W czasach, gdy wampiry stały się błyszczącymi w słońcu miłośnikami nastoletnich ciap, „Amerykański Wampir” Scotta Snydera rzuca głęboki cień na „Zmierzch” oraz jego klony. Stworzonej wraz z Rafaelem Albuquerque serii komiksów gatunkowo znacznie bliżej do XIX-to wiecznego horroru, niż współczesnych interpretacji wampirzego mitu: Snyder potrafi w znakomity sposób czerpać z klasyki i filtrować ją przez swą bogatą wyobraźnię, w efekcie czego otrzymujemy wciągającą współczesną opowieść grozy. W szóstym tomie cyklu autor postanowił jednak wpuścić do wykreowanego świata także innych twórców. Jak z tym niełatwym zadaniem poradzili sobie jego koledzy po fachu? Już pierwszy rzut oka na okładkę szóstego tomu „Amerykańskiego Wampira” wystarczył, żeby szybciej zabiło mi serce; nie dlatego, że znajduje się na niej wykręcona w gniewnym grymasie twarz jednego z krwiopijców (to dopiero przy drugim spojrzeniu) lecz z powodu kilku literek. Koło siebie znajdowały się nazwiska takich tuzów wspó...
Pomiędzy hejtem a fanbojstwem!