.

.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą koty. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą koty. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 2 sierpnia 2022

Każdy orze jak może

 ...albo jak chce.

Czasem narzekam, ale dalej robię to samo. Wkurzam się, że czasu na artyzmy brak- a sama znów, łup! sobie coś na plecy. No i pewnie dlatego bolą, hehe. 

Sezon na jabłka z impetem porwał mnie i Absorberkę, która dzielnie pomaga mi w sprawianiu owoców.
A z nimi to wyścig z czasem, a właściwie z biegusami, bo łażą od rana po podwórku i żrą. A oprócz ślimoli i owadów, zielonego, żrą chętnie jabłka i śliwki. Nie zdążysz pozbierać- już tylko dla skrzydlatych, dziobnięte, nie pożarte. Czasem się wścieknę. Potem nerw opada jak kurz po akcji, bo myślę sobie- a niech im tam. Ile tego zeżrą. Trochę.

A spadają, póki co przez cały dzionek. Miałam sporo roboty. Trzeba było przerobić na gotowane do słoików, ogryzki poszły na ocet.

Magiczne słowo- trzeba było. Należałoby chyba zamienić na zdecydowaliśmy się czy jakoś tak. Patrzę na te owoce, na to co można z nich zrobić i tym większy ogarnia mnie niezachwyt nad ludźmi, którzy tego nie dostrzegają.


Jabłko z plamką czy obiciem- i fru! do śmietnika. U niektórych, także na wsi, nie na kompost, bo ten im śmierdzi koło domu. Z resztą, nie korzystają z kompostu, bo i po co. Zawsze nawóz można kupić w sklepie. Najlepiej szybko działający, jeszcze żeby pachniał jakoś tak... mniej naturalnie - czyli po ludzku- np. lawendą lub konwaliami. 

Ocet to w tym roku mój debiut. Może dlatego, że mamy sporo tych papierówek i wczesnych czerwonych. Myślę, a co tam, spróbuję. No i jakoś idzie. 


Chociaż nie powiem, ładuje sobie człowiek do kolekcji spraw do załatwienia, bo podejść mus codziennie do takiego i pomieszać, zajrzeć czy nie spaskudził sie pleśnią- wtedy niestety- to wylania. Na kompost, oczywiście, choć może i się by tym upić mógł.

Jeśli bardzo by chciał. Po oglądaniu jedyniesłusznejTV na pewno. Ale my nie oglądamy. I tej i innej. TV brak. I dobrze, nawet bardzo. Przynajmniej się nie wkurwiam na to, na co nie mam wpływu. 

Za to wkurw wielki mam na Lucillę. A właściwie ich stada. Mimo moskitier, którędyś drogę znajdują. Obrzydliwe są. Zielone, połyskujące metalicznie dupska i ten brzęk skrzydeł i to bliskie latanie koło człowieka, o k r o p n e !!!
Odrywają mnie od zajęć i z wściekłością wielką eliminuję z domu, bo nie ma we mnie empatii dla nich.

Co z tego, że w służbie medycyny czasem robią, czyszcząc rany. Nic.
Dla mnie ohyda, może i dlatego, że jedną kiedyś niemal połknęłam utopioną w przecudnego smaku kawie, wg Kuchni 5 Przemian. Ach, ta słodycz miodu, posmak kardamonu, nuta cynamonu z goździkiem, a do tego ruch w ustach, którego nie zapomnę chyba do śmierci swojej, amen.

Lato suche, każdy to widzi, nie będę- na razie- się powtarzać, za to wykorzystuję szybko to, co mi się urodziło, a w tym sezonie mam sporo nagietka. Suszę, zrobiłam parę słoiczków maści. Szybko czas zleciał i już większość zasycha...

A tak było ładnie. 


Oprócz nagietków, obrodził też ogórecznik lekarski





 Czas mija, a kaczki też już spore. Mają już ponad miesiąc. A były takie maniunie. 


Po środku kaczor Zane z żonami. To nasze stado zarodowe, że tak powiem...

 Puma rośnie zdrowo, jest kotem, który podobnie jak Kicia, nie zdał egzaminu z zakuwetkowania.
Kuweta traktowana jest przez nią ambiwalentnie. Stąd Puma nie mieszka już z nami w domu. Mimo swej miłości do zwierząt, nie miałam ochoty co chwila szukać kupy- to w łóżku Absorberki, to za lodówką. Jakoś mnie to już nie bawi....
Za to Puma ma ciepłe lokum w szopie, wychodzi kiedy chce, umie już uciec przed Niną, która lubi się nią bawić. Tak- nią, nie z nią. 

Puma

Nina

Kaczuszki są na sprzedaż, pewnie w końcu ktoś kupi, tak jak i znalazł się dom dla syna, odchowanego przez Coli syna jednej z czarnych kur i Fraglesa. W nowym kurniku nadano mu imię Rosół, ale bynajmniej nie będzie zjedzony. No, chyba, że oprócz węgla, zabraknie i pieczystego....




I tak się turlam, za dnia z reguły przetwarzając lub patrząc co by tu jeszcze... przetworzyć. W tym roku pierwszy raz zrobiona herbata z gardenii. W słoikach fermentuje też liście malin oraz żółtlicę drobnokwiatową. Liście bzu śmierdzą raczej więc pewnie tylko ja będę pić tę herbatkę....


Wysuszone, wcześniej pobite i przechowane w słoiku liście gardenii

Gotowy susz herbaciany

A w kuchni, jak to u matki- najlepiej pod spódnicą...


To Absorber Trzeci.
A mąż?

Dla wsparcia serwuje mi takie kanapki 

Plaster prosto z ramki.

 W tym roku miód lipowy wymieszany z gryką. Coś niesamowitego. Pyszny i jaki zdrowy!

A taka kanapka dodaje wigoru, że żaden kilogram jabłek już niestraszny mi!



wtorek, 22 lutego 2022

Był Kot- nie ma Kota. Jagoda już za Tęczowym Mostem...

 Była ze mną 14 lat. W sumie dzięki K., bo pomylił ją z Iwankiem, który wyszedł i nie wrócił. 

Była na początku kotem niewychodzącym, razem z Asani, kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Sztygarowie. Potem, po zakupie Tupajowiska i oswojeniu z miejscem, zaczęły obie wychodzić.

Asani zginęła nieszczęśliwie w uchylonym oknie...

Jagoda miała dużo szczęścia, bo latała przez ulicę wielokrotnie i cudem, nic nigdy się nie stało. Raz jedyny, zniknęła na dwa dni, co jej się nie zdarzało (odwrotnie niż u Kici). Wróciła chuda i odwodniona. Chyba ją ktoś gdzieś zamknął.

Ostatnio jednak starość dawała się we znaki. Była już właściwie ślepa. Po omacku- a właściwie dzięki wibrysom i nawoływaniu do nas, odnajdowała się w domu. Zdarzały się problemy gastryczne przechodzące w chroniczny stan, co wymusiło częste karmienie po łyżeczce- inaczej kończyło się katastrofą na podłodze. 

W czwartek przestała jeść, odmawiała właściwie jedzenia. Chciała bardzo wyjść na dwór co nie było dla niej naturalne- od 2 lat właściwie żyła tylko w domu. Na zewnątrz, jako ślepak, czuła się zdenerwowana, co nie dziwi...

Myślę, że czuła, że chce odejść.

Umarła w niedzielę, 20 lutego o 15:45.
Byłam z Nią wraz z Absorberką. 


Kochałam Ją za to, że była trochę jak pies- lubiła towarzyszyć nam, także jeszcze w Tupajowisku vel Zamku, chodząc na spacery z Rudą i Garipem. Lubiła sie miziać, była komunikatywna, dość grzeczna, bo rzadko właziła na stół czego nigdy nie tolerowałam. Nie szczała do butów nawet jeśli się zestresowała. Nie była złośliwa. Miała anielską cierpliwość dla dzieci. Wychowała dwójkę Absorberów. Trzeci niestety będzie ją pamiętał ze zdjęć....

Żegnaj Kocie...!

Jeszcze w Tupajowisku

Terapia antyalergenowa Absorberki


..często czytałyśmy razem...

Z Absorberem 3

Już niewidoma, tu, gdzie teraz jestem

...poczekam na ciebie mój człowieku ....


sobota, 14 października 2017

Nie zapomniałam

Idziesz prawie zaraz po śniadaniu, wyjmujesz pranie z bebechów pralki.
Kiedy je wieszasz, wilgotne, nie parują jeszcze jak zimą, ale wiesz, że musisz je wieszać szybko. 
Dzień krótki już.
Patrzysz pod nogi, bo znajdujesz odrętwiałe pawiki i admirały.
Sadzasz je na kosmosach, ale z dala od kur, bo mogą zadziobać.

Szczeble furtki posklejane przędzą krzyżaków, martwe robotnice szerszenie leżą pokotem.
Jesiony sypią już listowiem, a nadgorliwcy już tną. 
Dobrze, że nie w sezonie lęgowym, ale jednak...

Doba mi się skróciła.
Praca na pełen etat. 
W zawodzie, rzec można. 
Bazując na wiedzy i zainteresowaniach brnę w różne tematy, ogarniam stada małoletnie i cieszę oczy znajomymi widokami. 
W domu czasu mniej.
Częste wieczorne agonie.

Kicia dochodzi do siebie po wypadku, ale pewna niesprawność zostanie. 
Coraz częściej myślę, że ją jednak ktoś kopnął...

Nowe kocię czeka na wizytę u weta.
Małe, wiejskie, podrapane; niepewna jestem, chyba raczej Julian, ale może Jula. 
Mądre; po wieczorze już zakuwetkowane. 
Śpi w transporterku. Woła w nocy o żarcie.
Wstaję.
No, bo jakby inaczej?

Nie mam czasu ostatnio na bloga.
A jak mam to czytam. Książki.
Albo żyję.
;)

Julian?

Oznaczanie z Absorberką

Przy Małych Organach Myśliborskich 

Absorber w bzach

...buraki kisimy

W terenie często...i bardzo dobrze!


poniedziałek, 27 lipca 2015

Omłotnia, bezmięsność i co Jagoda menda narobiła....

Kapturka już mi nie śpiewa.
Śpiewają Bizony, Caasy, New Hollandy...
Omłoty wirują w powietrzu, z lekka tylko ochłodzonym, suchym raczej.
Siedząc na huśtawce wieczorem, słyszę znajome łomoty w oddali. 
Taka swojska muza.

Zawsze, prócz wyobrażenia reakcji zapalnej w oskrzelikach płuc własnych związanej uściskiem wielkim z tą porą działalności rolniczej, wyobrażam sobie wpływ na populacje zwierzyny drobnej.
Strach myśleć i -póki co nie znalazłam czy ktoś to badał ilościowo i jakościowo, jaki wpływ na populacje mają żniwa.
Na pewno odbija się to na miotach zajęczych oraz lęgach ptasich.
Ech...
Giną też sarny.

Sianokosy też nie lepsze.

Pamiętam wiersz Czechowicza- "Przy sianokosach", jeszcze z czasów, kiedy koszono tylko kosami, ale o nim pisałam już trzy lata temu. Wtedy zdarzało się zranić czy zabić zwierzę. Teraz- to jak nasze zetknięcie się z rozpędzonym debilem na drodze.
Tak, nie jestem dobrą matką i nazywam rzeczy po imieniu. 
Jak mnie kto chce na trzeciego wyprzedzając prawie zabić- morderca. 
Zdarzają się głupki, debile. 
Raz jeden gorszy się trafił, ale Absorbery chyba same mi w duchu rację przyznały...

Ale...
Kombajniści, nie dość, że maja ciężką pracę, to ....



Dyeta bezmięsna w toku ku totalnemu braku zrozumienia najbliższych (opadnę z sił na pewno, zamorzę się).
W razie czego- wrzucę fotę. 
Po jakimś czasie znów i ocenicie czy mnie ubywa. Czy ...co tam jeszcze.
Bo, może jak w przypadku chorób związanych z odżywianiem, będę miała problem z oceną ;)


Dziś wersja tupajowa sałatki makaronowej z kurczakiem w soli, pieprzu, ziołach prowansalskich, marchewką i śmietaną z czosnkiem, świeżym tymiankiem-
sałatka bez kurczaka, za to z czedarem, który uwielbiam. 
Do tego groszek i papryka. 
No i wyszło pysznie.


Ziółka się suszą; jak to u wiedźmy.
Teraz tylko w torebki papierowe i do słojów.


W tym roku suszę dużo krwawnika, trochę dziurawca, pokrzywy, melisę. Szałwia mi bidula usycha. 
Susza jest obrzydliwa. Latam przyspawana do konewki, ale niektóre rośliny gubią już liście.
Mam nadzieję, że jedynie przejdą wcześniej w stan spoczynku i nie obumrą.

Kochanaaleczasemobrzydliwa Jagoda zabiła drozda. Żółtodzioba.
Nie skomentuję. 
Powiem tylko, że wqrwiła mnie strasznie (nagadałam jej; nie wróciła na noc).
O kotach i co czasem wyprawiają w przyrodzie pisałam już kiedyś.






czwartek, 5 marca 2015

Uśmiech na klamerkach i do przodu

Skowronki już są.
Marcowo- przeplataniec wietrzno- słoneczno- śnieżny.

Wywietrzyłam psy, pierwszy raz od dwóch tygodni.
Mało...
Brak mi włóczęg.

Planuję trochę na wiosnę, może się uda.
Pójść sobie, przed siebie, popatrzeć, posłuchać, pomęczyć się pozytywnie.


Nie wkurwiać, że rżną drzewa, krzewy....
Niszczą remizy....


Pohodować coś....

Dziwaczka widłogonka by Hana
...co nie jest kurą....
Choć lubię; chyba nawet bardzo... i chciałabym w tym roku też kurczaczyć....




Mam plan, rozbuchaną wiosną wrócić tam, gdzie mi dobrze.
Kto wie gdzie to jest?

Moje jedno z ulubionych.
Obraz mojej Mamy



Wiara, że się odwróci wszystko.
Na lepsze.
Pamiętacie o przyczynie wyginięcia dinozaurów?
No.
To teraz coś w stylu kryska na Matyska....



piątek, 13 lutego 2015

13 w piątek wyginęły dinozaury

Nie żadna tam asteroida czy inny wypierd kosmosu.
Nie czynnik boski.
Tylko:




Nie jest to jedyna niszczycielska działalność tego stworzenia.
Znane są też inne przypadki.






piątek, 9 maja 2014

A ja ostatnio tylko o jednym....

Kury mnie kochają.
Jestem chodzącą możliwością.
Możliwością przyjedzenia jedzenia.

Więc łażą za mną, jak mnie widzą.
Rżnę trawę- łażą i się gapią.
Gdaczą i się gapią.
Tymi swoimi ślepkami żółtymi.

Bruno miał już debiut piania.
Wyszło coś w rodzaju:
"kyky- yyyyyyyy?"

Przedwczoraj.
Wczoraj i dziś nie powtórzył.
Może się z niego baby-kury śmiały.

Ola niczego się nie boi.
Tak, że chciała pójść za mną do zamykanej części "ogródka".
Ruda kłapnęła szczęką- i Ola zwiała.
Na szczęście....

Ola wali Brunona po łbie.
Ale jest jego pierwszą kurą.
Ma jeszcze drugą przyboczną.
Generalnie towarzystwo już spokojne, ale dwie są wydygane.
Śmigają często z byle powodu do kurnika.

Ola lubi dziobać po stopach i wyciąga szyję do góry kiedy do niej  gadam.
Nie wiem, czy niewyraźnie mówię?

Kotka któraś zabiła małego drozda.
Znalazłam go pod wanną.
Dobrze, że nie wiem która bo bym chyba futro przetrzepała.
Wrrr.

wtorek, 4 marca 2014

Domki dla skorków i - co by tu jeszcze zrobić...?

Troszkę chyba przyroda się przeraziła swoim pośpiechem, bo u nas temperatura spadła do 6-7 stopni, w nocy spada poniżej zera. Słonka też ze świecą szukać. 
Chmurzyska niskie- ot tak, późnoziomowo.

Dziś znów miałam werwę,ale mniejszą. 
Jakoś taka jestem znów bułowata. Może ta aura? W słoneczny dzień łatwiej ładować wewnętrzne akumulatorki.
Mimo wszystko strzeliłam focię qrnika. 
Jeszcze bielenie mnie czeka, zatkanie dziury jednej no i te okienka strzelnicze... 
Nie wiem czy pleksi je czy jak... 
No i grzędy, jakieś skrzynki dla tałatajstwa chyba, słomę mam już obiecaną.
Obawiam się tylko momentami, że jak już kurnik przygotuję to mi facet co handluje kurami zwieje, albo wszystko sprzeda :)


Przed...
...i po sprzątaniu
A cóż poza tym? W nawiązaniu do tematu kuraków, zajęłam się wyplataniem...
Udało mi się jakoś załatać dziury w siatce. 
O dziwo, chyba wszystkie członki moje zmężniały, bo okazało się, że mogłam drut okręcać, skręcać bez narzędzi... Co za babol ze mnie się robi!
Chcę jeszcze przesadzić wysiane - z kup ptasich zapewne, dwa całkiem spore krzaczki jeżyn i posadzić tuż przy płocie. W ogóle mam zamiar nawrzucać tam kolczastych różności. 
Nie wyrzucacie czasem jakiej róży, tarniny czy innych tam? :)


Podmurówkę "podwyższyłam" dodatkowo kamolcami. 
Raczej cegłami, bo kamole wykorzystam na skalniak. 
Kolejne łupanie w krzyżu mnie czeka, ale w tym roku muszę. I już. 
Właściwie bardziej "skalny ogródek ziołowy". 

Zawsze go chciałam mieć, ale ciągle...aaa... nie ważne.

Będąc w Sztygarowie obkupiłam się w nasiona, czosnek, dymkę. Ciekawe ile uda mi się ziemi wyrwać chwastom i darni...Optymistka, cholerka...
Ale- dynie na pewno będą (Inkwizycjo- Twoje też wysieję!), cukinie i ogóry. Fasola.
No i rzodkiewka dla Absorberów! Dyni nigdy za dużo, zwłaszcza gdy już drób będzie.


Tak się złożyło, że kiedy w zeszłym roku przesadzaliśmy krzewy z terenu przy ulicy na nasze podwórko, K. oznaczył obszar czerwonymi słupkami. 
Słupki są widoczne, ale nie dla Absorberów... Dlatego też, w ramach zwiększania bezpieczeństwa, zawiesiłam na nich doniczki, które znalazłam w przyszłym kurniku. 
Wszystkich do przesadzania nie wykorzystam więc żal nie było.  
Dziś dopiero mnie naszło, żeby upchać w nich trawę suchą i przeznaczyć na domki dla skorków.





Mam nadzieję, że owady je zasiedlą i będą im dobrze służyły.
Zebrałam też łodyg miscantusa, które wraz z gałązkami (w innej doniczce), posłużą za domki dla pszczół samotnic. Mam taki domek wykonany przez K. jeszcze w Sztygarowie; też powieszę.
Co prawda w ścianach moich budynków legną się pszczoły (zaprawa odstaje), nawet dłubały gniazda w piance uszczelniającej okna, ale warto im dać więcej od siebie, wszak tak osłabiona jest flota zapylaczy...
Może jeszcze się uda domek dla trzmieli, ale...zobaczymy.

Kicia coś się do mnie bardziej przymila ostatnio, łazi i towarzyszy niemal jak Jagoda.



Cieszy mnie niespodzianka- dwie sztuki naparstnic. Pod jesionami, wraz z pozyskanymi z cmentarza dziewannami powinny ładnie dać sobie radę.

Teraz, tylko wiosny słonecznej i ciepłej czekać. 
No i piania koguta...Nie mogę się doczekać! :)