Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pieniądze. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pieniądze. Pokaż wszystkie posty

piątek, 10 lipca 2015

Siostra mojej siostry – Izabella Frączyk



Hanka idzie przez życie z  głową uniesioną wysoko – ma świadomość, że raz jest dobrze, a raz źle, przy czym niepowodzenia wcale jej nie demotywują. Odniosłam wręcz przeciwne wrażenie – jeśli coś idzie nie tak, bohaterka jeszcze chętniej brnie do przodu, nie roztrząsając porażek czy przykrych doświadczeń. Kobieta mieszka w Bieszczadach, w  starej chatce nieopodal zalewu. Żyje skromnie, bo jej zarobki nie są wysokie: można wręcz powiedzieć, że ledwo wystarcza jej na życie, bowiem jej praca nie przynosi wielkich zarobków. 

Jej życie odmienia się, gdy odwiedza ją znana celebrytka, podająca się za jej przyrodnią siostrę. Kobieta niedawno przeżyła telewizyjną wpadkę, teraz więc, za namową menadżerki, stara się oczyścić swoje dobre imię. W  tym celu postanawia wykorzystać nigdy niewidzianą i niczego nieświadomą siostrę – zabiera ją do Warszawy, proponuje pracę w  charakterze jej sprzątaczki, udziela pożyczki na odremontowanie zniszczonego przez wichurę dachu. Wszystko to, by znów o niej mówiono i to mówiono dobrze: miała być wybawicielką siostry nędzarki, stawiającą dobro cudze nad własne.

Jak się jednak okazuje Hanka nie jest typową prowincjonalną dziewczyną. Doskonale odnajduje się w stolicy, raz po raz pnąc się po szczeblach kariery i poznając kolejnych mężczyzn, którym zawraca w  głowie. Jak potoczą się losy sióstr? Nie zdradzę, choć będzie mocno przewidywalnie.

Choć książkę czytało mi się dobrze i lekko, traktuję ją jednak jako poprawne czytadło, pozostające moim największym zawodem ostatnich miesięcy, jeśli chodzi o teksty wydawane przez wydawnictwo Prószyński.
Ogólne wrażenia z  lektury są bardzo dobre, jedynie czytanie jej pomiędzy kolejnymi powieściami klubowymi Kobiety to czytają! stawia ją w  zupełnie innym świetle i każe spojrzeć na nią bardziej krytycznie: nie ze względu na jej wady, lecz przez uwagę na przyzwyczajenie mnie przez wydawnictwo do tekstów bardzo wyrazistych. Nie jest jednak winą książki fakt tego między jakimi kolejnymi lekturami po nią sięgnęłam.

Jeśli zatem lubicie podobną tematykę, podobną lekkość, podobny sposób narracji – sięgajcie śmiało, bo to lektura dla kobiet doskonała. Taka, której zakończenie wywoła uśmiech na twarzy, sprowokuje do większego optymizmu, ucieszy i pocieszy. Zderzają się w  niej dwie rzeczywistości – ubogie Bieszczady i nieprzyzwoicie bogata stolica: z  celebryckim blichtrem, skandalami, wpadkami, zdobywaniem posad po trupach, sprzedawaniem siebie, by zostać zauważonym i nie spaść z piedestału.
To typowe relaksujące czytadło, dobre na plażę, dobre na hamak, jednak nijak niepasujące do serii.




poniedziałek, 22 grudnia 2014

Brudny szmal – Dennis Lehane


Tytuł: Brudny szmal
Autor: Dennis Lehane
Wydawnictwo: Prószyński
ISBN: 978-83-7961-068-6
Cena: 29,90 zł
Ilość stron: 200


Dennis Lehane – jeden z najdoskonalszych współczesnych twórców literatury sensacyjnej, od kilku lat słusznie w Polsce promowany, jeszcze słuszniej wznawiany. Specjalista od brudu, szmalu, plugastwa,  narkotyków, zła i tego, co w ludzkiej naturze mroczne, ale też niejednolite – widzi dobro, tam gdzie nie ma na nie miejsca, wtłacza ludzkie historie tam, gdzie wydaje się, że nie powinni być widać człowieczeństwa. To ten, który lubuje się w opisach mrocznych zaułków, Bostonu z całą jego przestępczością i tym, co na światło dzienne raczej nie wychodzi. Dla mnie – mistrz.

Nie każdemu jednak autorowi pisanie krótszych niż dotychczas form wychodzi na dobre. Lehane’owi nie wyszło. Wraz ze zmniejszeniem objętości książki, obserwuję u niego spadek wartości tejże.
Jest chłodno, skrótowo, bo o tytułowym szmalu: nieznanej proweniencji, a co za tym idzie: tajemniczym. Jest jak zwykle u autora, mocno melancholijnie, mroczno, pochmurnie (ten rys stał się cechą rozpoznawczą jego twórczości), jednak jak dla mnie… zbyt obcesowo, zbyt minimalistycznie.

Rzecz dzieje się w barze. Barman, Bob Saganowski, wikła się w proceder przestępczy, z którego nie do końca wie, jak się wyplątać. Postać niejednoznaczna, bo imająca się zła, by zapewnić dobro, a jednocześnie momentami tak naiwna, że aż irytująca. Jego próby wyplątania się z afery i wyjścia z niej bez szwanku dla siebie i najbliższych są chwilami tak pożałowania godne, że człowiek zaczyna się zastanawiać, gdzie ów mężczyzna był, gdy chociażby puszczano klasyki kina sensacyjnego. A jednak… zaskakuje. I to u Lehane’a cenią – tę niepospolitość, tę nagłą zmianę kierunku i  podejście from zero to hero.
Mimo tych zalet, mam wrażenie, że (co zostało już powiedziane) autor sam sobie podciął skrzydła, ograniczając się do tak krótkiej formy. Wydaje mi się, że chcąc pójść za trendem minimalizmu, zachłysnął się pomysłem i zapomniał tchnąć w swoją opowieść pierwiastka wyjątkowości, tego nieuchwytnego „czegoś”, co sprawia, że książka robi na nas piorunujące wrażenie. Ta jest ledwie poprawna i sprawnie napisana – bez polotu.


Lehane oszczędny w stylu, męski, lakoniczny. Zdecydowanie nie tak dobry jak w poprzednich książkach, polecam zatem, by Ci, którzy jego pisarstwa jeszcze nie znają, zaczęli od innych powieści, by nie skreślić autora, który po lekturze tej jednej może wydać się… miałki, odtwórczy, bez pomysłu na siebie, choć – mam wrażenie – jest w dużej mierze konsekwentny, lecz widać to dopiero przekrojowo, dla tych, którzy znają wszystkie lub chociaż większość jego tekstów. Sądzę jednak, i o ile wiem, nie jestem w tej opinii odosobniona, że najlepszy Lehane, to Lehane z serii o Angie i Patricku i – taką refleksję czynię po ostatnich wydawanych w Polsce publikacjach – ten Lehane powoli się kończy… Oby jeszcze nas zaskoczył, wracając w starym, dobrym stylu.
Wierną fanką pozostaję i jak każdy wierny fan – czekam z utęsknieniem na kolejny tekst, z przymrużeniem oka patrząc na tę wpadkę.

Recenzje innych książek Dennisa Lehane'a:

http://shczooreczek.blogspot.com/2011/04/mila-ksiezycowego-swiata-dennis-lehane.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2013/04/nocne-zycie-dennis-lehane.html


czwartek, 13 listopada 2014

Czerwone liście – Paullina Simons


Tytuł: Czerwone liście
Autor: Paullina Simons
Wydawnictwo: Świat Książki
ISBN: 9788379434305
Ilość stron: 400


Kristina, Connie, Jim i Albert to czwórka przyjaciół, wspólnie zamieszkująca uniwersytecki kampus w Nowej Anglii. Mimo że od początku studiów są właściwie nierozłączni, tak naprawdę nic o sobie nie wiedzą. Oficjalnie Jim spotka się z Cristiną, a Albert z Connie, jednak tajemnicą poliszynela jest, że ten układ jest jedynie prowizoryczny – tak naprawdę ów miłosny kwadrat przyjmuje zupełnie inne konfiguracje, zasłaniając się jedynie grą pozorów.
Przyjaciele na przekór podejrzeniom i podwójnemu życiu, udają przed sobą, że wszystko jest w porządku i sprawiają wrażenie otaczających się troską i serdecznością młodych ludzi, od zawsze wspólnie spędzających czas i doskonale się znających oraz rozumiejących. Nic bardziej mylnego.

Kristina Kim była niezwykle piękną, radosną, młodą kobietą stojącą u progu dorosłości.
Wydawać by się mogło, że ma wszystko i swoją pełnią próbuje obdarować wszystkich wokół: dziewczyna była gwiazdą studenckiej drużyny koszykówki, opoką i pomocą dla nastolatek spodziewających się dziecka w domu Czerwone Liście, miała stałego partnera, przyjaciół i – jak myślano – ustabilizowane życie.
Tak naprawdę jednak, w głębi serca bohaterka zmagała się z demonami przeszłości, które niestrudzenie za nią kroczyły, nie dając jej nawet chwili wytchnienia.
Na kilka dni przed swoimi dwudziestymi pierwszymi urodzinami, dziewczyna spotyka na swej drodze detektywa Spencera Patricka O’Malleya, z którym decyduje się umówić – jest bowiem osobą, przy której wreszcie, po latach gier i udręki poczuła się swobodnie.
Do spotkania jednak nigdy nie doszło.
Krótko po Święcie Dziękczynienia, Kristina zostaje znaleziona martwa pod zaspą śniegu na terenie kampusu, a nikt z jej przyjaciół nie jest tym zdziwiony. Jej śmierć była największym szokiem właśnie dla detektywa, który niemalże parę chwil wcześniej rozmawiał z tą piękną i pogodną dziewczyną.

Detektyw Spencer bardzo szybko dowiaduje się, że żadne z trójki jej (ponoć prawdziwych) przyjaciół nie dość, że nie zgłosiło jej zaginięcia mimo kilkudniowej nieobecności, to jeszcze w ogóle nie zainteresowało się tym, gdzie dziewczyna się znajduje przez te wszystkie dni bez kontaktu ani tym, w jaki sposób zginęła.
Żadne z nich nie chce współpracować podczas przesłuchań – wypowiadają się półsłówkami, zaciemniają prawdę o swoich relacjach, reagują bez emocji na niemalże każde pytanie dochodzeniowa.
Podczas śledztwa wychodzi jednak na jaw wiele sekretów, rządzących życiem czwórki przyjaciół – tajemnic tak głęboko ukrytych, że sami zainteresowani przestali się już nad nimi zastanawiać.
Jedno jest pewne: ich relacja w każdym, nawet najdrobniejszym szczególe była okraszona kłamstwem.

Paullina Simons popełniła tę książkę na długo przez sagą o losach Tatiany i Aleksandra, będącą źródłem jej międzynarodowej popularności. Wykreowała obraz pełen napięć, niewiadomych, sekretów z przeszłości, enigmatycznego zachowania głównych bohaterów, w którym każdy nowy, z trudem wykryty ślad prowadził do kolejnych postaci, który miast rozjaśniać sytuację i prowadzić śledztwo ku jasnym rozwiązaniom, jedynie przysłaniał prawdę, komplikował to, co i tak było wystarczająco zamotane.

Mimo widocznej pracy włożonej w pisanie Simons, stawiająca pierwsze kroki w powieściach sensacyjno-kryminalnych, nie wypada tak dobrze, jak przy swoich pozostałych powieściach.
Podczas lektury ciągle towarzyszyły mi mieszane uczucia czytelnicze – z jednej strony doceniam sposób zarysowania opisywanej rzeczywistości, z drugiej wiele w tekście tym przestojów i nużących fragmentów, w żaden sposób nie wpływających na podkreślenie jakości ksiązki jako sensacji, lecz jedynie usypiających – nie czujność, lecz odbiorcę. Przydługi wstęp także robi swoje – zanim autorka przeszła do meritum, nakreśliła sytuację pierwszego spotkania detektywa z Kristiną – wówczas jeszcze pełną życia – mającą (jak się domyślam) spotęgować późniejszy szok prowadzącego śledztwo. A jednak coś nie zagrało, proporcje zostały zaburzone i rzutowało to na całość książki.

Fanom Simons polecam, bo lektura tej powieści będzie dla nich wejrzeniem w pierwsze pisarskie kroki stawiane przez autorkę. Tym jednak, którzy żądni są naprawdę mocnych wrażeń radzę zmienić oczekiwania w stosunku do tej publikacji i dopiero później zajrzeć jej pod okładkę. Tylko wówczas unikniecie rozczarowania.
Jak dla mnie - najsłabsza z powieści autorki. Co nie zmienia faktu, że i tak ją uwielbiam:)

____________________________
Recenzje innych książek Simons:


http://shczooreczek.blogspot.com/2013/08/jezdziec-miedziany-paullina-simons.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2014/07/dzieci-wolnosci-paullina-simons.html?q=simonshttp://shczooreczek.blogspot.com/2013/06/piesn-o-poranku-paullina-simons.htmlhttp://shczooreczek.blogspot.com/2013/11/jedenascie-godzin-paullina-simons.html?q=simons


Relacja ze spotkania autorskiego:

http://shczooreczek.blogspot.com/2013/05/paullina-simons-w-katowicach.html




wtorek, 7 października 2014

Mała księżniczka- Frances Hodgson Burnett


Tytuł: Mała księżniczka
Autor: Frances Hodgson Burnett
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788323770633
Ilość stron: 291

Mała księżniczka, to moja ulubiona książka czasów dzieciństwa i wczesnego dorastania. Ja i Sara –  główna bohaterka –  spędziłyśmy ze sobą długie godziny, puszczając wodze fantazji i wzajemnie podnosząc się na duchu. Od tamtej pory żadna inna powieść nie miała tak silnego wpływu na moje postrzeganie rzeczywistości i przeżywanie codzienności. Nie będzie przesadą jeśli powiem, że to Francis Hodgson Burnett ukształtowała moją wyobraźnię i nadała jej ostateczny kształt, pokazując jak ogromną moc mają marzenia i czarowanie nieraz trudnej rzeczywistości, czyniąc ją lżejszą i piękniejszą.
Moje stare wydanie tej ksiązki jest zaczytane i pewnie gdyby nie twarda oprawa, dawno temu nie byłoby czego po niej zbierać – tak często ją wertowałam, tak wiele razy zaglądałam jej pod okładkę, by albo czytać od nowa, albo wyłuskiwać najważniejsze dla mnie momenty.
Wydawnictwo Egmont, wypuszczając na rynek wznowienie tej powieści, uczyniło mnie podwójnie szczęśliwą – spełniło moje marzenie, umożliwiając kolejny raz powrót do moich najbarwniejszych czasów czytelniczych, a także dając mi szansę na nowe odczytanie tej powieści – tym razem z perspektywy lat i doświadczeń.
Fakt, że wracając do niej znów świat wokół zawirował, a ja znalazłam się w samym centrum wydarzeń, podkreśla jedynie jej uniwersalność i ponadczasowy charakter. To jedna z tych książek, które nie tracą na aktualności i w ogóle się nie starzeją.
Mała księżniczka traktuje o Sarze Brewe – niepoprawnie zamożnej dziewczynce, która z dnia na dzień staje się bezdomną sierotą. Gdy bohaterka trafia do londyńskiego pensjonatu dla dziewczyn, ma wszystko: kochającego ojca, pokaźny majątek, sympatię otocznia, a przy tym wszystkim zachowała skromność i pokorę. Jej największą siłą była życzliwość wobec innych, których zawsze traktowała równo. Swoją postawą szybko zjednała sobie większość koleżanek, jedynie u niektórych stając się obiektem kpin. Sympatią nie darzyła jej także właścicielka pensjonatu, która jedynie z wyrachowania i świadomości wpływów ojca Sary, godziła się na jej w miarę przyzwoite traktowanie.
Wszystko zmieniła jednak nagła śmierć mężczyzny, pozwalająca zarówno pannie Minchin, jak i kilku nieprzyjaznym Sarze dziewczynkom na pokazanie prawdziwego oblicza.
Nic jednak nie było w stanie złamać tej dziewczynki o ogromnym harcie ducha, zdolnej każdą niedogodność życia zastąpić lub obłaskawić tym, co wyobrażone. Mimo dramatycznej zmiany sytuacji życiowej, Sara wciąż pozostawała tą samą pogodną i serdeczną osobą, budzącą we mnie podziw i nieopisany szacunek.
Cudowny język, typowy jedynie dla klasycznych opowieści, pełen wdzięku, niezwykle plastyczny i współgrający z ogólnym przekazem książki, czyni tę publikację na tyle wyjątkową, by wracać do niej nie raz, lecz wielokrotnie. To opowieść chwytająca za serce, która nikogo nie pozostawi obojętnym. Baśń dla dorosłych, w której zwycięża dobro i miłość, stanowiące podstawę piramidy wartości.
Burnett nadała jej wymiar dydaktyczny: mimochodem uczy ona bowiem szacunku do każdego człowieka, bez względu na jego status społeczny czy materialny, pokazuje, że każdy ma równe prawa.
Mała księżniczka to przede wszystkim afirmacja marzeń, podkreślenie ich wartości nie tylko dla uatrakcyjniania sobie codzienności, ale też dla radzenia sobie z przeciwnościami losu.

Wspaniała, niezwykła, zachwycająca. Synonimy mogłabym jedynie mnożyć: tę książkę musicie przeczytać! I basta.

czwartek, 6 marca 2014

Basia i pieniądze, Basia i taniec


Tytuł: Basia i pieniądze
Autor: Zofia Stanecka, Marianna Oklejak
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 978-83-237-5368-1
Ilość stron: 26
Cena: 14,99 zł

Ile razy byliście świadkami, kiedy w sklepie jakieś dziecko żądało płaczem, krzykiem i histerią, by rodzic kupił mu to, czego w tej właśnie chwili oczekuje?
Ile razy słyszeliście jak na nic zdawały się tłumaczenia o tym, że nie ma pieniędzy, że to nie jest potrzebne, że dziecko nie musi tego mieć? Ile razy (zwłaszcza gdy dzieci jest więcej) włączał się tryb „A Tomek ma, czemu mi nie chcesz kupić”?

Takich sytuacji w życiu każdego będzie wiele. Jeśli rodzic odpowiednio wcześnie nie nauczy dziecka podstawowych spraw związanych z pieniędzmi, oszczędzaniem, tworzeniem sztucznych potrzeb, to prędzej czy później stanie się uczestnikiem zawstydzających scen sklepowych, które rzadko kończą się dobrze – najczęściej rodzic niestety ustępuje, chcąc jak najszybciej zakończyć przykrą sytuację, a co za tym idzie: uczy dziecko, że wszystko mu się należy.

W bogato ilustrowanej książeczce Basia i pieniądze główna bohaterka wybiera się wraz z mamą i rodzeństwem do sklepu. Niepozorne wyjście kończy się niemalże katastrofą – każde dziecko rozpoczyna swój prywatny koncert życzeń, nic sobie nie robiąc z niewielkich oszczędności mamy, które miały wystarczyć na podstawowe zakupy, nie zaś mnogość dziecięcych zachcianek. Wspólne zakupy stają się dla kobiety okazją do wyjaśnienia dzieciom czym są gratisy, promocje, jakimi zasadami rządzą się sklepy, co wolno, a czego nie wolno w nich robić. Choć wyprawa ta staje się prawdziwą szkołą przetrwania niewolną od ataków histerii, zarówno mama jak i dzieci wychodzą z niej zwycięsko.
Świetna propozycja dla osób, które pragną nauczyć swoje pociechy jak prawidłowo funkcjonować w świecie kuszącym promocjami. Szczerze polecam.

Po sklepowych przygodach sięgnęłam po Basię i taniec – prawdziwy rarytas dla miłośników ruchu. Gdy mama głównej bohaterki postanawia zapisać się na lekcje tańca, w Basi rodzą się uśpione pragnienia, by zrobić coś podobnego. Jej wybór początkowo pada na taniec brzucha, z czasem jednak ewoluuje. Dzięki dwóm Paniom, dom zmienił się nie do poznania: stał się lekki, taneczny i wiecznie zadowolony. Wiadomo – w zdrowym ciele, zdrowy duch.
Książeczkę tę czyta się z prawdziwą przyjemnością, samemu decydują się na okazyjne pląsy i wygibasy. Jeśli chcecie więc zachęcić swoje pociechy (i siebie) do odrobiny ruchu kojarzonego z przyjemnością – ta propozycja wydawnicza może Wam pomóc w osiągnięciu celu.

Seria książeczek o przygodach Basi, to cykl niezwykle pomocny w wychowywaniu i rozmawianiu o sprawach, do których często nie wiemy jak się zabrać, by mądrze i precyzyjnie zrealizować swoje zamierzenia. Zawiera on teksty, które nie dość, że poszerzają wiedzę dziecka, to jeszcze pomagają mu zrozumieć otaczający go świat, ale też radzić sobie w trudnych sytuacjach (nie tylko jemu, ale i rodzicom).

Kolorowa szata graficzna dopełni efektu, pozwalając dziecku na kojarzenie przyjemnych barw oraz ilustracji z poleceniami i prośbami, które przekazane w inny sposób, mogłyby go zniechęcić do ich realizacji.
Polecam!


Tytuł: Basia i taniec
Autor: Zofia Stanecka, Marianna Oklejak
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 978-83-237-5376-6
Ilość stron: 26
Cena: 14,99 zł



wtorek, 27 sierpnia 2013

Wielki Gatsby – Francis Scott Fitzgerald


Tytuł: Wielki Gatsby
Autor: Francis Scott Fitzgerald
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 9788324020607
Udostępnienie: Sztukater
Ilość stron: 224
Cena: 32,90 zł




Klasyka ma jedną zasadniczą cechę: tytuły przynależące do tej kategorii znają wszyscy, o autorach każdy słyszał, a czytało – niewielu. Skala popularności jest wciąż taka sama, niezmienna od lat, a jedynie odstępstwa od normy pojawiają się, gdy na ekrany kin wchodzi kolejna ekranizacja – zazwyczaj robiona z coraz większą pompą.
Podobny renesans przeszedł Wielki Gatsby, odkryty na nowo dwukrotnie: zarówno za sprawą ekranizacji, jak i nowego tłumaczenia, na które odważył się Jacek Dehnel. Niezwykle dobry warsztatowo, a przy tym „odświeżający” dla historii Gatsby’ego przekład.
Polecam zatopić się w książkę, zanim w naszych głowach jedynym prawomocnym obrazem Jaya stanie się DiCaprio – mnie niestety przy nowym tłumaczeniu już się nie udało. Popowa wizja Gatsby’ego tak silnie oddziałuje, że niestety, nie sposób czytać dziś książki, nie mając przed oczami Leonarda. Powoduje to pewną dysharmonię, bo gdyby nie narzucony przez popkulturę obraz, moja wyobraźnia zupełnie inaczej skonstruowałaby sylwetkę głównego bohatera.
Nie to jest jednak najważniejsze.
Dehnel wykonał kawał dobrej, tłumaczeniowej roboty, oddając w ręce czytelnika Nowy Jork skrzący się barwami sztucznego oświetlenia i fajerwerków, wystawnymi przyjęciami, szampanem lejącym się strumieniami, kawalkadą gości oraz jazzem. 
Lata dwudzieste to czas, w którym prohibicja miała się doskonale, przestępczy półświatek rozkwitał, finansjera wzbogacała się o nowych członków, którymi niezwykle łatwo było się stać: wystarczyło podjąć wyzwanie, wdać się w stosowne układy i już zmieniał się status społeczny. Z człowieka bez grosza w krótkim czasie stawało się milionerem, którego życie i droga na szczyt owiane były mgiełką tajemnicy, zamieszanym w gangsterskie machlojki, a jednak w jakiś sposób chronionym. Nigdy oferty wzbogacania się nie były tak szerokie i tak łatwo dostępne. Gatsby swoją szansę wykorzystał: z nikomu nieznanego mężczyzny, stał się jednym z najbardziej rozpoznawanych przedstawicieli nowojorskiej finansjery. Organizował pełne przepychu przyjęcia w swojej ogromnej posiadłości, na które nikogo nie zapraszał, a które zawsze cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. U Gatsby’ego, o którym nikt tak naprawdę nic nie wiedział, należało bywać i bywano.
Mężczyzna miał tylko jedną znaną słabość: kobietę.
To przez uczucie, którym ją obdarzył dostał się na szczyt, ale też przez nie, został z niego strącony. W krótkim czasie utracił władzę, a wraz z nią przyjaźń fałszywych znajomych, miłość i szacunek. Szybkość zmian zachodzących w jego życiu, budowała w nim poczucie niezadowolenia. W oczach innych stawał się zaś niebezpiecznym przeciwnikiem, którego należy się pozbyć.

Wielki Gatsby długo czekał na uznanie czytelników. Znalazł je po wielu latach i wciąż zachwyca. Choć czasy zupełnie się zmieniły, to transformacji nie uległy ludzkie zachowania: wciąż ślepo dążymy do pieniędzy, głusi na to, że tak naprawdę nie dają nam one szczęścia, że mamona bardziej prowokuje fałszywych przyjaciół do bywania wśród nas niż do poznawania nas. Pieniądze nie sprzyjają relacji miłości i przyjaźni, zaślepiają, ukierunkowują na egoistyczne pragnienia. O tym jest Gatsby, o tym zdaje się przypominać, tym kłuje w oczy. Na skutek tych nauk z niej wypływających, książka jawi się jako rażąco aktualna. Stanowi gorzką analizę ludzkiej kondycji, która wcale się nie zmienia i nic sobie nie robi z upływającego czasu.

Wielki Gatsby stanowi obraz Ameryki lat dwudziestych wcale nie wydumany. Wskazuje na charakterystyczne dla tego czasu elementy, budując je na historii uczucia, w imię którego człowiek gotowy jest do największych i najgłupszych czynów. Warto

niedziela, 21 lipca 2013

Wielkie nadzieje – Charles Dickens


Tytuł: Wielkie nadzieje
Autor: Charles Dickens
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
ISBN: 9788378395423
Ilość stron: 560
Cena: 36 zł



Mam wrażenie, że z klasyką tak to już jest, że lubimy ją odkładać na bliżej nieokreślone później. Leży na półce, kurzy się, podczas gdy my sięgamy po lektury lekkie i często pozbawione większej wartości literackiej. Sytuacja zmienia się, gdy na ekrany kin ma wejść adaptacja – wtedy czujemy się zobowiązani do jak najszybszego sięgnięcia po oryginał. Upatruję w tym jedną z najlepszych cech kina – paradoksalne prowokowanie do lektury. 
Nie inaczej sytuacja wygląda w moim przypadku – Wielkie nadzieje miałam w czytelniczych planach od bardzo dawna, ale dopiero wznowienie tej książki przy okazji zbliżającej się premiery kinowej, wymusiło na mnie przyspieszenie jej lektury.
Warto było – dla takiego bogatego słownictwa, wyjątkowego stylu i wspaniałej atmosfery jaką można spotkać tylko w klasyce.

Rzecz dzieje się w dziewiętnastowiecznej Anglii. Pip, wychowywany przez kowala Joego i jego siostrę, będąc dzieckiem pomógł zbiegłemu galernikowi, który później i tak został schwytany. Obaj jednak na trwale wyrywają się w swoich pamięciach, naznaczając piętnem swe życia.
Pip, dorastając przejął zainteresowania i zdolności swojego opiekuna. W pocie czoła, z wielką zawziętością oddawał się pracy w kuźni, gdzie pod czujnym okiem niewykształconego Joego zdobywał fach. Jego życie zmieniło się, gdy został wybrany, jako osoba mająca zabawiać ekscentryczną, a przy tym niezwykle bogatą miss Havisham, dla której czas zatrzymał się wiele lat temu. W jej posiadłości poznaje piękną, ale zimną Estellę – jej wychowankę, szkoloną na łamaczkę męskich serc, pozbawioną uczuciowości i współczucia. Młoda dziewczyna igrała z Pipem, widząc jak wielkie robi na nim wrażenie. Ten wiedząc, że ze względu na pozycję społeczną nie ma szans na przekonanie do siebie swej ukochanej, poddawał się tym torturom.
Pewnego dnia, został zawiadomiony, że przekazany mu został spory majątek, na skutek czego dorastający chłopak z dnia na dzień diametralnie zmienił swoje życie – z kowala stał się panem, który w szybkim czasie zaczął wstydzić się swojego pochodzenia. Jedynym warunkiem otrzymania obiecanych pieniędzy było nieujawnienie nazwiska protektora, w którym przez lata Pip upatrywał miss Havisham, pragnącej, by losy jego i Estelli zostały złączone.

Książkę tę charakteryzuje niezwykle plastyczny i barwny język. Dialogi przeprowadzane między bohaterami, wprowadzają w klimat i zwyczaje epoki, a pozycja społeczna, za którą trzeba zapłacić wysoką cenę przywodzi na myśl inne wybitne dzieła klasyków.
Wielkie Nadzieje, to piękna historia niespełnionej miłości, niespełnionych nadziei, zawiedzionych ambicji. O czym tak naprawdę jest ta powieść? To uniwersalna historia o oddaniu, bezinteresownej przyjaźni, spłacaniu własnych długów, honorze, miłości, odrzuceniu, biedzie, bogactwie i długo by tak jeszcze wymieniać. Skrzy się życiowymi dramatami, które mimo upływającego czasu nie przemijają. Mimo powagi poruszanych wątków, powieść ta posiada wiele elementów humorystycznych, wprowadzanych najczęściej przez osobę samego narratora, który często rozbraja swoją niewiedzą, naiwnością i dobrodusznością. Takie książki czytać po prostu warto! Polecam.

wtorek, 18 czerwca 2013

Co dalej, szary człowieku? - Hans Fallada


Tytuł: Co dalej, szary człowieku?
Autor: Hans Fallada
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 978-83-7508-618-8
Ilość stron: 360




Hans Fallada, niemiecki pisarz uważany za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli swojej profesji XX wieku, stworzył powieść, w której z prawdziwą przyjemnością można się zatracić, a która mimo upływu czasu wciąż się nie zdezaktualizowała.

Akcja toczy się w międzywojennych Niemczech, kiedy to Johannes Pinneberg, podobnie jak wielu mu podobnych robotników, musi zmagać się z bezlitosnym czasem kryzysu, który odbiera człowiekowi wszystko: od poczucia bezpieczeństwa zaburzonego trwałym widmem bezrobocia, dotykającego coraz większej rzeszy ludzi, przez poczucie godności i wolności skutecznie niszczone przez litościwych pracodawców, aż po ludzkie uczucia, na które albo nie ma czasu, albo pieniędzy.
Pinneberg niczym nie różni się od pozostałych pracowników – zaharowuje się, stara się robić wszystko, by osiągnąć jak najlepsze rezultaty, nie reaguje na pomiatanie sobą przez pracodawcę, godzi się na wszystkie dodatkowe obowiązki, przyjmuje nadgodziny, pracuje ponad normę, tylko po to, by nie utracić tego, co wypracował. Na jakiekolwiek pochwały czy awanse nie ma co liczyć. Mało tego – mimo swojej zawziętości, sumienności i pracowitości – traci posadę, o którą tak bardzo zabiegał. Sytuacja jest o tyle problematyczna, że nie ma perspektyw na jakiekolwiek zatrudnienie. Czasy w jakich przyszło mu żyć, nie gwarantowały luksusów, nie zapewniały nawet tego, co niezbędne do życia. Każdy, nawet kosztem innych, starał się przetrwać, skuteczne eliminując konkurencję. Pinneberg w całym tym świecie zdominowanym przez strach o przyszłość, pozwolił sobie na chwilę zapomnienia, pozwolił sobie na człowieczeństwo i – zakochał się, ożenił, począł dziecko. Nawet to, a może należałoby powiedzieć – przede wszystkim to – sprawiało, że potencjalni pracodawcy obracali się do niego plecami. Traktowali go protekcjonalnie, skoro mógł sobie pozwolić na założenie rodziny, to pewnie go stać. Skoro ma brzemienną żonę, to z pewnością ma warunki.
Jego ukochana, Jaginka, nie godzi się jednak na takie życie. Za plecami męża pisze do jego matki, która może okazać się dla nich ratunkiem… Gdy dowiaduje się o ich sytuacji, wzywa ich do siebie, zapewniając im mieszanie, a jemu – pracę. Wydaje się, że niczego więcej nie potrzeba im do szczęścia, szybko jednak przekonują się, że podróż do Berlina wcale nie była takim dobrym pomysłem, a ich życie z pewnością nie będzie usłane różami.
Pinnberg, będąc jednym z tłumu, jednym z tysięcy szarych ludzi, decyduje się na walkę o szczęście i jak najbardziej godne warunku do życia. Mimo że w jego głowie ciągle kołacze się pytanie „co dalej?” stara się żyć z dnia na dzień, wydając jak najmniej i podejmując kolejne próby odłożenia jakiejkolwiek gotówki.

Narracja snuta przez Falladę hipnotyzuje. Problemy jego bohaterów jawią się jako niesłychanie bliskie i aktualne. Być może dzisiejsza sytuacja nie przedstawia się aż tak ponuro, z aż tak przytłaczającą powagą, a jednak – bezrobocie, wyzysk, ciężkie warunki do życia, niemożność pozwolenia sobie na to, czego się naprawdę pragnie – jak wielu z nas zmaga się z tymi problemami?
Jak wielu z nas, szarych ludzi, co dnia nie budzi się z pytaniem „Co dalej?”.
Mimo wyzierającego z tej powieści smutku, niesie ona wielką otuchę. Wieczna tułaczka głównych bohaterów zarysowana z ogromną prostotą językową, porusza.
Niemcy przestają się jawić jako mocarstwo. Fallada pokazuje graj pędzony problemami, brakiem pieniędzy, różnicami klasowymi, wyzyskiem, nierównością i niesprawiedliwością, korupcją. W tym wszystkim brak miejsca na miłość i relację, ale tutaj właśnie Pinneberg jawi się jako ktoś wyrastający poza tłum – ktoś kto kocha, kto potrafi się poświęcić, kto dba o drugiego. Bez względu na bezrobocie, na brak pieniędzy, na ciągłą konieczność oszczędzania. Fallada zdaje się podkreślać, jak wielką wartość w takich sytuacjach ma rodzina. Przekazuje tym samym prawdy uniwersalne, czyniąc ze swojej książki powieść ponadczasową, wyrywającą się schematom. Nie jest to lektura prosta, bowiem dotyka i rozgrzebuje rany. Jest jednak niesłychanie potrzebna i w jakiś sposób – oczyszczająca.
Polecam.

czwartek, 30 maja 2013

Lista moich zachcianek – Gregoire Delacourt


Tytuł: Lista moich zachcianek
Autor: Gregoire Delacourt
ISBN: 9788389933744
Wydawnictwo: Drzewo Babel
Ilość stron: 160
Rok wydania: 2013



Lista moich zachcianek mogłaby być długa. Z pewnością by była – już samych książek, które niekoniecznie muszę, ale które chcę mieć jest bez liku. Co tu mówić o innych sprawach!

Lista bohaterki najnowszej książki Gregoire’a Delacourta swoją długością nie poraża, bo i Jocelyne Guerbette nie ma specjalnych pragnień. Jest przekonana, że bogactwo zmienia człowieka, zaprzepaszcza jego szanse na godne życie, czyniąc go chciwym i pożądliwym. Dlatego też nie marzy o wielu sprawach, ogranicza się do kwestii fundamentalnych.

Kobieta wiedze skromne życie, prowadzi pasmanterię, która zdobywa popularność dzięki blogowi, który ta postanawia prowadzić. Jej aspiracje nie są wielkie – oczekuje jedynie spokoju. Gdy więc okazuje się, że w losowaniu totolotka wygrała ponad 18 milionów euro, wcale nie biegnie do kolektury, by odebrać wygraną. Wręcz przeciwnie – zwleka niemalże do ostatniej chwili, a gdy już udaje się po odbiór należnej sumy – nie chce przelewów, prosi o wystawienie czeku, który następnie składa i chowa w bucie. Tak, by nikt go nie odnalazł i nie patrzył na nią przez pryzmat zdobytej gotówki.
Niestety, szybko okazuje się, że jej mąż odkrył tajemnicę. Mało tego – postanowił ukraść czek i uciec, zanim ona zdecyduje się go zniszczyć czy zaprzepaścić w inny sposób. Sprawa była tym prostsza, że paradoksalnie na imię ma on… Jocelyn. Problemów z wygumowaniem jednej literki na czeku nie było żadnych, spieniężenie go stało się więc jedynie kwestią czasu.
Szybko okazało się, że przekonania Jocelyne dotyczące osób posiadających dużą sumę pieniędzy, idealnie pokrywają się z rzeczywistością, prowadząc jej męża po równi pochyłej.

Delacourt maluje obraz kobiety, którą charakteryzuje niczym nieskrępowana wolność. Ma świadomość własnego bogactwa, a mimo to wie, że niekoniecznie musi z niego skorzystać. Woli raczej pleść swój los w zgodzie z własnymi przekonaniami i marzeniami, nie dopuszczając, by mamona całkowicie ją zaślepiła i pozbawiła życia, jakie kocha. Gdy Jocelyne wygrała, zaczęła tworzyć listy – potrzeb, zachcianek, szaleństw. Każda z nich miała moc sprawczą – zrealizowanie kolejnych punktów diametralnie zmieniłoby życie bohaterki, nie pozwalając na powrót do tego, co minione.
Delacourt kreśli obraz kobiety, posiadającej ogromną wiedzę życiową i intuicję, z której potrafi należycie korzystać, by uczynić swe życie takim, jakim chce.

Ciepła, senna, powoli snuta opowieść, która działa niczym balsam.

Polecam!