Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opowiadania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opowiadania. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 21 maja 2017

Peter i Lena - Astrid Lindgren, Ilon WIkland




Peter i Lena to zbiór dwu opowiadań Astrid Lindgren, w których bohaterami są tytułowe dzieci będące rodzeństwem.

Pierwsza z historii, Ja też chcę mieć rodzeństwo, dotyczy czasów, kiedy to Peter, jeszcze jako jedynak, bardzo pragnął mieć rodzeństwo. Oznajmiając mamie, że podobnie jak jego kolega, chciałby mieć braciszka lub siostrzyczkę, nie spodziewał się, że jego prośba zostanie tak szybko zrealizowana. Pojawienie się na świecie małej istoty, to jednak nie tylko spacery z wózkiem w parku, lecz także konieczność dzielenia się uwagą, miejscem, czasem i miłością rodziców. Małemu Peterowi zaczynają doskwierać emocje znane chyba każdemu dziecku, które posiada młodsze rodzeństwo – zazdrość, brak zrozumienia i próba zwrócenia na siebie uwagi za wszelką cenę. Jak poradzą sobie z nimi chłopiec i jego mama?

Druga opowieść, Ja też chcę chodzić do szkoły, sięga czasów nieco późniejszych, kiedy to Lena, siostrzyczka Petera, jest już na tyle duża, że mogą się oni swobodnie razem bawić, nie zważając przy tym na nic ani na nikogo. Ich sielanka kończy się, gdy Peter zaczyna chodzić do szkoły. Dziewczynka, chcąc go naśladować, pewnego razu wyrusza wraz z nim, by obserwować jak wygląda dzień z życia ucznia. Towarzyszy bratu na lekcjach, przerwach, przy obiedzie i na zajęciach w-f. Podgląda zachowania starszych i z entuzjazmem je naśladuje.

(...)



Czytaj dalej:


sobota, 6 czerwca 2015

Świerszczyk. Wielka Księga.

Nieczytanie w  ogóle plącze myśli i może powodować swędzenie nosa – mawiał Bajetan Hops[1].

70 lat! Tyle już czytamy ze „Świerszczykiem”. Zliczycie ile to pokoleń, ile dzieciaków, ile rodziców, ile autorów? Niesamowite!

Wydawnictwo Egmont z  okazji tej wspaniałej rocznicy postanowiło wydać Wielką Księgę, zbierającą w  sobie najpiękniejsze opowiadania, wiersze i komiksy zawarte na łamach czasopisma przez te wszystkie lata. Tak wielu mistrzów słowa na tak małej powierzchni nie doświadczycie nigdzie indziej!

Paweł Beręsewicz, Grzegorz Chomicz, Łukasz Dębski, Ewa Dziewulska, Piotr Gabrysz, Dorota Gellner, Roksana Jędrzejewska-Wróbel, Melania Kapelusz, Grzegorz Kasdepke, Irena Landau, Jakub Lepiorz, Ada Modrzanka, Piotr Olszówka, Elżbieta Pałasz, Tomasz Plebański, Joanna Plesnar, Marcin Przewoźniak, Zofia Stanecka, Małgorzata Strzałkowska, Andrzej K. Torbus, Maciej Trzepałka, Agnieszka Urbańska, Natalia Usenko, Wojciech Widłak, Rafał Witek, Zachara Ewa.

Czy trzeba czegoś więcej? Już chyba tylko ilustratorów, ale wśród nich są przecież Joanna Rusinek, Joanna Olechniewicz-Czernichowska, Piotr Fąfrowicz, Daniel de Latour, Anna Moderska i wielu, wielu innych, musi być zatem doskonale!

A o czym czytelnik będzie mógł poczytać? Właściwie to miszmasz, wszystkiego po troszeczku – jest o sprzątaniu świata, teatrze, stworach mieszkających w  szafie i objawiających się nocą, odchudzaniu, obowiązkach, kotach i psach, koloniach, szkole, wigilii, feriach, magii.
Znajdziecie tu właściwie każdy interesujący temat na cały rok, książka może z  powodzeniem służyć zatem przez długi, długi czas. 

Bardzo cenne jest to, że oswaja ona z  różnymi formami przekazywania słowa – o ile opowiadania czy komis przyswoić dość łatwo, o tyle zaznajamianie z poezją jest istotne już od najmłodszych lat. I to właśnie „Świerszczyk” tak udanie i konsekwentnie czyni.


Piękne, estetyczne wydanie, pokazujące różnorodność tego czasopisma, a przy tym jego ciągłość. Fantastyczna rzecz zarówno dla starszych, którzy z sentymentem wspominają swoje dzieciństwo, jak i dla młodszych, których chcemy wychować w podobnym duchu, na podobnej jakości literaturze dziecięcej.

Jeśli szukacie czegoś wartościowego dla swoich dzieciaków, co oprócz tego, że bawi i uczy jest jeszcze napisane piękną polszczyzną  i stanowi pewne kontinuum – polecam gorąco!





[1] Świerczyk. Wielka księga, Warszawa 2015, s. 8.

niedziela, 15 lutego 2015

Wiadomośc – Tove Jansson


Tytuł: Wiadomość
Autor: Tove Jansson
Wydawnictwo: Marginesy
ISBN: 9788364700729
Ilość stron: 320
Cena: 39,90 zł



Świat poznał Tove Jansson jako autorkę Muminków. I dla większości znajomość jej twórczości albo jakakolwiek wiedza o czymś nadto napisanym na tym się zamyka. Przykładów z  życia mogłabym wymienić sporo: siostra widząc leżącą na łóżku Wiadomość, zaskoczona zapytała: To Jansson napisała coś więcej niż Muminki?
I w  pytaniu tym nie jest odosobniona, bo jak we wstępie pisze Philip Teir takich osób jest wiele, a jemu samemu najzwyczajniej jest ich żal. Czy słusznie?
Rytm opowiadań Jansson jest nadzwyczajny – refleksyjny, spokojny, subtelny, nieporównywalny do żadnych innych narracji. Cała autorka zmieściłaby się w  tych kilku słowach.
Wiadomość zaś, to krótkie formy, w  którym tematem wiodącym, przyświecającym całemu zbiorkowi jest sztuka. Szeroko pojęta: mamy tu bowiem zarówno malarzy, pisarzy, poetów, jak i sztukmistrzów codzienności. Pojęcie to nie zamyka się na artystów kręgu wysokiego.
I tak jak Muminki były kopalnią cytatów na każdą okazję, dla dużych i małych, tak Wiadomość dostarcza ich kolejną, świeżą porcję. Rację miał Dehnel wspominając o tym w  swej wypowiedzi dotyczącej tejże. Skrzydlata myśl goni tu skrzydlatą myśl, mądrości ujmujące codzienność w  prostych, acz idealnie wyważonych słowach dominują i nadają niepowtarzalny rytm całości.
To nie jest książka na raz – nią trzeba się smakować, trzeba ją sączyć jak najlepszy w  świecie orzeźwiający koktajl. Tylko wtedy, układając powoli na języku kolejne zdania, doznamy ukojenia i pociechy – bo tę właśnie łatwo tu odnaleźć, jeśli tylko dobrze się wsłuchać.
Nie sposób opowiadań tych streszczać, bo to nie fabuła jest ich mocą, lecz to co z  niech wyziera – oszczędnie ujęte prawdy, w sposób niemal dziecinny, obdarty z  pompatycznej dorosłości, sztucznej podniosłości. Wszystko tu jest proste, naturalnie płynące z  nieskażonego pomnikowością wnętrza.

Czyta się wyśmienicie. Ale uwaga – należy być w  formie, skupionym, wyciszonym, otwartym. Nie ma mowy o czytaniu przed snem, gdy zmęczenie pozwala uciekać uskakującym sensom, nie ma szans na odnalezienie sedna przy dudniącej muzyce.
Najlepiej zabrać Jansson na łono natury i tam wsłuchać się w  jej Wiadomość.

poniedziałek, 1 września 2014

Dziewczyna w lustrze – Cecelia Ahern


Tytuł: Dziewczyna w lustrze
Autor: Cecelia Ahern
Wydawnictwo: Świat Książki
ISBN: 9788379437870
Ilość stron: 96

Dziewczyna w lustrze to niepozorny zbiorek dwu opowiadań Cecelii Ahern, które choć krótkie, zawierają w sobie magię charakterystyczną dla prozy tej autorki, ale też elementy dotąd u niej niespotykane – w miejsce uroku i czaru postawiony został mrok, w miejsce

Bohaterką tytułowej Dziewczyny w lustrze jest Lili – kobieta, która właśnie szykuje się do zamążpójścia z wymarzonym mężczyzną. Na uroczystość zaproszona została także jej babcia, od wielu lat żądająca, by wszystkie lustra, znajdujące się przy niej były zasłonięte. Choć starsza pani jest od czasu wypadku niewidoma, nikt nigdy nie śmiał się sprzeciwić jej dziwnym, jak mogłoby się zdawać zachciankom, mając  w pamięci jej dom, wypełniony zasłoniętymi czarnym woalem lustrami. Lili zawsze posłuszna babci i nie poddająca w wątpliwość jej decyzji, wiedziona tajemniczym podszeptem, chcąc się przejrzeć w dniu ślubu, odsłania lustro w pokoju, do którego nigdy dotąd nie miała wstępu. To, co w nim ujrzy, wyjaśni wiele rodzinnych sekretów i stanie się wielkim egzaminem dla młodziutkiej kobiety, która zostanie postawiona przed pytaniem; mieć czy być?

Maszyna wspomnień, drugie z opowiadań, to historia mężczyzny, który wynalazł maszynę zdolną wszczepiać ludziom wybrane wspomnienia. Nie jest to jednak myślodsiewnia ani sprzęt do całkowitego kasowania tego co niechciane. Wraz z wszczepianiem nowych wspomnień,  nie znikają stare – stają się one jedynie mniej wyraziste. Wieść o maszynie bardzo szybko się rozniosła, co spowodowało napływ ludzi rozpaczliwie poszukujących pomocy – jedni przeżyli traumy i pragnęli, by choć częściowo zostały one przyćmione przesz szczęśliwe wspomnienia, innych pamięć została zablokowana, kolejnych męczą natrętne myśli o niechcianych czynach, które pragnęliby cofnąć lub zniwelować ich wpływ na teraźniejszość. Choć pobudki zmierzających do bohatera ludzi są różne, każdy z nich pragnie wszczepić sobie nowe wspomnienia, by ostatecznie rozprawić się ze swoimi bolączkami. Dla mężczyzny pomaganie ludziom staje się bardzo ważnym elementem życia, dla niego samego będącym formą zapominania o tym, co dawno temu utracił.

Ahern jest autorką, której prozę znam na wylot i gdyby ktokolwiek kiedykolwiek dał mi jakąś jej książkę bez podania nazwiska, bez zająknięcia potrafiłabym ją rozpoznać. Co innego z Dziewczyną w lustrze. Zbiorek ten mimo widocznej w nim magii, znacznie odbiega od pozostałych jej tekstów. Nie jest już klasycznym słodko-gorzkim czytadłem, lecz raczej krótką formą, w której dominują smutek, utrata i wychodzenie naprzeciw nim. To on stanowi główną oś spajająca, zaś elementy szczęśliwości pojawiają się, mam wrażenie, jedynie po to, by podkreślić ogrom tego, co w owych opowiadaniach gorzkie i przygnębiające. Nie jest to zabieg typowy dla Ahern, co mogłoby w dużej mierze utrudnić przyporządkowanie tych opowiadań do jej nazwiska.
Choć są one wyjątkowe i poruszające, zdecydowanie wolę autorkę  w takiej wersji, do jakiej zdążyła przyzwyczaić swoich wiernych czytelników [mnie;)]. Brakowało mi w tym tomiku charakterystycznego dla niej czaru i pogody ducha, które zastąpione zostały gorzkimi refleksjami i nutą rozgoryczenia oraz żalu. Smutne oblicze Ahern mnie nie przekonuje, bo wciąż miałam wrażenie, że nie przystaje do jej wizerunku, lecz patrząc obiektywnie, są to projekty literackie o dużej sile oddziaływania. Ciekawa jestem ich dalszej recepcji, a Wam już teraz polecam lekturę i konfrontację.
W mojej opinii autorce nieszybko uda się pozbyć etykietki autorki słodko-gorzkich powieści, podobnie jak niektórym aktorom na zawsze pozostała dopięta łatka bohaterów zdolnych grać jedynie w komediach romantycznych. Siła przyzwyczajenia jest ogromna.

piątek, 11 lipca 2014

Małe ptaszki – Anaïs Nin


Tytuł: Małe ptaszki
Autor:  Anaïs Nin
Wydawnictwo: Prószyński
ISBN: 9788378397281
Ilość stron: 180
Cena: 34zł

Małe ptaszki, to kolejna i zdecydowanie krótsza niż poprzednia antologia opowiadań erotycznych, pisanych przez Anaïs Nin na zamówienie.
Oprócz objętości różni je także kilka innych elementów, które w ostatecznym rozrachunku pozwalają stwierdzić, że w tym wypadku długość niekoniecznie przekuwa się w jakość.
Małe ptaszki zawierają bowiem o wiele lepszy materiał niż wydana wcześniej Delta Wenus, oceniona przeze mnie jako mało ekscytująca, mimo że to jedno z pierwszych kryteriów ważnych dla mnie przy mówieniu o literaturze erotycznej. Na zbiór ów zbierają się teksty różne – jedne mniej, drugie bardziej interesujące, mniej lub bardziej wtórne, jako całość robi jednak wrażenie pozytywne (czy tak powinno mówić się o tego typu publikacjach?) i o wiele lepsze niż wspomniana już Delta Wenus.
Wiele z zawartych w tomie tym opowiadań ekscytuje i mimo braku wulgarności, tak często towarzyszącej temu gatunkowi (bowiem nie wypracowaliśmy sobie słownictwa zdolnego opisywać miłość fizyczną inaczej niż biologicznie, naukowo lub mocno rynsztokowo czy wręcz prymitywnie) stanowi dobry materiał do czytania zarówno przez czytelników, szukających w literaturze nowego sposobu (kobiecego) mówienia o seksualności, jak i dla zdeklarowanych sympatyków powieści erotycznych, bez względu na autora czy ich miejsce w kulturze.
Znajdą oni bowiem w niej wiele literackości i potencjalnie ekscytujących historii, zdolnych podgrzać atmosferę i zburzyć krew w żyłach. Erotyka nie jest tu jedynie małym akcentem, lecz centrum, wokół którego zogniskowana jest cała narracja. Autorka sięga do egzotyki, buduje coraz odważniejsze opisy, jednak niestety momentami, chcąc nie chcąc, powiela własne schematy, kopiuje własne pomysły. Widać to chociażby w doborze bohaterów: w większości są to malarze i pozujące im modelki, z którymi prędzej czy później zaczyna łączyć je pożądanie i relacja seksualna. Oczywiście - zarówno kobiety jak i mężczyźni są idealnie zbudowani, bez skazy, prezentują jeden typ sylwetki, podprogowo przekazując informację o tym, jakoby był to jedyny model dozwolony i umożliwiający wzbudzanie i odczuwanie seksualnego napięcia.
Jeśli po książki Nin sięgną fani E.L. James czy Sylvii Day, to z całą pewnością nie znajdą w niej tego, czego mogliby oczekiwać: bowiem mimo że przynależą one do tego samego gatunku, dzieli je bardzo wiele: przede wszystkim są to krótkie formy wypowiedzi, w których nie ma miejsca na powolny rozwój akcji i podgrzewanie temperatury uczuć. Tu w ogóle nie ma uczuć, tylko czyste pożądanie. Nie ma także sensu budować skomplikowanej fabuły, pełnej zawirowań i rozstań, w związku z czym odbiór tekstów Nin jest dziś zdecydowanie inny, niż był w momencie ich pierwszego oddania do lektury. Nie łudźmy się - wówczas bezpruderyjność nie była normą, a o wszelkiego rodzaju zboczeniach seksualnych nie pisano książek ani nie tworzono produkcji filmowych - jeśli już to z rzadka i zazwyczaj ocierając się przy tym o skandal obyczajowy. Jeśli jednak jesteście ciekawi, jak kiedyś pisano prozę erotyczną bez ordynarności, za to budując podniecenie czystym słowem – zapraszam. Spójrzcie zresztą na tytuł: czyż w kontekście formy nie jest dwuznaczny?



Po kliknięciu recenzje innych książek Nin:

http://shczooreczek.blogspot.com/2014/05/delta-wenus-anais-nin.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2013/07/anais-nin-dziennik-1934-1939.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2014/04/dziennik-1939-1944-anais-nin.html

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Zagubione niebo – Katarzyna Grochola


Tytuł: Zagubione niebo
Autor: Katarzyna Grochola
Wydawnictwo: Literackie
ISBN
: 978-83-08-05359-1
Ilość stron: 308
Cena: 36,90 zł


Zagubione niebo, to pierwszy przystanek na mojej drodze z Katarzyną Grocholą. Dotąd jej książki nie były dla mnie lekturą obowiązkową i w tej kwestii niewiele się zmieni, jednak – stanowią bardzo dobrą propozycję na letnie dni. Publikacja ta, to zbiór opowiadań, które doskonale sprawdzą się podczas odprężających dni na ogródku czy plaży. Tematem wiążącym wszystkie teksty w nim zawarte jest miłość – szczęśliwa, nieszczęśliwa, spełniona, spóźniona, przypadkowa, od pierwszego wejrzenia, dojrzała, szczenięca, zdolna do poświęceń, przejęta trwogą. Grochola maluje słowami całą paletę jej odcieni, podkreślając jak różne ma oblicza, jak przedziwnie może się objawiać i jak niespodziewanie może nas dotykać.
Każde z zawartych w tym zbiorku opowiadań, pozwala na ponowne zaufanie i odkrycie miłości, otaczającej nas ze wszystkich stron. Grochola nie raz sięga po świadectwa miłości bolesnej, pokazując tym samym, że nie jest ona jedynie słodkim dodatkiem do życia, lecz nierzadko tą jego częścią, która rani i zdolna jest całkowicie je odmienić. Autorka nie stara się pokazać jej nieprawdziwego oblicza – dąży raczej do ukazania jej wielkowymiarowości. Tym co niewątpliwie stanowi o wartości tego zbioru opowiadań, jest ich pochodzenie – ukazywały się one bowiem przez lata na łamach gazet dziś już zapomnianych. Zagubione niebo odświeża i zbiera w całość to, co Grochola kiedyś już powiedziała, a co po latach wciąż ma tę samą moc oddziaływania i uniwersalny wymiar. Świat się zmienia, ludzkie uczucia i sposób reagowania na nie – wcale. I o tym właśnie jest ta książka. O miłości, dobroci zdolnych się objawić w każdym wieku, o każdej porze, bez względu na nasze wcześniejsze doświadczenia. Grochola bierze czytelnika za rękę i prowadzi go przez świat sukcesów, porażek, spełnień i rozczarowań. Pokazuje samo życie i człowieczą zdolność do wybaczania, zapominania, brania odpowiedzialności za siebie i innych, umiejętność radzenia sobie z cierpieniem.
Bohaterowie jej piętnastu opowiadań, to prości ludzie, których życie nie oszczędza: wielu czytelników i czytelniczek odnajdzie w nich samych siebie i swoje rozterki. To właśnie te elementy sprawiają, że od lat po jej teksty z wielką chęcią sięgają miliony Polaków. Nie sposób się temu dziwić - jej opowiadania mają różne zabarwienie emocjonalne: jedne wzruszają, inne bawią, kolejne smucą: nadają się zatem na każdy okres życia, bez względu na samopoczucie. Grochola to dobra obserwatorka i dobra pisarka popularna: wie, jak mówić o emocjach, by inni chcieli o nich czytać. Wie jak prosto (nieraz zbyt prosto) powiedzieć o tym, co tli się na dnie serca i doskonale pokazuje nieraz zbyt wybuchowe i impulsywne reakcje, które w konsekwencji są w stanie całkowicie zmienić życie i prowadzić do niepotrzebnych nieporozumień.
Rzadko po opowiadania sięgam, bo też nieczęsto potrafią mnie one zainteresować. Tu było inaczej: każdą kolejną opowieść czytałam z chęcią i dużą przyjemnością. Choć były one przewidywalne i nieraz naiwne – taka dawka tendencyjności przydaje się latem.
Polecam tę pozycję wszystkim: na pocieszenie, osłodę, prezent, dla oddechu, dla rozrywki. Każdy powód jest dobry, by odnaleźć swoje zagubione niebo.

środa, 7 maja 2014

Delta Wenus – Anais Nin


Tytuł: Delta Wenus
Autor: Anais Nin
Wydawnictwo: Prószyński
ISBN: 9788378396062
Ilość stron: 380
Cena: 45zł


Erotyki Anais Nin to teksty bardzo specyficzne – wyzbyte wulgarności, pełne literackości, ale też nierzadko… wyzbyte wszelkiej emocjonalności.
Historia powstawania owych tekstów jest jednak usprawiedliwieniem dla tego braku. Nin pisała je na zamówienie, mając świadomość, że po drugiej stronie kartki zasiada podglądacz, żądny fantazji jasno ukierunkowanych, odzierających proces tworzenia ze spontaniczności radości pisania. Pierwotnie kolekcjoner ów zamawiał teksty u Henry’ego Millera, który niewiele potrafił o nim powiedzieć poza tym, że lubował się w opowiastkach erotycznych. Miller pisał, lecz pewnego razu poprosił o stworzenie czegoś samą Nin. Ona to, nie chcąc ujawniać własnych pragnień, postanowiła stworzyć opowieść, będącą zlepkiem historyjek zasłyszanych oraz zmyślonych. Jej opisy mnożyły się od poetyckości opisów i uciekania poza główny temat, co kolekcjonerowi się nie podobało.
Miało być bez poezji i jedynie o seksie. Zatem było – medycznie, klinicznie, zgodnie z wytycznymi. Nin zaczęła pisać utwory tak mocno przesadzone, że jedynie czekała, aż zostaną uznane za parodię. Nigdy jednak nie doczekała się takiej opinii na ich temat. Jej utwory zapełniały lukę wymagającą uzupełnienia: kobiece pisanie o seksie i różnice w jego przeżywaniu między mężczyznami a płcią przeciwną. Nin zdecydowała się na publiczne zdemaskowanie tajników kobiecej zmysłowości, językiem kobiecym, nie zaś jak do tej pory – męskim. Autorka pokazuje, że kobieta nigdy nie oddziela seksu od uczucia.
Dziś, w obliczu masowego powstawania literatury erotycznej na różnych poziomach, teksty Nin odczytywane są już inaczej. Raczej bez emocjonalności, bez podniet, bez rozemocjonowania z powodu upragnionego doświadczenia opisu z innej perspektywy. Recepcja jej utworów jest znacznie inna: wielu czytelników uznaje jej opisy za nudne i zupełnie bezwartościowe. Część z nich bowiem trąci ogromnym banałem i suchością zapisu, rozczarowuje i wcale nie zachęca do dalszej lektury. Język opisów erotycznych nie jest bogaty. Autor ma cztery możliwości: uciec w wielką poetyckość, opisy medyczne, wulgarne lub całkowicie przemilczeć sceny seksu, zostawić je z niedopowiedzeniem. I to ostatnie zdaje się, w świetle ubogości języka, najlepszych rozwiązaniem, które jednak w przypadku powieści erotycznych skazane jest na niepowodzenie.  Co to bowiem za powieść erotyczna, która nie posiada wyróżniających się scen seksu?
Ciężko znaleźć dobrze napisany, z względnie sensowną fabułą, erotyk, który nie byłby przepoetyzowany, zwulgaryzowany czy też zinfantylizowany.
Nin wypełnia ten brak, co jednak wcale nie czyni jej tekstów wciągającymi bez reszty.

Ciężko jednoznacznie ocenić jej teksty: są jednocześnie dobre i nudne. Przeczytajcie, sprawdźcie.
Ja zdecydowanie preferuję Nin w dziennikach.





Recenzje innych tekstów Nin:

http://shczooreczek.blogspot.com/2013/07/anais-nin-dziennik-1934-1939.html

http://shczooreczek.blogspot.com/2014/04/dziennik-1939-1944-anais-nin.html