Pokazywanie postów oznaczonych etykietą J.S. Foer. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą J.S. Foer. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

13 powodów, Oto jestem, Płyń z tonącymi...

Autor: Po drugiej stronie... dnia sierpnia 28, 2017 0 komentarze
Bywa różnie. Nie umiem pisać o tym co siedzi teraz wewnątrz mnie, a tym bardziej mówić. Słowa ulotniły się z mojej głowy, więc pozostałam milcząca i zupełnie zobojętniała. Wiem, czego bym chciała, ale albo nie mam ku temu narzędzi, albo zupełnie nie wiem jak mogłabym to osiągnąć. Ja – zawsze inna, zawsze z boku. 



Przeczytałam ebooka „13 powodów” Jaya Ashera zachęcona serialem. Serial nie jest wierną kopią książki, rozwija pewne wątki, dodaje nowe i pogłębia wszystkie relacje, jakie zostają zarysowane w opowieści. Ostatecznie muszę stwierdzić, że serial jest lepszy, ale to książka była pierwsza, więc oddaję jej honor. Gdyby nie książka, pomysł całej historii, nigdy nie zrodziłby się pomysł na serial, w którym wystąpiło tak wiele utalentowanych młodych ludzi. Czytając słyszałam ich głosy. Mówi Hannah Baker. Na żywo i w stereo. Nie regulujcie odbiorników. Kilka fraz, które już zawsze będą mnie wzruszać. Zauważyłam też, jak wiele wydarzeń zostało w serialu podkoloryzowanych, dodanych – czasem niepotrzebnie, czasem wprost przeciwnie. Akcja całej książki praktycznie dzieje się w jeden wieczór, a akcja serialu to długie tygodnie, więc nic dziwnego że różnice są ogromne. Niemniej, oba dzieła mają coś w sobie. Książka kończy się wywiadem autora z osobami pracującymi nad serialem i aktorami. Niesamowite spotkanie i nadzwyczajna relacja. Połączyła ich smutna opowieść, i nic już nie będzie takie jak przedtem.



Jeszcze o dwóch książkach muszę wspomnieć.  „Oto jestem” Jonathana Safran Foer’a to pozycja, na którą czekałam długie lata. Autor moich ulubionych „Wszystko jest iluminacją” czy „Strasznie głośno, niesamowicie blisko” powrócił po 11 latach ciszy. Kupiłam książkę w ciemno, a potem bałam się zacząć czytać. Bałam się zawieść. Dziś, kilka tygodni po lekturze, mam mieszane uczucia. Na pewno – dla mnie osobiście – powieść wypada słabiej od poprzednich. Przez jakiś czas brakowało mi tej typowej dla pisarza wrażliwości słowa, tych porównań od których jeży się włos, tych zdań trafiających prosto w serce. Ale im dalej, tym książka nabierała rytmu, można było odnaleźć dawnego Foera. W skrócie jest to historia rozpadającego się małżeństwa, relacji między partnerami, a także między rodzicami a dziećmi i to na przestrzeni kilku pokoleń. Mamy tu obraz żydowskiej rodziny,  ich wartości, tradycji i poczucia braku przynależności. Temat bliski pisarzowi, który sam urodził się w Waszyngtonie w takiej właśnie rodzinie. Historia Jacoba i Julii poruszyła mnie najbardziej. Ich szesnastoletni staż nie jest w stanie przetrwać kryzysu, których nadchodzi. Jak bardzo mogą się od siebie oddalić ludzie, będący kiedyś dla siebie wszystkim? Foer zajmuje się jeszcze w książce polityką i wątkiem żydowskim – opisuje Izrael upadły po trzęsieniu ziemi i jego walkę z krajami ościennymi. Bardzo mocny nacisk kładzie na ten temat – jak żyją w XXI wieku żydzi, jak radzą sobie z przeszłością, ze swoimi dziwacznymi obrzędami, z brakiem właściwego miejsca na ziemi?



Książka wydaje się nierówna, jakby pisana fragmentami, niejednorodna. Autor z jednej strony umieszcza w niej tematy na właściwie kilka oddzielnych powieści i upycha w jedno, z drugiej książka bywa przegadana i można by wyciąć wiele elementów. Podsumowując, choć w końcowych wersach podziałała na mnie magia stylu Foer’a, którego tak mi brakowało, to powieści wiele brakuje do powtórzenia sukcesu poprzednich.


I na koniec „Płyń z tonącymi” Larsa Myttinga. Autor, który o drewnie wie chyba wszystko i w tej powieści daje tylko mały obraz tego, jak pięknie można o tym pisać. Pozytywnie zaskoczyła mnie ta książka, bo właściwie nie wiedziałam czego się spodziewać – ot, skusiła mnie przepiękna szata graficzna. Jest to historia młodego mężczyzny, Edvarda, szukającego prawdy o swoich korzeniach, pragnącego rozwikłać rodzinne zagadki. Edvard był wychowywany przez dziadka, gdyż jego rodzice zginęli w tragicznych okolicznościach na polu minowym. On sam był wtedy z nimi, ale zniknął, został odnaleziony po kilku dniach, cały i zdrowy, ale z wielką dziurą w pamięci. Po śmierci dziadka nadszedł czas, by Edvard wyruszył śladami swoich krewnych i poznał prawdę. Urywane dotąd wspomnienia, strzępy zdarzeń znane z opowieści w końcu układają się w jedną całość. A przy tym Edvard poznaje intrygującą Gwen, bliższą mu bardziej niż mogłoby się początkowo wydawać. I chociaż sami możemy domyślić się końca tej historii jeszcze zanim Edvard zbierze wszystko w jedną całość, opowieść ta jest magiczna, ma w sobie coś nostalgicznego, co sprawia, że po prostu chce się ją odkrywać.





Wszystkie zdjęcia pochodzą z mojego Instagrama. Muszę poszukać jak dodać odnośnik na bloga, bo na razie nie mam pojęcia :) Więcej tam działam więc serdecznie zapraszam do odszukania mojego profilu „Keskese87”.



Co poza tym u mnie? Ostatnio z seriali na tapecie „Orange is the new Black”, aktualnie drugi sezon. Dziś obejrzymy z Mężem pewnie finał „Gry o tron”, w międzyczasie oglądamy też trzeci sezon serialu „Flash”. Mam jeszcze jakieś zaległe recenzje i powoli umykają mi te tytuły, ale prędzej czy później skrobnę parę słów. Po fali konkursowych zwycięstw i paczek, przyszła chwila ciszy, ale co jakiś czas znów wpada jakaś drobna rzecz (dziś np. krem przeciwsłoneczny) więc taka zbiorcza notka też powinna się niedługo pojawić. Jak się do tego zbiorę, a to wielka sztuka. Zmieniłam telefon, żeby bardziej „wyżyć” się artystycznie na Instargramie, bo jakość aparatu w poprzednim pozostawiała wiele do życzenia. Tęsknię za spokojnymi czasami w mniejszym mieście, za praca która nie wyciskała ze mnie tyle sił. Mam wrażenie, że z niej nie wychodzę, zwłaszcza że ostatni zwiększony ruch obrócił się w szał nadgodzin. Jak dostanę wypłatę ekstra, to chyba szybko coś z nią zrobię. Poza tym – urlop. Mamy prawie wrzesień, a ja nadal nie byłam na wakacjach. Wskutek różnych firmowych nieporozumień nie dostałam urlopu we wrześniu, a bardzo na niego liczyłam. Co mi pozostaje? Przeglądać wakacyjne oferty z naciskiem na miejsca, gdzie pod koniec roku jeszcze można ujrzeć słońce ;) Po całym weekendzie w pracy robię sobie dziś dzień luzu dla siebie.

wtorek, 28 stycznia 2014

J.S. Foer: "Zjadanie zwierząt"

Autor: Po drugiej stronie... dnia stycznia 28, 2014 0 komentarze



Autor: J.S. Foer
Tytuł: "Zjadanie zwierząt"
Wydawnictwo: Krytyka Polityczna
Stron: 320




Już od paru tygodni zabieram się do napisania choć kilku słów o książce J.S. Foer'a „Zjadanie zwierząt”. Być może słyszeliście o niedawnej akcji w Tesco – ktoś porozklejał naklejki z kodami QR na tamtejszych produktach mięsnych i nabiałowych, odsyłające do drastycznego filmiku. Materiał pokazywał jak nieludzko traktowane są zwierzęta hodowlane na fermach. Książka o której dziś wspominam uwrażliwia na tę samą kwestię – zjadając zwierzęta na co dzień może nie do końca zdajemy sobie sprawę z drogi, jaką przebyło mięso znajdujące się na naszym talerzu oraz z tego, jak nafaszerowane i niebezpieczne może być dla naszego zdrowia.

"- Najgorzej było pod sam koniec. Najwięcej ludzi zginęło właśnie wtedy. Każdy dzień mógł być ostatnim. Raz jakiś rosyjski chłop przyniósł mi z domu kawałek mięsa, gdy zobaczył, w jakim jestem stanie.
- Uratował ci życie.
- Nie zjadłam tego mięsa.
- Jak to?
- To była wieprzowina. Nie zjadłabym wieprzowiny. 
- Czemu?
- Jak możesz pytać czemu?
- Bo jest nieczysta?
- Oczywiście.
- Ale przecież chodziło o twoje życie.
- Jeśli nic się nie liczy, nie ma sensu ratować czegokolwiek." 


Choć Foer mieszka w Ameryce i opisuje głównie tamtejszą gospodarkę, metody chowu oraz rynek spożywczy, tematykę tej książki możemy odnieść i do naszego środowiska. Oczywiście, normy unijne mają rzekomo rozprawiać się z podobnym niehumanitarnym, bestialskim traktowaniem zwierząt, jednak w praktyce wygląda to różnie i warto zdawać sobie z tego sprawę. Foer zgłębił temat bliżej w momencie, gdy na świat miał przyjść jego syn. Zaczął wtedy zastanawiać się nad swoim jadłospisem, nad zdrowym żywieniem, myśleć o tym co byłoby dobre dla jego dziecka. Zaczął czytać, badać, podróżować, oglądać na własne oczy... Jego skrupulatna, wnikliwa praca, można by rzec, śledcza, dała wstrząsający owoc. Trzeba mieć mocne nerwy, by przedzierać się przez kolejne strony. I, co zrozumiałe, przez jakiś czas człowiek nie może nawet patrzeć na mięso. I co najważniejsze – Foer daje nam wolny wybór, nie nawołuje do przejścia na wegetarianizm, nie potępia, nie osądza, ale dzięki jego przemyśleniom sami chcemy zmierzyć się z tą możliwością. Sądzę, że jego praca nie poszła na marne, że wielu ludzi zacznie jeść z głową, że otworzą oczy.

Każdy z nas wie mniej więcej jak to wszystko wygląda, ale rzeczy, jakie „powyciągał” Foer i tak zaskakują. Negatywnie, oczywiście. Sprawa ma dwa dna. Z jednej strony chodzi o okrutne traktowanie zwierząt, o wyrządzanie im ogromnej krzywdy, o znęcanie się, katowanie i wreszcie korzystanie z okrutnych praktyk podczas uboju. Ale jest jeszcze druga strona – my nie tylko wyrządzamy krzywdę zwierzętom, ale też sobie. Produkty mięsne, jakie trafiają na nasze talerze są nafaszerowane taką ilością chemii, sterydów, wypełniaczy, zarazków i innego paskudztwa, że głowa mała. Najlepszym wyjściem byłoby – jeśli nie całkowicie zrezygnować z produktów pochodzenia zwierzęcego – to zdecydowanie je ograniczyć, albo korzystać z mięsa z pewnych źródeł. 

Kiedy następnym razem zamówicie coś w KFC albo przyjdzie Wam ochota na kilka krewetek – dwa razy pomyślicie, czy naprawdę warto. 

Czytałam, że książka jest bardzo źle przełożona. Trudno mi to ocenić – biologia, chemia, genetyka, to nie są moje mocne działki i nie zauważam niuansów, ale myślę, że choć to niedopuszczalne, ogólny wydźwięk treści został zachowany, książka naprawdę otwiera oczy i nie pozostawia nas obojętnymi. Ja, szczerze mówiąc, chyba jeszcze długo nie będę mogła otrząsnąć się po tym tekście. Jak najbardziej namawiam do przeczytania. To pozycja nie tylko dla wegetarian :)

czwartek, 29 sierpnia 2013

Jonathan Safran Foer: "Wszystko jest iluminacją"

Autor: Po drugiej stronie... dnia sierpnia 29, 2013 6 komentarze

Autor: Jonathan Safran Foer
Tytuł: "Wszystko jest iluminacją"
Wydawnictwo: W.A.B
Stron: 440


„Nie powiedziała: Ożenisz się. Nie powiedziała: A ja się zabiję. Spytała tylko: Jak ustawiasz swoje książki?

Foer u mnie po raz kolejny i znów zachwyt. Chociaż nie powiem – książka wprawiła mnie w osłupienie już od pierwszych stron, ba, zdań. Bo choć narratorów mamy tu wielu, pierwszy, z jakim się stykamy, jest nad wyraz nietypowy. Język jego wypowiedzi jest zawiły, i używając tego słowa nie mam na myśli konstruktywnych, estetycznych wypowiedzi, ale – krótko rzecz ujmując – bredzenie bez ładu i składu. Aleksandr Perczow jest tłumaczem – i to tłumaczem nieporadnym, niekompetentnym, bardzo kulawo radzącym sobie z zawodowymi zobowiązaniami. Ale przy całej swojej pokraczności jest tak uroczy, zabawny i szczery, że z miejsca wybaczamy mu wszystkie językowe grzechy, a jego „oczewidno” na stałe wchodzi do naszego słownika.

„To chyba jest miłość - myślała - prawda? Kiedy zauważa się czyjąś nieobecność i nienawidzi się jej jak niczego na świecie? Bardziej nawet niż kocha się obecność tego kogoś?”

środa, 3 kwietnia 2013

Jonathan Safran Foer: „Strasznie głośno, niesamowicie blisko"

Autor: Po drugiej stronie... dnia kwietnia 03, 2013 9 komentarze




Autor: Jonathan Safran Foer
Tytuł: „Strasznie głośno, niesamowicie blisko”
Wydawnictwo: W.A.B.
Stron: 492



„... pomyślałem, że to wielka szkoda, że musimy żyć, ale prawdziwą tragedią jest to, że mamy tylko jedno życie, bo gdybym miał dwa, wtedy jedno spędziłbym z nią.”

Wiedziałam, że to będzie dobra książka. Oglądałam wcześniej film na jej podstawie i byłam pod wrażeniem. Nie spodziewałam się jednak, że dostanę tekst tak rewelacyjny. Idealny w wyrazie i formie. Nic dodać, nic ująć. Jonathan Safran Foer zawarł w swojej powieści wszystko, czego szukam w literaturze.

Po 11 września powstało wiele filmów i książek, które podejmowały temat ataku na WTC, szerzej, czy tylko napomykając, obojętnie. Tutaj zostaje pokazane życie po tragedii – Oskar stracił w niej ojca. Niezwykle inteligentny, bystry i pomysłowy chłopak, ale przede wszystkim ponadprzeciętnie wrażliwy, musi pochować najbliższą osobę. Trumna jednak jest pusta, a ból chłopaka narasta. Antidotum wydaje się rozwiązywanie ostatniej, pośmiertnej zagadki, jaką zostawił mu ojciec. W poszukiwaniu zamka do klucza, Oskar podróżuje po Nowym Jorku, odwiedzając ludzi o nazwisku Black. Przełamuje lęki i szuka odpowiedzi. My kibicujemy ze wszystkich sił. Czas jednak nie cofa się, dni nie biegną w tył, samolot nie zawraca, budynek nie składa się na nowo...

Tę książkę można czytać, czytać, czytać... Zachłystując się każdym słowem. Pięknym, lirycznym, zawsze na swoim miejscu. Przygotujcie się na wzruszenia. Przygotujcie się na historie, które pozostaną z wami na długo. Na łzy, ale także na śmiech. Bo strata może mieć różne oblicza i dotyka zawsze więcej osób... Syna, żonę, matkę, ojca, siostrę, ukochanego... Słowa są tu tak żywe, że niemal ich dotykamy. Polecam.

Zwiastun filmu: klik
 

Po drugiej stronie... Copyright © 2014 Dostosowanie szablonu Salomon