Każdy postrzega koniec świata inaczej
Maureen F. McHugh, Po apokalipsietytuł oryginału: After the Apocalypse
przekład: Radosław Madejski
wydawnictwo: Replika
data wydania: 4 lutego 2014 r.
liczba stron: 220
ISBN: 978-83-7674-115-4
okładka: miękka ze skrzydełkami
Bardzo cenię sobie zbiory opowiadań. Na bibliotecznych czy księgarnianych półkach można znaleźć antologie zawierające prace zarówno kilku pisarzy, jak i tylko jednego. W pierwszym przypadku otrzymuje się sposobność zapoznania ze stylem grupy różnych autorów i ich spojrzeniem na dany temat. Natomiast gdy ma się do czynienia z historiami jednego twórcy – jak teraz, w recenzowanej książce – czytelnik dostaje możliwość wglądu w całościowy warsztat powieściopisarza, poznaje jego mocne i słabe strony. Głównie z tego właśnie powodu – sposobności przyjrzenia się pracy mistrza pióra z szerszej perspektywy – lubię od czasu do czasu sięgnąć po antologie. W dodatku kilkukrotnie właśnie od lektury zbiorów opowiadań zaczął się mój „romans” z danym pisarzem (choćby z Sapkowskim, Piekarą czy Ziemiańskim). A jak to było w przypadku antologii autorstwa pani Maureen F. McHugh? Czy to początek nowej literackiej przyjaźni?
Po apokalipsie to antologia dziewięciu opowiadań, które łączy ze sobą jedno – główny motyw przewijający się przez wszystkie historie. Jak można się domyśleć po przeczytaniu tytułu, jest nim apokalipsa. W historiach McHugh ma ona zasięg zarówno lokalny, jak i globalny. Trzeba przyznać, że autorka w ciekawy sposób podeszła do wybranej przez siebie tematyki, pokazując jej różnorodność. Kataklizmy naturalne, bomby atomowe, zombie, śmiercionośne wirusy – to wszystko może stać się przyczyną zagłady cywilizacji. I choć sposobów na unicestwienie ludzkości pojawia się wiele to, przynajmniej w mojej ocenie, praktycznie nie czuć bijącej grozy towarzyszącej tego typu zagrożeniom, są one pozbawione atmosfery lęku, emocji, które przecież powinny się odzwierciedlać na stronach powieści, gdy mowa o wszelkiego rodzaju katastrofach.
Jakość historii znajdujących się w zbiorze jest bardzo nierówna: w porównaniu z kilkoma, dokładnie trzema, dobrymi opowiadaniami reszta okazuje się co najwyżej przeciętna. Do dzieł godnych uwagi należy chociażby „Naturalista”, w którym kryminaliści nie odbywają wyroków w więzieniach, tylko są transportowani do zamkniętych rezerwatów zombie, gdzie walczą o swoje przetrwanie. Jeden z internowanych zaczyna bliżej interesować się naturą nieumarłych: czym są i czy można nawiązać z nimi jakiś bliższy kontakt. Nie spotkałam się wcześniej z takim sposobem przedstawienia żywych trupów w literaturze. Z reguły poszukiwano jak najskuteczniejszego sposobu na eksterminację tych istot, nie metody na kontaktowanie się z nimi. W tej historii McHugh postawiła na alternatywne przedstawienie motywu zombie i wyszło jej to na plus. Ze względu na pomysł jest to, według mnie, jedno z lepszych i ciekawszych opowiadań w zbiorze.
Na uwagę zasługuje również tytułowe „Po apokalipsie”, którego fabuła koncentruje się na podróży przez terytorium Stanów Zjednoczonych matki i jej nastoletniej córki. W wyniku zamachów terrorystycznych z wykorzystaniem broni atomowej zostały one zmuszone, tak jak tysiące innych rodzin, do porzucenia swojego domu i poszukiwania nowego miejsca do życia. Uciekając przed skażeniem i promieniowaniem, dowiedziały się o bezpiecznych strefach znajdujących się gdzieś w Kanadzie i to właśnie tam się kierują. Choć w trakcie czytania wydawało mi się, że pomysł na fabułę jest mi już skądś znany, to z zaciekawieniem śledziłam losy obu bohaterek. Chęć przetrwania doskonałe łączy się z egoistyczną naturą ludzką, zmuszając do podejmowania drastycznych decyzji.
Ostatnim opowiadaniem, które zwróciło moją uwagę, było „Królestwo ślepców”, traktujące o świadomej maszynie, wróć, świadomym programie komputerowym. Pewnego dnia, z niewiadomych przyczyn, zaczyna on postępować według własnego widzimisię. Mimo iż czuwa nad nim zespół informatyków, to software samoistnie zmienia napisane komendy bądź nie stosuje się do nich. Powoduje to konsternację w gronie komputerowców, którzy usilnie próbują rozwiązać problem, tym bardziej że „usterki” powodowane przez program, są związane z siecią energetyczną kilku szpitali. Przyznam, że w tej historii na pierwszy rzut oka trudno dostrzec ślad jakiejkolwiek apokalipsy, przez co niezbyt pasuje ona tematyką do całego zbioru, lecz nie należy jej z tego powodu przekreślać. Choć całkiem sporo w niej terminologii komputerowej, według mnie niezbyt pasjonującej, to pomysł świadomego programu informatycznego, który swoim działaniem może stać się zaczątkiem mniejszej lub większej katastrofy, jest całkiem ciekawy i zastanawiający.
Jak wspominałam wcześniej, zbiór autorstwa McHugh zawiera również słabsze opowiadania, wśród nich najgorsze to „Wyprawa do Francji”. Traktuje ono o nagłym pragnieniu Amerykanów do podróży na Stary Kontynent, do kraju bagietek i beretów. Większość udaje się tam dzięki liniom lotniczym, lecz nie wszyscy, okazuje się, że istnieją ludzie, którzy potrafią latać. Nie wiadomo, co spowodowało wspomnianą „epidemię”, ba, nie zostało nawet powiedziane, czy jakiś kataklizm dotknął terytorium USA, i czy to on był powodem nagłej migracji ludności. Opowiadanie nic sobą nie reprezentuje, brak w nim głębszej treści. Pociesza jedynie fakt, że zajmuje raptem osiem stron, więc jego lektura jest szybka i łatwo można o nim zapomnieć.
Podobnie sprawa ma się z „Bezużytecznymi rzeczami”. Głównym bohaterem, a raczej bohaterką, historii jest żyjąca samotnie kobieta, utrzymująca się z produkcji lalek przypominających noworodki. Element apokalipsy stanowią niezwykle długie susze. Opowiadanie to jest najmniej fantastyczne ze wszystkich, świat w nim przedstawiony przypomina krajobraz po kryzysie ekonomicznym. Mimo ciekawego początku, „Bezużyteczne rzeczy” wydają mi się mocno niedopracowane, brak w nim puenty, z jego treści nic nie wynika. McHugh porusza w nim kilka wątków, lecz żadnego tak na dobrą sprawę nie kończy. Po lekturze tej historii zastanawiałam się, czy nie przeczytać jej jeszcze raz, bo może coś mi umknęło, może nie doczytałam jakiegoś jednego istotnego zdania?
Zastanawiam się, co sprawiło, że zbiór Po apokalipsie został uhonorowany aż trzema istotnymi nagrodami literackimi: Tiptree, Hugo i Locusem. Historie przedstawione w antologii, oprócz kilku wyjątków, nie wciągają czytelnika, nie pozostają długo w pamięci. Niektóre z nich wydają się wręcz nieprzemyślane i niedokończone. Przyznam jednak, że opowiadania zostały napisane przystępnym językiem, czyta się je dość szybko, również z tego powodu, iż nie są zbyt długie, wyjątek stanowi jedynie „Specjalna ekonomia”.
Podsumowując, Po apokalipsie to przeciętny zbiór opowiadań. O ile ich tematyka jest dzisiejszymi czasy jak najbardziej aktualna, tak o wiele gorzej wyszło autorce jej przedstawienie. Jakość historii nie trzyma jednego poziomu, obok kilku interesujących pomysłów pojawia się sporo gorszych, niedopracowanych lub też nie do końca przemyślanych. Zainteresowania bywają różne, zapewne części z odbiorców spodobają się zupełnie inne historie niż te, które wymieniłam w recenzji. A może komuś przypadną do gustu wszystkie? Taki urok antologii, z reguły każdy znajdzie w nich coś dla siebie.
Dziękuję!
Chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że spodobały nam się inne opowiadania :) wprawdzie "Naturalista" i "Po apokalipsie" także uważam za dobre, ale przez "Królestwo ślepców" ledwo przebrnęłam... Za to podobały mi się "Bezużyteczne rzeczy" :)
OdpowiedzUsuńJa właśnie nie potrafiłam odnaleźć sensu "Bezużytecznych rzeczy" ;) Z ciekawych opowiadań mogłabym w sumie jeszcze wymienić "Miesiąc miodowy" :)
UsuńSłyszałam, że przeciętne... Lubię apokaliptyczne wizje i żałuję, że nie postarano się jakoś bardziej przy doborze opowiadań. W sumie książeczka nie jest zbyt gruba, bo gdyby była gruba, to można by przymknąć oko, że niektóre teksty nie dorównują reszcie. Szkoda wielka...
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, to cieszę się, że nie była grubsza, bo mogłoby się znaleźć w niej więcej opowiadań z grupy tych nieszczególnych i wtedy dopiero byłoby mordęgą czytani tej antologii.
UsuńA spodziewałem się czegoś ciekawszego...
OdpowiedzUsuńUwierz mi, ja też... Ale niestety się zawiodłam...
UsuńPrzeciętne opowiadania to nie coś, czego szukam :)
OdpowiedzUsuńJa również, ale całe szczęście można znaleźć inne, dobre zbiory opowiadań, może akurat niekoniecznie dotyczące apokalipsy, ale to już raczej pomniejsza kwestia :)
UsuńMam słabość do historii o apokalipsie i czasach tuż po niej, więc na pewno sięgnę po ten zbiór, mimo iż oceniłaś go jako przeciętny ;)
OdpowiedzUsuńTeż mam do nich słabość, do tematyki postapokaliptycznej. Ale kto wie, może akurat Tobie opowiadania te spodobają się w całości? :)
UsuńMam nadzieję, że ja będę zachwycona nimi :D
UsuńW takim razie będę czekać na Twoją recenzję ;)
UsuńA ja po opowiadania rzadko sięgam jednak...
OdpowiedzUsuńPo prostu wolisz dłuższe, rozbudowane historie. Nie jesteś krótkodystansowcem, jak mi to się zdarza ;)
UsuńMam podobne odczucia po tej antologii, ale jednak nie mogę odmówić autorce kreatywności, dlatego nie dziwą mnie przyznane jej narody.
OdpowiedzUsuńTak, kreatywnością się wykazała, jeśli weźmie się pod uwagę szerokie spektrum apokalips, jakie opisała. Ale nie wiem czy to akurat byłoby dobrym powodem do przyznania jej tych nagród.
UsuńOpowiadania o apokalipsie to zdecydowanie nie moje klimaty. Tym bardziej się cieszę, że przeciętny, bo nic nie stracę ;)
OdpowiedzUsuńZgadza się, nic nie stracisz :)
UsuńTak z ciekawości: najciekawszy zbiór opowiadań (niefantastycznych), Twoim zdaniem, to...?
OdpowiedzUsuńHmm... jeśli pod gatunek fantastyki nie podepniemy horroru, to zdecydowanie "Opowiadania" Poego.
UsuńKsiążkę mam już za sobą od dawna - nic specjalnego. Więcej rozczarowania niż zachwytu, niestety ;)
OdpowiedzUsuń