Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ISKRY. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ISKRY. Pokaż wszystkie posty

Największa przygoda ostatnich lat.

To był jeden nieuważny krok. Chwiejny, troszkę zmęczony, jeden! A potem był tylko zachwyt, uśmiechy w duchu i troszkę kpiny. BBC pokazało swoim widzom najnowszy serial kostiumowy - Trzech Muszkieterów. Chciało powiedzieć: Nie przejmujcie się tym fiaskiem amerykańskim w którym zagrali wszyscy wasi ulubieni aktorzy! My damy wam coś ładniejszego z nowymi twarzami, które zdążycie pokochać! 

O serialu jeszcze za wcześnie mówić. Widziałam dopiero dwa odcinki. Jednak już po tym pierwszym zaczęłam rozglądać się za moim egzemplarzem "Trzech muszkieterów". Starym, zakurzonym, wyciągniętym z piwnicy. Nie wiem, dlaczego nie czytałam tego w dzieciństwie. Chyba po prostu zagubił się wtedy w piwnicy Babci, więc moją miłość do literatury płaszcza i szpady musiałam przeżywać bez najważniejszej lektury. Zaczęłam jednak niedawno, po latach nieobecności w świecie walk i honoru...

...było dużo krwi, dużo ukochanego tła historycznego, które nigdy nie przekraczało jednak cienkiej granicy, by nie przytłoczyć. Była miłość płomienna, którą odczuwać można jedynie mając szpadę przy boku, były walki, przyjaźń na całe życie, marzenia spełnione i tajemnice. Dużo tajemnic.

Wszystko zamknięte w krainę dzieciństwa, jakby przypadkiem kolejny krok przeniósł nas właśnie tam. Bo to jest jedna z tych książek, które przypominają ci o ukochanych latach twojego życia, nie zmieniają się nigdy, nawet gdy ty dorastasz. Pozwalają ci mimo niewygodnego marszczącego się kostiumu biegać po krętych uliczkach Paryża, zaglądać do komnaty królowej czy chatki chłopa.

Więc biegałam i zaglądałam. Wzruszałam się i denerwowałam, planując kolejne misje. Czasem śmiałam, czasem płakałam, często drżałam ze strachu. Znalazłam wreszcie ukochanego muszkietera, teraz umiem pewnym głosem powiedzieć - uwielbiam Atosa. I gdy zamknęłam książkę jednego byłam pewna - od czasu "Kapitana Fracasse" nie bawiłam się tak dobrze. A nawet, w życiu się nie bawiłam tak dobrze!

"Trzej muszkieterowie" A.Dumas, Iskry, 1987, str.496, tł.J.Guze

Tam i z powrotem, czyli opowieść hobbita

W kominku trzaskał ogień, za oknem ciemność, gdzieś w kącie świeciły lampki, ludzie rozmawiali, ktoś grał, ktoś czytał. Po prostu, było miło.
Potem przyszedł on, zapukał, został całkiem uprzejmie, choć niepewnie przyjęty. Bo on chciał, żebyśmy ruszyli w drogę! W drogę, gdy jest ciepło przy kominku, w drogę, gdy tu czujemy się bezpiecznie? Jednak chyba każdy w pewnej chwili chce w drogę ruszyć, ciekawość pcha do przodu. Więc ruszyliśmy, hobbit, 13 krasnoludów, czarodziej i ja.

Ruszyliśmy szlakami znanymi, choć jeszcze nie do końca przetartymi. Przez Śródziemie, zaznaczając na mapie kolejne miasteczka, domy, puszcze. Czasem było strasznie, czasem było zabawnie, czasem bardzo ludzko. Bo tak zazwyczaj jest, że nie tylko człowieki dziwnie myślą i dziwne głupoty robią. Krasnoludom też się zdarza, zdarza się i hobbitom. No, czarodzieje są na bardziej uprzywilejowanej pozycji. Jednak i w ich towarzystwie można czuć się spokojnie.

Problem tej wędrówki był jeden - ja Tolkiena już troszkę znam i już troszkę kocham. I przez Śródziemie zazwyczaj wędruję z uśmiechem na ustach. Jednak, gdyby nie? Gdybym nie przeżyła kiedyś przygód, towarzysząc Frodowi, Legolasowi i Boromirowi? Bo prawda jest taka, że Gandalf już dużo wcześniej zapraszał mnie do ruszenia w drogę. Kilka lat temu. I nie raz, a trzy razy. I za każdym razem, nie docierałam daleko. Bo było tyle innych, piękniejszych krain! Tyle ciekawszych osób!

Tym razem dotarłam do końca, podobało mi się całkiem, jednak ta książka niknie w porównaniu z moim ukochanym Władcą. Tylko ze względu na przyjaźń i przywiązanie, jakimi darzę postacie, całe Śródziemie i autora, szłam dalej. I z nimi była to podróż piękna, nie zaprzeczam.

Było trochę magicznych stworów, był ukochany przez Tolkiena motyw drogi, byliśmy my wszyscy, była przygoda. Nie wiem, co by było, gdybym dotarła tam, przed spotkaniem z Władcą. Może też by się spodobało? Nie zachwyciło, ale chociaż spodobało? Bo Tolkien ma wyobraźnię, pomysły, umie wykonać wszystko dokładnie i tak, by przekonać czytelnika, a przede wszystkim, by zarazić go swoją pasją. W "Hobbicie" czasem brakuje szybszej akcji, czasem zbudowania napięcia i ja, przyzwyczajona do innej literatury, nie umiałam go pokochać.

Teraz go kocham, naprawdę. Tylko cały czas, jest to miłość, która dużo czerpie z mojego uwielbienia do Władcy Pierścieni, a nie sama z siebie. I gdybym miała polecać, mimo wszystko przeczytajcie najpierw Władcę.

"Hobbit, czyli tam i z powrotem" J.R.R.Tolkien, ISKRY, 1997, tł.M.Skibniewska
PS. Niestety, takiego wydawniczego niechlujstwa nie spodziewałam się ze strony ISKIER, korekta żadna.