Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pomadka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pomadka. Pokaż wszystkie posty

#siedemszminekwsiedemdni

Cześć! :)

Gosia z bloga Esy, Floresy, Fantasmagorie wpadła ostatnio na świetny pomysł i na Instagramie zapoczątkowała wciągającą zabawę SIEDEM SZMINEK W SIEDEM DNI. Rzecz jasna, przyłączyłam się [ zresztą nie tylko ja, popatrzcie, ile dziewcząt bawi się z Eskiem! ] i postanowiłam zabawę pokazać Wam też tutaj, na blogu. Mam nadzieję, że się Wam spodoba i być może u Was pojawi się szminkowy, siedmiodniowy post? Zapraszam Was serdecznie! :) Jeśli tylko macie ochotę, możecie do woli korzystać z poniższego obrazka, który tak na szybko zrobiłam :)


No to teraz prezentacja szminek, które załapały się do zabawy. Uwielbiam wszelkie mazidła do ust i mam ich całkiem sporo. Co chwilę mówię sobie, że już wystarczy tych pomadkowych zakupów, że przecież nie zużyję tego do końca życia, ale same wiecie, jak jest ;) Nie musiałam się więc martwić, że nie uzbieram 7 szminek, co to, to nie! Myślę, że jeszcze na jakieś dwa tygodnie zabawy bez powtórek by mi wystarczyło ;)
Ach, od razu uprzedzam - zdjęcia są z telefonu, więc nie porażają jakością ;)



DZIEŃ 1
Clinique, Chubby Stick, Plumped Up Pink - postanowiłam ją pokazać jako pierwszą, bo darzę ją sympatią - to prezent od Eska, Floreska ♥ Świetny, błyszczykowy sztyft, który zostawia delikatny różowy kolor - efekt można stopniować. To edycja specjalna, nie ma tego koloru w normalnej sprzedaży. Nie wysusza ust, jak standardowe Chubby Sticki i jest naprawdę wielkim ulubieńcem, nie raz i nie dwa występował już na blogu.


DZIEŃ 2
MAC, szminka Brave - ukochana szminka, wykończenie Satin. Jeśli musiałabym wybrać jedną jedyną szminkę na całe życie, byłaby to Brave. Wiecie o tym, więc jej obecność w szminkowym wyzwaniu nikogo nie powinna dziwić ;) Z Brave na ustach mi najlepiej, to zdjęcie, które podoba mi się najbardziej ze wszystkich siedmiu ^^


DZIEŃ 3
Essence, Come to Town, 01 Is That You, Santa? - szminka ze świątecznej edycji limitowanej Essence. To bardzo przyjemna koralowa czerwień, w której jednak jest jakby domieszka niebieskości, nie umiem tego opisać ;) Niemniej dobrze czuję się w tym kolorze, a przez to, że pomadka jest mocno kremowa, komfortowo się ją nosi przez wiele godzin. Szminka świetnie prezentowała się na ustach przez 14 godzin [ oczywiście, co kilka godzin robiłam poprawki, ale ogólnie cały czas wyglądała, jakbym ją nałożyła przed chwilą :) ]


DZIEŃ 4
Virtual, Creamy Lipstick, 164 Alice - fajna, brzoskwiniowo różowa pomadka, niesamowicie kremowa. Lubię ją za to, że nawet jak się ściera, na ustach pozostaje kolor, bo zawiera w sobie delikatny tint. Dostałam ją dawno temu, chyba na spotkaniu blogerek i pozytywnie mnie zaskoczyła :) Wiosenny kolor :)


DZIEŃ 5
Manhattan, Soft Mat Lipcream, 56K - moja pierwsza pomadka w macie. Kocham ją niezmiennie i bardzo często po nią sięgam. Pudrowy, zgaszony róż idealnie pasuje dosłownie do każdej sytuacji :) Nie wysusza ust,spokojnie można ją nosić cały dzień.


DZIEŃ 6
Golden Rose, Velvet Matte, 07 - śliczny róż, który w opakowaniu wygląda prawie identycznie, jak powyższy Manhattan, jednak na moich ustach okazuje się być barbiowym różem. Nie przeszkadza mi to, bo na wiosnę fajnie to będzie wyglądać :D Zresztą każda z nas ma taką wewnętrzną Barbie, prawda? ^^ To ostatni nabytek z serii matowych pomadek GR, mam jeszcze dwie inne, polubiłam je! Na poniższe zdjęcie patrzcie z przymrużeniem oka - miałam dzień paszteta i oprócz szminki na twarzy nie mam nic ;)


DZIEŃ 7
Bourjois, Color Boost, 01 Red Sunrise - to pomadka w kredce, którą kupiłam z kaprysu, bo spodobał mi się kolor, chyba była też jakaś promocja [ bo cóż to za kupowanie bez promocji?! ;) ]. Nie noszę jej zbyt często, bo to naprawdę oczojebny kolor, a ja zawsze mam paranoję, że rozmażę go sobie na twarzy i muszę mieć pod ręką lusterko ;) Niemniej dobrze się w nim czuję i myślę, że z okazji cieplejszej pogody [ która mam nadzieję nadejdzie za chwilę, po Świętach Bożego Narodzenia , tfu - Wielkanocy ;) ] będę po niego sięgała częściej :)


No i siedem dni szminkowych za nami :) Ja bawiłam się przednio, Gosia zmotywowała mnie do różnorodności na ustach i trochę odważniejszych wyborów na co dzień. Niby nic, ale wyrywa z rutyny :D Mam nadzieję, że i Wam zabawa się spodoba i jeśli jeszcze nie dołączyłyście, to szybko to zrobicie! :) Poniżej jeszcze słocze na ręce, gdybyście chciały się przyjrzeć danemu kolorowi bliżej. Ponumerowane wg dni noszenia, można więc łatwo zidentyfikować poszczególne szminki.



Koniecznie dajcie znać, który kolor podoba się Wam najbardziej! :)

Mój codzienny makijaż ostatnich tygodni :)

Witajcie serdecznie! :)

Popadłam w makijażowy marazm i wciąż wałkuję tę samą tapetę od tygodni ;) Wiem, mało ciekawie, ale i tak Wam pokażę, co i jak :) Ostatnio stawiam na komfortowy, neutralny kolorystycznie makijaż, który pasuje do wszystkiego i jest łatwy w wykonaniu - taka wygodnicka jestem ;)



Tak to wszystko wygląda, teraz czas na opis :)
Po przygotowaniu twarzy [ serum + krem z filtrem ] nakładam na nią podkład lub krem BB. Przez pół roku używałam dzień w dzień kremu Aloe Sun BB Cream marki Skin Food, ale teraz już wygrzebuję resztki i wróciłam też do podkładu Rimmel Stay Matte w odcieniu 100 Ivory. Pod oczy nakładam ulubiony korektor Healthy Mix z Bourjois [ odcień 52 ], który świetnie radzi sobie z ukryciem wszystkich cieni i zmęczenia. Na powieki bazę pod cienie Lumene, a wszystko przypodrowuję. Puder mam niekoniecznie najlepszy, po tym jak skończył się Blot z MACa, sięgnęłam do zapasów i tak oto używam pudru Bourjois Healthy Balance [ odcień 52 Vanille ]. Jest dla mnie odrobinę za żółty, denerwuje mnie to i trzeba uważać, bo lubi tworzyć pudrową maskę. Na szczęście już się kończy i będę mogła sięgnąć po coś bardziej odpowiedniego :) Brwi podkreślam kredką z Catrice w odcieniu Date with Ashton. Lubię tę kredkę, jest łatwa w obsłudze, a kolor odpowiedni. Teraz czas na cienie do powiek. Zazwyczaj używam dwóch, w porywach do trzech. Zawsze jest to cielaczek z paletki Sleek Oh So Special od Eska, Floreska do rozjaśnienia dolnej powieki i wewnętrznych kącików oczu. Na całą powiekę nakładam ukochany matowy, jasnobury cień z Inglota o numerku 358 . Czasem w załamaniu ląduje jego ciemniejsza wersja, odcień 363. Na takie oko zawsze idzie kreska. Kreska musi być i już :) Tutaj pozwalam sobie na różnorodność, mam kilka kredek i eyeliner, czasem robię to czarnym cieniem. Na zdjęciu zobaczycie eyeliner Super Liner Perfect Slim z L'Oreal, który sobie bardzo chwalę, kredkę The Collosal Kajal z Maybelline od Agaty, ktora też jest fajna, bo ma mocny czarny kolor [ kredka, nie Agata. Agata jest blondynką ;) ], końcóweczkę brązowej kredki z Sephory [ będę płakać, jak się skończy :( ] i najnowszy nabytek - kredkę Gel Eye Pencil z Essence w ładnym, ciemnoturkusowym kolorze. Na linię wodną idzie cielaczek z Max Factora, na rzęsy przez ostatnie 2 miesiące nakładałam tusz [ nie polecam żadnego, bo już przedłużyłam rzęsy. Krótka przygoda z beznadziejnym tuszem sprawiła, że z chęcią wróciłam do bezproblemowych rzęs 1:1 :) ]. Teraz najważniejsze - róż do policzków! Bez różu nie wyjdę z domu! Mogę nie mieć pomalowanego oka, ale róż musi być i już! Już od dłuższego czasu mocno eksploatuję róż Glossy Rosewood z Glossybox'a któregoś wczesnego - zrobił go Kryolan, ma boski leko fioletowy odcień i idealnie się w nim czuję. Odświeża, trzyma się cały dzień, a efekt można stopniować. W dni, kiedy mam inny humor, sięgam po ukochany róż 006 Golden Sand Astora [ to już drugie opakowanie! ]. Idealnie się nim konturuje, nadaje twarzy świeżości i nie da się nim zrobić krzywdy ;) A usta? Na ustach niezmieniie idealna pomadka z MACa - Brave ♥ Moja miłość i w sumie na dzień dzisiejszy mogłabym mieć tylko tę szminkę :)

Z opisu wydaje się, że jest tego wszystkiego dużo, ale tak nie jest. To sprawdzony zestaw kilku kosmetyków, po które sięgam codziennie i mogę na nim polegać :) Cały makijaż zajmuje mi około 15 minut.





A na koniec jeszcze średnio obrazowa prezentacja na twarzy :)




Znacie któreś z moich kosmetyków makijażowych?
Podzielcie się ze mną tym, jak wygląda Wasz ulubiony makijaż ostatnio!

Ulubione w czerwcu :)

Cześć! :)

Czerwiec był miesiącem kosmetycznego zadowolenia. Oprócz felernej aloesowej odżywki do włosów z Garnier Ultra Doux nie miałam żadnych zawodów pielęgnacyjnych i makijażowych, wręcz odwrotnie - na nowo polubiłam kilka kosmetyków, które po krótszej lub dłuższej nieobecności powróciły do mojej łazienki i odkryłam kilka zupełnie wcześniej nieznanych, a godnych uwagi, produktów :) Te, które zyskały moje największe uznanie w czerwcu, zobaczycie w dzisiejszym poście :)

Z niekosmetycznych ulubieńców jest jedna rzecz, a w zasadzie wydarzenie - wyjazd do Warszawy! Magiczne spotkanie z Eskiem, Floreskiem i Smarującą Agatą na długo zapadnie mi w pamięć! ♥


La Roche Posay, Effaclar, żel do mycia twarzy. Postanowiłam do niego wrócić po latach używania i to był świetny pomysł! W duecie z kremem do twarzy Effaclar Duo moja cera już prawie wróciła do siebie po straszliwej przygodzie z Redermikiem R :) Żel świetnie oczyszcza, ściąga pory i ujarzmia tłuste partie mojej mieszanej skóry. Dodatkowo jest niesamowicie wydajny - to, co widzicie na zdjęciu, to zużycie z prawie półtora miesiąca! :)

Mgiełka do ciała z Bath & Body Works o zapachu Sweet Pea. Podobno najlepiej sprzedający się zapach marki. Ja się nie dziwię, jest świetny - świeży, energetyzujący i bardzo pozytywny :) Psikam się nim co rano, odkąd wróciłam z Warszawy! Kupiłam w sklepie firmowym za 37 złotych.

Vichy, Capital Soleil, emulsja matująca z SPF 50. Dwa słowa - ukochany filtr! Sprawdza się fenomenalnie, nie bieli, nie zostawia tłustej warstwy, rzeczywiście matuje, a moje skóra go kocha :) Recenzowałam go już w zeszłym roku, wtedy używałam wersji SPF 30. Obecny egzemplarz kupiłam w SuperPharm w promocji za 44,24 zł.

Nuxe, Reve de Miel, krem do rąk. W Warszawie moja skóra, zwłaszcza dłoni, bardzo źle zareagowała na tamtejszą wodę - dłonie zaczęły mi się nieestetycznie łuszczyć :( Z pomocą przyszła mi Agata, która użyczyła mi kremu do rąk z Nuxe. Użyłam raz i przepadłam, jako, że jestem zwolenniczką zapachu suchego olejku firmy, a krem do rąk jest z tej samej linii i pachnie i d e n t y c z n i e ! :) Szczęśliwym trafem był na promocji w SuperPharm'ie [ 29,90 zł ] i kupiłam go bez wahania. Krem świetnie nawilża, wystarczy odrobina i nie pozostawia tłustej warstwy. Lof, lof!


Essie w odcieniu Watermelon, który wygrałam już kilka miesięcy temu u Anne Mademoiselle, zdecydowanie umilał mi czas w czerwcu. To żywy, mocny i naprawdę wakacyjny odcień! Miałam go na paznokciach w kończącym się miesiącu dwa razy, a dziś wieczorem planuję nałożyć kolejny :)

Lefrosch, Pilarix mini, krem mocznikowy. Cudo! Krem dostałam podczas bocheńskiego spotkania blogerek i prawdę powiedziawszy, nie wiedziałam, jak go ugryźć ;) Ale potem poczytałam ulotkę i doszłam do wniosku, że skoro jest do suchych partii ciała, w tym stóp, to może tam go spróbuję? I to był strzał w dziesiątkę, bo po kilku aplikacjach moja słoniowa skóra na stopach zaczęła przypominać ludzką :D Nie jest idealnie i pewnie nigdy nie będzie, ale ten krem zrobił więcej, niż niejeden drogi specyfik do stóp. Z pewnością będę do niego wracać :)

L'Oreal, Mythic Oil. To wspaniały olejek do włosów, który podarowała mi jakiś miesiąc temu Lipstick And Kids. Stosuję go na mokre, osuszone ręcznikiem włosy. Aplikuję pompkę na końce [ od ucha w dół ] i czasem drugą pompkę na grzywkę i górne partie włosów. Nie przetłuszcza, nie strąkuje włosów. Wygładza je pięknie, baby hair mniej odstają, włosy są mięciutkie, same się układają tak, jak lubię, a dodatkowym bonusem jest przyspieszenie wysychania! Nakładam Mythic Oil na włosy i chodzę z nim kilkanaście minut zanim zacznę suszyć suszarką i do tego czasu włosy mam już prawie wyschnięte, a to niezły wyczyn, bo moje włosy same schną do dwóch godzin! :) Jestem zachwycona i na razie nie przewiduję zmian w tym obszarze ;)

MAC, pomadka w odcieniu Brave. Namówiły mnie na nią w Warszawie Dziewczyny [ Agata i Esek ] i nie żałuję! Uwielbiam ją szaleńczo i zawsze przy sobie [ na sobie, w sensie -  na ustach, też! ] noszę! Genialny odcień, w którym czuję się świetnie ♥


Ulubieńcy czerwca bardzo pielęgnacyjni, ale w sumie w makijażu niewiele się ostatnio zmienia, wciąż używam tych samych produktów. Jak jest u Was?
Podzielcie się ze mną swoimi ulubieńcami w komentarzach!

Ulubieńcy | MAJ '14

Dobry wieczór wszystkim :)

Końcem każdego miesiąca nastaje czas podsumowań, nie zabraknie ich i u mnie. Zacznę od przedstawienia Wam kosmetycznych ulubieńców kończącego się już maja.


Siódemka ostatnio patronuje moim postom [ pamiętacie siedmiu wspaniałych z kategorii usta? ], ale o ile w poprzednim poście była to liczba zamierzona, tak dziś zadecydował o niej przypadek ;) 

Pierwszym ulubieńcem jest płyn micelarny z Bourjois, po który w maju sięgnęłam pierwszy raz. Micel pozytywnie mnie zaskoczył, wyśmienicie się sprawuje i zmywa z twarzy wszystko, nie podrażniając skóry i nie pieniąc się na niej. Woda toaletowa Caudalie w wariancie The des Vignes [ białe piżmo + neroli + imbir ] całkowicie podbiła moje serce i używam jej codziennie od dnia zakupu. Zapach jest mocny i świeży, nawet Narzeczonemu się podoba [ a to nie lada wyzwanie! ] Aloe Sun BB Cream od Skin Food towarzyszył mi przez cały maj - świetny odcień, wystarczające krycie, ładny zapach i filtr SPF 20 PA+ składają się na bardzo dobry produkt i nie żałuję, że po zużyciu kilku próbek skusiłam się na pełnowymiarowe opakowanie :) Effaclar Duo + to powrót po latach. Produkt tak skuteczny, jakim go zapamiętałam, zauważalnie poprawia stan mojej cery. Nie widzę różnic w działaniu przy tym nowym, podobno ulepszonym składzie, więc bez obaw. Teraz zaskoczenie miesiąca: Ziaja, jaśmin w kremie, krem pod oczy 50+ [ bynajmniej nie SPF ;) ]. Krem poleciła mi Egri.Hempe i z ciekawości kupiłam go, nie było mi żal, bo to tylko 10 zł. Stosuję go grubą warstwą na noc i jestem bardzo zadowolona - dobrze nawilża, jest treściwy i nie podrażnia oczu. Odżywcza pomadka z peelingiem Sylveco szturmem wdarła się w moją pielęgnację ust i szybko z niej nie zrezygnuję - dzięki niej mogę nosić mocne kolory na ustach bez zamartwiania się o ich wygląd. Na koniec powtórka [ serio, nie zrobiłam tego celowo! ] z rozrywki, czyli produkt, który pojawił się w poprzednich ulubieńcach - to chyba o czymś świadczy? Mowa o różu do policzków Catrice z edycji limitowanej Rocking Royals, w którym po prostu świetnie się czuję :)

Znacie moich ulubieńców? 
Coś zachęciło Was do bliższego poznania? 
A może u Was któryś z mojej siódemki się nie sprawdził? 
Napiszcie w komentarzach! :)

Siedmiu wspaniałych | USTA

Cześć! :)

Pomysł na dzisiejszy wpis podsunęła mi Black Raspberry [ Nie znacie? Wstyd! ], kiedy opublikowała u siebie post ze swoim top 5 z ustnej kategorii :) Ja nie umiałam się ograniczyć do pięciu pozycji, więc znajdziecie ich tutaj siedem. Siódemka to szczęśliwa liczba, dodatkowo na tyle duża, że nie musiałam się jakoś mocno ograniczać przy wyborze bohaterów dzisiejszego wpisu ;)

Usta nie są moim najmocniejszym punktem [ nic nie jest - oh well, życie ;) ] i dodatkowo często są wysuszone i popękane [ ave alergie przez cały rok! ], ale i tak lubię je podkreślać [ czy jest na sali ktoś, kto zrozumie kobietę? ;> ]. Staram się o nie dbać, jak mogę, stąd w arsenale mam całkiem niezły zbiorek pielęgnacyjnych specjałów dedykowanych ustom. Obok pielęgnacji trochę mazideł kolorowych, bo ich odmówić sobie nie potrafię i nie chcę - każdemu należy się coś od życia :)


Nuxe, Reve de Miel, Lip Balm. W eleganckim, 15 g słoiczku ze szkła, ukryty jest cudowny kosmetyk, który regeneruje, dogłębnie nawilża i zmiękcza usta. Pachnie cytryną i miodem, nałożony grubszą warstwą na noc działa cuda. Ratował mnie w zimie, ratuje i teraz, kiedy mam spękane usta od oddychania buzią. Naturalny skład, wysoka wydajność [ używam już pół roku albo i dłużej, a dopiero doszłam do połowy opakowania! ] i zauważalna już po pierwszym użyciu skuteczność - czego chcieć więcej? 15g / ok. 40 zł

Tołpa Botanic, Czarna róża, odżywczy balsam - miód do ust. Produkt w teorii podobny do opisanego wyżej Nuxe'a. W okrągłym plastikowym pudełeczku znajduje się delikatny, bardzo masełkowaty balsam o kwiatowym zapachu. Niestety, zapach mi nie podszedł, jest trochę cierpki i sztuczny, jak na mój gust. Działanie jednak rekompensuje ten minus - balsam bardzo nawilża usta i nadaje im zdrowy, naturalny błysk. O ile Nuxe trzymam zawsze przy łóżku, Tołpa mieszka na stałe w łazience i sięgam po nią kilka razy w ciągu dnia. Polubiłam nakładać ten balsam cienką warstewką na usta, a na niego kłaść kolorową szminkę - uzyskuję wtedy ładny, półtransparentny i błyszczący efekt zadbanych ust. Jestem ciekawa, czy uda mi się zużyć produkt przed końcem daty ważności, która wynosi jedynie 3 miesiące... 8g / ok. 17 zł

Wise, Lip Balm. To pomadka ochronna, którą udało mi się wygrać w rozdaniu u Ekocentryczki. Wise to szwedzka firma produkująca kosmetyki ekologiczne - muszę przyznać, że wcześniej o niej nie słyszałam, a Wy? Pomadka ma bajeczny skład, spójrzcie: olej jojoba, wosk pszczeli, masło kakaowe, masło shea, witamina E. Pomadkę noszę ze sobą codziennie do pracy i używam wedle potrzeby. Świetnie i na długo pozostawia usta odżywione, miękkie, nie ma potrzeby reaplikacji co 5 minut jak to czasami bywa. Jestem z niej bardzo zadowolona, spisuje się znakomicie :) 4,5 g / ok. 30 zł

Sylveco, odżywcza pomadka z peelingiem. Najnowszy dodatek do pielęgnacji ust, a już zdążyłam go pokochać. Bardzo podoba mi się pomysł na peeling w sztyfcie, jest to super wygodne - nie trzeba niczego nabierać, rozcierać - wystarczy przejechać kilka razy sztyftem po ustach i voila! :) Sylveco wpadło na świetny pomysł i jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to dość byle jakie opakowanie [ ale w końcu liczy się wnętrze, czyż nie? ]. Cukier trzcinowy, który jest drobno zmielony, bardzo skutecznie peelinguje usta. Siłę tarcia ustalamy indywidualnie, dociskając pomadkę. Na ustach po aplikacji zostaje trochę kryształków cukru, ale pocierając ustami, rozpuszczają się szybko, pozostawiając delikatną skórę naprawdę gładką i pod ochronną warstewką różnych olejków [ w składzie znajdziemy sojowy, z wiesiołka, z gorzkich migdałów, masło kakaowe ] i wosków [ pszczelego i carnauba ]. Polecam każdemu! 4,6 g / 8 zł

Clinique, Chubby Stick, Plumped Up Pink. Teraz kolorowe mazidła :) Uwielbiony, ukochany, najlepszy i najpiękniejszy. Jeśli ktoś kazałby mi [ szalony! ] wybrać jedno kolorowe mazidło na całe życie, postawiłabym na ten Chubby Stick, serio! Kolor, w którym się świetnie czuję, doskonała formuła i poręczne opakowanie = miłość. Żałuję jedynie, że mój odcień był limitowany ;( Rozpływałam się już nad tą kredką niejeden raz, również w osobnym, dedykowanym jej poście. 3 g / 79 zł

MAC, szminka, Plumful. Najnowszy kolorowy nabytek do ust, ale już uplasował sobie miejsce w ścisłej czołówce. Genialny, pudrowy i wcale nie jesienny odcień gości na moich ustach bardzo często, a świetne wykończenia [ lustre ] nie wysusza ust i nadaje im zdrowego błysku. Kolor można stopniować, co bardzo lubię. Prezentacja blogowa miała już miejsce, widziałyście? Jestem nią zachwycona! ♥ 3 g / 86 zł

Manhattan, Soft Mat, Lipcream, 56K. Mój pierwszy i najukochańszy matowy produkt do ust. Ma już chyba półtora roku i wciąż spisuje się znakomicie. Uwielbiam w nim to, że długo utrzymuje się na ustach, nie podkreśla nadmiernie suchych skórek i nie wchodzi zbytnio w załamania ust, jak to maty lubią robić. Kolor pomadki w kremie jest piękny i bardzo mój, świetnie się w nim czuję. Zjada się równomiernie. Ma wygodny, błyszczykowy aplikator i całkiem ładne, poręczne opakowanie. 6,5 ml / ok. 15 zł




Znacie któregoś z moich siedmiu wspaniałych? 
A może macie własnych ulubieńców, którymi chcecie się podzielić? 
Piszcie koniecznie! :)

Ulubieńcy sierpnia :)

Hej hej! :)

Wiem, wiem, że spóźniona jestem z tymi ulubieńcami ;) W zasadzie miałam ich sobie nawet odpuścić, ale doszłam do wniosku, że polubiłam się z naprawdę fajnymi kosmetykami, więc warto je Wam przedstawić.


1. L'Orient, Savon Noir  z różą damasceńską - moje odkrycie! Znakomicie oczyszcza skórę, zmniejsza pory i poprawia koloryt. Czarne mydło na pewno będzie stałym bywalcem w mojej łazience! Pisałam o nim więcej tutaj.

2. Maybelline, pomadka Color Whisper w odcieniu Lust For Blush - idealna pomadka na co dzień, o delikatnym kolorze różu, świetnie się rozprowadza na ustach, ma miłą konsystencję i w drugiej połowie sierpnia najczęściej lądowała na ustach :) Pokazywałam Wam ją w akcji tutaj.

3. Lirene, tonik nawilżająco - oczyszczający - na fali pozytywnych recenzji postanowiłam po ten tonik sięgnąć i ja. Nie zawiodłam się. Ma świetny zapach [ ogórek + coś, czego nie potrafię zidentyfikować ] i działanie - ładnie tonizuje skórę twarzy, nie zostawia lepkiej warstwy, mam wrażenie, że delikatnie nawilża za sprawą aloesu wysoko w składzie. Na pewno będę do niego wracać :)

4. Joursna, pędzel do makijażu - to jajeczko kupiłam na ebay'u za niecałe 10 zł. Zdziwiło mnie swoim całkiem porządnym wykonaniem - ma naprawdę bardzo zbite włoski, mięciutkie w dotyku i u mnie znakomicie sprawdza się do pudrowania obszaru pod oczami i skrzydełek nosa - pędzelek świetnie tam, dzięki swojej wielkości, dociera :) Bardzo udany zakup.

5. Isana Med, żel pod prysznic z olejkiem pomarańczowym - świetny żel o soczystym owocowym zapachu, który znakomicie umila każdy prysznic :) Dobrze się pieni, nie wysusza skóry i jest taniutki. Pisałam o nim więcej tutaj.

6. Carmex, Moisture Plus Pink - koloryzujący balsam do ust dotarł do mnie z fejsbuczkowego rozdania u Eska i bardzo się z tego cieszę, bo sama, po nieudanej przygodzie z Carmexem w tubce, na pewno bym po niego nie sięgnęła. Balsam w sztyfcie jest bardzo cieniutki i smukły, sprawnie się wykręca i aplikuje - nie potrzeba do tego lusterka. Nadaje ustom delikatny kolor i pozostawia przyjemne uczucia jakby chłodzenia. W sierpniu zużyłam pół opakowania, to chyba o czymś świadczy? ;)


Tak przedstawiają się moi ulubieńcy sierpniowy.
Znacie któryś produkt?

Krótko i na temat #1 - pomadka ochronna Caudalie + żel do mycia twarzy Palmer's

Cześć Wam! :)

Od dłuższego czasu chodziła mi po głowie myśl o cyklu notek, które opisywałyby kilka kosmetyków wartych przedstawienia, jednak nie zasługujących z różnych względów na osobną notkę. Czasem o danym kosmetyku nie mam zbyt wiele do powiedzenia, ale chciałabym Wam go pokazać. Stąd pomysł na notki pod szyldem „krótko i na temat”. Co sądzicie o takich zbiorczych mini recenzjach? Dajcie mi proszę znać w komentarzach :)

                                                                                                 

Dziś na tapecie będą dwa produkty, które całkiem dobrze zdążyłam poznać. Jednego używam zdecydowanie dłużej, drugiego tylko przez nieco ponad miesiąc, ale nie ze swojej winy ;)


Pomadka Caudalie. Do swoich pierwszych zakupów kosmetyków tej marki [ wodawinogronowa i pianka do oczyszczania twarzy ] dostałam gratisy w postaci kilku próbek oraz zestawu pełnowymiarowej pomadki i miniatury kremu do rąk. Bardzo mnie to ucieszyło, bo po pierwsze – kto nie lubi dostawać fajnych gratisów, a po drugie gratisem okazała się być pełnowymiarowa szminka, która kosztuje 19 zł za 4 g. Cena więc do najniższych nie należy, zwłaszcza jak za pomadkę ochronną. Zaczęłam jej używać, jak tylko wróciłam do domu i od tamtej chwili jesteśmy nierozłączne :) Jest to, oczywiście moim zdaniem, najlepsza ochronna pomadka. Nigdy nie używałam lepszej, a wierzcie mi, wiele się tego przewinęło przez moje ręce, bo ja niezbyt szminkowa jestem [ pracuję nad tym! ], a lubię zawsze mieć coś na ustach. Pomadka z Caudalie mieści się w białym, typowym plastikowym opakowaniu z wykręcanym sztyftem, ma nadrukowane napisy po francusku i angielsku, z tyłu skład i informację, że 99,5% składników jest pochodzenia roślinnego. Należy ją zużyć w ciągu 9 miesięcy od otwarcia. Sam skład bardzo przyjemny, zawiera mnóstwo świetnych olei i maseł [ słonecznikowy, rycynowy, wosk pszczeli, masło shea, olej winogronowy, itd. ]. Pomadka gładko sunie po ustach, nie lepi się, zostawia delikatną warstewkę, bardzo przyjemną zresztą. Pachnie troszkę olejami, ale bardzo subtelnie. Usta są wyraźnie odżywione, nawilżone i wyglądają ładnie i zdrowo. Ja zazwyczaj ponawiam aplikację kilka razy dziennie, przed wyjściem, przed snem i wtedy, kiedy po prostu mam na to ochotę. Bardzo się polubiłam z pomadką Caudalie. Jedyny jej minus to bardzo słaba wydajność – po równym miesiącu stosowania zostało mi jej jeszcze może maksymalnie na tydzień [ aktualny stan na zdjęciu poniżej ] – słabo, oj słabo... Z tego powodu wiem, że raczej sama jej nie kupię, bo jakoś nie uśmiecha mi się wydawanie co miesiąc 19 zł na pomadkę ochronną. Nie wykluczam, że w zimie, kiedy moje usta będą w wielkiej potrzebie, nie sięgnę po nią – na pewno świetnie by się sprawdziła. Jeśli dostanę ją jeszcze przy zakupach – bezsprzecznie będę bardzo zadowolona :)


Skład: Helianthus Annus (Sunflower) Seed Oil*, Ricinus Communis (Castor) Seed Oil*, Cera Alba (Beeswax), Oryza Sativa (Rice) Bran Wax*, Cetyl Palmitate*, Butyrospermum Parkii (Shea Butter) Extract*, Copernica Cerifera (Carnauba) Wax*, Euphorbia Cerifera (Candelilla) Wax*, Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil*, Cetearyl Alcohol*, Cetyl Alcohol*, Palmitic Acid*, Stearic Acid*, Hydrogenated Stearyl Olive Esters*, Prunus Armeniaca (Apricot) Kernel Oil*, Parfum (Fragrance), Palmitoyl Grape Seed Extract*, Hydrogenated Castor Oil*, Tocopheryl Acetate*, Ammonium Glycyrrhizate*, Glyceryl Oleate, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Citric Acid. *Plant Origin

                                                                                                 



Żel do mycia twarzy Palmers. Po bardzo udanym spotkaniu z kremem pod oczy od Palmers'a, zdecydowałam się na wypróbowanie kolejnego produktu z ich serii do pielęgnacji twarzy. Padło na żel oczyszczający, przeznaczony do usuwania zanieczyszczeń, sebum i makijażu. Żel jest dosyć gęsty, co przekłada się na jego wydajność – już od ponad miesiąca używam go codziennie wieczorem, a wciąż zostało jeszcze dużo produktu. Jak na 150 ml pojemności to całkiem niezły wynik, pisze z doświadczenia – zazwyczaj taką pojemność wykorzystuję w niecały miesiąc. Podoba mi się buteleczka żelu – jest prosta, przezroczysta i ma nierzucające się w oczy napisy – są wszystkie niezbędne informacje. Bardzo lubię szatę graficzną marki Palmers. Opakowanie na tyle przypadło mi do gustu, że chyba zostawię je sobie na inne żele do twarzy [ np. te z Biedronki :) ], bo dozownik - pompka jest bardzo praktyczny i się nie zacina. Teoretycznie żel jest bezzapachowy, jednak ja czuję aromat masła kakaowego, połączonego z chemią – nie jest to najprzyjemniejszy zapach, jednak można się przyzwyczaić. Skład także pozostawia wiele do życzenia – są SLSy. Bardzo dobrze oczyszcza skórę i świetnie zmywa makijaż, troszkę się pieniąc. Zostawia skórę napiętą, ale nie ściągniętą. Nie potrzeba dużej ilości, żeby dokładnie wymyć twarz i szyję. Niestety, ma jeden minus, który go u mnie dyskwalifikuje i wiem, że już nie powrócę do żelu z Palmers'a – szczypie w oczy... [ Na opakowaniu jest informacja, żeby unikać bezpośredniego kontaktu z oczami ] Ja nie czyszczę oczu żelem, rzecz jasna, ale przy zmywaniu go z twarzy często dostawał się do zamkniętych oczu, powodując mocne szczypanie i podrażnienie. Z czasem nauczyłam się bardziej uważnie zmywać go z twarzy, jednak jest to duży minus. Za 150 ml żelu należy zapłacić około 28 zł, ja kupiłam go na promocji w e – Ziko za niecałe 20 zł. Niestety ze względu na podrażnianie oczu nie wrócę do niego, ale jeśli macie odporne oczy, to może Wam przypaść do gustu, bo naprawdę dobrze oczyszcza.


Skład: Water, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Glycerin, Oleth-20, Propylene Glycol, Sodium Chloride, EG-120 Methyl Glucose Dioleate, Panthenol, Aloe Barbadensis Leaf Juice, DMDM Hydantoin, Theobroma Cacao (Cocoa) Seed Butter, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Hydrolyzed Milk Protein, Lactose, Oenothera Biennis (Evening Primrose) Root Extract, Disodium EDTA, Quaternium-26, Citric Acid, Tocopherol Acetate, Steareth-20, Chrysin, N-Hydroxysuccinimide, Palmitoyl Oligopeptide, Palmitoyl Tetrapeptide-7.

                                                                                                 


Miałyście któryś z opisywanych kosmetyków?
Może u Was się inaczej sprawdziły?
Piszcie w komentarzach, no i oczywiście dajcie znać, co sądzicie o takiej serii postów :)


P.S Dziękuję Wam pięknie za wszystkie komentarze pod wczorajszą, niekosmetyczną notką! :*
Miłej soboty!


Ulubieńcy marca '13

Cześć :)
Były już zużycia [ KLIK ], teraz czas na ulubieńców :)
Dziś na szybko post z kilkoma produktami, które były zdecydowanie faworyzowane w marcu.


 - Płyn micelarny Be Beauty - temat wałkowany ciągle i wszędzie, to moja 2 buteleczka i na pewno nie ostatnia :) pisałam o nim tutaj ---> KLIK

- Brokatowy lakier W7 Cosmic Mauve [ nazwy nie jestem w 100% pewna, bo nie ma jej na buteleczce, wytropiłam ją w sieci ;) ] - jeden z najpiękniejszych brokatów, z jakimi miałam do czynienia :) na moich paznokciach w marcy wulądował ok 4 razy, co na mnie, osobę nie lubiącą zbytnich wydziwień, jest niezłym wynikiem :) mogłyście go zobaczyć tu ---> KLIK i jeszcze na pewno się pojawi, obiecuję :)

- Lakier Revlon 607 Hazy - marcowa zdobycz, idealny szary kolor, kremowy i po prostu boski! Włąśnie mam go na łapkach po raz 3 w tym miesiącu, a takie powtórki u mnie rzadko się zdarzają ;)

- Krem BB Missha Perfect Cover No.21 - moja nowa wielka miłość - odkąd odebrałam ją z poczty, upiększa moją twarz każdego dnia. Lekka konsystencja, idealne krycie i twałość. Na pewno napiszę o niej więcej :)

- Macadamia Healing Oil - świetny olejek, ja używam go na końcówki, czasem też do wygładzenia długości - świetnie chroni włosy, wygładza je i pięknie pachnie. Dodatkowo bardzo wydajny, używam go od 3 tygodni po każdym codziennym myciu, a zużyłam go tylko do wysokości etykiety :)

- Woda toaletowa Zara Woman Floral - świeży, kwiatowy zapach, którym w tym miesiącu przywołuję wiosnę. Niestety, nieskutecznie, ale zapach wciąż daje nadzieję :)
Nie utrzymuje się cały dzień, ale to tylko woda toaletowa, nie wymagajmy wiele ;)

- Róż Sleek Suede 921 - to moje totalne zaskoczenie marca :) kupiłam go na blogowej wyprzedaży za zaporową kwotę 3 zł :) Jest to matowa cegiełka, ale oswoiłam się z tym kolorem i w marcu niepodzielnie ożywiał moją trupiobladą twarz :) mocno napigmentowany i trzeba ostrożnie nakładać, również ze względu na kolor ;) mam ochotę na inne odcienie!

- Pomadka Neutrogena - mój pomocnik naustny. Doskonale nawilża [pierwszy w składzie jest olejek rycynowy] i chroni usta na długi czas. Jesteśmy ostatnio nierozłączne ;)


A co Wy zaliczacie do swoich ulubieńców w tym miesiącu?

P.S. Nie dajcie się zmoczyć! Ani nabrać dziś ;)