Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Migdały. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Migdały. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Krem serowo-selerowy z migdałami

Biały kwadrat na białym tle. To już było. Dzieło sztuki. Biały płatek migdałowy w białym kremie serowo-selerowym. To nowość. Dzieło sztuki kulinarnej. Nie moje. Ja jestem tylko zręcznym fałszerzem (?). A może zdolnym kopistą. Przepisuję smaki odkryte w restauracji na mieście na kulinarne karty domowego menu i tak samo, jak skrupulatni średniowieczni mnisi, dopisuję swoją opowieść. Tu ujmę szczyptę soli, tu dodam świeżo zmielony pieprz, zamieszam raz w lewo, trzy razy w prawo... Powstaje nowa wersja tego niepozornego kremowego utworu.


A i tak wiem, że najpiękniejsze smakowe historie są jeszcze przede mną. Tyle kulinarnych zachwytów czeka na mnie bym mogła je wyrazić! Tyle receptur powstaje wokoło by w końcu trafić w moje ręce, na mój stół, na moje podniebienie. Od pewnego czasu, gdy odwiedzam nowe miejsca, to zaczynam od kuchni. Co jest charakterystycznego dla tego miasta, regionu, kraju? Jaka potrawa, jaka przyprawa, który smakołyk? Kiedy to się stało? Niedawno. Długa droga przed mną. 


SKŁADNIKI:
- 2 pietruszki
- kawałek białej części pora
- jeden średniej wielkości korzeń selera
- 80g parmezanu
- 250ml słodkiej śmietanki
- płatki migdałów
- sól i świeżo mielony pieprz

PRZYGOTOWANIE:
1. Warzywa obrać, pokroić drobno, zalać wodą tak aby lekko przykryć warzywa (chodzi o to by selerowy wywar był dość skoncentrowany) i ugotować do miękkości.
2. Zestawić z ognia, zmiksować blenderem na gładki krem i postawić ponownie na kuchence.
3. Dodać parmezan, śmietankę, doprawić solą i pieprzem i ponownie zagrzać.
4. Na koniec dosypać płatki migdałów, część można odłożyć do posypania na talerzu.


niedziela, 24 czerwca 2012

Dip paprykowy

Do kuminu podchodziłam dosyć ostrożnie. Spodziewałam się smaku choćby delikatnie zbliżonego do kminku zwyczajnego, a ten pasuje tylko do niektórych dań w naszym jadłospisie: do sera smażonego, do sucharków albo czeskiego, piwnego gulaszu. Gdy po raz pierwszy otworzyłam opakowanie kuminu, nie mogłam uwierzyć! Co za piękny i intensywny zapach! Niesamowity i nieporównywany z żadną inną przyprawą jaką do tej pory stosowałam. Trudno opisuje się smaki i aromaty, bo niektóre z nich są zbyt specyficzne. Na przykład, jak smakuje pieprz? Pieprzowo, prawda? No dobra - jest ostry, ale co dalej?


Kumin nie jest ostry. Nie jest słodki. Nie jest kwaśny. Ma jakby cytrusowy zapach, ale tak ziołowo-cytrusowy, albo kojarzący się z czymś kwaśnym. Dziwne, że nigdy nie wyczułam tego smaku w żadnej kebabowni, albo w restauracjach niby arabskich, shoarmowych, bo ta przyprawa idealnie komponuje się z daniami kuchni Bliskiego Wschodu. Szczypta kuminu zamienia zwykłą paprykę w orientalną podróż, na którą serdecznie zapraszam...



SKŁADNIKI*:
- 2 żółte papryki upieczone, obrane ze skóry i oczyszczone z pestek
- 4-6 łyżek bułki tartej (zależy ile soku puszczą papryki, więc lepiej zacząć od mniejszej ilości bułki tartej i w razie konieczności dodawać jej więcej, aż dip będzie miał bardziej zwartą konsystencję)
- 1-2 łyżki płatków migdałowych
- 2 ząbki czosnku
- sok z połowy cytryny
- duża szczypta zmielonego kuminu
- 3-4 łyżek oliwy z oliwek (+ do skropienia dipu przed podaniem)
- szczypta soli

PRZYGOTOWANIE:
1. Wszystkie składniki przekładamy do wysokiego naczynia i miksujemy blenderem na jednolitą. W razie konieczności doprawić dodatkowo solą. Przed podaniem obficie skropić oliwą z oliwek)
2. Dip dobrze pasuje do kotlecików mielonych (u mnie z mięsa indyczego), albo do koft czy falafeli. Ja podałam do tego jeszcze tabbouleh w wersji podstawowej: kuskus, pietruszka, cytryna, oliwa i cebulka, ale polecam też wersje bardziej "rozbudowane" [klik i klik].

*Przepis inspirowany przepisem Hani-Kasi:)

niedziela, 10 czerwca 2012

Cynamonowe bułeczki z jabłkiem, karmelem i migdałami

Czy pornografia jest zła? Ta kulinarna na pewno! Porno food fotę zobaczyłam w piątek. Oblizałam się lubieżnie na widok tych bułeczek, ale nie zapisałam linka do przepisu. Pomyślałam, że jutro mi przejdzie. Jednak w sobotę wcale nie było lepiej... Myślałam pół dnia o ociekających karmelem cynamonowych zawijańcach. Próbowałam się oszukać, zjeść jakiś kupny karmelowy deser, ale jak na złość, w moim osiedlowym sklepie nie było nic puszystego o smaku toffi, tylko cukierki, ale nie o to mi przecież chodziło... 


W niedzielę obudziłam się i moja pierwsza myśl pobiegła w stronę tej słodkiej przyjemności... Klamka zapadła. Zrobię to. Już nie dlatego, że chcę, tylko po prostu MUSZĘ zaspokoić tę żądzę! Inaczej moja cukiernicza frustracja osiągnie szczyt i popadnę w depresję lub - co gorsza - jakąś słodyczową oziębłość i już żadna czekoladka, serniczek czy trufla nie sprawi mi radości... Trzy dni chodziły za mną te bułeczki, a wystarczyły dwie godziny i gotowe! I ta błoga rozkosz tuż po... konsumpcji...


Lista epitetów dla tych bułeczek nie ma końca... Słodkie. Drożdżowe. Puszyste. Karmelowe. Waniliowe. Jabłkowe. Migdałowe. Cynamonowe. Klejące. Odwracane. Maślane. Bez-jajeczne. Pyszne. Mięciutkie. Cieplutkie. Smakowite. Do odrywania. Imieninowe. Ode mnie dla mnie. Na szczęście wyszło ich tak dużo, że starczy dla wszystkich:) Wyszło. No właśnie! To pierwsze, słodkie, drożdżowe ciasto, które mi wyszło!:)


Polecam!

SKŁADNIKI:
bułeczki:
- 100g cukru
- 430 ml mleka
- 130 ml oleju
- pół laski wanilii + duże opakowanie cukru wanilinowego (ok. 43g)
- 700g mąki
- 7g drożdży instant
- 2łyżeczki soli
- 0,5 łyżeczki sody oczyszczonej
- 0,5 łyżeczki proszku do pieczenia
- 100ml rozpuszczonego masła
- 2-4 łyżki cynamonu
- 2 łyżki cukru z wanilią
polewa:
- kostka masła
- 300g brązowego cukru
- 2 łyżki kremówki
- 2 łyżki cukru z wanilią
- 1 zielone jabłko
- płatki migdałowe lub orzechy


PRZYGOTOWANIE;
1. Przygotować ciasto na bułeczki: zagrzać mleko, cukier, olej z połową laski wanilii i cukrem wanilinowym
2. Przelać do dużej miski i dodać suszone drożdże i mąkę.
3. Wymieszać wszystko ostrożnie aż składniki sie połączą.
4. Przykryć ręczniczkiem i pozostawić do wyrośnięcia na godzinę w ciemnym, ciepłym miejscu.
5. Potem czasie wyrobić ciasto dodając sól, sodę i proszek do pieczenia. Odstawić na bok.
6. Przygotować karmelowa polewę: rozpuścić w garnuszku na małym ogniu kostkę masła z brązowym cukrem, cukrem z wanilią i kremówką, podgrzewać tak długo aż składniki się połączą, następnie doprowadzić do wrzenia, pozostawić tak na 30 sekund i zdjąć z ognia.
7. Przygotować dwie tortownice lub okrągłe naczynia żaroodporne. Dno tortownicy zabezpieczyć papierem do pieczenia, przelać polewę do tortownicy.
8. Na polewę wyłożyć obrane i pokrojone i starte na tarce o grubych oczkach jabłko i posypać płatkami migdałowymi.
9. Ciasto podzielić na dwie części i rozwałkować je na dwa duże prostokąty (ja piekłam to na raty, najpierw połowa ciasta, potem pozostała część; u mnie wyszło dużo luźniejsze niż w źródłowym przepisie, dlatego musiałam je obficie podsypać mąką i trochę mąki jeszcze zagnieść w ciasto przed wałkowaniem)
10. Pokryj prostokąt rozpuszczonym masłem wymieszanym z wanilią i cynamonem.
11. Zwiń prostokąt wzdłuż dłuższego boku i tak powstały wałeczek kroimy na równej wielkości bułeczki.
12. Bułeczki przełóż do formy z polewą i odstaw do ponownego wyrośnięcia na kolejne 20 minut.
13. Rozgrzej piekarnik do 190 stopni.
14. Bułeczki przykryj folią aluminiową i piecz przez 30 minut.
15. Na 5 minut przed końcem pieczenia zdejmij folię, aby bułeczki mogły się zarumienić z wierzchu.
16. Gdy bułeczki są upieczone, przykryj tortownicę talerzem i odwróć formę do góry nogami. Podawać gdy lekko przestygną, ale nadal są ciepłe.


piątek, 13 kwietnia 2012

Ciasto marchewkowe Nigelli

Obiecuję, że to już ostatnie ciacho na moim blogu... w tym miesiącu:) Bo ileż można?!? ;) Z tego ciacha udało mi się skubnąć tylko ten drobny kawałeczek widoczny na jednym ze zdjęć poniżej, a to dlatego, że jest to ciasto (niemalże) w całości dla Misia z okazji Misiowych urodzinek, które owy Miś zaniósł do pracy dla swoich kolegów i koleżanek...


Jest to ciasto o dziwnej naturze i strukturze. Nie zawiera ani grama mąki. Ani grama proszku do pieczenia. Bezmleczne i bezglutenowe. Piękny kolorek zawdzięcza marchewce. Jego chrupiący wierzch to przypieczone migdały. Jak dla mnie trochę za słodkie - zazwyczaj odejmuję trochę cukru z przepisów brytyjskich i amerykańskich, bo doświadczenie nauczyło mnie, że oni jednak trochę z tym cukrem przesadzają... Ale tym razem jakoś zapomniałam...


A te wszystkie cuda znalazły się ostatecznie pod pierzynką z mascarpone. Przepis Nigelli zalecał zmiksowanie mascarpone z cukrem pudrem i dwoma łyżkami rumu, ale ja zrobiłam to nieco inaczej... Do serka dolałam "na oko" trochę mleka, serek zrobił się rzadki, ale ubijałam dalej - pamiętając o tym, co przeczytałam u Bertineta, że ten serek wcale prawdziwym serkiem nie jest, tylko śmietanką odpowiednio podgrzaną i dokwaszoną, co powoduje, że robi się ona gęsta i oddziela się od niej serwatka, a następnie taką śmietankę umieszcza się w płótnie i zostawia do odsączenia - to co zostaje, to właśnie nasz "serek", który na szczęście zachowuje właściwości kremówki i pozwala się ubić ponownie na sztywno zyskując jednak nową puszystość i lekkość:)


Polecam wszystkim łasuchom:))) 

SKŁADNIKI: 
(ciasto wg Nigelli* - na foremkę o średnicy ok. 23cm, moje zmiany w nawiasach)
- 3 łyżki uprażonych orzeszków piniowych (pominęłam ten składnik, bo masę mascarpone położyłam na ciasto od razu, a nie tak jak radzi przepis "w osobnej miseczce", więc efekt zgrabnie ułożonych na wierzchu orzeszków i tak by zginął pod tą pierzynką)
- 2 średnie marchewki (200-250g) starte na tarce o grubych oczkach
- 75 g rodzynek (ten składnik też pominęłam, bo wiem że są ludzie, którzy nie znoszą rozmiękłych rodzynek, a ciasto przecież szło do ludzi :)))
- 60 ml rumu (do namoczenia rodzynek, potem dodawany do ciasta razem z rodzynkami, ja zastąpiłam go moim 70% likierem ziołowo-anyżkowym)
- 150 g miałkiego cukru (można dodać trochę mniej)
- 125 ml zwykłej oliwy + odrobina do natłuszczenia formy (użyłam oleju słonecznikowego)
- 1 łyżeczka ekstraktu waniliowego (użyłam jedno opakowanie cukru wanilinowego)
- 3 jajka
- 250 g mielonych migdałów
- 1/2 łyżeczki tartej gałki muszkatołowej
- drobno otarta skórka i sok z 1/2 cytryny
(krem):
- 250 g mascarpone
- 2 łyżeczki cukru pudru
- 2 łyżki rumu (zastąpiłam ok. połową szklanki mleka; dodałam też odrobinę "ziarenek" prawdziwej wanilii)

PRZYGOTOWANIE:
0. Rozgrzej piekarnik do 180 stopni i przygotuj foremkę: wyłóż ją papierem do pieczenia i posmaruj oliwą). Upraż orzeszki, zetrzyj marchewkę na tarce o grubych oczkach i namocz w rumie rodzynki.
1. Ubij cukier z oliwą aż mieszanka uzyska lekko kremową konsystencję i będzie dobrze napowietrzona.
2. Dodaj wanilię i jajka cały czas miksując, a gdy masa będzie jednolita, dodaj mielone migdały, gałkę muszkatołową, marchewkę, rodzynki z rumową zalewą, skórkę i sok z cytryny i ponownie zmiksuj.
3. Przełóż ciasto do formy, warstwa będzie dość cienka. Posyp ciasto prażonymi orzeszkami i wstaw do piekarnika na 30-40 minut. Po tym czasie ciasto powinno urosnąć i się zezłocić, a patyczek wbity w ciasto będzie lepki, ale dość czysty po wyjęciu. Wyciągnij ciasto z piekarnika do ostygnięcia.
4. Krem wg Nigelli - tylko zmiksować, a wg mnie (z mlekiem) ubijać jak bitą śmietanę, najpierw serek będzie trochę rzadki, ale potem powinien uzyskać konsystencję bardziej sztywną i kremową.


* N. Lawson "Kuchnia. Przepisy z serca domu", Weneckie ciasto marchewkowe, s. 280-281

środa, 4 kwietnia 2012

Babka gotowana z białą czekoladą

Święta zbliżają się wielkimi krokami, można więc zacząć od wypieków, które długo zachowują świeżość. Takimi ciachem, jak utrzymuje moja teściowa, jest babka gotowana. Już jakiś czas temu dostałam od niej przepis na tą babkę oraz specjalną formę, w której się ją gotuje. Miśku wielokrotnie wspominał to ciacho z nostalgią, mówiąc o smakach dzieciństwa, więc tym bardziej był powód, aby tą babkę w końcu upiec. Poza tym, stół wielkanocny to przecież Królestwo Babek wszelkiej maści... Kolejnym powodem dla którego zdecydowałam się na taka, a nie inną babę jest przepis na blogu Kamili - Ogrody Babilonu. Jak zobaczyłam tą babkę, tonąca w białej czekoladzie, tym bardziej zapragnęłam ją wypróbować:)))


Babka wyszła bardzo delikatna, wysoka. Polecam tym, którzy nie mają piekarnika... Tylko nie pytajcie, gdzie dostać taką formę, bo osobiście jeszcze się na nią nie natknęłam w żadnym sklepie, a ta moja, jest już naprawdę wiekowa...

:)


SKŁADNIKI:
- 250 g masła
- 1 szklanka cukru
- 1 szklanka mąki pszennej
- 1 szklanka mąki ziemniaczanej
- 6 jajek
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 łyżka spirytusu
- aromat migdałowy
- tłuszcz i bułka tarta do wysmarowania formy
- 2 tabliczki białej czekolady (200g)
- 100 ml śmietanki
- posypka


PRZYGOTOWANIE:
0. Przygotować specjalną formę do gotowania babki - wysmarować tłuszczem i posypać bułką tartą. Do dużego garnka wlać wodę, tak aby jej poziom sięgał do połowy formy. Wodę wstawić na kuchenkę i zacząć gotować.
1. Masło o temperaturze pokojowej zmiksować z cukrem do białości.
2. W osobnej misce zmieszać przesiane dwa rodzaje mąki i proszek do pieczenia.
3. Cały czas miksując, wbijać po jednym jajku na przemian z suchymi składnikami.
4. Na koniec dodać aromat migdałowy i spirytus.
5. Ciasto przełożyć do przygotowanej formy do gotowania babki, skręcić ognień na minimalny i wstawić formę z ciastem do gotującej się wody
6. Babkę gotować pod przykryciem godzinę i 20 minut.
7. Po tym czasie babkę wyjąć z wody i zostawić w otwartej formie na około 10 min.
8. Pokruszoną czekoladę rozpuścić w śmietance.
9. Potem wyjąć delikatnie babkę z formy, lekko przestudzić i polać roztopioną czekoladą.


środa, 29 lutego 2012

Szarlotka

Dzisiejszy post będzie nieco inny. Będzie to fotorelacja z niedzielnego spotkania z moimi przyjaciółmi:) Otóż tak, w dobie social mediów, telefonów komórkowych i ekspresowego tempa życia można się jeszcze spotkać w zupełnie analogowy sposób: twarzą w twarz, wypić kawę i herbatę, wspólnie upiec ciasto, wymienić się doświadczeniami, porozmawiać o życiu i uszyć sobie torebeczkę:) Polecam wszystkim, którzy jeszcze tego nie próbowali, albo tym, którzy twierdzą, że nie mają czasu! :) Oto szarlotka jako pomysł na weekend:)


Najpierw przepis, który koleżanka Aga otrzymała od swojej teściowej:


Potem składnik podstawowy szarlotki, czyli jabłka. Najlepsze są szare renety, z sopockiego ogrodu dziadka...


Przygotowujemy kruche ciasto (praca zbiorowa vel. gniecenie kolektywne)..


I bardzo zimne masło - to ważne przy kruchym cieście. Niektórzy nawet radzą, aby schodzić sobie ręce zimną wodą przed rozpoczęciem zagniatania...


Po dwóch godzinach chłodzenia się w lodówce, ciasto jest gotowe do wałkowania. Tu przydaje się męska siła!


Jak wytłumaczyć mężczyźnie, że ciasto ma mieć brzeg, aby jabłka nie wypadły? Sprawdzają się analogie motoryzacyjne: wyobraź sobie felgę... Aha! I już wszystko jasne:) No a na wierzchu ma być kratownica:)


Potem trzeba tylko poczekać aż ciasto się upiecze...


Aromat wypełniający kuchnię kusił niemiłosiernie... ale udało się - wyszło piękne ciasto:


Teraz tylko czas na przygotowanie kolejnej kawki i można oddać się rozkoszy próbowania tej wspólnej, przyjacielskiej szarlotki! Wyszło pysznie:)


poniedziałek, 23 maja 2011

Superczekoladowe ciasto z krówkami

To ciasto miało wszelkie powody do tego, aby się nie udać. Siedem grzechów głównych:

1. Nie mam robota kuchennego, który, tak jak było napisane w przepisie, sam wszystko wymiesza. Walczyłam dzielnie dzierżąc w ręcę blender, użyłam co najmniej raz każdej z jego lśniących końcówek, by w końcu przerzucić się na mój stary mikser z jego doświadczonymi w boju ubijaczkami.

2. Czekoladę zmieliłam w blenderze zamiast na tarce, w wyniku czego powstały małe złowróżbne granulki.
 
3. Nadal nie mam wagi ani miarki, miałam kupić, ale zapomniałam - a Piekarzynek w krytycznym momencie był niedostępny, na forach internetowych "doradcy" nie mogli się zdecydować czy 150g to pół szklanki mąki, czy cała szklanka. Wybrałam na oko opcję, że to prawie cała szklanka.

4. Mąka opanowana, ale ile to jest 120g cukru??? Hmmm, problem sam się rozwiązał, cukru prawie nie ma, została tylko połowa cukierniczki, więc dosypałam pół z tej połowy.

5. Nie obeszło się też bez inwencji własnej, bo co to tak naprawdę jest duże jajko? Kupiłam rozmiar L, ale wyglądały na dość małe (tzn. widziałam większe), a kiedyś słyszałam, że wiele z polskich jaj nie spełnia europejskich norm jajecznej rozmiarówki. Spoglądając niepewnie na fotkę prezentującą konsystencję ciasta Jamiego (lejące się) i konsystencję mojego (za gęste), podjęłam dramatyczną decyzję - dodałam jeszcze jedno jajko.

6. Zamiast migdałów do ciasta traifły otręby - sypane oczywiście na oko, bo jak rozwiązać takie równanie bez korzystania z wagi? Blanszowane migdały - ile to otrębów?

7. Zamiast zwykłego kakao (nie było w sklepie), użyłam takiego granulowanego kakako do mleka.


Kuchnia wyglądała jak teren dotknięty kataklizmem. Zniszczenia wyglądały poważnie, szczególnie w okolicach zlewu. Papierki od krówek i po czekoladzie wirowały w przestrzeni kuchennej. Tu i ówdzie rozypana mąką, rozmazane grudki czekolady, rozbite skorupki jajek. Archiwalne zdjęcia tylko po części obrazują rozmiar zniszczeń. 


Włożyłam ciasto do piekarnika i zaczęłam sprzątać. Pomna swych wcześniejszych porażek, spodziewałam się najgorszego. Napięcie rosło. Zajrzałam do piekarnika. Ciasto też. Po 20 minutach wetknęłam patyczek do ciasta. Mokry. Zły znak. Poczekam jeszcze 5 minut. Patyczek wilgotny. Czytam w przepisie:  "Wyjmij formę, a następnie w środek ciasta wbij widelec. Jeżeli po wyciągnięciu widelca wciąż znajduje się na nim odrobina płynnego ciasta, to w porządku - ciasto powinno być w środku nieco wilgotne; w rezultacie uzyska przyjemną maziowatą konsystencję". Ciasto ma być m a z i o w a t e ?!? Dzięki. Bardzo precyzyjne wyrażenie. Ale skoro mistrz tak twierdzi, to wyciągam, co ja tam mogę wiedzieć, myszka mała.

Ciasto pachniało intensywnie czekoladowo. Wyglądało nienajgorzej. Miśku wrócił z egzaminu i już od drzwi żartował: "O! Tym razem kupiłaś świeże?" ;) Gdy tylko przestygło, ukroiłam kawałek - i wtedy cała prawda wyszła na jaw!!! Udało się. Było lekko wilgotne w okolicach zatopionych krówek, ale to zrozumiałe, ale wszędzie indziej idealnie dopieczone i bez zakalca. Złowrogie granulki czekolady nie rozpuściły się do końca tworząc delikatną fakturkę i ubarwiając dodatkowo jednolity brąz ciasta maleńkimi ciemniejszymi kropeczkami. Mocno czekoladowe w smaku, nie za słodkie, lecz w sam raz - miejscami mocniej dosłodzone przez roztopione krówki. Po prostu poezja.



SKAŁDNIKI wg Jamiego Olivera (korzystanie z moich grzechów wymienionych we wstępie - na własną odpowiedzialność):
- 200 g dobrej jakości gorzkiej czekolady 70% kakao)
- 175 g masła + odrobina do natłuszczenia formy
- 120 g miękkiego brązowego cukru 
- 100 g blanszowanych migdałów
- 2 łyżki kakao w proszku
- szczypta soli
- 4 duże jajka
- 150 g mąki wymieszanej z 1.25 łyżeczki sody oczyszczonej
- 100 g krówek

PRZYGOTOWANIE:
1. Rozgrzej piekarnik do 160 stopni.
2. Połam czekoladę na kawałki, wrzuć do robota kuchennego wraz z masłem, cukrem, migdałami, łyżką kakao, solą i zmiksuj wszystko na gładką masę/ Do robota wbij jajka, kolejno po jednym i wsyp mąkę - ponownie całość zmiksuj na gładko.
3. Formę o wymiarach ok. 25 x 25cm obficie natłuść i posyp łyżką kakao, potrząśnij tak aby pokryło całą formę. 
4. Wlej ciasto do formy, połam krówki i posyp nimi ciasto, wciskając głębiej większe kawałki.
5. Włóż formę do rozgrzanego piekarnika i piecz 18-20 minut. Jeśli po tym czasie jednak uznasz, że jest zbyt plynne, włóż je jeszcze do piekarnika na 3-5 minut, aby stężało.
6. Odstaw ciasto, aby trochę wystygło i podawaj na ciepło w nieco maziowatej postaci.


PS. A tak naprawdę, to... bloggerki mnie podpuściły. Tak to trzeba nazwać. Tyle wsparcia i słów otuchy (dzięki Lekka). Tyle słodkich pomysłów i cudnych obrazów (dzięki Magda). Tyle inspiracji i zachęt (dzięki Anno-Mario). Nie miałam wyjścia. Przyszłam, zobaczyłam, upiekłam. Powiem więcej: dałam radę!!! Jupppiiii!!! Jes, jes, jest!!! [tego nie widzicie, ale tu wykonuję taniec zwycięstwa:D ] Chyba zaczynam wierzyć w słowa Lekkiej, że dobry przepis obroni się przed najgorszą kucharką:P Ten się obronił i to jak - z klasą!

sobota, 7 maja 2011

Trufle czekoladowe


Teraz coś dla Misia, który kocha czarną czekoladę... Ja wolę białą, albo gorzką ze skórką pomarańczy. A on mleczną słodko przesłodką, z nadzieniem, z dużymi orzechami laskowymi, dowolną byle duuuużo:)


Lubię takie słodkości, a ponieważ z pieczeniem u mnie słabo, muszę znaleźć jakieś obejście tej przeszkody - trufle są dla mnie idealną alternatywą:) Swoimi truflowymi przepisami od dawna kusi mnie asieja. Ma mnóstwo pomysłów i wszystkie wyglądają na przepyszne. 

Przestudiowałam kilka przepisów asieji i innych autorów, aby ustalić proporcje dla moich trufli. Mój główny kłopot tkwi w tym, że nie dorobiłam się jeszcze wagi kuchennej i nie mam pojęcia ile to jest 80g czy 100g herbatników (ciastka są własnoręcznie pieczone, więc nie miałam opakowania, aby sprawdzić:) W końcu udało mi się uśrednić wyniki, wybrać odpowiednie składniki i zmieszać wszystko po swojemu:)


SKŁADNIKI (na 18 sztuk z uwzględniem podjadania masy truflowej w trakcie przygotowań):
- pół szklanki pokruszonych herbatników
- pół szklanki mielonych migdałów + trochę migdałów do obtoczenia trufli (można też obtaczać w cukrze pudrze)
- 1,5 tabliczki mlecznej czekolady (150g)
- schłodzona tabliczka białej czekolady (będzie bardziej łamliwa)
- 50ml wódki lub dobrego likieru
- 100 g masła


PRZYGOTOWANIE:
1. Masło roztopić w rondelku, dodać do niego pokruszoną mleczną czekoladę i także rozpuścić.
2. Herbatniki przełożyć do woreczka i pokruszyć przy użyciu wałka lub dowolną inną metodą.
3. Do rozstopionej czekolady dodać herbatniki i mielone migdały, dodać wódkę lub likier i całość wymieszać.
4. Białą czekoladę połamać, spróbować pokruszyć wałkiem, a jeśli to nie pomoże (moja była dość oporna) to posiekać półksiężycem lub innym ostrym nożem. I dodać do masy gdy ta już nie będzie ciepła, aby czekolada się nie roztopiła całkowicie (co akurat mi się musiało przydarzyć:)
5. Masę wstawić do lodówki na około 40 minut.
6. Po tym czasie przygotować miskę z ciepłą wodą, w której moczymy ręce przed formowaniem kuleczki, aby czekolada nie przyklejała się do rąk:) Szybko kulamy truflę, a następnie obtaczamy w migdałach lub cukrze pudrze.
7. Gotowe kuleczki układamy na blaszce/ płaskim talerzu wyłożonym pergaminem, przykrywamy i wkładamy do lodówki na tak długo, ile potrzeba aby całkowicie stężały (zależy po części od konsystencji naszej masy).


środa, 4 maja 2011

Muszle z nadzieniem ze szpinaku i ricotty

Viva la pasta! Wtórując radosnym makaronowym okrzykom imienniczki Małgorzaty, prezentuję taki oto przepis na makaron:) 



Wielokrotnie zastanawiałam się czy ricotta, której miłośnikiem nie jestem, będzie smaczna ze szpinakiem? I okazało się, że w szpinakowym kamuflażu ten serek jest całkiem smaczny:) A może po prostu ten smak, który mi nie pasuje, jest skutecznie zamaskowany w tej zielonej pierzynce?

SKŁADNIKI:
- 250 g makaronu typu muszle
- 500 g szpinaku mrożonego (oczywiście można użyć świeżego, do kupna którego zachęcał mnie pan z warzywniaka, ale zmęczona po pracy odmówiłam - widmo mycia kilograma szpinaku skutecznie mnie zniechęciło)
- 2 ząbki czosnku
- ok. 250 g sera typu ricotty
- 200 ml śmietanki
- sól i grubo zmielony pieprz
- oliwa z oliwek
- mielone migdały do posypania na koniec

PRZYGOTOWANIE:
1. Makaron ugotować mocno al dente w wodzie z dodatkiem soli i odrobiny oliwy.
2. Szpinak rozmrozić na patelni, dodać przeciśnięty przez praskę czosnek i pokruszony ser ricotta. Doprawić solą i pieprzem.
3. Ugotowane muszle nadziewać ciepłą masą serowo-szpinakową. Ja generalnie nie studziłam makaronu, bo mam dość wysoką odporność na ciepło (i wrzątek:). Kłopot był tylko z tymi bardziej dziewiczymi muszelkami;) Trzeba uważać aby się nie oparzyć wrzącą wodą zgromadzoną wewnątrz muszli.
4. Śmietankę wlewamy na spód naczynia żaroodpornego, solimy i pieprzymy:) i na to układamy nadziewane muszelki i skrapiamy je z wierzchu oliwą. Podgrzewamy w piecu mocno rozgrzanym, na najniższej półce (grzanie od dołu), do momentu aż zagrzeje się śmietanka i cała potrawa będzie ciepła (bo oczywiście muszle zdążą lekko ostygnąć podczas nadziewania). Przed podaniem posypujemy muszelki mielonymi migdałami,


wtorek, 26 kwietnia 2011

Prawie libański pudding

Gdy zobaczyłam ten przepis w małej książeczce "Potrawy z ryżu", od razu chciałam go wypróbować. Niestety pojawił się kłopot: nigdzie nie mogłam znaleźć wody różanej. Przeszukałam pół internetu, wszędzie akurat: produkt aktualnie niedostępny. Sklepy podpowiadane na forach też "wyjątkowo" nie dysponowały tym produktem. 

Gdy byliśmy w Monachium szukałam wszędzie, gdzie tylko się dało - i w końcu sukces: w sklepie z bio-żywnością! Jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam z zakupu produktu spożywczego:)


Libański pudding ryżowy (podobno nazywa się Roz bil halib) nadal chodził mi po głowie. W końcu kupiłam mielone migdały... Okazało się jednak, że nie mam mąki ryżowej... - znalazłam na to sposób.  Zaraz potem wyszło na jaw, że tarte migdały, które kupiłam nie były łuskane. Deser na obrazku ewidentnie nie zawierał migdałowych otrębów. No cóż, mój ma po prostu więcej błonnika (?) - przyda się po wielkanocnym obżarstwie:)

A smak? Przed dodaniem wody różanej... budyniowy, nijaki, tylko faktura ciekawa: migdałowo-okruszkowa. A po dodaniu tego różanego cudeńka... mmm... mistrzostwo:)

SKŁADNIKI (2 porcje):
- 1 szklanka mleka
- 2 łyżki mąki kukurydzianej (lub mąki ryżowej, jak w źródłowym przepisie)
- ok. 100 g mielonych migdałów
- 1 łyżka wody różanej
- 2 łyżki cukru

PRZYGOTOWANIE:
1. W 1/3 szklanki rozpuścić mąkę kukurydzianą tak, aby nie było grudek
2. Pozostałe mleko zagotować, dodać cukier i powoli wlewać mleko z mąką przygotowane w punkcie 1.
3. Gotować chwilę na wolnym ogniu, cały czas mieszając.
4. Gdy mleko zacznie gęstnieć i bulgotać dodajemy tarte migdały i mieszamy, aby się równomiernie wymieszały.
5. Odstawić z ognia i chwilę przestudzić.
6. Dodać łyżkę wody różanej i jeszcze raz wszystko wymieszać.
7. W przepisie było napisane, by pudding podawać schłodzony, ale mieliśmy z Misiem taką chętkę na coś słodkiego, że zjedliśmy go na ciepło i był przesmaczny:)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...