Lubicie mięte na paznokciach? Ja bardzo- dla tego bardzo mnie ucieszył fakt że w najnowszej kolekcji essie znalazł się właśnie taki odcień.
Ostatnio mam wenę i tworze- to zdjęcia na post, to nowe paznokcie, to rysuję dla przyjemności- chyba wiosna nadeszła :) Dzisiaj mam dla was jedynie zapowiedź tego co niedługo pojawi się na moim blogu czyli kilka nowości, którymi niezmiernie się "jaram".
Ostatnio nie mam za bardzo co pokazać na blogu- ani nie mam za bardzo lakierowych nowości, ani energii na tworzenie nowych paznokciowych cudeniek. Przez ostatni miesiąc w moje łapki wpadły tylko 4 nowe lakiery z czego 3 pokażę wam dzisiaj w poście- a mowa o lakierach z limitowanej kolekcji od essence
Ostatnio rzadko kiedy noszę lakier więcej niż raz na swoich paznokciach... ale w tym okazie zakochałam się do granic możliwości i gości na mych paznokciach 3 raz z rzędu! A o kim mowa?
Jadąc do Poznania na weekend postanowiłam twardo nie wydawać pieniędzy... jednak jak mogłam nie ulec gdy wszyscy chcieli iść do Hebe! Mam pójść pierwszy raz do tej drogerii i nic sobie nie kupić? No jasne że mam tak zrobić... i prawie tak też zrobiłam gdyby nie szafa essence, a w niej cudowne, pastelowe lakiery!
Wąs... mam wąs.
Nie wiem jak u was, ale u mnie wąsy kojarzą się z tatą- mój ma je od zawsze i nawet nie wyobrażam sobie jak może wyglądać bez nich. Dla tego mam do nich spory sentyment i od razu jak zobaczyłam w sklepie naklejki z motywem wąsa wiedziałam że muszą być moje!
No i jestem- po całym tygodniu wróciłam do świata internetowego. W końcu mam stałe łączę internetowe i będę się już regularnie tu pojawiać. Niestety nie będzie tak często jak kiedyś gdyż na nowo znalazłam pracę (w końcu!). No ale nie o tym mam dzisiaj pisać.
Jak wiecie (albo i nie) uwielbiam pastelowe odcienie - zwłaszcza upodobałam sobie delikatne zielonkawe kolory- i to on dzisiaj gra główną rolę, a konkretnie mowa o lakierze Amande Defile od Bourjois z serii So Laque Glossy
Trochę mi zajęło stworzenie tego tutorialu, bo w końcu obiecałam go ponad dwa tygodnie temu (KLIK), ale jest- tutorial z różami
Wczoraj odebrałam z poczty chyba najsympatyczniejszą paczuszkę w mojej blogowej karierze. Otóż dostałam pierwszy prezent urodzinowy! A w paczuszce między innymi był ten piękny okaz, który prezentuję poniżej.
Yesterday I received the nicest package during in my blogging career. Well, I got a first birthday present! A small packet of pretty little things.
Uwielbiam motyw z różyczkami i nie raz gościł on na moich paznokciach. Jest bardzo subtelny i dziewczęcy. Wybierając lakier hello marshmallow od Essence wiedziałam że na nim zmaluję właśnie różyczki.
I just love the rose motives and there is a lot of times when I used them on my nails. It’s very delicate and girlish. When I was choosing the hello marshmallow nail polish I knew it’s the one that I’m going to use as a base for my roses.
Od dawna nosiłam się z zamiarem stworzenia ombre na paznokciach- najpierw miało byc fioletowe, ale z racji tego że moje fiolety są albo ciemne, albo jasne nie dało się z tego zrobić ładnego ombre, a bawić w rozjaśnianie mi się nie chciało. W moich zbiorach za to znalazłam idealnie dobrane miętowo-błękitne lakiery, które na paznokciach stworzyły całkiem ładne przejście.
For a long time I've been meaning to create an ombre nails - at first I thought of a violet, but as long as my violets are either too dark or too bright it's impossible to create a nice ombre and making it brighten was something i didn't have time for. Eventually, in my collection I found perfectly matched mint-azure lacquers, which came out as a preety nice transition.
Jakiś czas temu dostałam przemiłego maila od pani Daisy, która reprezentuje sklep Born Pretty z propozycją przetestowania ich produktów. Bardzo się ucieszyłam i prędko wybrałam sobie coś do testów- padło na przeuroczy lakier ozdobiony kokardką. Z całej palety wybrałam nr 12- wszystkie kolory zobaczycie TU
A teraz zasypię was zdjęciami.
Some time ago I received an email from a lady Daisy, which represents the Born Pretty store with a proposal to test their products. I was very happy and quickly chose something to test- lovely lacquer decorated with a bow. From the whole palette I chose the 12 No. - all the colors you see HERE
And now I will pelt U with photos.
Mam tyle zdjęć i tematów do opublikowania że aż trudno mi się na coś zdecydować.
W zanadrzu mam post z nowościami nie koniecznie lakierowymi, recenzje lakierów od Silcare i post o mojej chciejliście. Może mi pomożecie wybrać temat kolejnego posta?
Tymczasem zapraszam na pierwszą odsłonę postu z lakierami Silcare.
Wczoraj pokazałam wam moje "artystyczne" pazurki, które chyba całkiem wam się spodobały.
Postanowiłam wykonać mały tutorial do tych pazurków by pokazać wam prostotę ich wykonania :)
Mam nadzieję że tutek wyszedł przejrzysty i czytelny.
1. A więc zaczynamy od wybrania lakieru bazowego- tu polecam biały jak i lakierów którym porobimy "ciapki"- ja wybrałam 4, ale może być więcej lub mniej, to zależy od waszej wyobraźni. No i szykujemy kawałek reklamówki, lub foli spożywczej.
2. Malujemy paznokcie na kolor bazowy
3. Wybranymi lakierami robimy na chybił trafił kropki, ciapki, plamy- nie muszą się na siebie nakładać.
4. Od razu po nałożeniu "plam" lakierami przykładamy folię i lekko dociskamy by plamy rozlały się po paznokciu.
5. Odklejamy folię i czyścimy skórki z nadmiaru lakieru.
6. Nakładamy na lakier Top Coat by wyrównać i przyśpieszyć wysychanie lakieru.
No i to tyle :) Jak pisałam nie jest to zbyt skomplikowane, a efekt całkiem fajny.
I co? Da się coś zrozumieć z tego tuttorialu?
PS. No i wczoraj dobiłam do 200 obserwatorów :) Dziękuję wam że jesteście ze mną i tak miło komentujecie to co wam pokazuję :*
Ostatnio chodząc po sklepach i przeglądając biżuterie natknęłam się na bransoletki, które robiłam sama w dzieciństwie, a które kosztowały o jakieś 100% za dużo... coś mnie tknęło, zaszłam do pasmanterii kupiłam kilka motków muliny w modnych odcieniach i postanowiłam sama zmotać takie bransoletki.
W dzieciństwie robiłam je masowo więc nie miałam żadnych problemów z przypomnieniem sobie techniki ich wykonania- jednak postawiłam sobie poprzeczkę ciut wyżej i zamiast zwykłej jodełki zaczęłam tworzyć ciekawe motywy. Jestem z nich bardzo zadowolona i planuję porobić takich więcej- dodatkowo chciała bym dokupić ładne zakończenia jak i zapięcia do niech by nie wiązało się ich na "kokardkę".
Nie ukrywam że i moja blogowa mentorka zainspirowała mnie do ich wykonania- KLIK
Kolory mojej grubszej bransoletki, którą dosłownie przed chwilą skończyłam zainspirowały mnie też do wykonania maziajkowego mani. Technika banalnie prosta- porobiłam na białej bazie kolorowe kropki lakierem, po czym szybko przyłożyłam do paznokcia kawałek folii przez co lakier rozmazał się na płytce tworząc "artystyczny nieład"
Kolory niestety troszkę przekłamane wyszły bo nie użyłam pomarańczowego lakieru, tylko koralowy, a fiolet wyszedł bardziej jak niebieski, no ale nie ma co wybrzydzać jak na sztuczne oświetlenie.
PS. Kto będzie 200 obserwatorem?
Dzisiaj kolejna odsłona projektu finish. Na ten tydzień przypada Gitter. Nie posiadam zbyt wiele lakierów tego typu- i jakoś nie ubolewam bo nie przepadam za zmywaniem ich :) No niby mam tą bazę od essence peel off ale i tak zbyt często z nich nie korzystam.
Dzisiejsze mani troszkę inaczej sobie wyobrażałam... i szczerze mówiąc nie przypadło mi do gustu- no ale jako że już paznokcie pomalowałam, a nie mam za wiele czasu na nowe to pokazuję to co zrobiłam.
Do mani użyłam :
Golden Rose nr 235, złoty Wibo French Duo Color nr 6, essence make it golden nr 67 baza essence peel off i Top Seche Vite
A TU wszystkie linki do blogów biorących udział w projekcie
Ostatnimi czasy postanowiłam nie kupować lakierów (już marudzę o tym wiem- w ostatniej notce też było o tym) i ostatnią lakierową butelkę jaką kupiłam był top coat Seche Vite, który jak stwierdziłam jest dla mnie niezbędny. Do tej pory używałam top coat od essence z racji tego że był tani... jednak nie sprawdzał się w ogóle pod względem przyśpieszania wysychania. Wręcz miałam wrażenie że je opóźniał i to mocno. Jedyne co było prawdą z opisu producenta to to że przedłużał życie lakierów na paznokciach.
Seche kupiłam by szybciej wysuszać lakiery- u mnie to katorga zwłaszcza jak się bawię w zdobienia- praktycznie nigdy nie zrobiłam idealnego mani na obu dłoniach- na prawej ręce z reguły miałam jakieś uszkodzenia (dla tego widać tylko lewą rękę na wszystkich zdjęciach ^^)
Niestety ten top mnie lekko rozczarował- schnie rzeczywiście szybko i pozostawia ładny połysk na paznokciach... ale ani nie przedłuża mojego mani (testowałam już go na kilku lakierach i z reguły szybko lakier w niektórych miejscach się odklejał od płytki i odchodził całymi płatami- jak naklejka), ściąga lakier co dla mnie sporym problemem- na lewej jeszcze mi się to nie zdarzyło ale na prawej prawie każdy paznokieć ma lekko ściągnięty lakier no i najbardziej denerwującą wadą jest dla mnie zapach i jego gęstość- mam wrażenie że mam jakiś felerny okaz- albo przez to że lekko się rozlał w paczce stał się bardzo gęsty. Czytałam że ogólnie ten top jest gęsty... ale chyba nie aż tak.
No i jeszcze jedna wada- malując lakier bazowy lekko ściąga kolor przez co pędzelek jest brudny i wkładając go do buteleczki brudzi resztę specyfiku.
Podsumowując lekko się rozczarowałam ale mam zamiar dalej z niego korzystać bo naprawdę przyśpiesza wysychanie. Myślę że resztę wad jakoś mu za to daruję ^^
Na dokładkę mam moje nowe zdobienie imitujące niby akwarele. Efekt niestety nie wyszedł taki jak chciałam, ale to było pierwsze podejście do tej techniki.
Lakiry jakich użyłam to :
biały Lovely Color Mania nr 25, żółty Miss Sportynr 453, różowy wibo Różany nr 8 i miętowy Golden Rose Paris nr 236 no i top coat Seche Vite
Dzisiaj przychodzę do was z nowym mani do projektu Finish- tydzień drugi czyli wykończenie matowe.
Postanowiłam postawić na gradientowe mani w kolorze beżowo-fioletowym- jest to wstępne przygotowanie do konkursu gradientowego u hatsu-hinoiri (informacje o konkursie TU). Chce dojść do perfekcji w wykonywaniu gradientu na paznokciach.
No ale koniec gadania pora na zdjęcia.
Postanowiłam postawić na gradientowe mani w kolorze beżowo-fioletowym- jest to wstępne przygotowanie do konkursu gradientowego u hatsu-hinoiri (informacje o konkursie TU). Chce dojść do perfekcji w wykonywaniu gradientu na paznokciach.
No ale koniec gadania pora na zdjęcia.
Dla porównania zdjęcie bez matu
no i sprawcy zamieszania :
A TU wszystkie linki do blogów biorących udział w projekcie
Ja to mam pecha... akurat dzisiaj- w trakcie pakowania dostałam telefon z biura, w którym się zarejestrowałam że mają dla mnie pracę ;/ Już nawet nie chciałam pytać się co to za praca i od razu powiedziałam że niestety jutro wracam do Polski... Ehh...
No ale nieważne- prawie już cała jestem spakowana i znalazłam chwilkę by wam pokazać mój nowy nabytek- czyli lakier Essie o ciekawej nazwie to buy or not to buy. Nie powiem- długo rozważałam czy kupić ^^
Essiak ten nie jest zwykłym kremem tylko posiada delikatny shimmer, który w buteleczce mieni się na niebiesko- fioletowo co wygląda cudnie... niestety po nałożeniu na paznokcie całkowicie znika i kolor wygląda na zwykły krem.
Pomimo tego małego defektu jakim jest znikający shimmer to kolor jest tak delikatny że od razu się polubiliśmy.
Jest to delikatny, lawendowy odcień fioletu z różowymi tonami. Kryje moim zdaniem słabo w porównaniu do kolegi z limitki- na paznokciach mam dwie warstwy ale myślę że i trzecia by się przydała- mi już się nie chciało jej kłaść.
Pędzelek fajny- szeroki co przy moich szerokich płytkach całkiem dobrze się sprawdza. Niestety jak dla mnie konsystencję ma zbyt leistą w porównaniu do jego kolegi z tej samem limitki czyli moim pierwszym essie Orange, It's Obvious! - trzeba uważać by lakier nie rozlał się na skórki- co mi nigdy nie wychodzi i zawsze mam je popaćkane od lakieru.
Ale noo- ja jestem bardzo zadowolona z tego zakupu- takie fiolety bardzo mi się podobają.
No ale koniec gadania- pora na zdjęcia
No ale nieważne- prawie już cała jestem spakowana i znalazłam chwilkę by wam pokazać mój nowy nabytek- czyli lakier Essie o ciekawej nazwie to buy or not to buy. Nie powiem- długo rozważałam czy kupić ^^
Essiak ten nie jest zwykłym kremem tylko posiada delikatny shimmer, który w buteleczce mieni się na niebiesko- fioletowo co wygląda cudnie... niestety po nałożeniu na paznokcie całkowicie znika i kolor wygląda na zwykły krem.
Pomimo tego małego defektu jakim jest znikający shimmer to kolor jest tak delikatny że od razu się polubiliśmy.
Jest to delikatny, lawendowy odcień fioletu z różowymi tonami. Kryje moim zdaniem słabo w porównaniu do kolegi z limitki- na paznokciach mam dwie warstwy ale myślę że i trzecia by się przydała- mi już się nie chciało jej kłaść.
Pędzelek fajny- szeroki co przy moich szerokich płytkach całkiem dobrze się sprawdza. Niestety jak dla mnie konsystencję ma zbyt leistą w porównaniu do jego kolegi z tej samem limitki czyli moim pierwszym essie Orange, It's Obvious! - trzeba uważać by lakier nie rozlał się na skórki- co mi nigdy nie wychodzi i zawsze mam je popaćkane od lakieru.
Ale noo- ja jestem bardzo zadowolona z tego zakupu- takie fiolety bardzo mi się podobają.
No ale koniec gadania- pora na zdjęcia