Pokazywanie postów oznaczonych etykietą humor. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą humor. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 22 września 2015

Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle [Nie taki diabeł… Maria Krzak]

Gdy książki spogląda na Ciebie  czerwone diabliszcze, wiedz, że coś się dzieje. U Marii Krzak dzieje się naprawdę wiele. Oto Jagoda Bielińska-(już niedługo)Ptyś zostaje zdradzona przez męża obłudnika. Jak się okazuje – nie pierwszy raz. Kobieta ogarnięta furią, z wielką chęcią posłałaby...

piątek, 9 maja 2014

Jeszcze słychać śmiech – Olga Lipińska


Tytuł: Jeszcze słychać śmiech
Autor: Olga Lipińska
Wydawnictwo: Prószyński
ISBN: 9788378396154
Ilość stron: 200
Cena: 38zł

Olga Lipińska niezmiennie kojarzy mi się z kabaretem, który przez lata z wielką namiętnością oglądali moi rodzice, śmiejąc się od ucha do ucha. Ja – wtedy jeszcze zbyt młoda – wielu rzeczy nie rozumiałam i uważałam za wcale nieśmieszne.
Postać autorki tak wryła się jednak w moją świadomość, że po latach, wraz z wydaniem jej felietonów w kilku tomach, zdecydowałam się na zwrócenie swojej uwagi na jej nietuzinkowy humor i bystrość umysłu.
Obdarzona niezwykłą inteligencją Lipińska, zaistniała w telewizji publicznej, później zaś zaczęła pisywać dla „Twojego Stylu”. Tom, który mam w rękach, zbiera w sobie jej teksty publikowane z lat 2009-2013.
Choć rzeczywistość autorki znacznie odbiega od mojej, czytając jej felietony bawiłam się przednie! Charakterystyczne poczucie humoru, nieraz sardoniczny uśmiech wyzierający spod kolejnych warstw słownych i typowy dla niej sposób prześlizgiwania się przez wydarzania, z nadawaniem im wielkiej wyrazistości to cechy, które całkowicie mnie oczarowały.

Pomimo tego, że wiele wątków przez nią poruszanych okraszonych jest niebywałym humorem, stanowią one podłoże do głębszej refleksji. To żart z rodzaju tych, które śmieszą i jednocześnie każą się zatrzymać i zweryfikować pewne rzeczy.
Oczywiście, jak każde felietony, także i te można przeczytać bezrefleksyjnie. Można jednak także zaczerpnąć z wyrazistej formy nadanej im przez Lipińską i wykorzystać je w codziennych przemyśleniach nad ludzką (swoją) kondycją – wnioski niejednokrotnie będą gorzkie i pozostawiające nieprzyjemne wrażenie na języku.

Metody czytania tej publikacji są dwie: jednym tchem (nie znudzi, bowiem kolejne teksty są zróżnicowane tematycznie, brak w nich monotonii; jednak niesie to pewne niebezpieczeństwo – powierzchowne przebrnięcie po kolejnych wątkach) albo powoli, sącząc ją niczym chłodny drink w upalne dni i upajając się jej niepowtarzalnym smakiem.
Lipińska nie boi się krytykować zastanej rzeczywistości i boleśnie ją oceniać. Chwała jej za to, dzięki temu mamy bowiem okazję czytać dziś teksty nietuzinkowe i niezwykle inspirujące.
Zatem – do księgarń moi drodzy.


niedziela, 8 grudnia 2013

Nie odrobiłem lekcji, bo… Davide Cali, Benjamin Chaud

Tytuł: Nie odrobiłem lekcji, bo...Autor: Davide Cali, Benjamin ChaudWydawnictwo: Dwie siostry:ISBN: 978-83-63696-96-2Ilość stron: 36Cena: 28 zł Ileż to razy chodząc do szkoły wymyślaliśmy lub słyszeliśmy usprawiedliwienia innych, dotyczące tego, dlaczego lekcje nie zostały...

wtorek, 19 listopada 2013

Historia leśnych kochanków i inne opowiadania – Kazimierz Orłoś

Tytuł: Historia leśnych kochanków i inne opowiadania Autor: Kazimierz Orłoś Wydawnictwo: Literackie ISBN: 9788308052242 Ilość stron: 276 Kazimierz Orłoś, to jeden z najwybitniejszych polskich prozaików współczesnych. Jego teksty od lat doceniane są przez krytyków, którzy...

niedziela, 15 września 2013

W krzywym zwierciadle – Maciej Stuhr

Tytuł: W krzywym zwierciadle Autor: Maciej Stuhr Wydawnictwo: Zwierciadło Udostępnione przez: Sztukater ISBN: 9788363014612Ilość stron: 224 Maciej Stuhr przez wiele lat przez niektórych traktowany był z lekką pobłażliwością, jako ten, który wybił się dzięki znanemu...

środa, 24 lipca 2013

Matematyka dla opornych - Przygody Alexa w krainie liczb



Tytuł: Przygody Alexa w krainie liczb. Podróże po cudownym świecie matematyki
Autor: Alex Bellos
Wydawnictwo: Albatros
ISBN: 9788376597638
Ilość stron: 544



Matematyka zawsze była jednym z tych przedmiotów, który wymagał ode mnie największego wysiłku, by dobrze się do niego przygotować. Nigdy jej nie lubiłam i najchętniej większość jej działów wykreśliłabym z programu nauczania. Owszem, zawsze wiedziałam, że jest niezbędna, ale i tak nie widziałam celowości w przyswajaniu czegoś, co mi się kompletnie nie przyda.
Przygody Alexa w krainie liczb były więc dla mnie sporym wyzwaniem – przede wszystkim przekroczeniem pewnych wpojonych od zawsze przeświadczeń o tym, że matma jest nudna i usypiająca. Podtytuł Podróże po cudownym świecie matematyki wydał mi się mocno przesadzony i adresowany jedynie do entuzjastów tejże dziedziny nauki. Wiedziałam, że książka ta może stać się moją kulą u nogi i uwięzić mnie między swoimi okładkami na długie dni, utwierdzające mnie w przekonaniu, że to przedmiot, którego nigdy nie polubię. Poniekąd tak się stało – ugrzęzłam na długo, ale to chyba właśnie dlatego, że takich publikacji nie da się i nie powinno czytać przez jedno popołudnie. Alex Bellos ukazał mi się jako prawdziwy człowiek z pasją, który mógłby o niej opowiadać godzinami – a takich ludzi uwielbiam, bez względu na to czy rzecz, której są amatorami zajmuje mnie w równym stopniu, czy też nie.  Z prawdziwą przyjemnością więc – choć nie ukrywam, że i z trudnością – przeczytałam jego książkę, którą stara się agitować innych do pokochania matematyki – na przekór jej złej sławy.
By tego dokonać nie zasypuje czytelnika setkami liczb i teorii, które nic nie znaczą, a jedynie nudzą, ale stara się całość ująć w konwencję zabawy i ciekawostek, przez co automatycznie jego tekst staje się przystępniejszy i atrakcyjniejszy oraz o wiele bardziej zajmujący.
Starając się przybliżyć nas do samego serca matematyki, pokazuje doniosłość i ważkość wielu odkryć, o których dziś nie pamiętamy, a które zdeterminowały współczesną matematykę – i nie tylko. Za punkt honoru stawił sobie Bellos rozkochanie czytelnika w dziedzinie, do której sam pała ogromną miłością. Stara się to uczynić przez wszystkie trzynaście rozdziałów, gdzie w oryginalny i dowcipny, a  przy tym niezwykle rzetelny sposób prezentuje najważniejsze w jego odczuciu elementy.
Ogromnym atutem tej książki jest jej przystępność i – paradoksalnie – lekkość. Oczywiście, osobom, które tak jak ja, nigdy nie były hobbystami matematyki, może ona początkowo sprawiać trudność, jednak szybko okazuje się, że jej lektura wcale nie wymaga specjalistycznej wiedzy. Można być laikiem, można być profesjonalistą, a i tak znajdzie się w niej wiele frapujących fragmentów: ze względu na to, że Bellos pozwala zrozumieć i cieszyć się płynącą ze zrozumienia przyjemnością.
Jeśli do tej pory matematyka była dla Was jednym z przedmiotów wiedzy tajemnej, której poznanie zarezerwowane było w Waszej opinii tylko dla nielicznych – bez ociągania sięgnijcie po tę pozycję. Nauczy Was prawdopodobniej więcej niż wszyscy matematycy przez szereg lat spędzonych w szkolnej ławce. Być może zarazi Was pasją, ale z całą pewnością zaskoczy przystępnością.
Ta publikacja to doskonały pomysł na prezent, rewelacyjna pozycja dla tych, którzy choć za czytaniem nie przepadają, to są rozkochani w matematyce; a także dla tych stojących po drugiej stronie barykady. Jest na tyle uniwersalna, że zafascynuje każdego. Gdyby w szkole uczono matematyki w tenże sposób, bez wątpienia niewielu pozostałoby wobec niej obojętnych.

Polecam serdecznie!

sobota, 20 lipca 2013

Ciekawe, co myśli o tym królowa – Paweł Mildner


Tytuł: Ciekawe, co myśli o tym królowa
Autor: Paweł Mildner
ISBN: 978-83-63696-68-9
Wydawnictwo: Dwie siostry




Ta kartonowa książeczka, to prawdziwa gra skojarzeń!
Pamiętacie ile razy bawiliście się w rymowanie? Wy zaczynaliście, inni szukali rymu i tak w kółko. Powstawały przy tym niejednokrotnie absurdalne historyjki, pozbawione sensu, a jednak – rozbrajająco śmieszne. Na podobnym koncepcie oparta została książka Pawła Mildnera, który na rymach nie zakończył, lecz opatrzył je kolorowymi retro ilustracjami, które ów absurd to wyostrzają, to niwelują, wskazując, że pomiędzy nim kryje się sens.
Wierszowana przygoda w ramiona nieprzewidywalności i dziwaczności gwarantowana!
Robot jedzący sztućcami, Indianin kryjący się w zaroślach, bocian motocyklista, kręcenie pupą, pan w meloniku grający w szachy – Mildner stworzył prawdziwą plejadę osobliwości, kojarzącą mi się niezmiennie z angielskim humorem. To taki Monty Python dla maluchów, okraszony niewymuszoną swobodą i lekkością. Na pierwszy rzut oka (i na drugi też!) nic się z niczym nie łączy, jakiejkolwiek linearności brak, sensu próżno szukać – a jednak to się sprawdza! Pożywka dla wyobraźni, impuls do dalszego rymowania i wymyślania absurdalnych historii, a także dokańczania tych już zainicjowanych. Dzieciaki i ich rodzice znajdą tutaj sporo frajdy, a fantazja zacznie królować jak nigdy dotąd. Książeczka może stać się inspiracją do wielu zabaw, także grupowych – na przykład właśnie na wymyślanie fabuł z zasugerowanych zalążków. Uczta wyobraźni gwarantowana, zabawa absurdem w pakiecie. 
Zwariowana książeczka dla najmłodszych, których rodzice pragną oswoić ze słowem pisanym i puścić w ruch fantazję – rewelacja!


Polecam serdecznie!

sobota, 20 kwietnia 2013

Piękna i mądra bajka o troskach Zająca Grajka – Ewa Kozyra-Pawlak, Paweł Pawlak


Tytuł: Piękna i mądra bajka o troskach Zająca Grajka
Autor: Ewa Kozyra-Pawlak, Paweł Pawlak
Wydawnictwo: Egmont
Rok wydania: 2012
ISBN: 978-83-237-5346-9
Liczba stron: 40



Rzadko zdarza się, żeby tytuł idealnie oddawał to, co mieści w sobie książka.
W tym wypadku – trafiono w sedno. Opowieść o troskach Zająca Grajka rzeczywiście jest piękna i mądra.
Piękna tak, że podczas całej lektury miałam szeroki uśmiech na twarzy; mądra zaś tak, że z prawdziwą radością będę polecać ją każdemu dziecku, a także –dorosłym. I jedni i drudzy na nowo odkryją w niej ważne prawdy, o których często zapominamy dążąc do perfekcji we wszystkim.
Przedmiotem opowieści jest historia Zająca Grajka, który to bardzo lubił leniuchować, a jeszcze bardziej – grać. Było to jego największym talentem, którym ubogacał życie swoje i swoich sąsiadów. Niestety, bohater miał jedną podstawową wadę – wolał wylegiwać się na trawce niż dbać o swój dom. Oczywiście poniosło to za sobą przykre konsekwencje. Pewnego dnia, gdy Zając jeszcze smacznie spał, z jego dachu zaczęła skapywać woda. Okazało się, że dach jego mieszkania bardziej przypomina durszlak, niż cokolwiek innego.
Grajek, nie wiedząc co powinien uczynić, udał się po radę do swoich przyjaciół: krecika, bobra, szopa pracza. Ich pomysły okazały się jednak wątpliwej jakości. Zając wiedział, że powinien w końcu zadbać o swój dom i go wyremontować, jednak miał też świadomość, że zajęcze łapki stworzone zostały do grania, a nie sprzątania i odnawiania budynków. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego zdolności w tej dziedzinie mogą przynieść więcej szkody niż pożytku i z tą myślą położył się spać. A wtedy….
Tego już nie zdradzę:)

Pisana wierszem historia Grajka posiada wszystkie elementy doskonałej książki dla dzieci – jest kolorowa, miła dla oka, ubarwiona rymami, przepięknymi ilustracjami, a przede wszystkim pouczająca. Pod płaszczem błahej historyjki kryje się morał, niezwykle cenna lekcja o życiu, talentach, sile przyjaźni i oddaniu. Typowe dla bajek przeniesienie zachowań ludzkich na zachowania zwierzęce jest kontynuacją wielowiekowej tradycji, a przy tym o wiele ciekawszą formą dydaktyczną. Bez nachalności, w sposób humorystyczny uczy nas ta książeczka tego, co niezwykle cenne.
Barwne ilustracje, tekst opowieści zapisany w różnych odcieniach, nieprawdopodobnie estetyczne wydanie, całość utrzymana w ciepłych tonacjach – wszystko to składa się na wartość wydania tej książeczki.

Dane jest mi czytać wiele publikacji kierowanych do dzieci. Ta jednak, jest niekwestionowanym numerem jeden ostatnich miesięcy:) Doskonała, piękna, mądra opowieść. I choć krótka – zarówno treść, będąca jedynie pretekstem obudowującym morał, jak i samo przesłanie, zostają  w pamięci na długo. Jestem pewna, że będę do niej wracać po wielokroć, a już teraz zajmuje honorowe miejsce na półce dziecięcej.

Książka bierze udział w nominowana w konkursie na najlepszą książkę dla dzieci roku 2012 „Przecinek i kropka”.
Serdecznie zachęcam do głosowania:

piątek, 23 listopada 2012

Adrian Mole lat 39 i pół. Czas prostracji – Sue Townsend

Tytuł: Adrian Mole lat 39 i pół. Czas prostracjiAutor: Sue TownsendISBN: 978-83-7747-731-1 Liczba stron: 368Rok wydania: 2012Wydawnictwo: W.A.B. - dziękuję! Kluczem do popularności Sue Townsend, pisarki, która mając 15 lat rzuciła szkołę, a  mając lat 18 założyła...

sobota, 15 września 2012

Wyznania upiornej mamuśki – Jill Smokler


Tytuł: Wyznania upiornej mamuśki
Autor: Jill Smokler
ISBN:  978-83-7839-263-7
Liczba stron: 192
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2012







Wbrew powszechnie panującym stereotypom nie każda kobieta stworzona jest do macierzyństwa. Nie każda odczuwa ten naturalny zew krwi, który powoduje, że na widok małych zaróżowionych nosków, rączek i stópek otwiera jej się serce i natychmiast wylewa się z niego cała gama matczynych uczuć, z gorącą miłością i wyrozumiałością na czele.
Nie każda kobieta marzy dniami i nocami o tym, by zajść w ciążę, nie każda w tym czasie rozkwita, a już prawie żadna nie chce przyznać się do tego, że w jej wypadku natura chyba się pomyliła – że ona naprawdę nie najmniejszej chęci i nie umie być wzorową matką, że to nie tylko fanaberia, poprzez którą kobieta nie chce przyjąć do wiadomości, że jej życie pełne wolności właśnie zostało skreślone, a zaczął się znój i praca na pełnym etacie, bez możliwości zwolnień, urlopów czy jakichkolwiek spóźnień. To po prostu naga prawda.
Oto prawda – nie każda kobieta chce i potrafi być matką. I nie zmieni tego nic – widok niemowlaka, jego uśmiechu, pierwszych kroków – nic. Choć będzie je kochała, to nie będzie TO, o czym tak doniośle rozprawiają mamy, które dziecka pragnęły i liczyły się z wszystkimi konsekwencjami jego przyjścia na świat.

Nie trudno się domyślić, że Jill Smokler o żadnym dziecku nie śniła. Owszem, miała męża, owszem byli rodziną, ale dziecko? Nie wchodziło w grę. Pociecha autorki jednak jeszcze zanim przyszła na świat potrafiła twardo postawić na swoim i przebić się przez wszelkie przeszkody, ze środkami antykoncepcyjnymi na czele.
I tak oto życie pewnej kobiety, zamieszkującej planetę zwaną Ziemią, zmieniło się nie do poznania i już nigdy nie miało wrócić na właściwie tory. Znalazło się w przestrzeni międzyplanetarnej i już na zawsze miało w niej pozostać. Jedyną pociechą dla przyszłej matki stało się pisanie blogu, na którym postawiła na szczerość i bez zbędnych pięknych słów opisywała jakie emocje towarzyszyły jej od chwili poczęcia, aż do wychowywania kolejnego, i jeszcze kolejnego dziecka.
W jej opisach roi się od cierpkich słów, gorzkich refleksji, złośliwych uwag, ciętych opisów codziennego życia, a wszystko to podane jest w taki sposób, że osoba, która nie musi jeszcze przeżywać tego samego[tak, ja!] zanosi się głośnym śmiechem. Przypuszczam, że mamy czytające te książki również mogą wybuchać śmiechem, lecz w ich wypadku będzie to raczej śmiech solidarności. Smokler odziera z lukru całą istotę macierzyństwa. Nie pozostawia suchej nitki na niczym ani nikim, obnaża się całkowicie i nie stroni od błyskotliwych uwag, otwierających oczy wszystkim, którym przesłoniły je różowe śpioszki dziecka.

Książka ta, oprócz opisów codziennych zmagań matki z jej rosnącymi i rozwrzeszczanymi pociechami, z całą rodziną, która nagle zmienia się w Centrum Dobrą Radę, zawiera także część komentarzy z blogu autorki, które rozpoczynają każdy kolejny rozdział i również cechują się szczerością wręcz bolesną. Matki, dzielą się uwagami i spostrzeżeniami o jakich nie powie żaden poradnik dla przyszłej mamy, zapisują swoje bolesne doświadczenia, ale też świadczą o radości jaką dało im macierzyństwo. Ile mam, tyle opinii, ale łączy je jedno – stała gotowość na bycie przy swoim dziecku – nieważne czy odczuwana jako coś naturalnego, czy powodowana musem.

Komu polecam tę rewelacyjną książkę? Mamom, przyszłym mamom, tym, które nie chcą być mamami, ale też: dzieciom i nade wszystko: ojcom! Tak, tak panowie – nawet nie wiecie jak wiele błędów popełniacie myśląc, że każda kobieta doskonale się „bawi” wychowując dziecko i jakiego karygodnego zaniedbania dopuszczacie się, gdy po narodzinach Waszej pociechy udajecie, że dla Was nic się nie zmieniło i nadal możecie żyć tak jak dotychczas.
Strzeżcie się, mamy całego świata jednoczą przeciwko Wam siły!

czwartek, 6 września 2012

Mama ma zawsze rację! A korektor nie.


Tytuł: Mama ma zawsze rację
Autor: Sylwia Chutnik
ISBN:  978-83-62829-07-1

Korekta (albo jej brak): Kamila Wrzesińska
 

O Chutnik słyszałam wiele i pewnie jeszcze niejedno usłyszę. Laureatka Paszportu Polityki w kategorii Literatura za rok 2008 (dzięki książce Kieszonkowy atlas kobiet), działaczka społeczna, kulturoznawczymi, kierowniczka Fundacji MaMa zajmującej się prawami matek.

Jej najnowsza książka – Mama ma zawsze rację – wpisuje się w nurt tematyczny jaki zapoczątkowała jej działalność.

Ale, ale. Czym właściwie jest owa książka? To zbiór felietonów, z których część w latach 2009-2011 publikowana była na łamach magazynu „Gaga”. Gdybym powiedziała, że to teksty z rodzaju tych, które każdy mógłby z powodzeniem napisać i które nie prezentują sobą nic świeżego, skłamałabym.
Książka Chutnik skrzy się humorem, czyta się ją rewelacyjnie. Za temat obrała sobie ona przedstawienie cieni i blasków macierzyństwa, ze znaczącą przewagą tych pierwszych. Wszystko jednak potraktowane zostało z przymrużeniem oka, w wielu miejscach z powagi wytworzył się żart, absurdalny humor i perfekcyjna groteska. Ironiczne, przenikliwe, inteligentne i nieprawdopodobnie trafne uwagi Chutnik, to tak naprawdę kawał bardzo dobrej literatury, przy której co rusz będziemy parskać śmiechem i żarliwie przytakiwać. Ukazuje ona polską rzeczywistość, tradycyjnie rozumiane bycie matką i ojcem w krzywym zwierciadle, z często wręcz bolesną i ciętą ironią, a dzięki temu – tak bardzo potrzebną.
Choć z kilkoma poruszanymi kwestiami się nie zgadzam, do czego mam pełne prawo, w  żaden sposób nie umniejsza to wartości książki. Światopoglądowo w niektórych momentach z autorką różnię się diametralnie, nie znaczy to jednak, że nie mogę podziwiać lekkości jej pióra i zachwycać się zręcznością z jaką buduje kolejne zdania – ma się wrażenie, że one płyną same, że to perpetuum mobile, które raz puszczone, nie przestanie samo się napędzać. I ta naturalność, to płynięcie z nurtem i odczuwalne tworzenie pod wpływem chwili, a nie po długim oczekiwaniu na przychylność muz, jest odczuwalne.
Źródło

Wciąż mało byłoby gdybym skończyła jedynie na zachwytach nad formą. Co jeszcze jest rewelacyjne? Wydanie! Kolaże autorstwa samej Chutnik, często nie mniej ironiczne niż  treść właściwa, stanowią doskonałe uzupełnienie książki. Próbkę tego co w środku mamy już na okładce, która zaświadcza o tym, że nic co banalne, nie ma w tej publikacji prawa bytu. I o to chodzi! Wciąż za mało takich lektur, wciąż za mało tak odważnych pisarzy, którzy sprawialiby, że lektura nie wyda się już niektórym jedynie nużącą czynnością, lecz doskonałą formą rozrywki, taką, która wprawia w doskonały humor na długo.

Nie byłabym jednak sobą, gdybym czegoś nie wytknęła. A co, Chutnik można, to i mnie też. Permanentnie, co rusz, co dwa słowa, w książce tej pojawia się znienawidzona przeze mnie ZŁA odmiana imienia Bruno, o której wspominałam już także przy okazji innej książki.
Ciarki przechodziły mnie co krok, gdy natykałam się na Bruna, czytałam co z Brunem i walczyłam, by nie krzyczeć widząc kolejną katastrofalną formę, odmienioną na pewno nie według polskich zasad.
Choć jest to ciężkie, jestem nawet w stanie wyobrazić sobie, że matka nadając swojemu dziecku jakieś imię, nie potrafi go poprawnie odmienić. Cóż, zdarza się, słuchamy fałszywych autorytetów, powielamy błędne schematy, powtarzamy to, co gdzieś zasłyszeliśmy i wydaje się nam to na tyle oczywiste, że nie zadajemy sobie trudu, by sprawdzić czy przypadkiem nie jesteśmy w błędzie. Dziwi mnie to jednak o tyle, że Chutnik wiele pisze o świadomości, której momentami sama nie posiada, jednak wiadomo – errare humanum est. ALE! Jak takie formy może przepuścić korektor?! Zdarzają się edytorskie wpadki, jednak zazwyczaj wtedy, gdy wyraz pojawia się jednokrotnie. Jeśli jednak jego częstotliwość jest tak wielka, NIE MOGĘ POJĄĆ, jakim cudem tak kardynalny błąd mógł się uchować. Nie czepiam się, tylko uwrażliwiam. Może komuś czytanie takiej tragedii nie przeszkadza – mnie dotyka jednak do żywego. Po co ktoś płaci za korektę, po co ktoś, kto teoretycznie jest wyposażony w potrzebną wiedzę, trudzi się nad tekstem, skoro później do druku zostaje dopuszczony taki twór?  Żeby był to błąd rzadko popełniany – też nie byłoby okej, bo od tego jest korektor, żeby błędów NIE BYŁO. Mało tego, temat niepoprawnego Bruna co rusz poruszany jest przez autorytety językowe. Słowniki krzyczą, Jan Miodek i Jerzy Bralczyk rwą włosy z głowy, a w Polsce nadal dumnie panoszy się ktoś zwany potocznie Brunem.  NIE, NIE, NIE. Na takie grzechy językowe nie będę patrzeć spokojnie. Zapamiętajcie, NIE: nie ma Bruna, lecz nie ma Brunona. Mówię nie o Brunie, lecz o Brunonie, idę nie z Brunem, lecz z Brunonem.

Uff. Mniej pastwić się będę nad równie często powtarzaną błędnie formą "w każdym bądź razie”.
Ludzie! W każdym razie ALBO bądź co bądź. Na litość boską, nie łączcie tego, nie róbcie tak ciężkich do strawienia błędów frazeologicznych, tylko dlatego, że ładnie [dla kogo ładnie, dla tego ładnie] brzmią.

Odsyłam po raz kolejny:




A książkę i tak oceniam na 5! Co wrażliwszym proponuję jednak przed lekturą zaparzyć sobie melisę :)

 Do posmakowania: klik