O serialu jeszcze za wcześnie mówić. Widziałam dopiero dwa odcinki. Jednak już po tym pierwszym zaczęłam rozglądać się za moim egzemplarzem "Trzech muszkieterów". Starym, zakurzonym, wyciągniętym z piwnicy. Nie wiem, dlaczego nie czytałam tego w dzieciństwie. Chyba po prostu zagubił się wtedy w piwnicy Babci, więc moją miłość do literatury płaszcza i szpady musiałam przeżywać bez najważniejszej lektury. Zaczęłam jednak niedawno, po latach nieobecności w świecie walk i honoru...
...było dużo krwi, dużo ukochanego tła historycznego, które nigdy nie przekraczało jednak cienkiej granicy, by nie przytłoczyć. Była miłość płomienna, którą odczuwać można jedynie mając szpadę przy boku, były walki, przyjaźń na całe życie, marzenia spełnione i tajemnice. Dużo tajemnic.
Wszystko zamknięte w krainę dzieciństwa, jakby przypadkiem kolejny krok przeniósł nas właśnie tam. Bo to jest jedna z tych książek, które przypominają ci o ukochanych latach twojego życia, nie zmieniają się nigdy, nawet gdy ty dorastasz. Pozwalają ci mimo niewygodnego marszczącego się kostiumu biegać po krętych uliczkach Paryża, zaglądać do komnaty królowej czy chatki chłopa.
Więc biegałam i zaglądałam. Wzruszałam się i denerwowałam, planując kolejne misje. Czasem śmiałam, czasem płakałam, często drżałam ze strachu. Znalazłam wreszcie ukochanego muszkietera, teraz umiem pewnym głosem powiedzieć - uwielbiam Atosa. I gdy zamknęłam książkę jednego byłam pewna - od czasu "Kapitana Fracasse" nie bawiłam się tak dobrze. A nawet, w życiu się nie bawiłam tak dobrze!
"Trzej muszkieterowie" A.Dumas, Iskry, 1987, str.496, tł.J.Guze