Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlam posty z etykietą DC Comics

Wonder Woman: Krew [recenzja]

Choć Wonder Woman jest najpopularniejszą superbohaterką na świecie, polski czytelnik jak dotąd nie miał wielu okazji do zapoznania się z waleczną Amazonką. Jeśli jednak wraz z kampanią promocyjną (nieszczęsnego) „Batman v Superman. Świt Sprawiedliwości” zainteresowaliście się postacią Diany, na rynku dostępna jest idealna pozycja od której można rozpocząć przygodę z Wonder Woman. „Wonder Woman: Krew” to pierwszy tom przygód Amazonki, który ukazał się w ramach New 52, czyli restartu świata DC. Dzięki temu nowy czytelnik nie musi obawiać się tego, że nieznajomość uniwersum stanie na przeszkodzie czerpania radości z lektury. Zdecydowanie ważniejsza jest tutaj wiedza na temat greckiej mitologii, ponieważ Brian Azzarello opowiada nam historię, która w znacznie większym stopniu nawiązuje do antycznych korzeni bohaterki, niż tych komiksowych. Dzięki temu zabiegowi opowieść ta zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych dostępnych na rynku serii; „Wonder Woman” Azzarello znacznie bliżej...

Luthor Człowiek ze Stali [recenzja]

Nie od dzisiaj wiadomo, że bohaterów definiują ich przeciwnicy. Batman ma Jokera, Kapitan Ameryka - Red Skulla, Charles Xavier - Magneto a Spider-Man - Green Goblina. I choć superbohaterowie zmagają się z całą plejadą złoczyńców, to zawsze istnieje ta jedna osoba, która odcisnęła największe piętno na życiu herosa. Większość opowieści rozgrywa się według utartego schematu: ktoś wprowadza w życie diaboliczny plan w realizacji którego przeszkodzić musi bohater. Jednak raz na jakiś czas twórcy komiksów postanawiają odwrócić role i ukazać czytelnikom świat z perspektywy osoby stojącej po drugiej stronie barykady. „Luthor” autorstwa duetu Azzarello-Bermejo znanego choćby z „Jokera” jest właśnie taką opowieścią. Artyści zapraszają czytelnika do spojrzenia na Metropolis, problem coraz liczniejszego grona metaludzi oraz przede wszystkim Supermana oczami Lexa Luthora. Ten genialny, obrzydliwie bogaty i bezwzględny człowiek na przestrzeni lat ukazywany był jako socjopata opętany żądzą ...

Superman: Wyzwolony [recenzja]

Superman nigdy nie należał do bohaterów, których przygody łatwo pisać. Jest herosem dysponującym ogromną potęgą, a przy tym postacią o charakterze stawianym za wzór. Cechy te sprawiają, że niezwykle trudno jest stworzyć wiarygodną i emocjonującą opowieść z jego udziałem. Niektórzy scenarzyści wiedzą jednak, że aby powstał dobry komiks z synem Kryptonu, warto zadbać o dwie rzeczy – świetnego przeciwnika oraz odpowiednio wyeksponowane pozaziemskie pochodzenie Supermana. Scott Snyder to obecnie jedno z najgorętszych nazwisk komiksowego światka. Napisał na tyle dobre historie z Nietoperzem, że ukoiły one wściekłych po restarcie uniwersum fanów DC. Jeszcze przed New 52 zaprezentował się z dobrej strony, w niezwykle udany sposób obsadzając w roli Batmana Dicka Greysona („Mroczne Odbicie”). Jego „Amerykański Wampir” okazał się na tyle ciekawy, że część scenariusza do pierwszego tomu napisał sam Stephen King. Mógłbym tak wymieniać jeszcze długo, ale sami już pewnie zauważyliście prawidło...

Shazam! [recenzja]

Shazam, znany wcześniej jako Captain Marvel, miał burzliwą przeszłość. Stworzony w 1939 roku błyskawicznie zyskał na popularności, bijąc wynikami sprzedaży nawet Supermana. W 1941 roku dorobił się własnego serialu, będącego zarazem pierwszym przeniesieniemą komiksu na ekrany. Jak sobie poradził po reboocie uniwersum DC znanym jako The New 52? Billy Batson, chłopak, który został obdarzony mocą władania żywą błyskawicą po wypowiedzeniu magicznego słowa, przeżył już wiele na łamach komiksu. Jego alter ego było obiektem sporów sądowych, a serie przedstawiające przygody Kapitana Marvela to były zakańczane, to podejmowane na nowo. Po zresetowaniu uniwersum w 2011 roku DC nie ujęło w planach wydawniczych solowej serii dla tej postaci. Zamiast tego, Shazam zaczął pojawiać się jako dodatek do przygód Ligii Sprawiedliwości (zeszyty numer 0, 7, 11, 14, 16, 18 i 21). Już wtedy nie rozumiałem dlaczego wydawnictwo nie postanowiło zaryzykować i dać Batsonowi szansę, szczególnie, gdy uka...

Lobo: Portret bękarta [recenzja]

Lobo poznałem w 1996 roku za sprawą TM-Semic i wydanego jako Wydanie Specjalne 1(17)/96 „Lobo powraca”, czyli komiksu o tym, jak Ważniak sieje postrach w zaświatach. Wówczas ta opowieść zachwycała zarówno mnie, jak i znanych mi komiksiarzy i trafiła do wielu kolekcji. Teraz dane mi było powrócić do tamtej historii, zebranej razem z „Ostatnim Czarnianem” oraz „Paramilitarnymi Świętami Specjalnymi” w jednym, sporej objętości tomie, wydanym przez Egmont w ramach serii DC Deluxe. Zacznijmy od krótkiego wyjaśnienia. Kim jest Lobo? Ważniak, jak sam siebie określa, pochodzi z planety Czarnia, miejsca mogącego uchodzić za raj. Mieszkańcy tego świata nie znali chorób, wojny, ani cierpienia. Przynajmniej do chwili narodzin Lobo. Wtedy też Czarnianie odkryli znaczenie słów morderstwo, przemoc, a nawet zaczęli się zastanawiać nad wprowadzeniem takich wynalazków, jak organy ścigania czy pojęcie kary. Niestety dla nich, nie zdążyli. Ważniak stwierdził, że bycie ostatnim Czarnianem brzmi ...

Liga Sprawiedliwości: Tron Atlantydy [recenzja]

W pojedynku pomiędzy dwoma komiksowymi gigantami można wskazać kategorie w których jedno wydawnictwo przeważa nad drugim. Dla przykładu, obecnie kino to terytorium Marvela, podczas gdy DC dominuje na polu rozrywki elektronicznej. Wątpliwości można mieć przy wskazywaniu zwycięzcy w kategorii filmów i seriali animowanych. Marvel i DC wydali już wiele serii wśród których, można było znaleźć prawdziwe perełki zdolne oprzeć się upływowi czasu. Ze strony Domu Pomysłów można wymienić takie produkcje jak Avengers Assemble, Ultimate Spider-Man, Spider-Man czy X-Men the Animated Series. DC klasę pokazało między innymi w Young Justice, Batman the Animated Series, Teen Titans, Batman: The Brave and the Bold, Superman: The Animated Series. Sytuacja nieco inaczej wygląda na polu animowanych filmów pełnometrażowych. Tutaj Marvel pozostaje w tyle, oferując widzom dwanaście opowieści, podczas gdy konkurencja dysponuje obecnie dwudziestoma czterema gotowymi i trzema w trakcie realizacji. ...

Materiał na kalesony, czyli komiksy listopadowe

Ostatnia  recenzja  na FUNtastyce zwiastowała powrót tekstów związanych z komiksem w ramach serii górnolotnie nazwanej Kalesony i Peleryna. Tylko, że postanowiłem całkowicie zmienić formę mojej radosnej pisaniny. Zamiast kilku słów o paru tytułach, skupię się na pełnowymiarowym teście dotyczącym jednego, dwóch, góra trzech komiksach. Jeśli to chwyci, będę kombinował dalej.  Scarlet Spiders #01  - ponieważ był taki czas, że wolałem Bena Reilly'ego od Petera Parkera, a sam komiks jest częścią Spider-Verse, jednego z nielicznych crossoverów Marvela, który przypadł mi do gustu. Prawdopodobnie jedne Kalesony poświęcę temu wydarzeniu w całości. Spider-Verse #01 -  jak wyżej. Od dziecka lubiłem Pajęczaka, a niedawny Superior Spider-Man na nowo rozbudził tę sympatię. Nie mogę się doczekać lektury. Dlatego zostawię ten komiks na później, by podejść do niego ze spokojną głową. Superior Iron Man #02 - Marvel kompletnie zepsuł mi przyjemność czytania o...

Kalesony i Peleryna #3

Miało być o bohaterach odrzucających tradycyjne kalesony. Chciałem stworzyć listę najważniejszych z mojego punktu widzenia postaci dowodzących, że superbohaterstwo nie zawsze musi polegać na ubieraniu majtek na spodnie i ganianiu w masce która na dobrą sprawę nie utrudnia identyfikacji. Niestety, po drodze odłożyłem komiksy na rzecz gier. Gdy mój wzrok ponownie padł na półki (zarówno te wirtualne, jak i fizyczne) z komiksami okazało się, że nie mam czasu zajmować się jakimiś spisami. Może w przyszłości. Zacznijmy od DC, gdzie działo się naprawdę sporo. Oto przyszła Trinity War, zastąpiona przez Villains Month, który był zaledwie preludium do "Forever Evil", chyba najciekawszego numeru od "Justice League #23". Trinity War – sześcioczęściowa opowieść o wojnie pomiędzy trzema najpotężniejszymi organizacjami zrzeszającymi herosów w uniwersum DC Comics. Justice League, Justice League of America oraz Justice League Dark stają na placu boju, a bitwa między ni...

Kalesony i Peleryna #2

Wyjaśnijmy sobie jedno, nie byłem fanem komiksów od DC. Właściwie, to oprócz Batmana uważałem całą resztę za lekko niepoważne twory o lekko niepoważnych pseudonimach. Wonder Woman? Boy Wonder vel Robin? Aquaman? Green Lantern? Dlaczego miałbym czytać o przygodach latarni, nawet jeśli zielonej? Przecież one nie mają zbyt wielu przygód, o ile nikt się z nimi nie zderzy. Dopiero w zeszłym roku uświadomiłem sobie w jak wielkim błędzie byłem. Moja znajomość z ekipą ze stajni DC zaczęła się od komiksów z Batmanem i Supermanem wydawanych przez TM-Semic. Tutaj kończą się podobieństwa z herosami Marvela. O ile tamtych dopadałem w sklepach trudniących się sprowadzaniem komiksów zza wielkiej wody, to DC leżało u mnie odłogiem. Od czasu do czasu kupowałem zbiory wydawane przez Egmont i oglądałem animowanego Batmana, a czasem i Teen Titans na Cartoon Network (tzw. guilty pleasure ), ale to by było na tyle. Ostatnio zastanawiałem się co było bodźcem do sięgnięcia po wydawnictwa DC Comics i d...