Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 4. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 4. Pokaż wszystkie posty

środa, 1 października 2014

Złoto głupców – Philippa Gregory


Tytuł: Złoto głupców
Autor: Philippa Gregory
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788323770305
Ilość stron: 344

Złoto głupców, stanowi trzeci tom cyklu stworzonego przez Philippę Gregory, którego akcja sięga czasów średniowiecza i dotyczy losów młodych podróżników, wrzuconych tym razem w rzeczywistość Wenecji tętniącej rytmami karnawałowej zabawy.
Ten szczególny czas w roku to dla mieszkańców miasta na wodzie okres trudny, w którym drastycznie wzrasta przestępczość – mniejszego i większego kalibru. Ludzie skryci za typowymi dla karnawału maskami pozwalają sobie na więcej, licząc na to, że nie zostaną rozpoznani i obarczeni sankcjami. Z większą niż w pozostałe miesiące roku swobodą kradną, mordują, donoszą i spekulują.
Luca, Frezie, Izolda, Iszrak i brat Piotr w Wenecji jako Zakon Ciemności mają zbadać sprawę fałszerstwa złotych monet – wartość nobli wzrasta bowiem z dnia na dzień, a ich pochodzenie jest co najmniej niepewne.
Podczas swojego dochodzenia, bohaterowie natrafiają na grupę alchemików, którzy twierdzą, że ledwie parę chwil dzieli ich od odkrycia tajemnicy kamienia filozoficznego, a co za tym idzie pozyskania zdolności tworzenia złota z każdego materiału, jak i sekretu nieśmiertelności. Tłoczone przez nich monety zalewają miasto, pozornie wpływając na jego bogactwo.
Świat pokus, przepychu i grzechu to właśnie rzeczywistość kreślona przez Gregory, która choć piękna, to jednak zwodnicza – wszelkie pragnienia zdają się być w niej jedynie sennymi marami, a bohaterowie miasta z łatwością dają się omamić i zwieść pozorom. Każdy mieszkaniec miasta zakłada maski – często jedynie symbolicznie – korzystając z karnawału w dwójnasób: bawiąc się i wzbogacając na nieuwadze innych.
Czytelnik dołącza w ten korowód tajemnic i zagadek, balansując pomiędzy fikcją literacką a faktami historycznymi, które przefiltrowane przez wyobraźnię pisarki, stały się podwaliną do stworzenia tej opowieści – z tomu na tom coraz bardziej wciągającej. Gregory jak chyba żaden inny autor powieści popularnych, nie potrafi tak zainspirować do zainteresowania się historią – jej książki stają się jedynie impulsem do dalszych indywidualnych poszukiwań odpowiedzi na to, co zdołało nas zaintrygować.
Niejako między wierszami wspomina o stosunkach między katolikami a potęgą osmańską, sugeruje jakie zależności finansowe rządziły tą relacją, jak była budowana; pokazuje świat kobiet od podszewki: co mogły, czego wciąż im zabraniano, jak zmieniało się to podczas karnawału, w jaki sposób szanowane panie dbały wzajemnie o swoją reputację, jak zapewniały sobie alibi; kreśli sytuację podróżników i ich przywileje; gdzieniegdzie wspomina o tym, co się jadło, czym się płaciło, jak się ubierano. Gregory tak zmyślnie wplata fakty do swojej opowieści, że czytelnik niejednokrotnie nawet nie zdaje sobie sprawy, że właśnie bezboleśnie został uraczony ciekawostką historyczną, której być może na próżno szukałby w podręcznikach.
Jako że Złoto głupców podobnie jak cała seria, jest kierowane szczególnie do młodzieży, nie zabraknie w  niej także wątków matrymonialnych – kto z kim, dlaczego – tego Wam nie zdradzę, ale możecie być pewni, że powściągliwość w okazywaniu uczuć znana z poprzednich części, ustąpi tutaj miejsca zazdrości i pożądaniu. Uczucia, choć wciąż pokazywane w cieniu, coraz bardziej zaznaczają  swoją obecność, a rozwijająca się relacja między głównymi bohaterami staje się coraz ciekawsza, dostarczając tym samym czytelnikom kolejnych wrażeń.

Czytając tę książkę, ma się wrażenie jakoby dotyczyła dzisiejszych czasów – mimo że akcja toczy się w 1454 roku, pewne sprawy pozostały niezmienne lub też wracają niczym bumerang – inflacja, oszustwa, spekulacje, nieuczciwe wzbogacanie się, ale też kwitnąca miłość wbrew zasadom – to elementy spajające przeszłość ze współczesnością i nadające książce tej wymiar uniwersalny.
Serdecznie polecam, nawet tym, którzy dotąd z historią byli na bakier. Jestem przekonana, że zarysowany tutaj świat alchemii rozbudzi w Was chęć do poznawania tajemnic minionych lat.


Poprzednie tomy:
http://shczooreczek.blogspot.com/2014/03/krucjata-philippa-gregory.html?q=gregoryhttp://shczooreczek.blogspot.com/2014/03/odmieniec-philippa-gregory.html?q=gregory

 

środa, 17 września 2014

Jak uczyć? Wszystko, co musisz wiedzieć, by zostać supernauczycielem - Phil Beadle


Tytuł: Jak uczyć? Wszystko, co musisz wiedzieć, by zostać supernauczycielem.
Autor: Phil Beadle
Wydawnictwo: Publicat
ISBN: 978-83-245-1893-7
Ilość stron: 256
Cena: 39,90 zł
Wrzesień zdążył już w pełni rozkwitnąć, a wraz z nim moja nowa rola – praca w zawodzie nauczyciela. Choć przez gros osób wybór moich studiów, a w konsekwencji szkoły jako ośrodka spędzania większości czasu uważany był i jest za głupi i nierozsądny, dla mnie wciąż stanowi spełnienie marzeń. W szkole po prostu czuję się jak ryba w wodzie, a przygotowanie inspirujących i ciekawych lekcji – choć jest bardzo czasochłonne i wymaga wielu poświęceń –  daje mi wiele radości, podobnie jak widok zaangażowanych w pracę młodych ludzi.
Tak jak w każdym zawodzie, wiążącym się z przebywaniem z ludźmi, należy jednak poznać w nim pewne zasady współżycia i triki, które umożliwią nam pełniejsze wykorzystanie możliwości swoich i klasy, a także utrzymanie dyscypliny w nawet najbardziej ekstremalnych sytuacjach.
Studia i praktyki dają nam bazę wyjściową, ale dopiero praca, daje sposobność skutecznego i mozolnego wypracowania sobie programu postępowania z różnymi typami klas, trzeba dodać praca wieloletnia. Książek, które mają młodemu nauczycielowi ułatwić poruszanie się po nierzadko trudnym terenie, pełnym wybojów i min jest bez liku. Mało która jednak, wynika z osobistego doświadczenia autora i jest zapisem jego doświadczeń, a znacznie częściej stanowi kolejną próbą teoretyzowania, która cudownie brzmi na papierze, ale w rzeczywistości jest nie do zrealizowana.
Podobnych książek naczytałam się już wiele – podczas ostatnich lat studiów sięgałam po nie z czystej ciekawości, próbując na własną rękę zdobyć szereg pomysłów, które później będę mogła dowolnie wykorzystywać i modyfikować.
Oczywiście wiele z nich jest autorstwa amerykańskich autorów, co każe szereg inspiracji, ale też kłopotów, z którymi oni musieli się zmagać, przefiltrować przez naszą rzeczywistość, co w konsekwencji skraca rady i ewentualne projekty do minimum.
Książka Phila Beadle’a, uznawanego za nauczyciela z charyzmą, bardzo ciężką do naśladowania, już po oczyszczeniu z fragmentów, które nie dotyczą polskich nauczycieli i ich problemów (wiele miejsca poświęcono na omówienie trudności wynikających z nauczania młodzieży czarnoskórej), wciąż pozostało sporo ustępów i propozycji, które z powodzeniem możemy wykorzystać w szkole – testowanie niektórych idei, dotąd mi obcych, zaczynam już od dzisiaj – efekty mam nadzieję będą wymierne w stosunku do wysiłku, który będę musiała włożyć w ich wdrożenie. 
W książce Jak uczyć? oprócz porad, mniej lub bardziej pedagogicznych (grożenie uczniom, że połamie się im palce ciężkim przedmiotem jeśli nie będą cicho, a następnie realizacja jej – w polskich realiach chyba z miejsca zostałabym zwolniona dyscyplinarnie, gdyby już wpadł mi do głowy tak durny pomysł) znajdziemy w niej szereg anegdot i konkretnych przykładów z życia – są to nie tylko zaświadczenia o skuteczności działania jakiejś metody, ale też wypowiedzi uczniowskie, ich komentarze, reakcje na pewne idee.
Poruszanie w obrębie publikacji ułatwia jej przejrzysty podział na części dotyczące panowania nad uczniami (tutaj propozycje usadzania młodzieży, walki z gumą do żucia, negatywną aktywnością, kilkuetapowych sposobów udzielania reprymendy, reagowania na bójki, używania pochwał), wiedzy i rozumienia (a w nim o pracy z pasją, wzbudzaniu zainteresowań),  metod i organizacji pracy (tutaj propozycje wielu ćwiczeń – znane, ale warto je sobie przypomnieć i może unowocześnić), planowania lekcji (przede wszystkim określanie jej celów i indywidualizacja) oraz oceniania.
Ponadto książka ta zawiera na końcu polecaną bibliografię oraz aneks, który sprawdza się świetnie, jeśli tylko szukamy czegoś „na szybko”.
Jak uczyć? to tekst, który pochłonęłam jednym tchem, czerpiąc z niego ile zdołałam i dostosowując zawarte w nim rady do polskiej rzeczywistości szkolnej. Mam nadzieję, że czas poświęcony na lekturę zaowocuje nowymi pomysłami i – przede wszystkim – trwałą wiedzą jak radzić sobie w klasach trudnych, na które z pewnością w niedługim czasie trafię.

Polecam wszystkim młodym nauczycielom, jako ciekawy starter, ale także weteranom, jako odświeżenie pewnych idei, a być może także i inspirację.

poniedziałek, 8 września 2014

Inicjały zbrodni – Sophie Hannah


Tytuł: Inicjały zbrodni
Autor: Sophie Hannah
Wydawnictwo: Literackie
ISBN: 978-83-08-05391-1
Ilość stron:
360
Cena:
30,40zł
Data premiery: 11 września 2014.

Niemalże 40 lat po premierze ostatnich przygód Poirota, na światowej scenie pojawia się kolejna powieść z udziałem tego detektywa wszech czasów. Spisaniem jego przygód zajął się nie kto inny, jak Sophie Hannach, wybrana do tego zadania przez spadkobierców Agaty Christie, zgodnie twierdzących, że nikt inny tak dobrze nie sprawdzi się jako kontynuator dokumentowania perypetii Małego Belga, jak uznana pisarka wychowana na kryminałach anglosaskiej autorki.
Także ja i wychowałam się na jej powieściach, zatem wieść o ponownym oddaniu głosu Poirotowi była dla mnie piorunująca – z miejsca pojawił się szereg obaw, ale i nadziei na świetne projekty literackie, które będą nie lada gratką dla fanów, ale też ogromnym hołdem złożonym samej autorce.
Sumiasty, czarny wąs, szare komórki zdolne rozwikłać dowolną zagadkę, wysokie poczucie własnej wartości, nieco irytujący ton i fenomenalny zmysł obserwacji, to cechy, które wyróżniają Poirota spośród innych detektywów. To one sprawiły, że wiele lat temu Mały Belg umościł się wygodnie w mojej głowie i ani myśli z niej wyjść.
A jego ani myślą opuścić przygody – gdy na emeryturze spędza wieczór w londyńskim hotelu, gdzie delektuje się smaczną kolacją, z miejsca zaangażowany zostaje do rozwiązania niełatwej, jak się okaże, sprawy. Pewna kobieta, której poruszenie mocno go zainteresowało, a wrodzona ciekawość nie pozwoliła pozostawić sprawy bez wyjaśnienia, wyznaje mu, że grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo. Mimo wyraźnego poruszenia, błaga detektywa, by nie próbował szukać mordercy, bo jej śmierć jest konieczna. Jej relacja stanowi tak mocno chaotyczną szarpaninę słowną, że detektywowi z trudem przychodzi wysunięcie z niej rozsądnych wniosków. Sprawa okazuje się tym bardziej osobliwa, że tego samego wieczoru, w innym hotelu, popełnione zostaje trzykrotne morderstwo, o którym wieść szybko dociera do mężczyzny. W ustach ofiar zabójca pozostawił spinki do mankietów z grawerem PJI. Tym razem, w dochodzeniu pomaga Poirotowi (choć powinno być odwrotnie) Catchpool, przedstawiciel Scotland Yardu.
Jaki związek mają ze sobą obie sprawy? Czy Poirotowi uda się rozwiązać zagadkę, zanim dojdzie do kolejnego morderstwa?
Na te pytania odpowiedzi poznacie dopiero, gdy wejrzycie tej książce pod okładkę, a zaręczam, że warto.

Jak poradziła sobie Hannah z tym ogromnym wyzwaniem jakim jest próba dorównania do poziomu Christie, by całość nie wypadła blado?
Muszę przyznać – doskonale.
Inicjały zbrodni, pomimo kilku odstępstw od charakterystycznego rytmu powieściowego Christie, jakim jest przede wszystkim długość historii (około 350 stron przy dużym formacie, podczas gdy u Christie było to około 250 stron) i rozbudowanie wątków, a także osadzenie w roli narratora Catchpoola, a nie jak było to dotąd – narratora wszechwiedzącego (nie ukrywam, że do formy narracji zastosowanej przez Hannah bardzo ciężko było się przyzwyczaić, a dodatkowo sprawiała ona, że ułuda czytania Christie zanikała – dość nieudany zabieg), są książką bardzo sprawnie napisaną, wierną rozwiązaniom fabularnym znanym z tekstów Królowej Kryminału i – gdyby nie owe niedopatrzenia (specjalne zastosowania?) – wręcz łudząco podobną do oryginału.
Spadkobiercy Christie nie pomylili się – Hannah to właściwa autorka, na właściwym miejscu.
Nic nie uroniła z pewności siebie, kultury osobistej, impertynencji i analitycznego umysłu Poirota, który lubował się w popisywaniu się swoją wiedzą i zdolnością od odkrywania prawdy, nawet tej najbardziej wymyślnej. W Inicjałach zbrodni czuć atmosferę znaną z książek Christie, namacalne jest podobieństwo postaci, a ewentualne różnice są niezauważalne i zupełnie bez znaczenia. To wręcz lustrzane odbicie, które jednak w pewien sposób zostało zniekształcone – skazą na powieści jest bowiem jednocześnie jej najmocniejsza strona… Poirot. Autorka tak silnie chciała oddać jego najbardziej charakterystyczne cechy, że w którymś momencie miarka się przebrała, sprawiając, że detektyw –  dotąd irytujący jedynie dla innych bohaterów – teraz stał się  denerwujący także dla czytelników. Uwielbiałam tę zarozumiałość Poirota i jego wrodzoną  nieomylność, u Hannach zaś mocno mnie ona drażniła, sprawiała, że Poirot wydawał się… sztuczny, nieswój, obcy i przesadzony.
Cieszę się, że wydawcy zachowali charakterystyczne logo znane z niemalże wszystkich wydań książek o Poirocie, choć przyznaję, że nieco mylące jest wyolbrzymienie jej nazwiska na niekorzyść prawowitej autorki, ale marketingowo to zdecydowanie jasne i – jak sądzę – najlepsze rozwiązanie. Sprawi jednak, że Hannah nie będzie oceniania jako samodzielna autorka, a jako naśladowczyni – dla jednym mniej, dla innych bardziej wiarygodna.
Z niecierpliwością oczekuję kolejnych przygód Poirota, a Was zachęcam do szybkiego odwiedzenia księgarni i zrobienia miejsca na półkach – będzie Wam w najbliższym czasie potrzebne, zwłaszcza, że format znacząco wybiega od formatu książek samej Christie;)





sobota, 5 lipca 2014

Rycerz widmo – Cornelia Funke


Tytuł: Rycerz widmo
Autor: Cornelia Funke
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 978-83-237-4367-5
Ilość stron: 264


Najcenniejszych przyjaciół – powiedziała mi kiedyś matka – spotykamy w najmroczniejszych czasach, bo  nie sposób zapomnieć tych, którzy nam pomogli wydobyć się z mroku[i].

Za sprawą ksiązki Rycerz widmo, Cornelia Funke porwała mnie w przestrzenie, które w pierwszych kilku latach mojego czytelnictwa lubiłam eksplorować najbardziej. Rzecz ta chyba wcale nie uległa zmianie – wciąż znajduję ogromną przyjemność w zwiedzaniu ruin i zabytkowych przestrzeni oraz czytaniu o nich. Klimatyczne zamczyska, pałace i wnętrza tętniące historią, stanowią naturalną pożywkę dla mojej rozszalałej wyobraźni, która właśnie w tych miejscach rozwibrowana jest najbardziej.

Jedenastoletni Jon, mimo swojego młodego wieku zmaga się z wieloma problemami – po śmierci ojca, jego mama znalazła nowego partnera, nazywanego przez bohatera Brodaczem. Jako że nie potrafili się oni ze sobą porozumieć, zadecydowano o wysłaniu chłopca do szkoły z internatem. Jona bardzo zagniewał taki obrót spraw – czuł się odrzucony i niechciany, a jego negatywne uczucia do narzeczonego mamy uległy jedynie eskalacji. Bohater był pełen negatywnych przeczuć: podejrzewał, że w nowej szkole nie znajdzie przyjaciół (zresztą nawet nie miał zamiaru ich szukać), będzie się nudził i tęsknił za domem.
Wówczas jednak nie wiedział jeszcze, że dotkliwy brak najbliższych będzie jego najmniejszym problemem w nowym miejscu zamieszkania. Już pierwszej nocy okazało się bowiem, że na jego życie czyha żądny zemsty duch, wraz ze swoimi kompanami. Jedyną osobą, która wierzy w jego  nieprawdopodobną opowieść jest Ella – dziewczynka (sic!), której ciocia zna się na zjawach jak nikt inny. Młodzi bohaterowie zaprzyjaźniają się i razem stają do walki z ogromnym niebezpieczeństwem. Po ich stronie stanie duch rycerza Williama Longspee, który leży w katedrze na skutek złożonej setki lat wcześniej przysięgi, a także… Brodacz. Skąd się tam wziął? Nie zdradzę:)

Funke po raz kolejny zafundowała mi przemiłe popołudnie w towarzystwie barwnych i sugestywnie zarysowanych postaci. W wielu momentach miałam ochotę wskoczyć do książki (skutek uboczny nadmiernej fascynacji Atramentowym sercem) i wraz z nimi zamykać się na noc w katedrze, by niwelować otaczające ich zewsząd zagrożenie.
Wartka narracja, żywy język, szybka zmiana wydarzeń, kalejdoskop ciekawych postaci, pamiętających czasy średniowiecza, żądne krwi zjawy, dobrotliwe duchy i wielka przyjaźń – oto elementy spajające tę powieść w całość i nadające jej wyjątkowy koloryt. Oprócz warstwy przygodowej, bardzo ważna okazuje się w niej także warstwa dydaktyczna: między wierszami snute są tutaj bowiem rozważania o istnieniu piekła i nieba, sile przyjaźni oraz miłości. Wpleciono również gros legend i historii, które z całą pewnością zachęcą czytelnika do zgłębiania tajemnic podanych miejscowości i – być może –  także i podróży.

Ilustracjami Andrei Offerman do tej książki zachwycam się bez końca. Są precyzyjne, dopracowane, hojnie obdarowane detalami. Zastanawia mnie tylko jedno – dlaczego wszystkie polskie wydania Funke konsekwentnie posiadają czarno-białą szatę graficzną. Nie ukrywam, że w przypadku tej książki tworzy to niezwykły klimat opowieści, obudowuje ją tajemniczością i doskonale się sprawdza, są jednak takie jej teksty, obok których chętnie widziałabym barwne rysunki. To już jednak uwaga poboczna, na zupełnie inną dyskusję.

Polecam tę książkę młodym (i tym trochę starszym) miłośnikom tajemnic, sekretów, klątw, historii miłości, rycerzy, duchów, opowieści związanych ze starymi i nawiedzonymi zamczyskami. W tej publikacji znajdziecie wszystkie te elementy, sowicie doprawione mądrością życiową, problemami wielu dzisiejszych młodych ludzi (nowi partnerzy rodziców, brak przyjaciół itp.), które dzięki przygodzie zostają całkowicie rozwiązane.



[i] Cornelia Funke, Rycerz widmo, Warszawa 2014, s. 215-216.


Inne książki Funke:

http://shczooreczek.blogspot.com/2013/07/krol-zodziei-cornelia-funke.html?q=funkehttp://shczooreczek.blogspot.com/2013/02/reckless-kamienne-ciao-cornelia-funke.html?q=funkehttp://shczooreczek.blogspot.com/2013/05/reckless-nieustraszony-cornelia-funke.html?q=funke


wtorek, 24 czerwca 2014

Moje pory roku – Laura Izabela Jurga


Tytuł: Moje pory roku
Autor: Laura Izabela Jurga
Wydawnictwo: Esprit
ISBN: 9788363621896
Ilość stron: 244
Cena: 29,90 zł

Moje pory roku Laury Izabeli Jurgi, to opowieść o dzieciństwie, dorastaniu i dorosłym życiu kobiety, która udowodniła sobie i innym, że niepełnosprawność wcale nie wyklucza możliwości zdobycia wyższego wykształcenia, dobrze płatnej pracy, grona przyjaciół, a przede wszystkim – spełniania marzeń i dbania o samorozwój.  Ciężko nazwać tę książkę powieścią, autobiografią czy pamiętnikiem. To syntetyczne świadectwo życia osoby świadomej swojej wartości, osoby która udowodniła, że potrafi się o siebie zatroszczyć i żyć, zapominając o tym, co różni ją od innych, bo to tak naprawdę nie ma żadnego znaczenia.
Jurga urodziła się z czterokończynowym niedowładem, który nastąpił w wyniku dziecięcego porażenia mózgowego. Od najmłodszych lat wymagała ona specjalistycznej opieki i rehabilitacji. Jej rodzina, musiała znaleźć złoty środek między jak najbardziej fachową opieką, a czułością i miłością, które nierzadko nie pozwalały na pewne działania niezbędne w leczeniu.
Osoby z niepełnosprawnością dziś mają znacznie lepsze warunki do szukania pomocy niż jeszcze kilkadziesiąt czy nawet kilkanaście lat temu. Wówczas pewne fachowe terminy wypowiadane przez lekarzy brzmiały jak obce słowa, a wiedza o tym, co się pod nimi kryje nie była dana każdemu. Dzisiaj: Internet, szeroki dostęp do fachowej literatury gwarantują szybką możliwość dowiedzenia się wszystkiego o wszystkim. Kiedyś tak nie było.
I takie czasy pamięta autorka książki, która wraz ze swoją rodziną, sama musiała zawalczyć o siebie w czasach dla rozwoju trudnych. Będąc świadomą swoich niedoskonałości i ułomności ciała, od początku czerpała z życia to, co najlepsze, zawstydzając niejedną osobę, która ma możliwości, a zupełnie ich nie wykorzystuje. Bo zastanówcie się ile znacie pełnosprawnych osób, którym brakuje odwagi, by wyruszyć za granicę i poznawać świat; którym brakuje odwagi, by rozpocząć pracę w zawodzie, o którym nie mają zielonego pojęcia; którzy nie potrafią postawić wszystkiego na jedną kartę, by spełnić swe marzenia; którzy chowają w sercu urazy, bo brakuje im głębokiej wiary w sens wszystkich spotykających nas doświadczeń, nawet tych najbardziej bolesnych?
Życie Jurgi zawstydzi niejedną zdrową osobę. Zawstydzi i niejako zmusi do cieszenia się z darów, które każdego dnia otrzymujemy: zdrowia, rodziny, godnych warunków do życia, dobrej pracy, bezinteresownych znajomych, wspierających bliskich, pięknej pogody.
Ta książka, miejscami smutna, zmusza do podjęcia dialogu z samym sobą na temat wykorzystanych i niewykorzystanych szans. Na temat smutku, który się w nas gnieździ, choć nie ma ku temu najmniejszego powodu. Na temat strachu, który nas paraliżuje, a nie powinien.
Uczy ona wrażliwości i docenienia tego co mamy, a co wydaje nam się oczywiste i należne: nóg, które mogą nas zaprowadzić dokąd tylko zechcemy (jeśli zechcemy); rąk, które umożliwiają nam sięgnięcie po wszystko; oczu, dzięki którym widzimy cuda tego świata; uszu, pozwalających je słyszeć i ust, pozwalających je wychwalać. Tym, co może z tej książki zaczerpnąć każdy czytelnik jest pokora. Wobec Boga, życia, doświadczeń. A także inspiracja – do zmian i wiary w siebie i swoje możliwości. Na przekór niepowodzeniom, które mają hartować ducha. I jeszcze jedno – niezmienna wiaraw tkwiące w człowieku dobro, które należy za wszelką cenę wydobyć.

sobota, 21 czerwca 2014

Wykolejony – Michael Katz Krefeld


Tytuł: Wykolejony
Autor: Michael Katz Krefeld
Wydawnictwo: Literackie
ISBN: 9788308053584
Ilość stron: 368
Cena: 39,90 zł

Premiera Wykolejonego zbiegła się z przyjazdem Michaela Katza Krefelda do Polski, a co za tym idzie – promocja książki była tak głośna, że bardzo szybko dotarła do każdego zakamarka kraju, a sama powieść wzbudziła ogromne zainteresowanie jeszcze przed pojawieniem się na sklepowych półkach.
Choć autor nie jest początkującym pisarzem, w Polsce właśnie debiutuje – i z całą pewnością ustawi się  na półkach z bestsellerami zaraz koło Lackberg, Nesbø i Larssona,w niczym nie ustępując im miejsca. Jak mówi wydawca, to espresso wśród kryminałów.  Mała, szybko stawiająca na nogi porcja, bez przegadania i nadmiaru pianki zastępującej kawę.
Kim jest tytułowy wykolejony, zapowiedziany przez Duńczyka? Odpowiedzi może być kilka – na miano takiej osoby zasługuje w powieści cała gama zdemoralizowanych postaci, dopuszczających się takich czynów, że na samą myśl o nich cierpnie skóra – tym bardziej, że w tyle głowy kołacze się myśl o tym, że wiele opisywanych wydarzeń ma gdzieś na świecie miejsce, być może nawet tuż za rogiem.
Książka ta opisuje losy Thomasa „Ravna” Ravnsholdta – uznanego policjanta, który trafił na przymusowy urlop po tym, jak zamordowano mu żonę, a sprawcy nigdy nie odnaleziono. Po tej stracie, za którą mężczyzna sam się obwinia, nie potrafi on dojść do siebie, z dnia na dzień doprowadzając swoje życie do ruiny i pogrążając się w pijaństwie. Pomoc niesie mu przyjaciel, proponujący, by zajął się sprawą zaginionej przed laty Maszy, którą po dziś dzień próbuje odnaleźć jej matka. Mimo początkowej niechęci Ravn zgadza się rozpocząć dochodzenie na własną rękę. Wszystkie ślady prowadzą go do Sztokholmu, w ślad za Vladimirem Slavrosem – osławionym i nietykalnym alfonsem, prowadzącym w Szwecji sieć burdeli i wchodzącym w konszachty z kimś stojącym znacznie wyżej, kto poznany został jako „rzeźbiarz” anielskich posągów – mordercą, balsamującym swoje ofiary i wybierającym je spośród upadłych kobiet.

Krefeld proponuje czytelnikowi jazdę bez trzymanki, lawirowanie z całkowitym zepsuciem, brakiem moralności, upodleniem, przemocą i okrucieństwem. Zabiera czytelników w undergroundowy świat prostytucji, wpływów, handlu ludźmi, narkotyków i morderstw. Pokazuje przestrzenie, o których nie chcielibyśmy słyszeć; miejsca, w które nie zapuszcza się nawet policja ze szwadronem wojsk.
Narracja prowadzona jest z trzech perspektyw, z których każda oświetla sprawę z nowej strony i dopełnia ją. Oddzielone są one od siebie przede wszystkim różnicą czasową – główny tor narracyjny, to sprawa widziana oczami Ravna, kolejny pozwala nam śledzić losy porwanej Maszy od chwili jej zniknięcia, ostatni zaś to zapoznaje nas z punktem widzenia mordercy (tutaj cofamy się aż do czasów jego dzieciństwa, które to naznaczyło go na całe dalsze życie, ucząc brutalności i fachu). Krefeld  bardzo umiejętnie zarysował portrety psychologiczne postaci, wskazał na ich motywacje, prześledził powiązania i skomplikowane relacje, budując tym samym między nimi sieć związków na pierwszy rzut oka niedostrzegalnych, a ważących na przebiegu całej historii. Każda z perspektyw narracyjnych jest prowadzona z troską o autentyczność i wyzwalanie koniecznych  emocji.
Choć tematyka jest ciężka, atmosfera równie gęsta i duszna, to jednak książka ta nie przytłacza tak, jak na przykład robią to teksty Nesbø. Krefeld zrezygnował z obfitych i szczegółowych opisów, dzięki czemu udało mu się utrzymać napięcie.
Zabiera nas do Szwecji i Danii, nie szczędząc brutalności i ukazując demoralizację na każdy możliwy sposób. Autor zwraca uwagę czytelnika na to, jak wiele jest w stanie zrobić człowiek, by przetrwać, jak nisko potrafi upaść, byle tylko zachować życie. Świat ukazany na kartach tej powieści to rzeczywistość, której chciałoby się  nigdy nie poznać, a której istnienie podskórnie się przeczuwa, mimo  rzucanej na nią zasłony milczenia.

Wiele rozwiązań zaproponowanych przez Krefelda należy do sztampowego zestawu autorów kryminałów (była gwiazda policji, topiąca swe smutki w alkoholu,
modus operandi mordercy), trudno jednak się temu dziwić. Na szczęście pisarz tak sprawnie poprowadził narrację, że czyta się jego powieść z masochistyczną przyjemnością.
Co ciekawe – morderstwa, które stanowią zazwyczaj centrum, wokół którego zbudowana została reszta opowieści, tutaj stanowią niejako tło, wcale nie najważniejszy element. Istotniejsze okazuje się piekło, przez które przechodziła Masza i droga Ravna do jej ocalenia. Rzadki to zabieg, przez co wielu może poczuć się rozczarowanych, jeśli nastawiali się właśnie na zmagania zabójcy z organem ścigania.
Nie one stanowią epicentrum tej historii. 
Wykolejony otwiera serię dziesięciu kryminałów, którą z wielką chęcią skolekcjonuję, mając nadzieję na rozwinięcie zasygnalizowanych wątków w kolejnych tomach.
 Z wielką ciekawością będę śledziła karierę Krefelda w Polsce i wam polecam to samo.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Mroczny anioł – Virginia C. Andrews


Tytuł: Mroczny anioł
Autor: Virginia C. Andrews
Wydawnictwo: Prószyński
ISBN: 9788378397243
Ilość stron: 480


Mroczny anioł to kolejny tom nowej sagi Virginii C. Andrews dostępny na polskim rynku. Stanowi on kontynuację Rodziny Casteel, części dość męczącej, dobijającej mnogością tragedii, targających głównych bohaterów. Obawiałam się, że nie inaczej będzie w Mrocznym aniele – dramat za dramatem, jeden gorszy od drugiego, aż człowiek zaczyna zastanawiać się ile zła jest w stanie udźwignąć, zanim się zupełne nie rozsypie. Heaven jest jednak postacią twardzielki – niezłomną, zawziętą w walce o lepszą przyszłość i szczęście.
Część tę otwiera przyjazd dziewczyny do dziadków, których nigdy nie poznała – rodziców swojej przedwcześnie zmarłej matki. Ma nadzieję na szczęśliwe życie w dobrych warunkach, w otoczeniu kochających ją ludzi. Niestety, przyjazd bohaterki nie został przyjęty tak, jak powinien. Babcia – opętana myślą o wiecznej młodości, zabroniła zwracać się do siebie w jakikolwiek inny sposób niż po imieniu. Zakazała także przyznawania się do łączącego ich stopnia pokrewieństwa, by nie zdradzić swego wieku. Dziadek z kolei – ten miał wygórowane wymagania. Zgodził się sponsorować jej renomowaną uczelnię w zamian za bezwzględne posłuszeństwo, objawiające się nie tylko w decydowaniu o tym, z kim ma się spotykać, ale też w co ma się ubierać, co jeść, kiedy wracać, gdzie i z kim wychodzić. Łaknąca wolności dziewczyna, postawiona została po raz kolejny w sytuacji, w której w imię ratunku od jednego zniewolenia, w jego miejsce wybiera inne.
Pomna swych niedawnych porażek Heaven, była tak zdruzgotana, że zgodziła się na wszystko. Od zgody do realizacji daleka jednak droga… Dziewczyna poznaje mężczyznę, z którym zabrania jej się kontaktować dziadek. To jednak jedynie podsyca jej i tak już rozbuchane uczucie. Choć bohater jest postacią mroczną, nie stanowi to dla żądnej miłości Heaven żadnej przeszkody.
Bohaterka na oczach czytelnika ulega całkowitej przemianie. Z nędznej, wybiedzonej istoty przepoczwarza się w pewną siebie i swoich walorów kobietę, mogącą mieć wszystko czego tylko zapragnie. Tak odmieniona, postanawia po raz kolejny podjąć próbę odzyskania utraconego rodzeństwa, z którym notabene zabronił kontaktować jej się dziadek.
Mroczny anioł to zdecydowanie o wiele mniej przytłaczająca książka, niż wszystkie poprzednie w dorobku Andrews. Choć nie brakuje w niej tragedii i trudnych wyborów, daleka jest od miażdżących nieszczęść znanych z tomów wcześniejszych. Autorka po raz kolejny podkreśliła niezłomność Heaven, ale także jej skłonność do pokładania nadziei w ludziach, którzy mogą ją zawieść. Książka ta stanowi zapis zmagań współczesnego Kopciuszka, który jednak nie kończy swojej opowieści na frazesie „i żyli długo, i szczęśliwie”, lecz brnie dalej przez trudy życia, zmagając się z lękami własnymi i cudzymi.
Andrews utkała książkę stylizowaną na baśń dla dorosłych, która jednak zaczyna się tam, gdzie większość baśni zdaje się kończyć.
Jestem ciekawa, co będzie dalej…:)




Recenzja poprzedniego tomu i innych książek Virginii C. Andrews:

http://shczooreczek.blogspot.com/2012/04/patki-na-poddaszu-virginia-c-andrews.html?q=andrewshttp://shczooreczek.blogspot.com/2014/02/rodzina-casteel-virginia-c-andrews.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2014/02/rodzina-casteel-virginia-c-andrews.html


niedziela, 20 kwietnia 2014

Czerwień rubinu – Kerstin Gier


Tytuł: Czerwień rubinu
Seria: Trylogia czasu
Autor: Kerstin Gier
Wydawnictwo: Egmont
Data wydania: 23 maja 2011
ISBN: 9788323734383
Ilość stron: 344
Cena: 24,99
Gdy Gwendolyn kończy szesnaście lat, okazuje się, że obdarzona została ona genem podróży w czasie. Sytuacja jest dla niej o tyle zaskakująca, że przez całe życie do jego przejęcie przygotowywana była jej kuzynka Charlotta. Ona to ukończyła lekcje fechtunku, gruntowny kurs historii i kultury dawnych czasów, poznała leksykę typową dla kilku stuleci wstecz, a także imponująco szybko opanowała języki obce i nauczyła się klasycznych tańców i etykiety dworskiej.
Niestety, to nie ona będzie przenosić się w czasie, lecz Gwen, która żadnej w powyższych umiejętności nie posiadła (za wyjątkiem rozmów z duchami, których nikt poza nią nie widzi), będąc tym samym zupełnie nieprzygotowaną do czekającego ją zadania. Co gorsza, uznana zostaje ona za spiskowca, który zagrozić ma misji nie tylko nie kompletnym beztalenciem, ale przede wszystkim brakiem ogłady i jakiejkolwiek chęci współpracy. Dziewczyna w oczach Mistrzów i swojego współpodróżnika  Gideona uchodzi za wyjątkowo oporną i niezdolną do przysłużenia się wykonaniu zadania. Nikt nie ma jednak wątpliwości, że to ją zapowiadały przepowiednie i że to jej krew niezbędna jest do zamknięcia kręgu dwunastu.

Drugi podróżnik, Gideon, to wyjątkowo arogancki typ, który (podobnie jak wszyscy pozostali) nie ukrywa niechęci do Gwen ani ogromnego zachwytu nad Charlottą, „stworzoną do wyższych celów”. Chłopak onieśmiela jednak bohaterkę nieprzeciętną urodą, sprawiającą, że serce zaczynało jej przy nim szybciej bić. Tych dwoje będzie musiało dojść do konsensusu, by misja, którą chcąc, nie chcąc muszą wykonać wspólnie, została zwieńczona sukcesem. W interesie Gideona jest ekspresowe przygotowanie Gwen do przeskoków, w jej zaś jak najszybsze przyswojenie niezbędnej wiedzy i pozyskanie sojuszników.
Kerstin Gier zbudowała powieść dla nastolatków opartą na znanym i chętnie (a przy tym gęsto) wykorzystywanym schemacie – ona nieprzygotowana do tego, co ją czeka; on impertynencki i wyniosły, ale za to niewymownie przystojny i onieśmielający. Razem stworzą związek niewolny od słownych potyczek, iskrzącej wymiany zdań oraz… pocałunków, który jednak mimo schematyzmu będzie rozwijał się dość interesująco, tym bardziej, że w moim odczuciu intencje Gideona nie są do końca szczere, co czyni relację tej dwójki dość niejednoznaczną.
Książka ta istnieje poza czasem i to nie tylko ze względu na fabularne wycieczki do XVII i innych wieków, ale przede wszystkim dzięki żywej i barwnej narracji, która wyrzuca czytelnika poza linearność i gwarantuje zapomnienie o upływających godzinach.

Jeśli macie więc ochotę na lekką, niewymagającą, choć angażującą emocjonalnie (na poziomie rzecz jasna płytkich uczuć – przyjemności i ciekawości z poznawania losów bohaterów) lekturę, trylogia rozpoczęta tomem Czerwień rubinu, to coś dla Was. Nie braknie w niej lekcji historycznych i kulturalnych, krztyny romansu, elementu tajemnicy, pięknych kostiumów szytych na miarę, a także radości z poznawania innych niż znane nam światy.
Marzyliście o podróżach w czasie? Oto Wasza szansa!


PS Na podstawie książki film - Rubinrot.





wtorek, 15 kwietnia 2014

Mroczne umysły - Alexandra Bracken


Tytuł: Mroczne umysły
Autor: Alexandra Bracken
Wydawnictwo: Otwarte
ISBN: 9788375150476
Ilość stron: 456
Cena: 36,90 zł

Podczas gdy w naszym kraju wskaźnik przyrostu naturalnego spada, za zachodnią granicą – w potężnej Ameryce – panuje kryzys i rząd postanowił pozbywać się dzieci, w ich mniemaniu zagrażające mocarstwu.
Po wstępnej selekcji, na której przydzielano poszczególne osoby do grup Zielonych, Niebieskich, Żółtych, Pomarańczowych i Czerwonych, bohaterowie trafiali do tzw. obozów rehabilitacyjnych. W powszechnej opinii utrzymywało się przekonanie, że dziecko kończące dziesiąty rok życia musi zostać tam zesłane, by ktoś mógł sprawować kontrolę nad jego mrocznym umysłem, którego moce właśnie się uaktywniały.  W związku z tym, wielu młodych ludzi, gdy tylko osiągało ten wiek i przejawiało zdolności Psi – znikało. Rodzicom wmawiano, że to groźna choroba OMNI - ostra młodzieńcza neurodegeneracja idiopatyczna, dziesiątkująca kraj.
Jedną z osób wysłanych do obozu była Ruby – dziewczyna, będąca w mocy wpływać na myśli i chcenia innych, wdzierać się do ich umysłów, przeglądać wspomnienia, a także zupełnie je wymazywać. Podczas selekcji ukryła swoje zdolności, by zamiast do Pomarańczowych zostać skierowaną do Zielonych – była to jej jedyna szansa na przetrwanie. Jak się okazało, oprócz niej, przeżył tylko jeden przedstawiciel jej  „rasy”.  Dziewczyna dokłada wszelkich starań, by zbiec z obozu i dotrzeć do Uciekiniera - Pomarańczowego, który – ma nadzieję – nauczy ją panowania nad swoimi umiejętnościami.

W dystopijny świat spod pióra Alexandry Bracken – młodziutkiej autorki, okupującej listy bestsellerów – wkradają się oczywiście elementy ocieplające trudną rzeczywistość. Są to wartości, które mimo wszelkich systemowych potworności przetrwały w niektórych jednostkach: bezinteresowność, życzliwość, szczera troska, przyjaźń, serdeczność, pomocność i oczywiście miłość. Istnienie tych abstrakcyjnych pojęć wciąż daje nadzieję na zmianę i nie pozostawia czytelnika z wrażeniem skrajnego pesymizmu i bezsensu. Choć Ruby, stanowiąca silną, choć nieumiejętnie posługującą się swoimi zdolnościami dziewczynę, spotyka na swojej drodze postaci przeróżne, najczęściej zaś łowców lub przywódców organizacji, pragnących wykorzystać jej moce dla własnych celów, wciąż nie traci kiełkującej w niej ufności do innych. Dzięki niej udaje jej się nawiązać relacje z Liamem, Zu, Pulpetem, w których podobnie jak w niej, ocalało człowieczeństwo i pragnienie dobra.
Choć pomysł na fabułę innowacyjny nie był, dzięki umiejętności autorki do budowania dynamiki i obrazowego przedstawiania kolejnych wydarzeń, zyskał on na mocy oddziaływania. Odświeżona została tu idea świata, w którym to dzieci muszą zawalczyć o przyszłość i to one stanowią zagrożenie, przede wszystkim poprzez łatwość ulegania manipulacjom i nieposkromioną naiwność.
Dobra realizacja znanych już z wcześniejszych tekstów kultury motywów sprawiła, że książka ta szturmem wbiła się na listy bestsellerów.

Mroczne umysły to test pop, zawierający wszystkie elementy, mogące przykuć uwagę nastolatków, do których jest adresowany: chłopcy znajdą w niej sztafaż sensacyjny, dziewczyny zaś z pewnością ucieszą się z wątku miłosnego – oczywiście trójkąta uczuciowego, który wpłynie na przebieg wydarzeń wyższych rangą.
Bohaterowie Bracken to postaci dynamiczne: zwłaszcza Ruby, która z dziewczyny nieporadnej szybko przemienia się w samoświadomą posiadaczkę zdolności, mogących zarówno nieść ochronę jak i siać zniszczenie. Jej przemiana nie jest jednak szokująca dla czytelnika. W przestrzeni, w której do metamorfozy dochodzi, jest ona niemalże niezauważalna: wydaje się wręcz, że bohaterka nie jest w stanie niczego się nauczyć i wszelkie jej próby spełzają na niczym. Dopiero po zmianie otoczenia i przeciwnika, ujawnia się jak wiele udało jej się osiągnąć.
Tym, co mnie zawiodło było bardzo pobieżne potraktowanie sytuacji w obozach – tak naprawdę niewiele wiemy o tym, to tam się działo, bowiem bohaterce niemalże natychmiast udaje się z Thurmond zbiec. Szkoda – brakuje nam naświetlenia sytuacji z perspektywy więźniów. Nie wiedząc czego doświadczali, pozostajemy jedynie w sferze domysłów i niedopowiedzeń. Podobnie sprawa samej choroby – jest i tyle. Skąd się wzięła, dlaczego władze zareagowały na nią tak dramatycznie? Odpowiedzi na te pytania nie znajdziemy, co powoduje spory niedosyt już na samym początku, a tym samym ustawia nasz odbiór lektury.
Choć pierwsza połowa jest nieco chaotyczna, posiadająca wiele elementów niejasnych, a przez to momentami nużących dla czytelnika, który brnie przez nią opornie, po przekroczeniu bariery nudy (w okolicach końca) zaczyna się prawdziwie emocjonalna przygoda, przekreślająca wcześniejszą nijakość. Wydarzenia piętrzą się jak stosy kserówek przy biurku sumiennego studenta, a każde ich delikatne naruszenie sprawia, że całość podążą w przeróżnych kierunkach. Autorka decyduje się na kompozycję otwartą zapowiadającą kolejny tom, jest to jednak wybór, który stanowi jednocześnie układ klamrowy – wydarzenie, kończące pierwszą część jest zwielokrotnionym i przeniesionym na innego lustrzanym odbiciem tego, co zdarzyło się na początku.
Mimo kilku mankamentów, z wielką chęcią sięgnę po drugi tom, mając nadzieję na wypełnienie luk i emocjonujący ciąg dalszy.