Pokazywanie postów oznaczonych etykietą powieść. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą powieść. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 4 października 2018

Wszystko, czego pragnęliśmy - Emily Giffin




Emily Giffin większości kojarzyć się może z książkami dla kobiet i o kobietach - ich emocjach, przeżyciach, doświadczeniach, relacjach w jakie wchodzą.

Tym razem jednak autorka poszła o krok dalej. Bohaterki (i bohaterowie) powieści Wszystko, czego pragnęliśmy to postaci zmagające się z niezwykłe złożonym problemem.

Oto Nina prowadzi wygodne życie u boku bogatego męża, który już dawno przestał jej imponować swoją stanowczością i próbą załatwienia wszystkiego za pieniądze. Ich relacje są poprawne, kobiecie zaś odpowiada wystawne życie, coraz częściej jednak zaczyna dostrzegać jego mankamenty. 

Jej syn, Finch, chodzi do elitarnej szkoły (w której dominują dzieci bogatych rodziców, myślące, że są królami świata) i właśnie dostał się do Princeton, dając jednocześnie kolejny powód do rodzicielskich przechwałek w towarzystwie. Szczególnie Kirk, jego ojciec, ma upodobanie w przechwałkach.

Do tej samej szkoły uczęszcza Lyla - dziewczyna, która na miejsce w niej zasłużyła ciężką pracą, a nie znajomościami i majątkiem. Naukę może zacząć dzięki stypendium. Wychowywana jest ona przez ojca, który choć pracuje od rana do nocy, stara się zapewnić jej dobre wychowanie i odpowiednie warunki. Dziewczyna za wszelką cenę próbuje dopasować się do środowiska, które niełatwo akceptuje nowych. Szczególnie, że Lyla wyróżnia się latynoską urodą odziedziczoną po mamie.

Jej usilnie próby zdobycia akceptacji kończą się wraz ze skandalem obyczajowym, którego staje się bohaterką. Oto po jednej z imprez rozprzestrzenione zostaje jej zdjęcie w niedwuznacznej pozycji, okraszone rasistowskim komentarzem. Za jego autora uznany zostaje Finch.

W ten sposób dwa różne światy - świat Niny, w którym wszystko można załatwić za odpowiednią opłatą i świat Toma, w którym na wszystko trzeba sobie zapracować ciężką pracą - zderzają się, całkowicie zmieniając przyszłość ich dzieci.

Zaczyna się nierówna walka pełna kłamstw, fałszywych zagrywek, oszustw i prób udowodnienia sobie samemu, o co toczy się ten bój - o dobro dzieci, czy o zwycięstwo kosztem wszystkiego.


Giffin udało się nakreślić powieść szalenie aktualną. Temat nadużyć wobec kobiet wciąż jest na tapecie, zaś problematyka wychowania współczesnej młodzieży, coraz częściej przyzwyczajonej do tego, że wszystko jej się należy i jest pępkiem świata, a jej wybryki to tylko młodzieńcze szaleństwa - choćby były najbardziej okrutne - jest nie mniej ważna. Autorka prowokuje, zmusza do refleksji, a nawet opowiedzenia się po jednej ze stron - choć w pewnym momencie żadna z nich nie wydaje się już tak przejrzysta, jak miało to miejsce na początku. 

Co ciekawe, choć akcja osnuta została wokół zdjęcia, w którego powstanie zaangażowani byli Lyla i Finch, to nie oni są tutaj głosem wiodącym. Ich przeżycia zostały niejako zepchnięte na dalszy plan. Prawdziwa walka toczy się bowiem między rodzicami. I jest to walka bardzo często rozumiana metaforycznie. 

Ksiązki Giffin zazwyczaj kojarzone są z lekkimi obyczajówkami, tym razem jednak autorka stworzyła rodzaj powieści społecznej - omawia bowiem współczesne bolączki, skupiając się szczególnie na pozornej bezkarności twórców internetowych wykroczeń oraz możliwościach jakie dają odpowiednie zasoby pieniężne. Twórczyni zastanawia się, czy rolą rodzica jest stawać zawsze po stronie dziecka, czy też opowiedzieć się za sprawiedliwością, nawet gdyby miała ona zaszkodzić komuś nam bliskiemu. Dylematy moralne przed jakim stają bohaterowie są ogromne, ich ceną zaś jest więcej niż jedno życie. Rozpad może tu dosięgnąć relacji małżeńskich, rodzicielskich, ale także towarzyskich.

Bardzo dobrze napisana, bez cienia przegadania


Polecam.

środa, 1 czerwca 2016

Przeznaczeni - Katarzyna Grochola



Przeznaczeni to książka, jakiej się po Grocholi nie spodziewałam.

Wielowątkowa, zaskakująca, dopracowana w najmniejszym stopniu. Każdy detal zdaje się pasować idealnie, niczym puzzel w układance składającej się z dziesięciu tysięcy elementów.

Choć do tej pory nie byłam ani wielką fanką Grocholi, ani jej wierną czytelniczką (Bogiem a prawdą nie spostrzegłam nawet, że milczała od 4 lat), lektura Przeznaczonych ostatecznie przekonała mnie, że mam do czynienia z autorką dojrzewającą i kapitalnie rozwijającą swój warsztat pisarski, a nie tylko twórczynią lekkich babskich czytadeł, o których istnieniu wiem głownie za sprawą ekranizacji.

Początkowo powieść wydaje się chaotyczna, bowiem wprowadzona zostaje do niej piątka równie ważnych bohaterów – zdawałoby się kompletnie ze sobą niepowiązanych – których nitki losu prędzej czy później się ze sobą splączą. Mnogość wątków, a także wielka różnorodność bohaterów, pozwoliła pisarce nie tylko wykazać się twórczo, ale także wpłynęła na sposób odbioru całości przez czytelnika: niemalże pewne wydaje się, że każdy znajdzie w powieści ulubioną postać, tę, dla której będzie chciał czytać więcej i więcej. Wybierać może zarówno spośród mężczyzn, jak i kobiet. W Przeznaczonych poznajemy bowiem Gabrysię, Olin, Mateusza, Kubę oraz Jerry’ego.

Olin, to pisarka, od 20 lat trwająca w związku z żonatym mężczyzną. Jerry to skłonny do uzależnień (dziś hazardzista, kiedyś alkoholik), który próbuje wciągnąć w swoje szemrane interesy Kubę poznanego na spotkaniu grupy AA. Jego upadkowi moralnemu przygląda się Gabrysia – młoda krupierka, próbująca mimo ciężkiej pracy stworzyć związek z  Mateuszem, niemająca jednak pewności czy ma on jakąkolwiek przyszłość.

Poza wątkami obyczajowymi ogromną wartość książki stanowi wprowadzenie do niej tematyki uzależnień – szczególnie od wspomnianego hazardu, który to mechanizm został zaprezentowany niejako od kuchni: oczami młodej krupierki, która widząc jak nisko można upaść, zupełnie inaczej spogląda na bogaczy mijanych za dnia na ulicy. Istotny jest również temat znienawidzonej pracy, której trzymamy się jedynie po to, by mieć za co żyć.

Bardzo zaskoczył mnie finał powieści – nie spodziewałam się, że autorka tak zawróci akcję, nie miałam nawet świadomości, że część bohaterów nie jest prawdziwa. Tak bardzo chłonęłam akcję, że przeoczyłam sygnały (jeśli takowe były) wysyłane przez twórczynię między wersami. Cieszę się z tego bardzo, bo z  całą pewnością sprawi to, że lekturę zapamiętam na dłużej.

Zaskoczyło mnie również samo wydanie książki – okładka nie wrzeszczy wyeksponowanym nazwiskiem autorki, jest wręcz wyciszona – nie wyróżnia się spośród innych publikacji, których kolory najczęściej są bardzo intensywne. Tutaj jest delikatnie do tego stopnia, że powieść gubi się pośród innych, a mimo to sprzedaje się doskonale. 

To jest właśnie siła nazwiska i przykłada na to, że wydanie może być skromne, a powieść i tak trafi na listy bestsellerów.


Polecam: szczerze i każdemu. 

***

Recenzja innej książki Grocholi:


piątek, 1 stycznia 2016

Dar morza – Diane Chamberlain


Historię spisaną przez Diane Chamberlain otwiera dramatyczne wydarzenie z przeszłości – oto jedenastoletnia Daria, podczas spaceru po plaży, znajduje porzucone niemowlę – całe we krwi i ledwo żywe.

Dziewczynka, ratując życie maleństwu, staje się lokalną bohaterką, o której mówić się będzie jeszcze przez lata. Tym bardziej, że znalezione dziecko na stałe zamieszkuje z  jej rodziną, stając się jej częścią.

Znaleziona na plaży dziewczyna – Shelly – po latach postanawia dowiedzieć się kim jest jej biologiczna matka i co skłoniło ją do tego, by ją porzucić. W  odnalezieniu jej pomóc ma jej producent telewizyjny – Rory Taylor – były mieszkaniec miasteczka. On to trudni się programami, w których widzowie opowiadają historie swojego życia – im bardziej kontrowersyjne, tym lepiej. Opowieść Shelly wydaje się rewelacyjnym materiałem na kolejny odcinek, mimo że wiele osób ma wątpliwości co do tego czy odgrzebywanie tej historii, jest aby na pewno dobrym posunięciem. Najbliżsi martwią się o to jak prawdę zniesie Shelly, a także jak z sytuacją poradzi sobie jej biologiczna matka, której tożsamości nigdy nie poznali, ale którą podejrzewali.

Cała powieść nakreślona została wokół wątku poszukiwań i dociekań głównych bohaterów nad tożsamością i motywacją matki porzuconej dziewczynki. Na scenie oprócz rodziny Shelly pojawia się także młoda kobieta, podejrzewająca, że poszukująca matki dziewczyna to jej córka i próbująca wkupić się w  łaski Rory’ego, by ten przekazywał jej jak najwięcej informacji na jej temat.

Ten jednak nie wie o jej motywach i z łatwością przechodzi od zwykłej znajomości do zaangażowania emocjonalnego, nie dostrzegając przy tym, że zamiary miłosne ma wobec niego ktoś zupełnie inny – będący zawsze blisko, a jednak niezauważany.

Chamberlain po raz kolejny potwierdziła swoją sprawność pisarską – jej powieści można czytać w ciemno, mając gwarancję frapującej lektury i dobrze zainwestowanego czasu. Autorka pisze książki obyczajowe na naprawdę wysokim poziomie i – w  mojej opinii – już dawno prześcignęła Jodi Picoult, dla wielu od lat piastującą tron powieści obyczajowych.

Jeśli jeszcze nie znacie jej książek – koniecznie nadróbcie. Jeśli zaś znacie, jestem przekonana, że i bez mojej zachęty sięgniecie po nią przy najbliższej okazji.

Inne książki Chamberlain na blogu:




sobota, 29 sierpnia 2015

Coraz mniej czytelniczych olśnień - rzecz o książce Ałbeny Grabowskiej

Lubicie powieści pisane przez kobiety o kobietach?
Ałbena Grabowska wydaje się specjalistką w tkaniu historii splatanych ledwie widzialną, acz niezwykle silną nicią. Oto historia trójki kobiet – Leny, Marii oraz Aliny.

Pozornie – czego zapewne możecie się domyślić (i słusznie) – nic je nie łączy. Inny wiek, inne upodobania, inne charaktery, inna historia życia, inne plany. Każda z  nich ma jednak historię, od której pragnęłaby się odciąć i którą chciałaby puścić w niepamięć. To oczywiście nie jest jednak takie proste, szczególnie gdy tajemnica tego co minione, może z  łatwością wyjść na światło dzienne, burząc to, co przez lata udało się uformować.

Postaci są zarysowane bardzo sugestywnie i plastycznie – od niemalże pierwszej strony czułam ogromną niechęć do Leny, której zachowanie wydawało mi się tak bardzo irytujące, że każdorazowe czytanie o jej kolejnych wyskokach budziło we mnie fizyczny dyskomfort. Na szczęście z  takimi emocjami nie zostałam pozostawiona, a metamorfoza bohaterki umożliwiła zanegowanie mojego początkowego rozpoznania.

Podobnie jak niechętnie odnosiłam się do Leny, z  równie dużą sympatią śledziłam losy Aliny, choć wcale nie była postacią kryształową. Każdej z  nich zresztą do ideału daleko – plany Marii dotyczące ujawnienia tożsamości dawno zaginionej i uznanej za zmarłą przyjaciółki, by wybić się na jej tragedii doprowadziły mnie do czytelniczej rozpaczy.

Grabowska ma niezwykły talent do tworzenia opowieści, w  których znaczącą i nie do przecenienia rolę odgrywają emocje – zwłaszcza odbiorcze. Posiadła ona także umiejętność zręcznego wplatania w swoją narracyjną nić obserwacji rzeczywistości: świata mediów, dziennikarstwa, sposobów na zdobycie sławy kosztem cudzego nieszczęścia, rzeczywistości reality show, które zostały należycie wykpione, poprzez ukazanie ich od podszewki. Cieszy mnie także pojawienie się wątku autotematycznego – poezja w powieści nie jest tematem modnym, a tutaj posłużyła dodatkowo do wytknięcia kultu współczesnych rozrywek. Wpisanie jej w świat reality show było posunięciem doskonałym – pokazuje ono jak sztucznym wytworem i ramotą jest to, co tworzone pod publiczkę. Ta refleksja jest dla mnie jedną z cenniejszych w książce.

Niestety, mimo zaskakującego i oczyszczającego zakończenia, łączącego i wieńczącego losy trzech bohaterek, powieść wcale mnie nie zachwyciła. Była dobra, warsztatowo więcej niż poprawna, aczkolwiek do ogromnych literackich emocji było mi daleko. Nie jestem chyba docelowym odbiorcą ani idealnym czytelnikiem obyczajówek.


A w  mym życiu czytelniczym coraz mniej olśnień.



czwartek, 8 maja 2014

Lato bez mężczyzn – Siri Hustvedt


Tytuł: Lato bez mężczyzn
Autor: Siri Hustvedt
Wydawnictwo: Świat Książki
ISBN: 9788379435180
Ilość stron: 208
Cena: 29,90zł

Lato bez mężczyzn zupełnie mnie zaskoczyło. Nie spodziewałam się książki lekkiej i układnej (wszak autorka jako żona Paula Austera chyba by się o taką nie pokusiła), a jednak znalazłam w niej elementy, które zdołały mnie zadziwić. Nie jest to bowiem sielska opowieść o letniej ucieczce od męskości, jak sugerowałby tytuł, lecz historia definiowania siebie i prawdziwe studium kobiecości.
Siri Hustvedt en passant, wypełniając luki fabularne, wtłaczając w umysł bohaterki pewne rozważania, rozmyśla nad tym jakie przemiany zachodziły w postrzeganiu kobiecości, w sposobach pisania i mówienia o niej, próbuje zdefiniować się przez pryzmat małżeństwa, rodzicielstwa, zawodu, pasji. Pokazuje świat, w którym kobiety odzyskują powieść dla świata, snują historie, wskazuje czym jest książka i jakie relacje łączą ją z czytelnikiem.
Nie bez znaczenia jest osadzenie narracji wokół szeroko pojmowanej literatury. Główna bohaterka zaraz po tym, jak mąż postanawia zrobić sobie od niej przerwę i porzucić ją dla młodszej kobiety, parę chwil po załamaniu nerwowym i spędzeniu wydłużającego się w jej świadomości czasu w szpitalu na ponownym masochistycznym rozpamiętywaniu całej historii, wyjeżdża, by zmagać się ze swoją nową sytuacją w innym środowisku. Wraca więc do rodzinnego miasteczka, by tam z nauczycielki akademickiej przeobrazić się w przewodniczkę młodych dziewczyn, dla których organizuje letnie warsztaty poezji. Obok nich uczestniczy także w spotkaniach miejscowego Klubu Książki, a jednak jej refleksje wychodzą daleko poza ramy literatury. Bohaterka analizując swoje dotychczasowe życie rozpoznaje, że prawda sięga dalej niż litery na zadrukowanych stronach. Mia Fredrickson podejmuje próbę odbudowania swojej złamanej osobowości w lokalnej przestrzeni, której życie coraz mocniej ją angażuje. Analizując bowiem historie napotkanych ludzi, coraz wyraźniej widzi odpowiedzi na dręczące ją wątpliwości, dostrzega to, co jeszcze do niedawna było zakryte, budzi się do życia.
Powieść Hustvedt pełna jest liryzmu, który oswaja i porządkuje świat zburzony. Piękny styl, niespieszność i refleksyjność pozwalają na odnalezienie w powieści tej odpowiedzi na własne nawoływania i lęki. Autorka przedziera się przez rzeczywistość determinowaną przez nienawiść, zazdrość, zdrady, niepewność, brak wiary w siebie, okrucieństwo, szaleństwo i na końcu tej bolesnej drogi odnajduje spokój i wyciszenie, usypia własne demony, z którymi dotąd walczyła zatwardziale.
Tym, co wyróżnia tę powieść jest jej momentami eseistyczny charakter. Miejscami przybiera ona formę rozprawy na temat różnić między kobietami a mężczyznami naświetlanej z wielu perspektyw: biologicznej, seksualnej, psychicznej, charakterologicznej. Autorka powołuje się na wiele tekstów naukowych i tekstów kultury, które pomagają dookreślić miejsca zaciemnione, prezentują całą paletę poglądów, zarysowującą się do wielu pokoleń i sugerującą niezmiennie, że kobiety są płcią słabszą, co pisarka stara się obalić.
Na kolejnych stronicach czytelnik spotka się z wieloma znanymi nazwiskami, między innymi Freudem, Kirkegaardem, Poundem, Plath, Austen. Oni będą niejako przewodnikami na często wyboistej drodze do samopoznania. Tym, co dla książki tej charakterystyczne są bezpośrednie zwroty do czytelnika, traktowanego jednostkowo, indywidualnie. Autorka docenia jego wierność, szczerość, wytrwałość, co rusz wyjaśniając mu pewne sytuacje i odpowiadając na zdumienia.

Lato bez mężczyzn, to powieść wyjątkowa, choć momentami trudna i „sucha”, naukowa niczym traktat, pozbawiona warstwy emocjonalnej. Stanowi ona bardziej studium niż pasjonującą narrację, uznającą za podstawę kalejdoskopowe wydarzania, nadające jej rozpędu. U Hustvedt liczy się człowiek i jego umysł, budujący świat. Choć lektura to krótka, to jednak znacząca.

wtorek, 29 kwietnia 2014

Dziennik 1939-1944 – Anais Nin


Tytuł: Dziennik 1939-1944
Autor: Anaïs Nin
Wydawnictwo: Prószyński
ISBN: 978-83-7839-656-7
Ilość stron: 520
Cena: 52 zł


Dziennik 1939-1944 to drugi tom zapisków Anaïs Nin, który miałam przyjemność czytać, i znowuż który przybliża mi tę nietuzinkową postać, czyniąc ją coraz bliższą.
Lata, których przekrój zarysowany został wprawną ręką pisarki, to czas obłaskawiania przez nią Ameryki uchwyconej w momencie II wojny światowej – tak odległej i innej od Francji przymusowo opuszczonej. Tom trzymany przeze mnie w rękach to spersonalizowany kalendarz, pełen znaków uporządkowania i organizacji czasowej. Opisywany okres stanowi zapis trzeciego spotkania Nin z Nowym Światem, poznawanym w wyjątkowo trudnym i niekorzystnym czasie historycznym. Ów moment zetknięcia się z wojną, zbiegł się w jej życiu osobistym i zawodowym z decyzją o poświęceniu się pisarstwu. Prócz opowiadań erotycznych, przytaczanych w całości [ich kompletną edycję znajdziemy w wydanej niedawno Delcie Wenus oraz Młodych ptaszkach], przez gęsto zapisane stronice diariusza Nin przemykają się  także inne tytuły, których wydania nie sposób nie łączyć z osobistymi doświadczeniami autorki, a które w dużej mierze zaważyły na jej dalszej karierze pisarskiej.
W dzienniku roi się także od listów przyjaciół Nin, które ta archiwizuje z ogromną pieczołowitością, mając świadomość ich wartości w momencie ewentualnego wydania dzienników, którą rzecz jasna brała pod uwagę. Nie jest to bez znaczenia, bowiem świadomość późniejszego przeznaczenia zapisków do druku przełożyła się na wysoką świadomość językową i literacką autorki, starającej się ze wszech miar uczynić notatki osobiste studium codzienności o charakterze uniwersalnym.

Przez zapiski te przeziera się także pasja Nin do psychoanalizy, znacznie szerzej zarysowana w tomie wcześniejszym. Lata 1939-1944 to jednak znacznie bardziej niż oddanie koncepcjom freudowskim, czas rodzącej się oraz kształtującej świadomości i tożsamości pisarskiej, zmieniający dziennik ten z błahych okruchów codzienności w wielopoziomową powieść o życiu Nin, życiu które – trzeba dodać – odcisnęło silne piętno na jej twórczości. Karty tego tomu słone są także od łez osamotnienia i gorzkie od goryczy niezadowolenia, towarzyszących początkowo Nin w Nowym Jorku, odseparowanej, wyrzuconej z ukochanej Europy, której utratę wciąż przepracowuje. Autorka jawi się jako kobieta opisująca świat przez pryzmat swojej płci, ale też patrząca na niego oczami obywatelki świata. Jej notatki to wielokrotne 'rozmawianie' o tym, co minione, mające na celu przyniesienie zrozumienia dla otaczającej rzeczywistości, jego pełniejszego odczytania i interpretowania.
Choć dzienniki te czyta się z wielkim zaangażowaniem i przyjemnością, nie dorównują one niestety tomowi poprzedniemu, znacznie dosadniej i pełniej opisującemu osobiste doświadczenia i myśli pisarki. Tutaj: przed intymność wysuwa się artyzm i jeszcze silniej umotywowane wydaje się pytanie o to czy pisarstwo Nin to osobiste studium czy popis literackiej sprawności, doskonale przemyślany i wielokrotnie poprawiany. Pozostawiam to jednak Waszej ocenie.


Poprzedni tom:


http://shczooreczek.blogspot.com/2013/07/anais-nin-dziennik-1934-1939.html


czwartek, 8 września 2011

Morderstwo niedoskonałe - Agnieszka Krawczyk




Agnieszka Krawczyk związana jest z Krakowem, w którym mieszka oraz pracuje. Znana jest ze swoich dwóch poprzednich powieści, jakimi są Napisz na priv oraz Magiczne miejsce.  Jak sama deklaruje, jej książki mają bawić i przynoście czytelnikowi upragnioną rozrywkę połączoną z chwilą relaksu.
Jej najnowsza powieść idealnie spełnia oczekiwania autorki: jest niezwykle zabawna, pełna gier z językiem, a także sporej dawki humoru i ciętej ironii. Słowne perełki jednej z bohaterek – Adeli – podczas całej lektury były dla mnie gwarancją uśmiechu nie schodzącego z twarzy.

Akcja powieści toczy się w jednym z krakowskich wydawnictw, które postanawia wypuścić na rynek utwór niejakiego Kusibaba. Problemów jest jednak kilka: nie dość, że oryginalny tekst jest literackim niewypałem, to jeszcze część rękopisu zaginęła. Niestety, szef żąda wydania powieści, na której promocję przeznaczono specjalną dotację. By uniknąć kłopotów, czwórka pracowników wydawnictwa postanawia wziąć sprawę w swoje ręce i poprawić oryginał w taki sposób, by miał szansę na stanie się bestsellerem oraz uzupełnić brakującą część. Swoją akcję prowadzą pod wymownym kryptonimem „Zemsta shitu”. Jak na ironię autor pierwotnej wersji Klanów księżyca Marsa podobnie jak jego utwór również zniknął z powierzchni ziemi. Redakcja podejrzewa, że został zamordowany. Postanawia na własną rękę rozpocząć śledztwo, które prowadzi ich do przezabawnych sytuacji i rozwiązań. W sprawę szybko angażuje się miejscowa policja, która w zaginionym upatruje poszukiwanego oszusta i wyzyskiwacza.
Jak potoczą się losy tego barwnego śledztwa?
Parodystyczne przedstawienie drogi książki od autora do wydawnictwa i od wydawnictwa do księgarń  jest wielkim atutem tego tekstu i stanowi podstawę do rozpoczęcia dalszej historii.


Każdy kto ma ochotę od podszewki poznać realia przezabawnego wydawnictwa i spędzić kilka godzin na wspaniałej zabawie, bez wahania powinien sięgnąć po tę książkę. To wspaniałe źródło wytchnienia. Agnieszka Krawczyk zafundowała mi dzień wypełniony łzami śmiechu. Coraz dziwniejsze sploty wydarzeń prowadzące ostatecznie do równie rozbrajającego finału były dla mnie niecodzienną przygodą. I właśnie ta niecodzienność jest w tej książce najpiękniejsza – nie ma w niej miejsca na nudę i niepotrzebne smutki. To idealna pozycja dla osób mających ochotę na chwilę wytchnienia pomiędzy lekturami o ciężkiej tematyce.
Humorystycznej całości dopełniają osobliwe wycinki z gazet kolekcjonowane przez Adelę i roboczo nazywane przez nią Encyklopedią absurdów.
Lekkie i przekomiczne – dobrze, że powstają takie powieści. 


Za egzemplarz książki bardzo dziękuję Pani Lidii z Wydawnictwa SOL. :)

sobota, 4 czerwca 2011

Carole Matthews- Z tobą lub bez ciebie


W przerwie między egzaminami potrzebowałam lektury odprężającej i poprawiającej humor. Ku mojemu zadowoleniu na półce od jakiegoś czasu cierpliwie czekała już najnowsza powieść Carole Matthews, autorki takich bestsellerów jak Klub miłośniczek czekolady czy Dieta miłośniczek czekolady.  

Okładkowy opis zapowiadał kolejną tendencyjną opowiastkę- on ją zdradza z chodzącą seksbombą, ona postanawia diametralnie zmienić swoje życie i na skutek tego poznaje wymarzonego, wolnego mężczyznę. W tym samym czasie on rozstaje się z kochanką i wszystko czego pragnie to powrót do swojej byłej ukochanej. Niestety, ona jest już zakochana w kimś innym i musi dokonać bardzo ważnego wyboru, ważącego na całym jej dalszym życiu.  Historia jakich wiele. Historia jaką prawdopodobnie większość czytelniczek mogłaby potraktować jako swoją, bo przecież wiele z nas przeżywa podobne perypetie. Co innego, że prawdopodobnie żadna z nas nie wybiera się po zawodzie miłosnym na trekking w Himalaje, gdzie czeka już miłość naszego życia.  A Lyssa, główna bohaterka powieści Z tobą lub bez ciebie- owszem. Po wielu nieudanych próbach zapłodnienia in vitro i rozstaniu z Jakem, postanawia wyruszyć w świat, by udowodnić sobie i innym, jak wiele jest warta. Nie spodziewa się jednak, że w miejscu całkowicie odciętym od „cywilizacji” do jakiej przywykła spotka Deana- przystojnego przewodnika, z którym od razu połączy ją nić sympatii.

Mimo, że historia jest stara jak świat, przewidywalna do bólu, to jednak towarzyszenie Lyssie w jej mozolnym wydreptywaniu drogi do szczęścia i szukaniu swojego miejsca na ziemi było dla mnie doznaniem niezwykle podnoszącym na duchu i pokrzepiającym. Często uśmiechałam się do własnych myśli i nieustannie kibicowałam bohaterce. Zagłębianie się w treść książki było dla mnie niezwykłym wytchnieniem od trosk.
Autorka przekazuje czytelniczkom ważną lekcję, lekcję tego jak walczyć o siebie i swoje szczęście.
Dzięki temu, że narracja prowadzona jest z dwóch perspektyw- Lyssy i Jake’a możemy poznać myśli i uczucia obojga bohaterów, możemy śledzić ironię losu, tak widoczną w ich życiu.
Matthews pod maską humoru ukrywa ważne tematy, takie jak problem bezpłodności, aborcji,  zapłodnienia in vitro, zdrady, konsumpcjonizmu. Uczy sztuki wybaczania, pokazuje co jest w  życiu naprawdę ważne i jak drastycznie jedno wydarzenie może zmienić ludzkie priorytety. Wszystko to doprawione jest szczyptą kultury Nepalu.
Książka sprawdzi się zarówno w pogodne wieczory, jak i chłodne dni. Optymistyczna, niosąca nadzieję rozgrzewająca serce. Jeśli potrzebujecie chwili wytchnienia, to pozycja dla Was.
Polecam!
5/6

Za możliwość zrecenzowania książki serdecznie dziękuję Wydawnictwu Remi.:)

środa, 2 marca 2011

"Gorzka miłość" Monika Warneńska

Monika Warneńska, była to reportażystka, podróżniczka, pisarka, korespondentka prasy polskiej i zagranicznej w Wietnamie. Z jej twórczością miałam przyjemność zetknąć się kilka lat temu, kiedy to w moje ręce wpadła, wydawać by się mogło niepozorna książeczka „Magdalena”. Już wtedy pokochałam pisarkę za lekkość stylu i wyjątkową sprawność w posługiwaniu się językiem.

„Gorzka miłość” jest powieścią niezwykłą. Niczym w kalejdoskopie przeplatają się w niej losy kilku rodzin, nieświadomych tego jak wiele ich łączy.
 Wspólny dramat z przeszłości, wciąż odbijający się na teraźniejszości bohaterów wychodzi na jaw dopiero po wybuchnięciu wielkiego uczucia pomiędzy przedstawicielami rodzin.
Autorka bardzo zręcznie oscyluje pomiędzy przeszłością  a teraźniejszością. Rozpoczyna powieść od opisów aktualnych wydarzeń- zaręczyn Agaty i Andrzeja- wnuka pani Zuzanny- wdowy po pułkowniku niesłusznie skazanemu na śmierć w okresie powojennym, następnie niesłychanie płynnie przechodzi do opisywania wydarzeń czasów wojny, po to, by ostatecznie wrócić do punktu wyjścia. W związku z balansowaniem pomiędzy czasami minionymi, a współczesnymi bohaterom można podzielić utwór na dwie zasadnicze, przenikające się części: pierwsza dotyczy historii miłości pani Zuzanny i jej męża Kamila, przypadającej na ciężkie czasy wojenne, druga to historia miłości wnuka. Mimo, że czasy wojny już dawno minęły, ich rzeczywistość jest równie niespokojna. Dramat rodzinny wisi nad ich uczuciem niczym klątwa.
Miłość, uczucie kojarzone z radością, często uwieńczone stabilizacją, spokojem i spełnieniem, tutaj jawi się jako uczucie gorzkie. Obu parom na przeszkodzie stoją wydarzenia, na które nie mają żadnego wpływu.
Historia opowiedziana przez Monikę Warneńską jest historią o wielkiej ludzkiej dobroci, o rzeczywistości wojny, o tym z czego odziera ludzi, jak wpływa na relacje. O tym, jak ciężko jest przebaczyć i zapomnieć.
W sposób wyraźny wskazuje nam najważniejsze wartości: miłość, obecność drugiej osoby, z którą można dzielić życie, rodzinę, małżeństwo.
Autorka próbuje znaleźć odpowiedź na pytania o to, jak wielki wpływ na dzieci mają decyzje rodziców, czy człowiek ma prawo całkowicie odcinać się od przeszłości i jakie niesie to za sobą konsekwencje, wreszcie czy warto ukrywać prawdę o sobie i swojej przeszłości przed rodziną i czy budowanie związku na takich fundamentach ma jakiś sens.


Wydawać by się mogło, że autorka napisała powieść gorzką, smutną, rozliczającą z przeszłością. Miałam jednak nieodparte wrażenie, że ze stronic ksiązki wręcz wylewa się ciepło i nadzieja. Pozycję pochłonęłam w tempie błyskawicznym. Jedynym jej mankamentem jest  to, że kończy się po 237 stronie…

Polecam każdemu! To ksiązka zarówno dla osób starszych, które z pewnym sentymentem mogą powrócić do opisywanych realiów, jak i niesamowita podroż w czasie dla ludzi młodszych. Nieprzyzwoicie wciąga i prosi się o czytanie.
Musicie uzbroić się w kilka godzin wolnego, bo ta książka na pewno nie pozwoli powrócić Wam do opuszczonych zajęć przed skończeniem lektury.

5/6


Za książkę serdecznie dziękuję Wydawnictwu Poradnia K.