Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Astor. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Astor. Pokaż wszystkie posty

Powroty | kosmetyki, które kupuję regularnie :)


Hej!

Wiele razy pisałam Wam, że mam kilka produktów, do których regularnie lub mniej powracam. Sygnalizowałam to zazwyczaj w jakimś poście ze zużyciami albo przy prezentowaniu zakupów. Pomyślałam, że może osobny post prezentujący te kosmetyki by Was zainteresował :)

Od razu zaznaczam, że nie znajdą się tu wszystkie produkty, które lubię kupować więcej niż raz - po prostu nie zawsze kupuję je non stop :) Tak jest na przykład z kremem do rąk Anida - bardzo go lubię, ale obecnie nie mam na stanie, bo używam kilku innych kremów. Inny przykład to tonik Clarins Wake Up Booster i szampon do włosów Equilibra. Jeśli pisałam już o danym kosmetyku na blogu, znajdzie się przy nim link do recenzji lub posty z opisem.



lakier bazowy Bell Bio2 Vitamin Booster - świeta baza, która chroni płytkę przed przebarwieniami i wzmacnia ją. Używam właśnie trzeciej buteleczki i na pewno nie ostatniej :) Jedno opakowanie wystarcza mi na około pół roku, a maluję paznokcie zazwyczaj dwa razy w tygodniu, więc wydajność jest naprawdę duża. Cena to około 12 zł, ja kupuję w drogerii Natura.

zmywacz do paznokci w żelu Donegal - uwielbiam! Nie wiem, ile opakowań już zużyłam ;) Najważniejsze - nie śmierdzi! No i zmywa. Czego chcieć więcej? :)

top coat Seche Vite - skoro już przy paznokciach jestem, to nie mogę nie wspomnieć o SV! Szeroko znany i lubiany, ja się nie wyłamuję ;) Testowałam już wiele topów, m.in Poshe i Sally Hansen Insta Dri, ale to Seche jest moim ulubieńcem i do niego zawsze wracam.



dezodorant w kulce Nivea, wersja Dry Comfort - jak dla mnie najlepszy na rynku drogeryjnych antyperspirantów. Zawsze go mam i często robię zapasy, kiedy jest w przystępnej cenie. Świetnie działa i chroni, jego zapach nie gryzie się z perfumami i ogólnie - kupujcie!

szampon Balea, Mango + Aloe Vera - lubię w kategorii włosowej testować różne rzeczy, takie mam małe hobby ;) Mam jednak wąskie grono produktów, które witam częściej niż raz ;) Właśnie do nich zaliczam ten szampon - wspaniale się pieni, genialnie pachnie [ jak to Balea ;) ], bez najmniejszych oporów zmywa oleje, a przy tym jest delikatny i zostawia włosy miękkie, nie splątane.

płyn micelarny Garnier - ach, jak się cieszę, że go poznałam! Kupiłam ostatnio trzecią butelkę, to chyba o czymś świadczy? Podoba mi się w nim wszystko - od działania, ceny, aż po opakowanie i pojemność :)



regenerujący płyn do higieny intymnej Tołpa - kupiłam przypadkiem w promocji w Hebe i zostałam już przy nim. To już chyba moja czwarta butelka. Wygodne opakowanie ze świetną pompką, wysoka wydajność [ wystarcza mi na 3 miesiące codziennego używania ], naturalny skład - lubię to!

pasta do zębów Himalaya Herbals - wspominam o niej prawie co miesiąc przy okazji posta ze zużyciami. Świetna pasta bez fluoru, na długo odświeża oddech i od wielu miesięcy nie eksperymentuję już w temacie past.

woda winogronowa Caudalie - kto czytał choć dwa wpisy na moim blogu, wie, że jestem wielką fanką Caudalie. Ich oferta prawie w całości mi pasuje, lubię testować nowości i kupować ich kosmetyki. Woda winogronowa to moje małe wielkie odkrycie i jest stale obecna w mojej pielęgnacji twarzy. Teraz wyłamałam się i spróbowałam Uriage, ale jak widzicie na zdjęciu - już mam puszkę Caudalie :)



róż do policzków Astor - prawdziwe cudko. Poznałam go dzięki Agacie Smarującej  i właśnie dotarłam do denka drugiego już od niej opakowania. Delikatny, ale widoczny, ja używam go jako bronzera i spisuje się cudnie, utrzymuje cały dzień i jedyne, czego mogłabym chcieć, to dożywotni zapas ;)

perfumy Calvin Klein, Eternity - ulubiony zapach od nie pamiętam kiedy. Wracam regularnie i za każdym razem kocham tak samo :) Widać to zresztą po zużyciu - wejdźcie na zalinkowany wpis, tam jest pełna buteleczka, a było to dokładnie 3 miesiące temu ;)

podkład Chanel, Vitalumiere Aqua - to podkład, który magicznie upiększa cerę. Nie zakrywa zbyt dobrze niedoskonałości, ale po nałożeniu go na twarz skóra wygląda po prostu na zdrową, wyrównaną kolorystycznie i bardzo wypoczętą. Cieszę się, że do niego wróciłam.

emulsja matująca z filtrem, Vichy - mam na swoim koncie już kilka tubek tej emulsji. Bardzo dobrze się sprawdza jako baza pod makijaż, co ciężko powiedzieć o większości filtrów. Matowienie jest widoczne, za co kolejny plus. Wydajność i ochrona też są ważne. Polecam gorąco :)

wzmacniający olejek do włosów, Ikarov - oczywiście jestem rasową sierotą i zapomniałam umieścić go na zdjęciu, wybaczcie! To fantastyczna mieszanka olejowa, którą co drugi dzień aplikuję na skórę głowy w celu wzmocnienia włosów [ znów zmagam się z okresowym wypadaniem ] i przyspieszenia porostu. Zapraszam do przeczytania posta, który o nim naskrobałam prawie rok temu, bo nieskromnie powiem, że jestem z niego dumna i wydaje mi się całkiem rzeczowy i konkretny ;)



Te kilkanaście przedstawionych kosmetyków to nie cała gromadka, którą kupuję więcej niż raz, może jeszcze kiedyś napiszę o pozostałych, co Wy na to?

Myślę, że nie jestem jedyną osobą, która pozostaje wierna świetnie działającym kosmetykom, podzielcie się więc swoimi w komentarzach, chętnie poczytam i może znajdę kolejny kosmetyk wart wracania? :)

Mój codzienny makijaż ostatnich tygodni :)

Witajcie serdecznie! :)

Popadłam w makijażowy marazm i wciąż wałkuję tę samą tapetę od tygodni ;) Wiem, mało ciekawie, ale i tak Wam pokażę, co i jak :) Ostatnio stawiam na komfortowy, neutralny kolorystycznie makijaż, który pasuje do wszystkiego i jest łatwy w wykonaniu - taka wygodnicka jestem ;)



Tak to wszystko wygląda, teraz czas na opis :)
Po przygotowaniu twarzy [ serum + krem z filtrem ] nakładam na nią podkład lub krem BB. Przez pół roku używałam dzień w dzień kremu Aloe Sun BB Cream marki Skin Food, ale teraz już wygrzebuję resztki i wróciłam też do podkładu Rimmel Stay Matte w odcieniu 100 Ivory. Pod oczy nakładam ulubiony korektor Healthy Mix z Bourjois [ odcień 52 ], który świetnie radzi sobie z ukryciem wszystkich cieni i zmęczenia. Na powieki bazę pod cienie Lumene, a wszystko przypodrowuję. Puder mam niekoniecznie najlepszy, po tym jak skończył się Blot z MACa, sięgnęłam do zapasów i tak oto używam pudru Bourjois Healthy Balance [ odcień 52 Vanille ]. Jest dla mnie odrobinę za żółty, denerwuje mnie to i trzeba uważać, bo lubi tworzyć pudrową maskę. Na szczęście już się kończy i będę mogła sięgnąć po coś bardziej odpowiedniego :) Brwi podkreślam kredką z Catrice w odcieniu Date with Ashton. Lubię tę kredkę, jest łatwa w obsłudze, a kolor odpowiedni. Teraz czas na cienie do powiek. Zazwyczaj używam dwóch, w porywach do trzech. Zawsze jest to cielaczek z paletki Sleek Oh So Special od Eska, Floreska do rozjaśnienia dolnej powieki i wewnętrznych kącików oczu. Na całą powiekę nakładam ukochany matowy, jasnobury cień z Inglota o numerku 358 . Czasem w załamaniu ląduje jego ciemniejsza wersja, odcień 363. Na takie oko zawsze idzie kreska. Kreska musi być i już :) Tutaj pozwalam sobie na różnorodność, mam kilka kredek i eyeliner, czasem robię to czarnym cieniem. Na zdjęciu zobaczycie eyeliner Super Liner Perfect Slim z L'Oreal, który sobie bardzo chwalę, kredkę The Collosal Kajal z Maybelline od Agaty, ktora też jest fajna, bo ma mocny czarny kolor [ kredka, nie Agata. Agata jest blondynką ;) ], końcóweczkę brązowej kredki z Sephory [ będę płakać, jak się skończy :( ] i najnowszy nabytek - kredkę Gel Eye Pencil z Essence w ładnym, ciemnoturkusowym kolorze. Na linię wodną idzie cielaczek z Max Factora, na rzęsy przez ostatnie 2 miesiące nakładałam tusz [ nie polecam żadnego, bo już przedłużyłam rzęsy. Krótka przygoda z beznadziejnym tuszem sprawiła, że z chęcią wróciłam do bezproblemowych rzęs 1:1 :) ]. Teraz najważniejsze - róż do policzków! Bez różu nie wyjdę z domu! Mogę nie mieć pomalowanego oka, ale róż musi być i już! Już od dłuższego czasu mocno eksploatuję róż Glossy Rosewood z Glossybox'a któregoś wczesnego - zrobił go Kryolan, ma boski leko fioletowy odcień i idealnie się w nim czuję. Odświeża, trzyma się cały dzień, a efekt można stopniować. W dni, kiedy mam inny humor, sięgam po ukochany róż 006 Golden Sand Astora [ to już drugie opakowanie! ]. Idealnie się nim konturuje, nadaje twarzy świeżości i nie da się nim zrobić krzywdy ;) A usta? Na ustach niezmieniie idealna pomadka z MACa - Brave ♥ Moja miłość i w sumie na dzień dzisiejszy mogłabym mieć tylko tę szminkę :)

Z opisu wydaje się, że jest tego wszystkiego dużo, ale tak nie jest. To sprawdzony zestaw kilku kosmetyków, po które sięgam codziennie i mogę na nim polegać :) Cały makijaż zajmuje mi około 15 minut.





A na koniec jeszcze średnio obrazowa prezentacja na twarzy :)




Znacie któreś z moich kosmetyków makijażowych?
Podzielcie się ze mną tym, jak wygląda Wasz ulubiony makijaż ostatnio!

Empties #21 | Tyle stracić!

Hej, hej! :)

Przyznaję, późno pojawia się ten wpis ze zużyciami. Po prostu tyle tego nazbierałam w sierpniu, że na samą myśl o opisywaniu przechodziły mnie ciarki ;) Ale zmobilizowałam się, przysiadłam i oto jestem wraz z postem o tym, z czym się pożegnałam w sierpniu. Przygotujcie się, jest tego niemało ;)


Tym razem zacznę nie od włosowych produktów, ale od wyrzutków. Przetrzebiłam kolorówkę dość mocno [ a i tak zostało mi jej tyle, że mogłabym pół rodziny obdarować ;) ] i wytypowałam rzeczy do wyrzucenia. Są tu moje ulubione swego czasu lakiery z Sephory [ jeszcze w starej szacie graficznej ] i inne buteleczki z emaliami, wszystkie zgluciałe i niezdatne do użytku. Są próbki podkładów, beznadziejny tusz do rzęs z Bourjois, stare cienie do powiek i pierwszy w życiu zużyty do samego końca róż do policzków z Astora, prezent od Agaty Smarującej :)


Tutaj ciąg dalszy czystek, tym razem próbkowych ;) Zużyłam kilka odlewek podkładów [  żaden mnie nie zachwycił ], jakieś kremy do twarzy i balsam do ust z Tołpy. Był fajny, polubiłam go mimo nie do końca odpowiadającego mi zapachu, ale musiałam wyrzucić prawie pół opakowania, bo skończył mu się termin przydatności [ tylko 3 miesiące ]. Saszetki z John Masters Organics z miodowo hibiskusowym rekonstruktorem są świetne i mam kolejne w zapasie, moje włosy są mi za to wdzięczne ^^


Gąbka Calypso znakomicie sprawdza się do zmywania z twarzy maseczek i peelingów, zawsze mam jedną pod ręką :) Ulubionego żelowego zmywacza do paznokci z Donegala chyba nie muszę nikomu przedstawiać? Podobnie jak z kulką Nivea? ;)
Ten fioletowy pisaczek był odżywką do paznokci z Czterech Pór Roku i prezentem urodzinowym od Agni z Kosmetycznie i życiowo. Fajnie spisywała się ta oliwka i polubiłam wygodne opakowanie z pędzelkiem. Maseczka do twarzy Van Der Hoog Romantic Roses od Kasi Śmietasi była f a n t a s t y c z n a ! Duża saszetka wystarczyła mi na 4 aromatyczne użycia :) Zapach ślicznych, wcale nie chemicznych róż, świetne działanie oczyszczające i uspokajające sprawiły, że najchętniej używałabym maseczki codziennie. Niestety, nie mam jej więcej, ale myślę, że poproszę Kasię o pomoc w zakupie i będę się nią mogła w przyszłości jeszcze cieszyć :)


Płyn micelarny Garnier to ulubieniec micelarny ostatnich tygodni - bardzo go polubiłam i planuję kolejne butelki :) Pisałam o nim w ostatnich ulubieńcach. Serum Caudalie Vinosource nie było złe, ale bardzo przeciętne - zawiodłam się na nim, ale opisywałam to w osobnej recenzji, widziałyście? Ziaja, jaśmin w kremie to polecenie Egri.Hempe, za które dziękuję! Bardzo fajny krem pod oczy, bogaty i gęsty, fajnie nawilżał, nie podrażniał okolic oczu, a dzięki niskiej cenie [ ok. 10 zł, śmiesznie, nie? ] nie miałam skrupułów przed używaniem tak, jak lubię - czyli napaćkaniem grubej warstwy na noc ^^ Pomadka ochronna Alverde - dostałam ją już całe wieki temu od Anne Mademoiselle i bardzo lubiłam - towarzyszyła mi przez wiele miesięcy w torebce. Rokitnikowy krem do rąk Planeta Organica spisywał się bardzo dobrze - nawilżał dłonie na długo i wystarczyło naprawdę niewiele, żeby pokryć całe dłonie. Aplikację umilał ładny zapach :)


Balea, żel pod prysznic Carambloa Lambada - polubiłam, jak wszystkie żele Balea, bo krzywdy nie robią :) Ten jednak miał dość słaby zapach i nie grzeszył wydajnością, nie kupię ponownie. Zresztą to limitka, więc i tak nie kupię ;) Żel do higieny intymnej Soraya był średni - nie podszedł mi zapach i wydajność. Facelle - wiadomo, w łazience musi być :) Używam do włosów i zgodnie z przeznaczeniem. A krem mocznikowy Pilarix świetnie sprawdzał się do stóp, w związku z tym był nawet w jednych ulubieńcach [ o, tu. ], a ja kupiłam nowe, większe opakowanie :)


Dwie farby do włosów Garnier. Kupiłam, bo raz na kilka miesięcy mam ochotę odświeżyć sobie kolor na głowie, taki mam kaprys ;) No i wyszło czarne ;) Już się spłukało, ale na początku byłam mocno zła. Potem zaczęłam dostawać komplementy nt ciemnych włosów, wszyscy nagle mówili, że mi one urosły, że ładne, zdrowe itd ;) No i teraz zastanawiam się nad utrzymywaniem ciemnego koloru. Batiste w wersji Tropical - lubię go, jak zresztą większość wariantów tych szamponów. Przydatne i zawsze muszę mieć pod ręką :)


Planeta Organica, rokitnikowa odżywka do włosów - bardzo fajny produkt, moje włosy polubiły tę lekką odżywkę. Niby lekka, ale fajnie ujarzmiała puszące się włosy, nawilżała odpowiednio po oczyszczającym szamponie i nadawała się do olejowania na odżywkę. Tani, wydajny produkt. Joico, szampon do włosów K- PAK. Poświęciłam mu już kiedyś osobny post, to moja druga butelka. Szampon świetnie myje, zostawia włosy wygładzone i jakby grubsze. Na pewno jeszcze kiedyś do niego wrócę :) No i na koniec ulubieniec włosowy wszech czasów - Equilibra, aloesowy szampon. Kocham go i to już moja któraś z kolei butelka. Będę go kupować aż do śmierci [ no chyba, że go wycofają... tfu, tfu - przez lewe ramię! ].

Jak już pisałam w poście z zakupami sierpnia, zużyłam więcej niż kupiłam. Cieszy mnie to, bo jest szansa, że uda mi się uszczuplić zapasy i pozbyć nawyku chomikowania wszystkiego w hurtowych ilościach ;)

Jak Wam poszło ze zużyciami?
Pochwalcie się!

Czerwcowe zakupy | lepiej późno niż wcale ;)

Witajcie! :)

Tak, mija połowa lipca, a ja o czerwcowych zakupach, dobrze widzicie ;) Wyznaję jednak zasadę jak w tytule posta, wiecie - co się odwlecze itd ;) W czerwcu wpadło mi w ręce dość sporo pielęgnacji, czyli to, co tygryski lubią najbardziej :) Zapraszam do oglądania :)


Na początku czerwca w Naturze była promocja na odżywki do włosów i dwie powyższe kupiłam za niecałe 6 zł. Garnier Ultra Doux z aloesem to porażka, którą już Wam opisywałam, a Shauma Moc Keratyny jeszcze czeka na swoją kolej. Olejek do włosów Sesa zagościł u mnie, bo od dawna miałam ochotę na indyjski olejek, a ten udało mi się kupić w całkiem okazyjnej cenie, chyba 20 zł. Używam go już od czerwca na skórę głowy, ale muszę uprzedzić, że zapach jest mocny i bardzo długo utrzymuje się na włosach.


Pozostając we włosowych tematach, zaopatrzyłam się poprzez Atelier Bernady w Krakowie w sprawdzone już przeze mnie szampon i balsam do włosów na kwiatowym propolisie z Receptur Babuszki Agafii. Mają boskie zapachy i świetnie działają, no i wielka pojemność za małą cenę to ich zdecydowane atuty :) Za każdą z 600 ml butli zapłaciłam około 15 zł [ nie pamiętam dokładnie ]. Następnie saszetki z miodowo hibiskusowym rekonstruktorem John Masters Organics. Cudo, którego zapragnęłam po recenzji Megdil. Kupiłam sobie kilkanaście saszetek [ każda po 10 ml ] po 1,90 zł w internetowym sklepie Naturnika, bo wyszło mnie to zdecydowanie taniej niż pełnowymiarowe opakowanie [ które kosztuje około 120 zł ]. Używam i jestem zachwycona ♥


Teraz czas na łupy z The Body Shop. Podczas pobytu w Warszawie, wraz z Eskiem i Agatą wesoło brykałyśmy po Złotych Tarasach, czego skutki możecie teraz podziwiać ;) Nie mogłam nie kupić znanego mi już [ dzięki Agacie, btw ;) ] cudownego brzoskwiniowego żelu pod prysznic Vineyard Peach [ 15 zł z 25 zł ] i nie skusić się na apetycznie pachnący żel Passionfruit [ 12,50 zł z 25 zł ]. Marakuja okazała się na tyle cudowna, że nie mogłam odmówić sobie masła do ciała z tego samego wariantu zapachowego [ 39 zł z 69 zł ]. Mniam!


Ciąg dalszy warszawskich zakupów, czyli Bath & Body Works. Pierwszy raz byłam w tym sklepie, fajne przeżycie, mnóstwo zapachów i podobał mi się patent z umywalką, przy której możemy wypróbować pianki do rąk. Wybrałam dość dużo rzeczy, ale u mnie została tylko część, bo resztę rozdałam rodzinie i przyjaciołom :) Od lewej - pianki do mycia rąk Sweet Pea i Sea Island Cotton [ każda po 14,50 zł z 29 zł ], duży żel antybakteryjny o zapachu Sweet Pea [ 29zł, bez promocji, ale i tak się opłacał, bo ma 225 ml  ], mgiełka do ciała o zapachu Sweet Pea [ 37 zł z 69 zł ] oraz dwa małe żele antybekteryjne - Sweet Pea i Sweet Tangerines [ każdy po 7,99 zł ] . Chyba już się zorientowałyście, który zapach podbił moje serce? ;)


Tu też Warszawa i spontaniczne wejście do Superpharmu [ Bo Esy chciała Essie - to wszystko przez Nią! ;) ], które zaowocowało kupnem świetnego kremu do rąk z Nuxe o zapachu słynnego suchego olejku firmy [ 29,99 zł ], żelu pod prysznic [ 14,99 zł - w takiej cenie miałam go nie wziąć?! ] i ulubionej emulsji matującej z filtrem SPF 50 z Vichy [ w promocji za 44,24 zł z 58,99 zł ].


Zmywacz z Essence [ tak, już pusty ;) kosztował 6 zł ], który był moim ulubieńcem, jednak zauważyłam, że ta butelka przesuszała mi paznokcie i płytka zaczęła się rozdwajać, więc już do niego nie wrócę. Seche Vite to mój must have, zamawiam na allegro, można go tam znaleźć za kilkanaście złotych :) Coby SV smutno w kopercie nie było, za 5 zł dorzuciłam róż z Astora w odcieniu 008 Brown Berry- świetny, zimny kolor, którego używam czasem jako bronzera.


To już wszystkie moje czerwcowe kosmetyczne nowości, jestem z nich zadowolona, głównie z warszawskich łupów :) 

EDIT: Fail, zapomniałam o moim najpiękniejszym nabytku! Chodzi o szminkę z MAC w odcieniu Brave, na którą namówiły mnie dziewczyny w Warszawie! Po prostu mam ją zawsze w torebce i używam codziennie, same rozumiecie ;)

Wpadło Wam coś w oko? 
Znacie te kosmetyki?

Ulubione w grudniu i styczniu :)

Hej Hej! :)

Dziś przedstawię Wam ulubieńców z ostatnich dwóch miesięcy. W grudniu taki post nie powstał, bo mało miałam rzeczy, które przypadły mi do gustu w szczególny sposób, więc nie chciałam Was nudzić ;) Teraz zebrałam produkty z dwóch miesięcy. Też nie ma ich dużo, ale może coś Was zainteresuje. Zresztą zauważyłam ostatnio, że odkąd przywiązuję większą uwagę do tego, co gości w mojej łazience, coraz rzadziej zdarzają mi się produkty nieodpowiednie i niesprawdzające się. Cieszę się z tego :)


Moje włosy bardzo polubiły maskę Kallos Keratin. Mam ją już od ponad pół roku, jednak nie używałam dotąd regularnie. Zużyłam już 2/3 litrowej pojemności. Ma ładny, perfumowany zapach, lekką konsystencję, więc można przesadzić z ilością, a włosy nie będą obciążone, świetnie wygładza i nabłyszcza włosy. Używam jej raz w tygodniu i taka częstotliwość najlepiej się u mnie sprawdza. Pistacjowe [ !!! ] masło do ciała Nip+Fab  to moja wielka zapachowa miłość ♥  Przywiozła mi je z Anglii przyjaciółka, kosztuje w przeliczeniu około 20 zł. Ze względu na zerową dostępność i obecność parafiny na 3 miejscu w składzie, używam masła raz w tygodniu, z rzadka dwa. Wtedy moja skóra nie buntuje się na parafinę, a ja mam cudowny pistacjowy relaks :) Pasta do zębów Himalaya Herbals Sparkly White to nowość w mojej łazience. Po wielu postach o szkodliwości fluoru postanowiłam i ja z niego zrezygnować i kupiłam tę pastę. To już moja druga tubka. Podoba mi się jej nieco ziołowy, ale wciąż miętowy zapach i to, że efekt odświeżenia w ustach utrzymuje się dłużej niż przy zwykłej paście.


Olejek do demakijażu Missha Fresh Cleansing Oil przebojem wdarł się do mojej cowieczornej sekwencji demakijażowej. Świetnie rozpuszcza cały makijaż, a ja mam pewność, że wszystko jest w 100% zmyte. Pisałam o nim już na blogu - tutaj. Olejek wzmacniający do włosów Ikarov to świetny produkt, który rzeczywiście wzmocnił moje włosy i przysporzył  się do wzrostu nowych baby hair :) Lubię go za wszystko, w tym mocno ziołowy zapach - za niedługo pojawi się szersza recenzja [ muszę tylko pstryknąć zdjęcia włosów, co nie jest wcale łatwe! ;) ]. Olej z pestek winogron to również włosowy cudotwórca - wygładza i zmiękcza włosy, redukuje puszenie się i świetnie je nawilża. Maska nawilżająca Caudalie to mój wybawca. Obecnie na twarz nakładam krem z retinolem i krem z kwasami, więc skóra chce się przesuszać. Wtedy aplikuję tę maseczkę na całą noc [ świetnie też działa pod oczy :) ] i rano skóra jest mięciutka, nawilżona i nie pamięta już o tym, że chciała się przesuszyć ;)


Podkład Rimmel Stay Matte dostałam od Malowajki i bardzo się cieszę, bo sama pewnie nie sięgnęłabym po niego. To w zasadzie jedyny podkład, który teraz utrzymuje się, dobrze przy tym wyglądając, na mojej skórze :) Lubię go za świetne krycie i matowienie, w zasadzie nie widzę większych wad oprócz tego, że okazjonalnie podkreśla pory skóry, ale kładę to na karb kuracji retinolem i kwasami. Super Liner Perfect Slim od L'Oreal to świetny eyeliner w pisaku. Kupiłam go na początku grudnia [ czy może to był koniec listopada? ;) ] na promocji -40% w Hebe i od tamtej pory często po niego sięgam. Łatwo zrobić kreskę, precyzyjna końcówka pozwala na swobodne rysowanie jaskółki i wypełnianie między rzęsami. Astor Pure Color Perfect Blush w odcieniu 006 Golden Sand to moja totalna miłość ostatnich tygodni! Przywędrował do mnie od Agaty, co smaruje, wciera i maluje :* U mnie róż służy jako bronzer. Ma genialny kolor i drobinki, które na skórze nie są specjalnie widoczne. Nie da się z nim przesadzić, więc można sobie nawalić [ to najlepsze określenie na to, jak ja go stosuję - zupełnie bez umiaru ;) ] dowolną ilość na twarz i wygląda się super! Ja jestem zachwycona do tego stopnia, że po inny róż sięgnęłam raz, a w opakowaniu wczoraj zaczęło prześwitywać srebrne denko, chyba nie muszę więcej pisać? ;> Ostatni ulubieniec to niezawodna kredka do oczu z Sephory, już wycofana, ale są podobne w ofercie. Moja ma kolor 03 Keep Brown i jest kawowym brązem z miedzianymi drobinkami, fenomenalnie się rozciera i aplikuje.

To już wszyscy ulubieńcy ostatnich dwóch miesięcy. 11 produktów z różnych kategorii, które u mnie spisują się ostatnio świetnie. 

Znacie te produkty?
Podzielcie się swoimi ulubieńcami! :)


NOTD : Astor + Dior w wakacyjnej odsłonie :)

Hej :)
Jak Wam minął długi weekend?

Dziś post lakierowy, bo jakoś nie mogłam zmobilizować się do pisania recenzji ;) Te kilka dni spędziliśmy w domu, leniąc się ;) Troszeczkę ruszyłam magisterkę, nadrobiłam serialowe zaległości i posprzątaliśmy dom, przeplatając to wszystko psimi spacerami :)

Mam nadzieję, że spodoba się Wam takie typowo wakacyjne paznokciowe połączenie kolorystyczne, mnie od razu rozwesela.


Udział biorą: Astor z serii Mikado o numerku 070, Dior Acapulco oraz Sally Hansen Insta Dri. 
Każdego koloru  położyłam 2 warstwy, z tym, że Diorowy żółtek solo potrzebuje do 3 warstw, żeby dobrze złapał. W tym przypadku położony jest na nudziakową bazę [ po prostu jestem leniem i nie chciało mi się zmywać porzedniego lakieru ;) ]. Efekt utrwaliłam wysuszaczem z Sally Hansen, który jak na razie świetnie się u mnie sprawdza :)


Dior Acapulco pochodzi z letniej kolekcji 2012 i jest naprawdę żarówiastym kolorem :) Lakier ma 10 ml, szeroki pędzelek i fajny patent ze ściąganą zakrętką [ pokazywałam tutaj ]. Nakłądany umiejętnie, nie smuży.


Astor 070 to smerfny niebieski - niesamowicie lubię ten kolor :) Buteleczka ma 6 ml i wąski, ale przyjemny w obsłudze pędzelek. Nie smuży, nakłada się równomiernie. 





Jak się Wam podoba takie połączenie kolorów? Mi bardzo! I tylko brakuje mi do tego wakacji w jakimś ciepłym kraju i drinka z palemką :D


Jak spędziliście długi weekend? Piszcie :)