość. Dwoistość jego motywacji jest tak samo zastanawiająca, jak niejednoznaczność motywacji poszukiwanej przez niego kobiety.

Autor bawi się czytelnikiem, miesza, z ofiary robi kata, z kata ofiarę motywowaną traumatycznymi przeżyciami z dzieciństwa i wczesnego dorastania. Komplikuje relacje, które od początku zostały mocno zarysowane, po to, by stopniowo ulec rozmyciu. Wyzwala pytania o sens etykietowania, każe zastanowić się nad tym czy każde morderstwo można jednoznacznie uznać za niedopuszczalne, nawet jeśli jest efektem wieloletniego cierpienia.
Lemaitre skutecznie utrzymuje napięcie od pierwszej do ostatniej strony, szpikując szczególnie pierwsze kilkadziesiąt stron opisami niezwykle brutalnymi, ocierającymi się o turpistyczne sposoby przedstawiania ofiar. Pokazuje ciało zbrutalizowane, skatowane, wskazuje na człowieka upodlonego, pozbawionego godności i wstydu, znajdującego się na granicy wytrzymałości. Powoduje w czytelniku silne współczucie dla przetrzymywanej ofiary, której kibicuje i z którą walczy, po to tylko, by kilkanaście stron dalej przedstawić porwaną jako kobietę bez zahamowań, pozbawioną skrupułów, za to z pamięcią słonia i z bardzo dobrze przygotowanym planem zemsty, który dojrzewał w niej jako odpowiedź na cierpienia doznawane w młodości, będący odpowiedzią na zbezczeszczone niegdyś ciało.
Choć blurb dał mi złudzenie sięgania po książkę, stanowiącą historię walki o przetrwanie, tak naprawdę jest to opowieść o zemście, dojrzewającej przez lata. O kobiecie, która z podziwu godną precyzją zaaranżowała spotkania, kończące się zawsze tak samo brutalnie.
Misternie konstruuje intrygę, ewokując sprzeczne uczucia po odłożeniu lektury: czy sprawiedliwości stało się zadość? Kto tak naprawdę był największą ofiarą? Czy każda z kolejnych ofiar nie była też po części katem, otrzymującym poniewczasie sprawiedliwą karę?

Odpowiedzi na te pytania, ale przede wszystkim niezwykłą podróż śladami ludzkiej pamięci odnajdziemy w tym piekielnie dobrym thrillerze, który, jak sądzę, rzeczywiście chciałby sfilmować Hitchcock, gdyby tylko miał taką możliwość.


[1] Alex, Pierre Lemaitre, Warszawa 2013, s.349.

piątek, 15 listopada 2013

Burza słoneczna - Åsa Larsson


Tytuł: Burza słoneczna
Autor: sa Larsson
Wydawnictwo: Literackie
ISBN: 9788308052174
Cena: 34,90 zł
Ilość stron: 364
Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła.  I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła.
/ Mt 5, 29-30/

sa Larsson uchodzi dziś za królową szwedzkiego kryminału. Cykl jej powieści zainaugurowany tekstem Burza słoneczna, to jedna z najpopularniejszych serii swojego gatunku, zbierająca pochlebne recenzje, jak i renomowane wyróżnienia. Pierwsza część sagi uznana została za Debiut Roku przez Szwedzką Akademię Kryminału Uwagę zwróciła na nią także Oprah Winfrey, dla wielu będąca niezwykłym źródłem opiniotwórczym.

Seria ta, w myśl gatunku [silnie reprezentowanego przez kraje skandynawskie, które na tym elemencie kryminałów skupiają się chyba najsilniej i najbardziej go uwypuklają] stanowi mroczny cykl poświęcony morderstwom i śledztwom toczonym w ich sprawie.

Rebeka Martinsson, to młoda prawniczka, która swoją żywiołowością i siłą przebicia zyskała sobie wielu zwolenników i wrogów. Pracuje w prestiżowej sztokholmskiej kancelarii, gdzie zajmuje się przede wszystkim prawem podatkowym, skądinąd najbardziej dochodowym. Pewnego dnia odbiera ona telefon z prośbą o pomoc – dzwoni jej koleżanka z Kiruny, która właśnie odnalazła ciało swojego zamordowanego brata – przywódcy wielkiej wspólnoty religijnej – Kościoła Źródła Mocy – ożywiającej wiarę w tym rejonie Szwecji. Zwłoki denata były całkowicie zmasakrowane – pozbawione nóg, oczu, zakrwawione i porzucone w miejscu zbrodni. Główną podejrzaną natychmiast staje się Sanna – jako jego siostra i osoba często mająca problemy natury psychicznej. Teraz, wraz z małymi córeczkami postanawia się ukrywać, prosząc o pomoc Rebekę, mającą stać się jej pełnomocniczką.

W toku śledztwa wychodzą na jaw skrywane od lat sekrety i tajemnice zaplecza finansowego wspólnoty. Ona to, od czasu cudownego uniknięcia śmierci przez jej głównego pastora Wiktora, utrzymuje się z datków za nagrania jego kazań, ofiary i cały handel oparty na postaci i doświadczeniach charyzmatycznego duchownego. Gdy ten zostaje znaleziony martwy, prasa bardzo szybko próbuje znaleźć medialnie przydatnego podejrzanego.
Jak się okazuje, sprawa ma charakter rytualny. Morderca, w myśl słów z Pisma Świętego, którego tłumaczenie z 1917 roku jest głównym źródłem wiedzy członków wspólnoty, pozbawia denata części ciała, mających być przyczyną jego grzechu. Pozostaje pytanie – czym naraził się Wiktor, by zasłużyć sobie na tak brutalną śmierć?

Biblijne opisy ściśle łączą się z metodą tytułowania przez Larsson następujących po sobie rozdziałów – każdy kolejny rozpoczynają słowa  I nastał wieczór, i nastał poranek – dzień (pierwszy), będące parafrazą zdań zaczerpniętych z Pisma Świętego, towarzyszących przedstawieniu stworzenia świata. Poetyka biblijna przewija się w wielu miejscach książki, podkreślając wartości, jakimi żyli członkowie Kościoła Źródła Mocy.

Powieść ta, mimo mojej ogromnej znajomości książek i filmów epatujących przemocą i okrucieństwem, w niektórych miejscach powodowała, że przechodził mnie dreszcz strachu i obrzydzenia. Początkowe opisy znalezionych zwłok ewokują abominację, a ich sugestywność i somatyczność miejscami przywołują na myśl obrazowanie turpistyczne.
Larsson napisała powieść, która niewątpliwie budzi zainteresowanie i stanowi doskonałą przedstawicielkę swojego gatunku. Mrok i brutalność opisywanych scen, potęgują uczucie niepewności i niebezpieczeństwa.
Czyta się ją jednym tchem, cały czas mając świadomość, że pozytywnego zakończenia wcale może nie być, że prawdopodobnie w finale czeka nas wielki dramat, który w żadnej mierze nie będzie mógł zostać osłodzony, nawet jeśli w praktyce sprawa zostanie wyjaśniona.

Z prawdziwą przyjemnością sięgnę po kolejne tomy cyklu, który rozpoczęty został w tak dobrym stylu.

Wszystkim, którzy tak jak ja do tej pory, nie odkryli jeszcze brawurowej Larsson – serdecznie polecam!


czwartek, 17 października 2013

Syrenka – Camila Lackberg

Tytuł: Syrenka
Autor: Camilla Lackberg
Wydawnictwo: Czarna Owca
ISBN: 9788375545104
Ilość stron: 488
Cena: 29, 90 zł

Z Camillą Lackberg zaczęłam zupełnie nie po kolei.
Wpierw sięgnęłam po Zamieć śnieżną i woń migdałów, książkę tak samo krótką, jak wtórną. Niczym niezrażona zdecydowałam się na sięgnięcie po Syrenkę, wszak fenomen szwedzkiej autorki nie wziął się znikąd.  Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że to 6 część serii! Nic na to nie wskazywało, czytałam jakby to była książka wcale nienależąca do żadnego większego uniwersum – ot, ciekawa [bardzo!] historia, którą chłonęłam jak najlepszy rarytas, nieświadoma tego, że znów nie czytam linearnie. Wniosek z tego taki, że wcale nie trzeba! Nie czuję się poszkodowana, nie mam poczucia uronienia czegoś niezwykle ważnego, jedynie pewny żal, że dotąd byłam ślepa na teksty tak dobrej autorki, jak sugeruje to Syrenka. Cieszę się jednak, że mam ten przywilej i możliwość sięgnięcia do tomów poprzednich, a także luksus odkrywania nieznanych mi dotąd terytoriów literatury.
Czuję, że Lackberg na dobre umościła się w mojej głowie.

Goszcząc we Fjallbace po raz pierwszy, od razu stałam się świadkiem morderstwa popełnionego na mężczyźnie, w niewyjaśnionych okolicznościach. Policja bezskutecznie szukała denata przez kilka miesięcy, a w sercu jego żony wciąż kotłowała się nadzieja na odnalezienie go w pełni sił i zdrowia. Jej nadzieje prysły wraz z przypadkowym trafieniem przez przechodnia na zwłoki zamordowanego w jeziorze skutym lodem.
Choć sprawa od początku wydawała się niejasna, skomplikowała się jeszcze silniej, gdy okazało się, że przyjaciele zamordowanego od miesięcy dostają listy z pogróżkami, a teraz anonimowy sprawca od teorii zaczyna przechodzić do czynu.
Co łączy wszystkich bohaterów oprócz nici przyjaźni? Tego próbuje się dowiedzieć śledczy Patrik, wspierany przez swój zespół oraz niezwykle bystrą i pomysłową żonę, związaną zawodowo z jednym z mężczyzn straszonych anonimami.
Ich dochodzenie poprowadzi ich daleko w przeszłość, pamiętającą wiele niewypowiedzianego cierpienia i tragedii.
Mimo że ostatecznego rozwiązania domyśliłam się bardzo szybko, w żaden sposób nie przeszkodziło to lekturze: wiele wątków było dla mnie bowiem niejasnych do samego końca, próbowałam szukać motywacji, kluczyłam, łamałam sobie głowę, a i tak autorka wyprowadziła mnie w pole, lokując źródło prześladowań w zupełnie innym miejscu.


Autorka zakończyła tom klasycznym cliffhangerem. Zawiesiła akcję w momencie zdaje się finałowym, przez co doprowadziła mnie niemalże do furii z tego powodu, że nie miałam akurat pod ręką części kolejnej, która z pewnością rozwiałaby moje wątpliwości co do rozwiązania. Z niecierpliwością i ogromnym wyczekiwaniem melduję gotowość sięgnięcia po kolejne części bez poznania wpierw tomów rozpoczynających serię. Takiego napięcia długo nikt by nie wytrzymał.
Bohaterowie zarysowani przez Lackberg to wielkie indywidualności, zbudowane z troską o szczegóły. Co zwróciło moją uwagę, to poświęcanie sporo miejsca na wątki obyczajowe i związki głównych bohaterów z kobietami, a także na wpływ relacji z przeszłości na ich teraźniejsze życie. Nie chodzi jedynie o relacje erotyczne, ale też związki matka-syn, siostra-brat i in. To one okazują się niezwykle ważnymi elementami, zbadanymi przez autorkę z dużą pieczołowitością i troską o szczegóły. Dzięki dobrze zarysowanemu tłu, postaci są o wiele bardziej wiarygodne i rzeczywiste, a ich problemy jawią się jako realne i ważne.

Bardzo, bardzo dobry kryminał, po mistrzowsku poprowadzona fabuła, doskonały warsztat pisarski, a do tego prawdziwie mrożąca krew w żyłach historia człowieka nękanego przeszłością. Nie dziwi, że Lackberg to jedna z najjaśniejszych gwiazd kryminalnego firmamentu, ciesząca się niepomierną popularnością. Choć jestem po lekturze dopiero dwu książek jej autorstwa, mogę śmiało powiedzieć, że każda z nich wywołuje głód kolejnej, nigdy niezaspokojony.

niedziela, 8 września 2013

Dopóki cię nie zdobędę - Samantha Hayes


Tytuł: Dopóki Cię nie zdobędę
Autor: Samantha Hayes
Wydawnictwo: Prószyński
ISBN: 978-83-7839-557-7
Cena: 35 zł
Ilość stron: 456


Czytam ogromne ilości książek, pożeram litery, jestem smakoszem słowa pisanego i często – ostatnio coraz częściej – w sposób o wiele bardziej krytyczny niż jeszcze kilka miesięcy temu podchodzę do czytanych pozycji. Mało mnie zaskakuje, większość męczy wtórnością lub przewidywalnością. Nie pamiętam kiedy czytałam naprawdę emocjonujący kryminał lub thriller. Co więcej – gatunki te spadły z podium ulubionych – sięgam po nie coraz rzadziej, bojąc się niemalże pewnego rozczarowania.
Od czasu do czasu jakiś tytuł przykuwa moją uwagę, jakieś nazwisko rozbudza nadzieję na pożądane wrażenia – rzecz miała się podobnie w wypadku Samanthy Hayes i jej książki. Nieznane mi wcześniej nazwisko, wielce ryzykowny wybór, zwłaszcza przez wzgląd na wcześniejsze doświadczenia. I mogłabym wykrzyczeć – co za fenomenalna intuicja, co za powieść, co za pomysłowość, co za zdolność do przykuwana uwagi!
Hayes dostarczyła mi tego, na co czekałam od miesięcy: frapującą historię, intrygujące pierwsze zdania powieści, zaskakujące i naprawdę niespodziewane zwroty akcji, a przy tym ułudę, że doskonale wiem jak całość się zakończy. Komfort, który miałam podczas lektury graniczył z bolesną świadomością, że oto znów trafiłam na historię do bólu przewidywalną, z jasnymi i banalnymi do przewidzenia – bo wcale nie ukrywanymi – rozwiązaniami. Czytając powieść – choć wciągającą – moją twarz wciąż zdobił kąśliwy uśmiech, zdradzający, że bezbłędnie rozszyfrowałam pomysł autorki na poprowadzenie fabuły. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że horrendalnie się pomyliłam!
Autorka serwuje nam opowieść o Claudii – ciężarnej macosze bliźniaków, której mąż – James – jest marynarzem co rusz wypływającym w dalekie rejsy. Bliska rozwiązania bohaterka, która do tej pory wielokrotnie poroniła lub rodziła martwe dzieci, postanawia zatrudnić kolejną opiekunkę, której zadaniem będzie pomóc jej w uporaniu się z obowiązkami matki trójki maluchów poniżej piątego roku życia. Szybko znajduje idealną kandydatkę – Zoe. Zdaje się, że kobieta jest bez jakiejkolwiek skazy: gotuje domowe obiadki, ma doskonałą rękę do podopiecznych, wspaniałe referencje, zna się na wszystkim, szybko zjednuje sobie niesforne dzieci, z którymi radzi sobie fenomenalnie, ukończyła renomowany kurs, a przy tym doskonale spełnia powierzone jej zadania. Dla wybrednej Claudii, która zawodowo zajmuje się opieką społeczną, Zoe staje się chodzącym ideałem.
Po zatrudnieniu jej, szybko zaczyna nabierać co do niej wątpliwości. Nie wie, że imię Zoe i cała historia jej przeszłości, to jedynie bajka wymyślona na potrzeby zatrudnienia. Tak naprawdę opiekunka stara się zdobyć dziecko dla swojej chorej siostry, nie cofając się przy tym przed niczym. Dla Claudii, która do końca ciąży nie rezygnuje z pracy, dodatkowym stresem obok pilnowaniem niani, staje się wieść o morderstwach popełnianych w okolicy na ciężarnych kobietach. Sprawą zajmuje się małżeństwo – Adam i Lorrainne – fachowcy w swojej dziedzinie, którzy oprócz zawodowych problemów, przeżywają właśnie kryzys małżeński połączony z nieodpowiedzialnymi i podejmowanymi pod wpływem chwili decyzjami ich starszej córki, Grace.
Narracja prowadzona jest kilkutorowo: z perspektywy Claudii, Zoe i Lorainne – trzech kobiet, których losy zostały splecione. Nigdy nie zostaje wyraźnie zaznaczone, która z nich się wypowiada, co wymagało wielkiego skupienia, jednak to właśnie ten zabieg, okazał się wisienką na torcie w ostatnich rozdziałach. Każda z bohaterek dodaje do opowieści swój punkt widzenia, czyniąc ją niebywale wciągającą i coraz bardziej tajemniczą. Ich wypowiedzi często zamiast rozwiązywać pewne zagadkowe kwestie, dodatkowo je komplikują
Naprawdę mocna rzecz, obfitująca – zwłaszcza w początkowych fazach – w naturalistyczne, bardzo szczegółowe opisy wyglądu mieszkań zamordowanych kobiet, silnie oddziałujące na zmysły: niedużo książek do tej pory doprowadziło mnie do mdłości, uderzając realizmem  – a tej się udało. Jako człowiek wychowany na filmach, serialach i książkach kryminalnych oraz horrorach, w których nie brakowało mocnych scen – małej ilości rzeczy się dziwię  i niewiele potrafi mnie wzruszyć. Wciąż jednak wstrząsają mną opisy bestialstwa popełnianego na ciężarnych kobietach, które w moim odczuciu otoczone powinny być szczególną troską, z dala od brutalności i śmierci.
Jestem pełna podziwu dla autorki zdolnej napisać tekst, stanowiący od samego początku wyrafinowaną zagadkę, pełną drobnych szczegółów, które są ze sobą misternie splecione, a mimo to nie pozwalają na odkrycie rozwiązania wcześniej, niż sobie tego zażyczy. Doskonale skonstruowana opowieść, finezyjna fabuła, kunsztowne wykonanie i nad wyraz wielka dbałość o każdy element. To thriller dopieszczony i niepomiernie apetyczny, którego lektura grozi godzinami spędzonymi z nosem przyklejonym do książki.
Lubicie gdy pisarz ma szacunek dla Waszej inteligencji? Cenicie twórców, którzy potrafią wywieźć Was w pole?
Zapamiętajcie nazwisko Samanthy Hayes – to ona zagwarantuje Wam nadzwyczajne emocje.

poniedziałek, 22 lipca 2013

Joyland - Stephen King


Tytuł: Joyland
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 9788378395355
Ilość stron: 336
Cena: 35,90 zł


Współczesny świat pełen jest smutku, wszechobecnego zła, tragedii i nerwowości. Po powrocie do domu wielu z nas marzy jedynie o świętym spokoju, ciszy i rozrywce. Najczęściej jednak czekają na nas kłótnie, nieporozumienia i kolejne kamyczki zła.
Naprzeciw potrzebom klienteli wychodzi właściciel Joylandu – osoba, która pragnie zaoferować nam prawdziwą radość i niczym niezmąconą zabawę. W jego imieniu, pracownicy parku sprzedawać będą ją z prawdziwą wprawą – jedni zabiorą nas do Strasznego Dworu, inni zaproponują przejażdżkę górskimi kolejkami, jeszcze inni zaoferują popcorn, a pozostali zaopiekują się naszymi dziećmi, byśmy bez przeszkód mogli oddawać się przyjemnościom.
Jednym z pracowników, który początkowo zatrudnia się na jeden sezon jest Devin Jones, szalenie, a przy tym nieszczęśliwie zakochany pierwszą miłością chłopak, który pragnie zaoszczędzić trochę pieniędzy na czas studiów. Przychodząc do pracy nie podejrzewa jeszcze jak wielkie czekają go zmiany. Praca w Joylandzie okaże się jego wędrówką ku dojrzałości. Pozna nietypowych ludzi, odkryje sekrety, które go zaintrygują do poszukiwań, znajdzie w sobie bohatera i już na zawsze się przemieni.


King trochę mnie rozczarował – mało w książce tej jego samego. Mało Kinga w Kingu. Nie bałam się, nie w każdym momencie trzymał mnie w napięciu. Horrorem powieści tej nazwać nie mogę, prędzej może jakąś obyczajówką z nutką grozy w tle. Nic nas tutaj nie przerazi, spokojnie można czytać nocąJ Co prawda autor zastosował wiele zabiegów mających wprowadzić pożądane napięcie – niemalże rozpoczął swoją opowieść tajemniczą przepowiednią, „wrzucił” swojego bohatera w przestrzeń niezwykle charakterystyczną, ze swoimi sekretami i niewyjaśnionymi sprawami z przeszłości, obdarował go szczególnym towarzystwem, a jednak – tym razem byłam szczególnie oporna na działanie magii jego słów. Lata siedemdziesiąte nie do końca mnie przekonały, a ów Joyland stworzony w mojej wyobraźni na jakiś czas przed lekturą, niewiele miał wspólnego z tym, co zastałam na kartach książki. Owszem, charakterystyczny żargon kuglarzy, relacje między pracownikami, charakterystyczny system – to wszystko sprawiało wrażenie niebywale autentycznych, a jednak – nie tego oczekiwałam, miałam nadzieję na większą tajemniczość i grozę, którą po złączeniu słów King+ stare wesołe miasteczko z gabinetem strachu powinnam otrzymać w pakiecie. I to właśnie rozminięcie z oczekiwaniami sprawiło, że tym razem King mnie nie porwał na tyle, na ile by mógł.  Jeśli nie oczekujecie horroru na miarę poprzednich tekstów pisarza – nie zawiedziecie się. Jeśli jednak, wydaje Wam się, że po przeczytaniu tej publikacji będziecie bali się wyjść po ciemku z pokoju – srodze się zawiedziecie.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Człowiek nietoperz – Jo Nesbø


Tytuł: Człowiek nietoperz
Autor: Jo Nesbø
Wydawnictwo: Dolnośląskie
ISBN: 978-83-2459-373-6
Rok wydania: 2012
Ilość stron: 344
Okładka: miękka ze skrzydełkami
Cena: 34,90 zł





Jo Nesbø, to nazwisko, które od pewnego czasu w świecie literatury kryminalnej funkcjonuje jako kultowe.
Książki, które wyszły spod pióra tego jednego z najpopularniejszych pisarzy skandynawskich, to dzisiaj zdecydowane jedne z najbardziej cenionych w swoim gatunku.
Sama postać Nesbø jest niebywale interesująca. Z wykształcenia jest on ekonomistą, zawodowo związał się jednak z branżami: maklerską i dziennikarską, po to, by po jakimś czasie porzucić je dla pisania – prawdziwego zewu krwi.
Jakby tego było mało, Nesbø jest muzykiem rockowym i członkiem, a jednocześnie autorem tekstów zespołu Di Derre. Na swoim koncie ma już solową płytę, jednak to nie ona przyniosła mu sławę.
Prawdziwą popularność zyskał twórca za sprawą swojej kryminalnej serii, której bohaterem jest komisarz Harry Hole. Pierwszy tom owego cyklu stanowi Człowiek nietoperz.
W Polsce zainteresowanie twórczością Nesbø ma coraz szerszy zasięg – wszystko za sprawą rosnącej renomy literatury skandynawskiej w naszym kraju i na świecie. Wystarczy wspomnieć, że autor jest zdobywcą szeregu reprezentatywnych nagród i nominacji, takich jak nominacja do Nagrody im. Edgara Allana Poe za Trzeci klucz czy też na naszym podwórku - honorowa Nagroda Wielkiego Kalibru podczas Międzynarodowego Festiwalu Kryminału we Wrocławiu. Ponadto na kanwie jednej z jego powieści – Łowców głów – powstał głośny film, w którym główną rolę odegrał Aksel Hennie.

Człowiek nietoperz, to bardzo dobry początek mrocznego cyklu kryminałów, w skład którego wchodzą także: Karaluchy, Czerwone gardło, Trzeci klucz, Pentagram, Wybawiciel, Pierwszy śnieg, Pancerne serce i Upiory.
                         
Bohaterem powieści jest Harry Hole, norweski detektyw, którego wezwano do Sydney, by wraz z miejscowymi organami ścigania, rozwiązał sprawę zabójstwa Inger Holter, pochodzącej z jego kraju.
Na ulicach Syndey spotyka on wiele osób charakterystycznych dla tego miejsca: pederastów, ekshibicjonistów, prostytutki i in. Dewiacja seksualna stoi tutaj na porządku dziennym, dlatego też nikogo nie dziwią ani częste zabójstwa na tym tle, ani gwałty.
Sprawa Inger wydaje się być jednak inna – wiele wskazuje na to, że padła ona ofiarą seryjnego mordercy; psychopaty charakteryzującego się wielkim sprytem i doskonale się kamuflującego. Harry zderzony z  mroczną rzeczywistością Sydney, odwiedza szereg podejrzanych miejscówek: lokali i domów publicznych, a natłok informacji w nich uzyskanych sprawia, że nie od razu potrafi on połączyć je w spójną całość.
Gdy jednak mu się to udaje, okazuje się, że w tej sprawie ma o wiele więcej do stracenia, niż mógłby początkowo przypuszczać.
Rozpoczyna się ekscytująca podróż w głąb umysłu seryjnego mordercy, próba zrozumienia mechanizmu jego postępowania i, prawdopodobnie, ocalenia wielu niewinnych istnień.

Pierwszy tom cyklu stanowi doskonałe preludium do kolejnych części. Akcja jest dynamiczna, napięcie utrzymane na stałym poziomie. Nie brak w książce tej także fragmentów o charakterze sentencjonalnym, co jest dość nietypowe dla tego gatunku. Ponadto Nesbø po wielokroć gra z konwencją, wplatając w narrację zwroty typu: „w kryminałach detektywi często popełniają ten błąd, że….”, podejmując tym samym próbę zbudowanie wrażenia autentyczności narracji, jej realizmu, swoistego umownego zerwania z jej fikcjonalnością.
Postać głównego bohatera wydaje się niezwykle interesująca. Póki co, autor zarysowuje nam jego sylwetkę w sposób bardzo ogólny, jednak mam nadzieję, że to również zapowiedź rozwinięcia pewnych wątków w tomach kolejnych.
Co jeszcze zwróciło moją uwagę, to wstawki społeczno-polityczne. Nesbø podejmuje trudną kwestię sytuacji Aborygenów i wątku terra nullius – ziemi niczyjej. Zabranie głosu w tym temacie jest niezwykle cenne: oświetla sprawę z zupełnie nowej perspektywy, zmuszając tym samym czytelnika do chwili zastanowienia się nad problemem, a być może także i do jego zgłębienia.



Polecam serdecznie!

Zachęcam także do odwiedzenia strony autora: