Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pędzle. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pędzle. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Jakość za grosze :))

Zaledwie wczoraj pokazałam Wam mój makijażowy niezbędnik (KLIK). W komentarzach pod tamtym postem kilka z Was poprosiło o recenzję pudru E.L.F. - Complexion Perfection. Nie pozwolę Wam czekać :) Oto i ona!

(foto: eyeslipsface.co.uk)

Complexion Perfection to puder korygujący zamknięty w zgrabnej, solidnej puderniczce z lusterkiem. Składa się z czterech różnobarwnych prostokątów. Każdy z nich ma specjalistyczne zadanie. Przynajmniej w teorii ;) Żółty neutralizuje cienie, niebieski rozjaśnia, zielony pomaga ukryć zaczerwienienia, różowy odświeża look. Nie dajcie się na to nabrać! Wierzę w tę 'koloroterapię' pod warunkiem, że mówimy o typowych korektorach, a nie o pudrze, którego na dodatek używa się w sposób globalny, poprzez mieszanie ze sobą wszystkich barw. Complexion Perfection nie ukryje niedoskonałości cery, czego zresztą wcale od niego nie oczekiwałam. Kupując go miałam nadzieję otrzymać fajny jakościowo, trzymający makijaż w ryzach, matujący kosmetyk. I taki właśnie otrzymałam :)) Choć początki nie były łatwe... Puder nie wtapiał się w skórę, lekko bielił, dawał efekt mąki. Działał, ale nie wyglądał. Nie mogłam zrozumieć, skąd te wszystkie zachwyty? Aż w końcu mnie olśniło. Pędzel! Complexion Perfection wymaga pędzla miękkiego i łagodnego do granic możliwości. Takiego, którym można miziać buzię przez 24 godziny na dobę bez obawy o najdrobniejsze podrażnienia. Niestety nie polecę Wam żadnego konkretnego modelu, sama posiadam pędzel 'no-name' kupiony za 35 złotych przez zupełny przypadek. Źródło nieznane :)


Zaraz po zakupie zaaplikowałam nim rzeczony produkt. Dopiero wtedy zrozumiałam o co tyle szumu :)

Complexion Perfection w ciągu kilku chwil od nałożenia ładnie stapia się z cerą, wiążąc makijaż i utrwalając go na minimum kilka godzin. Po efekcie przysypania mąką nie ma śladu. CP świetnie matuje moją mieszaną cerę - i nie jest to płaski mat :) Poprawki w strefie T konieczne są dopiero pod koniec dnia. Kosmetyk nie wchodzi w pory, nie zapycha, nie uczula.

Po lekturze kilku innych recenzji tego pudru wiem, że bardzo różnie oceniacie aspekt jego wydajności. Część z Was narzeka, że puder pyli i znika z opakowania z prędkością światła. Idalia napisała, że Complexion Perfection wystarcza jej na niecałe dwa miesiące (KLIK). Dla mnie to szok! Na zużycie, które widzicie na powyższym zdjęciu (stanowiące mniej więcej połowę całości pudru) pracowałam codziennie przez kilka długich miesięcy! Na dodatek mój egzemplarz nie pyli... Czyżby stopień sprasowania Complexion Perfection różnił się w zależności od partii / czasu / miejsca produkcji? ... Na szczęście nie ma to wpływu na jego jakość :)

Gorąco polecam Wam ten kosmetyk. Właściwości Complexion Perfection są w pełni zadowalające. Bije na głowę wszystkie inne pudry w swojej klasie. A kosztuje tylko 3,5 funta! (KLIK) Możecie go kupić również na Allegro. Tam zapłacicie więcej, ale... CP i tak będzie wart tych pieniędzy :) Jestem pewna, że po zużyciu obecnie posiadanego egzemplarza sięgnę po kolejny. Świetna jakość za przysłowiowe grosze, to lubię :))

niedziela, 1 maja 2011

Uległam pokusie :))

To, że pewnego pięknego dnia znowu kupię coś w sklepie Zoeva (KLIK) było oczywiste. Pędzle z pierwszego zamówienia w pełni mnie satysfakcjonują (pokazywałam je TUTAJ), a inne produkty kuszą... Piękny dzień niedawno nadszedł ;) a drugie zamówienie jest już w moich rękach :))


Wszystkie rzeczy standardowo zapakowane w eleganckie, solidne kartoniki. Już samo to cieszy oko i zachęca do dalszego trwonienia pieniędzy na Zoevie ;)

Popatrzcie, na co skusiłam się tym razem :)

Z racji, że moje pędzle typu Flat Top (do nakładania mineralnych, sypkich podkładów) są już nieco sfatygowane, zdecydowałam się na Buffera (KLIK). Płasko ścięty, miękki, na długiej, solidnej rączce. Od flata różni się jedynie tym, że jego włosie jest nieco mniej zbite.




Po drugie: klasyczne sztuczne rzęsy, model Nude 020 (KLIK). Pierwszy raz odważyłam się na zakup tego typu ;) Mam ochotę spróbować, jestem ciekawa efektu. O ile w ogóle poradzę sobie z ich doklejeniem ;)


Jako miłośniczka turkusowej kreski nie mogłam też przejść obojętnie obok żelowego linera w odcieniu Exotique (KLIK) ;)




Pierwsze wrażenia? Miękki, kremowy. Kolor? Bardzo intensywny i baaaaaardzo trwały. Aż do przesady. Musiałam się nieźle nastarać, żeby usunąć swatcha z dłoni... Nie jestem przekonana, czy mam ochotę na tak długie i mocne tarcie powiek, kiedy już przyjdzie do demakijażu, ale jedno jest pewne - kreska będzie jak mur beton, nie do ruszenia bez specjalnych zabiegów ;)

I ostatnia, najfajniejsza część mojego zamówienia. Zakochana w paletce NYX Nude on Nude, która wkrótce chyba pokaże denko w miejscu niektórych cieni, kupiłam paletę Zoeva Nude (KLIK) :)






Zdecydowałam się na wariant matowy. Dla zainteresowanych: w sklepie dostępna jest też paleta Nude Shimmer - KLIK. Myślę, że te dwie paletki mogłyby fajnie się uzupełniać... więc może kiedyś ;))

W paletce Nude znajdujemy 28 cieni o różnym wykończeniu - matowe, z satynową poświatą oraz kilka lekko połyskliwych. Kolory jak dla mnie idealne :) w większości, bo już wiem, że kilku raczej nie tknę (ale na świecie raczej nie ma setu, w którym każdy odcień uznałabym za fajny ;)). Przy pomocy tej palety z pewnością stworzę wiele dziennych mejkapów :)

Całą radość z tego zakupu niestety mąci mi (przynajmniej jak narazie) jedna kwestia. Ten, kto projektował zatrzask, chyba niezbyt znał się na rzeczy... Paleta jest dość spora, czyli niekoniecznie poręczna, a do jej otwierania nie zastosowano żadnego triku, patentu, wcisku... Trzeba otwierać ją po prostu siłą, co nie należy do najłatwiejszych, bo zatrzask trzyma tak mocno, jakby strzegł dostępu do złota, a nie do cieni ;) Tak więc uwaga na paznokcie! Moje ocalały chyba tylko cudem... Żyję nadzieją, że się wyrobi. A jak nie, to chyba przestanę tę paletę zamykać ;)

To jak, kto jeszcze ulegnie zoevovej pokusie? ;))

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Zza oceanu :))

Jakiś czas temu brałam udział w konkursie zorganizowanym przez Urban, autorkę bloga The Urban State of Mind (KLIK). Co prawda nie ustrzeliłam żadnej z głównych nagród, ale moja humorystyczna tFórczość (tak tak, bo twórczością tego nie nazwę ;)) została doceniona - ku mojemu zaskoczeniu i ogromnej radości ;))


Urban przygotowała dla mnie nagrodę specjalną, która dzisiaj przywędrowała do mnie zza oceanu :) Zobaczcie, jakie dobroci dostałam! :))


Pędzle EcoTools, które stworzą komplet z posiadanym już przeze mnie zestawem pędzelków doocznych :)



Rozświetlacz w kremie NARS - kolor Orgasm. Jego jestem chyba najbardziej ciekawa :))


Cień do powiek P2, który ze względu na kolor prawdopodobnie znajdzie u mnie zastosowanie również jako róż do policzków :)





Próbki: perfumy 1 Million Paco Rabanne, których jeszcze nie znam :) BB cream Missha Perfect Cover oraz balsam do ciała Nuxe :)


Do tego przemiła kartka z kilkoma odręcznie wypisanymi słowami :))


Urban, dziękuję! :))) Sprawiłaś mi dużą przyjemność :)) Już jutro zabieram się za testy.

PS. Nie mogę nie zauważyć faktu, że to mój setny post! Blogowanie wciąga i wywołuje u mnie masę pozytywnych emocji. Cieszę się, że jesteście, czytacie i dzielicie się ze mną swoim zdaniem. Dzięki Wam moje pisanie ma sens. Mam nadzieję na jeszcze wiele takich "setek" :))

czwartek, 17 marca 2011

Słaba silna wola...

Po raz kolejny (i zapewne nie ostatni ;)) uległam kuszeniu uskutecznianemu przez wizażowe koleżanki. Dołączyłam do pędzlowego zamówienia ze strony Zoeva.de (KLIK) uzupełniając tym samym swój pędzlowy zbiór o cztery sztuki dooczne ;)

Pędzelki od pierwszego momentu robią dobre wrażenie. Każdy z osobna opakowany był w kartonik i folię...



Podobnie jak pędzle EcoTools, każdy jest opisany na rączce:


Zdecydowałam się na pędzle do: rozcierania, cieniowania, precyzyjnego cieniowania oraz ścięty na prosto pędzel do ukochanych przeze mnie kresek.




Pędzle wyglądają na solidne. Włosie jest miękkie, nie drapie, podczas prania nie wypada. Pędzelki są precyzyjne. Jestem chętna na więcej :)) (tylko po co? skoro zazwyczaj i tak robię tylko kreskę...). Przy najbliższej okazji z pewnością głębiej zbadam ofertę sklepu Zoeva :) linery i cienie już kuszą... Najwyraźniej mam słabą silną wolę ;))

piątek, 11 lutego 2011

Eko-przesyłka :)

Raptem dwa dni temu dostałam swoją przesyłkę z iHerb (KLIK) - słynne już pędzle EcoTools :)


Zdecydowałam się na zestaw Bamboo 6 Piece Eye Brush Set - KLIK. Obecnie kosztuje on 6,90$. Mnie udało się go nabyć za 1,90$ :) Skorzystałam z promocji iHerb głoszącej, że każdy nowy klient po zarejestrowaniu się otrzyma kod uprawniający do jednorazowej zniżki w wysokości 5$. Licząc z kosztem przesyłki zapłaciłam za zestaw około 20 złotych.


Do pędzli dołączone jest lniane etui na rzep z pseudo-lusterkiem. Nie podoba mi się, już leży w koszu ;) Na szczęście same pędzle są w porządku :)



Wykonane z naturalnych, ekologicznych materiałów. Solidne, mocno osadzone rączki. Gęste, sprężyste i miękkie włosie.

W zestawie znajdują się:
- large eye brush - duży pędzel do aplikacji i blendowania cieni (włosie ma wymiary ok. 1,5 na 1,5 cm)
- angled crease brush - fajny do nakładania cieni w załamanie powieki
- highlighting brush - idealny do rozświetlania łuku brwiowego i wewnętrznego kącika oka
- smudge brush - pędzelek do rozcierania kresek przy linii rzęs
- petite eye shading brush - dobrze współpracujący z ciemnymi cieniami, pozwalający uzyskać wyraziste spojrzenie, precyzyjny.


Na zdjęciu kolejno: highlighting brush, large eye brush, angled crease brush, smudge brush, petite eye shading brush.

Fajnym rozwiązaniem są podpisy na pędzelkach - dzięki nim wiem, do czego każdy z nich jest przeznaczony :) Oczywiście będę szukać dla nich różnych zastosowań, ale tak czy inaczej podpisy urzekają.


Dla wielu osób wielkość tych pędzli to minus, ale ja jestem bardzo zadowolona - pewnie z tego względu, że do tej pory nie miałam prawie żadnych porządnych pędzli do malowania powiek... więc i małe i duże potrzebne ;)

Ciekawa jestem, jak będzie z ich trwałością i funkcjonalnością. Jestem dobrej myśli. A nawet jeśli się zawiodę, to za takie pieniądze nie będzie mi żal posłać je tam, gdzie posłałam ich etui ;)

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Zzieleniałam...

Jak zapewne wiecie, tego lata na topie był kolor miętowy...




Upodobał sobie szczególnie paznokcie :) Miętowej manii poddały się między innymi Cammie (KLIK), Polish Makeup Bag (KLIK) i Agnieszka (KLIK)... że o dziewczynach z Klubu Lakierowego (KLIK) nie wspomnę ;)

Mnie paznokcie w takim kolorze nieszczególnie przypadły do gustu, ale też noszę miętę. Z tym, że nie na paznokciach. Noszę miętę... na twarzy :))


Oto mój absolutny hit, muszmieć, wybawiciel i przyjaciel: Mint Color Corrector od Everyday Minerals :)

(zdjęcie: everydayminerals.com)


Everyday Minerals to jedna z najpopularniejszych marek mineralnych (link do strony: KLIK). Od niej zaczęła się moja przygoda z kosmetykami mineralnymi. Oczywiście dzięki Wizażowi... ;) W ofercie EDM znajdziemy podkłady, pudry, rozświetlacze, róże, cienie do powiek, korektory (wszystko mineralne rzecz jasna), pędzle i inne akcesoria... Pomimo, iż mój minerałoholizm trwa już niemal dwa lata, a w tym czasie przetestowałam produkty wielu innych mineralnych firm (o czym wkrótce napiszę :)), nadal jestem wierna kilku kosmetykom EDMu (o tym także już wkrótce ;)). Na ich czele dumnie stoi Mint. A konkurencja zielenieje z zazdrości ;)

Mint Color Corrector - czyli po prostu zielony korektor - spełnia ważną funkcję. Neutralizuje zaczerwienienia, ukrywa pęknięte naczynka (z którymi na szczęście - tfu tfu, na psa urok - nie mam problemu), ukrywa rumieńce. Wystarczy cieniutka warstewka nałożona na twarz przed podkładem. Moim zdaniem do aplikacji Minta najlepiej nadaje się duży, dość rzadki pędzel o relatywnie sztywnym włosiu. Ja używam rossmannowskiego pędzla do pudru For Your Beauty :) (koszt: całe 10 złotych...).





Stosuję Minta codziennie, ponieważ mam skłonność do czerwienienia się (pod wpływem stresu, gorąca, wysiłku fizycznego). Po nałożeniu na twarz kremu oprószam Mintem policzki, nos i brodę. Buzia przez chwilę wygląda dość... miętowo... ale po nałożeniu cienkiej warstwy podkładu (w moim przypadku mineralnego) upiorny efekt znika ;)

Niestety od tego roku Carina (właścicielka EDM) zablokowała możliwość wysyłki do Polski, gdyż zawarła umowę z polskim dystrybutorem (KLIK), który znacznie zawyżył ceny... Dla porówniania: kiedyś Mint zamawiany ze strony EDM kosztował mnie około 20 zł już z kosztem przesyłki (zawsze brałam udział w zbiorowych, dużych zamówieniach na wizażowym forum mineralnym KLIK :)), a na stronie polskiego dystrybutora Mint kosztuje 44 zł + koszt przesyłki...

Ja mam to szczęście, że mam wizażowe koleżanki za granicą - w razie potrzeby nie zawaham się ich "użyć" ;) chociaż dla mnie Mint wart jest każdych pieniędzy i jeśli będę musiała, to dam się temu polskiemu dystrybutorowi oskubać... Grunt, że korektor działa! Czasem mam wrażenie, że "płonę" na twarzy, a po spojrzeniu w lustro stwierdzam, że wiem o tym tylko ja. I Mint ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...