Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Organique. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Organique. Pokaż wszystkie posty

Zużycia | LUTY

Witajcie :)

W końcu udało mi się zmobilizować do zrobienia zdjęć pustym opakowaniom i mogę się z nimi spokojnie pożegnać. W ramach tego pożegnania poświęcam im parę linijek tekstu tu, na blogu. Luty niby najkrótszym miesiącem w roku, a wyjątkowo dużo kosmetyków się skończyło. Ale to dobrze, zapasu stopniowo, baaardzo powoli się zmniejszają :)


Szampon Balea w wersji mango + aloes to mój niekwestionowany ulubieniec, mam już kolejne dwie butelki w zapasie. Maska bananowa Kallos sprawdza się na moich włosach świetnie, zarówno jako lekka odżywka na minutę, jak i maska na minut kilkanaście. Dodatkowo świetny, smakowity zapach, który przypomina mi kwaśne śmiejżelki ♥ Maska miodowa do włosów z Bomb Cosmetics nie wyłamuje się z tego zdjęcia - byłam z niej także zadowolona, bardzo dobrze odżywiała moje włosy i żałuję jedynie, że w opakowaniu było jej tak mało :)


Olejek Detox na noc od Caudalie to moje objawienie. Używałam go przez ponad pół roku, taki jest wydajny i rzeczywiście działał. Poświęciłam mu osobny, bardzo obszerny post, więc jeśli się zastanawiacie - idźcie poczytać :) Tonik oczyszczający Natura Siberica był przeciętny - całkiem przyjemnie pachniał i nie ściągał skóry po użyciu, ale powrotu nie planuję. Płyn micelarny Tołpa z serii Białe Kwiaty to mały koszmarek, nie polubiliśmy się, oj nie... Na koniec peptydowe serum pod oczy z Bielendy - zakup poczyniony na targach kosmetycznych w listopadzie, dzielnie służył mi przez 3 miesiące i jeszcze zostało go trochę w opakowaniu, ale data ważności od otwarcia to 2 miesiące i nie chciałam ryzykować. Bardzo byłam z niego zadowolona i nie wykluczam ponownego spotkania :)


Pasta do zębów Signal z grudniowego Joyboxa była taka sobie, ale wkurzała mnie bardzo tym, że wszystko, od szczoteczki po umywalkę, barwiła na niebiesko... Płyn do demakijażu Sisley nie podbił mojego serca, bo miał trudności ze zmyciem maskary z oczu, a to dla mnie niedopuszczalne. Żel pod oczy Flos - Lek - miły powrót. Kiedyś używałam tych żeli non stop :) Świetna opcja na dzień! Maskara My Secret jest całkiem dobra, zaryzykowałabym stwierdzenie, że sprawdzała się u mnie lepiej niż ta złoto fioletowa z L'Oreal ;)


Caudalie, brzoskwiniowy żel pod prysznic. Z tymi żelami to jest tak, że akurat jakimś cudem świata nie są. Nie mam super wrażliwej skóry, żeby zauważyć różnicę, myjąc się tak delikatnym myjadłem. Więc w tym przypadku, jak kocham Caudalie, to jestem na nie - żel słabo się pieni, jest galaretowaty i niewydajny. Zapach śliczny :) Peeling różano migdałowy z The Secret Soap Store to prezent od Eska, Floreska. Peeling był super, bardzo mocno zdzierał, tak jak lubię i pachniał przy tym różą ♥ Organique, peelingująca pianka pod prysznic w wersji Ice Tea pachniała bosko i miło się jej używało.To gadżet, nie na co dzień, ale fajnie od czasu do czasu sięgnąć po coś innego. U mnie najlepiej sprawdzało się używanie jej na suche ciało, a potem masowanie zwilżonymi dłońmi - masaż pierwsza klasa! Myślę, że kiedyś jeszcze sprawię sobie taką przyjemność :) Nuxe, Reve de Miel, balsam do ust to kultowy już produkt. Swojego słoiczka używałam chyba ponad rok, taka wydajna bestia z niego. Genialnie pielęgnuje usta nocą. Kupujcie! :)


Kulka Nivea nikogo nie dziwi, prawda? ;) Mleczko do ciała Yves Rocher z limitowanej edycji o zapachu karmelizowanej gruszki było nie lada gratką - fantastyczny zapach, przyjemna, lekka konsystencja. Kto nie załapał się na gruszkę, niech żałuje! Facelle po raz enty, do wszystkiego :) Balsam do ciała Lumene z serii Angry Birds rozczarował mnie mdłym zapachem, nie polubiłam go i dlatego nawet nie rozcięłam opakowania pod koniec ;) Płatki ze zmywaczem Ebelin też mnie wkurzyły, tłuste są niemiłosiernie. Balsam do ciała w kostce z Orientany miał przepiękny zapach, uwielbiałam go i rekompensował mi nawet to, że kostka była dość twarda i ciężko się rozpuszczała. 


Kontynuowałam w lutym zużywanie próbek i poszło mi całkiem nieżle, Zużyłam kilka sztuk rekonstruktora do włosów JMO, lubię ten produkt :)


Nauczona doświadczeniem z poprzedniego miesiąca, nie ładowałam na twarz miliona różnych próbek. Z tych tutaj na uwagę zasługuje krem pod oczy Eternal Gold z Organique, który kiedyś na pewno kupię, bo to już nie pierwsza jego próbka, którą miałam. 

Tak oto prezentują się moje zużycia lutego w kwestii kosmetyków. Jak na moje oko, całkiem dużo tego nazbierałam i cieszę się, że zużywanie idzie mi w miarę płynnie :)

Do zobaczenia / napisania następnym razem! :)

Joybox | w końcu coś ciekawego na polskim rynku :)

Witajcie! :)

Dziś szybki post informacyjny o najnowszym pudełku kosmetycznym dostępnym w Polsce. Przeglądając ostatnio blogi natknęłam się na wiadomość o tym, że firma Joy, ta od bzdurnych kolorowych magazynów, startuje z własnymi boxami kosmetycznymi. Weszłam na stronę, przyjrzałam się uważnie wszystkiemu i... zamówiłam, słaba jestem ;)


Najbardziej spodobało mi się to, że zawartość od początku jest znana, Już mi wystarczy "niespodziankowych" pudełek Glossybox czy jak tam one się teraz nazywają, które często okazywały się niemiłym rozczarowaniem... Tym razem jest pakiet produktów, które dostajemy " z przydziału " i pula, z której dobieramy sobie sami spośród dostępnych wariacji pozostałe rzeczy. Wszystko jest czytelnie pokazane w grafikach na stronie, zobaczcie sobie :)


W standardzie w pudełku znajduje się sześć produktów [ nieźle! ], a dobieramy kolejne trzy [ jeszcze lepiej! :) ]. Te już dla nas wybrane to: wazelina firmy Vaseline w uroczym słoiczku [ 50 ml ], kokosowy żel pod prysznic Original Source [ 250 ml ], saszetka z peelingiem enzymatycznym Bielendy [ 2 x 5g ], pasta do zębów Signal [ 50 ml, to akurat mogli sobie darować, ale niech im będzie ;) ], krem do rąk z Eveline [ 30 ml ] oraz tint do ust z Bell [ 5,5g ]. A co dobrałam sama? Zdecydowałam się na Ultra - odżywcze masło do ciała z minerałami z Morza Martwego i masłem karite od Apis [ 200g ], bo już od dawna chciałam przetestować coś z tej firmy. Następnie kliknęłam balsam do ciała z masłem shea z Organique [ 100 ml ], na stronie była wersja grejfrutowa, a do mnie dotarła mleczna. Nie narzekam, bo uwielbiam tę mleczną linię Organique :) Ostatnia rzecz, którą wybrałam, to balsam do ust Balmi o zapachu malinowym [ 7g ] - nie sądziłam, że jest taki duży ;)


Można było wybierać spośród naprawdę ciekawych kosmetyków i dodatków - były np malutkie perfumetki Lolity Lempickiej, tonik Shiseido czy bransoletki by Dziubeka - dla każdego coś dobrego :)

Pudełko kosztowało 49 zł, wysyłka kurierem Inpost była za darmo. Ja jestem naprawdę zadowolona, zawartość jest ciekawa, a fakt, że sami możemy sobie dobrać kilka rzeczy według własnego gustu, przemawia na plus całej akcji :) Dodatkowo dużo pełnowymiarowych kosmetyków [ tint z Bell mam już na ustach - wspaniały jagodowy kolor ♥ ] i konkretne miniatury. Samo pudełko też mi się podoba, a najbardziej te nieregularne kropki, jakby je ktoś długopisem bazgrał ;) Nie wiążemy się żadnymi subskrypcjami, wszystko jest jasne i przejrzyste. Fakt faktem, że czas realizacji zamówienia ma wynosić 7 dni, a u mnie trwało to 11, ale nie czepiam się, bo to ich pierwsze pudełko i mogli nie spodziewać się aż takiego zainteresowania ;) 

Jestem ciekawa kolejnych pudełek i nie wykluczam zamówień ;)
Jak się Wam podoba zawartość?
Zamówiłyście ten box? Co wybrałyście?
Dajcie znać w komentarzach! :)

Empties #24 | w listopadzie się obijałam ;)

Witajcie serdecznie :)

Czy u Was też tak szaro i ponuro i nie macie nastroju na nic innego, oprócz siedzenia z ciepłą herbatą i książką? Jeśli tak, to bardzo proszę docenić moją dzisiejszą mobilizację - zrobiłam zdjęcia i napisałam post! :D


Nie przedłużając, zapraszam Was na szybki przegląd tego, co zużyłam w tym miesiącu [ w ogóle wow - udało mi się pierwszy raz od nie wiem kiedy napisać o zużyciach jeszcze we właściwym miesiącu! ^^ ]


płyn micelarny Garnier - ulubiony już, mam w użyciu kolejną butelkę. Znakomicie zmywa cały makijaż, nie straszny mu eyeliner czy ciemne cienie. Nie podrażnia mi oczu, za co wielki plus.

pianka do mycia twarzy Organic Therapy - służyła mi przez ponad 4 miesiące, codziennie rano. Uważam to za bardzo dobry wynik! Pianka pięknie pachniała, bardzo dobrze, ale delikatnie oczyszczała twarz. Zrecenzowałam ją na blogu jakiś czas temu :)

tonik energizujący Clarins - to już moja druga butelka tego toniku do twarzy. Niesamowicie wydajny, używałam go codziennie przez 5 miesięcy [ od 4 czerwca ]. Uwielbiam jego zapach i działanie, na pewno jeszcze powrócę :)



tonik do twarzy Pat&Rub - hojną odlewkę dostałam od Magdy z bloga Unappreciated już jakiś czas temu [ chwaliłam się nią ]. Byłam toniku bardzo ciekawa, więc jak skończyłam Clarins'a ze zdjęcia wcześniej, sięgnęłam po ten. Wystarczył mi na dwa tygodnie codziennego używania i bardzo dobrze się spisywał. Nie jestem jednak pewna, czy zapach mi się spodobał ;) Chyba muszę kupić pełnowymiarowe opakowanie i to zgłębić ;)

krem do twarzy z kwasem pirogronowym, azelainowym i salicylowym Bandi - męczyłam go już drugi sezon, ale w końcu zrezygnowałam i wyrzucam, mimo że jeszcze jest go trochę w opakowaniu. No ja po prostu nie widzę żadnego działania! No i nie pachnie fiołkami ;) Teraz używam toniku z kwasem migdałowym Norel i od razu jest różnica! :)

emulsja matująca z filtrem SPF 50 Vichy - to nie pierwsza i nie ostatnia tubka tego kremu z filtrem. Bardzo go lubię i na pewno będę powracać. Recenzja pojawiła się już dawno temu. Na razie mam inne filtry w użyciu :)


nektarynkowe mydło do rąk Balea - udało mi się je wygrzebać w sklepie z chemią niemiecką [ niestety nic innego z Balea nie było ;( ] za jakieś 5 zł i nie żałuję, bo bardzo to mydełko polubiłam, głównie za zapach :) Ale nie wysuszało rąk, co dla mnie jest atutem, bo po przygodzie z mydłami do rąk Ziaja zwracam na to większą uwagę.

antyperspirant w kulce Dry Comfort Nivea - czy ja cokolwiek muszę pisać? ;)

baza pod lakier Bio2 Vitamin Booster Bell - ulubiona baza pod lakier, chroni, przedłuża trwałość lakieru i pisałam o niej niedawno w poście o produktach, do których regularnie powracam.

krem do rąk Thalgo - mały, ale niestety wydajny. Czemu niestety? Bo zapach bardzo mi się nie podobał :( Pachniał jakimiś algami i innymi glonami, zupełnie nie moje gusta zapachowe ;)


pasta do zębów Sparkly White Himalaya Herbals - ulubiona od wielu miesięcy i prędko jej nie zamienię! ;)

balsam New Charity Pot Lush - to maleństwo dostałam od Irenki i było fantastyczne! Pięknie pachniało i świetnie nawilżało skórki, bo do tego go używałam. Jeśli macie dostęp - kupujcie! Ja już żałuję, że nie mam Lush'a w Polsce ;)

olejek do włosów BC Oil Miracle Light Schwarzkopf - używałam na długość po myciu. Znakomicie chronił włosy i przyspieszał suszenie. Będę polować na pełnowymiarowe opakowanie :)

peeling do ciała Divine Scrub Caudalie - doszłam do wniosku, że nie będę chomikowac miniatur i sięgnęłam po ten uroczy słoiczek. Okazało się, że peeling jest fenomenalny i nie dość, że całkiem nieźle zdziera, to jeszcze tak wspaniale wygładza skórę, że nie mogłam w to uwierzyć! Po peelingu posmarowałam ciało suchym olejkiem z tej samej serii Caudalie i byłam w siódmym niebie! Nawet Narzeczony był zdziwiony, że mam taką miłą w dotyku skórę ;) Ach, wspomniałam już, że kupiłam pełnowymiarowe opakowanie tego cuda? ;>


Tutaj próbki. Ta największa saszetka to była arbuzowa maska algowa z Bielendy. Czemu tak późno odkryłam maski algowe? Tego nie wie nikt. Wiem jedno - chcę więceeeeej! ;) Krem z kwasem migdałowym Norel zachęcił mnie do kupienia pełnowymiarowego słoiczka i na pewno to kiedyś nastąpi. Dyniowa maseczka nawilżająca z Organique tylko utwierdziła mnie w chciejstwie tej serii - po próbkach stwierdzam, że muszę kiedyś dorobić się ich kremu nawilżającego i maseczki. Ostatnia saszetka to jakiś lotion z Misshy, zupełnie nie zauważyłam działania, dla mnie to było jak woda ;)

To już wszystkie moje zużycia listopadowe, wiem, że mało tego.
Tak, też byłam zdziwiona, ale liczę, że w grudniu uda mi się lepiej ;)
Piszcie, jak Wam poszło w tym miesiącu?
Znacie coś z moich zużyć?

Targi kosmetyczne Lne & Spa w Krakowie | moje łupy :)

Dzień dobry niedzielnie! :)

Wczoraj z samego rana [ ktoś zmusił mnie na jazdę o 8:20 ! ;) ] pojechałam wraz z Agni na wycieczkę. Nie byle jaką wycieczkę, bo do Mordoru [ zawsze się mylę przez ten smog ;) ] Krakowa i w nie byle jakim celu, bo na targi kosmetyczne, a potem na spotkanie z Cattie.

Na targi dojechałyśmy z centrum specjalnym bezpłatnym autobusem i dzięki temu byłyśmy na miejscu tuż po 10, czyli zaraz po otwarciu. Zrobił się mały tłum, ale wydawanie biletów szło całkiem sprawnie, więc nie czekałyśmy długo. W porównaniu z Targami Książki, na których byłam niedawno, te kosmetyczne były mniejsze, bo zajmowały tylko jedną z dwóch sal wystawowych. Ale nie narzekam, bo i tak organizacja i miejsce były o niebo lepsze niż w poprzedniej, wiosennej edycji.



Z racji tego, że byłyśmy dość wcześnie, bez ścisku spacerowałyśmy między alejkami i stoiskami, a tam, gdzie coś nas zainteresowało, można było zamienić kilka słów i na spokojnie porozmawiać o danym produkcie. Dzięki temu zrobiłam zakupy na stanowiskach Norel, Organique i Bielendy bez przepychanek i kolejek. Do Bielendy wróciłam jeszcze dwa razy później [ ach, to moje niezdecydowanie ;) ] i wtedy było już ciaśniej, ale wciąż wszystko szło sprawnie. 
Agni, niczym koń do stajni, ciągnęła rzecz jasna na stoiska lakierowe i również tam udało nam się bez większych przygód zrobić zakupy. Ja nabyłam tylko jeden lakier, który zresztą miałam w planach - tak, też się dziwię! Co prawda stoisko dystrybutora Orly było ubogie, a Zoya w ogóle się nie pojawiła [ znów :( ], ale i tak byłam pod wrażeniem takiej ilości lakierów ;)

Czas minął nam bardzo miło, przy wyjściu spotkałyśmy jeszcze Justynę z bloga elaree - może następnym razem pobuszujemy po targach we trójkę :) Podobało mi się rozplanowanie stoisk i fakt, że dawano bardzo dużo próbek i gratisów [ w przypadku Bielendy nawet pełnowymiarowe produkty ]. Czy coś mi się nie podobało? Owszem. Pani na stoisku Organique, która mnie obsługiwała, była bardzo wyniosła, zakładała, że nic nie wiem i zbywała moje pytania [ a kupowałam kwas, chciałam się więc czegoś dowiedzieć u źródła, to chyba naturalne? ], do zakupów za chyba 60 zł nie dała mi żadnej próbki, musiałam o to poprosić, a Agni nawet nie zapakowała jej zakupów... No i bezpłatny bus na Targi mógłby jeździć z większą częstotliwością. Ogólnie jednak jestem całkiem zadowolona. 

Po Targach pojechałyśmy jeszcze do centrum na spotkanie z Cattie! :) Trochę przemarzłyśmy, ale przytulna włoska knajpka i świetne jedzenie poprawiło nam humory. Cieszę się, że mogłam z Cattie na spokojnie porozmawiać, liczę, że jeszcze kiedyś to powtórzymy, może nawet w bardziej sprzyjających okolicznościach :)

Teraz czas na moje targowe zakupy, domyślam się, że jesteście ciekawe. Od razu uprzedzam, że nie pokażę wszystkiego, bo duża część moich zakupów jest przeznaczona na prezenty świąteczne dla przyjaciół i rodziny, ale spokojnie - dla siebie też nabyłam całkiem sporo :)


Zmywacz do paznokci Eurofashion [ 15 zł / 500ml ] kupiłam za poleceniem Agni. W Bielendzie skusiłam się na satynową wodę różaną [ 21 zł / 500ml ] oraz na peptydowe serum ujędrniające na okolice oczu [ 29 zł / 30ml ]. Jedyny lakier do paznokci, jaki kupiłam dla siebie, to OPI Today I Acomplished Zero [ 19 zł ] i już nie mogę się doczekać malowania. Na stoisku OPI wzięłam również balsam kokosowo melonowy do rąk [ 6 zł / 30ml ], bo lubię te małe opakowania nosić w torebce. W Organique skusiłam się na kwas glikolowy z azaleinowym [ 29 zł / 50ml, promocja z 89 zł ], a na stoisku Norel na żelowy tonik z kwasem migdałowym [ 30 zł / 200ml ] . Tutaj mam do Was pytanie. Myślicie, że mogę stosować codziennie tonik z kwasem migdałowym Norel, a co kilka dni ten kwas z Organique? Czy powinnam te produkty stosować pojedynczo? Nie używałam dotąd takich kwasów, zawsze stawiałam na krem z kwasami, który był prostszy w obsłudze. 
 

W Organique wybrałam też kilka wosków do kominka [ 3,90 zł / sztuka ] i pokazuję je tutaj tylko ze względu na to, że to zakupy targowe. Spokojnie, nie zamierzam o nich szerzej pisać! ;) Na stoisku z akcesoriami do salonów kosmetycznych kupiłam pęsetę [ 5 zł ], patyczki do odsuwania skórek [ 2 zł ] oraz 3 pilniczki, bo ostatnio takie polubiłam [ 2 zł / sztuka ]. Wzięłam też kilka małych pojemniczków na odlewki [ 0,50 zł / sztuka ], ale zapomniałam o nich przy robieniu zdjęć ;)

Jestem bardzo zadowolona z mile spędzonego dnia. Zakupy nie są małe, ale dość konkretne i na pewno nic się z nich nie zmarnuje, ja się bardzo cieszę :)


Byłyście na Targach Lne&Spa w tym roku?
Pochwalcie się, co kupiłyście!

Kosmetyczny nieurodzaj ;) | zakupy z sierpnia

Witajcie! :)

W sierpniu jakoś tak się stało, że niewiele kosmetyków przybyło mi do kolekcji, sama nie wiem, dlaczego tak się stało - może to brak czasu na porządne zakupy, albo po prostu brak potrzeby? Sama nie wiem ;) Kilka rzeczy jednak wpadło w moje ręce i chciałam je Wam dziś pokazać. Zakupowy bilans sierpnia jest ujemny - zużyłam więcej kosmetyków niż kupiłam, nieźle, co? ^^


Zacznę chyba od najciekawszych nowości, oczywiście pielęgnacyjnych,bo takie u mnie co miesiąc, jak wiecie, przeważają. Jak tylko usłyszałam o peelingujących piankach pod prysznic od Organique, wiedziałam, że na jakąś się skuszę. Padło na peelingującą piankę o zapachu mrożonej herbaty. Za piankę zapłaciłam w sklepie firmowym 34,90 zł.
Następną nowością jest miodowa maska do włosów Bomb Cosmetics, którą zapragnęłam po recenzji Pączka w pudrze. Maska ma prześliczne opakowanie i mam nadzieję, że sprawdzi się na moich włosach. Na razie czeka na swoją kolej. Kosztowała trzydzieściparę złotych w Minti Shopie.



Zmywacz do paznokci rzecz ważna, kupiłam więc kolejne opakowanie lubianego przeze mnie zmywacza w żelu o zapachu mango z firmy Donegal. Jest delikatny, skutecznie zmywa i nie śmierdzi tak bardzo, jak reszta. Postanowiłam zafarbować włosy [ robię to raz na kilka miesięcy, zazwyczaj co pół roku ] i kupiłam dwie farby z Garnier w kolorze 4 Brąz . Wyszły czarne i byłam trochę zła, ale teraz już się wypłukały i wyglądają znośnie. Przyznam, że zastanawiam się nad ciemniejszymi włosami teraz, bo po farbowaniu dostałam bardzo dużo komplementów! :)


Regenerujący płyn do higieny intymnej Tołpa to mój ulubieniec. Kończę właśnie przeciętny płyn z Białego Jelenia i zaopatrzyłam się w znany i lubiany produkt, bo był na promocji w Hebe. Nie dość, że dobrze działa, to jeszcze jest wydajny - to lubię :)Dwufazowy płyn do demakijażu oczu z Bielendy kupiłam pod wpływem impulsu - od kilku tygodni znów maluję rzęsy tuszem i potrzebowałam czegoś, co skutecznie ten tusz z moich rzęs usunie [ akurat micel z Garniera mi się skończył ], padło więc na ten płyn. Jest okej, ale trzeba się namachać, żeby wszystko dobrze zmyć.  Z kategorii zachcianek - krem do rąk Crabtree&Evelyn o zapachu miodu i kwiatu brzoskwini. Wypatrzyłam go w TkMaxxie za 24 zł [ normalna cena to 73 zł ] i przygarnęłam bez zastanowienia :)


Krem do ciała Dove to nieprzemyślany zakup w Hebe. Był na promocji za kilkanaście złotych, spodobał mi się duży, okrągły słoik, a że nigdy nie próbowałam pielęgnacji z Dove - wzięłam :) Oczekiwałam czegoś bogatszego, ale na ostatnie ciepłe dni ten krem jest w sam raz. Bardzo ładnie pachnie i żałuję, że zapach nie zostaje ze mną na dłużej. Perfumy CK Eternity to temat, który chyba ostatnio wałkuję w prawie każdym poście, wybaczcie ;) Dziś już ostatni raz ;) Udało mi się upolować na Truskawce 100 ml w świetnej cenie - 87 zł. Wzięłam i teraz na nowo jestem zakochana - stara miłość nie rdzewieje! :)


Czas na kolorówkę! Jak zawsze najskromniej, ale i tak nie wiem, kiedy [ i czy w ogóle ] ja to wszystko zużyję ;) Nie miałam czasu jechać do Krakowa i przedłużyć rzęs, jak to robiłam przez ostatnie miesiące, wpadłam więc na genialny pomysł kupienia tuszu do rzęs ;) Tak, też byłam zdziwiona, że żadnego nie miałam w zapasach! Padło na tusz Maybelline Rocket Volum' Express. Zakupu żałuję - tusz jest beznadziejny. Prawie nie unosi rzęs, objętości nie widzę, raczej sklejenie i oblepienie... Teraz, po prawie 4 tygodniach codziennego używania jest lepiej, tusz zasechł trochę i lepiej się nim operuje, jednak wciąż nie jest dobrze... Pomadka w kredce Celia Lips on Top o numerku 1 to spontaniczny zakup w krakowskim Firlicie. Kosztowała nieco ponad 11 zł i jestem z niej bardzo zadowolona. Chubby Stick od Clinique to to nie jest, żeby nie było, ale bardzo fajnie wygląda na ustach - wybrałam neutralny, blady brzoskwinioróż i dobrze się w nim czuję. Pomadka trwała nie jest, ale dobrze mieć ją w torebce - nigdy nie wiadomo, kiedy przyda się nam trochę koloru :) Ostatnie nabytki to dwa lakiery - w TkMaxxie wypatrzyłam Models Own w odcieniu Thunder and Lightening [ 14,99 zł ], a China Glaze w odcieniu What a Pansy kupiłam w Minti Shopie [ 16 zł ].

To są wszystkie moje zakupy z sierpnia, prawda, że niewiele? :)
Jak Wam poszło? Poszalałyście, czy byłyście raczej ostrożne?
Piszcie!

Empties #14

Cześć :)

Ja wciąż się kuruję po zabiegu wyrwania ósemki, ale dziś miałam już na tyle siły, żeby wstać z łóżka i zrobić zdjęcia moim kwietniowym zużyciom.  Wiem, wiem, że pora obiadowa teraz, ale może akurat ktoś w otchłaniach internetów trafi do mnie zamiast do kuchni / na grilla? ;) 
Do boju więc! :)

W ubiegłym miesiącu zużyłam 12 pełnowymiarowych kosmetyków i garść próbek - zadowalający wynik.
Na pierwszy ogień pójdzie pielęgnacja twarzy tym razem.


L'Oreal, Ideal Soft, Oczyszczający Płyn Micelarny. Kupiłam go, ponieważ micel z Biedronki zaczął mnie piec w oczy i potrzebowałam odmiany. Wahałam się pomiędzy tym a Garnierem, ale ten akurat był na promocji w SP, więc się skusiłam. Już do niego nie wrócę, bo to przeciętniaczek. Oczy, owszem, zmywał dobrze i nie piekł. To chyba jego jedyna zaleta, bo już z makijażem twarzy miał problemy - nie zmywał podkładu, a rozmazywał go po twarzy [ najgorzej było z Color Stay'em i Stay Matte'm ], jedynie lekki krem BB zmywał jako tako. Pienił się na twarzy i przez swoją nieskuteczność był niewydajny. 

Biały Jeleń, Hipoalergiczny Żel do Mycia Twarzy. Zachęcona pozytywną recenzją na którymś z blogów, sięgnęłam po niego w Hebe, bo kosztował tylko 5 zł. Używałam go półtora miesiąca, ale to zawdzięczam wyłącznie swojej zaradności - zmieniłam zakrętkę typu press na pompkę z toniku Caudalie. Gdybym tego nie zrobiła, żel wystarczyłby mi pewnie na dwa tygodnie, tak nieekonomiczne jest opakowanie. Konsystencja galaretkowata, ciężko się rozprowadzało na skórze. Niestety nie zapewniał mi uczucia świeżości i gdybym nie stosowała przed żelem płynu micelarnego i olejku do demakijażu, z pewnością nie radziłby sobie z oczyszczaniem twarzy. 

Lirene, Tonik nawilżająco - oczyszczający. Ulubieniec. Z przyjemnością do niego wracam od czasu do czasu, nie mam mu nic do zarzucenia - świetnie działa, świetnie pachnie i moja skóra go po prostu lubi! 


Cosmabell, Foot Peel, Intensywny zabieg złuszczający. Skarpetki z kwasem wygrałam już dawno temu u Angel. Dałam je w prezencie mojemu Tacie, ale kiedy po kilku miesiącach wciąż ich nie użył - odebrałam mu i sama poddałam stopy zabiegowi ;) Teraz już zrzuciłam większość skóry, jeszcze tylko trochę "obłażę", ale generalnie jestem zadowolona ze skarpetek :) Nie poradziły sobie u mnie z największymi zgrubieniami skóry, ale wybaczam im to [ tak to jest, jak się nie dba przez zimę o stopy ;) ].

Babydream, Oilwka pielęgnacyjna dla niemowląt. Kupiłam z ciekawości, czy pobije Hipp. Moim zdaniem są sobie równe, a ja będę wybierać tę, ponieważ jest po prostu tańsza ;) Świetny skład, świetna cena i działanie skłądają się na godny polecenia produkt, który zresztą znalazł się w lutowych ulubieńcach, o tutaj.

Joico K-PAK Reconstruct Shampoo. Szampon, który bardzo polubiłam. Wydajny, znakomicie odżywiał włosy i sprawiał, że wyglądały ładniej. Więcej o nim mogłyście już poczytać w niedawnej recenzji - klik. 

Davidoff, Cool Water Wave, Eau De Toilette. Wielka [ 100ml ] woda toaletowa, którą dorwałam w okazyjnej cenie w SP. Służyła mi przez wiele miesięcy i polubiłam mocno ten zapach, mam jeszcze miniaturkę. Trwałość pozostawia trochę do życzenia, ale w końcu to tylko woda toaletowa.


Caudalie, Creme Gourmande Mains Et Ongles. Krem do rąk, który służył moim dłoniom przez kilka miesięcy. Widocznie pielęgnował dłonie, pozostawiał je miękkie i gładkie. Pisałam o nim już tutaj.

The Secret Soap Store, Krem do rąk 20% masła shea. Pomarańcza. Ten krem był hitem. Pachniał wyśmienicie ♥ i długotrwale nawilżał dłonie. Wystarczyła odrobinka, żeby nawilżyć powierzchnię rąk. O nim również już pisałam, o tu.

Himalaya Herbals, Sparkly White, pasta do zębów. Ulubiona, wracam do niej regularnie, jak mogłyście się już zorientować ;)

Bania Agafii, serwatkowy szampon pielęgnacyjny, ochrona koloru. Kolejna ze 100ml saszetek rosyjskich. Ten szampon akurat nie zrobił na mnie wrażenia, był bardzo rzadki i wystarczył mi na dwa użycia, słabo. Mył dobrze, ale wydajność nie zachęca do ponownego zakupu.


Joico, maska do włosów. Dostałam tę odlewkę os Extension Beauty [ :* ]. Wystarczyło mi jej na kilka użyć, bo wcale nie potrzeba dużo, żeby pokryć całe włosy. Świetnie nawilżała i wygładzała włosy, były po niej mięsiste i lśniące.

Caudalie, Eau de Beaute. No cóż... Z bólem, ale to piszę ;) Niestety to produkt do niczego... Nie zauważyłam żadnego rozjaśnienia cery ani innych właściwości. Eliksir miał ładny ziołowy zapach i na tym kończą się jego zalety. Nie rozumiem dziwnie wysokiej ceny, skoro za zdecydowanie mniej można kupić inny produkt Caudalie, który spisuje się fenomenalnie - wodę winogronową...

Caudalie, The Des Vignes, woda perfumowana. Tę perfumetkę kupiłam w krakowskiej aptece za 12 zł, a w domu na kartoniku przeczytałam, że to próbka nie do sprzedaży... Niemniej zapach bardzo mi się spodobał, nosiłam tę miniaturkę w torebce i teraz, kiedy się skończyła, z przyjemnością kupię sobie pełnowymiarową wodę :)

Lierac, serum Premium. 10 ml miniaturka wystarczyła mi na kilka tygodni stosowania [  z przerwami, więc nie umiem jednoznacznie stwierdzić ]. Świetny, lekki produkt, który błyskawicznie wchłaniał się w cerę, zmiękczając ją i wygładzając.

Clinique, Take The Day Off, Cleansing Balm. Od Eska, Floreska dostałam hojną próbkę [ 15ml ] tego produktu. No i przepadłam! Te 15 mililitrów wystarczyło mi na 18 użyć [ !!! ] i przez ten czas zdążyło mi zrobić konkretne chciejstwo ;) Balsam świetnie rozpuszcza cały makijaż, nic nie stanowi dla niego problemu. Nie podrażnia mojej mieszanej skóry, nie wysusza jej i nie powoduje powstawania zaskórników i pryszczy. Jestem na tak! A nawet na TAK! ;)


 Próbka kremu pod oczy Go Cranberry nie zachęciła mnie do kupna - krem jest lejący i lekki. Kuracja laminująca do włosów z firmy Marion jest całkiem przyzwoita, jeśli macie do niej dostęp, to warto spróbować.Włosy są po niej miękkie, sypkie i wygładzone. Krem pod oczy z Organique był fenomenalny! Mała próbka [ 3ml ] wystarczyła mi na ponad 2 tygodnie codziennego używania na noc. Krem był gęsty, treściwy i znakomicie odżywiał i nawilżał okolice oczu. Mam na niego ochotę! Natomiast krem pod oczy SVR nie zrobił na mnie większego wrażenia.


To już wszystkie moje kwietniowe wyrzutki. 
Jak Wam poszło? 
Znacie coś z przedstawionych tu kosmetyków? :)

Empties #6

Hej :)

Sierpniowe zużycia są całkiem niezłe, muszę przyznać :) Na początku opornie mi szło, ale okazało się, że jest nieźle i jednak zrobiło się trochę miejsca na nowe kosmetyki :)
Zyżyłam łącznie 24 kosmetyki :)

Jeśli pisałam o danym kosmetyku na blogu, kliknięcie w jego nazwę przeniesie Was do odpowiedniego wpisu :)


1. Mrs. Potters - Balsam aloes+jedwab był świetną odżywką do codziennego stosowania - gęstą, wydajną i naprawdę opłacalną - za 500 ml odżywki płacimy niecałe 10 zł. Zdecydowanie ulubieniec :)
2. Balea, odżywka kokos+tiare jeszcze z majowego niemieckiego zamówienia - nie przypadł mi do gustu zapach tej serii, odżywka trochę obciążała włosy, za to ładnie radziła sobie z opanowaniem baby hair na mojej głowie.
3. Balea, szampon kokos+tiare, również z majowego zamówienia - w duecie z odżywką niestety dość obciążał mi włosy, ale całkiem ładnie się pienił i był wydajny - chętnie wypróbuję inne szampony Balei :)


4.Anatomicals,żel pod prysznic różano - jaśminowy- jeden z moich ulubionych żeli, kocham go za zapach i pewnie jeszcze się spotkamy :)
5 i 6 - Facelle - do wszystkiego, jak zawsze :)
7.Organique, Pianka do mycia ciała Pomarańcza - moje bardzo pozytywne odkrycie - pianka jest nieprzeciętna, ma genialny zapach i świetnie myje - polecam przeczytać recenzję :)
8. Equilibra, modelujący peeling do ciała - kolejny świetny produkt, z mojej ostatnio ulubionej firmy, zdzierak jakich mało, pozostawia na skórze miłą natłuszczającą warstewkę, mam już kolejno opakowanie!


9. Yves Rocher, suchy olejek do ciała Monoi de Tahiti - olejek o boskim zapachu wakacji i beztroski, u mnie się fajnie sprawował, jedyne co jest w nim nietrafione, to opakowanie.
10. Green Pharmacy, masło do ciała Olej arganowy i Figi - świetny zakup, bardzo polubiłam się z tym masłem o niebanalnym zapachu. Nie ma parafiny i widocznie nawilża skórę :)
11. Equilibra, aloesowy balsam do ciała - miły i lekki balsam do ciała, łądnie pachniał i szybko się wchłaniał, bez parafiny. Łagodził podrażnienia po goleniu.
12. Nivea, dezodorant w kulce Dry Comfort - ulubiony od wielu miesięcy, kolejny już w użyciu.


13. Nuxe, krem pod oczy Prodigieux - krem o lekkiej konsystencji o cudownym zapachu słynnego suchego olejku. Świetnie nawilżał skórę pod oczami i łagodził podrażnienia.
14. Palmer's, żel do mycia twarzy - bardzo wydajny żel w wygodnym opakowaniu, dobrze mył, ale niestety podrażniał oczy.
15. Alterra, chusteczki oczyszczające z aloesem - moje ulubione, stosowane zamiast toniku o porankach.
16. Be Beauty, płyn micelarny - ulubiony, wiadomo :)


17. Vichy, emulsja matująca z filtrem - ulubiony letni filtr, świetnie chronił cerę i ją matowił.
18. Chloe, perfumy - cudo! Mam nadzieję, że kiedyś do nich wrócę :)
19. Essence, zmywacz do paznokci, jak co miesiąc ten sam :)
20. olej rycynowy - dodawany do masek włosowych i samorobionych peelingów


21. Inglot, cień do powiek 330 matte, idealny cielisty cień, używałam go codziennie do makijażu, wystarczył chyba na rok ;)
22. Poshe, top coat wysuszający, świetny produkt do szybkiego wysuszania paznokci, wystarczył mi na ponad pół roku [ maluję paznokcie średnio 2 razy w tygodniu ], potem zgęstniał i nawet Seche Restore nie pomogło ;) Myślę, że jeszcze do siebie wrócimy :)
23. Caudalie, pomadka ochronna - świetny produkt do ust o naturalnym składzie, genialnie odżywiający usta. Jedyny minus to totalna niewydajność - opakowanie starcza na miesiąc :(
24. Yes to Blueberries, roll on rozświetlający pod oczy - produkt GENIALNY! Używałam go codziennie przez równy rok, bardzo zmniejszył moje cienie pod oczami i codziennie rano budził moje oczy metalową kuleczką. Jesli znajdę go jeszcze na promo w Sephorze, na pewno kupię :)




Próbki: kremy z Caudalie jak zwykle na plus, ale ich krem koloryzujący nie jest dla mnie - robi mi totalną marchewkę na twarzy... Zachwyciła mnie maska do twarzy nawilżająca od NUXE'a. Czaję się na jej pełnowymiarowe opakowanie, bo naprawdę mnie zaskoczyła tym, jak poradziłą sobie z podrażnieniem skóry twarzy po błocie z Morza Martwego [ tak, znów mnie uczuliło... ] Vichy wypadło bardzo przeciętnie - przez pół miesiąca używałam Idealii rano, a Aqualii na noc - nie zauważyłam żadnej zmiany, przynajmniej mnie po nich nie wysypało ;)


Jak tam Wasze denko?
Znacie coś z moich zużyć?


P.S. Dziś udało mi się odpisać na Wasze komentarze spod trzech ostatnich notek, więc jeśli chcecie, zapaszam do dalszej rozmowy pod tamtymi postami :)

Organique, pianki do mycia ciała: pomarańczowa + mleczna

Cześć :)

Organique ostatnio jest na czasie - dużo można o tej marce na blogach przeczytać, ja również postanowiłam dołączyć swoją opinię na temat jednego z ciekawszych [ moim zdaniem ] w ich asortymencie kosmetyku - pianki do mycia ciała.


Słyszałam o marce wcześniej, ale jakoś nie było nam po drodze, dopóki nie otworzyli stacjonarnego sklepu w Krakowie, w Galerii Kazimierz. Wybrałam się tam przy okazji spotkania z przyjaciółką i jej znajomą, także blogerką, z bloga Nightly Wolf - pozdrawiam Was :)
Buszowałyśmy po sklepie dobrą chwilę, wąchając każdy tester ;) Trzeba przyznać, w kwestii zapachowej Organique ma niesamowicie kuszące produkty, o bardzo ciekawych składach. Sam sklepik bardzo ładnie zaaranżowany, jest przejrzyście i miło. Miałam ochotę na jakiś produkt, myślałam o maśle do ciała, ale nie miałam sprecyzowanego chciejstwa, wiedziałam, że chcę coś od nich wypróbować. Padło na dwie pianki do mycia ciała. Wybrałam te, które najbardziej spodobały mi się zapachowo - wersję pomarańczową oraz mleczną [ na opakowaniu angielska nazwa to Lychee & Goat Milk, a polska Mleko - sprzedawczyni wytłumaczyła mi, że to ten sam produkt, ale zmieniają nazwę na Mleko, stąd dwie informacje na etykiecie. Sczerze? Mi to obojętne, jak się nazywa, bo zapach prześliczny. ]. Jedna pianka kosztowała mnie 15,90 zł za 100 ml. Są także dostępne wersje większe, 200 ml, w cenie 29,90 zł. Zastanawiałam się nad jedną większą, ale wolałam jednak wypróbować 2 zapachy, zresztą nie wiedziałam, czy się polubimy ;) Pianki są dostępne w 5 wersjach zapachowych: kolonialna, mleczna, pomarańczowa, afrykańska i grecka, do zobaczenia TUTAJ.



Pianki do mycia ciała z Organique są zapakowane w standardowe dla firmy, plastikowe słoiczki z aluminiowymi zakrętkami, na których jest wytłoczone logo. Na boku zakrętki są wypukłe paseczki, które ułatwiają odkręcanie, dzięki temu nie męczymy się pod prysznicem. Etykieta nie odmaka pod wpływem wody [ trochę się tylko odbarwia ], więc jest czysto i schludnie podczas kąpieli.Etykietka zawiera skład, instrukcję użycia. Pianki należy zużyć w ciągu roku od otwarcia. Bardzo spodobały mi się te poręczne opakowanie, wiem, że na pewno po zużyciu zedrę etykietki i zostawię sobie słoiczki na mój własnoręcznie robiony peeling cukrowy :)


Na początek zabrałam się za wersję pomarańczową. Zapach to jakby skoncentrowany aromat skórki pomarańczowej, troszkę chemiczny, ale wciąż bardzo miły dla nosa. Ja wyczuwam tu jeszcze nutkę mandarynki. Kolor tej pianki jest mocno pomarańczowy. Konsystencja dość zbitego musu - w dotyku jakby ubita na sztywno piana z białek, ale cięższa w konsystencji, mam nadzieję, że zrozumiecie ;) 
Najpierw, przez kilka kąpieli, nabierałam piankę palcami i porcjami wsmarowywałam w ciało, aż do spienienia się. Denerwowało mnie jednak, że zawsze muszę ją potem wydłubywać spod paznokci, więc zaczęłam naberać ją gąbką, spieniać na niej i dopiero wtedy myć ciało. Ten drugi sposób sprawdził się lepiej, bo jest dla mnie wygodniejszy, a i pianki mi trochę mniej schodzi na jedno umycie się. 
Dokładnie, delikatnie oczyszcza, rozsiewając pod całym prysznicem śliczny zapach. Nie pieni się tak mocno, jak żele z SLSami, wiadomo, ale i tak wystarczająco, jak dla mnie. Po prysznicu skóra nie jest przesuszona, nie pachnie pianką i czasem [ ale rzadko! ] odpuszczam sobie balsamowanie skóry. 
Wersja mleczna urzekła mnie zapachem - to ją wybrałam w sklepie pierwszą, bez żadnego wahania. Sama nie wiem, dlaczego w domu zabrałam się najpierw za pomarańczową piankę, może lubię sobie zostawiać fajniejsze rzeczy na później ;) Jeśli miałyście okazję wąchać kiedyś linię Au Lait ze Scottish Fine Soaps [ próbka masła do ciała była dawno temu w glossyboxie ], ten zapach jest dość podobny [ Esy! Polubiłabyś go :) ] - mleczny, ciepły, trochę słodki i otulający. Kojarzy mi się z leniwymi, odprężającymi wieczorami.  Wszystkie pozostałe właściwości są dokładnie takie same, jak pianki pomarańczowej. 



Co do wydajności, to jestem mile zaskoczona - byłam przekonana, że pianka starczy mi na 4 - 5 użyć, a jest całkiem nieźle w tej kwestii. Pianki pomarańczowej używam od 9 lipca kilka razy w tygodniu, co na dziś daje już około 11 użyć, a zostało mi jej jeszcze całkiem sporo w opakowaniu, wróżę, że spokojnie na 4 aplikacje jeszcze wystarczy
Wiadomo, wszystko zależy od nas - ja tam sobie pianek nie żałuję, nie jestem oszczędna w tym temacie i jak mam pragnienie nabrać sobie jej więcej z opakowania, nie krępuję się ;) Mlecznej  użyłam tylko raz [ po zrobieniu zdjęć do posta, bo chciałam Wam pokazać, jak wygląda pełne opakowanie ], za to systematycznie ją niucham - nie wątpię, że ona zagości u mnie ponownie, a i inne kosmetyki z tej linii zapachowej rozważam :)



Podsumowując, uważam, że te pianki są miłą odmianą od żeli prysznicowych, miło jest raz na jakiś czas zafundować sobie coś ciekawego. Na pewno nie zastąpię nimi żeli pod prysznic, ale wiem, że będę do nich powracać, bo są naprawdę miłym czasoumilaczem. Jak za taką przyzwoitą wydajność, nie kosztują bardzo dużo, raz na jakiś czas można sobie pozwolić :) Dodatkowo, pianki, moim zdaniem, idealnie nadają się na niebanalny prezent, zwłaszcza dla osoby, która nie wydałaby pieniędzy na taką fanaberię piankową ;) Ja już mam kilka osób na oku, które obdaruję z jakiejś okazji pianką Organique.

A jak jest u Was? Wolicie tradycyjne żele pod prysznic, czy takie nowinki, jak pianka?
A może używałyście już którejś z tych?