Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ulubione. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ulubione. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 1 września 2015

Z XXI wieku do Powstania Warszawskiego

Wydawnictwo: Egmont
Stron:320
Opis: Mikołaj w przedziwny sposób trafia ze współczesnej Warszawy w sam wir dramatycznych wydarzeń powstania warszawskiego. Jego starszy brat Wojtek decyduje się na podróż, która zakończy się kilkadziesiąt lat wcześniej, aby wydostać Mikołaja z powrotem. W walczącej Warszawie chłopcy poznają na przemian smak zwycięstwa i gorycz porażki, dowiadują się, czym jest męstwo, prawdziwa przyjaźń i wielka miłość.








Na sam początek muszę podkreślić, że nigdy nie lubiłam uczyć się historii i, aż wstyd się przyznać, mam dosyć duże braki.  Dlatego omijam wiedzę teoretyczną ogromnym łukiem i sięgam po seriale historyczne, które z kolei zachęcają mnie do powieści tego typu. Do „Galopu ‘44” nie potrzebowałam jednak dodatkowej zachęty. Każdy wie, co zdarzyło się w 1944 roku i jakie okropności mieszkańcom Warszawy przyniosła wojna. Poza tym już po opisie dowiadujemy się, że powieść Moniki Kowaleczko-Szumowskiej przeznaczona jest głównie do młodzieży, a pomysł zestawienia świata XXI wieku i realiów powstania wydaje się być świetnym pomysłem na fabułę. Tak więc z chęcią zatopiłam się w lekturze i przeniosłam do tego okresu historii, który miał miejsce tak niedawno a był przecież dla Polaków istnym koszmarem.

Mikołaj i Wojtek – dwaj bracia, zupełnie od siebie różni. Nie tylko pod względem fizycznym, ale także charakterami, przez co nigdy się ze sobą nie dogadywali. Mikołaj - szalony, entuzjastyczny i nieprzewidywalny, Wojtek – poukładany i powściągliwy. Oboje odwiedzają Muzeum Powstania Warszawskiego, choć wszelką wrażliwość chowają pod skorupą obojętności. Wszystko zmienia się wtedy, gdy Mikołaj przypadkiem trafia do 1944 roku, do świeżo rozpoczętego powstania. Jego starszy brat decyduje się na podróż w czasie, aby wydostać Mikołaja z powrotem. Duch walki sprawia jednak, że żaden z chłopców nie chce wracać do domu. Chłopcy poznają siłę odwagi, przyjaźni, determinacji i miłości. Czy powstanie było tak tragicznym wydarzeniem jak współcześnie mniemamy? Czy warto walczyć wtedy, gdy wiesz, że miasto za niedługi czas legnie w gruzach?

„Galop ‘44” to pewnego rodzaju połączenie reportażu i powieści młodzieżowej, mogę powiedzieć nawet, że dla młodszej młodzieży. Pod tym pierwszym względem kryją się fragmenty będące relacją z danych wydarzeń, przybliżają one historię powstania, jego przebieg i stanowią często wstęp do dalszej historii bohaterów. Mimo że czasem ciężko brnęłam przez te właśnie reportaże, to jednak wyłuskałam kilka ciekawostek i niesamowitych informacji, na przykład o tajnej polskiej stacji radiowej. Niektóre fakty są tak zadziwiające, że miałam wrażenie, iż to jakaś fikcja, wątki zaczerpnięte z literatury postapo.  Autorka jednak wiernie przedstawiła wydarzenia zapisane w kronikach, aktach i relacjach powstańców.

Jeżeli chodzi o charakter młodzieżowy książki, to mamy tutaj wprawdzie wątki dotyczące męstwa, odwagi i miłości, ale potraktowane trochę pobieżnie. Autorka bardziej skupiła się na tym, co chłopcy robią w Warszawie i jak działają powstańcy, emocje i uczucia bohaterów zostały zepchnięte na margines. Tak do końca dobrze nie poznamy Wojtka i Mikołaja, nawet ciężko zauważyć to, co zapowiedziała autorka – że to przeciwne charaktery. Szczególnie brakowało przeżyć wewnętrznych chłopców, ale właściwie postacie chłopców są tylko pewnym środkiem do przedstawienia realiów 1944 roku oraz czynią historię bardziej przystępną dla młodych czytelników. Oczywiście nie można powiedzieć, że wszystkie postacie są niedopracowane. Tak jak każdy czytelnik i ja znalazłam swoich ulubieńców – Małego i Lidkę. Dlatego pewne wydarzenia z książki, których oczywiście nie zdradzę, poruszyły mnie w szczególny sposób.

Końcówka powieści skłoniła mnie do pewnych przemyśleń. Przede wszystkim historia wygląda tak jak wygląda i tak po prostu musiało być. Nikt i nic nie mógłby tego zmienić, bo powstańcy w całej swojej determinacji o walkę za wolność nigdy nie tracili nadziei. Okres powstania mimo swojej tragedii okazał się być lepszym czasem. W XXI wieku nikt nie kocha tak jak w 1944 roku, nikt nie ceni tak przyjaźni, współpracy i zjednoczenia narodu. Dlatego Wojtek i Mikołaj, mimo ogromnego ryzyka, decydują się na pomoc powstańcom. Pragnienie wolności dla Polski sprawia, że człowiek nie dba o to, jak wszystko się zakończy.Chodzi o to, aby walczyć tak długo, jak tylko się da.  


Kilkanaście ostatnich stron „Galopu ‘44” to wydarzenia wzruszające, smutne ale finalnie kończymy lekturę z podniesioną dumnie głową. I być może lektura nie pokaże nam czegoś, czego wcześniej nie wiedzieliśmy, ale z pewnością utwierdzi w naszym umyśle pewną świadomość, którą powinien posiadać każdy Polak. Dlatego po tę powieść powinni sięgać młodzi ludzie, uczniowie gimnazjum i liceum, a także starsi czytelnicy. Myślę, że nikt nie będzie żałował czasu spędzonego przy lekturze „Galopu ‘44”. Książkę bowiem czyta się bardzo szybko, z ciekawością i dociekliwością. Zapewne jeszcze do niej wrócę. 

Moja ocena: 7,5/10


Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Egmont

sobota, 6 czerwca 2015

Nie do pary - Ewa Nowak

Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 350
Opis: Szesnastoletni Alek przeżywa okres buntu. Potwierdzenia własnej wartości szuka głównie w oczach płci przeciwnej, co prowadzi do kontaktów z wieloma dziewczynami. W końcu chłopak całkowicie się gubi w swoich uczuciach. Wplątuje się w niezręczne sytuacje, a zarazem traci poczucie bezpieczeństwa, bo rozpada się jego rodzina. Czy Alkowi uda się wyjść na prostą i zrozumieć, co jest w życiu ważne?


„Co to za kolejny wafel?”


„Nie do pary” to najnowsza książka Ewy Nowak, znanej pisarki i pedagoga-terapeuty. Mimo że na rynku pojawiło się już wiele utworów tej autorki, to jednak dopiero teraz miałam przyjemność zapoznać się z jej twórczością. Szybko zagłębiłam się w lekturę, a teraz z kolei planuję przeczytać pozostałe powieści Ewy kierowane do młodzieży. Może otrzymam kolejną zabawną, pocieszającą i wciągającą opowieść, taką jak w „Nie do pary”.

Alek to zwykły szesnastoletni chłopak, który przeżywa okres buntu i tzw. burzę hormonów. Tak chyba można to nazwać… W każdym razie jego ulubionym zajęciem jest uatrakcyjnianie życia swojej matce, na przykład wrzucając jej rajstopy do klozetu. Jego relacje z matką to jak wyścig szczurów, ciągłe dogryzanie sobie nawzajem i ironiczne komentowanie wielu spraw. Ojciec z kolei nie odgrywa ważnej roli w życiu Alka, raz jest, raz go nie ma. Chłopak zaczyna za to coraz częściej mieszać się w pokręcone romanse i niezręczne sytuacje. W oczach dziewczyn poszukuje potwierdzenia swojej wartości, chociaż sam nie wie do końca czego chce i co myśleć o sobie i o dziewczynach. Ah, te dziewczyny… Niby tyle kłopotów, ale czym byłby świat bez nich?

Po przeczytaniu opisu książki z tylnej okładki można sobie pomyśleć, że to kolejna opowieść o wielce dramatycznym życiu pewnego nastolatka. Powiem tak – opis, mimo że dość adekwatny do fabuły, to jednak stanowczo zbyt poważny. „Nie do pary” to nie jest książka, która ukazuje całą niesprawiedliwość świata i nie niesie dużego przesłania dotyczącego odnalezienia własnej drogi życiowej… Ta książka jest po prostu wielce zabawna, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu! Chyba nigdy w swoim życiu nie czytałam książki, która tak często powodowałaby, że na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech, niekiedy nawet nie potrafiłam powstrzymać się od chichotu. Dobrze, że czytałam tę książkę we własnym pokoju. Niestety może tylko pod koniec powieści humoru było mniej, ponieważ zamęt spowodowany związkami Alka zaczynał powoli męczyć. Chociaż tutaj autorka się zlitowała i wiedziała, w którym momencie i jak skończyć swoją książkę.

Alek wydaje mi się być zwyczajnym, takim typowym nastolatkiem. Nie chcę oczywiście wszystkich wrzucać do jednego wora, ale ten chłopak jest niezwykle realistyczny. Cały czas miałam wrażenie, jakbym czytała pamiętnik jakiegoś mojego kolegi z klasy. Dowcipny, sprytny, można powiedzieć nawet „jajcarz”. Otwarcie mówi to co uważa (ostrzegam dziewczyny, tutaj potrzebujemy mieć trochę dystansu do samych siebie), świat postrzega prosto i kieruje się swoimi emocjami. Tak jak zwykły nastolatek, nie jest pozbawiony wad, szczególnie wiele błędów popełnia w miłości. I może cierpi na niestabilność emocjonalną, ale dopiero powoli zaczyna rozumieć czym jest wierność i szczerość w związku. Ciągnie go do dziewczyn, które podbudują jego samoocenę, a gdy są z czegoś niezadowolone i mają do Alka pretensje – ten potrafi nagle zmieszać je z błotem.

"Jesteś pierwszoplanowym bohaterem tylko jednego, własnego życia. W innych masz rolę epizodyczną albo nie masz żadnej."

Autorka wykazała się w swojej powieści ogromnym talentem nakreślania realistycznych postaci. Czasami nawet zastanawiałam się, jak kobieta może tak dobrze znać psychikę chłopaka i stworzyć prawdziwego, niczym z krwi i kości, głównego bohatera. Ewa Nowak w żadnym momencie się nie ujawnia, gdyby nie jej nazwisko na okładce, uwierzyłabym, ze faktycznie jakiś Aleksander postanowił wydać swoją książkę. Nie wierzycie? Przeczytacie epilog i wszystko stanie się jasne. Nawet nie mamy tutaj moralizatorstwa ze strony autorki… „Nie do pary” to opowieść o pewnym nastolatku, którego poczynania może oceniać tylko i wyłącznie sam czytelnik. To czy zgadzamy się z Alkiem czy nie, czy uważamy go za głupiutkiego dzieciaka czy nie, to tylko i wyłącznie nasze indywidualne odczucie. My, czytelnicy, otrzymujemy tylko fragment chłopięcej psychiki w zaledwie 350 stronach. Na szczęście w zabawnej, lekkiej i bardzo przyjemnej formie.

„Nie do pary” to książka, która spodoba się ludziom młodym, powoli wkraczającym w dorosłość lub tym, którzy niedawno w nią wkroczyli. Ta powieść to wzorowy przepis na idealne utożsamienie się autorki ze stworzonym przez siebie bohaterem, nic tylko chwalić i się od Ewy uczyć. A w upalny, słoneczny dzień wziąć do rąk „Nie do pary” i oddać się lekkiej, zabawnej lekturze. Nie pożałujecie! 

pierwszy cytat z str 139
drugi ze str 170

Moja ocena: 8/10


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Egmont


poniedziałek, 26 maja 2014

Crescendo - Becca Fitzpatrick

Wydawnictwo: Otwarte
Stron: 400
Opis: Patch to wielka miłość Nory. To także jej Anioł Stróż.
On uratował jej życie, ona wyrwała go z otchłani potępionych. Są sobie przeznaczeni. 
Jednak Patch wydaje się zamieszany w niewyjaśnioną śmierć ojca Nory. Dziewczynie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo…
Tajemnice budzą niepokój, niepewność przeradza się w strach.












"Odgrzebywanie tego nie zmieni przeszłości... Sprawi tylko, że będziesz musiała przeżyć ją na nowo."

„Crescendo” to kontynuacja powieści Becci Fitzpatrick pt. „Szeptem”. Pierwszą część cyklu przeczytałam ponad 2 lata temu, dlatego też niewiele z niej pamiętałam. Z nudów sięgnęłam po „Crescendo”, które wołało do mnie z półki przez bardzo długi czas. Całe szczęście, że obecne jest wiele nawiązań do fabuły pierwszego tomu, dlatego też nie miałam najmniejszego problemu połączenia faktów z drugą książką. Rozsiadłam się wygodnie na leżaku na balkonie i spędziłam praktycznie cały dzień na lekturze. „Crescendo” porywa, niezaprzeczalnie.

Miłość Patcha i Nory wystawiona zostaje na próbę. Zdawać by się mogło, że dopóki Patch jest Aniołem Stróżem dziewczyny, nic nie może im zagrozić. Tak i mogło być, gdyby nie jedno uczucie, które sprowadza na nich ogromne niebezpieczeństwo – miłość. Archaniołowie uważnie przypatrują się Patchowi chcąc wykorzystać każdą okazję, by ten wrócił do piekielnego padołu. Kochankowie stają przed trudnym wyborem.

Na domiar złego, Patch skrywa coraz więcej tajemnic przed Norą. Spotyka się ze znienawidzoną przez Norę dziewczyną, staje się podejrzany o śmierć jej ojca, nie umie wytłumaczyć swojego zachowania i staje się coraz bardziej nieprzewidywalny. Wie za to, że Norze grozi wielkie niebezpieczeństwo, a dopóki ona mu nie zaufa, nie będzie w stanie ostrzec jej przed najgorszym…

„Crescendo” przeczytałam w tempie ekspresowym, ciężko było oderwać się do lektury chociażby na chwilę. Powieść wsysa czytelnika, dokładnie tak, jak czarna dziura. Przyczyn owego stanu rzeczy jest wiele, a najważniejszą z nich stanowi wartka akcja przepełniona nieprzewidywalnymi wydarzeniami. Na początku bowiem  miałam wrażenie, że będzie to następna przesłodzona historia o kochankach, których związek jest zakazany, a mimo to udaje im się utrzymać klimat na co najmniej mdląco romantycznym poziomie. Pozytywne, a zarazem i przygnębiające wrażenia pojawiły się bardzo szybko. Nora nie godzi się na sytuację, w jakiej zostaje postawiona. Ma dość tajemnic Patcha, który w odpowiedzi na wyznanie miłości odjeżdża i spotyka się z inną. Cham i prostak, powiedziałaby każda dziewczyna, a to tylko początek burzliwych chwil w ich związku. Nora postanawia radzić sobie sama z traumą po stracie ojca, chce odkryć tajemnicę jego śmierci oraz poznać zamiary Patcha. Coraz bardziej odsuwa go ze swojego życia nieświadoma motywów, które kierują chłopakiem.

Znaczna większość książki to opis wzbudzających smutek, żal i złość działań Nory. Mimo że czasami postępowała nierozsądnie, byłam w stanie ją zrozumieć. Zanim nie dowiedziałam się, co kieruje Patchem, miałam ochotę cisnąc książką w ścianę w każdej chwili, gdy ten się pojawiał. Z drańskim uśmiechem, dumny, tajemniczy, oziębły… Popadam w wątpliwość, że wraz z ostatnim tomem serii dostatecznie zdołam go rozgryźć. W „Szeptem” wydawał się być przez to uroczy, intrygujący. Tutaj natomiast miałam ochotę nazwać go zwykłym zimnym draniem. Nadal nie obchodzą mnie jego motywy, bo gdyby miałby trochę więcej serca, miłości i współczucia, postąpiłby inaczej. Nora za to ustosunkowała się do jego osoby w godny pochwały sposób. Pochwalam ją za to, że mimo iż nadal kocha Patcha, jest wystarczająco silna, aby działać na własną rękę. Na tej podstawie można stwierdzić, że „Crescendo” jest studium osobowości Nory, a Patch odgrywa bardzo poboczną rolę, mało znaczącą. Pojawiał się dość rzadko i całe szczęście… Mam nadzieję, że w kolejnej części serii albo się zmieni, albo znów Nora uświadomi sobie, w kim się zakochała. Miłość nie wybiera, w tym wypadku musi być albo ślepa, albo bardzo silna.

Jak już wspomniałam, z „Szeptem” pamiętam niewiele, aczkolwiek myślę, że w „Crescendo” dzieje się znacznie więcej. W dodatku mamy tutaj do czynienia z intrygującymi tajemnicami, nowymi postaciami i zarazem nowymi wrogami. Norze grozi wielkie niebezpieczeństwo, a kto je stanowił… to było dla mnie duże zaskoczenie. Powieść cały czas zaskakuje, jest nie do przewidzenia i za to ogromny plus.

Fabuła książki została skonstruowana w niezwykle ciekawy, złożony sposób, a jednak znalazło się kilka wątków, które nie pasowały do układanki. Autorka miejscami ułatwiała sobie pracę przy wyjaśnianiu niektórych zdarzeń oraz tajemnic. Zbyt często wysyłała Norę na różnego rodzaju imprezy i spotkania oraz kilkakrotnie kierowała ją na przeszukiwanie obcych mieszkań. Działania dziewczyny mogłyby być bardziej zróżnicowane. Ponadto, szczerze nienawidzę motywu mdlenia bohatera. Pojawia się niebezpieczeństwo, bohater już żegna się ze światem, mdleje, po czym budzi się otoczony ludźmi pytającymi, czy wszystko już jest w porządku. W tym momencie unika nam to, co najciekawsze. Niestety – motyw dość powszechny w tego typu literaturze.

„Crescendo” to lektura porywająca, odprężająca i jednocześnie zapewniająca dużą dawkę emocji oraz rozrywki. Mimo że Patch wzbudził moją niechęć, stwierdzić muszę, że charakterystyka bohaterów to jedna z mocnych zalet książki. Ponadto, podobał mi się fakt, iż nie było zbyt słodko i romantycznie. Wolę czytać o odrażająco aroganckim chłopaku i zdeterminowanej, znającej swoją wartość dziewczynie, niż o parze idealnych kochanków, między którymi nie ma żadnych konfliktów. Prócz małych niedociągnięć fabuły, nie mogę powiedzieć niczego negatywnego o tej książce. Cenię ją przede wszystkim za to, że wywołała we mnie burzliwe emocje, głównie dotyczące Patcha. Zaangażowała mnie do wzięcia udziału w każdym z opisanych wydarzeń, pobudzała wątpliwości, ciekawość, często złość i smutek. Dziękuję autorce za to, że w taki sposób wpływa na czytelnika. „Crescendo” to przepis na oderwanie od rzeczywistości, odprężenie i zarazem wzbudzenie wielu emocji. Takich powieści paranormalnych nie jest wiele, a z pewnością ta seria zasługuje na uwagę każdego młodego czytelnika.

Ocena: 8/10

DODATKI:
Becca Fitpzatrick
Strona autorki: KLIK
Seria SZEPTEM:  
1. Szeptem
2. Crescendo
3. Cisza
4. Finale
Trailer:



sobota, 15 marca 2014

Biała jak mleko, czerwona jak krew - Alessandro D'Avenia


Wydawnictwo: Znak
Stron: 310
Opis: Ale miłość to coś innego. Miłość nie daje spokoju. Miłość jest bezsenna. Miłość obdarza siłą. Miłość jest szybka. Miłość jest jutrem. Miłość to tsunami. Miłość jest czerwona jak krew.

Leo jest młody, odważny, trochę bezczelny. I co ważne: świeżo zakochany, tą pierwszą, romantyczną, czerwoną jak krew miłością. Czerwień to zresztą jego ulubiony kolor, w przeciwieństwie do bieli, która kojarzy mu się ze smutkiem, pustką, samotnością. Leo postrzega świat poprzez kolory, także emocje i ludzi utożsamia z konkretnymi barwami.
Czerwień to huragan, marzenia, pasja i... Beatrice - śliczna, ognistoruda dziewczyna, w której Leo potajemnie się kocha. Przyjaźń natomiast jest błękitna. Jak niebo, jak woda i ... jak Sylwia, najbliższa, najlepiej znana, rozumiejąca wszystko bez słów. Barwy się przenikają, łączą, powodują lekki zawrót głowy... A Leo zrobi wszystko, żeby zrozumieć, czym jest prawdziwa miłość.


"-Chciałbym, żeby moja żona była biała jak mleko i czerwona jak krew.
- Synku, kto jest biały, nie jest czerwony, a kto jest czerwony, nie jest biały. Ale szukaj takiej żony, może znajdziesz."


Wyobraź sobie, że żywisz do drugiej osoby silne, czerwone niczym rozżarzony płomień uczucie. Myślisz tylko o tym, nie zastanawiasz się nad pustką – nad czystą, białą kartką pozostawiającą wrażenie beznadziejności i nicości. I wtedy coś się dzieje w Twoim życiu, złowroga biel zlewa się z intensywną czerwienią. Próbujesz odnaleźć siebie, zmienić bieg wydarzeń… Ale na to nie masz już wpływu. To lekcja, jedna z najcięższych, jakie można przetrwać.

Leo to lekko zarozumiały, odważny nastolatek. Postrzega świat w wielu barwach, z których każda  z nich oznacza coś innego: czerwień – miłość, biel – nicość, błękit – przyjaźń… Jego życie składa się ze zlewających się barw, z których najgorszym jest śnieżnobiała pustka. Aby się jej pozbyć, ucieka do świata muzyki, pasji, przyjaźni i… do płomiennej, romantycznej, czerwonej jak krew miłości o imieniu Beatryce. Właśnie ona jest ucieleśnieniem wszelkich najmocniejszych emocji, marzeń, uczuć i piękna. Wszystko zmienia się w zaledwie jeden rok szkolny…

Ognistoruda Beatrice coraz rzadziej bywa w szkole, a Leo nie wie, jak ma jej wyznać czerwone uczucie. Powoli przerażająca biel wdziera się do jego gorącego serca. Chłopak próbuje stawić czoło temu, co go czeka. Najtrudniejszym zadaniem okaże się zrozumienie samego siebie… i, mimo wlewającego się do jego życia morza bieli, utrzymanie żywej, czerwonej miłości.

„Życie się nie myli, jeżeli serce ma odwagę je zaakceptować…”

Zdaję sobie sprawę, że dla osób, które nie zapoznały się jeszcze z lekturą, opis fabuły może wydawać się dosyć dziwny. Mnie również, także podczas czytania początkowych rozdziałów, pomysł postrzegania świata i uczuć za pomocą barw wydawał się nietypowym pomysłem. W miarę wnikania w historię młodego Leonadra, ja również dałam ponieść się kolorom. Stwierdzić można, że tak naprawdę około osiemdziesiątej strony czujemy się w całej opowieści swobodnie, wtedy też utożsamiamy się z początku irytującym bohaterem. Tak właśnie… Sama postać Leo oraz jego zmiana wewnętrzna to najbardziej urokliwy aspekt powieści.

Autor wspaniale przedstawia niesamowitą, a zarazem trochę skomplikowaną psychikę młodego chłopaka. Jak już wspomniałam, z początku może irytować samolubstwem, dziecinną odwagą w stosunku do nauczycieli oraz pewnością siebie. Czyżby na pewno jednak był właśnie takim charakterem? Za maską zwykłego nastolatka kryje się wiele marzeń, z których największym jest ognistoruda Beatrice. Życie jednak płata figle, zmienia bieg wydarzeń. W stosunku do nich, Leo coraz częściej koryguje swoje postępowanie, zmienia stosunek do marzeń, ukierunkowuje swoją osobę na szczęście innych. Wtedy też zwykłe zauroczenie zmienia się w prawdziwą, czerwoną miłość. Jestem pod wrażeniem wielkiej mądrości bohatera, który mimo iż czasem nie wie jak ma postąpić i popełniał błędy, to wykazał się dojrzałością wobec życia. Ciężko sobie wyobrazić, że obecni szesnasto-, siedemnastolatkowie byliby gotowi na takie poświęcenia oraz dążenie do spełnienia marzeń, jak Leo. Mało kto potrafi tak kochać, mało kto podchodzi do spraw życia w tak rozważny sposób. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że Leo powinien być autorytetem. Nie tylko dla młodzieży, a dla każdego  z nas, bohaterów swoich własnych życiowych historii.

„Mam marzenie i muszę cię do niego zabrać”.

Powieść „Biała jak mleko, czerwona jak krew” jest boleśnie prawdziwa, stawia Leo w niesamowicie trudnej sytuacji. Musi podejmować wiele wyborów, wybierać między znajomymi a miłością, wiele poświęcić. Sama historia tak mocno na mnie oddziaływała, że od mniej więcej osiemdziesiątej strony już do końca… zwyczajnie płakałam. Tak jak dziecko, któremu lód spadnie na chodnik. W całym moim życiu żadna książka, żaden film, żadne przedstawienie tak mnie nie wzruszyło. Sama nie wiem co się ze mną działo, po prostu całą sobą wczułam się w tą niesamowitą historię. Nie mam pojęcia, co ja bym zrobiła na miejscu Lao, co ja bym myślała, jak potraktowałabym owe doświadczenia.  Dlatego jestem pełna podziwu dla chłopaka, który zdołał przejść wszystko, z bólem, cierpieniem, ale ostatecznie bohatersko. Wszystko zadziałało ku jego ogromnej zmianie.

Nie jestem w stanie również pojąć mądrości samego autora. W sposób swobodny wysuwa bardzo ważne wnioski, a na końcu każdego z rozdziałów czytamy refleksyjne myśli lub spostrzeżenia. Nie takie jak w tomikach poezji interpretowanych na 100 różnych sposobów, ale prawy dotyczące  w danej chwili bohatera. Stanowi to świetny materiał na przemyślenia dla każdego z czytelników.

Jeżeli spodziewasz się banalnego „współczesnego Love story” – zawiedziesz się. Jeżeli oczekujesz nudnej, typowo refleksyjnej lektury – również jej nie otrzymasz. „Biała jak mleko, czerwona jak krew” to zwykła opowieść o pewnym życiu, która potrafi zmienić myślenie czytelnika. Historia, w całej swojej spokojnej, przepełnionej prawdziwymi emocjami rzeczywistości, pozostawia nadzieję oraz wzbudza refleksje na temat ciężkich sytuacji. Niesamowita, wzruszająca, przepełniona ciepłem, smutkiem i życiową prawdą… Od dziś – moja ulubiona książka.  

Ocena książki 10!!/10
Nic dodać, nic ująć... Po prostu wspaniała i bardzo wzruszająca.

DODATKI:
O AUTORZE:
Alessandro D'Avenia (ur. 1977 r.) - włoski pisarz i nauczyciel. Autor "Biała jak mleko, czerwona jak krew" i "Rzecz, o której nikt nie wie". Ma pięcioro rodzeństwa, studiował literaturę klasyczną w Rzymie. Pracował jako publicysta w kilku włoskich gazetach. 

LINKI:
Facebook: KLIK
Twitter: KLIK
Cytaty: KLIK

niedziela, 26 czerwca 2011

Córki łamią zasady - Joanna Philbin

Wydawnictwo: Bukowy Las
Wydanie: 2011
Stron: 313
Cena det.: 31,9 zł
Opis wydawcy: Carina Jurgensen, licealistka z temperamentem, córka bardzo bogatego potentata medialnego, łamie jedną z zasad córek cele- brytów, która brzmi: „Nigdy nie rozmawiaj z dziennikarzami o swoich rodzicach”. Lekkomyślnie upublicznia informacje na temat firmy swojego ojca i w konsekwencji zostaje przez niego odcięta od nieprzebranych zasobów pieniężnych. Zmuszona do radzenia sobie z mniej niż przeciętną tygodniówką, bierze sprawy w swoje ręce i przekonuje zarząd dorocznego Balu Zimowego, by zatrudniono ją na stanowisku organizatorki przyjęcia. Oczekuje się od niej, że w pracy skorzysta ze znajomości swojego ojca. Dziewczyna staje przed dylematem: Czy powinna otwarcie przyznać się do swej nowej sytuacji finansowej, czy grać rolę dumnej posiadaczki złotych kart kredytowych?


Moja ocena książki: 9/10


Bogate życie – wcale nie tak bajkowe...”

Po tej książce spodziewałam się ot tak, przyjemnej, lekkiej, nieszczególnie wybitnej lektury na wakacje. Nie miałam niestety styczności z poprzednią częścią serii Córki, ale okazało się, że ten tom snuje zupełnie inną i niezależną historię. Joanna Philbin stworzyła wciągającą i pouczającą opowieść dla młodzieży, która mnie dosłownie zachwyciła. Żałuję iż przeczytałam ją tak szybko. Chętnie powróciłabym do tej historii jeszcze raz.

Tym razem główną bohaterką jest niejaka Carina Jurgensen, córka potentata medialnego, którego majątek szacuje się na 225 miliardów dolarów. Karl Jurgensen, ojciec dziewczyny, chce aby stała się podobna do niego i w tym celu zatrudnia ją w swojej firmie, gdzie ta zajmuje się kopiowaniem i porządkowaniem papierów. Jednak Carina chce mimo wszystko skończyć liceum i iść własną drogą oraz prowadzić własny sposób na życie bez względu na to, jak zareaguje jej ojciec. Lekkomyślnie upublicznia w sieci internetowej fałszywe informacje o firmie Karla i w konsekwencji zostaje odcięta od pieniężnych zasobów. Zamiast iPhona otrzymuje stary 10-letni telefon, do szkoły podróżuje metrem, karty kredytowe zostały zablokowane, a tygodniowe kieszonkowe wynosi 20 dolarów. Carina próbuje się z tym pogodzić i udowodnić ojcu, że potrafi dać sobie radę bez codziennych zakupów. Jednak okazuje się, że to nie jest takie proste. Dziewczyna chce wyjechać w Alpy wraz z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole, Carterem, ale do tego potrzebuje pieniędzy. W tym celu poszukuje pracy. Zostaje zatrudniona jako organizatorka Balu Zimowego – imprezy, która ma być elegancka i z klasą. Ava, pracodawczyni Cariny, życzy sobie najmodniejszego DJ-a, najlepszego jedzenia i najpiękniejszych kwiatów. W końcu ma to być impreza dla prawdziwej elity. Aby spełnić oczekiwania Avy, Carina musi skorzystać z koneksji ojca, jest to jednak niemożliwe przy obecnych relacjach z Karlem. Czy będzie kłamać i przekonywać otaczających ją ludzi, że jest kimś zupełnie innym niż w rzeczywistości? A może przyzna się do obecnej sytuacji finansowej?

Czasem to, jak postrzegają cię ludzie, wpływa na to, jak sam siebie widzisz.”

Akcja porwała mnie od pierwszego zdania. Powieść nie jest bogata w zwroty akcji, ale styl jakim została napisana, cała sytuacja oraz postacie sprawiły, że zupełnie zapomniałam o rzeczywistości i przeniosłam się do świata pełnego zakupów i luksusów. Zawsze zastanawiałam się jak to jest być dzieckiem kogoś bogatego i sławnego. Posiadanie własnych kart kredytowych, popularność, bezproblemowe, na pozór łatwe życie pomimo wszelkich pozorów nie dają człowiekowi prawdziwego szczęścia. O tym decydują nasze cele, drogi którymi kroczymy, uczucia i relacje z innymi. Carina chodzi do Chadwick, mieszka w luksusowym apartamencie, spędza wakacje w Montauk, jej ojciec jest jednym z najbogatszych biznesmenów na świecie... To wszystko sprawia wrażenie życia pełnego bogactwa, czyli takiego, o którym mażą chyba wszystkie nastolatki. Jednak czy o szczęściu decydują te wszystkie rzeczy? Co tak naprawdę jest ważne? Na te pytania każdy powinien odpowiedzieć sobie sam, najlepiej przy lekturze powieści „Córki łamią zasady”. Problematyka jaką porusza szczególnie dotyczy dzisiejszej młodzieży, która ugania się za popularnością, bogactwem oraz markowymi ciuchami nie zważając na to, że to nigdy nie da im prawdziwej satysfakcji i przepisu na życie. Powieść ta jest zarazem lekka, ale daje temat do rozmyślania. Uczy też, że kłamstwo nie jest receptą na problemy. Prędzej czy później wszystko musi wyjść na jaw, a skutkiem jest zazwyczaj utrata zaufania i własnego honoru. „Córki łamią zasady” przykłada też dużą wagę do tego, aby być sobą, nie udawać przed ludźmi kogoś, kim nie jesteśmy.

W tej książce polubiłam dosłownie wszystkich, każdą postać, co nieczęsto mi się zdarza. Szczególnie moją sympatię zdobyła Carina. Może na początku działała lekkomyślnie, ale w sumie to uświadomiłam sobie, ze na jej miejscu zrobiłabym dokładnie to samo. W porę jednak zrozumiała na czym stoi i że tym co najbardziej pragnie jest kompromis z ojcem. Uważam, iż odcięcie Cariny od nieprzebranych zasobów pieniężnych było dobrą nauczką dla niej samej. Dziewczyna uświadomiła sobie, że bogactwo szczęścia nie daje.

„Córki łamią zasady” jest niebanalną ale zarazem lekką i bardzo wciągającą lekturą. Opowiada o mocy przyjaźni, odwadze, prawdziwym szczęściu i dążeniu do celu wbrew wszystkim. Jestem jednocześnie uradowana, że mogłam ją przeczytać, ale zarazem smutno mi, że tak szybko się skończyła. Mam ochotę na jeszcze więcej szalonych przygód Cariny. Na szczęście już niedługo ukarze się następna część serii - „Córki wkraczają na scenę” - która będzie opowiadać o Hudson i jej muzycznej karierze. Powieści „Córki łamią zasady” daję 9 punktów na 10, ponieważ dawno nie czytałam tak wciągającej i przyjemnej książki. Jestem po prostu oczarowana! To jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza, przeczytanych przeze mnie opowieści tego typu. Polecam gorąco zarówno nastolatkom jak i dorosłym kobietom, ponieważ każdy wyciągnie z książki coś dla siebie.

Cytat zaczerpnięty z książki Córki łamią zasady, Wydawnictwo Bukowy Las 2011 r, str. 276

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Bukowy Las za co bardzo dziękuję.