Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2/6. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 2/6. Pokaż wszystkie posty

21 czerwca 2012

Carlos Ruiz Zafón „Książę Mgły”

„Musiało upłynąć wiele lat, by Max zdołał wreszcie zapomnieć owe letnie dni, podczas których odkrył, niemal przypadkiem, istnienie magii.”


W 1943r. Max wraz z rodzicami i siostrami: starszą Alicją i młodszą Iriną przeprowadzają się do małej mieściny. Pomimo entuzjazmu ojca reszta rodziny nie jest zachwycona całą sytuacją. W ich nowym domu mieszkał niegdyś ceniony doktor wraz z żoną. Małżeństwo wyprowadziło się po tym, jak ich synek Jacob utonął w morzu. Niebawem Max i Alicja poznają niewiele starszego od siebie Rolanda. Dzięki niemu dzieci zobaczą ogromny wrak statku ukryty pod wodami Atlantyku i wysłuchają historii dziadka ich kolegi. Stary latarnik opowie rodzeństwu o tajemniczym Księciu Mgły, który jest gotów spełnić każde życzenie, w zamian żądając jedynie całkowitego posłuszeństwa. Maxowi trudno uwierzyć w tą opowieść, ale jak inaczej wytłumaczyć te wszystkie dziwne rzeczy, które dzieją się wokół nich?


"Nie ma potężniejszej siły niż obietnica"


„Książę Mgły” to debiut Zafóna. Niestety, niezbyt udany. Moje oczekiwania wobec tej książki były spore. Spodziewałam się mrocznej historii przepełnionej grozą i magią. Czegoś trzymającego w napięciu od pierwszej do ostatniej strony. Byłam przekonana, że jeżeli coś jest napisane przez autora „Cienia wiatru” to musi być naprawdę dobre. Do tego zachęcające recenzje i ciekawa okładka. Rozczarowałam się już po pierwszym rozdziale. W wielu powieściach, czy filmach możemy znaleźć pozornie nieistotne rzeczy, zjawiska, itd., które subtelnie wplecione w historię stają się jej nieodzowną częścią. To może być zwierzę, jakaś stara pamiątka, czy wspomnienie. Z reguły to dodaje uroku książkom. Jednak „co za dużo to i świnia nie chce”. Tak właśnie jest z „Księciem Mgły”. Mamy kota, ogród posągów, cmentarz, stare filmy zrobione przez Jacoba, zegarek od ojca, książkę Kopernika, zaczarowaną szafę. I to całe „powietrze przesycone saletrą”. Na początku wiele się mówi o tych rzeczach, a potem bez wyjaśnienia ot tak przestają być istotne. Ja do tej pory zastanawiam się co się stało z tym kotem (przecież na początku wciąż wałęsał się po domu strasząc jego mieszkańców, a potem nikt nawet nie zauważył jego nieobecności). Te wszystkie „subtelne” znaki irytowały mnie do tego stopnia, że miałam ochotę skończyć czytać. Do tego Zafón nie mógł sobie podarować  romansu między głównymi bohaterami. No i oczywiście banalne (pewnie mające napawać grozą) i przewidywalne zakończenie. „Książę Mgły” posiada jednak swoje plusy. Największym jest chyba przesłanie. Nic nie dostajemy w życiu za darmo. Za wszystko przyjdzie nam zapłacić. Nie myślcie jednak, że książka jest taka beznadziejna. Gdyby pominąć wrażenie, że jest pisana „na siłę” to może być całkiem przyjemna. Ja po prostu nie lubię takich banałów. Pomimo mojej ogromnej sympatii do autora nie mogę ocenić „Księcia Mgły” lepiej niż 2/6.


"Poważnym błędem jest wiara w to, że można ziścić swoje marzenia, nie dając nic w zamian."