„Daj ludziom to co pokochają, choć jeszcze tego nie znają. Zapamiętają Cię za to na zawsze.”
„Magiczny Ogród” to książka, która leżała na mojej półce już jakieś dwa lata. Zawsze było coś ważniejszego do przeczytania i nigdy nie mogłam się do niej zabrać. Mam co do niej mieszane uczucia. Z jednej strony, gdyby nie wątek magii, fabuła byłaby strasznie banalna. Trudne dzieciństwo, trochę dramatów miłosnych, skomplikowane relacje rodzinne, przemoc domowa. Ile razy to słyszeliście? Jednak jest coś co tą książkę wyróżnia. Coś, co mnie do niej przyciąga. Coś, co sprawia, że po jej odłożeniu rozglądamy się wokół siebie i szukamy śladów magii we własnym świecie. Właśnie to coś sprawia, że nie mogę źle wypowiedzieć się o „Magicznym Ogrodzie”. To historia o dążeniu do akceptacji samego siebie. O tym, że przez miłość nie raz będziemy płakać, ale jest warta, by wpuścić ją do naszego życia. Uświadamia również jak wielki wpływ na całe nasze życie ma dzieciństwo. Jak już napisałam mamy tutaj wątek magiczny. Ale wcale nie chodzi o czarownice latające na miotle i rzucające zaklęciami na prawo i lewo. Ta magia jest trochę inna, bardziej tajemnicza. Bo któż z nas nie chciałby zamieszkać w domu, który dopasowuje się do emocji lokatorów i przeżywa je razem z nimi?
„...wszystko dzieje się tak, jak musi i nie ma sensu przewidywać, co będzie dalej. Ludzie lubią myśleć inaczej, ale myśli nie maja praktycznego wpływu na wydarzenia. Nie możesz wymyślić, że jesteś zdrowy. Nie możesz wymyślić, że się odkochasz.”
„Magiczny
Ogród” to ciepła, czarująca i podnosząca na duchu historia. Przyjemne, lekkie,
babskie czytadło. W sam raz na nadchodzące szare, jesienne wieczory. Daj się
wciągnąć do świata stworzonego przez Sahrah Addison Allen. Odkryj jakie
jeszcze tajemnice skrywa rodzina Waverley. Moja ocena: 4.5/6.
Z
racji, że jutro mamy początek roku szkolnego życzę wszystkim uczniom jak
najmniej sprawdzianów i kartkówek, jak najwięcej zastępstw i samych najlepszych ocen.
Ja idę jutro do nowej szkoły, w dodatku w nowym mieście, więc życzcie mi powodzenia.
Nie należę do skowronków i jestem fanką spania do południa, więc koniec wakacji
przeżyję raczej dość boleśnie.