Książka złodziejem czasu

"Nic tak nie zabija czasu jak dobra książka"

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fantastyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fantastyka. Pokaż wszystkie posty

środa, 4 czerwca 2014

Chłopaki Anansiego - Neil Gaiman

Wydawnictwo: MAG
Stron: 360
Opis: Czytelnicy z Ameryki i całego świata po raz pierwszy poznali pana Nancy’ego (Anansiego), pajęczego boga, własnie w Amerykańskich bogach. Chłopaki Anansiego to historia o jego dwóch synach, Grubym Charliem i Spiderze.

Gdy ojciec Grubego Charliego raz nadał czemuś nazwę, przyczepiała się na dobre. Na przykład kiedy nazwał Grubego Charliego „Grubym Charliem”. Nawet teraz, w dwadzieścia lat później, Gruby Charlie nie może uwolnić się od tego przydomku, krępującego prezentu od ojca – który tymczasem pada martwy podczas występu karaoke i rujnuje Grubemu Charliemu życie.Pan Nancy pozostawił Grubemu Charliemu w spadku różne rzeczy. A wśród nich wysokiego, przystojnego nieznajomego, który zjawia się pewnego dnia przed drzwiami i twierdzi, że jest jego utraconym bratem. Bratem tak różnym od Grubego Charliego, jak noc różni się od dnia, bratem, który zamierza pokazać Charliemu, jak się wyluzować i zabawić... tak jak kiedyś ojciec. I nagle życie Grubego Charliego staje się aż nazbyt interesujące. Bo widzicie, jego ojciec nie był takim zwykłym ojcem, lecz Anansim, bogiem-oszustem. Anansim, buntowniczym duchem, zmieniającym porządek świata, tworzącym bogactwa z niczego i płatającym figle diabłu. Niektórzy twierdzili, że potrafił oszukać nawet Śmierć.



"Życie jest jak piosenka. Choć czasem ze zdartej płyty".


Dziewczynka, która poszukuje przygód tam, gdzie nie powinna. Dziewczynka, która odkrywa alternatywny świat, niemal wyśniony… Dziewczynka, która nie może dać przyszyć sobie guzików. Koralina. Opowieść Neila Geimana, a zarazem moje pierwsze spotkanie z jego twórczością. Baśniowa, magiczna, pełna wyobraźni i subtelnej grozy. Miałam więc podstawy do tego, aby po książce „Chłopaki Anansiego” spodziewać się równie interesującej opowieści. Z chęcią zabrałam się do lektury, ale, niestety, lektura nie spełniła do końca moich oczekiwań.

Gruby Charlie to wyjątkowa jednostka, niezwykle doświadczana przez los pożałowania godnymi sytuacjami. Nie znosi swojego ojca (swoją drogą inicjatora określenia „gruby”), jego ulubionym zajęciem jest oglądanie telewizji, a na swoją narzeczoną, Rosie, nie zwraca większej uwagi. Ponadto oboje nie wiedzą, kiedy odbędzie się ich ślub – choć przecież wypadałoby się w końcu pobrać. Na domiar złego matka Rosie okazuje się być zrzędliwą sknerą, nieufnie nastawioną do Grubego Charliego. Praca z kolei jest coraz bardziej męcząca, ale to nie koniec. Gruby Charlie dowiaduje się o śmierci swojego ojca, a jedyne co ogranicza go przed odtańczeniem tańca radości, to minimalny szacunek wobec innych. Wtedy właśnie dowiaduje się, że jego ojciec był „boskim pająkiem”, istotą nie z tego świata. Okazuje się też, że Gruby Charlie ma brata, Spidera. Ten wprasza się do domu i dosłownie wywraca wszystko do góry nogami. Bo jak tu wytrzymać kąpiąc się w zimnej wodzie, podczas gdy niechciany gość wygrzewa się w pokojowym jacuzzi? I jaka moc kryje się w synach pajęczego boga?

„Chłopaki Anansiego” , czyli Gruby Charlie i Spider, to synowie Pana Pająka poznanego przez większość czytelników w powieści „Amerykańscy bogowie”. Nie czytałam tej książki, dlatego nie będę w stanie dokonać porównania. Całe szczęście, że „Chłopaki Anansiego” stanowią spójną historię, niewymagającą znajomości pierwszej książki. „Amerykańscy bogowie” są zapewnie utrzymani na tym samym poziomie literackim, dlatego raczej nie żałuję, że ich nie czytałam. Niestety, chyba Neil Gaiman nie przekonał mnie do swojego stylu. Wydaje się to być trochę dziwne, ponieważ „Koralina” z kolei bardzo mi się podobała. Przyczyna tkwi w tym, że książka ta ma cechy baśni lub groźnej opowieści dla starszych dzieci. Po „Chłopakach Anansiego” spodziewałam się natomiast trochę poważniejszej historii, z większą ilością horroru i magii. Otrzymałam za to dawkę dziwnego humoru, który jedynie raz wywołał na mojej twarzy mały uśmiech. Bardziej irytowały mnie pewne sytuacje niżeli śmieszyły.

Styl, jakim posługuje się Neil Gaiman, cechuje swoboda, ironia oraz przystępność. Dla mnie – troszkę zbyt banalnie. Większość dialogów między bohaterami to informacje zbędne, nic nie wnoszące do historii. Może tylko odrobinę ‘luźnego’ klimatu, za którym raczej nie przepadam. Ponadto, narrator czasami zwraca się bezpośrednio do czytelnika, zwłaszcza gdy nawiązuje do opowieści o Anansim.  Problem w tym, że w najmniejszym stopniu nie poczułam się odpowiedzialna do jakiegokolwiek zaangażowania w historię. O emocjonalnych odczuciach również nie ma co mówić… Neil Gaiman traktuje bohaterów powierzchownie, nie zagłębia się w ich psychikę, nie kształtuje skomplikowanych charakterów. Prostym przykładem może być sytuacja, gdy do Charliego przybywa Spider. Nieznajomy oświadcza, że jest jego bratem. Co robi Charlie? Otwiera drzwi i proponuje Spiderowi herbatkę. A jak reaguje na fakt, że brat całuje się z jego narzeczoną? Zadaje pytanie „dlaczego”, po czym wszystko wraca do normy. Wszystkie postacie są bowiem bez życia, jakby płaskie i bezuczuciowe.

Neila Gaimana mogę pochwalić tylko na postawie książki „Koralina”. „Chłopaki Anansiego” okazały się dla mnie lekturą zbyt banalną, nieprzemyślaną, prostą i nic nie wnoszącą do mojego życia. Samo czytanie nie przyniosło zbyt wielu emocji, z łatwością mogłam oderwać się od tej książki. Myślę jednak, że są osoby, którym spodoba się styl autora oraz charakterystyczny humor. Neil Gaiman musi dojść z czytelnikiem do porozumienia, ja do tej grupy niestety nie należę. 

Ocena książki:4/10

DODATKI:

Strona autora: KLIK
Poprzednie wydanie:


Serdecznie dziękuję Wydawnictwu MAG za możliwość przeczytania książki.

piątek, 14 marca 2014

Mrok kwiatów - Penny Blubaugh

Wydawnictwo: Amber

Stron: 255
Opis: Trzy lata temu Persia uciekła od swoich rodziców narkomanów     i znalazła dom u Banitów – w magicznym zespole teatralnym.             Z czasem ta barwna grupa ludzi i elfów, lalkarzy i aktorów staje się jej rodziną, której nigdy nie miała. Tu odkrywa swoją miłość do teatru i… do Nicholasa, najpiękniejszego z Banitów. Życie nie mogłoby być lepsze... Tak się jej wydaje, dopóki Banici nie padną ofi arą strasznego oskarżenia. Muszą uciekać ze świata śmiertelników, gdzie magię wini się za wszelkie zło. Muszą schronić się w Krainie Magii. Ale Kraina Magii to nie – jak myśleli - świat kwiatów i tęczy…

"Malutki teatr uliczny!"

„Mrok kwiatów” to powieść Penny Blubaugh, niezbyt popularnej pisarki i instruktorki pilotażu. Książka stanowi pojedynczą pozycję, która nie zadręczy nas koniecznością zakupu kolejnych części. Z jednej strony jest to plus ze względu na wydatki, z drugiej zaś – strach się bać jak napisana byłaby kontynuacja. Tak jak czasami warto dać szansę autorowi na zrekompensowanie nieudanego tomu, tak w przypadku „Mroku kwiatów” jest to zadanie wręcz niewykonalne.

Persia to młoda dziewczyna należąca do Banitów – grupy teatralnej z iście magicznymi osobowościami. To właśnie tutaj, wśród ludzi, elfów, aktorów i dziwacznych choreografów, Persia znalazła schronienie przed rodzicami, od których uciekła niespełna trzy lata temu. Czuje się jak w domu, którego nigdy nie miała. Tu też odkrywa swoją miłość do sztuki, teatru oraz Nicholasa, jednego z Banitów. Pozornie nic nie mogłoby zakłócić szczęśliwego życia utalentowanej „rodziny”. A jednak… media coraz częściej oskarżają Banitów o nielegalną działalność społeczną i przedstawianie nieodpowiednich wartości. To coraz bardziej niepokoi aktorów, którzy nadal za wszelką cenę chcą utrzymać przy sobie publiczność. Najgorsze oskarżenie zapada niedaleko potem, a Banici zmuszeni są do ucieczki. Nie pozostaje im nic innego, jak przenieść się w tajemniczą Krainę Magii. Jeżeli spodziewacie się w niej tęczy i różowych jednorożców, to jesteście w wielkim błędzie.

Jednym  z moich najgorszych błędów ostatnich czasów był fakt, że dałam się skusić okładce. Trzymając powieść w księgarni zadziałałam pochopnie, nie czytając przedtem ani jednego zdania. Duży błąd. Wystarczy otworzyć książkę w dowolnym miejscu oraz prześledzić wzrokiem fragment tekstu, aby móc dokładnie określić styl autorki (lub jego brak). Podczas lektury miałam nieodparte wrażenie, że „Mrok kwiatów” został napisany przez małą dziewczynkę. Nie wierzę, że osoba dorosła, która pół życia spędziła z książkami, nie może wydusić z siebie odrobiny chęci na chociaż minimalną poprawkę banalnego języka. Autorka sprawia bowiem wrażenie osoby niezdeterminowanej do napisania dobrej powieści, a jedynie piszącej z nudów, tak ot, dla zabicia czasu niekoniecznie angażując się w wykonywaną pracę. Opisy świata przedstawionego są znikome i ograniczają się do zdań typu „Popatrzył na mnie rzucając we mnie chrupkiem” czy wstawki takie jak „Powody, dla których pozwalam Łucji na wszystko”, po czym z nudą czytamy „Jest kochana i delikatna. Jest mądrzejsza ode mnie. Jest moją przyjaciółką”. Sprytny, aczkolwiek mało efektowny sposób nakreślenia samych bohaterów.

Nawiązując do głównej postaci, a więc Persi, wiemy o niej tylko to, że jej rodzice byli narkomanami. To wszystko, co autorka nam ujawnia. Nie znajdziemy tu retrospekcji, wstrząsających powrotów wspomnień lub jakiegokolwiek większego nawiązania do przedakcji. Persia wydaje się być młodą, naiwną i niedojrzałą dziewczyną, do której uczucie miłości zupełnie nie pasuje. Skoro sama autorka nie traktuje swojego dzieła poważnie, ja również nie mogłam potraktować poważnie ani bohaterów, ani dziwnej fabuły, a tym bardziej całej powieści.

Fabuła książki na pierwszy rzut oka wydaje się być interesująca i nietypowa. Może i byłoby tak, gdyby wykonanie byłoby o wiele lepsze. Wątek będący centralnym ośrodkiem obrotu akcji mógłby zostać bardziej rozbudowany, skomplikowany, podsycony dobrze nakreślonymi charakterami i emocjami. Wszelkie nadzieje na dobre wykorzystanie pomysłu spełzło jednak na niczym.

Mogłabym jeszcze dłużej wymieniać nieskończone minusy książki, ale chyba wystarczająco wyraziłam swoją opinię na jej temat. Chyba nigdy nie czytałam tak beznadziejnego utworu. Najbardziej szkoda mi okładki, która, bądź co bądź, pięknie wygląda na półce. Reasumując, „Mroku kwiatów” nie mogę polecić nikomu. Może jedynie bardzo młodym i niewymagającym czytelnikom. 

Ocena książki:1,5/10
Nudna, napisana w dość dziecinny i banalny sposób. Plus za oprawę graficzną.

DODATKI:

O AUTORCE:
 Penny Blubaugh - pisarka, bibliotekarka i instruktorka pilotażu. Mieszka z mężem w Chicago i marzy o tym, żeby zamieszkać na końcu świata w chatce czarownicy. Jej debiut pt. "Serendipity Market" amerykański magazyn Kirkus Reviews uznał w 2009 r. za najlepszą powieść dla młodzieży.

LINKI:
Strona autorki: KLIK

****
Jest to pierwsza (i niestety negatywna) recenzja napisana przeze mnie od prawie dwóch lat. Zaniedbałam się i to strasznie. Przyczyną była przede wszystkim szkoła, wyższe wymagania, a co za tym idzie - brak czasu na czytanie książek. Po powieści sięgałam sporadycznie. Teraz postanowiłam, iż wrócę do blogowania. Zapewne nie będę pisać recenzji tak często jak kiedyś, ale przynajmniej mam tą swobodę, że sięgam po co chcę i czytam kiedy chcę. Tak więc nie nabieram zawrotnego tempa, jedynie oddaję się czytej przyjemności płynącej z czytania.

PS. niedługo ogłoszę konkurs, w którym będzie można wygrać książkę. Tak ot, na rozkręcenie bloga na nowo :)))

niedziela, 8 stycznia 2012

Córka dymu i kości - Laini Taylor

Wydawnictwo: Amber
Tytuł oryginału: Daughter of Smoke and Bone #1
Tłumaczenie: Julia Wolin
Ilość stron: 400
Opis wydawcy: Na wszystkich kontynentach na drzwiach domów pojawiają się czarne odciski dłoni. Wypalają je skrzydlaci nieznajomi, którzy wkradają się do naszego świata przez szczelinę w niebie... Przemierzająca kręte uliczki zasypanej śniegiem Pragi siedemnastolatka ze szkoły sztuk plastycznych zostanie wkrótce uwikłana w brutalną wojnę istot nie z tego świata. I odkryje prawdę o sobie – zrodzonej z dymu i kości… Jej szkicowniki są pełne potworów. Mówi w wielu językach, nie tylko ludzkich. Ma jaskrawoniebieskie niefarbowane włosy, niezwykłe tatuaże i blizny. Kim jest? Karou prowadzi podwójne życie: jedno w Pradze jako utalentowana i tajemnicza artystka, drugie w sekretnym sklepie, gdzie rządzi Brimstone – Dealer Marzeń. Karou nie wie,skąd przybywa i czy jest tylko człowiekiem. Nie wie, po co wyrusza przez magiczny portal na ryzykowne wyprawy. I nie wie, do którego świata należy. Dopóki nie spotka najpiękniejszej istoty: mężczyzny o skrzydłach z płomienia, ustach bez uśmiechu i oczach koloru ognia, których spojrzenie jest jak płonący lont wypalający powietrze pomiędzy nimi. Akiva staje się jej tak bliski, jakby kochała go całe życie...


„Córka dymu i kości” to powieść autorstwa Laini Taylor, pisarki i artystki z bujną wyobraźnią. Do lektury zachęciły mnie przede wszystkim zachwyty innych czytelników oraz prezentowane na tylnej okładce zagraniczne osiągnięcia powieści. Może i nie byłam do końca pewna czy te wyróżnienia są z pewnością zasłużone, ale ciekawość kazała mi dowiedzieć się prawdy. Nurtujące mnie pytania (czy to rzeczywiście będzie coś nowego, oryginalnego? czy ta pozycja zasługuje na uznanie?) musiały doszukać się odpowiedzi, dlatego rozsiadłam się wygodnie w fotelu i zatraciłam w pochłaniającej lekturze.

Zasypana śniegiem Praga jest nie tylko czarującym miastem, ale również miejscem schronienia tajemniczych bestii. Siedemnastolatka przemierzająca białe uliczki stolicy sama nie wie, do którego świata należy; czy do zwykłych ludzi, czy też do magicznych istot. Karou bowiem wyróżnia się spośród innych uczniów szkoły sztuk plastycznych przede wszystkim naturalnym niebieskim kolorem włosów, licznymi tatuażami na całym ciele oraz umiejętnością posługiwania się wieloma, nawet tymi wymarłymi językami. Pasją dziewczyny jest malowanie, a jej szkicowniki pełne są dziwacznych potworów. Czyżby były to jedynie wytwory wyobraźni szalonej artystki? Kim naprawdę jest Karou? Gdyby tylko mogła zapytać o to swoich rodziców... Jednak nikt nie wie, co się z nimi stało. Dziewczynę pod opiekę wziął Brimstone, nie do końca ludzka istota, która w zamian za udostępnienie Karou środków do życia i możliwości spełnienia drobnych życzeń posyła ją do dalekich miast z tajemniczymi misjami. Są to zadania takie jak przemycanie kości słoniowej, odebranie ludzkich zębów od przeklętego starca i zdobywanie innych dziwnych przedmiotów. Nikt tak naprawdę nie wie co Brimston z nimi robi.

Pewnego dnia świat magii obiega niepokojąca wiadomość – na wszystkich drzwiach, dzięki którym posłannicy Brimstone'a mogą przenosić się w dowolne miejsca na świecie, zostały wypalone głębokie ślady dłoni. Świadkowie twierdzą, że to sprawka pięknych istot z płomienistymi skrzydłami. Serafini, niewątpliwie. Ale dlaczego oznaczają drzwi w tak dziwny sposób? I dlaczego jeden z nich, zabójczo przystojny Akiva, już od pierwszego spotkania z Karou próbuje ją zabić? Czy bezlitosny, okrutny i nieustępliwy anioł zmieni coś w pełnym tajemnic życiu dziewczyny?

„Życzenia są nieprawdziwe. Nadzieja jest prawdziwa. Jest jedyną prawdziwą magią.”

Jak już wspomniałam, Laini Taylor to zarówno pisarka i artystka z niebywale bujną wyobraźnią. Pomysłowość zapewnia jednocześnie oryginalność, dlatego też z czystym sumieniem stwierdzam, że „Córka dymu i kości” to zupełnie świeża, zaskakująca historia. Znajdziemy tutaj najróżniejsze potwory i magiczne istoty z zupełnie nowymi cechami, wyglądem i całokształtem. Wszystkie wątki w powieści zaskakują oryginalnością, cała fabuła stanowi jedyną w swoim rodzaju opowieść, dlatego czytelnik jest tak zaabsorbowany lekturą, że nie orientuje się w rzeczywistości. To właśnie odkrywanie magicznego świata pełnego tajemnic sprawiła najwięcej zabawy. Bo co to za radość mieć do czynienia z historią powielającą schematy popularne w tego typu literaturze? „Córka dymu i kości” jest więc wspaniałą lekturą dla czytelników znudzonych podobnymi książkami paranormalnymi i oczekujących od autora wkładu w wykreowanie magicznego, oryginalnego świata. Jestem pewna, że się nie zawiedziecie.

Pomysłowość autorki nie ogranicza się tylko do fabuły, ale również dotyczy bohaterów. Karou, główna bohaterka powieści, jest zaskakującą i niezwykle oryginalną postacią. Ostatnio z tak nietypową bohaterką spotkałam się jedynie w „Krwawym fiolecie”, a i ona nie miała w sobie takiej przebojowości jak Karou. Niebiesko-włosa łączy w sobie bowiem dwie natury, podobnie jak godzi świat magii z szarą codziennością (chociaż nie jestem pewna czy jakikolwiek dzień w życiu Karou może być bezbarwny). Ból, niewiedza na temat własnej natury, samotność oraz brak prawdziwej rodziny współgrają z wielką odwagą, samowystarczalnością i determinacją. Tak naprawdę trudno przewidzieć jak Karou zachowa się w danych sytuacjach, kiedy objawi się dana cecha jej osobowości. Dzięki kontrastującymi ze sobą naturami bohaterki, fabuła staje się jeszcze bardziej tajemnicza, a czytelnik za wszelką cenę chce rozwikłać wszystkie zagadki.

Niesamowitą historię Karou poznajemy z punktu widzenia trzecioosobowego narratora. Co ciekawe, nie skupia się on tylko na głównej bohaterce, ale również na Akivie, serafinowi, który z czasem daje dostęp miłości i dobroci do swojej duszy. Przez ten zabieg możemy wniknąć w życie emocjonalne obu postaci, nawet gdy znajdują się zupełnie w innych miejscach i innych sytuacjach. Oczywiście narrator bardziej skupia się na Karou, ale co kilka rozdziałów powraca do tajemniczego Akivy, który intryguje swoją osobą nie tylko dziewczynę, ale również czytelnika.

„Córka dymu i kości” to udany początek obiecującego cyklu o zakazanej miłości dwóch paranormalnych istot. Nie bójcie się tych słów, gdyż zapewniam, że powieść jest niezwykle oryginalna i jedyna w swoim rodzaju. Niesamowicie wciąga, zaskakuje i urzeka barwnymi postaciami. Zaliczam ją do swoich ulubionych powieści i zapraszam wszystkich fanów fantastyki do lektury. Jak najbardziej polecam!

Ocena książki: 8/10
Wciągająca, oryginalna powieść z zadziwiającymi bohaterami. 

 Cytat pochodzi z 143 str. powieści "Córka dymu i kości"

DODATKI: 

SUKCESY POWIEŚCI:
Książka zdobyła wiele nagród i wyróżnień. Oto najważniejsze z nich:
- najlepsza powieść młodzieżowa 2011 Amazonu,
- "New York Times" Notable Book of 2011,
- piszą o niej najważniejsze pisma takie jak "Los Angeles Times", "New York Times", "Wall Street Journal" i "Guardian",
- znalazła się w Top 10 najlepszych książek "Publishers Weekly", "Kirkus Review", "School Library Journal".


O AUTORCE: 
Laini Taylor - pomysły na powieści czerpie z mitologii i własnej wyobraźni, tak jak Karou - jest artystką o niezwykłym, choć nienaturalnym kolorze włosów. Światową sławę przyniosła jej powieść "Córka dymu i kości", która zdobyła wiele nagród i wyróżnień. Jest to jednocześnie pierwszy tom cyklu. 

LINKI:
Strona książki: KLIK
Blog autorki: KLIK
Trailer powieści: KLIK


Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Amber. 

środa, 28 grudnia 2011

Dziedziczka smoka Tom 1. Testament Thubana - Licia Troisi

Wydawnictwo: Videograf II
Tytuł oryginału: "La ragazza drago. L'eredita di Thuban"
Oryginał w języku włoskim.
Tłumaczenie: Anna Gogolin
Ilość stron: 300
Opis wydawcy: Bohaterką powieści jest 13-letnia wychowanka domu dziecka, która dowiaduje się, że nosi w sobie geny potężnego smoka Thubana. Adoptowana przez tajemniczego profesora dziewczynka musi podjąć dzieło swego przodka i stoczyć walkę z jego odwiecznym wrogiem Nidhoggrem, Strażnikiem Ciemności, który zagraża królestwu natury.







Przed wiekami świat ludzi i natury stanowił jedność. Na Ziemi panowało dobro, szczęście i radość. Stróżem porządku było Drzewo Świata, które stanowiło źródło energii dla wszystkiego co żywe. To ono odpowiadało za zmianę pór roku, rozkwitanie roślin i rodzenie dorodnych owoców. Jednak nie wszyscy kochają piękno natury i dobro. Wywerny, władcy ciemności, postanowili podbić Ziemię, zniszczyć Drzewo Świata i pogrążyć świat w chaosie. Thuban, najpotężniejszy ze smoków, zdołał pokonać wroga o imieniu Nidhoggr i wtrącił go do podziemi. Sam zawarł sojusz z ludźmi i nakazał wszystkim dobrym smokom zdeponować w ludzkich ciałach swoje dusze aby w przyszłości ktoś przejął ich rolę i stawiał opór złu.

Trzynastoletnia Sofia nosi w sobie potężnego Thubana, choć nie zdaje sobie z tego sprawy. Przebywając w sierocińcu nie widzi nadziei na lepszą przyszłość aż do momentu gdy profesor Schlafen postanawia ją zaadoptować. Sofia wprowadza się więc do nowego domu i z czasem odkrywa tajemnice świata smoków. Dowiaduje się też, że musi wypełnić misję jaką powierzył jej mieszkający w niej Thuban. Zadaniem dziewczynki jest walka z rosnącym w siły Nighorrem i odnalezienie owoców Drzewa Świata. Czy Sofia zdoła wydobyć z siebie moc Thubana? Czy uratuje świat przed władcami ciemności?

Życie nigdy nie układa się tak, jak byśmy sobie życzyli. Zdobywając jedno, często tracimy coś innego.”*

„Dziedziczka Smoka. Testament Thubana” to pierwszy tom serii autorstwa Licii Troisi, która zasłynęła trzema trylogiami opowiadającymi o Świecie Wynurzonym. Do lektury zachęciła mnie przede wszystkim tematyka, ponieważ dawno nie czytałam żadnej powieści o smokach. Chciałam się też przekonać czy warto sięgnąć po inne książki autorki. Po zapoznaniu się z „Dziedziczką smoka” stwierdzam, że moje pierwsze spotkanie z twórczością Licii Troisi nie było tak fascynujące jak się spodziewałam. Nie znaczy to jednak, że czas poświęcony lekturze uważam za stracony.

Fabuła powieści niestety nie zaskakuje pomysłowością. Mimo że wątek wnikania dusz smoków w ludzkie ciała jest bardzo ciekawy, to wszystkie inne fragmenty nie przyciągają uwagi czytelnika. Autorka kładzie nacisk przede wszystkim na walkę dobra ze złem przedstawiając ją w okolicznościach, które zdawać by się mogło nie wymagały większego namysłu i zaplanowania. Jednocześnie fabuła jest prosta i do bólu przewidywalna. Już po kilkudziesięciu stronach historia nie była dla mnie żadną tajemnicą. Osobiście lubię stopniowo wnikać w świat przedstawiony i odkrywać jego sekrety, być zaskakiwaną następującymi zdarzeniami. Niestety „Dziedziczka smoka” nie dała mi tej przyjemności.

Mimo że autorka niedokładnie zaplanowała przebieg wydarzeń, to jednak język jakim się posłużyła zasługuje na pochwałę. Widać, że Licia Troisi ma doświadczenie w swoim fachu. Ciekawymi opisami pobudza wyobraźnię czytelnika, tworzy w jego głowie magiczny świat. Gdyby tylko fabuła byłaby bardziej interesująca, z takim wykonaniem z pewnością książka zyskałaby wielu fanów.

Czytelników do lektury może zniechęcać fakt, iż główna bohaterka ma zaledwie trzynaście lat. W końcu sama autorka stwierdza, że „Dziedziczka smoka” to powieść dla młodszej młodzieży. Z tym faktem nie mogę się do końca zgodzić. Z jednej strony mamy tutaj mroczne wywerny i ludzi z metalowymi skrzydłami co sugeruje, że książka skierowana jest do młodzieży, ale z drugiej reszta historii jest skonstruowana tak, iż mogą ją czytać dzieci. Dlatego też trudno określić komu właściwie można polecić powieść. „Dziedziczka smoka” musi po prostu trafić w gust odbiorcy. Ja osobiście miałam wrażenie, że jestem na nią po prostu za stara.

Książka zalicza się do grona tych, które przeczyta się raz, a i tak za chwilę wylatują z pamięci. „Dziedziczka smoka” nie zostawia po sobie żadnego śladu, nie niesie przesłania, nie jest ambitna. Mimo wszystko mile zajmuje czas, odrywa na chwilę od rzeczywistości. Lekka, przyjemna, w sam raz na nudne wieczory. Być może z ciekawości sięgnę po kontynuację jednocześnie mając nadzieję, że tym razem fabuła mnie zaskoczy. Polecam mało wymagającym czytelnikom.
*Dziedziczka smoka tom 1. str. 236

Ocena książki: 5,5/10
Przewidywalna, prosta ale zarazem ciekawie napisana, przyjemnie się czyta. 


DODATKI:


O SERII:
Na serię "Dziedziczka smoka" składają się:
1. Testament Thubana,
2. Drzewo Idhunn,
3. Klepsydra Aldibaha,
4. I Gemelli di Kuma.

O AUTORCE: 
Licia Troisi to włoska pisarka, która zasłynęła trylogiami Kroniki Świata Wynurzonego, Wojny Świata Wynurzonego, Legendy Świata Wynurzonego i serią Dziedziczka smoka. Pierwsze opowiadanie napisała w wieku 7 lat. Licia mieszka w Rzymie i pracuje w tamtejszym obserwatorium jako astrofizyk. 

LINKI:
Strona autorki: KLIK
Wywiad (wprawdzie po włosku, ale może ktoś korzysta z tłumacza stron internetowych): KLIK

Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Videograf II za co bardzo dziękuję. 

czwartek, 15 grudnia 2011

Recenzja: W pół drogi do grobu - Jeaniene Frost + wyniki ankiety i patronaty Sztukatera

Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2011
Tytuł oryginału: Halfway to the Grave
Tłumaczenie: Anna Reszka
Ilość stron: 440
Opis wydawcy: Półwampirzyca Catherine Crawfield z zemsty zabija nieumarłych, mając nadzieję, że jeden z nich okaże się jej ojcem, odpowiedzialnym za zniszczenie życia jej matce. Schwytana przez Bonesa, łowcę nagród polującego na wampiry, zostaje zmuszona do współpracy. W zamian za znalezienie ojca Cat zgadza się trenować z seksownym nocnym łowcą, aż dorówna mu umiejętnościami walki. Jest zdziwiona, że nie kończy jako jego przekąska. Czyżby rzeczywiście istniały dobre wampiry? Wkrótce Bones przekona ją, że bycie mieszańcem nie jest wcale takie złe. Ale zanim Cat zdąży się nacieszyć nowo zdobytym statusem pogromczyni demonów, oboje będą ścigani przez grupę zabójców. Cat musi opowiedzieć się po jednej ze stronie… a Bones okaże się dla niej równie kuszący jak żywy mężczyzna.


Gdy pierwszy raz ujrzałam powieść „W pół drogi do grobu” autorstwa Jeaniene Frost w zapowiedziach, byłam przekonana, że będzie to kolejna pozycja pozbawiona oryginalności. W końcu ileż można czytać o tym samym? Z pewnością książka byłaby mi obojętna gdyby nie entuzjastyczna reakcja użytkowniczek forum książkowego na wieść o premierze. Późniejsze pozytywne recenzje spowodowały, że miałam ogromną ochotę na przeczytanie powieści. Jakie są moje wrażenia po lekturze? Czy faktycznie zasługuje ona na zachwyty czytelników?

Catherine Crwafield to ambitna uczennica college'u. W wolnym czasie zajmuje się... zabijaniem wampirów, których krew płynie i w jej żyłach – jest ona bowiem pół człowiekiem, pół wampirem. Jak to się stało? Matka dziewczyny została zgwałcona przez żadną krwi bestię, a dziecko, które było owocem koszmarnej nocy, otrzymało cechy obu rodziców. Od tej pory Cat zabija krwiopijców z nadzieją, że odnajdzie wśród nich ojca odpowiedzialnego za zniszczenie życia jej matce. Kieruje się wpajanym od dzieciństwa stwierdzeniem, że każdy wampir jest zły i podstępny. Za niedługo dowiaduje się, że nawet najgroźniejsza bestia zdolna jest do miłości.

Podczas jednej z wieczornych akcji, Catherine zostaje schwytana przez przystojnego łowcę nagród polującego na wampiry. Bones zmusza ją do współpracy. W zamian za pomoc w odnalezieniu ojca Cat zgadza się trenować z seksownym wampirem aby zjednoczyć siły by pokonać zabójców odpowiedzialnych za zaginięcia młodych dziewczyn. Żadne z nich nie przeczuwa, że połączy ich wyjątkowe uczucie... Cat wie, że układ zawarty z Bonesem ani trochę nie spodoba się jej matce.
Spragnione krwi wampiry atakują miasto, a tylko dwójka nocnych łowców może powstrzymać spragnionych krwi bestii. Kto wygra? Co stanie się z miłością?

Powieść tak mnie zaczarowała, że nie wiem od czego zacząć. Swoje odczucia mogłabym z pewnością wyrazić w kilku słowach (posłużę się przykładem: „to było GENIALNE!”), jednakże postaram się ubrać moje zachwyty w bardziej szczegółowy sposób. Przejdźmy więc do fabuły. Może pomysł autorki nie był zbyt zaskakujący i oryginalny, ale wkład niesamowitych postaci oraz przedstawienie historii sprawiły, że książka „W pół drogi do grobu” wznosi się na wyżyny gatunku. Porywa już od pierwszej strony, zasysa do klimatycznego świata i nie pozwala oderwać się od niego chociażby na chwilę. Akcja mknie w szybkim tempie, nie zwalnia aż do końca. Nie było ani jednej chwili, ani jednej strony, ani sekundy żebym się nudziła, a za to ogromny plus.

Książka pełna jest walk, pościgów, tajemnic i odrobiny erotyzmu. Nie jest to kolejna paranormalna love story z niewinnymi całusami, flirtem i brakiem emocji. „W pół drogi do grobu” wywołuje bowiem silne uczucia, pobudza wyobraźnię oraz angażuje czytelnika w całą historię. Jest to powieść z pazurem, zdecydowanie dla strasznej młodzieży, a także dorosłych.

Opowieść poznajemy z punktu widzenia Cat. Doszłam do wniosku, że książki czyta mi się lepiej, gdy narrator jest pierwszoosobowy. W tym wypadku nie mogło być inaczej, ponieważ żal byłoby ominąć okazję dogłębnego poznania bohaterki, której po prostu nie da się nie lubić. Cat jest bowiem dwudziestodwuletnią kobietą, która swoją siłą zadziwia niejednego wampira. Waleczna, energiczna, twarda, ale zarazem uczuciowa. Diametralnie różni się od często spotykanych w literaturze nieporadnych i naiwnych dziewczyn, które zapatrzone w wielką miłość zapominają o zdrowym rozsądku. Catherine to dorosła kobieta zdeterminowana aby zabijać wampiry, a jednak jak każdy człowiek zmienia się pod wpływem miłości. Trudne jest też dla niej przyznanie się matce do zawartego z Bonesem paktu. W końcu każdy ma jakieś słabości. Postać dziewczyny jest jednym z największych plusów powieści.

Wspomnę też o drugim ważnym bohaterze książki, mianowicie o naszym seksownym wampirze zabijającym przedstawicieli swojego gatunku, czyli Bonesie. Od jedenastu lat walczy z jednym z najpotężniejszych krwiopijców – Hennesseyem, który bezlitośnie morduje mieszkańców miasta. Bones zdecydowanie różni się od innych wampirów. Wprawdzie potrzebuje ofiar do zaspokajania pragnienia krwi, ale nie zabija przy tym ludzi, potrafi się kontrolować. Poza tym łączy w sobie cechy takie jak odwaga, honor, stanowczość i uczuciowość, opiekuńczość, zrozumienie. Autorka uczyniła Bonesa tajemniczym w taki sposób, że z każdą stroną poznajemy go coraz bardziej, ale mimo wszystko jego poczynania mogą nas zadziwić. On i Catherine idealnie do siebie pasują, tworzą niepowtarzalną i zgraną drużynę. Ciekawa jestem jak autorka poprowadzi wątek miłosny w następnej części serii.

Jeszcze jednym bardzo ważnym aspektem jest język, jakim posługuje się pani Frost. Nie znajdziemy tu wielu 'wykwintnych' sformułowań na miarę doświadczonego pisarza, ale proste, ciekawe i pobudzające wyobraźnię opisy, a także ciekawe dialogi. Chociaż spodziewałam się większej dawki humoru, to nie raz uśmiechnęłam się pod nosem przy każdej uwadze Bonesa na temat seksapilu i ciętych ripost Cat. Rozmowy prowadzone między bohaterami są mistrzowskie.

Mogłabym długo wymieniać wszystkie zalety powieści „W pół drogi do grobu”, a i tak nie byłabym w stanie wyrazić jak bardzo podobał mi się warsztat autorki i genialne postacie, które tworzą mieszankę wybuchową. Najchętniej zaczęłabym lekturę od nowa. Czekam z niecierpliwością na drugą część i dodam, chociaż chyba nie jest to konieczne, GORĄCO POLECAM!!

Ocena książki: 8,5/10
Świetna powieść, idealna na nudne wieczory, poprawia humor i odrywa od rzeczywistości. 

DODATKI:
 
O AUTORCE:
Jeaniene Frost jest autorką kilkunastu bestsellerowych powieści fantasy i paranormal. Jej najsłynniejsza seria, "Nocna Łowczyni", zapewniła jej sławę i czołowe miejsca na listach New Yourk Times'a i USA Today. Obecnie mieszka wraz z mężem na Florydzie.

O SERII:
Na serię "Nocna Łowczyni" składa się obecnie sześć tomów:
1. W pół drogi do grobu ("Hwafway to the Grave")
2. Jedną nogą w grobie ("One Foot in the Grave")
3. Na końcu grobu ("At Grave's End") [premiera w USA: 30.12.2008, premiera w Polsce: pierwszy kwartał 2012]
4. "Destined for an Early Grave"[premiera w USA: 28.7.2008 premiera w Polsce: 2012 rok]
5. "This Side Of The Grave" [ premiera w USA: 22.2.2011]
6. "One Grave at a Time" [premiera w USA: 30.8.2011]

LINKI:
Strona autorki: KLIK

CIEKAWOSTKI:
Prawa do wydania powieści zostały sprzedane do czternastu krajów.
Na razie nie podpisano żadnej umowy dotyczącej ekranizacji serii, ale autorka ma nadzieję, że historia Cat i Bonesa kiedyś pojawi się na ekranach. Pani Frost określa to jako wisienkę na torcie. 

***

Prócz recenzji pozwoliłam sobie umieścić w tym poście parę informacji dotyczących mojego bloga i patronatów Sztukatera.

Wyniki ankiety:
Pytanie: O jakich stworzeniach paranormalnych lubisz czytać najbardziej?
Liczba ankietowanych: 80
Odpowiedzi:
wampiry - 19 głosów; 23%
wilkołaki - 5 głosów; 6%
wróżki - 0 głosów; 0%
czarownice - 15 głosów; 18%
anioły - 18 głosów; 22%
syreny - 7 głosów; 8%
hybrydy - 2 głosy; 2%
inne - 8 głosów; 10%
nie czytam takich książek - 6 głosów; 7%
Podsumowanie:
Serdecznie dziękuję wszystkim za oddane głosy. Było ich aż 80. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że tyle osób weźmie udział w ankiecie. :) Zdecydowanie najbardziej lubicie czytać o wampirach, a także o aniołach, które uzyskały zaledwie jeden głos mniej. Czyli jednak nie wszystkim znudziły się owe istoty. Dziwi mnie natomiast, że nikt nie zagłosował na wróżki. Przecież seria pani Melissy Maar uzyskuje bardzo dobre opinie. Kto powiedział, że muszą to być latające robaczki zapylające kwiatki? Wróżki mogą być równie mroczne i niebezpieczne jak wampiry ;)

Patronat portalu Sztukater:

Myślę, więc nie jestem
Anna Pliszka
Warszawska Firma Wydawnicza 2011
Myślę, więc nie jestem to debiutancka książka 29-letniej Anny Pliszki. Autorka urodziła się i wychowała w małym miasteczku niedaleko Bydgoszczy. Przyjechawszy do Warszawy, zajęła się tematem suicydologii i to zagadnienie podejmuje w Myślę, więc nie jestem. Rozpoczęła edukację na kierunku medycznym, aby jeszcze bardziej zbliżyć się do człowieka i pojąć istotę życia. W przygotowaniu kolejna zaskakująca, przesycona realistycznym światem powieść Transformacja. Myślę, więc nie jestem to swoista pętla czasowa. Główna bohaterka musi zmierzyć się oko w oko ze swoimi demonami, a także odkryć sens życia. Myślę, więc nie jestem to realistyczna opowieść o osobie, która walczy z własnymi myślami, z samą sobą. To pewnego rodzaju kanibalizm ego. Co myśli osoba, która nie odnajduje sensu życia? Czego pragnie? Jak ją postrzegają inni? Czy w ogóle zauważają, że problem samobójstwa coraz bardziej się nasila? Główną bohaterką książki jest młoda dziewczyna z małego miasteczka, która pewnego razu zawiera internetową znajomość. Od tego momentu rozpoczyna się jej spowiedź życia, a w międzyczasie… próby unicestwienia się. Dziewczyna porusza istotne zagadnienia, takie jak np. postrzeganie niedoszłych samobójców i zbyt mała ilość stowarzyszeń pomagających w uporaniu się z czarnymi myślami. Zwrot akcji następuje w momencie, gdy dziewczyna postanawia spotkać się osobiście z wirtualnym „przyjacielem”. Czemu osoba zza monitora nie chce jej poznać? A co, jeśli tak naprawdę nie istnieje i bohaterka wszystkie te maile pisze… sama do siebie? Wpadamy w pewnego rodzaju malignę, aby na końcu dowiedzieć się, jaka jest prawda i gdzie w tym wszystkim była rzeczywistość.

Zapraszam na stronę portalu: KLIK

To chyba byłoby na tyle :) Jeszcze w tym miesięcu spodziewajcie się świątecznego stosiku, życzeń oraz recenzji książek "Zawładnięci" i "Pomiędzy światami". Mam tylko nadzieję, że blokada czytelnicza, która od długiego czasu nie daje o sobie zapomnieć, przejdzie wraz z dniami wolnymi.

Miłego piątku i weekendu. Mój będzie bardzo miły, bo wybieram się do koleżanki na imprezę urodzinową. :)

piątek, 11 listopada 2011

Ava Farris. Podwójna tożsamość - Izabela Misztal

Wydawnictwo: Ekwita
Ilość stron: 421
Oprawa: miękka
Opis wydawcy: Wyjechali z ukochanej Marsylii do ponurego miasteczka aby po raz kolejny ukryć się przed odwiecznymi wrogami. Ale tylko ją z całej rodziny przenika strach. Coraz gorsze przeczucia i ogarniający niepokój spędzają jej sen z powiek. Zakłada maskę - skryta, nieprzystępna, niezbyt inteligentna, niewyróżniająca się z tłumu wierzy, że w ten sposób oszuka bezwzględnych prześladowców, którzy mogą czaić się wszędzie. Pewnej wrześniowej nocy poznaje kogoś, kto sprawia, że jest w stanie zapomnieć o grożącym jej niebezpieczeństwie. To dla niego zapragnie zrzucić uciążliwą maskę...






Moja ocena książki: 8/10

 
W pewnych sytuacjach często zakładamy maski. Udajemy kogoś zupełnie innego po to, aby osiągnąć swój cel. Oszukujemy samych siebie, robimy dobrą minę do złej gry. Taką postawę przyjmuje główna bohaterka powieści „Ava Farris. Podwójna tożsamość” autorstwa Izabeli Misztal. Rozpoczynając przygodę z powieścią żywiłam nadzieję, że po raz kolejny polski autor pozytywnie mnie zaskoczy. Czy mogę to potwierdzić po lekturze?

Farrisowie wyjechali z Marsylii do Carlton, ponurego miasteczka, aby chronić się przed odwiecznymi wrogami. Cała rodzina jest pewna, że tutaj nie zagraża im żadne niebezpieczeństwo. Jedynie Ava nadal ma przeczycie, iż wrogowie mogą obserwować ich w każdym miejscu. Dlatego tworzy pozór niezbyt inteligentnej, ponurej i mało towarzyskiej dziewczyny. Zakłada na siebie maskę, skrywa prawdziwe magiczne oblicze. Według własnego postanowienia, zostaje przeniesiona do specjalnej klasy uważanej przez innych uczniów za zbiorowisko przygłupów. Ava musi skrywać nadprzyrodzone umiejętności, dlatego też za wszelką cenę pragnie nie rzucać się w oczy. Rodzice nie mogą zrozumieć postępowań córki. Każdy w rodzinie, prócz Avy, prowadzi normalne życie. Brat jest gwiazdą piłki nożnej, ojciec nadzoruje własną firmę, a matka zajmuje się domowymi obowiązkami.

Życie Avy zmienia się bezpowrotnie po śmierci nauczyciela matematyki. Nowym profesorem zostaje Jeremy Wildroff, który od początku rodzi w dziewczynie nieprzyjemne emocje. Ponadto Ava ma wrażenie, że nauczyciel wie o jej skrywanym przez tyle lat obliczu. Pewnego wrześniowego dnia, podczas spaceru, spotyka Nathaniela, syna Jeremy'ego, który wydaje się być zainteresowany jej osobą. Ale co taki przystojny chłopak może widzieć w nieśmiałej i mało lubianej dziewczynie? Oboje coraz bardziej się do siebie zbliżają. Ava już nie chce ukrywać swojej prawdziwej tożsamości. To dla Nathaniela zechce ściągnąć uporczywą maskę, ale czy ta decyzja pozwoli obronić się dziewczynie przed odwiecznymi wrogami?

Fabuła na pierwszy rzut oka wydaje się być mało oryginalna i nieatrakcyjna, jednakże mnie osobiście przypadła do gustu. Oczywiście powtarzają się tutaj pewne schematy typowe dla powieści paranormal, jednakże biorąc pod uwagę ogół zdarzeń można stwierdzić, że mamy do czynienia z zupełnie nową i niepowtarzalną historią. Autorka zawarła w niej ciekawe wątki, które wywołują w czytelniku prawdziwe emocje w żadnym momencie nie pozwalając się nudzić. Wszystko jest dokładnie przemyślane i wyeksponowane w godny podziwu sposób. Izabela Misztal posługuje się bowiem trzecioosobową formą narracji wnikając w myśli Avy, a jednocześnie nie zaniedbując opisów otoczenia. Moja wyobraźnia, obudzana ciekawym przedstawieniem świata, co chwila podsuwała mi obrazy, które stawały się dla mnie drugą rzeczywistością. Właśnie to najbardziej cenię sobie w tej powieści; z łatwością oderwała mój umysł od codziennych spraw i stała się pasjonująca przygodą, którą musiałam przeżyć wraz z bohaterką.

Magiczna powieść powinna zawierać magiczne postacie. Główna bohaterka, Ava Farris, jest z początku kolejną szarą myszką z niską samooceną. Niektórzy mogą usprawiedliwić to udawaną tożsamością, bo przecież dziewczyna sama w sobie jest wyjątkowa i odważna. Z tym stwierdzeniem zgodzić się nie mogę, ponieważ jeżeli człowiek stara się być kimś, kim nie jest, stopniowo zewnętrzne oblicze wpływa na wnętrze. Na szczęście, dzięki relacjom z Nathanielem, Ava stopniowo nabiera pewności siebie. Cała historia przedstawia zmiany zachodzące w psychice bohaterki, a efekt końcowy może zaskoczyć samą bohaterkę. Nieustannie obserwowałam poczynania Avy z nadzieją, że uda jej się powrócić do prawdziwej siebie.

Postaci drugoplanowych jest mało, jednakże znacznie ubarwiają one całą książkę. Najbardziej polubiłam Thomasa, brata Avy, oraz Nathaniela. Thomas z początku wydał mi się być zwykłym lalusiem. Został liderem zespołu piłki nożnej, wszystkie dziewczyny się za nim oglądały, dużą ilość czasu potrafił spędzić przed lustrem. Z czasem jednak urzekło mnie jego poczucie humoru, pewność siebie i rozwaga. Nathaniel zaś jest często spotykaną w paranormalach postacią „Pana Idealnego”, jednak nie mogłam oprzeć się jego urokowi. Za każdym razem gdy pokazywał, jakim potrafi być dżentelmenem, miała ochotę głośno westchnąć. Po raz kolejny przekonuję się, że przez takie postacie nigdy nie znajdę chłopaka, który sprostałby moim wymaganiom :)

Powieść „Ava Farris. Podwójna tożsamość” jest jedną z najlepszych powieści typu paranormal. Bardzo się cieszę, że mogę to stwierdzenie przypiąć do książki polskiej autorki. Jeżeli szukacie ciekawej, oryginalnej i pełnej emocji pozycji na nudny wieczór, to śmiało możecie sięgnąć po tę powieść. Jestem nią szczerze oczarowana, zapewne jeszcze kiedyś do nie powrócę. Życzę więc miłej lektury, a ja sama z niecierpliwością wyczekuję kontynuacji przygód Avy. 

Trailer:


Strona książki: KLIK
Zapraszam do zapoznania się ze stroną. Znajduje się tu wiele ciekawych informacji.

Za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Amok. 
 

sobota, 29 października 2011

Królestwo czarnego łabędzia - Lee Carroll

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Tytuł oryginału: Black Swan Rising
Tłumaczenie: Alina Siewior-Kuś
Ilość stron: 400
Oprawa: miękka
Kup książkę: KLIK
Opis: Garet James nie jest taka jak inni młodzi, przebojowi single z Nowego Jorku. Tyle tylko, że jeszcze o tym nie wie. Zaczyna się od starej srebrnej szkatułki zamkniętej na amen. Garet ma ją po prostu otworzyć na prośbę słabowitego właściciela sklepu z antykami. Któż by nie odmówił pomocy? Jednak zaraz potem, ni stąd, ni zowąd, wszystko się zmienia. Miasto, w którym się wychowała, zaczyna ukazywać długo skrywane oblicze – mroczne i niebezpieczne: równoległy świat chaosu, dymu i krwi. Puszka Pandory została otwarta, a to, co z niej wyszło, wcale nie zamierza wracać z powrotem…



Moja ocena książki: 5/10

„Królestwo czarnego łabędzia” to debiut literacki autorstwa Lee Carroll. Za owym pseudonimem kryją się Carol Goodman i jej mąż, Lee Slonimsky. Do lektury podeszłam sceptycznie spodziewając się powielania schematów i nieudanej mieszanki dwóch różnych stylów. Pomyślałam jednak, że warto spróbować. Jakie są moje wrażenia po lekturze?

Garet James to dwudziestosześcioletnia projektantka biżuterii i właścicielka galerii sztuki, w której mieszka wraz z ojcem. Trudna sytuacja finansowa oraz liczne kredyty sprawiają, że ledwo wiążą koniec z końcem. Garet nie przypuszczała, że jej życie może być jeszcze bardziej skomplikowane. Przemierzając ulice Nowego Jorku, zauważa stary antykwariat. Nie mogąc oderwać wzroku od pięknych przedmiotów, wchodzi do środka, gdzie tajemniczy sprzedawca, John Dee, prosi ją o pomoc w otwarciu szkatułki. Nie jest to zwykła szkatułka, bowiem na jej wieku widnieje symbol łabędzia - ten sam co na medalionie dziewczyny. Garet nie może przepuścić okazji tym bardziej, że Dee za pomoc oferuje niezłą sumę pieniędzy.

Puszka Pandory zostaje otwarta, a w mieście zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Z początku Garet myśli, że cienie są tylko objawem migreny ocznej, ale czy napaść nadprzyrodzonego stworzenia również można usprawiedliwić chorobą? Nie wspominając już o seksownym wampirze, któremu dziewczyna nie powinna ufać, a jednak jej ciało drży pod wpływem jego dotyku.
Nowy Jork ukazuje swoje drugie oblicze pełne mroku, niebezpieczeństw i zła. Czy Garet zdoła uratować świat przed zniszczeniem? Czy ukazujący się w jej wizjach czarny łabędź zdoła wzbić się w niebo?

Muszę przyznać, że autorzy mieli bardzo ciekawy i oryginalny pomysł. Szkoda tylko, że w pełni go nie wykorzystali. Potencjał powieści spada wraz z tempem akcji i coraz bardziej męczącym stylem pisania. Autorzy bowiem nie potrafią zainteresować czytelnika historią, sprawić, aby wciągnął się w przedstawiony świat. Brak jakichkolwiek emocji ujmuje książce uroku i tajemniczego klimatu, tym samym lekturę czyta się beznamiętnie. Każdy może mieć natomiast inne zdanie dotyczące opisów. Dla mnie były zbyt szczegółowe i nic nie wnoszące do lektury. Tutaj możemy przejść w skrajność, bowiem mimo wyczerpujących opisów, moja wyobraźnia rzadko kiedy ujawniała swą obecność. Od książek typu fantasy wymagam przede wszystkim oderwania od rzeczywistości i niemalże namacalnej wizji świata przedstawionego. Niestety, w „Królestwie czarnego łabędzia” tego nie znalazłam.

Pierwszoosobowa forma narracji pozwala czytelnikowi nabyć wielu informacji o głównej bohaterce. Wiemy, że Garet jest półsierotą. Jej matka, przed tragicznym wypadkiem samochodowym, opowiadała córce o innym magicznym świecie i o pięknych dziewicach pod postacią łabędzi. Nigdy jednak nie zdołała wytłumaczyć Garet jak ważną rolę w przeznaczeniu odgrywa ich ród.
Garet jest postacią, którą można łatwo polubić, jednakże jej strona emocjonalna prawie nie istnieje, przez co trudno mi było utożsamić się z bohaterką. Pierwszoosobowa narracja ogranicza też możliwość dogłębniejszego poznania innych bohaterów. Dlatego wydają się oni wyblakli, mało wyraziści i przeciętni. Szczególnie nie polubiłam Willa Hughesa. Dlaczego? Samo to, że był wampirem mnie zniechęciło, a jego postać nie zaskoczyła żadną oryginalną cechą.

Po lekturze „Królestwa czarnego łabędzia” mam mieszane uczucia. Z jednej strony pomysł i fabuła były bardzo ciekawe, z drugiej opisy zbyt szczegółowo obrazujące dane sytuacje i nieskupiające się na emocjach postaci skutecznie zadziałały na niekorzyść powieści. Tak więc czy polecam tę książkę? I tak i nie. Polecam mało wymagającym czytelnikom lubującym się w powieściach fantasy. Uważam natomiast, że lepiej poświęcić czas ambitniejszej lekturze.

Egzemplarz książki otrzymałam od  Wydawnictwa Prószyński i S-ka za co bardzo dziękuję.




Przypominam Wam też o niedawno zorganizowanym na moim blogu konkursie, w którym można wygrać powieść "Zapach spalonych kwiatów". Myślę, że zarówno zadanie jak i nagroda są ciekawe :)
Dotąd zgłosiły się 2 osoby.

niedziela, 4 września 2011

Anioł - Cliff McNish

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Data wydania: 13.07.2011
Tytuł oryginału: Angel
Tłumaczenie: Gajdzińska Monika
Stron: 288
Opis wydawcy: Freya widzi anioły. Ten niezwykły dar staje się prawdziwym przekleństwem dziewczyny, bo nikt nie chce uwierzyć w jej wizje. Osamotniona i wyszydzana, zamyka się w sobie. Nie pomagają pobyty w specjalistycznych klinikach ani rozmowy z terapeutami. W końcu wsparcie ojca sprawia, że Freya wraca do normalnego życia.Niedługo później czternastolatkę znów odwiedzają przybysze nie z tego świata. Złowieszczy czarnopióry Mestraal budzi we Freyi przerażenie... ale i współczucie. Czy zwykła śmiertelniczka może uratować anioła?




Moja ocena książki: 7,5/10

"Nie tak łatwo być aniołem..."

Z pewnością każdy z nas ma jakiś postawiony cel, który stara się osiągnąć mimo przeciwności losu. Wyobraź sobie, że masz właśnie takie ogromne marzenie, ale jego spełnienie okazuje się być największym przekleństwem, od którego nie możesz zbiec. Wraz z nim, spada na Ciebie odpowiedzialność, a jej niepodjęcie może śmiertelnie zniszczyć Twoją duszę... „Anioł” to powieść Cliffa McNish'a, nieznanego dotąd na polskim rynku autora. Przystępując do lektury, spodziewałam się kolejnego przeciętnego paranormalu, a fakt, iż główna bohaterka ma zaledwie czternaście lat, jeszcze bardziej mnie zniechęcił. Postanowiłam jednak dać książce szansę. Jakie są moje wrażenia po lekturze?

Freya Harrison, jako ośmiolatka, marzyła o zobaczeniu anioła. Marzenie iści się zakłócając dotychczasowe spokojne życie dziewczyny. Jeden wieczór, jeden przybysz nie z tego świata, jedno magiczne zdanie pozostające w umyśle Freyi na wiele lat. Dziewczyna oczekuje kolejnej wizyty anioła, ale upływ czasu doprowadza ją do szaleństwa i wskutek tego ląduje w szpitalu, gdzie bez przerwy odwiedzana jest przez psychologów oraz terapeutów. Lekarze tracą nadzieję lecz wsparcie ojca pomaga wrócić Freyi do normalnego życia. Czternastoletnia dziewczyna zapomina o aniele wmawiając sobie, że był to jedynie wytwór dziecięcej wyobraźni. Chodzi do szkoły, zadaje się z najbardziej wpływowymi rówieśnicami, żyje normalnie – tak jak każda inna nastolatka. Przez sześć lat nie odwiedził jej żaden anioł. Wszystko nabiera innego obrotu, gdy pewnego dnia widzi upiornego czarnopiórego Mestraala, który przybywa do dziewczyny w określonym celu. Freyi przyjdzie zmierzyć się ze swoją prawdziwą naturą i zdaje się, że znów pozostanie odtrącona przez rówieśników. Poznaje jednak Stephenie, nielubianą dziewczynę obsesyjnie interesującą się aniołami. Jedna dziwaczna osoba może dobrać się z równie dziwną, a oby dwie będzie wiązała śmiertelna tajemnica...

O pobycie ośmioletniej Freyi w szpitalu dowiadujemy się z nieujawniającego większych szczegółów prologu. Przez resztę stron powieści śledzimy już losy czternastoletniej dziewczyny, która bardzo rzadko wspomina o dawnym życiu. Przez te sześć lat udało jej się powrócić do normalności dzięki wsparciu ojca, zmiany wizerunku i posunięciu w niepamięć odwiedzin anioła. Jednak przybywa kolejna pozaziemska istota, która pokazuje Freyi jej prawdziwą naturę. W tej kwestii autor nie popisał się oryginalnym pomysłem, natomiast sam sposób, w jaki przedstawił anioły jest bardzo interesujący. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, powiem tylko, iż nie są to wieczne żyjące istoty strzegące człowieka przed wszelkim złem. Tak wyidealizowali je ludzie, a jak jest naprawdę; przekonajcie się sami przy lekturze „Anioła”.

Fabuła jest bardzo prosta i łatwa do zrozumienia. Występuje kilka nieścisłości i niedociągnięć, ale jest ich naprawdę mało. Gdyby autor wprowadził parę poprawek, pomysł mógłby być w pełni wykorzystany, ale należy wziąć pod uwagę to, iż żadna książka nie jest pod tym względem idealna. Akcja płynie powoli lecz właśnie na tym polega urok „Anioła”. To taka spokojna ale zarazem wciągająca opowieść napisana lekkim i przystępnym językiem. Czyta się ją bardzo łatwo i przyjemnie, nie jest to zbyt ambitna lektura, ale nie należy również do tych banalnych.

Historię poznajemy dzięki trzecioosobowemu narratorowi, który ma wgląd na sytuacje bohaterów bez względu na to, czy znajduje się tam główna bohaterka czy też nie. Dzięki temu możemy skupić się na drugoplanowych postaciach, które ubarwiają powieść. Ich wyrazistość oraz realizm są zdecydowanie plusem „Anioła”. Freyę polubiłam za pewność siebie, odwagę i dojrzałość. Zdarzyło jej się pod wpływem emocji wypowiedzieć słowa, których później żałowała, ale w końcu każdy ma prawo popełnić takie błędy. Absolutnie nie przeszkadzał mi jej wiek, po prostu była normalną nastolatką. Może nie tak normalną biorąc pod uwagę jej nadzwyczajny dar... Ważną postacią w książce jest również Stephenie Rice, dziwaczka fascynująca się aniołami. Od początku coś ją przyciąga do Freyi i wkrótce dziewczęta mogą dzielić się nawzajem sowimi sekretami. Stephenie nie zdobyła mojej sympatii, irytowało mnie jej zaangażowanie, niecierpliwość i to, że nie potrafiła rozmawiać o niczym innym jak tylko o aniołach, przez co zostawała wiele razy wyśmiewana przez rówieśników. Jedynie Freya potrafiła zrozumieć dziewczynę i na odwrót. Nie podobały mi się dialogi prowadzone między przyjaciółkami. Możemy zauważyć liczne zdania typu „nie mogę cię stracić”, „zawsze będę z tobą”, „będę zawsze iść przed tobą i za tobą” i tym podobne. Przyjaźń chyba nie wymaga aż takich wyznań, brzmiały one bardzo dziwnie i śmiesznie.

Nie zaliczyłabym dzieła Cliffa MnNisha do gatunku paranormal romance, ponieważ nie znajdziemy tu ani jednego wątku romantycznego. Fakt, miłość jest motywem przewodnim, ale nie taka między chłopakiem, a dziewczyną, ale okazywana drugiemu człowiekowi. Miłość, poświęcenie, pomoc – to buduje strukturę fabuły i jednocześnie czyni ją nietuzinkową, bowiem tak rzadko w powieściach fantastycznych zwraca się uwagę na te wartości. Lektura przypomina o tym, że powinniśmy czerpać radość i satysfakcję z pomocy innym, bez względu na to ile może nas to kosztować...

„Anioł” to bardzo ciekawa i przyjemna lektura. Odrywa czytelnika od teraźniejszości zapewniając kilka godzin dobrej rozrywki. Nie ma tutaj żadnych mrocznych sekretów, pikantnych scen, licznych tajemnic - jest to spokojna powieść w sam raz przed spaniem. Z tego względu z pewnością najbardziej spodoba się młodszej młodzieży, aczkolwiek starsi również się nie zawiodą. Szkoda, że autor nie zaplanował kontynuacji, ale w końcu na polskim rynku jest teraz mnóstwo tzw. tasiemców i można to zaliczyć do plusów „Anioła”. Serdecznie polecam! 

Zapraszam do zapoznania się ze stroną autora: KLIK 
Oryginalna okładka: 















Egzemplarz recenzencki otrzymałam od Wydawnictwa Nasza Księgarnia za co bardzo dziękuję.