Na naszym fanpejdżu pytałem jaką z gier, w które ostatnio grałem zrecenzować i nasz fan numer 1 (czyli Paweł) stwierdził, że Riptide. Jakiś czas temu opisywałem już wrażenia z Dead Island , dlatego w tym tekście skupię się głównie na opisaniu różnic pomiędzy obydwoma tytułami. Początkowo myślałem, że dzięki temu nie będę musiał wstukiwać zbyt wielu znaków, okazało się jednak, że kilka różnic się zebrało... Riptide bezpośrednio kontynuuje wątki z podstawki. Grupka znanych nam bohaterów ląduje na okręcie marynarki i trafia w chciwe łapki korporacyjnego bonza, mającego na swoich usługach oddział wojskowy. W krótkim prologu zdążymy jeszcze poznać nowego członka drużyny, również odpornego na zarazę byłego żołnierza Johna Morgana, i chwilę sobie postrzelać tylko po to, żeby po małej katastrofie (szkoda, że nie dało się zrobić akcji "I'm a king of the world" na dziobie) wylądować na plaży wyspy Palanai. Niech jednak nie martwią się nowi gracze, fabuła w obu tytułach...
Pomiędzy hejtem a fanbojstwem!