Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Uriage. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Uriage. Pokaż wszystkie posty

Zużycia majowe

Cześć :)

Nadszedł czas na podzielenie się z Wami pustymi opakowaniami z maja. Nie nazbierałam tego bardzo dużo, więc przynajmniej nie zanudzę Was masą zdjęć i opisów ;)


Anida, emulsja micelarna do mycia twarzy - naprawdę polubiłam ten kosmetyk. Był delikatny dla skóry, zmywał z twarzy pozostałości po nocy, w żaden sposób nie podrażniał i był bardzo tani. 

Sephora, masło do demakijażu - tutaj nie ma co się rozwodzić, bo produkt już wycofany [ why, Sephora, why?! ]... Za to pozostawia wspaniałe wspomnienia...

Uriage, woda termalna - dobra i nie mam jej nic do zarzucenia, ale nie dorównuje mojej ukochanej wodzie z Caudalie. 



Garnier, różowy micel - nie wiem, które już opakowanie, na pewno będą następne. Ulubione, sprawdza się wyśmienicie, jest niedrogi i wydajny. Lof!

Neutrogena, krem do twarzy Multi - Defense - nie wiem, co z nim było nie tak, ale niesamowicie mnie zapchał, a makijaż na nim nie chciał się w ogóle trzymać. Użyłam trzy razy i koniec, wędruje do kosza. 

Caudalie, Polyphenol [ C15 ] krem do twarzy przeciwzmarszczkowy, SPF 20 - cudo! ♥ Tego kremu używałam chyba ponad pół roku, tak mi się zdaje - był i był! Delikatna i lekka konsystencja znakomicie współgrały z moją skórą, krem ograniczał przetłuszczanie się skóry, był doskonałą bazą pod makijaż. Szalenie wydajny, zostawiał skórę nawilżoną i miękką na cały dzień. Powrót gwarantowany!


Yves Rocher, Rose Fraiche - tę wodę toaletową dostałam od Agatki. Trafiła zapachem w sedno, tę różę nosiłam na sobie non stop ♥

Apis, ultra odżywcze masło do ciała - kosmetyk z Joyboxa, całkiem dobrze się sprawował, wystarczająco nawilżał, łagodził podrażnienia po goleniu nóg, a co śmieszne, miał w sobie maciupeńki brokat, który wypatrzyłam dopiero po połowie opakowania ;) Nie wrócę jednak do niego, bo nie do końca odpowiadał mi lekko błotny zapach. No i wydaje mi się, że na etykiecie jest błąd, ultraodżywcze chyba powinno być pisane razem?

Nivea, kulka Dry Comfort - no words necessary ;)


Van der Hoog, Crazy Cranberry, maseczka do twarzy - prezent od Kasi Śmietasi, przyjemnie pachnąca maseczka z glinką, polubiłam się z nią :)

Regenerum, serum do paznokci - któreś już opakowanie, moje skórki uwielbiają ten olejek, a ja uwielbiam opakowanie. Powrót gwarantowany!

Caudalie, pomadka do ust - jedna z lepszych pomadek, jakie w życiu stosowałam, serio! Tak kojąco i nawilżająco wpływa na usta, że mogłabym się nią smarować non stop. Niestety dla mnie minusem jest naprawdę niska wydajność, dlatego też nie używam jej cały czas, kupuję jedynie co kilka miesięcy.

Burt's Bees, pomadka o zapachu mango - prezent od Irenki, który niesamowicie polubiłam :) Pomadka wystarczyła mi na wiele miesięcy, była naprawdę wydajna, do tego prześlicznie pachniała i bardzo dobrze nawilżała usta.

Purederm, krem do rąk z miodem - kupiłam z ciekawości, leżał przy Kasie w Hebe. Nie polecam, zapach był nijaki, właściwości bardzo przeciętne, a do tego się kleił...


Próbki, próbeczki... Najbardziej spodobał mi się olejek Kiehl's, ale uważam, że działanie jest tożsame z olejkiem Detox z Caudalie, więc nie ma co przepłacać. Maska do włosów Mythos również zwróciła moją uwagę, może zdecyduję się na pełnowymiarowy zakup.

To już wszystkie majowe zużycia, w czerwcu szykuje się nieco więcej, a u Was? :)

Wielkie zużycia końcoworoczne | część II | pielęgnacja twarzy + próbki

Witam Was w drugiej części grudniowych zużyć! :)

Gratuluję Wam wytrwałości, jeśli przeczytałyście pierwszą część, a jeśli nie, to polecam nadrobić :)
Dzisiaj pokażę Wam to, co skończyło się z kategorii pielęgnacji twarzy i trochę próbek. 



Skin Food, Black Sugar Cleansing Oil - bardzo dobry i mega wydajny azjatycki olejek do demakijażu. Świetnie radził sobie z każdym makijażem, przyjemnie pachniał cytryną [ ale nie taką chemiczną z płynu do mycia naczyń ;) ]

Uriage, woda termalna - dostałam ją swego czasu od Eska, Floreska i chętnie przystąpiłam do testów. No nie jest to Caudalie, do której już wróciłam, ale nie jest też zła. Dobrze, że nie trzeba jej osuszać. Zauważyłam, że trochę matuje cerę, podoba mi się to, jednak wolę wodę winogronową, bo lepiej koi skórę i delikatnie ją nawilża.

B.Pure, płyn micelarny, który dostałam od Irenki. Byłam go bardzo ciekawa, bo to marka dla mnie nieznana, z tego, co kojarzę, to własna linia sieci drogerii Boots, poprawcie mnie, jeśli się mylę. Płyn niestety mnie nie zachwycił, podrażniał oczy, a u mnie micele służą głównie do oczu... No i nie był zbyt wydajny.

Woda różana od Kasi, którą przysłała mi ze swoich wojaży indyjskich [ była i etykieta, ale niestety ją zdarłam przy otwieraniu ;) ]. Zużyłam do maseczek, ale nie do końca odpowiadał mi dość chemiczny zapach.


Himalaya Herbals, Sparkly White, pasta do zębów - ulubiona i ukochana, zawsze do niej wracam :) Obecnie używam pasty Signal z Joyboxa, ale jak się skończy, na pewno pobiegnę po następne opakowanie Himalaya.

L'Oreal, UV Perfect, matujący krem z filtrem. O ile wersja zwykła, niematująca spisywała się u mnie świetnie, tak ta jest porażką na całej linii - krem w ogóle się nie wchłaniał, bielił jak nienormalny i rujnował każdy makijaż. Nie zużyłam do końca...

Synchroline Aknicare, krem do skóry trądzikowej. Kupiłam zamiast Effaclaru Duo, przemawiała za nim większa pojemność, niższa cena i zachwalania konsultantki. Krem dobrze radził sobie z niedoskonałościami, trochę je podsuszał, ale nie wysuszał całej skóry przy tym, polubiłam go. Na początku używania okazało się, że ma w sobie alkohol denaturowany i rozważałam wywalenie go do kosza, bo unikam tego składnika zazwyczaj [ a przy zakupie miałam zaćmienie, bo nie przeczytałam składu ], ale potem okazało się, że jakimś cudem skład jest tak skomponowany, że ten alkohol krzywdy mi nie robi i przez to przebolałam nawet jego mocny procentowy zapach ;) Moim zdaniem to naprawdę godny przeciwnik dla Effaclaru, a w promocji bardzo się opłaca.

olejek z drzewa herbacianego to moje niedawne odkrycie i na dniach będę kupować kolejną buteleczkę. Dodaję 3 krople do porcji żelu do mycia twarzy i jestem baaardzo zadowolona z efektów, dozuję też trochę do prania ręczników i pościeli, podobno świetnie zabija roztocza :)

Sylveco, pomadka z peelingiem do ust - uwielbiam! Mega wygodna aplikacja, duża moc zdzierania i fajne właściwości natłuszczające

krem pod oczy Dermedic Hydrain to jakaś porażka, pisałam o nim już dawno temu, u mnie w ogóle się nie spisał. Chciałam zużyć go do skórek przy paznokciach, ale okazało się, że się wziął i rozwarstwił, taaaka szkoda ;)

Gliceryna i cień Maybelline Permanent Taupe to wyrzutki, przeterminowane i w przypadku cienia, zaschnięte. Płaczu nie będzie.

Maseczka tonizująca do twarzy Bania Agafii była całkiem okej, ale nie na zimę. Ma bardzo odczuwalny efekt chłodzący, co sprawdzało się w lecie :) Większych efektów nie zauważyłam.


A tutaj garść próbek. Zachwycona jestem algowymi maseczkami z Bielendy i kiedyś na pewno kupię sobie duży słój, na razie mam w zanadrzu jeszcze kilka saszetek:) Polubiłam bardzo krem do rąk Eveline z arganem i wanilią i jeśli trafię na niego w sklepie, chętnie przygarnę. Ritualsy jak zwykle zachwycają i chlipię, że nie są dostępne u nas... 


To już koniec moich grudniowych śmieci i od razu Wam powiem w tajemnicy, że styczniowe będą dość skromne ;)

Miłej niedzieli! :)

Empties #23 | mało nas, mało nas ;)

Cześć! :)

Czas na śmieciowe zaległości! W październikowym denku żegnam kilka świetnych produktów, smutno mi z tego powodu, zwłaszcza, że jedna jest zupełnie nie do zdobycia, chlip... Nie zużyłam wielu tubek / buteleczek i słoików, ale liczę na to, że listopad będzie łaskawszy ^^


Tradycyjnie, zaczynam od włosów. L'Oreal Elseve, maska do włosów Sun Defense - bardzo ją polubiłam, choć na początku byłam sceptycznie nastawiona. Świetnie wygładzała włosy i ładnie pachniała, Z chęcią kiedyś do niej wrócę [ wydaje mi się, że to edycja wypuszczana tylko na lato, mam rację? ]. Tahe, Nutritherm Mask, którą dostałam od Eska, Floreska jeszcze [ uwaga! ] w styczniu i niedługo później zaczęłam używać! Super wydajna, bardzo wygładzająca, włosy po niej były świetnie nawilżone i ujarzmione. Niestety, Tahe chyba wycofało tę maskę, bo nie jest już dostępna w ich sklepie... John Masters Organics, Rosemary&Peppermint Detangler - kupiłam na Truskawce za 40 zł i nie żałuję. Świetna odżywka, która fantastycznie sprawdzała się w upalne miesiące dzięki mięcie w składzie. Autentycznie czułam ochłodzenie na skórze głowy. Znakomicie dawała sobie radę z baby hair, które mi na potęgę odstają, a włosy widocznie odżywały po półgodzinnym seansie z tą odżywką. Chętnie do niej kiedyś wrócę.


Generalnie nie pokazuję w zużyciach płatków kosmetycznych i patyczków, ale tutaj zrobię wyjątek. Te patyczki z Cleanic są świetne! Jeden koniec każdej pałeczki jest zakończony spiczasto i jest to naprawdę genialne rozwiązanie do zmywania oczy, kiedy nie chcecie przejeżdżać całym wacikiem po powiece. Ja odkąd przedłużam rzęsy, zmywam cały makijaż oczu patyczkami nasączonymi w płynie micelarnym i te spiczaste ułatwiają mi życie :) Są do dostania w Rosmannie. Woda winogronowa Caudalie to mój wielki ulubieniec, wiecie już o tym. Obecnie używam wody Uriage [ dziękuję Esku! :* ] i jest dobra, ale chyba będę wracać do Caudalie ;) Uriage Bariesun SPF 50+ to była porażka. Kupiłam chyba na promocji w SP i próbowałam używać na twarz, ale niestety nieestetycznie się rolował, bez względu na to, ile go nałożyłam. Że już o makijażu nie wspomnę... Zużyłam ostatecznie do rąk. Dermedic, Hydrain3 Hialuro serum zaczęłam używać z wielkim zainteresowaniem, niestety nie polubiłam go. Było w porządku, ale nie zauważyłam żadnego efekty wow , serum było dość niewydajne i lekko się lepiło.


Tutaj niepowetowana strata - pianka pod prysznic Biore od Kasi Śmietasi. Była wspaniała, pachniała bosko i wystarczyła na niesamowicie wiele użyć. Tęsknię za nią bardzo :( Ziaja, grapefruit z zieloną miętą, mydło do rąk - kiedy te mydła pojawiły się na rynku, bardzo się nimi zainteresowałam i kupiłam aż trzy w różnych wariantach zapachowych. Ostatecznie został ze mną tylko jeden, nie jestem zadowolona. To mydło zafundowało mi tak spektakularny przesusz dłoni, jakby to był środek zimy. Nie, nie i jeszcze raz nie. Chociaż zapach był świetny... Dezodorant do stóp No36 - kupiłam jeszcze w sezonie baletkowym, if you know what I mean ;) Działał tak sobie, nie polubiłam jego zapachu. Soraya, Body Diet, krem do biustu. Porażka na całej linii - nie dość, że krem nie robił nic i mimo regularnego używania nie zauważyłam żadnego efektu, to jeszcze miał naprawdę drażniący zapach. Nie zużyłam do końca, nie będę się męczyć...


Dezodorant w kulce Nivea, Dry Comfort - jak zawsze ;) Jedyny słuszny i najlepszy :) Lass, Papaya & Walnut Face & Body Scrub, który wygrałam całe wieki temu u Aswertyny. Zużyłam do peelingowania dekoltu i przedramion. Lekki peeling, który na całe ciało byłby za słaby, ale w sam raz sprawdził się na tych wybranych rejonach. Niestety zapach nie był zbyt przyjemny, a szkoda, bo skład superowy [ z wodą różaną na czele ]. The Body Shop, masło do ciała marakuje - kocham! ♥ Pisząc ten post, w ręce miałam cały czas otwarte opakowanie i wąchałam! Świetne masło, genialnie nawilżało, a zapach jest najpiękniejszy na świecie. Na pewno do niego kiedyś wrócę!


Kolorówkowo trochę słabo, ale już się do tego przyzwyczaiłam ;) Zużyłam brązową kredkę do oczu z Sephory, która miała chyba 4 lata, ale była moją ulubioną. Skończył się też puder Healthy Balance z Bourjois, z czego akurat się cieszę, bo nie polubiłam go za bardzo. Był dla mnie za żółty i widać to było na twarzy, dodatkowo lubił zostawić widoczną pudrową powłoczkę...


Próbek zużyłam całkiem sporo i o dziwo większość była całkiem fajna! Najmilej wspominam regenerujący krem na noc z Rituals, który zrobił mi ze skórą jakieś czary, serio! Peeling Lierac High Peel okazał się super kwasem i planuję zakup pełnego wymiaru, polubiłam też jaśminowy krem BB z BRTC - idealnie dopasowywał się do koloru mojej skóry.


To już wszystkie zużyte kosmetyki.
Podzielcie się za mną swoimi opiniami o tych kosmetykach, jeśli je znacie!
Jak tam Wasze zużywanie w październiku? :)