Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Essie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Essie. Pokaż wszystkie posty
maj
13
2015

Ulubieńcy na bogato ! | KWIECIEŃ '15

Dobry wieczór bardzo!

Czas na przedstawienie gromadki kosmetyków, które mnie zaskoczyły i zyskały awans do grona ulubieńców. W kwietniu sporo takich się znalazło [ naliczyłam 9 różnych! ] w mojej łazience i kosmetyczce, dlatego też cieszę się, że mogę je Wam zaprezentować :)


Emulsja micelarna do mycia twarzy, Anida - kupiłam ją kilka miesięcy temu, w promocyjnej cenie 6,99 zł. Używam od marca i jestem niesamowicie zadowolona - z jej delikatności, konsystencji i wydajności [ zostało mi jeszcze 1/3 opakowania ]. Normalnie emulsja kosztuje niecałe 10 zł więc jest produktem bardzo przystępnym, ma krótki i delikatny skład, nadaje się do każdego typu cery. Bez problemu znajdziecie ją w aptekach DOZ, stacjonarnie i internetowo.

Nawilżająca odżywka do włosów Citrus + Aloe, Petal Fresh Organics - o odżywce już pisałam niedawno, to bardzo dobra naturalna kuracja dla włosów. Ujarzmiała w kwietniu moje włosy najczęściej, zostawiając je gładkimi i błyszczącymi.

Sephora, Gentle Exfoliating Cleansing Balm - to masło do demakijażu kupiłam na jednej z wyprzedaży w perfumerii, o ile dobrze pamiętam, kosztowało 25 złotych. Okazało się super przyjemnym produktem do demakijażu! Naprawdę mnie zaskoczyło. Jest delikatne i kremowe, a przy tym pachnie jak kosmetyki Caudalie z linii Vinosource. Niestety już go nie produkują, pytałam w kilku Sephorach :(

Crushed Cabernet Scrub, Caudalie - peeling, do którego nie byłam na początku przekonana. Po pierwszym użyciu określiłam go jako niewydajny. Potem poczytałam o nim w sieci i okazało się, że każdy chwalił to, jak niewiele go potrzeba do peelingu całego ciała - dało mi to do myślenia i następnym razem spróbowałam z mniejszymi ilościami - bingo! Rzeczywiście peeling najlepiej radzi sobie, jeśli jest nakładany w małych ilościach. Magicznie wygładza skórę, zostawiając ją miękką o gładką na długi czas. Zapach jest dość specyficzny, lekko cierpki, ale ja bardzo go polubiłam.

Deep Recovery Nihgt Cream, Rituals - to prezent świąteczny od Irenki Jeszcze nigdy nie miałam lepszego kremu na noc. Ten z Rituals jest tak bogaty i regenerujący [ przy tym konsystencja jest całkiem lekka i wcale nie tłusta! ], że moja skóra rano wygląda, jakbym spała przez 24h! Koloryt jest wyrównany, cera mocno nawilżona i sprężysta, wygładzona. Uwielbiam! Jedyny minus to niższa niż moje założenia wydajność, po dwóch miesiącach jestem już w połowie opakowania.

puder do twarzy Prep + Prime, MAC - polubiłam sypańce i dobrze mi z tym :D Ten jest bardzo dobry, świetnie utrwala na długi czas makijaż, nawet ten nałożony na dość tłusty filtr przeciwsłoneczny [ przetestowane! ], nie bieli i u mnie nie robi płaskiego matu. Duża pojemność mi odpowiada, nie mogę mu nic zarzucić :)

róż do policzków Cream Puff, 20 Lavish Mauve, Max Factor - odkrycie różowe roku! Jestem zakochana po uszy w tym kolorze i odkąd go kupiłam, wszystkie inne poszły w odstawkę. Wbrew nazwie, róż jest wypiekany, nie kremowy. Jest piękną mozaiką [ ? ] połączonych chaotycznie kolorów z lekkim połyskiem, który pozwala zrezygnować z rozświetlacza. Nienaganna trwałość i genialny kolor sprawiają, że się z nim nie rozstaję, zużycie jest już widoczne.

pędzel do różu, Real Techniques - nie sposób o nim nie wspomnieć przy okazji różu z MF. Tylko ten pędzel idealnie radzi sobie z nakładaniem tego różu w zadowalający mnie sposób. Lubię go, bo nie da się nim zrobić na policzkach plam, równomiernie rozprowadza produkt i pięknie go blenduje. Dostałam go na urodziny dwa lata temu od przyjaciółki i wciąż jest w idealnym stanie [ na zdjęciu nieumyty, ale cóż, nie jestem Perfekcyjną Panią Domu ;) ].

lakiery do paznokcie, Essie - nie chodzi tu o konkretne kolory [ na zdjęciu Maximillian Strasse Her, Head Mistress, Big Spender ], ale o markę. Ostatnio wciąż sięgałam po lakiery Essie, odpowiadały mi pod względem kolorów, komfortu nakładania i trwałości. Lubię tę markę! Chyba czas na nowe kolory, ostatnio Merino Cool wpadł mi w oko ;)

Nie ukrywam, że nazbierałam tego pokaźną ilość, ale cieszę się, że trafiłam na tyle wartych wspomnienia kosmetyków :) Przy tym w kwietniu nie miałam żadnego rozczarowania kosmetycznego, bilans jest więc bardzo zadowalający ^^ 


Napiszcie, co Wam umilało kwiecień, może coś nam się pokrywa?
sty
26
2015

Czym malowałam paznokcie przez ostatnie 3 miesiące?

Witajcie!

Pomyślałam sobie, że taki luźny, głównie zdjęciowy post będzie ciekawy, biorąc pod uwagę, że ostatnimi czasy niewiele lakierowych prezentacji jest na moim blogu. Paznokcie maluję non stop, żeby nie było, nie wyobrażam sobie nie mieć pomalowanych. Kolor jest na dłoniach cały czas, zawsze inny, odkąd maluję paznokcie może kilka razy tylko zdarzyło się, żebym pociągnęła je jakimś lakierem dwa razy pod rząd ;)
O, to jest pomysł na eksperyment - jak długo wytrzymam, malując non stop tym samym lakierem? ^^

Jeśli podglądacie mnie na Instagramie, dzisiejszy post nie będzie dla Was niczym nowym, bo wszystkie zdjęcia zostały już tam opublikowane, ale może i tak się Wam spodoba? 
Zapraszam na prezentację prawie wszystkich [ niektóre po prostu nie dostąpiły zaszczytu sfotografowania ] lakierów, które nosiłam w ciągu ostatnich +/- 3 miesięcy :)
Większość zdjęć jest bez żadnych filtrów, zastosowałam je chyba tylko przy dwóch.















Który kolor spodobał się Wam najbardziej? 
paź
20
2014

Mam nowe! | Lakiery do paznokci :)

Cześć!

Dumałam ostatnio nad pokazywaniem Wam moich zakupów. Stało się dla mnie męczące zbieranie tego wszystkiego co miesiąc i opisywanie. O ile posty ze zużyciami darzę dużą sympatią, to te zakupowe jakoś mnie ostatnio nie cieszą... Wydaje mi się, że to przez ich formułę - sprawozdanie zakupowe z każdej jednej rzeczy. Postanowiłam to zmienić, bo przecież pisanie ma być dla mnie przyjemnością, prawda? :) Od teraz pokazywać Wam będę to, co nowego do mnie przybyło, nie trzymając się jakichś sztywnych ram czasowych, okej? Czasem pokażę Wam jakieś zamówienie, czasem daną kategorię produktów, może też zakupy z całego miesiąca, ale nie decyduję o tym z góry. Taka forma pokazywania zakupów będzie lżejsza i bardziej przyswajalna, nie sądzicie?

I tak oto dziś przed Wami zbiorczo to, co zasiliło przez ostatnich kilka tygodni moje już niemałe zbiory lakierowe. Są tu w zasadzie same kolory, z których mocno się cieszę, oduczyłam się już bowiem na szczęście kompulsywnego kupowania lakierów bo są: A. tanie B. mają ładny kolor, może się przydać C. jest promocja. Dzięki temu mam wrażenie, że zbiorek staje się bardziej mój i z przyjemnością sięgam po wiele kolorów, które nie gubią się już w gąszczu lakierów przypadkowych ;) Wpadki wciąż się zdarzają, ale już na mniejszą skalę ;)


W ostatnim czasie upolowałam kilka świetnych buteleczek na wyprzedaży blogowej [ Chinki za 5 zł, Orly za 8 zł ^^ ], dzięki pomocy kochanej Agni mam dwa lakiery Zoya więcej, coś tam sama upolowałam w drogeriach, a przepiękną gromadkę otrzymałam od Dagmary z Infinity Blog, Essiaka w intrygującym kolorze od Magdy z Unappreciated Blog, oraz cuda od Karo, u której wygrałam swoje pierwsze lakiery Chanel [ hasztag jaramsięjakflotastannisa! ], w co zresztą dalej nie wierzę ;)

Po takim wstępie [ kto go przeczytał, niech zostawi * w komentarzu! ;) ] zapraszam Was do zdjęciowej prezentacji moich nowych lokatorów. Jestem ciekawa, czy znacie te odcienie!
Z góry uprzedzam, że nie wszystkie kolory udało mi się wiernie na zdjęciach oddać, a próbowałam długo...


Kobo, Lilac. Ten odcień kupiłam już dość dawno, w promocji, za 3.99 zł. Śliczna chmurkowa niebieskość, prezentowałam ją już na blogu, widziałyście?

China Glaze, What A Pansy. Przeglądałam sklep MintiShop i jakoś tak ten egzemplarz wpadł mi w oko ;) Kosztował 16 zł, więc cena całkiem przystępna. 

Zoya, Geneviev i Louise. Te dwie pięknotki przyjechały do mnie z targów warszawskich, a pośredniczką w zakupach była Agni. Kosztowały 28,50 zł / sztuka.


China Glaze, Too Yacht To Handle. Kupiony niedawno na blogowej wyprzedaży za 5 zł.

Savina, Purple Pansy. Ta sama blogowa wyprzedaż, 3 zł. Lakier jest o tyle ciekawy, że ma matowe wykończenie. Pokazywałam je na Instagramie, potem wrzuciłam  również zdjęcie z Seche Vite, widziałyście?

Orly, Teal Unreal. Marzyłam o nim, odkąd zobaczyłam zdjęcia promocyjne zeszłorocznej kolekcji jesiennej ;) Kosztował 8 zł [ serio! :))) ]

China Glaze, Concrete Catwalk. Ciemna szarość, idealna na pochmurne dni i nastrój ;) 5 zł, również ta sama wyprzedaż.


Wibo, WOW Sand, nr 4. Prezent od Dagmary, jeszcze czeka na swoje pierwsze malowanie, ale w buteleczce wygląda świetnie :)

Colour Alike, Lilianka. Kolejny egzemplarz od Dagmary, wrzosowe holo. Piękne!

Essie, Big Spender. Bardzo ładny różowo fioletowy odcień, który chodził mi jakiś czas po głowie. Dostałam go od Magdy :)

Depend, nr 036. Prezent od Dolly Cocossino. Fajna, strażacka czerwień :)



Chanel, Vertigo i Vendetta. Moje pierwsze lakiery z tej firmy, wygrane w rozdaniu u Karo. Kolory są fantastyczne i wielowymiarowe, już nie mogę się doczekać pierwszego malowania. Tylko który wybrać?! :)

OPI, miniatura. Niestety, malutkie buteleczki nie są przez firmę oznaczane, więc nie mam pojęcia, co to za kolor. Niemniej jest pięknym nudziaczkiem ;) To dodatek do nagrody, również od kochanej Karo :)

p2. Quick Dry. Psikacz do suszenia paznokci. Miałam kiedyś daaaawno coś podobnego, jestem ciekawa, jak się ten sprawdzi. Kolejny paznokciowy dodatek od Karo :)))

__________________________________________________________

To już wszystkie lakierowe nowości ostatnich tygodni. 
Jest tego całkiem sporo, przyznaję. 
Ale cóż, dla mnie malowanie paznokci jest odprężające, 
więc muszę mieć czym malować, prawda? :D

Znacie te kolory?
Pochwalcie się, co zasiliło ostatnio Wasze lakierowe zbiory!
lip
6
2014

Namiastka wakacji - jaskrawe paznokcie :) | Essie, Lights + Sally Hansen, Pacific Blue

Witajcie w niedzielny wieczór! :)

Niedawno wróciliśmy z krótkiego wypadu za miasto. Pojechaliśmy do domku na wsi, gdzie zresetowaliśmy / zrestartowaliśmy akumulatory i spędziliśmy czas na dogadzaniu sobie i psu. Był slow food [ Narzeczony ponad godzinę piekł kiełbaski na grillu, więc to przecież slow food, prawda? :D ], leżing na tarasie, huśting na ogrodowej huśtawce i ogólny nicnierobiening ;) Zabraliśmy piesło nad rzekę i smarowaliśmy filtrami [ Narzeczony jakoś to przeżył, ale krzywił się bardzo, zwłaszcza, kiedy paciałam go białą mazią po twarzy ;) ]. Dajcie znać - chcielibyście weekendowy post zdjęciowy? :) 

Żeby nie było, nie obijałam się tak całkowicie - zabrałam ze sobą całe mnóstwo kosmetyków i urządziłam im sesję zdjęciową. Dziś pierwsza tura wyjazdowych zdjęć - paznokcie. 


Zabrałam ze sobą dwa kolory - Essie w odcieniu Lights i Sally Hansen, Pacific Blue, bo nie umiałam w domu wybrać jednego. Koniec końców postawiłam na połączenie tych dwóch, wydaje mi się, że całkiem nieźle to wyszło.


Essie Lights to prawdziwa bomba kolorystyczna - intensywna, żarówiasta i do tego barbiowa! Nie wyobrażam sobie innego różu, który lepiej oddawałby osobowość i styl najsłynniejszej lalki świata ;) Kolor ten mam już od zeszłego lata i dotąd, wliczając dzisiejszą prezentację, użyłam go dwa razy. Na ten kolor po prostu trzeba mieć nastrój! ;)


Pacific Blue od Sally Hansen to z kolei iście smerfny kolor [ coś za bardzo bajkami mi zalatuje ten manicure, nie macie wrażenia? ;) ], który uwielbiam na paznokciach o każdej porze roku. Rozweselający, super kryjący już po pierwszej warstwie - kolor idealny :)


Całość jak zawsze na bazie z Bell Bio2 Vitamin Booster i przykryta warstewką ulubionego Seche Vite. Liczę, że przetrwa spokojnie do 5 dni!




Soczyste połączenie kolorystyczne idealnie pasowało mi do wolnego i słonecznego weekendu! Mam nadzieję, że wniesie ze sobą trochę słonka w rozpoczynający się tydzień i tak szybko nie zapomnę o wspaniałym relaksie na wsi :)


Co sądzicie o takim połączeniu? Wakacyjnie?
Co u Was gości aktualnie na paznokciach?

cze
30
2014

Ulubione w czerwcu :)

Cześć! :)

Czerwiec był miesiącem kosmetycznego zadowolenia. Oprócz felernej aloesowej odżywki do włosów z Garnier Ultra Doux nie miałam żadnych zawodów pielęgnacyjnych i makijażowych, wręcz odwrotnie - na nowo polubiłam kilka kosmetyków, które po krótszej lub dłuższej nieobecności powróciły do mojej łazienki i odkryłam kilka zupełnie wcześniej nieznanych, a godnych uwagi, produktów :) Te, które zyskały moje największe uznanie w czerwcu, zobaczycie w dzisiejszym poście :)

Z niekosmetycznych ulubieńców jest jedna rzecz, a w zasadzie wydarzenie - wyjazd do Warszawy! Magiczne spotkanie z Eskiem, Floreskiem i Smarującą Agatą na długo zapadnie mi w pamięć! ♥


La Roche Posay, Effaclar, żel do mycia twarzy. Postanowiłam do niego wrócić po latach używania i to był świetny pomysł! W duecie z kremem do twarzy Effaclar Duo moja cera już prawie wróciła do siebie po straszliwej przygodzie z Redermikiem R :) Żel świetnie oczyszcza, ściąga pory i ujarzmia tłuste partie mojej mieszanej skóry. Dodatkowo jest niesamowicie wydajny - to, co widzicie na zdjęciu, to zużycie z prawie półtora miesiąca! :)

Mgiełka do ciała z Bath & Body Works o zapachu Sweet Pea. Podobno najlepiej sprzedający się zapach marki. Ja się nie dziwię, jest świetny - świeży, energetyzujący i bardzo pozytywny :) Psikam się nim co rano, odkąd wróciłam z Warszawy! Kupiłam w sklepie firmowym za 37 złotych.

Vichy, Capital Soleil, emulsja matująca z SPF 50. Dwa słowa - ukochany filtr! Sprawdza się fenomenalnie, nie bieli, nie zostawia tłustej warstwy, rzeczywiście matuje, a moje skóra go kocha :) Recenzowałam go już w zeszłym roku, wtedy używałam wersji SPF 30. Obecny egzemplarz kupiłam w SuperPharm w promocji za 44,24 zł.

Nuxe, Reve de Miel, krem do rąk. W Warszawie moja skóra, zwłaszcza dłoni, bardzo źle zareagowała na tamtejszą wodę - dłonie zaczęły mi się nieestetycznie łuszczyć :( Z pomocą przyszła mi Agata, która użyczyła mi kremu do rąk z Nuxe. Użyłam raz i przepadłam, jako, że jestem zwolenniczką zapachu suchego olejku firmy, a krem do rąk jest z tej samej linii i pachnie i d e n t y c z n i e ! :) Szczęśliwym trafem był na promocji w SuperPharm'ie [ 29,90 zł ] i kupiłam go bez wahania. Krem świetnie nawilża, wystarczy odrobina i nie pozostawia tłustej warstwy. Lof, lof!


Essie w odcieniu Watermelon, który wygrałam już kilka miesięcy temu u Anne Mademoiselle, zdecydowanie umilał mi czas w czerwcu. To żywy, mocny i naprawdę wakacyjny odcień! Miałam go na paznokciach w kończącym się miesiącu dwa razy, a dziś wieczorem planuję nałożyć kolejny :)

Lefrosch, Pilarix mini, krem mocznikowy. Cudo! Krem dostałam podczas bocheńskiego spotkania blogerek i prawdę powiedziawszy, nie wiedziałam, jak go ugryźć ;) Ale potem poczytałam ulotkę i doszłam do wniosku, że skoro jest do suchych partii ciała, w tym stóp, to może tam go spróbuję? I to był strzał w dziesiątkę, bo po kilku aplikacjach moja słoniowa skóra na stopach zaczęła przypominać ludzką :D Nie jest idealnie i pewnie nigdy nie będzie, ale ten krem zrobił więcej, niż niejeden drogi specyfik do stóp. Z pewnością będę do niego wracać :)

L'Oreal, Mythic Oil. To wspaniały olejek do włosów, który podarowała mi jakiś miesiąc temu Lipstick And Kids. Stosuję go na mokre, osuszone ręcznikiem włosy. Aplikuję pompkę na końce [ od ucha w dół ] i czasem drugą pompkę na grzywkę i górne partie włosów. Nie przetłuszcza, nie strąkuje włosów. Wygładza je pięknie, baby hair mniej odstają, włosy są mięciutkie, same się układają tak, jak lubię, a dodatkowym bonusem jest przyspieszenie wysychania! Nakładam Mythic Oil na włosy i chodzę z nim kilkanaście minut zanim zacznę suszyć suszarką i do tego czasu włosy mam już prawie wyschnięte, a to niezły wyczyn, bo moje włosy same schną do dwóch godzin! :) Jestem zachwycona i na razie nie przewiduję zmian w tym obszarze ;)

MAC, pomadka w odcieniu Brave. Namówiły mnie na nią w Warszawie Dziewczyny [ Agata i Esek ] i nie żałuję! Uwielbiam ją szaleńczo i zawsze przy sobie [ na sobie, w sensie -  na ustach, też! ] noszę! Genialny odcień, w którym czuję się świetnie ♥


Ulubieńcy czerwca bardzo pielęgnacyjni, ale w sumie w makijażu niewiele się ostatnio zmienia, wciąż używam tych samych produktów. Jak jest u Was?
Podzielcie się ze mną swoimi ulubieńcami w komentarzach!
cze
8
2014

Bo ja kocham róże ! | Essie, Don't Sweater It + naklejki wodne

Witajcie w słoneczną niedzielę! :)

Nic co różane, nie jest mi obce. To powinno być moje motto życiowe ;) Mam zresztą kilka takich błyskotliwych sentencji produkcji własnej i nie tylko, ale to raczej nie miejsce na ich prezentowanie [ głównie dlatego, że w większości zawierają niecenzuralne słowa ;) ].

Wracając jednak do róż - kosmetycznie i obrazkowo je uwielbiam! W formie chabaziowej mniej, bo ręki do kwiatków nie mam i wszystko prędzej zemrze w doniczce / wazonie niż zdąży mnie nacieszyć ;) Ale wszelkie różane mazidła, olejki, hydrolaty, perfumy - mniam! Kiedy więc na bocheńskim spotkaniu blogerek dostałam w pięknej paczuszcze naklejki wodne od Promoto Promoto i okazało się, że są tam też róże, od razu wiedziałam, że wypróbuję :)

Miałam już do czynienia z naklejkami wodnymi, ale [ wstyd! ] dotąd te kolorowe kartoniki służyły mi jako... zakładki do książek! Wiem - poziom paznokciowej ignorancji nie do ogarnięcia ;) Niemniej Agnieszka zrobiła mi przeszkolenie i spróbowałam sama :)

Na zdjęciach zobaczycie lakier Essie w odcieniu Don't Sweater It i różane naklejki wodne na palcu serdecznym. Spodobało mi się dodanie takiego akcentu i wiem, że będę po naklejki sięgać częściej. Co do lakieru Essie, to uwielbiam ten egzemplarz za świetny kolor [ i wcale nie uważam, że szaro bure lakiery są domeną jesieni i zimy! ] i jakość, którą porównałabym do odcienia Watermelon - w zasadzie jedna warstwa już wystarcza, kolor jest głęboki i bez prześwitów, równomiernie pokrywa płytkę. Ja z przyzwyczajenie położyłam dwie warstwy. Całość utrwalona niezawodnym Seche Vite.

Jeszcze jedno - proszę przymknąć oko na skórki - pierwszy raz próbowałam odsuwania zamiast wycinania i nie wyszło mi to jakoś pięknie ;)

Teraz zdjęcia :)









Jak się Wam podoba takie połączenie?
Używacie naklejek wodnych?

Miłej reszty niedzieli!
kwi
15
2014

Romantyczno - wiosenny duet na paznokciach | Nails Inc + Essie

Witajcie ciepło! :)

Już chwilę nie było na blogu żadnego lakierowego posta, dziś więc nadrabiam te zaległości. Muszę się Wam przyznać, że jakoś mi nie idzie ostatnio robienie zdjęć lakierom. Albo za jasne, albo zbyt rozmazane [ ręce mi się trzęsą na starość ^^ ], albo kolor nijak się ma do rzeczywistości. Taki pech mnie ostatnio dotyka, a co za tym idzie i bloga, który traci na ilości lakierowych wpisów :( Staram się jednak jak mogę i z tych starań oto przed Wami romantyczno - wiosenny duet lakierów z Nails Inc oraz Essie :)


A co do tulipanów, które są tłem w dzisiejszym poście, to pozazdrościłam Wam wiosennych i kwiatowych zdjęć i sama połakomiłam się na tulipanki. Plany zdjęciowe miałam ambitne, ale oczywiście rzeczywistość je szybko zweryfikowała i tym samym tulipany na planie zdjęciowym znalazły się dwa razy, a potem zginęły tragicznie w paszczy domowego psiego potwora, zdążywszy uprzednio uschnąć, bo perfekcyjna pani domu zwyczajnie o nich zapomniała ;)

Dzisiejsze połączenie to pastele, każdy z innej parafii. Uroczy majtkowy róż z Nails Inc nosi nazwę  Charing Cross Road, a miętka z Essie to nic innego, jak powszechnie znany i lubiany Mint Candy Apple [ nawiasem mówiąc najpoważniejszy pretendent do wykończenia pierwszej pełnej buteleczki lakierowej w moim życiu ^^ ].


Nails Inc pochodzi z uroczego zestawu miniaturek, który był jedną z wielu dobroci z nagrody w rozdaniu, które wygrałam u Pączka w pudrze. Kolor niby banalny i powtarzalny, ale to on ze wszystkich najbardziej przyciągnął moją uwagę :)

A Essie ma już prawie rok, przywędrował do mnie wraz z Too Too Hot jako pierwsze ever nabytki z tej firmy. Pamiętam to jak dziś - akurat dowiedziałam się, że zdałam potworny egzamin z pedagogiki ogólnej i umówiłam się z Narzeczonym na pizzę w Pizzy Hut w krakowskim Kazimierzu. W galerii przecież jest SuperPharm, więc poszłam się kosmetycznie nagrodzić, była promocja na lakiery Essie, więc doszłam do wniosku - kiedy, jak nie teraz? Nie ma to jak lakier z historią ;)

Obydwa lakiery są totalnie kremowe i równie pastelowe. To, co je jednak odróżnia od typowych pasteli, to brak toporności - konsystencje są naprawdę w sam raz, nic nie smuży, nie bąbelkuje. Róż nałożyłam trzema cieniutkimi warstwami [ teraz już wiem, że 2 grubsze też dałyby radę ], a miętę dwoma. Całość wytrzymała w bardzo dobrym stanie 5 dni, więc do trwałości nie mogę się przyczepić, oczywiście wszystko utrwalone jak zawsze SV.


Polubiłam to połączenie pastelowych barw i wiem, że będę do niego jeszcze wracać. Jak się Wam widzą te pastelowe lakiery?

Co macie teraz na paznokciach, pochwalcie się? :)


P.S. Bardzo się cieszę, że pomimo mojej ograniczonej aktywności, wciąż Was przybywa na blogu oraz FB. Na blogu jest już Was 430, a na FB 80 osób! Ależ się cieszę! Buziaki dla wszystkich - motywujecie mnie wciąż do pisania, dziękuję Wam!!!!! ♥♥♥



mar
4
2014

Arbuz w lawie, czyli róż na całej linii! | Essie, Watermelon + China Glaze, Hot Lava Love

Cześć! :)


Dziś będzie post z dwoma lakierami do paznokci, które o dziwo, nie doczekały się jeszcze premiery na blogu, a nosiłam je już kilka razy. Dziś więc nadrabiam to niedopatrzenie, prezentując je w duecie. Nie byle jakim, bo różowym! :) Jako, że róż jest dobry na wszystko - enjoy! 


Watermelon przywędrował do mnie z rozdania u Anne - Mademoiselle, a Hot Lava Love od Extension Beauty. Dziewczynom raz jeszcze bardzo dziękuję, bo bez podarunków od nich nie wpadłabym na takie fajne połączenie :)


Watermelon to piękny okaz Essie - kolor jest totalnie kremowy, nasycenie koloru jest maksymalne i energetyczne, ale jeszcze nie jaskrawe, choć kolor daje po oczach :) Ten mocny, soczysty róż idealnie ożywia nasze dłonie bez względu na porę roku czy ubiór. Świetnie wygląda również w wersji matowej - sprawdziłam! Kryje równomiernie po 2 warstwach, nie smuży, nie bąbelkuje - ideał.


Hot Lava Love to kolor, z którym mamy trudną relację. Ten lakier z firmy China Glaze to czerwień z pogranicza różu z pierdyliardem opalizujących na różowo drobinkek. Raczej nie moja bajka,ale jakimś dziwnym trafem spodobał mi się i chciałam go oswoić. Najpierw nałożyłam go solo. Kryje prawie w 100% po 3 warstwach. Solo jakoś do mnie nie przemawiał, było mi na dłoniach za pstrokato i bogato ;) Zmyłam, potem zrobiłam do niego kolejne podejście, ale znów nie czułam się komfortowo. Wpadłam na pomysł zmatowienia gagatka. Efekt, jaki uzyskałam, był dość ciekawy, jednak wciąż miałam jakieś obiekcje. Dopiero jako dodatek lakier w pełni mi się spodobał i właśnie w taki sposób będę go wykorzystywać :)


W tym połączeniu bardzo podoba mi się to, że lakiery są prawie identyczne, jednak różnicę da się zauważyć, zwłaszcza w mocniejszym świetle. Pod słońce palec serdeczny pięknie migocze, a efekt nie jest tandetny czy przesadzony. Połysk, który na wszystkich palcach był dla mnie zbyt nachalny, tutaj staje się delikatny i zróznoważony przez kremowość reszty :) 


Na koniec wstawię Wam jeszcze zdjęcie z mojej komórki, która dziwnym trafem lepiej od aparatu oddaje rzeczywiste kolory... Udało mi się ładnie uchwycić kontrast i podobieństwo tych dwóch lakierów :) Wybaczcie poranione palce.


Napiszcie mi koniecznie, jak się Wam podoba takie połączenie! :)
Miłego dnia! :)))

lut
4
2014

Bure paznokcie z lakierami Essie, OPI i China Glaze :)

Cześć! :)

Miałam dziś bardzo męczący dzień, załatwiałam kilka ważnych spraw w Krakowie, a potem załapałam się jeszcze na agresywny shopping ze wspaniałą i niestrudzoną Mamą Narzeczonego. Agresywny, ale skuteczny! Chcecie post z moimi niekosmetycznymi zakupami? :) Dajcie znać w komentarzach, a tymczasem mam dla Was lakiery.

Rzadko ostatnio pojawiają się notki lakierowe, sama nie wiem, dlaczego. Paznokcie mam permanentnie pomalowane, nie lubię chodzić bez lakieru. Postaram się częściej pokazywać Wam kolory z mojej kolekcji, bo mam jeszcze wiele godnych uwagi, które jeszcze nie doczekały się blogowego światła ;) Dzisiejszy wpis dedykuję Iwetto, która prosiła [ już daaaawno, ale wiecie - co się odwlecze, to nie uciecze ^^ ] o porównanie Smokin Hot z Foie Gras.


Dziś będzie porównanie moich ulubionych burych lakierów - tych, po które najczęściej ostatnio sięgam. To nie wszystkie błotniaczki, które mam w zbiorach, uprzedzam pytania ;)
Na powyższym zdjęciu, kolejno od lewej: OPI Over The Taupe, Essie Don't Sweater It, Essie Smokin Hot, China Glaze Foie Gras.

Zdjęcia były robione 3 dnia po pomalowaniu.


Tutaj zdjęcie z fleszem.


Tutaj zdjęcie w świetle dziennym


Wszystkie pokazywane lakiery cechuje bardzo dobre krycie i 2 warstwy wystarczą w zupełności do uzyskania równomiernego krycia i koloru. Ja jedynie mam inną taktykę przy Over The Taupe - nakładam 3 bardzo cieniutkie warstwy, bo zauważyłam, że wtedy uzyskuję bardziej równomierne krycie i jakby głębszy kolor. Wszystkie wysychają syzbko, ale ja i tak zawsze pomagam im Seche Vite, dla dodania dodatkowego połysku i przedłużenia trwałości.


Jeśli kazałybyście mi wybrać z tej czwórki jeden, ulubiony - nie potrafiłabym! Wszystkie je bardzo często noszę i lubię. Najciemniejszy, Smokin Hot ma największe zużcie, jak dotąd :) Generalnie uważam, że błotniaczki, taupe'y, czy inne bure lakiery są bardzo uniwersalne: pasują do wszystkiego [ od każdej pory roku, po wszelakie stroje ] i świetnie wyglądają zarówno na długich, jak i na krótkich paznokciach.




A który się Wam najbardziej podoba? :)