Czy miewasz często mdłości, niekiedy drżenie nóg i
migrenowe bóle głowy? Czy masz 16-17 lat? Jeśli tak, uważaj, bo lada chwila
możesz znaleźć się w zupełnie innej epoce, a niebezpieczeństwa czyhające w
przeszłości mogą dotknąć również Ciebie.
Charlotta już od jakiegoś czasu ma mdłości. Cała
rodzina z niecierpliwością czeka na jej pierwszą podróż w przeszłość, bo to z
pewnością ona odziedziczy gen, który pozwala na cofanie się w czasie. Tym
bardziej, że sam Isaac Newton obliczył datę urodzin Charlotty. Tymczasem jej
kuzynka, Gwendolyn Shepherd, żyje normalnym życiem. No, może jeśli nie brać pod
uwagę tego, że widzi duchy. Nie są to straszne potwory, ale sympatyczne
stworzenia nadal przekonane, że żyją. Pewnego dnia Gwendolyn w jednej chwili
zmierza do sklepu po cukierki, a w drugiej znajduje się w tym samym miejscu,
ale o wiele, wiele wcześniej. Zdaje sobie sprawę, że to ona otrzymała gen
podróży w czasie, a nie Charlotta. Rodzina nie wierzy, że Gwendolyn,
nieprzygotowana i nierozumiejąca sytuacji, zdoła wypełnić ważną misję.
Dziewczyna jest ostatnim, dwunastym podróżnikiem w czasie. Jej misja polega na
odnalezieniu ukradzionego chronografu, bo tylko dzięki niemu i próbkach krwi
podróżników można odkryć Tajemnicę Dwanaściorga. W wypełnieniu zadania pomaga
jej Gideon de Villiers, dumny i arogancki, ale za to jak przystojny...
„Czerwień rubinu” miałam już okazję czytać w 2011 roku,
ale z przyjemnością odświeżyłam sobie tę historię. Znów gości na mojej półce,
tym razem w nowym, estetycznym wydaniu od Media Rodzina. Mam do tej książki duży
sentyment i nadal uważam, że jest niezwykle czarująca, przyjemna i lekka, do
„spałaszowania” na kilka godzin. Mam wrażenie, iż te 7 lat temu odbierałam
historię Gwen trochę inaczej, bardziej osobiście, ze względu na mój wiek. Bałam
się, że teraz zmienię zdanie o „Czerwieni rubinu”, ale ja nadal odczuwałam
ogromną przyjemność z lektury!
„Czerwień rubinu”, pierwszą część Trylogii Czasu,
odebrałam jako wstęp przedstawiający nam postacie, świat i sytuację, z jaką
muszą się zmierzyć bohaterowie. Po skończeniu książki miałam takie wrażenie,
jakbym oglądała film, który szybko się zaczął i skończył. Zdecydowanie za
szybko. Mimo tego, że Gwendolyn i Gideon mało co posunęli się do przodu ze
spełnieniem misji, to samo poznawanie świata stworzonego przez autorkę i
tajemnic Podróżników było bardzo interesujące. To był tak jakby ekscytujący
sen, z którego nie chciałam się budzić.
Styl pisania pani Kerstin Gier bardzo przypadł mi do
gustu. Autorka lekko, zwiewnie, interesująco i z humorem snuje swoją opowieść.
Stworzyła idealnie zarysowane postacie, a dzięki pierwszoosobowej narracji
pisanej z punktu widzenia głównej bohaterki, Gwendolyn, możemy poznać jej
charakter, myśli i uczucia. Muszę przyznać, że gdyby była realistyczną osobą,
chętnie zawarłabym z nią przyjaźń. Gwendolyn to osóbka inteligentna, wyrozumiała
i umiejąca się postawić. To absolutnie udana i wywołująca u czytelnika sympatię
postać. Grzech nie wspomnieć też o Gideonie, towarzyszu Gwendolyn w wypełnieniu
misji. Od początku zwrócił uwagę dziewczyny, a także i moją. Autorka
przedstawiła go jako bezczelnego, pysznego i aroganckiego dzieciaka, który z
czasem okazał się być odważnym, uprzejmym chłopakiem. Podejrzewam, że powodem
tej ogromnej zmiany była bliższa relacja z Gwendolyn, ponieważ Gideon na
początku uważał ją za jedną z wielu nastolatek lubiących plotki i SMS-owanie.
Tymczasem okazała się być odważną dziewczyną z charakterem. Gideon również
wzbudził moją sympatię. Nie jest on z pewnością jednym z idealnych
niebezpiecznych twardzieli, ale odpowiedzialnym, mającym uczucia i chwile
słabości dziewiętnastolatkiem.
Czy w książce występuje wątek miłosny? Tak, ale jest
on bardzo delikatny, uroczy i rozwija się powoli. Nie jest przesłodzony, a
uczucie nie rozwija się nagle pod wpływem buzujących hormonów. Autorka również
tę kwestię dokładnie przemyślała i zaplanowała. Ogólnie nazwałabym „Czerwień
rubinu” powieścią subtelną, urokliwą. Nie narzuca ani romansu, ani zawrotnego
tempa akcji, ani sztucznego humoru. Tutaj wszystko jest odpowiednio wyważone.
„Czerwień rubinu” to zaledwie wstęp do „Trylogii Czasu”,
ale bardzo udany i sympatyczny dla odbiorcy.
Humor i dobrze skonstruowani bohaterowie to podstawy tej książki, szczególnie
trafią do młodzieży lubiącej przygodówki, ale odpowiednio też zrelaksują dorosłego
czytelnika. Cieszę się, że miałam okazję wrócić do historii Gwen i znów czerpać
z niej czystą rozrywkę.