Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skłaniające do refleksji. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą skłaniające do refleksji. Pokaż wszystkie posty

sobota, 5 kwietnia 2014

Historie, w których nic się nie dzieje - Igor Kulikowski


Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Stron: 330

Opis: Tego dnia wszystko będzie wspaniałe. To właśnie taki dzień.
Obudzi nas słońce na policzkach i tupot ptasich nóżek na parapecie.Tego dnia wstaniemy wcześnie rano i wyjdziemy z naszych domów, by obrywać w ogrodach żółte kwiatki podbiału, różowe płatki rajskich jabłoni. A potem, na balkonie, sporządzimy magiczny płyn na powitanie wiosny. Trochę czystej wody i kolorowe farbki. Płatki kwiatów i zielone źdźbła młodej trawy. Wszystko dokładnie zamieszać, wypowiedzieć tajemne zaklęcie, rozlać w plastikowe butelki. Tego dnia wszystko będzie jak trzeba. Nasza radość i spokój w domu, co jest tu od zawsze i będzie na zawsze. Staniemy na balkonie i popatrzymy z góry na miasto. Zobaczymy zielone chmury drzew, białe obłoki, wieżyce kościołów. Zobaczymy dalekie, pasiaste szyje kominów i ławice gołębi nurkujące w przejrzystym powietrzu. A potem weźmiemy do rąk butelki z magicznym płynem i śmiejąc się, będziemy rozlewać go po niebie, drzewach, dachach i chmurach. Tego idealnego dnia tak właśnie będzie. Na nasz znak rozpocznie się wiosna. Świat zakwitnie na nowo, a każda z tych najlepszych rzeczy, jakie mają się nam zdarzyć, zdarzy się. Ponieważ wszystko wciąż będzie jeszcze przed nami.

"Bo musi być coś, żeby się tego trzymać. Choćby jedna rzecz na tym świecie. Inaczej nie da się go znosić."*

„Historie, w których nic się nie dzieje” to zbiór piętnastu opowiadań Igora Kulikowskiego.  Lekturę rozpoczęłam wieczorem, tak jak to zwykle robię po męczącym dniu. Szybko przekonałam się jednak, że do tej książki trzeba podejść w zupełnie inny sposób niż do zwykłych, rozluźniających opowiastek. Najlepsza okazała się ławka na odciętej od szumu miasta górce. Dlaczego? Pozwoliło mi to lepiej wczuć się w historie… w których na pozór nic się nie dzieje.

Podstawową, niezwykle urzekającą i najszybciej zauważalną cechą wszystkich opowiadań jest niesamowity klimat. Mamy tutaj do czynienia ze wszystkimi porami roku przyozdobionymi różnobarwnymi kwiatami, słodkimi zapachami, krajobrazami od ruchliwego miasta, przez kwitnące ogrody, po puste plaże. Owa nastrojowość ściśle łączy się z historiami poszczególnych bohaterów, każde z ich rozmyślań i refleksji uwarunkowane jest otoczeniem oraz zaistniałymi okolicznościami. Niektóre z postaci snują swoje historie w spokojnych, praktycznie opuszczonych miejscach, inne zaś odkrywają coś bardzo ważnego stojąc na tarasie lub wpatrując się w widok za oknem. Zapewne każdy z nas również ma chwile zamyślenia pijąc herbatę, patrząc na zachód słońca, podziwiając piękno natury… Nawet jeżeli myśli te nie są daleko idące, warto zatrzymać się na chwilę, najlepiej czytając „Historie, w których nic się nie dzieje”.

Osobiście nie przepadam za wszelkimi tomikami poezji, które można interpretować na milion różnych sposobów i w dodatku nie wynieść nic wartościowego. Opowiadania za to dają możliwość wcielenia myśli w życie, odniesienia sytuacji bohaterów do naszego życia. Rozległe, a zarazem nienudzące opisy refleksji, wspomnień i skojarzeń, wciągają czytelnika zadając najważniejsze pytania i poruszając kwestie egzystencjalne. Jaki jest cel życia? Jaką rolę stanowią minione chwile? Jak cienka jest granica między samotnością a lękiem przed światem?

"Ludzie zbyt szybko wymieniają się imionami, słowami, myślami. 
A potem znikają."**

Każde z opowiadań ukierunkowuje czytelnika na dane aspekty życia – dzieciństwo, tęsknotę za swoim bezpiecznym miejscem, drobnostki życia codziennego, płynący czas, zmienność wszystkiego, co nas otacza. Odniosłam jednak wrażenie, że każda historia obraca się w temacie samotności, indywidualizmu jednostki, niezrozumienia przez świat. Bohaterowie, przebywając w miejscach odludnych, odczuwają spokój, mogą w ciszy rozmyślać nad życiem. Jednocześnie większość z nich nie rozumie samych siebie, są samotni, niedopasowani do realiów środowiska społecznego. Brakuje im przyjaciół, tak jak na przykład Tobiemu z opowiadania „Polowanie na obłoki”. Poniekąd go rozumiem, gdyż kilka lat temu również znajdowałam się w podobnej sytuacji, otaczałam się innymi rzeczami niż inni. Zmiany zaszły z czasem, lecz nadal w pewnych sprawach nie rozumiem samej siebie, lubię także ciche, urokliwe miejsca. To sprawia, że do serca wpływa fala spokoju, melancholii, zamyślenia. Podobnie było z Tobim.

Myślę, że każdy z czytelników może utożsamić się z myślami danych bohaterów. Dlatego „Historie, w których nic się nie dzieje”, mimo typowo refleksyjnego charakteru, który jest dziś nie w modzie, dotrze do wielu odbiorców. Szczególnie takich, którzy czasem zatrzymują się w codziennym biegu  lub chcą dostrzec wartość ważnych życiowych drobiazgów. Serdecznie polecam tę książkę. Dodam na koniec, że nie warto kierować się tytułem, gdyż przy tych historiach nie da się nudzić.

* - cytat, str 177
** - str 77
Ocena książki: 7/10
Inteligentna, refleksyjna powieść, bardzo nastrojowa, pozostawiająca nadzieję. 

DODATKI:
O AUTORZE:  KLIK
TRAILER I WIĘCEJ O KSIĄŻCE: KLIK












A już za niedługo ogłoszę na moim blogu KONKURS. Do wygrania jedna z dwóch powieści "Historie, w których nic się nie dzieje". Bacznie obserwujcie! :))

sobota, 15 marca 2014

Biała jak mleko, czerwona jak krew - Alessandro D'Avenia


Wydawnictwo: Znak
Stron: 310
Opis: Ale miłość to coś innego. Miłość nie daje spokoju. Miłość jest bezsenna. Miłość obdarza siłą. Miłość jest szybka. Miłość jest jutrem. Miłość to tsunami. Miłość jest czerwona jak krew.

Leo jest młody, odważny, trochę bezczelny. I co ważne: świeżo zakochany, tą pierwszą, romantyczną, czerwoną jak krew miłością. Czerwień to zresztą jego ulubiony kolor, w przeciwieństwie do bieli, która kojarzy mu się ze smutkiem, pustką, samotnością. Leo postrzega świat poprzez kolory, także emocje i ludzi utożsamia z konkretnymi barwami.
Czerwień to huragan, marzenia, pasja i... Beatrice - śliczna, ognistoruda dziewczyna, w której Leo potajemnie się kocha. Przyjaźń natomiast jest błękitna. Jak niebo, jak woda i ... jak Sylwia, najbliższa, najlepiej znana, rozumiejąca wszystko bez słów. Barwy się przenikają, łączą, powodują lekki zawrót głowy... A Leo zrobi wszystko, żeby zrozumieć, czym jest prawdziwa miłość.


"-Chciałbym, żeby moja żona była biała jak mleko i czerwona jak krew.
- Synku, kto jest biały, nie jest czerwony, a kto jest czerwony, nie jest biały. Ale szukaj takiej żony, może znajdziesz."


Wyobraź sobie, że żywisz do drugiej osoby silne, czerwone niczym rozżarzony płomień uczucie. Myślisz tylko o tym, nie zastanawiasz się nad pustką – nad czystą, białą kartką pozostawiającą wrażenie beznadziejności i nicości. I wtedy coś się dzieje w Twoim życiu, złowroga biel zlewa się z intensywną czerwienią. Próbujesz odnaleźć siebie, zmienić bieg wydarzeń… Ale na to nie masz już wpływu. To lekcja, jedna z najcięższych, jakie można przetrwać.

Leo to lekko zarozumiały, odważny nastolatek. Postrzega świat w wielu barwach, z których każda  z nich oznacza coś innego: czerwień – miłość, biel – nicość, błękit – przyjaźń… Jego życie składa się ze zlewających się barw, z których najgorszym jest śnieżnobiała pustka. Aby się jej pozbyć, ucieka do świata muzyki, pasji, przyjaźni i… do płomiennej, romantycznej, czerwonej jak krew miłości o imieniu Beatryce. Właśnie ona jest ucieleśnieniem wszelkich najmocniejszych emocji, marzeń, uczuć i piękna. Wszystko zmienia się w zaledwie jeden rok szkolny…

Ognistoruda Beatrice coraz rzadziej bywa w szkole, a Leo nie wie, jak ma jej wyznać czerwone uczucie. Powoli przerażająca biel wdziera się do jego gorącego serca. Chłopak próbuje stawić czoło temu, co go czeka. Najtrudniejszym zadaniem okaże się zrozumienie samego siebie… i, mimo wlewającego się do jego życia morza bieli, utrzymanie żywej, czerwonej miłości.

„Życie się nie myli, jeżeli serce ma odwagę je zaakceptować…”

Zdaję sobie sprawę, że dla osób, które nie zapoznały się jeszcze z lekturą, opis fabuły może wydawać się dosyć dziwny. Mnie również, także podczas czytania początkowych rozdziałów, pomysł postrzegania świata i uczuć za pomocą barw wydawał się nietypowym pomysłem. W miarę wnikania w historię młodego Leonadra, ja również dałam ponieść się kolorom. Stwierdzić można, że tak naprawdę około osiemdziesiątej strony czujemy się w całej opowieści swobodnie, wtedy też utożsamiamy się z początku irytującym bohaterem. Tak właśnie… Sama postać Leo oraz jego zmiana wewnętrzna to najbardziej urokliwy aspekt powieści.

Autor wspaniale przedstawia niesamowitą, a zarazem trochę skomplikowaną psychikę młodego chłopaka. Jak już wspomniałam, z początku może irytować samolubstwem, dziecinną odwagą w stosunku do nauczycieli oraz pewnością siebie. Czyżby na pewno jednak był właśnie takim charakterem? Za maską zwykłego nastolatka kryje się wiele marzeń, z których największym jest ognistoruda Beatrice. Życie jednak płata figle, zmienia bieg wydarzeń. W stosunku do nich, Leo coraz częściej koryguje swoje postępowanie, zmienia stosunek do marzeń, ukierunkowuje swoją osobę na szczęście innych. Wtedy też zwykłe zauroczenie zmienia się w prawdziwą, czerwoną miłość. Jestem pod wrażeniem wielkiej mądrości bohatera, który mimo iż czasem nie wie jak ma postąpić i popełniał błędy, to wykazał się dojrzałością wobec życia. Ciężko sobie wyobrazić, że obecni szesnasto-, siedemnastolatkowie byliby gotowi na takie poświęcenia oraz dążenie do spełnienia marzeń, jak Leo. Mało kto potrafi tak kochać, mało kto podchodzi do spraw życia w tak rozważny sposób. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że Leo powinien być autorytetem. Nie tylko dla młodzieży, a dla każdego  z nas, bohaterów swoich własnych życiowych historii.

„Mam marzenie i muszę cię do niego zabrać”.

Powieść „Biała jak mleko, czerwona jak krew” jest boleśnie prawdziwa, stawia Leo w niesamowicie trudnej sytuacji. Musi podejmować wiele wyborów, wybierać między znajomymi a miłością, wiele poświęcić. Sama historia tak mocno na mnie oddziaływała, że od mniej więcej osiemdziesiątej strony już do końca… zwyczajnie płakałam. Tak jak dziecko, któremu lód spadnie na chodnik. W całym moim życiu żadna książka, żaden film, żadne przedstawienie tak mnie nie wzruszyło. Sama nie wiem co się ze mną działo, po prostu całą sobą wczułam się w tą niesamowitą historię. Nie mam pojęcia, co ja bym zrobiła na miejscu Lao, co ja bym myślała, jak potraktowałabym owe doświadczenia.  Dlatego jestem pełna podziwu dla chłopaka, który zdołał przejść wszystko, z bólem, cierpieniem, ale ostatecznie bohatersko. Wszystko zadziałało ku jego ogromnej zmianie.

Nie jestem w stanie również pojąć mądrości samego autora. W sposób swobodny wysuwa bardzo ważne wnioski, a na końcu każdego z rozdziałów czytamy refleksyjne myśli lub spostrzeżenia. Nie takie jak w tomikach poezji interpretowanych na 100 różnych sposobów, ale prawy dotyczące  w danej chwili bohatera. Stanowi to świetny materiał na przemyślenia dla każdego z czytelników.

Jeżeli spodziewasz się banalnego „współczesnego Love story” – zawiedziesz się. Jeżeli oczekujesz nudnej, typowo refleksyjnej lektury – również jej nie otrzymasz. „Biała jak mleko, czerwona jak krew” to zwykła opowieść o pewnym życiu, która potrafi zmienić myślenie czytelnika. Historia, w całej swojej spokojnej, przepełnionej prawdziwymi emocjami rzeczywistości, pozostawia nadzieję oraz wzbudza refleksje na temat ciężkich sytuacji. Niesamowita, wzruszająca, przepełniona ciepłem, smutkiem i życiową prawdą… Od dziś – moja ulubiona książka.  

Ocena książki 10!!/10
Nic dodać, nic ująć... Po prostu wspaniała i bardzo wzruszająca.

DODATKI:
O AUTORZE:
Alessandro D'Avenia (ur. 1977 r.) - włoski pisarz i nauczyciel. Autor "Biała jak mleko, czerwona jak krew" i "Rzecz, o której nikt nie wie". Ma pięcioro rodzeństwa, studiował literaturę klasyczną w Rzymie. Pracował jako publicysta w kilku włoskich gazetach. 

LINKI:
Facebook: KLIK
Twitter: KLIK
Cytaty: KLIK

środa, 23 listopada 2011

Chata - Wm. Paul Young

Wydawnictwo: Nowa Proza
Tłumaczenie: Anna Reszka
Ilość stron: 285
Opis wydawcy: Największy fenomen wydawniczy 2008 roku już w Polsce!!! Najmłodsza córka Mackenziego Allena Phillipsa Missy została porwana podczas rodzinnych wakacji. W opuszczonej chacie, ukrytej na pustkowiach Oregonu, znaleziono ślady wskazujące na to, że została brutalnie zamordowana. Trzy lata później pogrążony w Wielkim Smutku Mack dostaje tajemniczy list, najwyraźniej od Boga, a w nim zaproszenie do tej właśnie chaty na weekend. Czytając "Chatę", uświadomiłem sobie, że pytania, które pojawiają się w tej zniewalającej powieści, są tymi samymi, które nosiłem głęboko w sobie. Piękno tej książki nie polega na tym, że udziela ona łatwych odpowiedzi, ale że zaprasza czytelnika, żeby zbliżył się do łaski i miłości Boga, w którym znajdujemy nadzieję i uzdrowienie. 



Moja ocena książki: Tym razem nie chcę oceniać powieści, ponieważ jest ona zupełnie inna od tych wszystkich, które kiedykolwiek czytałam.

"Tam, gdzie tragedia zderza się z wiecznością"

Każdy człowiek styka się z różnego rodzaju problemami. Próbujemy sobie radzić z każdą małą trudnością, ale co jeżeli spadnie na nas ciężar prawdziwej tragedii? Dlaczego w ogóle istnieje coś takiego jak cierpienie? Przecież Bóg, chociażby jedną myślą, mógłby usunąć całe zło ze świata. Na głównego bohatera powieści „Chata” Williama Paula Younga, odpowiedź czekała w dość zaskakującej formie...

Mack wyjeżdża wraz ze swoimi dziećmi i żoną na kemping, aby odpocząć od codziennej monotonii i umocnić więzi rodzinne. Nie przeczuwa jednak, że owa podróż będzie najgorszą w jego życiu. Jesse, syn Macka, wypływa kajakiem na jezioro, które po chwili przewraca łódkę. Wszyscy ruszają chłopcu na pomoc pozostawiając sześcioletnią Missy samą na terenie obozu. Jessowi nic się nie dzieje, za to córeczka Macka znika bez śladu. Jedyną poszlaką jest spinka z biedronką włożona między strony kolorowanki Missy. Policja, próbując znaleźć drogę ucieczki porywacza, natrafia na starą chatę. Znalezione tam dowody wykazują, że właśnie w tym miejscu popełniono zabójstwo dziewczynki. Całą rodzinę ogarnia Wielki Smutek, a Mack obwinia siebie za śmierć Missy. Tragedia znacznie oddala go do Boga.

Trzy lata później, do Mackenziego dociera tajemniczy list informujący o tym, że pewien „Tata” chce spotkać się z nim w chacie; tym strasznym, przywodzącym tragiczne wspomnienia miejscu. Czyżby był to list od samego Boga? Nan, żona Macka, nazywała go właśnie Tatą... A jeżeli to tylko podstęp wymyślony przez mordercę? Mack chce zaryzykować własne życie, aby zaspokoić ciekawość. Poza tym – co ma do stracenia skoro wszystko straciło sens już trzy lata temu?

Nie muszę karać ludzi za grzechy. Grzech sam w sobie jest karą, pożera cię od środka. Nie chcę go piętnować, tylko plenić.”

Największym zaskoczeniem doświadczonym przeze mnie podczas lektury jest samo przedstawienie Boga. Nie jako poczciwego starca z długą brodą mówiącego staromodnym językiem, ale jako trzech postaci diametralnie różniących się od siebie pod względem fizycznym. Tata jest bowiem kobietą, Jezus niezbyt przystojnym mężczyzną, a Duch Święty małą dziewczynką. Dlaczego autor w taki właśnie sposób przedstawił Trójcę Świętą? Z pewnością po to, aby udowodnić, że Bóg jest duchem, którego żaden człowiek nie może ogarnąć rozumem. William Young chciał również w ten sposób przybliżyć nam boską osobę porównując ją do kochającej matki. Ludzie kurczowo trzymają się stereotypów, czy wyobrażeń, zapominając o tym, co naprawdę ważne. Boga najczęściej wyobrażamy sobie jako człowieka podniesionego do potęgi n-tej z dodatkiem bezgranicznej dobroci. Jak jest naprawdę?

„Chata” jest dla mnie wielkim skarbem, ponieważ przedstawiła pewne znane mi od dawna prawdy w całkiem nowy i zaskakujący sposób. To, co było dotąd oczywiste i proste, zyskało większy sens i wiarygodność. Mack, ze względu na ogarniającego go Wielki Smutek, przestaje wierzyć, że Bóg naprawdę go kocha. Każdy z pewnością wie, że miłość boska jest bezgraniczna, ale ten fakt staje się tak oczywisty, ze nie ma w nim nic niezwykłego. A może by spojrzeć z innej perspektywy? Możemy zrobić to wraz z Mackiem, który jako kochający ojciec, dzięki pomocy Taty, sam doświadcza jak trudne jest wysłanie kilku ze swoich dzieci do piekła. Każde chciałby przed tym uchronić, nawet gdyby miał zapłacić życiem.

Jestem szczerze oczarowana tą powieścią. Znacznie zmieniła ona mój tok myślenia, dała odpowiedzi na dręczące pytania. Każdy czytelnik może spojrzeć na pewne sprawy w zupełnie inny sposób, nawet na takie trudne jak śmierć. „Chata”, mimo początkowej tragedii, pozostawia w czytelniku radość i nadzieję. Z pewnością nie będę w stanie szybko zapomnieć o tej powieści. Dała mi duży materiał do przemyślenia. Zapraszam wszystkich do wstąpienia do mrocznej chaty, która w jednej chwili może przeobrazić się w kwitnący ogród waszego serca, którym opiekuje się sama Tata. 

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Nowa Proza oraz portalowi Sztukater.

Przy okazji chciałabym też podzielić się pewną informacją. Mianowicie okazało się, że Tosia jest Tośkiem, a Kasia dzisiaj zniosła już drugie jajeczko :) (Dla niewtajemniczonych - chodzi o papużki) :)