Potem przyszedł on, zapukał, został całkiem uprzejmie, choć niepewnie przyjęty. Bo on chciał, żebyśmy ruszyli w drogę! W drogę, gdy jest ciepło przy kominku, w drogę, gdy tu czujemy się bezpiecznie? Jednak chyba każdy w pewnej chwili chce w drogę ruszyć, ciekawość pcha do przodu. Więc ruszyliśmy, hobbit, 13 krasnoludów, czarodziej i ja.
Ruszyliśmy szlakami znanymi, choć jeszcze nie do końca przetartymi. Przez Śródziemie, zaznaczając na mapie kolejne miasteczka, domy, puszcze. Czasem było strasznie, czasem było zabawnie, czasem bardzo ludzko. Bo tak zazwyczaj jest, że nie tylko człowieki dziwnie myślą i dziwne głupoty robią. Krasnoludom też się zdarza, zdarza się i hobbitom. No, czarodzieje są na bardziej uprzywilejowanej pozycji. Jednak i w ich towarzystwie można czuć się spokojnie.
Problem tej wędrówki był jeden - ja Tolkiena już troszkę znam i już troszkę kocham. I przez Śródziemie zazwyczaj wędruję z uśmiechem na ustach. Jednak, gdyby nie? Gdybym nie przeżyła kiedyś przygód, towarzysząc Frodowi, Legolasowi i Boromirowi? Bo prawda jest taka, że Gandalf już dużo wcześniej zapraszał mnie do ruszenia w drogę. Kilka lat temu. I nie raz, a trzy razy. I za każdym razem, nie docierałam daleko. Bo było tyle innych, piękniejszych krain! Tyle ciekawszych osób!
Tym razem dotarłam do końca, podobało mi się całkiem, jednak ta książka niknie w porównaniu z moim ukochanym Władcą. Tylko ze względu na przyjaźń i przywiązanie, jakimi darzę postacie, całe Śródziemie i autora, szłam dalej. I z nimi była to podróż piękna, nie zaprzeczam.
Było trochę magicznych stworów, był ukochany przez Tolkiena motyw drogi, byliśmy my wszyscy, była przygoda. Nie wiem, co by było, gdybym dotarła tam, przed spotkaniem z Władcą. Może też by się spodobało? Nie zachwyciło, ale chociaż spodobało? Bo Tolkien ma wyobraźnię, pomysły, umie wykonać wszystko dokładnie i tak, by przekonać czytelnika, a przede wszystkim, by zarazić go swoją pasją. W "Hobbicie" czasem brakuje szybszej akcji, czasem zbudowania napięcia i ja, przyzwyczajona do innej literatury, nie umiałam go pokochać.
Teraz go kocham, naprawdę. Tylko cały czas, jest to miłość, która dużo czerpie z mojego uwielbienia do Władcy Pierścieni, a nie sama z siebie. I gdybym miała polecać, mimo wszystko przeczytajcie najpierw Władcę.
"Hobbit, czyli tam i z powrotem" J.R.R.Tolkien, ISKRY, 1997, tł.M.Skibniewska
PS. Niestety, takiego wydawniczego niechlujstwa nie spodziewałam się ze strony ISKIER, korekta żadna.