Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlam posty z etykietą gra

Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm 4 [recenzja]

Zgodnie z zapowiedziami CyberConnect2, „Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm 4” ma być ich pożegnaniem z serią opowiadającą o przygodach jasnowłosego Shinobi i spółki. Zasiadając do gry, obawiałem się, że stosowana od lat formuła okaże się przestarzała, psując dobrze ocenianą serię na chwilę przed finałem. Już pierwsza, wypełniona potężnymi atakami oraz dynamiczną akcją walka rozwiała wszelkie wątpliwości. „Naruto Shippuden: Ultimate Ninja Storm 4” (dla uproszczenia zwana dalej „Ninja Storm 4”) opowiada historię składającą się na ostatni rozdział historii o chłopcu, który chciał zostać Hokage. W grze śledzimy Czwartą Wojnę Shinobi, czyli wydarzenia rozgrywające się od okolic sześćdziesiątego drugiego tomu mangi. Tryb fabularny zapewnia rozrywkę na około dziesięć godzin i obfituje w dużą ilość animowanych wstawek. Ich zadaniem jest wprowadzenie nawet kompletnie nieobeznanego z fabułą serii gracza, i choć czasami można trafić na dłużyzny, to całość wypada przyje...

Dark Souls 3 [zapowiedź], czyli jak bardzo chcę już zacząć umierać

From Software wypuszczając „Dark Souls 2” praktycznie zmonopolizowało rynek wymagających wysokobudżetowych produkcji. Po ogromnym sukcesie „Bloodborne”, przyszła pora na kontynuację hitu z 2014 roku. Czy „Dark Souls 3” jest w stanie zaskoczyć czymś graczy, którzy spędzili już setki godzin w poprzednich produkcjach japońskiego studia? Sytuacja From Software przypomina mi nieco tę będącą udziałem studiów zajmujących się grami muzycznymi. Kilka lat temu Harmonix wykreowało modę na gry z kontrolerem-gitarą i najpierw za sprawą serii „Guitar Hero” (przejął ją Neversoft), a potem „Rock Band” dosłownie zalało półki sklepowe falą podobnych tytułów. Gracze szybko poczuli się znużeni i cały segment rynku upadł. Biorąc pod uwagę to, jak wielu dodatków i wydań doczekało się „Dark Souls 2” (a także serię „Bloodborne”) From Software musiało zdać sobie sprawę, że czeka je nie lada wyzwanie – muszą stworzyć grę, która jednocześnie zadowoli fanów poprzednich produkcji, jak i zagwarantuje i...

The Following [recenzja] - czyli jak jeździłem kombajnem do zbierania zombie po wioskach

Jacek Dukaj wspominał w wywiadach , że zazwyczaj nie planuje pisać tak obszernych tekstów, one po prostu puchną w trakcie pracy. Widocznie taka musi być specyfika polskiego powietrza, ponieważ rodzimi twórcy gier w ostatnim czasie wzięli przykład z wybitnego pisarza. Najpierw CD Projekt RED wydał znakomity i wielowątkowy dodatek do trzeciego „Wiedźmina”, a teraz Techlandowi „The Following”, dodatek do zeszłorocznego hitu „Dying Light”, jakoś tak spuchł. I to na tyle, że Electronic Arts wypuściłoby go zapewne jako pełnoprawny tytuł! Początkowo zaplanowane jako DLC wchodzące w skład przepustki sezonowej, „The Following” rozrosło się do rozmiarów pełnoprawnego staroszkolnego dodatku. Pamiętacie je jeszcze? Zanim dopadła nas plaga DLC ze zbroją dla konia i tytułów będących jedynie bazą do sprzedaży zawartości wyciętej z pierwotnej gry, to właśnie w ten sposób rozumiano dodatki. Jako produkt wzbogacający właściwą rozgrywkę, pozwalający nam na przeżycie nowych, wielogodzinnych pr...

Star Wars: Battlefront [recenzja]

Rok 2015 zdecydowanie należy do Gwiezdnych Wojen. Odkąd zaczęły się pojawiać kolejne produkty sygnowane tą marką i im bliżej do premiery filmu, w tym większym stopniu budzi się we mnie dzieciak, który kiedyś poświęcał temu uniwersum cały wolny czas. Przedostatnim punktem gigantycznej fali entuzjazmu miał się dla mnie stać Star Wars: Battlefront – gra, dla której postanowiłem złamać tegoroczne postanowienie niekupowania gier przed ukazaniem się recenzji. Potem jednak przyszła otwarta beta i mój entuzjazm bardzo szybko zmienił się w podejrzliwość. Czy to na pewno są te droidy, których szukamy? Star Wars: Battlefront jest sieciowym FPSem, który pozwala nam wcielić się w jednego z anonimowych żołnierzy na polu bitwy, raz po stronie Imperium, raz Rebelii. Od czasu do czasu mamy też możliwość zagrania jako jeden z bohaterów – Luke, Han i Leia po stronie dobra oraz Imperator, Darth Vader i Bobba Fett dla zwolenników nieco bardziej bezpośrednich rozwiązań. Do naszej dyspozycji od...

"Valiant Hearts: The Great War" okopy bez kilofa

Kiedy pisałem recenzję „This War of Mine” nie podejrzewałem, że tak szybko trafię na tytuł, który ponownie skłoni mnie do refleksji nad okropnością wojny. W „Valiant Hearts” miałem zamiar zagrać od czasu premiery, ale uczyniłem to dopiero po tym, jak gra ukazała się w usłudze Playstation Plus. Żałuję, że nie sięgnąłem po portfel w dniu premiery. Przy całej niechęci do praktyk Ubisoftu, dzieło jednego z oddziałów tej firmy, Ubisoft Montpellier pokazuje, że można stworzyć świetny tytuł bez nakręcania marketingowej machiny, mikrotransakcji czy tuzina DLC. Granie w „Valiant Hearts: The Great War” było jak powiew świeżego powietrza w ostatnio dość zatęchłej piwnicy. W trakcie gry poznajemy czwórkę bohaterów, których poczynaniami będzie nam dane pokierować na przestrzeni czterech rozdziałów (z których każdy został podzielony na kilka podrozdziałów). Są to: Karl, Niemiec wysiedlony z terytorium Francji po wybuchu wojny, który zostaje wcielony do niemieckiej armii, Emile, teść p...

Śródziemie: Cień Mordoru aka kilofem w Oko [recenzja]

©  http://gearnuke.com/ „ Śródziemie: Cień Mordoru” został słusznie okrzyknięty największym zaskoczeniem ostatnich miesięcy. Już dawno żaden tytuł nie sprawił mi tak miłej niespodzianki – tych niemiłych było wszak aż nadto. Spędziłem grubo ponad dwadzieścia godzin na zwiedzaniu lokacji, wypełnianiu misji oraz wyzwań i zbieraniu rozmaitych znajdziek. Cava: Uwielbiam klimaty Śródziemia i chętnie wracam do osadzonych tam książek i filmów, ale mam pecha w kwestii gier. Owszem, było kilka niezłych strategii, a MMORPG dawał radę, ale jeśli najlepiej bawię się przy tytułach, gdzie bohaterami są klocki LEGO, to coś jest nie tak. Może dlatego byłem sceptycznie nastawiony do Cienia Mordoru? Wszystko zmieniło się, gdy odkryłem, że mechanika gry to właściwie mariaż Assassin’s Creed i Batmana z serii Arkham. Rozbudzone zainteresowanie nie zmieniło się w hype, postanowiłem zaczekać. Im mniej czasu pozostawało do premiery, tym więcej materiałów z gry spływało do sieci, a ja utwierdzałem...

Batman: Arkham Origins Blackgate, czyli kilofem w więzenie [recenzja]

Pomimo wielu negatywnych opinii „Batman: Arkham Origins” mnie nie rozczarował. Owszem, był wtórny w stosunku do „Arkham City”, ale ciekawa fabuła do spółki z nowymi wyzwaniami Riddlera zapewniła mi kilkanaście przyjemnie spędzonych godzin. Jak sprawa wygląda w przypadku „Batman: Arkham Origins Blackgate”, przenoszącym Gacka na Playstation Vitę i Nintendo 3DS? Fabuła w tym przypadku wygląda na dodaną w ostatniej chwili, bo tak wypada, choć autorzy uraczyli nas kilkoma smaczkami (z czego największym jest Suicide Squad). Gracz przejmuje kontrolę nad Batmanem w miejscu, gdzie akcja zwykle się kończy. Oto Mroczny Rycerz jest o krok od złapania Catwoman. Po krótkim pościgu oraz starciu (pełnią one role samouczków) przenosimy się kilka dni w przyszłość. Oto w więzieniu Blackgate mimowolni rezydenci postanowili się zbuntować. Policja, jak to zwykle bywa, jest bezsilna, więc rozwiązanie problemu spada na Nietoperza. Sytuacja, z którą ta postać boryka się dość często. Więzienie Blackg...

Destiny [recenzja]

500 milionów dolarów budżetu, legendarne studio za sterami, wydawca który wprawił w ruch gigantyczną machinę medialną, ogromny hype i dorównujące mu oczekiwania. Destiny. Czy warto było czekać? Po ponad dwóch tygodniach grania stwierdzamy, że nie. Dobra, teraz pora podeprzeć swoje zdanie kilkoma argumentami. el Browarre: Może zacznę od oczekiwań jakie miałem wobec gry. Te wbrew pozorom nie były aż tak wielkie jak u wielu innych graczy. W trakcie grania w betę bawiłem się naprawdę dobrze i wydawało mi się, że dała mi wiarygodny obraz gry. Pokazany nam wycinek historii nie był może specjalnie rozbudowany pod względem fabularnym, ale liczyłem na to, że Bungie czeka z odpaleniem fajerwerków na dalsze etapy rozgrywki. Kilka map trybu PvP, które nam udostępniono, prezentowało się wyśmienicie i tym sposobem 2/3 czasu jaki spędziłem przy becie poświęciłem na potyczki pomiędzy graczami. Cava: W moim przypadku wyglądało to nieco inaczej. Nie przepadam za PvP, a już szczególnie w ob...

Wolfenstein: The New Order, czyli kilofem w Trupią Główkę [recenzja]

Gatunek FPS zmieniał się przez lata. Od „Wolfensteina 3D”, przez „Quake’a”, “Counter-Strike’a” aż po “Call of Duty” oraz “Battlefield”. Kierunek zmian nie przypadł mi do gustu, o czym zaraz napiszę więcej, więc rzadko sięgałem po tytuły z tej kategorii. Wyjątkami były dwie części „Call of Duty: Modern Warfare”, serie Halo i Killzone. „Wolfenstein: The New Order” przypomniał mi dlaczego od lat unikałem „strzelanek”.  Kto jeszcze pamięta czasy, gdy zdrowie nie odnawiało się samo z siebie, a apteczek szukano z nadzieją? Gdy nie trzeba było gnać na złamanie karku, byle tylko dotrzeć do kolejnego punktu kontrolnego i nie utonąć pod falami respawnujących się przeciwników, a gracz mógł swobodnie szwendać się po mapie? Wasz skromny recenzent pamięta. „Wolfenstein: The New Order” przypomniał mi tamte czasy. Gracz w osobie Williama B.J. Blazkowicza ma za zadanie powstrzymać machinę wojenną Trzeciej Rzeszy. Wkraczamy do akcji, gdy siły aliantów przeprowadzają desperacki ata...