Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jakość za grosze. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jakość za grosze. Pokaż wszystkie posty

piątek, 20 kwietnia 2012

Wielofunkcyjna :))

Jako początkująca włosomaniaczka nie mogłam przejść obojętnie obok odżywki, na temat której tyle dobrego pojawiło się już w blogosferze. Różowa Isana z olejkiem z babassu. Czy trzeba ją przedstawiać? :)


Na wszelki wypadek to zrobię ;))

Długotrwałe wygładzenie oraz odczuwalna jedwabistość dla niesfornych i kręconych włosów. Zawiera doskonale dobrane substancje wysokiej jakości gwarantujące włosom pielęgnację, jakiej potrzebują. Odżywcze składniki pielęgnacyjne, wzbogacone cennym olejkiem z babassu, wzmacniają włosy. Substancje czynne wysokiej jakości, ze specjalnym czynnikiem zapobiegającym puszeniu się włosów, długotrwale wygładzają niesforne, kręcone pasma i sprawiają, że stają się one jedwabiście miękkie. Włosy łatwo się rozczesują i nabierają olśniewającego połysku. Produkt łagodny dla skóry, przetestowany dermatologicznie, przeznaczony do codziennego stosowania.


Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Glycerin, Cetrimonium Chloride, Bis-Diglyceryl, Polyacyladipate-2, Orbignya Oleifera Oil, Behentrimonium Chloride, Hydroxyethylcellulose, Isopropyl Alcohol, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Parfum, Citric Acid, Sodium Hydroxide.

Opakowanie tej odżywki o pojemności 300 ml kosztuje około 5 złotych. Relacja ceny do ilości jest bardzo okej. Natomiast relacja ceny do jakości to już w ogóle istna rewelacja :)) Moje włosy pokochały ten kosmetyk. Może nie nabierają "olśniewającego połysku" (producenta jak zwykle poniosło ;)), ale na pewno są miękkie, wygładzone i zdyscyplinowane :) a przy tym nieobciążone.

Stosuję tę odżywkę na trzy sposoby:

1. Jako drugie "O" w metodzie mycia włosów OMO,
2. Jako typową odżywkę do spłukiwania (czyli zgodnie z przeznaczeniem), którą po myciu trzymam na całej długości włosów przez około 2-3 minuty,
3. Jako maskę, którą wzbogacam półproduktami, a następnie trzymam pod foliowym czepkiem i ręcznikiem przez minimum pół godziny.

W każdym przypadku sprawdza się wyśmienicie. Jest naprawdę wielofunkcyjna :)

Nie dość, że różowa Isana jest tania i bardzo skuteczna, to jeszcze przyjemna w stosowaniu. Pachnie ładnie, lekko pudrowo, niezbyt intensywnie. Ma idealną konsystencję - jest dość gęsta, nie spływa z mokrych pasm, a jednocześnie nie jest na tyle zwarta, żeby nie dało się np. umyć nią włosów (czego ja sama nie próbowałam, do mycia włosów u nasady zawsze wybieram szampony).


Jedyny minus to trochę za twarde opakowanie. Wydobycie resztek kosmetyku stanowi małe wyzwanie. Jednak - jak widzicie na powyższych zdjęciach - da się :) głównie dzięki temu, że odżywka stoi na korku. Pusta butla leci do kosza, a ja ... wyciągam z szuflady następną. Nie wyobrażam sobie rozstania z tą odżywką, niedawno przezornie zrobiłam zapasy ;) a podczas ostatnich zakupów w sklepie ZSK.pl wrzuciłam do koszyka stuprocentowe masło babassu. Wkrótce sprawdzę, czy to właśnie temu składnikowi odżywka Isana zawdzięcza moją miłość ;)

Znacie odżywkę Isana z olejem z babassu? W jakiej roli najlepiej się u Was sprawdza? A może nie sprawdza się wcale...? Podzielcie się wrażeniami :)

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Jakość za grosze :))

Zaledwie wczoraj pokazałam Wam mój makijażowy niezbędnik (KLIK). W komentarzach pod tamtym postem kilka z Was poprosiło o recenzję pudru E.L.F. - Complexion Perfection. Nie pozwolę Wam czekać :) Oto i ona!

(foto: eyeslipsface.co.uk)

Complexion Perfection to puder korygujący zamknięty w zgrabnej, solidnej puderniczce z lusterkiem. Składa się z czterech różnobarwnych prostokątów. Każdy z nich ma specjalistyczne zadanie. Przynajmniej w teorii ;) Żółty neutralizuje cienie, niebieski rozjaśnia, zielony pomaga ukryć zaczerwienienia, różowy odświeża look. Nie dajcie się na to nabrać! Wierzę w tę 'koloroterapię' pod warunkiem, że mówimy o typowych korektorach, a nie o pudrze, którego na dodatek używa się w sposób globalny, poprzez mieszanie ze sobą wszystkich barw. Complexion Perfection nie ukryje niedoskonałości cery, czego zresztą wcale od niego nie oczekiwałam. Kupując go miałam nadzieję otrzymać fajny jakościowo, trzymający makijaż w ryzach, matujący kosmetyk. I taki właśnie otrzymałam :)) Choć początki nie były łatwe... Puder nie wtapiał się w skórę, lekko bielił, dawał efekt mąki. Działał, ale nie wyglądał. Nie mogłam zrozumieć, skąd te wszystkie zachwyty? Aż w końcu mnie olśniło. Pędzel! Complexion Perfection wymaga pędzla miękkiego i łagodnego do granic możliwości. Takiego, którym można miziać buzię przez 24 godziny na dobę bez obawy o najdrobniejsze podrażnienia. Niestety nie polecę Wam żadnego konkretnego modelu, sama posiadam pędzel 'no-name' kupiony za 35 złotych przez zupełny przypadek. Źródło nieznane :)


Zaraz po zakupie zaaplikowałam nim rzeczony produkt. Dopiero wtedy zrozumiałam o co tyle szumu :)

Complexion Perfection w ciągu kilku chwil od nałożenia ładnie stapia się z cerą, wiążąc makijaż i utrwalając go na minimum kilka godzin. Po efekcie przysypania mąką nie ma śladu. CP świetnie matuje moją mieszaną cerę - i nie jest to płaski mat :) Poprawki w strefie T konieczne są dopiero pod koniec dnia. Kosmetyk nie wchodzi w pory, nie zapycha, nie uczula.

Po lekturze kilku innych recenzji tego pudru wiem, że bardzo różnie oceniacie aspekt jego wydajności. Część z Was narzeka, że puder pyli i znika z opakowania z prędkością światła. Idalia napisała, że Complexion Perfection wystarcza jej na niecałe dwa miesiące (KLIK). Dla mnie to szok! Na zużycie, które widzicie na powyższym zdjęciu (stanowiące mniej więcej połowę całości pudru) pracowałam codziennie przez kilka długich miesięcy! Na dodatek mój egzemplarz nie pyli... Czyżby stopień sprasowania Complexion Perfection różnił się w zależności od partii / czasu / miejsca produkcji? ... Na szczęście nie ma to wpływu na jego jakość :)

Gorąco polecam Wam ten kosmetyk. Właściwości Complexion Perfection są w pełni zadowalające. Bije na głowę wszystkie inne pudry w swojej klasie. A kosztuje tylko 3,5 funta! (KLIK) Możecie go kupić również na Allegro. Tam zapłacicie więcej, ale... CP i tak będzie wart tych pieniędzy :) Jestem pewna, że po zużyciu obecnie posiadanego egzemplarza sięgnę po kolejny. Świetna jakość za przysłowiowe grosze, to lubię :))

sobota, 10 marca 2012

Czekoladowy alarm! ;)

Czy są tu jakieś miłośniczki czekolady? Fanki jej smaku i ... zapachu? Głowę daję, że są ;)) Ogłaszam alarm! Jeśli jeszcze nie wiecie to informuję, że w Rossmannie dostępny jest płyn do kąpieli Luksja Choco o cudownym, intensywnym zapachu czekolady i pomarańczy :))


Zapach jest bardzo nasycony, realny, wręcz kuchenny. Kiedy pierwszy raz powąchałam go u przyjaciółki musiałam się powstrzymywać od polizania ;)) Jeśli czekolada i pomarańcza trafiają w Wasz gust, to polecam zakup! 8,99 zł za litr produktu, który wspaniale pachnie, rewelacyjnie się pieni (jak większość kosmetyków kąpielowych Luksji) i nie wysusza skóry to bardzo niewiele :) Używam tego płynu na dwa sposoby - jako płyn do kąpieli i żel pod prysznic. W obu rolach sprawdza się wyśmienicie. Został przebadany dermatologicznie i cechuje się neutralnym pH. Jak to możliwe, że odkryłam go dopiero teraz?! :))

wtorek, 9 sierpnia 2011

Woda w kremie :))

Lipiec nas nie rozpieszczał. Był deszczowy, ponury i chłodny. Wszystko wskazuje jednak na to, że sierpień będzie lepszy - suchy i gorący :)) dlatego przychodzę do Was z recenzją mazidła do ciała idealnego na gorące dni. Być może pamiętacie, że w maju odwiedziłam naszych zachodnich sąsiadów - wtedy też kupiłam sobie kilka balsamów do ciała marki Balea, czyli marki własnej drogerii DM. Wśród nich znalazł się limitowany wariant o wdzięcznej nazwie Fresh Melon :))


Moją uwagę przykuła świeża, młodzieżowa stylistyka opakowania. I cena! 200-ml tuba balsamu kosztowała tylko... 1,25 euro! :))) czyli około 5 złotych. Taniocha :))


Właściwie nie powinnam nazywać tego kosmetyku balsamem. To bardziej lotion (co sugeruje również napis na tubie...). Ma bardzo, bardzo lekką konsystencję. Określiłabym ją mianem... wody w formie kremu :) Genialnie się rozprowadza i błyskawicznie wchłania. Nawilżenie całkiem przyzwoite - polecam do normalnej, niewymagającej skóry, na lato.


Ilość lotionu jaką widzicie na powyższym zdjęciu wystarcza, by dokładnie wysmarować całą rękę. Kosmetyk jest bardzo wydajny, co - z uwagi na jego cenę - jest dość zadziwiające :) Tym większy plus! Odnośnie zapachu - jest bardzo delikatny, nienachalny, świeży, arbuzowy.

Skład tego produktu (który prawdopodobnie dostrzeżecie po powiększeniu drugiego zdjęcia) może nie zachwyca, ale i tak go lubię ;) Właśnie rozpoczęłam testy wersji Frozen Rabarbar - do opcji melonowej różni się wyłącznie zapachem.

Dostępność kosmetyków Balea w Polsce jest niestety zerowa (albo ja o czymś nie wiem...), ale jeśli tylko będziecie miały okazję poczynić bezpośrednie bądź pośrednie zakupy w Drogerie Markt - serdecznie polecam! Punkty DM znajdziecie na terenie Niemiec, Austrii, Czech, Słowacji, Węgier, Rumunii, Bułgarii, Chorwacji, Słowenii, Bośni i Hercegowiny oraz Serbii. Może kiedyś doczekamy się jej także u nas. Rossmann miałby ostrą konkurencję ;)

środa, 6 lipca 2011

Na dodatek :))

W kwestii biżuterii ciężko mi dogodzić. Mam bardzo sprecyzowany gust. Łańcuszki? Nie lubię. Ozdobne wisiory? Zdarza się... raz na ruski rok. Kolczyki? Zazwyczaj wybieram dyskretne wkrętki. Broszki? Noszę sporadycznie. Pierścionki? Tak, ale głównie takie z dużym, kolorowym szkiełkiem (lub brylantem ;)). Ozdoby na kostkę? Dobre na wakacjach... zwłaszcza na cudzej stopie ;) Kolczyk do brwi / języka / pępka? Totalnie nie mój styl. Kolorowe spinki i błyszczące opaski do włosów? Dziękuję, postoję ;) ...

Ale jest wyjątek! Dodatek, bez którego nie potrafię się obejść. Taki, który ubarwia większość moich outfitów. Bransoletka :))


Te bransolety, które widzicie na zdjęciu, to zbiór z przestrzeni lat. Ukochane egzemplarze :) Trzymam je w salonie, na dużej, ciemnoróżowej paterze. Część kupiłam sama, część dostałam w prezencie... Zdradzę Wam, że mam z rodziną i przyjaciółmi pewien układ - zawsze, kiedy wyjeżdżają na zagraniczne wakacje, w ramach upominku przywożą mi lokalną bransoletkę :) Sama również kupuję sobie tego typu pamiątki. I tak dziś mogę ozdabiać nadgarstek biżuterią m.in. z Węgier, Tunezji, Japonii, a nawet z... Barbados :)) Ta ostatnia to perła mojej kolekcji. Łamane wzdłuż, lakierowane na kolorowo, nawleczone na gumki muszle, ręczny wyrób sprzedawany na plaży wprost z koszyka. Bardziej egzotycznej ozdoby chyba nie mogłabym sobie wymarzyć :))


Ze względu na dość drobną rękę wybieram bransoletki na gumce lub sprężynie. Sztywne, nieregulowane zazwyczaj spadają mi przy pierwszym mocniejszym ruchu. Stawiam na zdecydowane kolory. Na bransolety jubilerskie, złote bądź srebrne przyjdzie jeszcze czas - tymczasem wybieram te z perełek, drewna, plastiku, metalu... a najbardziej lubię bransoletki wykonane z masy perłowej. Duże, lśniące, proste w formie, wyraziste... :))



Kolorowa pochodzi z Bijou Brigitte. Miałam szczęście - akurat była przeceniona o połowę :)) Beżową kupiłam natomiast ostatnio w sklepie I Am. 


Obie kosztowały w granicach 25 zł, co okazuje się być ceną skandalicznie wysoką w stosunku do cen bransolet, które ostatnio znalazłam na Allegro - tylko 4,90 zł za sztukę! Padłam z wrażenia, podniosłam się i kliknęłam... pięć :))



Czyż nie są boskie? Kobalt, fuksja, turkus, fiolet i jaskrawa zieleń. Feeria barw. Jakość w pełni zadowalająca. To była prawdziwa gratka :))

A Wy? Jakie są Wasze upodobania w kwestii dodatków? Wybieracie bogate i krzykliwe, czy dyskretne i minimalistyczne ozdoby? Jednorazowo nosicie ilość śladową czy wprost przeciwnie? Ulubiony rodzaj biżuterii? Ciekawe, czy znajdzie się tutaj jeszcze jakaś maniaczka kolorowych bransoletek, moja pokrewna dusza ;))

wtorek, 3 maja 2011

Roziskrzenie :))

Zachwycająca czerwień, która w dodatku iskrzy przyciągając spojrzenia?  Takie rzeczy tylko w Wibo ;) Dzisiaj prezentacja jednego moich ulubionych lakierów do paznokci - Wibo Extreme Nails nr 178 :))



Klasyczny odcień czerwieni, który dzięki tysiącom drobinek mieni się na malinowo. Widzicie? Urzekł mnie od pierwszego wejrzenia, które to nastąpiło dawno temu w Rossmannie ;) Od razu wylądował w koszyku.

Już wcześniej miałam okazję poznać kilka kolorów marki Wibo z serii Extreme Nails i uważam je wszystkie za mniej lub bardziej fajne, więc i z tym egzemplarzem wiązałam nadzieje. Nie rozczarował mnie :)

Jak to bywa z Extreme Nails, za niespełna 6 złotych otrzymujemy 8 ml produktu zamkniętego w solidnym, geometrycznym, ergonomicznym flakoniku z wygodną zakrętką. Do dyspozycji mamy szeroki, gęsty pędzelek, który pozwala pokryć cały paznokieć już za dwoma - trzema pociągnięciami. Może to przeszkadzać posiadaczkom bardzo drobnych płytek, pozostałe powinny być z tego faktu zadowolone :) Sam lakier jest dość gęsty. Nie spływa z pędzelka w okamgnieniu, ale zarazem nie tworzy smug, nie ciągnie się jak krówka ;) czyli wielki plus za konsystencję. Co więcej - nie gęstnieje z upływem czasu. Wiem co mówię, właśnie zużywam drugą buteleczkę odcienia 178 :))


Nasycenie koloru można stopniować nakładając kolejne warstwy. Po nałożeniu jednej uzyskamy malinowy, różowo - czerwony odcień i całkiem niezłe, zadowalające krycie. Druga warstwa przemieni kolor w bardzo ładną, niezbyt ciemną, iskrzącą czerwień (i na tym etapie uzyskamy już krycie absolutne). Trzecia z kolei sprawi, iż będzie ona bardzo soczysta i głęboka. Na zdjęciu widzicie paznokcie pomalowane właśnie trzema warstwami.


Efekt iskrzenia najlepiej widać na drugim zdjęciu przedstawiającym buteleczkę. Na paznokciach niestety nie udało mi się go uchwycić.

Trwałość oceniam na czwórkę. Zakładając, że wykonujemy prace domowe typu pranie, zmywanie naczyń itp., lakier zacznyna ścierać się na końcówkach paznokci już po dwóch dniach. Plus za to, że nie odpryskuje. Jeśli natomiast są dni, kiedy się oszczędzamy ;), to lakier wytrzyma w nienaruszonym stanie nawet tydzień - zwłaszcza z top coatem. Sprawdziłam ;))

Oczywiście w każdej beczce miodu znajdzie się łyżka dziegciu. Zmywanie... Jak już napisałam, Wibo Extreme Nails nr 178 to lakier drobinkowy, co oznacza że pozbycie się go z paznokci może nadszarpnąć cierpliwość i spustoszyć nasze wacikowe zasoby ;) Na szczęście nie jest to na tyle nieznośne, żeby skłonić mnie do rezygnacji z używania tego koloru :)

Być może zauważyłyście, że zazwyczaj dorzucam ten lakier do swoich rozdań. Usiłuję zarazić Was tym roziskrzeniem ;) co czynię również niniejszym! Do wygrania dwa lakiery Wibo Extreme Nails w kolorze 178 :)) Jeśli jesteś ciekawa efektu "na żywo", zostaw pod tym postem komentarz zawierający nazwę oraz ewentualny numer koloru Twojego ulubionego lakieru do paznokci wraz z krótkim uzasadnieniem, dlaczego właśnie on jest tym "naj" :)) Na zgłoszenia czekam do niedzieli 8. maja. Losowanie dwóch zwyciężczyń dzień po zamknięciu listy. Powodzenia :))

wtorek, 22 lutego 2011

Mam fazę...

... a właściwie to dwufazę ;)) czyli nowość od Nivea - dwufazowy płyn do demakijażu oczu:

(foto: nivea.pl)

Link do opisu na stronie producenta: KLIK.
Link do opisu na wizażowym KWC: KLIK.

Zdaniem Nivea: "Dwufazowy płyn do demakijażu szybko rozpuszcza nawet najbardziej trwały wodoodporny tusz bez konieczności mocnego pocierania powiek. Dwufazowa formuła, wzbogacona ekstraktem z bławatka, chroni rzęsy oraz delikatne okolice oczu. (...) Wrażliwa skóra wokół oczu jest wyjątkowo skutecznie i delikatnie oczyszczona, a rzęsy zadbane".


No trzeba przyznać, że płyn jest wart uwagi :) Jestem zaskoczona, z jaką łatwością usuwa z moich oczu kreskę malowaną mocnym, czarnym eyelinerem i CAŁY (co prawda nie wodoodporny, bo takowych nie stosuję) tusz. Rzeczywiście nie zmusza do pocierania, co z pewnością przyczyni się do mniejszej ilości zmarszczek wokół oczu w przyszłości.

Płyn pachnie bardzo dyskretnie, delikatnie, przyjemnie. Przed użyciem trzeba mocno nim wstrząsnąć w celu zmieszania obu warstw, a następnie w miarę sprawnie zaaplikować kosmetyk na wacik - fazy szybko się od siebie oddzielają. Producent deklaruje, że ta dwufaza jest przebadana okulistycznie i dermatologicznie oraz że nadaje się dla osób noszących szkła kontaktowe. Jestem "nosicielem" soczewek i potwierdzam :) Demakijaż nawet przed ich wyjęciem nie powoduje podrażnień, mgły na oku i tym podobnych atrakcji. Odnośnie rzęs - spektakularnych efektów nie zauważyłam (i zresztą się ich nie spodziewałam), ale faktycznie po demakijażu pozostają jakby nawilżone i odżywione, otoczone ochronną warstewką.

Jest jeszcze jeden aspekt - po zastosowaniu tego płynu na skórze pozostaje film... Nie tłusty, ale taki jakby... hmm. Znacie to uczucie po zastosowaniu na powieki / twarz silikonowej bazy pod makijaż? Taką właśnie powłokę pozostawia ten kosmetyk. Mnie to nie przeszkadza (dzięki niej czasem rezygnuję z kremu na noc), ale wiem, że reakcje są różne.

Swój płyn kupiłam w Rossmannie za 9,99 zł - cena bardzo przystępna, lubię to! ;)

Za hit dwufazy Nivei narazie nie uznam, bo po pierwsze: testy trwają dopiero 2 tygodnie, a po drugie: nie mam zbyt wielkiego porównania w tej kategorii, ale z pewnością mogę ją polecić - warto spróbować :) Może stanie się Waszym hitem?

czwartek, 17 lutego 2011

Zdzieraki od Perfecty, czyli strzał w dziesiątkę!

Nie tak dawno poznałam i uznałam za swój hit płyn micelarny Dax Cosmetics Perfecta Oczyszczanie - link do notki: KLIK. Wówczas postanowiłam przetestować inne produkty z tej linii. Padło na peelingi. Słuchajcie - znowu strzał w dziesiątkę! :)

W celach testowych kupiłam w Rossmannie dwie saszetki peelingu gruboziarnistego i dwie drobnoziarnistego. Po jednej już zużyłam...


... i jestem gotowa do oceny. Nie potrzebuję dłuższych testów, bo z peelingami sprawa jest prosta - albo działają, albo nie ;) Nie trzeba czekać na żadne długofalowe efekty.


Peeling gruboziarnisty.

Link do strony producenta - KLIK.
Link do wizażowego KWC (skład, opinie) - KLIK.

"Aktywny peeling z drobinkami orzecha włoskiego polecany dla osób w każdym wieku, do pielęgnacji cery tłustej i mieszanej. Wyjątkowo dokładnie usuwa martwe komórki naskórka, wygładza powierzchnię skóry, oczyszcza pory i niweluje wszelkie niedoskonałości cery. Zawiera minerały morskie, odżywczy koktajl z witamin E - C - F, a także miód z dzikich kwiatów, który odświeżą cerę i nadaje jej ładny, zdrowy koloryt."
(dax.com.pl)

Właśnie takiego zdzieraka szukałam! Moja normalna / mieszana, niebyt wrażliwa cera czasem potrzebuje naprawdę porządnego złuszczania i ten peeling jest odpowiedzią na tę potrzebę. Podczas masowania nim wilgotnej skóry (zawsze kolistymi ruchami) miałam wrażenie, jakbym nacierała się gruboziarnistym piaskiem. Wystarczyła minuta, by moja buzia (wcześniej pokryta suchymi skórkami - zwłaszcza na brodzie i nosie) była gładka jak tafla wody. Pory zwężone, niemal efekt Photoshopa, zero suchych skórek, totalna gładź. Kropelki wody spływały po skórze bez żadnego przystanku czy zakrętu, bo zwyczajnie nie miały o co zahaczyć ;)

Skóra po peelingowaniu przez chwilę może być zaczerwieniona, jednak ten efekt szybko ustępuje miejsca rozświetleniu i świeżości. Zalecam stosować ten kosmetyk maksymalnie raz na tydzień (sama zamierzam robić to 2-3 razy w miesiącu, według potrzeb) - to naprawdę ciężki kaliber.


Peeling drobnoziarnisty.

Link do strony producenta: KLIK.
Link do wizażowego KWC (skład, opinie): KLIK.

"Aktywny peeling z drobinkami krzemionki krystalicznej polecany dla osób w każdym wieku, do pielęgnacji cery normalnej i suchej. Wyjątkowo dokładnie usuwa martwe komórki naskórka, wygładza powierzchnię skóry, oczyszcza pory i niweluje wszelkie niedoskonałości cery. Zawiera minerały morskie, odżywczy koktajl z witamin A - B5 - E, a także kojący wyciąg z płatków róży francuskiej o działaniu odmładzającym."
(dax.com.pl)

Znowu sukces! Peeling jest wręcz nafaszerowany zdzierającymi mikrogranulkami, które dokładnie peelingują, oczyszczają i odświeżają cerę. Po zabiegu skóra pozostaje gładka, rozświetlona, świeża. Pory są domknięte. Kosmetyk delikatniejszy niż gruboziarnisty brat, nadaje się do stosowania 2 razy w tygodniu.

Polecam delikatny masaż tym peelingiem również osobom o wrażliwej skórze, które raz na czas chciałyby czegoś mocniejszego, niż delikatny peeling enzymatyczny.

Przy okazji zwracam uwagę, iż peelingi mechaniczne nie są zalecane osobom borykającym się z wypryskami - podczas ich stosowania mogą podrażnić skórę i roznieść chorobowe zmiany na zdrowe partie twarzy. W takim przypadku polecam stosowanie wyłącznie peelingów enzymatycznych (na przykład z Perfecty ;)).


Peelingi Perfecta Oczyszczanie dostępne są w dwóch formach: tubki (60 ml za około 13 złotych) i saszetki (10 ml za około 1,60 zł). Dodam, że te drugie są bardzo wydajne! Jedna saszetka wystarcza aż na 3-4 razy.

Bez wahania stwierdzam, że to najlepsze peelingi, jakie kiedykolwiek miałam - a tych przetestowałam sporo. Z pewnością zrobię spory zapas. Peelingowanie, tonizowanie, warstwa odżywczego / porządnie nawilżającego kremu i... mogłabym nie odrywać dłoni i oczu od własnej cery ;))

Absolutnie polecam :)

wtorek, 15 lutego 2011

Szach... MAT ;))

Nie ma mocnych. Poranne godziny (no dobra... minuty ;)) spędzone nad tworzeniem idealnego makijażu i tak poniekąd pójdą na marne. Po południu cera nie będzie już taka nieskazitelna. Zwyczajnie wiem, że strefa T mojej mieszanej cery zacznie się świecić... Ale czy kogoś to nie dotyczy?

Na szczęście jest rada! W zeszłym roku dzięki wizażowym koleżankom poznałam kosmetyk IDEALNY, czyli dostępny w Rossmannie Synergen - Antybakteryjny puder w kompakcie :)

(foto: pinger.pl)

Towarzyszy mi non stop - zawsze mam go w torebce.Wiem, że służy wielu osobom, o czym świadczą głośne peany na jego cześć wyśpiewywane na blogach i YouTube ;) Stworzono go z myślą o cerze trądzikowej, problemowej. Zadaniem pudru jest zmatowić cerę oraz ujednolicić jej koloryt. Skład produktu dostępny na stronie wizażowego KWC - KLIK.


Jak dla mnie ten puder ma same zalety! Kosztuje niespełna 8 złotych, skutecznie matuje, nie zapycha porów, wygładza cerę. Właściwości kryjących nie zaobserwowałam, ale przecież od tego jest podkład :) Puder Synergen jest transparentny, dzięki czemu mogę czynić poprawki nawet bez lusterka nie bojąc się, że będzie widoczny, nierównomiernie nałożony itp. Wydajność na piątkę.

Do pudru dołączona jest gąbeczka. Nie używam jej, bo uważam, że to raczej mało higieniczne... Kosmetyk nakładam pędzlem (mam kabuki w zbroi, idealny do torebki).

W ofercie dostępne są trzy odcienie. Uwaga! Producent odwrotnie oznaczył kolory. Najjaśniejszy odcień to "03 Sand" i ten właśnie kupuję :)

Najlepszy dowód na moje zadowolenie z tego kosmetyku - zapasy ;))


Błyskowi na nosie mówię: szach MAT! ;)

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Skuteczne i tanie cery oczyszczanie ;)

Koniecznie muszę zarekomendować Wam pewien produkt :) a mianowicie: Dax Cosmetics - Perfecta Oczyszczanie - Płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu:


(foto: dax.com.pl)

Link do opisu na stronie producenta: KLIK.

Jego zdaniem jest to "delikatny płyn micelarny do oczyszczania twarzy i demakijażu oczu, polecany dla osób w każdym wieku, do pielęgnacji wszystkich typów cery, także wrażliwej i podrażnionej. Bardzo starannie usuwa ze skóry zanieczyszczenia i resztki makijażu, przez co skutecznie zastępuje mleczko i tonik. Preparat posiada lekką, nietłustą konsystencję i nie wymaga spłukiwania wodą. Zawiera nawilżające minerały morskie, kojący d-pantenol, a także wyciąg z bławatka, który redukuje oznaki zmęczenia i odświeża cerę".

Z radością potwierdzam :) Micel jest przyjemny w użytkowaniu, wydajny, a co najważniejsze - skuteczny. Bez problemu radzi sobie nawet z makijażem oczu. Pozostawia cerę nawilżoną (podobnie jak chwalony już przeze mnie tonik Oeparol) i odprężoną. Hit!

Niewątpliwym (ogromnym!) plusem jest również cena - ostatnio w SuperPharm kupiłam 200 ml butelkę za niespełna 13 złotych :) Uważam, że ten produkt w niczym nie ustępuje stosowanemu dotychczas przeze mnie micelowi Vichy (KLIK), więc po co przepłacać? :) Dla zainteresowanych podpowiadam, że micel Perfecty dostępny jest również w Rossmannie.

Wklejam link do opisu i recenzji na wizażowym KWC: KLIK. Znajdziecie tam także skład kosmetyku.

Zachęcona jakością opisanego powyżej produktu chętnie sięgnę po pozostałe kosmetyki z serii Perfecta Oczyszczanie - KLIK. Już czaję się na peelingi. Naturalnie zdam relację :))

wtorek, 21 grudnia 2010

Doskonałość roku!

Oj, długo trwały poszukiwania Graala wśród kosmetyków do pielęgnacji i stylizacji brwi... Kredki? Czasochłonne i jak dla mnie - niepraktyczne. Cienie do brwi? Niezbyt precyzyjne, jedynie nadające kolor, stylizacji brak... Bezbarwne odżywki? Za mocno sklejały... Ale w końcu znalazłam! Żel-korektor do brwi Delia Glamour Fashion :)) a wszystko dzięki angel.of.sadness, przed którą z tego miejsca biję dziękczynne pokłony ;))


Kosmetyk został nagrodzony tytułem "Doskonałość Roku 2008" Twojego Stylu - a ja się temu wcale nie dziwię ;) Delia do brwi to takie 3 w 1 - delikatnie przyciemnia, utrwala kształt, dyskretnie nabłyszcza. Nie skleja, nie tworzy "skorupy", nie robi efektu pod tytułem "kosmetyczka za długo trzymała mi hennę" ;)

Ten produkt wygląda jak tusz do rzęs...


... a różni się od niego m.in. zawartością, która jest jakby wodnista. I jest bajecznie prosty w użyciu! Kilka delikatnych pociągnięć po brwiach i voila, gotowe. Dodatkowa zaleta - przyciemnienie można stopniować. Kolejna - efekt utrzymuje się aż do momentu demakijażu. I jeszcze jedna - to cudo kosztuje niespełna 10 zł :) a starcza na około 5 miesięcy codziennego stosowania!

Link do wizażowego KWC - KLIK.

Do wyboru mamy wersję brązową oraz czarną. Ja - jako brunetka - stawiam na czerń :) To mój hit! Niestety krucho jest z dostępnością tego kosmetyku, trzeba polować... Ja na szczęście mam swojego osobistego dystrybutora (Angel :*) :)) i aby nie nadużywać jego (jej ;)) dobroci niedawno zamówiłam mały zapas :D


Miałyście już okazję poznać i przetestować ten produkt? Jeśli tak, to chętnie poznam Waszą opinię na jego temat :) A może faworyzujecie inny kosmetyk do stylizacji brwi? Jestem otwarta na kuszenie, choć lojalnie uprzedzam - musi być solidne, bo Delii raczej nie zdradzę ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...