Gdybym uczęszczał na spotkania do grupy terapeutycznej „nałogowi gracze”, przedstawiłbym się w ten sposób: „Cześć, nazywam się Michał i jestem uzależniony od jeszcze jednej tury”. Indagowany o konkretne tytuły, wymieniłbym dwa – dowolną część (z wyjątkiem IV i VII) z serii „Heroes of Might and Magic” oraz wydany w 2012 roku „XCOM: Enemy Unknown”. Studio Firaxis stanęło przed niezwykle trudnym zadaniem, na którym poległo już wielu twórców – musieli przygotować sequel wysoko ocenianej produkcji; dodać elementy urozmaicające rozgrywkę, ale także sprawić, aby gracz nie otrzymał odgrzewanego kotleta. Po ponad czterdziestu godzinach spędzonych na ratowaniu świata muszę stwierdzić, że jest to jedna z najlepszych kontynuacji z jakimi miałem do czynienia! Przeglądając statystyki, spece z Firaxis zauważyli, że większości graczy nie udało się ukończyć finałowej misji z „Enemy Unknown” za pierwszym razem. Doszli więc do wniosku, że szykując fabułę sequela powinni ją oprzeć właśnie ...
Pomiędzy hejtem a fanbojstwem!