Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Egmont. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wydawnictwo Egmont. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 1 września 2015

Z XXI wieku do Powstania Warszawskiego

Wydawnictwo: Egmont
Stron:320
Opis: Mikołaj w przedziwny sposób trafia ze współczesnej Warszawy w sam wir dramatycznych wydarzeń powstania warszawskiego. Jego starszy brat Wojtek decyduje się na podróż, która zakończy się kilkadziesiąt lat wcześniej, aby wydostać Mikołaja z powrotem. W walczącej Warszawie chłopcy poznają na przemian smak zwycięstwa i gorycz porażki, dowiadują się, czym jest męstwo, prawdziwa przyjaźń i wielka miłość.








Na sam początek muszę podkreślić, że nigdy nie lubiłam uczyć się historii i, aż wstyd się przyznać, mam dosyć duże braki.  Dlatego omijam wiedzę teoretyczną ogromnym łukiem i sięgam po seriale historyczne, które z kolei zachęcają mnie do powieści tego typu. Do „Galopu ‘44” nie potrzebowałam jednak dodatkowej zachęty. Każdy wie, co zdarzyło się w 1944 roku i jakie okropności mieszkańcom Warszawy przyniosła wojna. Poza tym już po opisie dowiadujemy się, że powieść Moniki Kowaleczko-Szumowskiej przeznaczona jest głównie do młodzieży, a pomysł zestawienia świata XXI wieku i realiów powstania wydaje się być świetnym pomysłem na fabułę. Tak więc z chęcią zatopiłam się w lekturze i przeniosłam do tego okresu historii, który miał miejsce tak niedawno a był przecież dla Polaków istnym koszmarem.

Mikołaj i Wojtek – dwaj bracia, zupełnie od siebie różni. Nie tylko pod względem fizycznym, ale także charakterami, przez co nigdy się ze sobą nie dogadywali. Mikołaj - szalony, entuzjastyczny i nieprzewidywalny, Wojtek – poukładany i powściągliwy. Oboje odwiedzają Muzeum Powstania Warszawskiego, choć wszelką wrażliwość chowają pod skorupą obojętności. Wszystko zmienia się wtedy, gdy Mikołaj przypadkiem trafia do 1944 roku, do świeżo rozpoczętego powstania. Jego starszy brat decyduje się na podróż w czasie, aby wydostać Mikołaja z powrotem. Duch walki sprawia jednak, że żaden z chłopców nie chce wracać do domu. Chłopcy poznają siłę odwagi, przyjaźni, determinacji i miłości. Czy powstanie było tak tragicznym wydarzeniem jak współcześnie mniemamy? Czy warto walczyć wtedy, gdy wiesz, że miasto za niedługi czas legnie w gruzach?

„Galop ‘44” to pewnego rodzaju połączenie reportażu i powieści młodzieżowej, mogę powiedzieć nawet, że dla młodszej młodzieży. Pod tym pierwszym względem kryją się fragmenty będące relacją z danych wydarzeń, przybliżają one historię powstania, jego przebieg i stanowią często wstęp do dalszej historii bohaterów. Mimo że czasem ciężko brnęłam przez te właśnie reportaże, to jednak wyłuskałam kilka ciekawostek i niesamowitych informacji, na przykład o tajnej polskiej stacji radiowej. Niektóre fakty są tak zadziwiające, że miałam wrażenie, iż to jakaś fikcja, wątki zaczerpnięte z literatury postapo.  Autorka jednak wiernie przedstawiła wydarzenia zapisane w kronikach, aktach i relacjach powstańców.

Jeżeli chodzi o charakter młodzieżowy książki, to mamy tutaj wprawdzie wątki dotyczące męstwa, odwagi i miłości, ale potraktowane trochę pobieżnie. Autorka bardziej skupiła się na tym, co chłopcy robią w Warszawie i jak działają powstańcy, emocje i uczucia bohaterów zostały zepchnięte na margines. Tak do końca dobrze nie poznamy Wojtka i Mikołaja, nawet ciężko zauważyć to, co zapowiedziała autorka – że to przeciwne charaktery. Szczególnie brakowało przeżyć wewnętrznych chłopców, ale właściwie postacie chłopców są tylko pewnym środkiem do przedstawienia realiów 1944 roku oraz czynią historię bardziej przystępną dla młodych czytelników. Oczywiście nie można powiedzieć, że wszystkie postacie są niedopracowane. Tak jak każdy czytelnik i ja znalazłam swoich ulubieńców – Małego i Lidkę. Dlatego pewne wydarzenia z książki, których oczywiście nie zdradzę, poruszyły mnie w szczególny sposób.

Końcówka powieści skłoniła mnie do pewnych przemyśleń. Przede wszystkim historia wygląda tak jak wygląda i tak po prostu musiało być. Nikt i nic nie mógłby tego zmienić, bo powstańcy w całej swojej determinacji o walkę za wolność nigdy nie tracili nadziei. Okres powstania mimo swojej tragedii okazał się być lepszym czasem. W XXI wieku nikt nie kocha tak jak w 1944 roku, nikt nie ceni tak przyjaźni, współpracy i zjednoczenia narodu. Dlatego Wojtek i Mikołaj, mimo ogromnego ryzyka, decydują się na pomoc powstańcom. Pragnienie wolności dla Polski sprawia, że człowiek nie dba o to, jak wszystko się zakończy.Chodzi o to, aby walczyć tak długo, jak tylko się da.  


Kilkanaście ostatnich stron „Galopu ‘44” to wydarzenia wzruszające, smutne ale finalnie kończymy lekturę z podniesioną dumnie głową. I być może lektura nie pokaże nam czegoś, czego wcześniej nie wiedzieliśmy, ale z pewnością utwierdzi w naszym umyśle pewną świadomość, którą powinien posiadać każdy Polak. Dlatego po tę powieść powinni sięgać młodzi ludzie, uczniowie gimnazjum i liceum, a także starsi czytelnicy. Myślę, że nikt nie będzie żałował czasu spędzonego przy lekturze „Galopu ‘44”. Książkę bowiem czyta się bardzo szybko, z ciekawością i dociekliwością. Zapewne jeszcze do niej wrócę. 

Moja ocena: 7,5/10


Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Egmont

sobota, 6 czerwca 2015

Nie do pary - Ewa Nowak

Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 350
Opis: Szesnastoletni Alek przeżywa okres buntu. Potwierdzenia własnej wartości szuka głównie w oczach płci przeciwnej, co prowadzi do kontaktów z wieloma dziewczynami. W końcu chłopak całkowicie się gubi w swoich uczuciach. Wplątuje się w niezręczne sytuacje, a zarazem traci poczucie bezpieczeństwa, bo rozpada się jego rodzina. Czy Alkowi uda się wyjść na prostą i zrozumieć, co jest w życiu ważne?


„Co to za kolejny wafel?”


„Nie do pary” to najnowsza książka Ewy Nowak, znanej pisarki i pedagoga-terapeuty. Mimo że na rynku pojawiło się już wiele utworów tej autorki, to jednak dopiero teraz miałam przyjemność zapoznać się z jej twórczością. Szybko zagłębiłam się w lekturę, a teraz z kolei planuję przeczytać pozostałe powieści Ewy kierowane do młodzieży. Może otrzymam kolejną zabawną, pocieszającą i wciągającą opowieść, taką jak w „Nie do pary”.

Alek to zwykły szesnastoletni chłopak, który przeżywa okres buntu i tzw. burzę hormonów. Tak chyba można to nazwać… W każdym razie jego ulubionym zajęciem jest uatrakcyjnianie życia swojej matce, na przykład wrzucając jej rajstopy do klozetu. Jego relacje z matką to jak wyścig szczurów, ciągłe dogryzanie sobie nawzajem i ironiczne komentowanie wielu spraw. Ojciec z kolei nie odgrywa ważnej roli w życiu Alka, raz jest, raz go nie ma. Chłopak zaczyna za to coraz częściej mieszać się w pokręcone romanse i niezręczne sytuacje. W oczach dziewczyn poszukuje potwierdzenia swojej wartości, chociaż sam nie wie do końca czego chce i co myśleć o sobie i o dziewczynach. Ah, te dziewczyny… Niby tyle kłopotów, ale czym byłby świat bez nich?

Po przeczytaniu opisu książki z tylnej okładki można sobie pomyśleć, że to kolejna opowieść o wielce dramatycznym życiu pewnego nastolatka. Powiem tak – opis, mimo że dość adekwatny do fabuły, to jednak stanowczo zbyt poważny. „Nie do pary” to nie jest książka, która ukazuje całą niesprawiedliwość świata i nie niesie dużego przesłania dotyczącego odnalezienia własnej drogi życiowej… Ta książka jest po prostu wielce zabawna, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu! Chyba nigdy w swoim życiu nie czytałam książki, która tak często powodowałaby, że na mojej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech, niekiedy nawet nie potrafiłam powstrzymać się od chichotu. Dobrze, że czytałam tę książkę we własnym pokoju. Niestety może tylko pod koniec powieści humoru było mniej, ponieważ zamęt spowodowany związkami Alka zaczynał powoli męczyć. Chociaż tutaj autorka się zlitowała i wiedziała, w którym momencie i jak skończyć swoją książkę.

Alek wydaje mi się być zwyczajnym, takim typowym nastolatkiem. Nie chcę oczywiście wszystkich wrzucać do jednego wora, ale ten chłopak jest niezwykle realistyczny. Cały czas miałam wrażenie, jakbym czytała pamiętnik jakiegoś mojego kolegi z klasy. Dowcipny, sprytny, można powiedzieć nawet „jajcarz”. Otwarcie mówi to co uważa (ostrzegam dziewczyny, tutaj potrzebujemy mieć trochę dystansu do samych siebie), świat postrzega prosto i kieruje się swoimi emocjami. Tak jak zwykły nastolatek, nie jest pozbawiony wad, szczególnie wiele błędów popełnia w miłości. I może cierpi na niestabilność emocjonalną, ale dopiero powoli zaczyna rozumieć czym jest wierność i szczerość w związku. Ciągnie go do dziewczyn, które podbudują jego samoocenę, a gdy są z czegoś niezadowolone i mają do Alka pretensje – ten potrafi nagle zmieszać je z błotem.

"Jesteś pierwszoplanowym bohaterem tylko jednego, własnego życia. W innych masz rolę epizodyczną albo nie masz żadnej."

Autorka wykazała się w swojej powieści ogromnym talentem nakreślania realistycznych postaci. Czasami nawet zastanawiałam się, jak kobieta może tak dobrze znać psychikę chłopaka i stworzyć prawdziwego, niczym z krwi i kości, głównego bohatera. Ewa Nowak w żadnym momencie się nie ujawnia, gdyby nie jej nazwisko na okładce, uwierzyłabym, ze faktycznie jakiś Aleksander postanowił wydać swoją książkę. Nie wierzycie? Przeczytacie epilog i wszystko stanie się jasne. Nawet nie mamy tutaj moralizatorstwa ze strony autorki… „Nie do pary” to opowieść o pewnym nastolatku, którego poczynania może oceniać tylko i wyłącznie sam czytelnik. To czy zgadzamy się z Alkiem czy nie, czy uważamy go za głupiutkiego dzieciaka czy nie, to tylko i wyłącznie nasze indywidualne odczucie. My, czytelnicy, otrzymujemy tylko fragment chłopięcej psychiki w zaledwie 350 stronach. Na szczęście w zabawnej, lekkiej i bardzo przyjemnej formie.

„Nie do pary” to książka, która spodoba się ludziom młodym, powoli wkraczającym w dorosłość lub tym, którzy niedawno w nią wkroczyli. Ta powieść to wzorowy przepis na idealne utożsamienie się autorki ze stworzonym przez siebie bohaterem, nic tylko chwalić i się od Ewy uczyć. A w upalny, słoneczny dzień wziąć do rąk „Nie do pary” i oddać się lekkiej, zabawnej lekturze. Nie pożałujecie! 

pierwszy cytat z str 139
drugi ze str 170

Moja ocena: 8/10


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Egmont


sobota, 28 lutego 2015

Gniewna gwiazda, czyli o odbudowie świata

Wydawnictwo: Egmont
Seria: Kroniki czerwonej pustyni, tom III
Stron: 412
Opis: Saba szykuje się do ostatecznej rozgrywki z DeMalo. Tymczasem on chce, żeby do niego dołączyła, stworzyła wspaniały świat – Nowy Eden. I została z nim już na zawsze. Serce Saby jest jednak przy Jacku. Rozpoczyna się walka z Tontonem. Niestety szanse buntowników są zatrważająco małe. Mimo to DeMalo składa Sabie kuszącą ofertę. Czy dziewczyna będzie w stanie mu odmówić? Jak bardzo poświęci się, by ratować ludzi, których kocha? Zapierający dech w piersiach ostatni tom trylogii Kroniki Czerwonej Pustyni!





Moira Young to pisarka mieszkająca w Wielkiej Brytanii, która interesuje się nie tylko książkami, ale szeroko pojętą kulturą tańca, opery i aktorstwa. W 2014 roku napisała serię „Kroniki Czerwonej Pustyni”, której zwieńczeniem, „Gniewną gwiazdą”, mogą się już cieszyć czytelnicy w Polsce. Finał, jaki autorka zgotowała w tym tomie, wywołuje przeróżne emocje; od lekkiego uśmiechu, przez powagę, aż do szoku i niezrozumienia.

Saba wie, że nadchodzi czas ostatecznej rozgrywki z DeMalo, który chce zbudować Nowy Eden według swoich surowych zasad. Z pozoru wizja odnowienia świata, zaprowadzenia porządku, zbudowania i zasiania, wydaje się szlachetna. Jednak co będzie, gdy okaże się, że DeMalo to kłamca zabijający słabych, wykorzystujący tych silnych? Nowy Eden sam podtrzymuje władzę DeMalo, jak więc się go pozbyć? Czas ucieka, a oferta, jaką otrzymuje Saba od wroga pozostawia pewien wybór. Jednak każda decyzja ponosi za sobą ogromne poświęcenie.

Czytelnicy Moiry Young albo przyzwyczajają się i doceniają do styl pisarki, albo, jak w moim wypadku, są nim po jakimś czasie zwyczajnie zmęczeni. Z początku byłam zaintrygowana brakiem wyszczególnienia dialogów, krótkimi zdaniami, często składającymi się z samych czasowników (Biegnę. Oddycham szybko. Nie zatrzymuję się.), niekiedy mające poetycki charakter. Im dalej jednak brnęłam w losy bohaterki, tym ciężej mi się czytało. Oczywiście nie zawiniło tutaj tempo akcji, które jest niezmiennie szybkie, tylko ciągłe zastanawianie się; „zaraz, kto to mówi”. Nie wiem, czy wina tkwi jedynie w braku myślników, być może autorka celowo wprowadza do sowich książek poważną, gęstą atmosferę, przez co czasami lektura przychodzi z trudem.

Bohaterowie powieści są bardzo dobrze wykreowani i realistyczni. Ich relacje ulegają zmianom, ponadto nie zgadzają bezmyślnie na wszystko, co przyjdzie Sabie do głowy. Pojawiają się wątpliwości, złość, emocje i, co najważniejsze, tajemnice. W „Gniewnej gwieździe” jest ich bardzo dużo, tak iż nie wiadomo, czego się spodziewać na kolejnych stronach książki. Jedynym minusem dotyczącym bohaterów jest złagodzenie sytuacji uczuciowej Saby i Jacka. Brakowało mi tutaj dawki emocji dotyczących ich miłości, ciepłych uczuć, zazwyczaj było sztywno i chłodno. Mam wrażenie, że w tym wątku cały pierwotny zapał został stracony.

„Gniewna gwiazda” niewątpliwie zaskoczy każdego czytelnika. Uwielbiam, gdy w książce lub w serialu nagle dzieje się coś, co totalnie zbija mnie z tropu. Wtedy mam ochotę krzyczeć, rzucać czym popadnie i płakać. Bo nie tak miało być. Bo tak się po prostu nie robi. Z drugiej strony, jak już wspomniałam, bardzo to cenię i lubię być szokowana. To oznacza bowiem, że książka jest wyjątkowa i właśnie taki miała cel – zaskoczyć. Dlatego ostatni tom serii wywołuje przeróżne, mieszane odczucia. Każdy odbiera je w indywidualny sposób, ja osobiście jestem zadowolona. Nie ma co więcej pisać, bo zapewne każdy fan serii sięgnie i po tą część. Może nie jest ona wybitna, może nie lekka i łatwa, ale z pewnością warta przeczytania.

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Egmont

wtorek, 4 listopada 2014

Znajdź złoto, głupcze

Wydawnictwo: Egmont

Ilość stron: 344

Tom: 3. serii Zakon Ciemności

Opis: W trzecim tomie bestsellerowej serii o tajemniczym Zakonie Ciemności młodzi podróżnicy Luca, Freize, Izolda i Iszrak przybywają do Wenecji w czasie karnawału.
Podczas gdy mieszkańców miasta ogarnia szaleństwo zabawy, bohaterowie mają zbadać sprawę fałszerstwa złotych monet. W trakcie dochodzenia poznają dwoje alchemików, którzy najprawdopodobniej są w posiadaniu kamienia filozoficznego. Z biegiem czasu na jaw zaczynają wychodzić kolejne niewiarygodne, a czasem przerażające sekrety.




Od lat wierni inkwizytorzy posyłani są w świat w poszukiwaniu oznak końca świata. Pieczę sprawuje nad nimi tajemniczy Zakon Ciemności, który tępi to, co pogańskie. Zwierzchnicy wysyłają rozkazy, które muszą być surowo przestrzegane przez zakonników. Wtedy są pionkami w grze, a ich misja okazuje się być skrzętnym planem, prowadzącym do sukcesu. Każdą możliwą metodą.

Piątka przyjaciół – Izolda, Iszrak, Luca, brat Piotr i Freize – przybywają do Wenecji na rozkaz zwierzchnika Luci. Przychodzi im odkryć najmroczniejszą stronę najpiękniejszego miasta chrześcijańskiego świata. Badają sprawę fałszowania złotych monet. Angielskie noble bowiem zyskują coraz większą wartość, z dnia na dzień są coraz bardziej pożądane przez każdego mieszkańca. Kupcy z zadowoleniem przyglądają się powiększającej fortunie, a inni, w tym Luca, odzyskują nadzieję na wykupienie rodziny z niewoli. Wszystko się zmienia po tym, gdy przyjaciele poznają dwoje alchemików, którzy opracowują metodę pozyskania złota ze zwykłych materiałów. Prawdopodobnie posiadają też wiedzę o kamieniu filozoficznym. Rozkazy jednak mówią wyraźnie – znaleźć fałszerzy i poinformować władze. Nieposłuszeństwo może bowiem przynieść tragiczne skutki. Zresztą…. Kto wie jaki plan ma tajemniczy zwierzchnik?

Nie miałam nigdy w zwyczaju zaczynać serii w samym jej środku, tu jednak uczyniłam wyjątek. Nie spotkałam się wcześniej z twórczością Philippy Gregory, dlatego z lekkim powątpiewaniem sięgnęłam po „Złoto głupców”. Co się okazało? Że to naprawdę fantastyczna lektura, w dodatku nie sprawiała wrażenia niedopowiedzeń czy luk w fabule. Na pewno sięgając po poprzednie tomy miałabym większą wiedzę bodajby o samych bohaterach i Zakonie, jednakże mam wrażenie, że wiem wystarczająco dużo. Wystarczająco, by docenić wysiłek autorki.

„Złoto głupców” to książka wyjątkowa. Tak można by teoretycznie powiedzieć o każdej współczesnej pozycji, ale uwierzcie mi. Ja znalazłam tutaj „to coś”, z czym nie spotkałam się nigdy wcześniej. I, niestety, trochę ciężko stwierdzić, czym „to coś” jest. Na pewno przyczynił się do tego sam styl autorki. W lekturze nie ma dużo opisów, a jednak łatwo buduje klimat średniowiecznej Wenecji, a także porywa czytelnika. Nawet wówczas, gdy tak naprawdę dużo się nie dzieje. Kto by pomyślał że temat podrabianych monet może być ciekawy? Tymczasem mogłam spędzić kilka godzin z rzędu zatapiając się w lekturze i nie myśleć o niczym innym. Ta historia ma po prostu urok.

Wielokrotnie przychodziło mi na myśl stwierdzenie, że tak naprawdę „Złoto głupców” nie jest tylko dla młodzieży. Książka wydaje się być o wiele poważniejsza od innych pozycji. Opiera się na historii imperium osmańskiego i samej Wenecji, na legendach, ukazuje tajniki prawdziwego handlu. Poza tym, bohaterowie są prawdziwymi, mocnymi charakterami. Nie znajdziemy tutaj przesłodzonych sytuacji, rozmyślań „kocha czy nie kocha, przecież jestem taka przeciętna”. Kobiety potrafią walczyć o swoje prawa, niechętnie godzą się na przestrzeganie manier, są zdolne i mądre. Tak naprawdę polubiłam każdą postać z ich grona, może oprócz Freize’a. Wydawał się być naiwny, tchórzliwy, niezbyt inteligentny.

Jednym z największych atutów powieści jest również to, że autorka gra z nami, tak jak zwierzchnik z zakonnikami. Każe nam śledzić ich poczynania ukrywając prawdziwy sens misji, który odkrywamy na samym końcu, wraz z bohaterami. Ponadto, wtedy gdy oni ustalają między sobą, że coś pozostanie tylko pomiędzy nimi, my, jako czytelnicy, nie mamy prawa o tym wiedzieć. Pozostają jedynie domysły, bardziej prawdopodobne lub mniej. Cały czas jestem ciekawa, czy w odpowiedni sposób zinterpretowałam sytuację dotyczącą wątku miłosnego. Bohaterowie obiecali sobie bowiem, że nigdy już nie będą zadawać sobie pytań, a to co się zdarzyło, ma pozostać tajemnicą. Lub snem.

Bohaterowie stali się w tej grze głupcami, stąd nazwa „złoto głupców”. I ja zostałam głupcem wraz z nimi, chyba tak jak każdy czytelnik.
Na pewno długo nie zapomnę tej lektury i będę z niecierpliwością czekać na następną tajemniczą misję. Serdecznie polecam zarówno fanom serii, jak i tym, którzy nie zapoznali się jeszcze z Zakonem Ciemności. W tym momencie znów przekonuję się, że nadal istnieje coś takiego jak prawdziwa, ciekawa, warta spędzenia na niej czasu literatura. 

Moja ocena: 8/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Egmont

sobota, 1 listopada 2014

Romantyczna historia w głębi sadu

Wydawnictwo: Egmont

Rok wydania: 2014

Ilość stron: 192

Opis: Eric Marshall, świeżo upieczony absolwent college'u przyjeżdża na Wyspę Księcia Edwarda, by w zastępstwie chorego przyjaciela poprowadzić szkółkę w Charlottetown. Poznaje tam piękną i tajemniczą Kilmeny - niemą dziewczynę obdarzoną słuchem absolutnym, która komunikuje się ze światem poprzez grę na skrzypcach. Eric się w niej zakochuje. Musi jednak zawalczyć o swoją miłość. Czy uda mu się zdobyć serce Kilmeny? Dziewczę z sadu to opowiedziana z punktu widzenia młodego mężczyzny historia prawdziwej i głębokiej miłości, która okazuje się mieć uzdrawiającą moc.




Miłość to uczucie, które może pokonać każdą przeszkodę. Niemożliwe staje się możliwym, dzieją się prawdziwe cuda, a świat zdaje się w końcu rozumieć istotę egzystencji. Jedyny warunek – miłość powinna być prawdziwa i wierna. Przekonuje nas o tym powieść „Dziewczę z sadu”, autorstwa Lucy Maud Montgomery. Na pewno czytelnicy skojarzą nazwisko z serią „Ania z Zielonego Wzgórza”, cenioną wśród młodszych pokoleń, ale i posiadającą sentyment dorosłych. Czy „Dziewczę z sadu” zajmie równie chwalebne miejsce wśród lektur? Niestety, ja nie jestem do końca przekonana.

Eric Marshall dopiero co został absolwentem college’u, a już otrzymuje wiadomość od przyjaciela z prośbą o zastępstwo. Podczas jego choroby, Eric miał poprowadzić szkołę w Charlottetown na Wyspie Księcia Edwarda. Podczas popołudniowego spaceru, bohater trafia w opuszczone, a jednocześnie najbardziej czarujące miejsce na Ziemi – niezwykle klimatyczny sad. To właśnie tam słyszy niebiańską muzykę skrzypiec, graną przez piękną nieznajomą. Ta, na widok Erica, ucieka z przerażeniem. Mężczyzna nie może zapomnieć jej idealnej twarzy, tak więc coraz częściej przychodzi do sadu. Okazuje się, iż owa dziewczyna, Klimeny, jest niemową. Eric będzie musiał zawalczyć o miłość swojego życia. Czy warto przeciwstawić się rozsądkowi? Jak pokonać przeszkody, w tym najpoważniejszą – niemożność mowy?

Podczas lektury miałam nieodparte wrażenie, iż autorka starała się wyidealizować zarówno fabułę, jak i postacie. Dziewczyna jawi się bowiem jako czyste, nieskalane brudem tego świata dziecię. Poprzez wychowanie w zamkniętym domu z możliwością przebywania jedynie w sadzie, Klimeny zdaje się stawiać pierwsze kroki w otaczającym ją świecie. Nie zna i nie rozumie praw nim rządzącymi, w swojej niewiedzy jest wolna od brudu i rzeczywistości. Przy tym jest niezwykle piękna, ma długie, czarne włosy, idealną twarz z ustami niczym płatki róż. Każdy mężczyzna, który ją zobaczy, od razu zakochuje się w niej. I mimo iż Klimeny żyje w kłamstwie i bólu z powodu niemożności mowy, wydaje się być postacią nazbyt wyidealizowaną. Również Eric jawi się jako idealny mężczyzna, odważny i romantyczny. Ciężko to przyjąć, zwłaszcza, gdy autorka dwa razy zaprzecza sama sobie zdaniami twierdzącymi, że Eric nigdy nie był romantykiem i od dziada pradziada nie miał nawyku działać pod wpływem emocji. Pół strony dalej czytamy zaś jego uniesione, przy czym odrobinę irytujące, monologi. Dalej jeszcze znów zachwyca się Klimeny i cytuje romantyczne wiersze.

Fabuła powieści skupia się wyłącznie na uczuciu między Ericem i Klimeny, przy czym jest ono przedstawione w niezwykle poetycki sposób. Miłość pojawia się praktycznie od razu, jest niezwykle intensywna, żywa, odważna. Napotyka wprawdzie przeszkody, ale to one czynią ją jeszcze bardziej nieprawdopodobną. Dlaczego? Ponieważ o ile pojawi się jakiś problem, zostaje on natychmiast rozwiązany, w bardzo łatwy, banalny wręcz sposób. Być może autorka miała na celu przekonać czytelników, że każdy ból może być ukojony miłością i przeciwności zdarzają się na każdym kroku. Chyba nie do końca to się powiodło. „Dziewczę z sadu” okazało się być zbyt poetycką, nieprawdopodobną, bajeczną i przesłodzoną historią. Taką, niestety, która raczej nie przypadnie do gustu współczesnemu czytelnikowi. Opowieść z  XIX wieku w tym wypadku wydaje się być nieadekwatna do świata, który nas otacza.  

Nie mogę powiedzieć, że książka nie należy do dobrych lektur i nie posiada żadnych pozytywnych cech. Przede wszystkim, czyta się ją lekko i z przyjemnością. Nie wymaga zaangażowania czytelnika, jest więc idealną pozycją na nudne dni. Kolejnym plusem i umiejętnością, którą nieczęsto przejawiają współcześni autorzy, jest niesamowity klimat. I nie mam tu na myśli przesłodzonych i wyidealizowanych opisów postaci czy uczucia, ale samego sadu. Na własnej skórze mogłam poczuć spokój i piękno bijące z zaniedbanego, a jednocześnie uroczego sadu. Autorka opisała go jako miejsce zamkniętych marzeń, beztroski dzieciństwa i swego rodzaju sacrum. Harmonia kierująca naturą oraz dźwięk skrzypiec wprowadza w spokojny, pozytywny nastrój. Wtedy właśnie ma się chęć pójść do ogrodu, na łąkę lub do sadu i właśnie tam kontynuować lekturę.

„Dziewczę z sadu” to urocza historia, lecz trochę zbyt naiwna i przesłodzona. Sądzę, że jedynie zwolennicy romantycznych historii z czasów wiktoriańskich będą w stanie całkowicie docenić ową pozycję. Ja jestem wdzięczna autorce za niezwykły nastrój i kilka godzin odpoczynku po męczącym dniu. Może to za mało, aby polecić książkę, dlatego zalecam odwołać się do własnych upodobań i zadecydować, czy historia o uniesionej, romantycznej miłości jest odpowiednią dla Was lekturą. 

Moja ocena: 6/10


Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Egmont

czwartek, 24 lipca 2014

znajdź "Ukrytą bramę"

Wydawnictwo: Egmont
Stron: 450
Opis: Sebastiano i Anna w swoich podróżach między przeszłością a teraźniejszością przenoszą się do XIX-wiecznego Londynu. Misja, w której mają wziąć udział, jest najniebezpieczniejszą spośród tych, w które dotychczas byli zaangażowani. Jednemu ze Starców zależy na tym, aby zniszczyć bramy czasu, wyeliminować z gry wszystkich podróżników w czasie i zdobyć niepodzielną władzę nad światem. Czy uda się go powstrzymać?









„Ukryta brama” to trzeci tom przygód Anny i Sebastiano stworzonych przez Evę Voller. Przyznam, że nie lubię sięgać po książki ze środka serii, jednakże zaryzykowałam kierując się tym, iż za każdym razem akcja ma miejsce w innym mieście. Równoznacznie i historia podróżników w czasie jest zgoła inna. Cała książka okazała się być zrozumiała poprzez poszczególne wyjaśnienia autorki. Mam zamiar przeczytać poprzednie części i jeszcze głębiej poznać początek przygód Anny i Sebastiano. Póki co zadowoliłam się śledzeniem bohaterów w jednym z najpiękniejszych miast na świecie – urokliwym Londynie.

Anna i Sebatiano wyruszają do dziewiętnastowiecznej Anglii. Wśród przepychu sal balowych, sukni, wykwintnych dań i bogactwa, młodzi kochankowie muszą rozpoznać i zwalczyć największe dotąd niebezpieczeństwo. Bramy czasu są niszczone, a w otchłani, w której nie istnieje chorologia wydarzeń, czai się potwór. Chłonie dni, miesiące, lata i wieki. Anna i Sebastiano muszą wdać się w łaski śmietanki towarzyskiej Londynu, aby wypełnić misję i zdemaskować Starca, który chce zdobyć władzę nad czasem. Czy wcielenie się w rolę zamożnego rodzeństwa pozwoli niezauważalnie powstrzymać zło? Jak uratować świat przed upadkiem w nicość pozbawioną czasoprzestrzeni?

„Ukryta brama” nie porywa akcją, nie wciąga jak czarna dziura, nie wymaga nieprzespanej nocy, a jednak posiada mocną, rekompensującą zaletę. Około dwie trzecie książki to spokojna opowieść o losach Anny i Sebastiano w Londynie. To prawdziwa gratka dla fanów epoki wiktoriańskiej, do których należę. Zawsze fascynował mnie urok balów, ciasnych gorsetów, manier, etykiet, tańców i surowych zasad akceptacji przez społeczeństwo. Oczywiście, czasy te cechuje również niesprawiedliwość, dyskryminacja kobiet, duża rola pozycji finansowej i pochodzenie rodowe. Każda epoka ma swoje minusy, jednak mimo wszystko wiktoriańska Anglia przyciąga swoim urokiem. Tak też z wielką przyjemnością towarzyszyłam bohaterom, zwłaszcza Annie, podczas balów, spotkań dla arystokracji, uczt, a także tak codziennych czynności jak przebierania się z pomocą irytującej służącej. Chciałabym chociaż na chwilę przenieść się w czasie do dziewiętnastowiecznego Londynu, aby poczuć klimat epoki na własnej skórze. Nie chciałabym jednak zostać tam na zawsze, Sebastiano i Anna również wiedzą, że muszą bronić ostatniej bramy czasu, aby wrócić do teraźniejszości.

Bohaterów serii poznałam dopiero w trzecim tomie, dlatego ich charakter mogę ocenić tylko na podstawie ich przygód z Londynu. Annę polubiłam praktycznie od początku. Jest to dziewczyna odważna, uprzejma, inteligentna, ma swoje zdanie i, co ważne, ma poważne podejście do uczucia łączącego ją i Sebastiano. Potrafi mu zaufać, wierzy jemu słowom, nawet jeżeli są one sprzeczne z jej domysłami. Sam Sebastiano z kolei to postać średnio dopracowana. Niby chce być odważny i waleczny, a jednak czasem miałam wrażenie, jakby nie mógł zaradzić pewnym faktom, na które mógłby mieć wpływ. Niezbyt konsekwentny i przede wszystkim… jest go za mało. Ciężko mi określić do końca jego charakter podczas gdy Anna często bierze sprawy w swoje ręce. Wówczas Sebastiano pozostaje gdzieś na boku.  

Książka nie wyróżnia się oryginalnością czy skomplikowaną fabułą, a jednak mimo wszystko czyta się ją lekko i przyjemnie. O ile oczywiście jest się fanem epoki wiktoriańskiej. Rozwiązanie akcji oraz walka ze złem pozostawiona jest na ostatnie sto stron. Zakończenie książki wyraźnie wskazuje na to, że pojawi się kolejny tom serii i tym razem będzie się bardzo różnił od dotychczasowych przygód Anny i Sebastiano. Z pewnością sięgnę po następną dawkę delikatnego humoru, klimatu świata przedstawionego i ciekawych charakterów. 

Moja ocena: 7/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Egmont.

niedziela, 5 czerwca 2011

(Nie)Umarli Księga 2: Arizona - Eden Maguire

 

Wydawnictwo: Egmont
Moja ocena książki: 5.5/10

Po zaskakującej pierwszej Księdze z serii „(Nie)Umarli” autorstwa Eden Maguire, z chęcią przystąpiłam do lektury następnej części, w której to Darina musi odkryć tajemnicę śmierci Arizony. Miałam nadzieję, że ta pozycja okaże się równie ciekawa jak poprzedni tom, ale niestety muszę przyznać, że troszeczkę się zawiodłam. Czego mi zabrakło?

Darina wkroczyła do świata (Nie)Umarłych, istot zawieszonych między życiem a śmiercią szukających wyjaśnienia jeszcze nie do końca rozwiązanych spraw. Dziewczyna, aby jak najdłużej pozostać przy Phoenixie, podejmuje się niełatwego zadania – pomaga w odkryciu przyczyn śmierci każdego z czterech zmarłych w tamtym roku uczniów szkoły w Ellerton. Jonas zaznał już spokoju i udał się na drugą stronę. Teraz przyszła kolej na rozwiązanie tajemnicy Arizony, dziewczyny utopionej w jeziorze Hartmann. Jednak czy pewna siebie, twarda mistrzyni zawodów pływackich miałaby jakikolwiek powód aby popełnić samobójstwo? Czy taj jak w przypadku Jonasa, miało miejsce morderstwo? Darina ma coraz mniej czasu, aby wyjaśnić sprawę. Jeśli jej się nie uda, dusza Arizony już nigdy nie zazna spokoju, a (Nie)Umarli znikną na zawsze wchłonięci w szpony otchłani. Czas ucieka, pozostało już tylko kilka dni...

Od początku książka mi się trochę dłużyła. Być może dlatego, że wiem już właściwie wszystko o (Nie)Umarłych, natomiast w pierwszej części serii poznawanie tych postaci było czymś fascynującym i zajmującym. Niestety fabuła tej księgi była rozlazła, nie skupiała się na niczym konkretnym, a Darina prawie nic nie poruszała się do przodu z rozwiązaniem zagadki. Zastanawiałam się, do czego była potrzeba (Nie)Umarłym ta dziewczyna, skoro tak naprawdę sami zajmowali się niedokończonymi za życia sprawami. Fakt, może przeprowadzała niebezpieczne „przesłuchania” z podejrzanymi o morderstwo osobami, ale to wszystko było zbędne. Z góry wiadomo było kto co zrobił i dlaczego. Książkę można by było spokojnie skrócić o połowę. Liczył się tylko ten moment odkrycia tajemnicy śmierci Arizony, reszta nie miała znaczenia. Nawet jeśli w powieści zostały ukazane rodzinne tajemnice utopionej dziewczyny, to i tak wraz z rozwiązaniem zagadki, wszystko znikało i temat został całkiem zamknięty.

Jak już wspomniałam, w tej książce (Nie)Umarli byli już całkiem odkryci na światło dzienne, autorka nie zachowała ani jednej tajemnicy tych postaci aby stopniowo, powoli wzbudzając u czytelnika ciekawość, ukazywać stworzone przez swoją wyobraźnię istoty. Przez to brakowało tajemniczego klimatu i tym samym ja osobiście byłam lekko znudzona całkiem już znanymi mi (Nie)Umarłymi. Nie mogę się więc zgodzić z dopiskiem umieszczonym na tylnej okładce powieści, który brzmi: „Nie bierz tej książki do ręki – nie będziesz w stanie jej odłożyć”. Cóż, ja osobiście bezproblemowo przerywałam lekturę nie paląc się do kontynuowania czytania. Autorka podarowała sobie stosowania zwrotów akcji, przez co wszystko płynie wolnym, stałym tempem nie wciągając czytelnika do wnętrza powieści. Niemniej jednak, spoglądając na zegarek, zauważyłam, że czas płynie znacznie szybciej, gdy trzymam w rękach „(Nie)Umarłych Księgę 2”.

W powieści bardziej poznajemy dotąd mało znaną nam Arizonę. Na początku wydaje się być pewną siebie, chłodną i nieustępliwą dziewczyną, jednak tak naprawdę sprawdza się tutaj powiedzenie „im twardszego udajesz, tym słabszy jesteś”.Osobiście nie polubiłam zbytnio tej osóbki, ale zrobiło mi się jej trochę żal, gdy wraz z Dariną odkryłyśmy rodzinny sekret Arizony. Okazało się, że nawet ona, oziębła i niemiła, ma miękkie pełne troski i miłości serce. Bardziej poznałam też główną bohaterkę, Darinę. Muszę przyznać, że czasami denerwowała mnie swoją namolnością, nieprzemyślanymi poczynaniami i swoim wysokim mniemaniem o sobie. Często też spotkałam się z jej denerwującymi komentarzami dotyczącymi Phoenixa brzmiącymi mniej więcej „mój idealny, przystojny, (Nie)Umarły chłopak”. Momentami jednak podziwiałam Darinę za wytrwałość i odwagę. Jeśli chodzi o jej chłopaka, Phoenixa, to nadal postrzegam go jako typowego przedstawiciela idealnego bez wad chłopaka, ale przyznam się, że czasem zazdrościłam Darinie tak oddanego i odważnego partnera.

Czy więc polecam tę książkę? Tak, bo mimo wszystko Księgę drugą z serii „(Nie)Umarli” czytało mi się lekko i przyjemnie, ale ostrzegam, iż jest to lektura dla mało wymagających czytelników. Mam nadzieję, że następna część, która pojawi się jesienią tego roku, spodoba mi się bardziej. Czuję, że sprawa postrzelonej w centrum handlowym Summer będzie ciekawa, a jej wyjaśnienie może tym razem mnie zaskoczy. 

Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Egmont, za co bardzo serdecznie dziękuję.