Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Catrice. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Catrice. Pokaż wszystkie posty

Ulubieńcy | styczeń + luty

Witajcie! :)

Tak długo zabierałam się za ulubieńców stycznia, że zastała mnie końcówka lutego, taka sytuacja ;) W obliczu mego spóźnialstwa postanowiłam więc połączyć ulubieńców z dwóch miesięcy, oto i oni.



korektor Maybelline Instant Anti - Age Effect - myślałam o nim już od dłuższego czasu, aż w końcu zakup obgadałam z przyjaciółką, okazało się, że i ona jest nim zainteresowana i bez zbędnego gadania zamówiłyśmy. Korektor idealnie nadaje się pod oczy i na twarz, nie ciemnieje w ciągu dnia, nie roluje w podocznych zmarchach i naprawdę długo utrzymuje. Można nim też wykonywać poprawki w ciągu dnia. Wolałabym przezroczyste opakowanie, bo takie dotąd ono było, ale to mały minus ;)

puder Smashbox Photo Set Finishing Powder - kupiłam go pół roku temu i od tamtej pory używam codziennie, nie mam pojęcia, czemu jeszcze nie występował na blogu ;) Kupiłam pod wpływem impulsu razem z podkładem Chanel Vitalumiere Aqua, bo było -20% w Sephorze i nie żałuję. Puder genialnie utrwala każdy makijaż i matuje twarz na około 10 godzin, bez poprawek! Naprawdę! Nie robi pudrowej maski, nie podkreśla porów i suchych skórek. Dzięki niemu odzwyczaiłam się od noszenia puderniczki w torebce :) Już prawie nie zostało mi nic w pudełeczku i poczyniłam nowy zakup, ale tym razem zdecydowałam się na innego sypańca, Prep + Prime z MAC'a, też dlatego, że ma większą pojemność i niższą cenę.

rumiankowe masło do demakijażu The Body Shop - służy mi już dwa miesiące i jeden dzień [ zaczęłam używać 27 grudnia ;) ] i szacuję, że wystarczy jeszcze na pół miesiąca. Używam masła codziennie i codziennie spisuje się na medal. Znakomicie rozpuszcza makijaż na twarzy i jego resztki na oczach. U mnie demakijaż jest wieloetapowy i zaczynam zawsze od płynu micelarnego, którym dokładnie myję oczy i mniej dokładnie twarz. Potem wkracza właśnie olejek / masło do demakijażu, a na koniec jest jeszcze żel do mycia twarzy. Masło ma delikatny, niedrażniący zapach, który bardzo mi się podoba, wygodną konsystencję, która w kontakcie ze skórą zamienia się w jedwabisty olejek, nie wysusza skóry i nie ściąga jej. To świetna, powiedziałabym nawet, że lepsza alternatywa dla masła z Clinique [ tak, miałam Clinique, więc mogę je porównywać :) ]

róż do policzków Catrice Defining Blush - ten odcień [ 020 Rose Royse ] towarzyszył mi naprawdę przez cały styczeń i początek lutego! Ma śliczny koralowo różowy, lekko zgaszony kolor. Pasuje do każdego makijażu, nie robi plam, nakłada się bajecznie i ciężko z nim przesadzić nawet osobom z ciężką ręką, takim jak ja ;) W ogóle wszystkie róże Catrice są świetne i kto jeszcze żadnego nie ma, ten trąba! :)

balsam do ust EOS - kuleczka, która marzyła mi się długo, w końcu, za sprawą przyjaciółki, przywędrowała do mnie prosto ze Stanów. Dostałam wersję Coconut Milk i od razu po otwarciu bardzo ją polubiłam. Kuleczka jest bardzo wygodna w użyciu, na długo nawilża usta, a przy tym dyskretnie pachnie jakimś słodkim deserem, kokos to dla mnie nie jest ;) Nie nadaje koloru, maskuje suche skórki. Kiedy postawiłam Eosa na biurku w pracy, kilka osób zapytało mnie, czy to piłeczka antystresowa, tak więc balsam może mieć dwojakie zastosowanie ^^

odżywka do włosów Garnier Oleo Repair - kupiłam zachęcona kilkoma pozytywnymi recenzjami. Akurat okazało się, że na stanie mam same maski do włosów, żadnej codziennej odżywki. Ta świetnie pachnie, kojarzy mi się z profesjonalnymi kosmetykami od fryzjera, bardzo na plus, zwłaszcza, że zapach utrzymuje się na włosach. Nie obciąża pasm, ładnie je wygładza i nadaje im miękkości. Nie są to spektakularne efekty, ale naprawdę bardzo dobre jak na codzienną odżywkę. Przy częstym używaniu nie obciąża włosów i jest całkiem wydajna. Polecam! :)

podkład Estee Lauder Double Wear - po próbce byłam nim zachwycona i tak jakoś szczęśliwie dla mnie się złożyło, że Sonia z bloga Pączek w Pudrze podarowała mi swój nieużywany ♥ #blogiłączą Używam go codziennie i codziennie zachwycam się tym, jak wygląda na mojej skórze. Nakładam go cienką warstwą i tyle wystarcza, żeby wszystko pięknie przykryć i utrzymać się na twarzy cały dzień. Cały dzień w moim przypadku to ponad 12 godzin. Pod koniec dnia odrobinkę się ściera naokoło nosa i na nim, ale to wciąż najlepszy i najtrwalszy podkład, jaki miałam w życiu. Jestem totalnie zakochana i na pewno będę do niego wracać, jak skończę tę buteleczkę :)


Oto wszyscy moi ulubieńcy początku roku. Jestem ciekawa, czy ich znacie? Co znalazło się w Waszych zestawieniach najlepszych kosmetyków? Piszcie!


Czym malowałam paznokcie przez ostatnie 3 miesiące?

Witajcie!

Pomyślałam sobie, że taki luźny, głównie zdjęciowy post będzie ciekawy, biorąc pod uwagę, że ostatnimi czasy niewiele lakierowych prezentacji jest na moim blogu. Paznokcie maluję non stop, żeby nie było, nie wyobrażam sobie nie mieć pomalowanych. Kolor jest na dłoniach cały czas, zawsze inny, odkąd maluję paznokcie może kilka razy tylko zdarzyło się, żebym pociągnęła je jakimś lakierem dwa razy pod rząd ;)
O, to jest pomysł na eksperyment - jak długo wytrzymam, malując non stop tym samym lakierem? ^^

Jeśli podglądacie mnie na Instagramie, dzisiejszy post nie będzie dla Was niczym nowym, bo wszystkie zdjęcia zostały już tam opublikowane, ale może i tak się Wam spodoba? 
Zapraszam na prezentację prawie wszystkich [ niektóre po prostu nie dostąpiły zaszczytu sfotografowania ] lakierów, które nosiłam w ciągu ostatnich +/- 3 miesięcy :)
Większość zdjęć jest bez żadnych filtrów, zastosowałam je chyba tylko przy dwóch.















Który kolor spodobał się Wam najbardziej? 

Mój codzienny makijaż ostatnich tygodni :)

Witajcie serdecznie! :)

Popadłam w makijażowy marazm i wciąż wałkuję tę samą tapetę od tygodni ;) Wiem, mało ciekawie, ale i tak Wam pokażę, co i jak :) Ostatnio stawiam na komfortowy, neutralny kolorystycznie makijaż, który pasuje do wszystkiego i jest łatwy w wykonaniu - taka wygodnicka jestem ;)



Tak to wszystko wygląda, teraz czas na opis :)
Po przygotowaniu twarzy [ serum + krem z filtrem ] nakładam na nią podkład lub krem BB. Przez pół roku używałam dzień w dzień kremu Aloe Sun BB Cream marki Skin Food, ale teraz już wygrzebuję resztki i wróciłam też do podkładu Rimmel Stay Matte w odcieniu 100 Ivory. Pod oczy nakładam ulubiony korektor Healthy Mix z Bourjois [ odcień 52 ], który świetnie radzi sobie z ukryciem wszystkich cieni i zmęczenia. Na powieki bazę pod cienie Lumene, a wszystko przypodrowuję. Puder mam niekoniecznie najlepszy, po tym jak skończył się Blot z MACa, sięgnęłam do zapasów i tak oto używam pudru Bourjois Healthy Balance [ odcień 52 Vanille ]. Jest dla mnie odrobinę za żółty, denerwuje mnie to i trzeba uważać, bo lubi tworzyć pudrową maskę. Na szczęście już się kończy i będę mogła sięgnąć po coś bardziej odpowiedniego :) Brwi podkreślam kredką z Catrice w odcieniu Date with Ashton. Lubię tę kredkę, jest łatwa w obsłudze, a kolor odpowiedni. Teraz czas na cienie do powiek. Zazwyczaj używam dwóch, w porywach do trzech. Zawsze jest to cielaczek z paletki Sleek Oh So Special od Eska, Floreska do rozjaśnienia dolnej powieki i wewnętrznych kącików oczu. Na całą powiekę nakładam ukochany matowy, jasnobury cień z Inglota o numerku 358 . Czasem w załamaniu ląduje jego ciemniejsza wersja, odcień 363. Na takie oko zawsze idzie kreska. Kreska musi być i już :) Tutaj pozwalam sobie na różnorodność, mam kilka kredek i eyeliner, czasem robię to czarnym cieniem. Na zdjęciu zobaczycie eyeliner Super Liner Perfect Slim z L'Oreal, który sobie bardzo chwalę, kredkę The Collosal Kajal z Maybelline od Agaty, ktora też jest fajna, bo ma mocny czarny kolor [ kredka, nie Agata. Agata jest blondynką ;) ], końcóweczkę brązowej kredki z Sephory [ będę płakać, jak się skończy :( ] i najnowszy nabytek - kredkę Gel Eye Pencil z Essence w ładnym, ciemnoturkusowym kolorze. Na linię wodną idzie cielaczek z Max Factora, na rzęsy przez ostatnie 2 miesiące nakładałam tusz [ nie polecam żadnego, bo już przedłużyłam rzęsy. Krótka przygoda z beznadziejnym tuszem sprawiła, że z chęcią wróciłam do bezproblemowych rzęs 1:1 :) ]. Teraz najważniejsze - róż do policzków! Bez różu nie wyjdę z domu! Mogę nie mieć pomalowanego oka, ale róż musi być i już! Już od dłuższego czasu mocno eksploatuję róż Glossy Rosewood z Glossybox'a któregoś wczesnego - zrobił go Kryolan, ma boski leko fioletowy odcień i idealnie się w nim czuję. Odświeża, trzyma się cały dzień, a efekt można stopniować. W dni, kiedy mam inny humor, sięgam po ukochany róż 006 Golden Sand Astora [ to już drugie opakowanie! ]. Idealnie się nim konturuje, nadaje twarzy świeżości i nie da się nim zrobić krzywdy ;) A usta? Na ustach niezmieniie idealna pomadka z MACa - Brave ♥ Moja miłość i w sumie na dzień dzisiejszy mogłabym mieć tylko tę szminkę :)

Z opisu wydaje się, że jest tego wszystkiego dużo, ale tak nie jest. To sprawdzony zestaw kilku kosmetyków, po które sięgam codziennie i mogę na nim polegać :) Cały makijaż zajmuje mi około 15 minut.





A na koniec jeszcze średnio obrazowa prezentacja na twarzy :)




Znacie któreś z moich kosmetyków makijażowych?
Podzielcie się ze mną tym, jak wygląda Wasz ulubiony makijaż ostatnio!

Jestem mistrzynią promocji ! | zakupy kosmetyczne maja

Hej, hej! :)

Jak co miesiąc, pokażę Wam moje zakupy kosmetyczne. W zeszłym miesiącu zakupy w większości były przemyślane i zaplanowane, a szczęśliwie złożyło się tak, że i te niezaplanowane są udane. Nie żałuję ani jednego zakupu i wiem, że każdy kosmetyk wykorzystam. Cieszy mnie to :) Z zakupowej listy udało mi się wykreślić wszystkie pozycje oprócz jednej, ponieważ nie mogłam w żadnym sklepie internetowym znaleźć próbek rekonstruktora do włosów z JMO. Może kiedyś. 

Tymczasem zapraszam Was na zdjęciową prezentację moich nowych skarbów :) W maju udało mi się dorwać wiele kosmetyków w świetnych cenach, płacąc za nie naprawdę niewiele w porównaniu do standardowych cen.

A, od razu uprzedzam, że w czerwcu to dopiero będzie się działo! Planuję odwiedzić Warszawę, a co za tym idzie - konkretnie roztrwonić majątek ;)


John Masters Organics Rosemary & Peppermint Detangler, odżywka do włosów z rozmarynem i miętą to zakup pod wpływem chwili [ czytaj: promocji ]i zainteresowania marką. W dziennej promocji na Truskawce kosztowała 40,50 zł  [ normalna cena to 68 zł ]. Szampon Joico K -PAK do włosów zniszczonych to również skutek śledzenia promocji na Truskawce - zapłaciłam za niego 29,50 zł, nieźle, prawda? Regularna cena szamponu to 57 zł. Bardzo go polubiłam i z miłą chęcią powrócę do używania :) Miesiąc bez nowego zakupu z Caudalie miesiącem straconym! Żartuję, rzecz jasna, ale i w maju nie obyło się bez odwiedzenia ulubionej apteki. Uczestniczyłam po raz kolejny w dermokonsultacjach marki i kupiłam zapach, który "chodził za mną" już od dawna - Caudalie, The des Vignes. Kosztował ok 100 zł. Zachwycił mnie tak bardzo, że wylądował od razu w ulubieńcach maja.


Clarins, Daily Energizer Wake - Up Booster to poranny tonik, w którym zakochałam się dzięki Megdil i wiedziałam, że kupię go na nowo. Recenzowałam już to cudo na początku roku. Obecny egzemplarz [ w odświeżonej butelce ] kupiłam na Truskawce za 71 zł. Krem do depilacji Veet o zapachu aksamitnej róży skusił mnie na promocji [ kosztował 11 zł? Nie pamiętam dokładnie ] i na pewno się nie zmarnuje, bo często sięgam po przeróżne odwłasiacze ;) Reszta na zdjęciu to glinki marki Cattier, które ostatnio bardzo polubiłam [ kupiłam 2 na targach kosmetycznych i zapragnęłam więcej ] i znalazłam w świetnej cenie [ 4,19 zł / sztuka ! ] w internetowej aptece doz.pl. Już wiem, że będę im wierna, zwłaszcza glince żółtej. Wybrałam właśnie żółtą [ po raz kolejny ], zieloną, czerwoną i białą.


Kiedy płyn micelarny z Biedronki zaczął mnie szczypać w oczy, wiedziałam, że czas rozpocząć poszukiwania jego następcy. L'Oreal się nie sprawdził, sięgnęłam więc po inne. Najpierw kupiłam płyn micelarny z  Bourjois i obecnie to jego używam [ jestem bardzo zadowolona, trafił do ulubieńców maja ], a potem natrafiłam na promocję płynu z Garniera [ 12,99 zł ] i jego także przygarnęłam, czeka na swoją kolej. Postanowiłam wrócić do skutecznego myjadła twarzy i kupiłam oczyszczający żel do skóry tłustej i wrażliwej Effaclar w ekonomicznej, 400 ml wersji. W aptece zapłaciłam za niego 37 zł. Połączenie żelu z kremem Effaclar Duo zdecydowanie mi służy i moja cera w końcu wychodzi na prostą :) Ostatnia rzecz to żel pod oczy w roll onie ze świetlikiem MaxMedical. Dorzuciłam go z ciekawości do zakupów na doz.pl i nawet polubiłam - delikatny żel chłodzi i budzi oczy rano; kosztował ok 11 zł.


Woda winogronowa Caudalie to mój totalny must have już od wielu miesięcy, więc nic dziwnego, że kolejny raz ją kupiłam. Kosztowała ok 40 zł. Odżywcza pomadka peelingująca Sylveco to mój hit, polecam każdemu! Była, of kors, w ulubieńcach maja ;) Kupiłam ją w sklepie internetowym Bańka Mydlana [ Cocaron, dzięki za polecenie! ] i nie żałuję żadnej z ośmiu złotówek, które na nią wydałam. Suchy szampon Shaumy to konieczność - potrzebowałam czegoś na już, a że w moim mieście nie mam Batiste, kupiłam sprawdzony już i lubiany szampon z Shaumy [ lubię go za działanie i świeży zapach ]. Serum do stóp Evree zachęciło mnie ceną [ ok. 6 zł w Naturze ] i nazwą - nastawiałam się na super skoncentrowany i błyskawicznie działający kosmetyk. Dostałam przeciętny krem, ale zużyję, bo moje stopy ostatnio piją wszystko, co im dam ;) Ziajowy Jaśmin w kremie przeciw zmarszczkom pod oczy i na powieki to odkrycie maja - fajny, treściwy i odżywczy krem pod oczy na noc za 10 zł. Dwufazowy koncentrat rewitalizujący do twarzy  Annemarie Borlind to zachcianka, zamówiona również w Bańce Mydlanej, mam nadzieję, że się sprawdzi. Cena to 27 zł, o ile dobrze pamiętam.


Ostatnia kolorówka, bo jej jak zwykle najmniej ;) Nie oparłam się promocjom i na początku miesiąca zakupiłam w Rosmannie dwa lakiery do paznokci: Revlon Parfumerie w odcieniu China Flower, Sally Hansen, 420 Pacific Blue oraz pomadkę w kredce Color Boost z Bourjois w odcieniu 01 Red Sunrise [ pokazywałam ją na ustach na Instagramie ]. Zapłaciłam kolejno: 10,20 zł, 7,64 zł i 14,27 zł. Na promocji w Naturze postawiłam na jedną markę i do domu przyniosłam topper Catrice 50 Glitterazzi, 45 Kitsh Me If You Can i kredkę do brwi Eye Brow Stylist w odcieniu 020 Date With Ash - ton. Każdy produkt Catrice kosztował około 7 zł, nie pamiętam dokładnie, a zgubiłam paragon ;)

To już wszystkie zakupy, jakie poczyniłam w minionym miesiącu. Dużo, mało? Nieważne, dla mnie w sam raz :)


Dajcie znać, czy znacie moje nowości? 
Recenzowałyście któryś produkt u siebie? 
Z chęcią poczytam Wasze opinie!

Ulubieńcy | MAJ '14

Dobry wieczór wszystkim :)

Końcem każdego miesiąca nastaje czas podsumowań, nie zabraknie ich i u mnie. Zacznę od przedstawienia Wam kosmetycznych ulubieńców kończącego się już maja.


Siódemka ostatnio patronuje moim postom [ pamiętacie siedmiu wspaniałych z kategorii usta? ], ale o ile w poprzednim poście była to liczba zamierzona, tak dziś zadecydował o niej przypadek ;) 

Pierwszym ulubieńcem jest płyn micelarny z Bourjois, po który w maju sięgnęłam pierwszy raz. Micel pozytywnie mnie zaskoczył, wyśmienicie się sprawuje i zmywa z twarzy wszystko, nie podrażniając skóry i nie pieniąc się na niej. Woda toaletowa Caudalie w wariancie The des Vignes [ białe piżmo + neroli + imbir ] całkowicie podbiła moje serce i używam jej codziennie od dnia zakupu. Zapach jest mocny i świeży, nawet Narzeczonemu się podoba [ a to nie lada wyzwanie! ] Aloe Sun BB Cream od Skin Food towarzyszył mi przez cały maj - świetny odcień, wystarczające krycie, ładny zapach i filtr SPF 20 PA+ składają się na bardzo dobry produkt i nie żałuję, że po zużyciu kilku próbek skusiłam się na pełnowymiarowe opakowanie :) Effaclar Duo + to powrót po latach. Produkt tak skuteczny, jakim go zapamiętałam, zauważalnie poprawia stan mojej cery. Nie widzę różnic w działaniu przy tym nowym, podobno ulepszonym składzie, więc bez obaw. Teraz zaskoczenie miesiąca: Ziaja, jaśmin w kremie, krem pod oczy 50+ [ bynajmniej nie SPF ;) ]. Krem poleciła mi Egri.Hempe i z ciekawości kupiłam go, nie było mi żal, bo to tylko 10 zł. Stosuję go grubą warstwą na noc i jestem bardzo zadowolona - dobrze nawilża, jest treściwy i nie podrażnia oczu. Odżywcza pomadka z peelingiem Sylveco szturmem wdarła się w moją pielęgnację ust i szybko z niej nie zrezygnuję - dzięki niej mogę nosić mocne kolory na ustach bez zamartwiania się o ich wygląd. Na koniec powtórka [ serio, nie zrobiłam tego celowo! ] z rozrywki, czyli produkt, który pojawił się w poprzednich ulubieńcach - to chyba o czymś świadczy? Mowa o różu do policzków Catrice z edycji limitowanej Rocking Royals, w którym po prostu świetnie się czuję :)

Znacie moich ulubieńców? 
Coś zachęciło Was do bliższego poznania? 
A może u Was któryś z mojej siódemki się nie sprawdził? 
Napiszcie w komentarzach! :)

Ulubieńcy | MARZEC + KWIECIEŃ

Witajcie weekendowo! :)

Ostatnio mnie trochę tu mniej, musicie mi wybaczyć. Niestety zmagam się już od tygodnia z bólem wyrastającej krzywo ósemki i przez to [ również przez środki przeciwbólowe ] chodzę non stop nieprzytomna i przymulona... W poniedziałek mam już wizytę u dentysty, mam nadzieję, że coś zaradzi! 
A tymczasem przychodzę do Was z postem o ulubieńcach kosmetycznych minionych dwóch miesięcy. Marzec nie obfitował w ulubione produkty, ale za to kwiecień to nadrobił ;) Razem jest tutaj przed Wami 10 kosmetyków, które spodobały mi się na tyle, żeby używać ich regularnie i nadać miano ulubionych. 


Pierwsza trójka to pielęgnacja. 
Peeling do ciała Lumene  z serii Arctic Spa przypadł mi do gustu, bo jest dobrym zdzierakiem, powiedziałabym, że o średnim poziomie ścierania martwego naskórka. W sam raz do częstego użytkowania. Ma bardzo dużo malutkich drobinek, co przekłada się na skuteczność oraz miły, kwiatowy [ podobno piwonia ] zapach.

OPI Avojuice, balsam do rąk i ciała. Ten na zdjęciu ma zapach mango, posiadam również wersję z kwiatem hibiskusa [ pokazywałam je w poście o zakupach z targów kosmetycznych, klik ], ale została w pracy i tym samym nie załapała się na sesję ;) Balsamy są świetne pod względem zapachów - te utrzymują się długo i są naprawdę ładne. Dodatkowo dłonie są po aplikacji widocznie odżywione - gładkie i miękkie, a tłustej warstwy tu nie uświadczysz. Nie podoba mi się jedynie cena, za jedną, 30ml buteleczkę zapłaciłam na targach 9 zł, już w promocji.

Ziaja, 25+ krem nawilżający matujący. Długo czekał w szufladzie z zapasami na swój debiut. Używam go od początku kwietnia i jestem bardzo zadowolona - nawilża twarz wystarczająco, ma ładny zapach, szybko się wchłania, doskonale się sprawdza pod makijaż, nie podrażnia skóry i nie powoduje wysypu. Dodatkowo jest całkiem wydajny [ szacuję, że słoiczek z 50 ml kremu zużyję w ok 3 miesiące ], co przy cenie około 10 zł tworzy bardzo kuszący kosmetyk :)


Sleek, paletka Oh So Special. Prezent od kochanej Gosi z bloga Esy, Floresy, Fantasmagorie. Idealnie dobrana kolorystycznie paletka, która odkąd ją otrzymałam, codziennie uczestniczy w makijażu. Lubię w niej to, że są cienie podstawowe [ 2 cieliste kolory, taupe i czerń - wszystkie matowe ] i bardziej szalone [ pudrowy róż i brzoskwinia oraz kilka brokatów ] - dzięki temu można nią wykonać cały makijaż :) Mam w niej już 2 ukochane odcienie. Esku - dziękuję :*

Zoya, Pixie Dust, Carter. Pisakowy lakier do paznokci. Piękny, trwały, zaskakujący. Zachwycam się nim nieprzerwanie od dnia zakupu! ♥

Catrice, Multicolour Blush, C01 Punk Up The Royals. Róż do policzków z limitowanej edycji Catrice - Rocking Royals. Bardzo mocny róż [ bardziej nasycony niż na zdjęciu ], składający się z dwóch odcieni - bordowej czerwieni i fuksjowego fioletu, które po zmieszaniu wyglądają cudnie na policzku. Oczywiście umiar w aplikacji jest tu najważniejszy i nieocenionym pomocnikiem w tej kwestii jest Blush Brush z RT. Róż gościł na mojej twarzy przez większą część ostatnich dwóch miesięcy.

Orly, Pure Porcelain. Lakier, który wisiał na mojej liście już wiele miesięcy. Dorwałam go na targach kosmetycznych za 26 zł i nie żałuję ani jednej złotówki. Jest niesamowicie elegancki, super trwały, a dodatkowo daje efekt czystych dłoni [ określenie via egri.hempe :) ]. Uwielbiam!


Revlon, podkład ColorStay. Mój jest w odcieniu 150 Buff, do cery mieszanej i tłustej. Podkład, po który sięgałam ostatnio najczęściej. Najlepiej ze wszystkich tuszował moją kapryśną cerę i jej fochy, i utrzymywał się najdłużej. Już niewiele pozostało go w buteleczce. Lubię go za bardzo dobre krycie i idealnie dopasowany kolor.

Equilibra, olejek nabłyszczający do włosów. Używam go od końca grudnia [ widzicie zużycie?! ] po każdym myciu włosów, czyli co dwa dni, jako zabezpieczenie końcówek. Świetnie się spisuje - lekko nabłyszcza włosy i chroni końcówki przed zniszczeniami. Ma ładny, świeży aloesowy zapach i jest niesamowicie wydajny, aplikator również jest przydatny. Wystarczy jedna pompka.

Bell, Bio2 Vitamin Booster. Odżywka, której używam jako bazy pod lakier do paznokci. Super wydajna, mam ją już od  4 miesięcy, a jeszcze 1/3 buteleczki mi została. Ma być wzmacniającym serum do słabych paznokci i tak właśnie jest, a co najważniejsze, przedłuża trwałość lakieru na moich paznokciach :) Bardzo dobrze utwardza płytkę i dzięki niej mogę zapuścić dłuższe paznokcie niż do tej pory. Polecam, bo i cena jest przystępna, około 12 zł. Swoją odżywkę kupiłam w Naturze.


To już wszyscy moi ulubieńcy marca i kwietnia. Produkty, które towarzyszą mi od kilku już miesięcy, ale także nowości, które przebojem wdarły się w mój kosmetyczny świat. 

Znacie którąś pozycję z mojej ulubionej dziesiątki?
Jacy są Wasi ulubieńcy ostatniego okresu? :)

Takie przeceny to ja lubię!

Witajcie ! :)

Szał wyprzedaży nie udzielił mi się jakoś specjalnie w tym roku - odwiedziłam kilka sklepów, nie nie zwróciło mojej większej uwagi, zarówno ciuchowo, jak i kosmetycznie. Odkładam zresztą skrupulatnie pieniądze na wymarzoną szczoteczkę Clarisonic Mia 2 [ tutaj wielkie podziękowania dla Bogusi, która swoim postem o wydatkach kosmetycznych zmotywowała mnie do odkładania! :) ], więc wiecie - przyświeca mi wyższy cel ;) Z kosmetycznych zakupów coś tam poczyniłam, ale były to bardziej podstawowe rzeczy, które pewnie zsumuję na koniec miesiąca i Wam pokażę, obyło się jak dotąd bez szaleństw :) 

To, co dziś zobaczycie, również do kategorii szaleństw się nie zalicza, bo nie wydałam na przedstawione rzeczy nawet 10 zł! :)

Wstąpiłam wczoraj do Natury celem nabycia olłejsów i przy kasie zauważyłam pudełeczka z przecenami. Zaciekawiona, podeszłam i zerknęłam, co tam wrzucili. I bardzo dobrze zrobiłam! Udało mi się złapać kilka świetnych kąsków, znacznie przecenionych! :) Nie wiem, jak opłaca się wyprzedawać rzeczy za taką cenę, nie wnikam, nie interesuje mnie to - ja dzięki tej promocji mam kilka ślicznych kosmetyków :D

Patrzcie i podziwiajcie! :) Nadmienię jeszcze, że wszystko kupiłam niemacane! Jupi! :)


  • Brązer Catrice z limitowanki Cucuba - ma bardzo ładny, delikatny odcień bez grama pomarańczu, z małymi rozświetlającymi drobinkami [ nie złotymi! ], coś czuję, że się polubimy. Jest wielki - ma 23 g! W cenie regularnej kosztował 18,99 zł, zapłaciłam za niego 1,99 zł.
  • 2 róże do policzków Catrice 030 Pink Grapefruit Shake - podwójny jasny róż z mniejszą częścią z mnóstwem srebrnych drobinek, której będę używać jako rozświetlacza. Nazwa rzeczywiście adekwatna, bo kolory przypominają mi miąższ grejfruta :) W regularnej cenie róż kosztował 16,99 zł, zapłaciłam za jeden 1,99 zł.
  • Szminka Rimmel Lasting Finish 206 Nude Pink - jasny róż z perłowym połyskiem. Będzie dla mojej Mamy, bo ona lubi takie klimaty :) W cenie regularnej kosztowała 16,99 zł, zapłaciłam za nią 1,99 zł.
  • Podwójny lakier do paznokci Essence Nail Colour 3 w wersji 03 Kiss On Top Of The Rock - mam już go w swojej kolekcji, ale za taką cenę żal było nie wziąć biedaczka ;) Podaruję go komuś. W cenie regularnej kosztował 11,49 zł, zapłaciłam za niego 0,50 zł.

Tak więc no.... Za wszystkie te rzeczy zapłaciłam 8,46 zł. [ w cenach regularnych wyszłoby 64,46 zł. ]


A jak u Was z wyprzedażami?
Szalejecie? :)


Nowości ostatnich tygodni :)

Hej hej! :)


Dziś będzie o moich zdobyczach i darach losu ostatnich tygodni. Promocje czyhały na nas z każdej strony, nie sposób było nie ulec ;) Udało mi się zrealizować prawie całą listopadową listę zakupową, jestem z tego bardzo zadowolona :) Tak a propos  - grudniowa, nawet już w części zrealizowana, wisi w pasku bocznym bloga :)

Na sam początek pielęgnacja:


Krem do rąk The Secret Soap Store Pomarańcza to zakup dzięki próbce, którą znalazłam w Mikołajkowej paczce od Naomi. Bardzo spodobał mi się świąteczny zapach suszonych pomarańczy, krem już w użyciu, kosztował 20 zł. Cetaphil krem intensywnie nawilżający kupiłam do kuracji kremem z retinolem, kosztował 30 zł. Nuxe, Reve de Miel to kultowe już masełko w słoiczku, jest ze mną dopiero kilka dni, ale już rozumiem jego fenomen :) Koszt to 37 zł.


Corine de Farme tonik odświeżający to zakup z Hebe, Hexx polecała mi tonik oczyszczający, ale ja się musiałam pomylić i kupić ten ;) Przyjdzie i na niego pora, kosztował ok 13 zł. Żel pod prysznic Luksji to mała zachciewajka - spodobała mi się próbka kiedyś i kupiłam go, kiedy był na promocji w Naturze za ok 5 zł. It's Skin VC Effector krem wodny był na mojej liście od długiego czasu, w końcu zdecydowałam się na zamówienie. Używam już od prawie dwóch tygodni, jestem bardzo zadowolona. Koszt to ok 35 zł na ebay'u.


Standardowo, uzupełnienie zapasów Caudalie - kupiłam tonik, a piankę dostałam gratis. Niestety nie było w aptece większych butelek, przygarnęłam więc te 100 ml. Koszt toniku to 36 zł. Żel pod prysznic z YR to zachcianka, o pięknym, naprawdę wiernie oddanym zapachu granatu - ok 9 zł.


Lakiery! :) Część już widzieliście, tutaj zebrałam je razem. Golden Rose Rich Color o numerkach 103 [ prezentowałam go już - tutaj ], 112 i 111, każdy po 5,90 zł. Z tyłu top i baza w jednym z Revlonu - dość nietrafiony produkt, ale od biedy może służyć jako baza, kupiony na promocji -40% w Hebe, za 12 zł. Rimmel 440 Sun Downer, kupiony pod wpływem Hexx i jej prezentacji, szaraczek 188 z Wibo [ był bazą do zgłoszenia konkursowego do Hexx - tutaj ]. Ostatnie dwa lakiery to łupy z wyprzedaży blogowej: mini Orly Faint of Heart [ 5 zł ] i China Glaze Foie Gras [ 10 zł ].


Kolorówka: od góry maskary: na -40% w Rosmannie zdobyłam w końcu Pump Up z Lovely [ o dziwo, trafiłam na nieotwierany egzemplarz! :D ], a w Firlicie na Floriańskiej w Krakowie upolowałam ulubioną wersję 2000 Calories od Max Factora, z podkręconą szczoteczką [ 17,99 zł ]. Korektor z Maybelline to Affinitone, poniżej Perfect Match z L'Oreal, oba kupione w Hebe na -40%, za około 14 i 19 zł. Naszła mnie ochota na robienie kresek eyelinerem w pisaku, sięgnęłam więc po SuperLiner z L'Oreal, również w Hebe, kosztował ok 20 zł na promocji :) Na koniec: pomadka matowa w płynie z NYX - łup z nowej krakowskiej Galerii Bronowice - piękny, ale chyba wybrałam za jasny kolor... Kosztowała 29 zł.

 

Róż z nowej limitowanej kolekcji Rocking Royals Catrice kusił mnie już na zdjęciach promocyjnych, na żywo wyglądał zupełnie inaczej, ale i tak mi się spodobał. Jest mega mocno napigmentowany, trzeba szalenie z nim uważać ;) Kosztował 17,99 zł. Podkład z MF Facefinity był planowanym zakupem na promocji -40% w Hebe [ 36 zł ], zeszłej jesieni bardzo go polubiłam i postanowiłam, że znów się spotkamy :) Najbardziej dumna jestem z zakupu wody toaletowej Davidoff Cool Water Wave - udało mi się skorzystać z promocji w Superpharmie -50% na wybrane przecenione zapachy i wyszłam z tym, płacąc za niego 60 zł [ pierwotna cena to 247 zł :D ]. Podoba mi się w niej wszystko od zapachu po ombre buteleczkę :) I nawet Narzeczony nie ma na nią alergii - win win ;)


Na koniec jeszcze wspaniałe dary pielęgnacyjne, na które chętkę miałam już od długiego czasu :) Wszystkie są od Lipstic and Kids i cieszą mnie niesamowicie! Redermic R już od miesiąca ląduje na mojej twarzy, reszta czeka jeszcze na debiut. Malwinko - dziękuję raz jeszcze! :*** Przy okazji zapraszam Was serdecznie do Lipstick and Kids - świetny, nowy blog młodej i pięknej [ zazdrość! ] Mamy - na temat, z humorem i pełen ciekawostek :)

Jak się Wam podobają moje zdobycze?
Co u Was pojawiło się nowego?
:))


P.S. Jutro wyniki rozdania z Caudalie - ja już znam Zwyciężczynię :D
P.S. 2 Czekam jeszcze na dostarczenie ostatnich rzeczy z Dnia Darmowej Dostawy i pochwalę się Wam, co zamówiłam, chcecie?

Ulubieńcy września i października :)

Cześć :)


We wrześniu nie miałam wielu ulubionych i najczęściej używanych produktów, więc zdecydowałam się poczekać do następnego miesiąca. Kiedy przygotowywałam produkt do tego posta, musiałam zrobić ostrą selekcję, bo w ostatnich tygodniach poznałam i polubiłam dość pokaźną liczbę kosmetyków ;) Kosmetyki, które dziś Wam przedstawię, to takie moje perełki, z których odkrycia bardzo się cieszę, bo zdecydowanie umilają czas w łazience i poza nią :)

Nie przedłużając, oto moi ulubieńcy ostatnich dwóch miesięcy:
Najpierw pielęgnacja.



- John Masters Organics, citrus & neroli detangler. Świetna odżywka, którą udało mi się wygrać w rozdaniu u Kasi z bloga Kolczyki Izoldy. Chwila minęła, zanim nadeszła jej kolej we włosowej pielęgnacji, a potem następna chwila, zanim nauczyłam się odpowiednio jej używać. Teraz świetnie służy moim włosom, po aplikacji [ zawsze minimum 15 minut ] są mięciutkie, sypkie, błyszczące i po prostu zdrowe. 

- Caudalie, krem do rąk i paznokci. Caudalie to marka, którą bardzo cenię, zresztą, jak doskonale wiecie, jeśli spędziłyście tu więcej niż minutę ;) Z kremem do rąk jest nie inaczej. Ma świetną lekką, ale treściwą formułę, która błyskawicznie się wchłania, zostawiając dłonie gładkie, miękkie i widocznie nawilżone - po prostu wyglądają lepiej. Uwielbiam ten krem w pielęgnacji skórek - kiedy najpierw miałam 30 ml miniaturkę, używałam jej oszczędnie, właśnie na skórki i efekty były naprawdę niesamowite. Bardzo się ucieszyłam, kiedy ten pełnowymiarowy krem dostałam gratis przy zakupie wody winogronowej :)

- Caudalie, nawilżający tonik do twarzy. Świetny tonik bez alkoholu, delikatnie działający i odświeżający twarz. Koi i łagodzi bez ściągania skóry i pięknie pachnie, charakterystycznie dla marki. Ta mała buteleczka [ 100 ml ] jest bardzo wydajna, używam jej już ponad miesiąc i jeszcze mam 1/3 opakowania. Na początku byłam sceptycznie nastawiona do pompkowego aplikatora, ale przekonałam się do niego, bo dozuje optymalną ilość toniku na wacik. 

- Sylveco, tymiankowy żel do twarzy. Jeden z najlepszych myjaków do twarzy, jakich używałam. Przede wszystkim ma naturalny skład, bardzo dobrze oczyszcza, zauważyłam też wygładzenie twarzy i szybsze gojenie się niedoskonałości. Jestem na tak i na pewno będę do niego wracać, chcę też wypróbować wersję rumiankową. Bardzo wydajny i niedrogi :) Pisałam o nim TUTAJ

- Olej makadamia. Moje małe wielkie odkrycie! Zamówiłam go jako dodatek do kosmetycznego zamówienia w jednym sklepie internetowym i to był świetny wybór. Genialnie sprawdza się na włosach, to chyba najlepszy olej, jaki dotąd stosowałam w tym celu. Włosy są maksymalnie odżywione, pięknie błyszczące i świetnie się układają. Olej stosuję też czasem jako zabezpieczenie końcówek i wygładzenie baby hair'ków. Z ciekawości nałożyłam olej też na twarz i to był strzał w dziesiątkę - od tamtej pory codziennie stosuję go na noc. Skóra rano jest nawilżona, ładnie napięta, pory zmniejszone, a niedoskonałości widocznie zaleczone. Ja jestem zachwycona i planuję całkowicie przerzucić się na oleje w nocnej pielęgnacji twarzy :) Oleju makadamia używam też do nawilżania skórek.

- Regenerum, serum do paznokci. Świetny produkt, który znacząco pomógł mi w walce o zdrowe paznokcie. Obecnie kończę już drugą tubkę. Świetna mieszanka olejków, która regeneruje, utwardza i wybiela płytkę, dodatkowo przyspieszając wzrost. Poręczny pędzelkowy aplikator ułatwia rozprowadzenie produktu. Jedyne zastrzeżenie mam do pojemności - to tylko 5 ml, a cena waha się od 10 do 20 zł. Do pierwszej wykorzystanej tubki "wessałam" teraz olej makadamia, ale planuję zaopatrzyć się w olejki ze składu [ makadamia, z nasion winogron, ze słodkich migdałów ] i sama sobie zmieszać takie serum :)

Teraz kolorówka:

- Bruno Bannani, Pure Woman. Perfumy, które dostałam od przyjaciółki Natalii. Śliczna, ciesząca oko, różowa buteleczka i piękny rześki, ale intensywny zapach bardzo przypadły mi do gustu. Zresztą widać po zużyciu ;)

- Clinique, Chubby Stick. Wspaniały produkt do ust, który był jedną ze ślicznych nagród w konkursie u Eska, Floreska [ muak :* ] .Mój pochodzi z limitowanej edycji z różową wstążeczką, nazywa się Plumped Up Pink i nazwa świetnie oddaje kolor - jest to róż podszyty delikatnie śliwką, na ustach wygląda obłędnie [ to moja subiektywna opinia ;) ]. Bardzo lubię się w tym kolorze, czuję się w nim bezpiecznie. Aplikacja jest bajecznie łatwa, pomadka nie wysusza usti schodzi równomiernie. Me likey!

- Maybelline Color Whisper, Lust For Blush. Kolejna ukochana pomadka. Zużyłam już ponad połowę sztyftu, uwierzycie? Nie potrzebuję lusterka, żeby ją zaaplikować, ma piękny różowawy kolor, który pasuje do każdego makijażu, stroju i okazji. Mam ją zawsze przy sobie. Pokazywałam, jak wygląda na ustach TUTAJ. Na pewno do niej wrócę, kiedy się skończy.

- Catrice, Defining Blush. Świetny róż do policzków, mój jest w odcieniu Royce Rose. Trwały, zgaszony kolor o świetnej pigmentacji. Nic tylko polecić :) Pokazywałam, jak wygląda na policzkach TUTAJ.

- Maybelline Color Tattoo.  Mam 3 cienie z tej kremowej serii, ale to Permanent Taupe permanentnie ląduje na powiekach. Kolor uniwersalny, świetnie się go aplikuje [ ja robię to pędzelkiem ] i na bazie wytrzymuje cały dzień. Wystarczy dodać kreskę brązową kredką i cały makijaż oka gotowy :)



Czy ktoś dobrnął do końca? ;) Gratuluję!
Macie swoich ulubieńców ostatniego czasu?
Może znacie któryś z przedstawionych przeze mnie produktów? :)


P.S. Na wszystkie komentarze z ostatnich dni postaram się odpowiedzieć dziś wieczorem, nie bijcie ;)

Róże do policzków - moja kolekcja

Cześć :)

Robiąc ostatnio przegląd kolorówki wpadłam na pomysł, żeby pokazać Wam moją kolekcję różów do policzków, co Wy na to? Jesteście na tak? To zapraszam dalej :)

Róże to moja kosmetyczna słabość, muszę przyznać... Swego czasu skupiałam się na cieniach do powiek, teraz najbardziej kuszą mnie nowe róże :) Już nie wyobrażam sobie makijażu bez różu na policzkach - mogę nie mieć maskary na rzęsach i pomadki na ustach, ale róż musi być i już! Dzięki różom twarz nabiera koloru, zdrowego wyglądu, a ja czuję się ładniejsza :)

Róż wybieram według humoru danego dnia, kieruję się też kolorystyką wykonanego makijażu. Mam to szczęście, że pasują mi zarówno odcienie chłodne, jak i zimne. No dobra, nie wiem, czy mi pasują, ale i w takich i w takich czuję się dobrze, a to chyba najważniejsze, prawda? ;)
Nie przedłużając - oto moja kolekcja :)



Uzbierałam już 12 różów - dużo, mało? Pozostawiam to Wam do oceny ;) 
Najbardziej lubię tradycyjne róże w kamieniu, najlepiej opanowałam technikę ich aplikacji. Oprócz tych w kamieniu mam jeden róż w kremie [ w zasadzie dwa, ale tego drugiego nie ma w zestawieniu, bo mi nie podpasował kolorem, możecie zobaczyć go w zakładce z wymianką :) ] i jeden tint. 


Sleek Blush 921 Suede, 8g - mój jedyny [ jak na razie, bo podoba mi się teraz ten  z kolekcji Vintage Romance ;) ] róż ze Sleeka, bardzo mocno napigmentowany, w solidnym opakowaniu. W zasadzie możnaby go zakwalifikować do brązerów, ma trochę ceglany odcień, bardzo lubię go jesienią. Na początku miałam problemy z aplikacją, bo robiłam sobie nim plamy, ale trochę ćwiczeń i bardzo się polubiliśmy. Trzeba po prostu zachować umiar ;)

Catrice Defining Blush 020 Rose Royce, 5g - całkiem niedawny nabytek, mocno napigmentowany, w kolorze lekko zgaszonej róży. Jest ze stałej kolekcji, świetnie się trzyma przez cały dzień, pokazywałam go tu - KLIK. Zaskoczył mnie tym, jak wygląda na policzkach i trwałością - tak trzymać Catrice!


Barry M Blusher BL 2, 7g - moje najnowsze różowe dziecko, dotarło do mnie wczoraj, dzięki wymiance:) Kolor jest bardziej jaskrawy niż na zdjęciu, trzeba z nim uważać, ale nakładany lekką ręką daje piękny efekt :) Po Barry M spodziewałabym się lepszego opakowania, to jest dość niedbale wykonane, z cienkiego plastiku, ale przecież liczy się wnętrze, a ono jest bardzo obiecujące :)

Catrice Multicolour Blush 01 Gone With The Wind, 8,5g - róż z limitki Catrice [ Hollywood's Fabulous 40ties ], mocno napigmentowany i wydajny, w solidnym opakowaniu. Lubię go jesienią i zimą:) Pamiętam, że mocno zastanawiałam się nad tym zakupem,ale w końcu powędrował ze mną do domu. Nie żałuję :)


Essence Blush 01 It's popul - art, 9g - róż z limitki Vintage District. Na czerwonym kwiatku była nasprejowana warstwa złotka, które zmiotłam pędzlem. Chyba najrzadziej używany przeze mnie róż, jest najbardziej pomarańczowy z całej kolekcji. Jakoś wciąż nie potrafię się do niego całkowicie przekonać...

Sephora Blush Me Twice Duo Versatile n.2 - duo różu z brązerem, kupiłam je dla brązera, różu użyłam raz i niestety to nie moja bajka, bo jest słabo napigmentowany i ma milion złotych drobinek... Nie lubię drobinkowych produktów, zwłaszcza z tak nachalnymi cząsteczkami brokatu, zawsze mam poczucie, że migrują mi po twarzy i się cała świecę ;) Za to brązer jest świetny i matowy :)


Sephora nawilżający róż do policzków Rose Petal n 08, 3.2g - mój pierwszy róż do policzków i zarazem najbardziej zużyty. Jest łatwy w obsłudze, ma neutralny kolor i nie da się nim zrobić sobie krzywdy ;) Bardzo go lubię i mam do niego sentyment.

Kryolan for Glossybox Blusher Glossy Rosewood, 2.5 g - najlepszy produkt z glossyboxów, które subskrybowałam przez ponad pół roku. Róż jest matowy, mocno napigmentowany, ma ciekawy różowy kolor, wpadający delikatnie w fiolet, bardzo się w nim lubię i często po niego sięgam. Nie wiem, co zrobię, kiedy się skończy, bo podejrzewam, że był to kolor limitowany, wyprodukowany na potrzeby pudełka.



Natural Collection Blushed Cheeks, Peach Melba - róż z linii własnej Boot'sa, bardzo neutralny i delikatny, ale potrafi ożywić twarz i dobrze się w nim czuję, kiedy noszę minimalny make - up. Znika trochę szybciej niż inne moje róże, ale robi to równomiernie, bez plam. Fajny produkt za małe pieniądze :)

Bourjois Blush 03 Brun Cuivre, 2.5g - mój jedyny róż tej marki, dostałam go na urodziny od Mamy, w zestawie z maskarą. Ma prześliczny zapach i uroczy pędzelek w zestawie. Kolor bardzo delikatny, ale po nałożeniu 2 warstw widoczny, z maleńkimi drobinkami, które pięknie odbijają światło, nie dając tandetnego efektu brokatu. Na początku byłam zawiedziona, bo myślałam, że w ogóle nie daje koloru, ale wystarczyło delikatnie zdrapać wierzchnią warstwę i wszystko jest w porządku już :)


Essence 01 Ice Bomb, 6.8 g - róż z niedawnej limitowanki Me & My Ice Cream, ma formę jakby plasteliny, jest taki kremowo pudrowy. Udało mi się go wygrać w rozdaniu i bardzo się z tego cieszę, bo sama nie zwróciłabym na niego uwagi, polując na rozświetlające kuleczki, które podobno wcale nie są takie super ;) Nakłada się bezproblemowo, świetnie rozciera pędzlem, daje świeży, dziewczęcy efekt - mocno go eksploatowałam w ciepłe dni, bo nieźle się trzymał w tych wysokich temperaturach.

Benefit, Cha Cha Tint, 4 ml - miniatura z jednego z brytyjskich magazynów [ swoją drogą, czemu w Polsce nie ma takich fajnych dodatków? :(( ], bardzo ciekawy produkt, używam go czasem do policzków i ust, trzeba pamiętać, żeby szybko go rozcierać, bo kolor wsiąka szybko w skórę. Daje ładny, naturalny jakby cień koloru. Cieszę się z miniatury, ale na pewno nie udałoby mi się zużyć pełnowymiarowego opakowania ;)


To już koniec, mam nadzieję, że przyjemnie się Wam czytało o moich różach i dotrwałyście do końca :) Obecnie zastanawiam się nad kupnem różu z najnowszej limitki Essence, bo spodobał mi się kolor, marzy mi się jeszcze jakiś róż z Bobbi Brown, ale wszystko w swoim czasie :))


Pochwalcie się, ile i jakie róże macie w swojej kolekcji?
Może pisałyście o tym u siebie? Chętnie poczytam !